5 stycznia to pojęcie względne, ot raptem wybiła północ i formalnie rozpoczął się nowy dzień. Do tego Valerie była w stanie szybko ściągnąć odpowiednią maszynę, jednak jej rozstawienie to osobna para kaloszy, o ile chcieć użyć ją na kimś o ludzkich gabarytach. Pomijając doprowadzenie wody, pozornie dziadostwo wyglądało normalnie, ale diabeł tkwił w szczegółach! Górną, przesuwaną część Niemka musiała zamontować znacznie wyżej, a to wymagało prowizorycznych korekt, dokonanych z pomocą jej fachowca. Long story short, uwinęła się w terminie i przygotowała własnego lapka, co by precyzyjnie ciąć poprzez precyzyjne ruchy myszką i klawiaturą w odpowiednim programie. Przy odrobinie szczęścia może chłopakowi łba nie utnie, skoro sprzęt miał radzić sobie nawet z tytanem? A jeśli tylko drobne odłamki będą uprzykrzeniem, pomimo skombinowania jakiegoś żelastwa jako prowizoryczną osłonkę, to można ją po nóżkach w ramach wdzięczności całować.
Oczywiście dała nieco wcześniej znać Lacroixowi, sms’em, że może wpadać ze swoim problemem naszyjnym. Równie dobrze mógł zgarnąć swój sprzęt, mianowicie lapka, co by w międzyczasie kombinować jak wirtualnie uprzykrzyć życie Ordowcom, i tak spędzi nieco czasu w większości nieruchomy.
Czekając na jego przybycie Valerie usiadła za swoim biurkiem i zaczęła ogarniać tzw. papierologię. Sklepik hotelowy-stacjonarny i tak był tej nocy zamknięty, więc zawsze to odrobina spokoju...
@Enzo Lacroix