Pewnego razu na karaoke, Alistair & Vincent

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Alistair Khatri

Alistair Khatri
Liczba postów : 41
Tytuł: Pewnego razu na karaoke
Data: 15 grudnia 2017 r.
Miejsce: Paryż, bar z karaoke
Kto: Alistair Khatri & Vincent Baum

Nie był największym fanem zimy, ale mógł ją przeżyć, pod warunkiem, że miał na sobie ciepły sweter, mógł wypić gorącą herbatę i mógł się generalnie jakoś rozgrzać. Co nie było zbyt łatwe i normalne dla wampira, przecież jego temperatura ciała była niższa niż ta ludzka. Lubił jednak komfort jaki dawały mu ciepłe swetry, gorąca herbata. Jednak nie w tym rzecz.

Rzecz w tym, że nieszczególnie lubił z tego komfortu rezygnować, jednak siedzenie w mieszkaniu Sonyi i pisanie, pisanie, pisanie nie było tego wieczoru najlepszym pomysłem. Jeśli kiedyś ktoś się zastanawiał czy łzy wampirów są ciepłe czy zimne, odpowiedz na to pytanie mógł dać tego dnia Alistair. Ale wolał nie dawać żadnej odpowiedzi i udawać, że czuje się świetnie i nic się nie działo, i że ani trochę, wcale nie tęskni za tą jedyną osobą, którą w życiu był w stanie kochać w ten sposób.

Nie lubił sposobu, w który śnieg skrzypiał mu pod ciężkimi butami. Nie lubił tego, że ciagle sypał, a on nie ubierając czapki popełnił ogromny błąd, bo płatki śniegu wpadały w gęstwinę jego lekko rozczochranych loków. No ale te już wkrótce miały się stopić, bo nim zdążył się potężnie zirytować na tę zimnicę i śnieg, i generalnie wszystko wokół, zobaczył miejsce do którego zmierzał.

Bar z karaoke. Liczył na hałas, który przytłumi jego myśli, liczył na przebodźcowanie, może nawet na zaspokojenie głodu, choć w gruncie rzeczy wciąż go nie odczuwał po tym jak dwa dni wcześniej się posilił. Gdy wszedł do środka od razu uderzył go zapach alkoholu. Starał się wytrzepać buty na wycieraczce przy wejściu, słysząc głos jakiegoś śpiewającego mężczyzny na scenie. Spróbował pozbyć się płatków śniegu z włosów, ale to nie wyszło mu już tak dobrze. Dlatego zrezygnował z tego i od razu skierował się do baru, gdzie zamówił whisky z lodem i gdy dostał swoje zamówienie, odszedł w stronę jednego z wolnych stolików, nie za bardzo zwracając uwagę na otoczenie.

Vincent Baum

Vincent Baum
Liczba postów : 56
Kto jak kto, ale Vincent był niezwykle wrażliwy na muzykę. Lubił ciekawe połączenia dźwięków, matematykę między nimi. Nuty układały się w najlepszych symfoniach jak liczby w najgenialniejszych równaniach, wszystko idealnie ze sobą współgrało. Szkoda, że w tym paryskim barze ten, kto śpiewał miał umiejętności muzyczne takie jak matematyka uprawiana przez niemowlaka.

Vincent siedział przy barze, pijąc drink za drinkiem i zastanawiając się, czemu do cholery zatrudniali tu do śpiewania takich nieudaczników. Nie miał pojęcia, co znaczyło "karaoke". Myślał, że to jakaś japońska szkoła muzyczna, ale nie wierzył, żeby którakolwiek kultura mogła wykrzesać z siebie coś tak nieharmonijnego.

Już miał się zbierać, żeby oszczędzić swoje wysublimowane ucho przed kolejnym fatalnym wykonawcą, gdy nagle zobaczył naprawdę przystojnego faceta przy barze. Rozpuszczający się śnieg w kręconych włosach, ciemne oczy, w których można było zatonąć i ta broda... Cholera, ta broda...

Gość usiadł przy stoliku, więc Vincent uznał, że nie zmarnuje tego wieczoru. Jedyne, co mogło go uratować to flirt i być może coś więcej z gorącym facetem. A potem mógłby napić się z niego krwi. Lub nie. Zależało od jego nastroju. Dlatego podszedł do stolika i oparł się o ławkę naprzeciwko nieznajomego.

- Hej... zobaczyłem cię przy barze i intuicja podpowiedziała mi, że oto człowiek, z którym warto by było porozmawiać - posłał mężczyźnie jeden ze swoich olśniewających uśmiechów. - Oczywiście nie naciskam. Ale, cholera, mam oko do ludzi, wiesz? I wydaje mi się, że jesteś kimś wyjątkowym.

Alistair Khatri

Alistair Khatri
Liczba postów : 41
Gdy w spokoju sobie usiadł i upił łyk alkoholu, nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek go zaczepi. Nie miał nic przeciwko, ale z jakiegoś powodu był zbyt zajęty patrzeniem na mężczyznę na scenie, który zaczął fałszować do piosenki z Grease żeby zauważyć szatyna idącego w stronę jego stolika. Prawdopodobnie powinien być bardziej ostrożny, ale nieszczególnie zależało mu ostatnio na jakiejkolwiek ostrożności.

Spojrzał na niego, wsłuchując się w jego głos i sam uśmiechnął się czarująco, słysząc na wstępie ten flirciarski tekst, który mężczyzna mówił pewnie każdemu kogo chciał poderwać. Alistair nieszczególnie miał cokolwiek przeciwko małemu flirtowi, bo nie wątpił w intencje mężczyzny. Coś mu jednocześnie podpowiadało, że ten również był wyjątkowy, tylko Khatri nie był w stanie jeszcze stwierdzić w jakim sensie. Wilkołak, wampir, czy może po prostu bardzo charyzmatyczny i odważny człowiek? Miał nadzieje, że nie łowca, ale instynkt podpowiadał mu, że nie stanie mu się żadna najmniejsza chociażby krzywda.

— Ty również wyglądasz na kogoś wyjątkowego — skomentował, obczajając go uważnie. Może nie od stóp do głów, nie w sensie dosłownym, ale na pewno z wyraźnym zainteresowaniem.

Ruchem dłoni wskazał na miejsce naprzeciwko siebie, dając mu jasny znak żeby usiadł. Zwykle nie lubił rozmów z obcymi, nie lubił w ogóle poznawać nowych ludzi i kochał tę swoją samotność, ale w gruncie rzeczy… może dobrze byłoby porozmawiać? Nawet nie myślał o pożywieniu się na mężczyźnie, zwykle żywił się na… Złych ludziach. A przynajmniej starał się to robić.  

— Niektórzy nie powinni wychodzić na scenę, nie uważasz, przystojniaku? — zapytał, ale przestał się uśmiechać. Nie dlatego, że nie chciał rozmawiać, bardziej dlatego, że nie lubił się za dużo uśmiechać. Raczej przepadał za wygładzaniem na kogoś poważnego.

Vincent Baum

Vincent Baum
Liczba postów : 56
Vincent od razu usiadł przy stoliku, uśmiechając się uroczo. Oj, to upolował tego wieczoru niezłego gościa! No i ten jeszcze uważał, że był przystojny! No po prostu strzał w dziesiątkę!

- Może opowiesz mi, o co chodzi z tym, że grają tu tak beznadziejni wykonawcy? Czy to jakaś muzyka nowoczesna? W stylu muzycznej wersji "Fontanny" Duchampa? - spytał, spoglądając na scenę z lekkim skonfundowaniem. Typ właśnie ryczał na cały głos "You're the one that I want" i fałszował na co drugiej zwrotce. Co za tortura dla uszu? - Wiesz, ja rozumiem, że wariacje muzyczne są okej, ale ten tutaj nie trafia absolutnie w żadną nutę. A powiem ci, że się na tym znam. Gram na piętnastu instrumentach, skończyłem Akademię Muzyczną w Londynie i cóż... nie chwaląc się, jestem prawdziwym znawcą.

Pewnie, że się chwalił. Chciał zaimponować nowemu towarzyszowi. Może mogło to poprowadzić potem do prywatnego koncertu? Cóż, jedyne, co mogło rozjaśnić mu ten wieczór to przystojny facet w w jego łóżku.

Alistair Khatri

Alistair Khatri
Liczba postów : 41
Teraz to Alistair spojrzał na mężczyznę lekko skonfundowany. Nie wiedział czym był bar karaoke? Przecież nie wyglądał na tak starego... Chyba, że... Przekrzywił lekko głowę, wpatrując się w niego już bez tego skonfundowanego wyrazu twarzy. Przecież on sam nie nadążał za wszystkimi nowinkami na świecie. Chociaż u niego to były głównie social media. Co takiego było fascynującego w ten aplikacji z ptaszkiem, tej dla polityków i celebrytów?

— Tu każdy może śpiewać. Na ekranie wyświetla się tekst wybranej piosenki, dostajesz mikrofon i jedziesz. Gorzej, że ludzie najchętniej śpiewają wtedy, gdy są pijani. Powinni być badani alkometrem tuż przed wejściem na scenę... Ale przynajmniej można się pośmiać — stwierdził i wzruszył ramionami.

Znów się napił, patrząc wciąż na mężczyznę uważnie, jednocześnie go obserwując i może trochę pożerając go wzrokiem, ale nie w taki nachalny sposób, którego sam nienawidził. Bardziej... Subtelnie. Słuchał go uważnie i uniósł brwi lekko, słysząc na ilu instrumentach gra.

— Anglik? — zapytał, już po angielsku, bo nie było sensu ciągnąć rozmowy po francusku jeśli oboje znali angielski. Tym bardziej, że nieważne jak Alistair dobrze znał język francuski, zdecydowanie wygodniej było mu się porozumiewać po angielsku. Wygodniej nawet niż w hindi. Co było dość paradoksalne, ale wcale nie tak dziwne jak mogło się wydawać. Od 1918 roku ani razu nie był przecież w Indiach, choć zapewne powinien. Nachylił się konspiracyjnie w jego stronę, uśmiechając się z ledwie skrywanym rozbawieniem. — Wiesz, myślę, że powinniśmy go wybuczeć jak skończy. A ty powinieneś poprosić o gitarę, czy jaki jest jeden z tych piętnastu instrumentów na których grasz, samemu wyjść na scenę i zagrać coś fenomenalnego. Nie żebym cię podpuszczał... — rzucił, jakby od niechcenia, ale dobrze to sobie przemyślał. Chciał bowiem go usłyszeć. Może też potrafił śpiewać? Cóż, gorzej niż gość od piosenki z Grease na pewno nie zawodził...

Vincent Baum

Vincent Baum
Liczba postów : 56
Vincent pokiwał głową, wciąż lekko skonfundowany. Skąd miał wiedzieć wcześniej czym było to całe karaoke? Ludzie uważali wiedzę o czymś takim za pewnik.

- Wszystko stało się jasne - rzekł, spoglądając kątem oka na beztalencie wyjące na scenie. - To obraza dla muzyki. Niby śpiewać każdy może, ale chyba nie każdy.

Okazało się, że nieznajomy mówił po angielsku i to po londyńsku, jak Vincent. Wreszcie nie trzeba było gadać w mowie pożeraczy bagietek, żab i ślimaków. To była ulga.

- Tak, Anglik. Mam na imię Vincent - przedstawił się. Na wzmiankę o buczeniu wykwitł na jego twarzy szeroki uśmiech. Może nawet odsłonił lekko kły, ale... wielu ludzi miało widoczne kły, prawda? Taki zgryz i tyle. - Podoba mi się ten pomysł, choć... nie śpiewam. Nie mam do tego głosu.

W Akademii Muzycznej nie puścili go nawet na zajęcia ze śpiewu. Nie żeby jakoś fałszował, ale nie potrafił dobrze modulować głosu. Sprawdzał się kiedyś w chórkach zespołu rockowego, ale tylke z tego było. Śpiew nie był jego mocną stroną, a Vincent nie lubił pokazywać słabości.

Alistair Khatri

Alistair Khatri
Liczba postów : 41
Alistair zaczął się śmiać z nieznaną nawet sobie wesołością. No dobra, może znaną, ale z pewnością rzadko spotykaną, przynajmniej w ostatnim czasie. Z tym, że Vincent miał rację.

— Sama prawda — skomentował, przenosząc wzrok na scenę. Patrzył na mężczyznę z politowaniem i przez moment zrobiło mu się nawet przykro, bo facet był zwyczajnie zalany. Może śpiewałby lepiej gdyby wypił mniej? Niektórzy ludzie naprawdę nie znali umiaru.

Z tym, że sam Alistair też go nie znał, bo jak już zaczynał pić krew, ciężko było mu się oderwać. Nie pamiętam jednak jak to było być człowiekiem i faktycznie nie móc oderwać się od alkoholu. Chyba nie pamiętał tego też z prostego powodu jakim był fakt, że po prostu zawsze znał umiar w piciu alkoholu.

— Alistair — przedstawił się. W gruncie rzeczy ostatni raz przedstawiał się tym imieniem lata temu, długie lata. Ostatnio, aż do przyjazdu do Paryża, był dla wszystkich, którzy nie znali jego prawdziwej tożsamości Alexandrem, ale chyba mu się znudziło. Może to faktycznie był dobry czas na powrót do swojego ulubionego imienia? Przecież to by ładnie wyglądało. Alistair Khatri. Autor kryminałów.

Prawie byłby zabłądził w rozważaniach, gdyby nie zauważył tego, że Vincent lekko odsłonił kły. Nie mógł mieć pewności czy był wampirem, czy też nie, ale nie zaszkodziło spróbować. Tym bardziej, że instynkt podpowiadał mu, że właśnie z tego pochodziła wyjątkowość Vincenta. Zrobił więc to samo, też na kilka sekund, gdy szeroko się uśmiechał. Kły na moment stały się odrobinę dłuższe, a gdy przestał się uśmiechać, wróciły do normalności. Zwaliłby na złudzenie optyczne. Albo chęć zostania złapanym przez łowców.

— Szkoda. Miło byłoby cię usłyszeć — stwierdził i napił się, patrzył jednak nie na Vincenta a na scenę, na której właśnie mężczyzna odkładał mikrofon na stojak. — Czas utrwalić stereotypy o Brytyjczykach — rzucił i pokazał kciuk w dół. Potem zabuczał, ale krótko. Nie był w końcu Brytyjczykiem.

Vincent Baum

Vincent Baum
Liczba postów : 56
A więc Alistair. To było eleganckie imię. Ciekawe też, że "przez przypadek" jego właściciel pokazał Vincentowi swoje ostre uzębienie. Czyli nie było tu nic do picia. Trochę szkoda, ale jednocześnie fajnie było poznać innego wampira. Rzadko takich widywał. Właściwie to może dlatego, że ich nie szukał, a ci umieli się ukrywać.

Vincent roześmiał się na słowa o stereotypach o Brytyjczykach i sam zabuczał, o wiele głośniej.

- Złaź ze sceny, bałwanie! - krzyknął po angielsku. To było miłe. Lubił utrwalać stereotypy o Brytyjczykach. - Dobra, Al, musimy pokazać im, kto tu naprawdę rządzi. Więc wstawaj i szoruj na scenę. Lecimy w duet.

Vincent chyba miał słabą głowę. Albo chciał się popisać przed nowym znajomym. Może nie talentem, ale odwaga była także atrakcyjna.

Alistair Khatri

Alistair Khatri
Liczba postów : 41
Alistair unikał wampirów. Chyba po prostu nie chciał się tym z nikim dzielić, nie chciał znów się do kogoś przywiązać i znów kogoś stracić. Nie był do końca pewien, czy by sobie z tym poradził, a do ludzi... Do ludzi łatwiej było się nie przywiązywać. Byli śmiertelni, a on nie chciał nikogo nigdy skazywać na to nieśmiertelne piekło pełne wyrzutów sumienia i innych potworności. Jednak Vincent mu się podobał. Nie wiedział dlaczego, ale było w nim coś ciekawego. Nie, żeby Khatri chciał się do niego jakkolwiek przywiązywać.

Zaczął się śmiać, gdy Vincent wykrzyczał te słowa i buczał znacznie głośniej od niego samego. Cóż, musiał się uczyć. Mimo tak długiego pobytu w Anglii był wciąż za mało brytyjski. Chociaż, może to nawet lepiej? O bogowie... Przecież gdyby się tak zupełnie przemienił, to mógłby mówić, że był niemal jak Gregor Samsa. Nie obrażając Gregora Samsy, oczywiście...

Cholera, jeśli Al tak bardzo nie lubił Anglików, to czemu właśnie z jednym rozmawiał i uważał za całkiem... uroczego. I nawet nie miał nic przeciwko temu, że nazwał go Alem? Uśmiechnął się, dopił zawartość swojej szklanki do końca, wstał i ruszył w kierunku sceny, równie odważnie co Vincent.

Gdy oboje się już zgłosili do duetu i mieli wybierać piosenkę, popatrzył na Vincenta i skinął ruchem głowy w kierunku ekranu.

— Wybieraj piosenkę. Ja się dostosuję — rzucił, choć w gruncie rzeczy trochę się bał, że wybierze coś, czego nie zna. No ale wtedy w najgorszym wypadku się skompromituje. W najlepszym? Zyska doświadczenie na całe długie, wieczne życie. Czasami przeklinał swoich rodziców za danie mu przy narodzinach tego przeklętego imienia o tej przeklętej symbolice. Jakkolwiek to głupio brzmiało, uważał, że to z imienia Ayush brały się wszystkie jego obecne problemy.

Vincent Baum

Vincent Baum
Liczba postów : 56
Dla Alistaira Vincent mógł nawet zaśpiewać. Dawno nie widział tak przystojnego faceta, a w dodatku wampira! Mogło to usunąć wiele potencjalnych nieporozumień, które miewał ze swoimi byłymi. Cóż, wolał nie wspominać, że jego ojciec był kolonialnym magnatem. Zresztą sam Vincent wolał o tym nie pamiętać.

Wkroczył na scenę, mówiąc przedtem, żeby nie dawali im muzyki w tle. Pożyczył klasyczną gitarę podłączoną do wzmacniacza.

- Znasz Crazy little thing called love? - spytał Alistaira, sprawdzając czy gitara była nastrojona. Na szczęście ten cały klub karaoke dbał o instrumenty.

Alistair Khatri

Alistair Khatri
Liczba postów : 41
Alistair podziwiał Vincenta za samo to, że zamierzał grać na gitarze, mimo że był bardziej wstawiony niż on sam. To było wręcz fantastyczne i niezwykle mu imponowało. Miał nadzieję, że szatyn był młodym wampirem, bo jeśli miał ponad sto lat, mógł mieć powiązania z Brytyjską Kompanią Wschodnioindyjską, a to było... Cóż, może nie wielkim nie, ale jednak przypominało o czymś utraconym...

Chyba o wolności. O tym, co mógł mieć w życiu jako człowiek, gdyby nigdy nie wziął udziału w Wielkiej Wojnie. No, może już nie takiej Wielkiej, bo kolejna była przecież większa, ale dla niego I Wojna Światowa zawsze miała być tą Wielką, w której stracił tak naprawdę wszystko. Swoją tożsamość. Człowieczeństwo.

Uśmiechnął się z powątpiewaniem, słysząc jego pytanie.

— A ktoś nie zna? — zapytał. Miał to szczęście, że kochał słuchać muzyki. No i całkiem lubił śpiewać, choć raczej nie śpiewał bez dobrego powodu.

Teraz był jednak fantastyczny powód, by śpiewać. Uśmiechał się, mając ochotę już zacząć, ale czekał na sygnał od Vincenta. To on był tu muzykiem, nie?

_________________
I will live in the Past, the Present, and the Future!
The Spirits of all Three shall strive within me. Heaven, and the Christmas Time be praised for this!

Vincent Baum

Vincent Baum
Liczba postów : 56
Gitara naturalnie leżała w jego rękach. To było przyjemne, trzymanie instrumentu było dla muzyka przecież najbardziej komfortowym stanem. Dlatego dał znak i zaczął grać. Znał doskonale akordy. A nawet jeśli by nie znał, miał doskonały słuch muzyczny.

Piosenka wyszła im tak, że cały klub się kołysał. Vincent mógł wymodelować przy niej głos, co trochę ułatwiało mu dobre śpiewanie. No i Alistair był też naprawdę niczego sobie. Nie tylko pod względem wyglądu.

Uzyskali brawa. Vincent skłonił się w tej samej manierze, jak kiedy występował w orkiestrze. Posłał szeroki uśmiech Alistairowi.

Może chcesz wybrać się na drinka? Tutaj nie podają najlepszych, a ja miałem sporo czasu, żeby nauczyć się robić naprawdę dobre — zaproponował. Cóż, scena zawsze dawała mu zastrzyk adrenaliny. Jakoś trzeba było to wykorzystać. Oczywiście gdyby tylko Alistair miał ochotę.

Alistair Khatri

Alistair Khatri
Liczba postów : 41
Alistair przeklinał siebie za brak samokontroli, gdy tak patrzył na Vincenta. Śpiewanie im wyszło, naturalnie, ale coś sobie obiecywał. I tym czymś była samotność. Żadnych więcej wampirów w jego życiu. Ludzie tylko przelotnie, bo i tak umierali zbyt szybko. No i co było z tych obietnic? Gówno, za przeproszeniem, bo teraz stał obok faceta i wampira, który proponował mu wykonane przez siebie samego drinki. A on nie umiał odmówić. Nie potrafił.

— Prawdziwy człowiek renesansu. I na trzynastu instrumentach zagra, i drinka zrobi... Co jeszcze ciekawego potrafisz? — rzucił z uśmiechem i kiwnął głową, zgadzając się bez wahania. Cóż, pewnie powinien był się choć odrobinę zawahać, ale Vincent był... uroczy. Po prostu miał jakiś taki niestworzony, zawadiacki wręcz urok.

Jednocześnie, choć Alistair nie chciał mu robić psychoanalizy, widział w nim coś takiego charakterystycznego dla gościa, który próbuje ukryć swoją przeszłość i wewnętrzne skomplikowanie za fasadą pewności siebie i może też trochę bycia wrednym. Polubił go jednak. Nawet nie dlatego, że był miły dla niego, nie. Raczej dlatego, że całkiem miło mu się z nim rozmawiało i w sumie ciekawiło go to, w jakim kierunku pójdzie ich wspólne picie zrobionych przez szatyna drinków.

— Chętnie. Bardzo chętnie — odpowiedział w końcu, gdy zeszli już ze sceny, chyba tylko po to, żeby potwierdzić swoje wcześniejsze słowa i to kiwnięcie głową. Chciał, żeby wszystko było jasne, tak po prostu. — Prowadź.

_________________
I will live in the Past, the Present, and the Future!
The Spirits of all Three shall strive within me. Heaven, and the Christmas Time be praised for this!

Vincent Baum

Vincent Baum
Liczba postów : 56
Vincent bynajmniej nie obiecywał sobie samotności. On po prostu był samotny. Próbował walczyć z tą samotnością, ale ona wciąż powracała. Nie znaczyło to, że nie mógł chwilkę się oszukać. Alistair był przystojny, tylko głupiec by powiedział, że nie. Vincent pragnął się przy nim zapomnieć. Muzyka chyba naprawdę łączyła ludzi. Lub w tym przypadku wampiry...

- Wiele rzeczy. Jestem utalentowany w wielu dziedzinach. Niektóre mogą ci się spodobać - uśmiechnął się.

Uwielbiał flirtować. To było o wiele łatwiejsze niż te wszystkie szczere, ciężkie rozmowy. Tamte były po prostu przereklamowane. Alistair pewnie też miał swoje bóle i żale. Każdy wampir chyba nosił ze sobą jakąś traumę. W każdym razie, Vincent nie chciał ich wyciągać, ale naprodukować endorfin, żeby było łatwiej z nimi żyć.

- W takim razie zapraszam - rzekł i poprowadził go za rękę z baru.

Przeszedł na ciemne, chłodne ulice Paryża. Lubił zimę, ponieważ słońce krócej świeciło, więc mógł częściej wychodzić na zewnątrz. Spacery były przecież znaną wiktoriańską rozrywką, do której zawsze miał sentyment.

- Kiedy cię przemieniono, Alistairze? Jesteś średniowiecznym alchemikiem? Starożytnym poetą? A może kimś z późniejszych czasów? - spytał już bezpośrednio odnosząc się do jego wampiryzmu. Zdążył się tego domyślić, głównie z widoku kłów.

Alistair Khatri

Alistair Khatri
Liczba postów : 41
Był zwinny we flirtowaniu. Kolejna rzecz, która podobała się Alistairowi. Chciałby się okłamywać, że wcale mu się to nie podobało, ale zawsze miał jakąś słabość do ludzi i wampirów śmielszych od siebie samego. Nic nie odpowiedział na ten flirt, ale szczerze się uśmiechnął. A przynajmniej najszczerzej jak potrafił, myśląc o tym, że pewnie to jedyny wieczór kiedy będzie z nim rozmawiał, bo stchórzy przed zaprzyjaźnieniem się z nim.

Było w tym coś paradoksalnego wręcz, bo to nie tak, że Al nie lubił innych osób. Uwielbiał ludzi, kiedyś uwielbiał życie. Nie swoje, nie do końca, ale lubił życie. Lubił spacery z przyjaciółmi, rozmowy, kiedyś na żywo lub listownie, później telefoniczne. Lubił poznawać nowych ludzi, prowadzić z nimi dyskusje o wszystkim i o niczym, szczególnie takie, w których mógł popisać się swoją wiedzą, którą przez te wszystkie lata nabywał raczej z nudów niż z jakiejś wewnętrznej potrzeby, ambicji. Od kiedy jednak znalazł Sonyę martwą, nie potrafił poznawać ludzi. A gdy już mu się to udało, tchórzył i uciekał. Myślał o pójściu do psychologa, ale pewnie by go od razu zamknęli w szpitalu psychiatrycznym, gdyby był w pełni szczery, tak jak trzeba być szczerym podczas terapii. Kto by mu uwierzył, że jest wampirem i przytłacza go życie wieczne? I że nie może sobie poradzić, ze śmiercią ukochanej, która zmarła dwadzieścia lat wcześniej? Przecież wyglądał na maksymalnie trzydziestkę. Naprawdę ktoś by mu uwierzył, że miał ukochaną w wieku dziesięciu lat? Podstawówkowe miłostki nie były aż tak wielkie.

Tym razem jednak zdecydował się nie uciekać, nie od razu. O dziwo, nawet pozwolił Vincentowi złapać go za dłoń. Zwykle nikomu nie pozwalał, ale Vincent miał miłe w dotyku dłonie. Miękką, acz zimniejszą niż u człowieka skórę. Typowe dla wampira, a jednak Alistairowi zdarzało się zapominać, że nie tylko temperatura jego ciała jest mniejsza niż u człowieka. Myślenie o tym bowiem wprawiało go w zamyślenie o tym, że przecież, technicznie rzecz biorąc, był martwy.

Idąc tak, nic nie mówił. Dopiero spojrzał na Vincenta, gdy ten zadał mu pytanie, które wyrwało go z zamyślenia.

— Żołnierzem British Indian Army, który umarł na hiszpankę — odpowiedział szczerze, nie uśmiechając się jednak. Dopiero po chwili nieznaczny uśmiech wszedł na jego usta. — A ty? Niech zgadnę... Grałeś w jakiejś orkiestrze? Tylko nie wiem, kiedy i w jakiej... — Tego, czy grał w orkiestrze, też nie wiedział, bo skąd miałby. Po prostu Vincent miał energię profesjonalnego muzyka. Może skrzypka? Chyba tak, skrzypka... Pewnego siebie, może trochę aroganckiego, ale piekielnie utalentowanego. A jeśli nie utalentowanego, to na pewno mającego wykształcone przez setki godzin spędzonych na graniu umiejętności.

_________________
I will live in the Past, the Present, and the Future!
The Spirits of all Three shall strive within me. Heaven, and the Christmas Time be praised for this!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach