Liczba postów : 1257
First topic message reminder :
Współpraca układała się pomyślnie, kilka legislacyjnych zawijasów i kruczków zostało wykorzystanych dla interesów niekoniecznie nielegalnych, ale wymagających dyskrecji. To pewne. Jej zleceniodawczyni była dziwną personą - porozumiewała się z nią głównie za pomocą maili lub korespondencji, wymagała bezwzględnej dyskrecji, a nieliczne spotkania odbywały się tylko w budynku opery w okolicach północy, zawsze w gabinecie ostentacyjnie wręcz słonecznym, którego oświetlenie łudząco przypominało światło dzienne, mimo że nie było w nim okna.
Ale nie teraz, teraz było inaczej.
Przedstawienie trwało, na deskach Opery Garnier rozbrzmiewała opera Faust Charlesa Gounoda. Ciekawy zabieg reżyserski polegał na bardzo kobiecej charakteryzacji bardzo męsko brzmiącego barytona, który realizował rolę Mefistofelesa. Piękny blondyn o uniwersalnej dla obu płci urodzie, roztaczał swój czar, kusząc młodego Fausta do podpisania umowy zawłaszczającej jego duszę dla piekła.
Niemniej demonicznie wygladała Tahira Darbinyan, osoba tak bogata, że uznawana za "właścicielkę" opery, pomimo, że była tylko jej patronką, gdyż sama instytucja była oficjalnie wciąż pod kuratelą miasta. Wszyscy jednak wiedzieli (łącznie z Anais obecnie) kto pociąga za sznurki. Enigmatyczna kobieta wyglądająca na rówieśnicę prawniczki siedziała sztywno w loży odziana w soczysto czerwony garnitur przysłuchując się wykonawcom. Jej wzrok ślizgał się po osobie dyrygenta, który po nieoczekiwanym zniknięciu dyrektora artystycznego, zajął jego miejsce w bardzo sprawnie przeprowadzonym konkursie. Konkursie w którym znów to młoda panna Darbinyan miała decydujące zdanie.
Pierwszy akt się zakończył, Tahira wyprostowała się, gdy światła zabłysły.
– Proszę, zostańmy tutaj. – poprosiła, choć jej głos wskazywał na to, że to w ogóle nie jest prośba. Jednym ruchem ciągnącym zakończonym sporym chwostem sznur ściągnęła zasłony loży niczym kurtynę. Były odgrodzone od innych gości, ich niewielki pokoik którego ściany wyłożone były czerwonym aksamitem, poza sześcioma pluszowymi ekskluzywnymi siedzeniami miał też stolik z karafką wypełnioną wodą i kieliszkami różnych rozmiarów. W kąciku, w cieniu stąła niewielka szafka, która okazała się zabudowaną lodówką.
– Białe czy czerwone? – zapytała niewinnie gospodyni.
_________________
Współpraca układała się pomyślnie, kilka legislacyjnych zawijasów i kruczków zostało wykorzystanych dla interesów niekoniecznie nielegalnych, ale wymagających dyskrecji. To pewne. Jej zleceniodawczyni była dziwną personą - porozumiewała się z nią głównie za pomocą maili lub korespondencji, wymagała bezwzględnej dyskrecji, a nieliczne spotkania odbywały się tylko w budynku opery w okolicach północy, zawsze w gabinecie ostentacyjnie wręcz słonecznym, którego oświetlenie łudząco przypominało światło dzienne, mimo że nie było w nim okna.
Ale nie teraz, teraz było inaczej.
Przedstawienie trwało, na deskach Opery Garnier rozbrzmiewała opera Faust Charlesa Gounoda. Ciekawy zabieg reżyserski polegał na bardzo kobiecej charakteryzacji bardzo męsko brzmiącego barytona, który realizował rolę Mefistofelesa. Piękny blondyn o uniwersalnej dla obu płci urodzie, roztaczał swój czar, kusząc młodego Fausta do podpisania umowy zawłaszczającej jego duszę dla piekła.
Niemniej demonicznie wygladała Tahira Darbinyan, osoba tak bogata, że uznawana za "właścicielkę" opery, pomimo, że była tylko jej patronką, gdyż sama instytucja była oficjalnie wciąż pod kuratelą miasta. Wszyscy jednak wiedzieli (łącznie z Anais obecnie) kto pociąga za sznurki. Enigmatyczna kobieta wyglądająca na rówieśnicę prawniczki siedziała sztywno w loży odziana w soczysto czerwony garnitur przysłuchując się wykonawcom. Jej wzrok ślizgał się po osobie dyrygenta, który po nieoczekiwanym zniknięciu dyrektora artystycznego, zajął jego miejsce w bardzo sprawnie przeprowadzonym konkursie. Konkursie w którym znów to młoda panna Darbinyan miała decydujące zdanie.
Pierwszy akt się zakończył, Tahira wyprostowała się, gdy światła zabłysły.
– Proszę, zostańmy tutaj. – poprosiła, choć jej głos wskazywał na to, że to w ogóle nie jest prośba. Jednym ruchem ciągnącym zakończonym sporym chwostem sznur ściągnęła zasłony loży niczym kurtynę. Były odgrodzone od innych gości, ich niewielki pokoik którego ściany wyłożone były czerwonym aksamitem, poza sześcioma pluszowymi ekskluzywnymi siedzeniami miał też stolik z karafką wypełnioną wodą i kieliszkami różnych rozmiarów. W kąciku, w cieniu stąła niewielka szafka, która okazała się zabudowaną lodówką.
– Białe czy czerwone? – zapytała niewinnie gospodyni.
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!