Somewhere in the space...

2 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Sytuacja była coraz bardziej napięta wśród nadnaturalnych. Ich zniknięcia wcale nie pomagały załagodzić już wcześniej napiętej sytuacji. Głowę Weia jednak zaprzątał nie tylko ten Chaos. Martwił się też o ukochanego, który często za dużo brał na siebie względem obowiązków w Radzie. Nie raz i nie dwa, a więcej, upominał go, że powinien się podzielić zadaniami... Wszak nie mógł robić wszystkiego.
Dzisiaj jednak było inaczej. Wei złapał go i uziemił u swojego boku, poniekąd na z pozoru luźniejszym wieczorze, jednak miał parę pytań do swojego Stwórcy, któy akurat nie miał jak się wymigać i uciec od odpowiedzi.
Dopadł go więc bezczelnie gdy siedzieli na kanapie. Usiadł mu przodem na kolanach i oparł dłonie po bokach jego głowy na oparciu kanapy. Minę miał poważną i tak też chciał wyglądać, jakby szykował się do iście poważnego tematu.
- Musimy pozmawiać Jun... - powiedział do niego tonem dość surowym, jakby miała zaraz nadejść burza, ale czy były ku niej powody? Tatuaż na szyi się zagoił i teraz zdobił pięknie zdobił szyję Azjaty.
- Co się dzieje Jun? Czy na pewno jesteś bezpieczny będąc w Radzie i czy znowu się nie przepracowujesz? - wyrzucił z siebie pierwsze pytania, w dłonie ujmując jego twarz, by patrzyli sobie w oczy. Martwił się o niego.

@Jun

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Musimy? - niespodziewany obieg wydarzeń - z jednej strony męczący, z drugiej całkiem zabawny dla kogoś, kto od pewnego czasu postrzegał utworzony konstrukt za kapkę wadliwy, a ostatnio nawet za zbyteczny.
- A nie jestem? Póki co jedyny oprawca siedzi mi na kolanach. - co innego sytuacja, nader zabawna w mniemaniu Chińczyka. Trzymany lub nie, przechylił lekko głowę, pozwalając dłuższym puklom ciemnych włosów na częściowe przysłonięcie lica, pod którym połyskiwały błękitne tęczówki oraz tańczyła lekko uniesiona do góry brew.
- Praca ma dość obszerną terminologię. - którą wkrótce zamroził umysłem w stanie bezruchu w czasie tkania słów dwuznacznego zdania w towarzystwie równie dwojakiego uśmieszku tuż po tym, jak oswobodził się spod dotyku ciepłych rąk. Zrobił to tylko po to, aby nosem bezczelnie przejechać po świeżutkim tatuażu i wszędzie tam, gdzie lubił. Ciekawość wówczas wzięła górę, toteż nie odmówił sobie okazji na ukradkowe zerkanie w poszukiwaniu reakcji na ten malutki przerywnik.
- Zdaje mi się, że jako najbliższy “współpracownik” masz najlepszy ogląd na moją kondycję. No, chyba że chcesz sprawdzić dla spokoju ducha. - a kiedy ją odnalazł, kontynuował swoją wędrówkę dalej, dodając do niej ciepło oraz miękkość warg dla jeszcze większego rozproszenia ciekawskiego intruza.
- To, że nie uznaję swojego członkostwa w Radzie, nie czyni ze mnie ofiary. Bardziej narażony jest pewien bezkastowy Króliczek oraz Wilkołaki, choć jak mniemam, część z nich z pewnością wzięła już sprawy we własne dłonie. Ja tylko obserwuję i chodzę z miejsca na miejsce, aby czasem szepnąć radą. To nie praca, lecz budowanie fundamentu pod własny grunt. - w czasie trwania i beztroskiego relaksu w salonie z książeczką w łapkach, która z uwagi na zmianę pozycji rąk ułożonych na czyiś biodrach, leżała tuż obok wampira.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Specjalnie chciał nadać wielkiej powagi sytuacji, więc w ruch poszły wszelkie zdolności aktorskie jakie posiadał. Nawet ani na chwilę się nie uśmiechnął, wyglądając jakby naprawdę chciał z nim coś wyjaśnić, a tak naprawdę tylko się martwił. Nic na świecie nie liczyło się bardziej dla Weia niż zapewnić Junowi komfort. Chciał by nie czuł się jego osobą zbyt przytłoczony, ale by wiedział, że zawsze może na niego liczyć i ma w nim wsparcie. Był jedyną "rodziną" jaka mu pozostała. Może i jest to dosyć ludzkie, ale akurat tego nigdy by nie oddał.
- Oprawca... A ty jesteś biedną i niewinną ofiarą tak? - odparł z ironią i pokręcił głową, przyglądając się mu uważnie. Widząc jednak jak zbliża się twarzą i błądzi nosem po tatuażu, odchylił głowę, napinając skórę na szyi, by ładnie uwidocznić każdy jej kształt wraz z ozdobnym wzorem zostawionym przez Cesarza. Był zadowolony z wyglądu tego tatuażu. Wyszedł bardzo ładnie.
- Może i mam na kondycję fizyczną, ale mi bardziej chodzi o psychiczną. Wiem, że lubisz brać za dużo na siebie. - mruknął cicho i położył dłonie na jego ramionach, wzdychając cicho na wędrówkę miękkich ust. Rozpraszał go! Paskuda. Nie mógł się przez niego skupić na byciu poważnym.
- Bezkastowy Króliczek... Ja ci dam króliczka... - odparł niby chłodno, niby rozeźlony tym określeniem, ale wrednie podskoczył kilka razy na jego kolanach, ocierając się tu i ówdzie o ciałko wampira.
- Fundament pod co? Hmmm? - spytał go ciekawski co ten znowu knuje w tej swojej głowie. Wsunął dłoń w jego włosy i zaczesał je do tyłu. Całkiem do twarzy mu było w dłuższych kudłach. Bardzo mu się one podobały, bo między innymi mógł za nie łatwo pociągnąć.
- Wiesz... Przydałby mi się chyba masaż... - rzucił niby całkowicie obojętnie i nieco poruszył ramionami, a zaraz bezczelnie odchylił głowę, przeciągając się tak bezczelnie na jego oczach. Doskonale wiedział, ze Jun ma pewną słabość, a Wei uwielbiał ją wykorzystywać.

@Jun

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Zawsze i wszędzie... - Jun mruknął wielce zaabsorbowany degustacją dania, długiej pięknie odsłoniętej szyi. Odklejenie się od niej nie miało nastąpić prędko, co najwyżej na poczet przerwy lub pod wpływem czyjegoś ruchu. Nim jednak doszło do wykonania akcji na reakcję, mokry szlaczek widocznie naznaczył napiętą skórę, a zarazem ścieżki żył powstałych centralnie pod nią.
Niewiele brakowało do wysunięcia się pary kłów. Tylko dzięki szybkiej ingerencji Wei uchronił ciało przed naruszeniem jego nietykalności, niestety nie na długo. W swojej cierpliwości przylgnięty do niego drapieżnik nie zamierzał, a drugie podejście już rozplanował na nadchodzące sekundy.
- Lubiłem. - przedtem jednak raczył poprawić ofiarę w jej toku rozumowania. Do niedawna faktycznie by przytaknął, lecz obecnie sprawy wyglądały kapkę inaczej. Jun celowo ograniczył swoją bytność w Radzie, a co za tym szło wszelkie działania w jej imieniu.
W następstwie dość szybko zaczęły znikać góry obowiązków, zmalała ilość zmartwień i stresu związanego z tak wysokim stanowiskiem oraz ciągłą walką o dobre imię na arenie publicznej. Oswobodzony od brzemienia Syzyfowej pracy czuł się lepiej niż kiedykolwiek – wolny w wyborach i tym, co faktycznie planował osiągnąć od dłuższego czasu – w końcu mógł skupić myśli na planach na tak zwaną własną rękę, niekoniecznie idących w parze z “ich” poglądami.
- Dałeś mi wiele różnych rzeczy na przestrzeni wielu przedziałów czasowych. A mimo to Twój głód do dziś pozostaje nienasycony. Skoro tak ładnie skaczesz, to tym bardziej mam prawo zwać Cię Króliczkiem. - szczęśliwie niektóre z nich przychylnie krzyżowały się z działaniami Chińczyka.
Poprzez mocniejszy chwyt sam ponowił ruchy – nie tylko zachęcił, a wręcz zmusił ciało bezczelnego młodzika do wznowienia czynu – do podskoczenia i otarcia się w ten bardzo charakterystyczny jednoznaczny sposób dla własnego samolubnego spełnienia. Jego pokwitowaniem były głębokie pomruki i tak do momentu kolejnej prowokacji. Po jej wychwyceniu kątem oka, Jun przycisnął odrobinę mocniej biodra grzesznika do własnych, po czym nie pytając o zgodę, schwytał w potrzask oswobodzonej ręki smukłą kolumnadę.
Niedługo potem przejechał po jej powierzchni długimi palcami – od góry idealnie przez środek aż do nasady.
- Powiedziałbym Ci, ale skoro tak bardzo nalegasz... Nie powiedziałeś tylko, gdzie konkretnie potrzebujesz mojej asysty. - proces dotyku trwał w nieustannej kontynuacji rytmicznych powtórzeń - znów dla własnej samolubnej przyjemności.
W rolę pauz tej zabawy Jun wcielił niesprecyzowane epizodycznie bardziej śmiałe zaciśnięcia palców na szyi, zupełnie jakby pokazywał nimi swój statu, głód oraz fascynację/fantazję.
Przy czymś takim leżąca gdzieś na boku książka w całości straciła na znaczeniu, schodząc na dalszy plan.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Tak. Oczywiście. Już zamierzał w to uwierzyć. Akurat ostatnią osobą, którą by nie podejrzewał był Jun. Co jak co, ale doskonale wiedział do czego jest zdolny. Żaden wampir tak na dobrą sprawę nie był niewinny. Każdy w końcu kogoś zabije. Nieumyślnie bądź z premedytacją.
Wei doskonale wyczuł moment, w którym już Starszego kusiło, by zatopić w jego szyi kły i jak bardzo by tego pragnął, to nie chciał by skończyło się to w taki sposób. Miał plan i zamierzał się go trzymać. Zmyślnie go sobie ułożył, ciekaw czy tym razem się mu powiedzie.
- Lubiłeś? Już nie lubisz? Myślałem, że nigdy nie odmówisz sobie tej pracy. - wyraził swoje zdanie z lekkim zdziwieniem, bo jednak wcześniej Jun był bardziej "oddany" temu całemu przedsięwzięciu. Wei nie ukrywał, ze Rada ostatnio nieco straciła na reputacji po tym wszystkim co się stało, a zniknięcia bezkastowców temu nie pomagały. Nie był to jednak temat na teraz. Na inny wieczór.
- Dziwisz się? Jedno pozostaje niezmienne, mój apetyt na ciebie. On nigdy nie maleje, a rośnie. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc. Choć nie masz czemu się dziwić, w końcu cię kocham. Cieszę się tym co mamy. - mruknął do niego bez ani krzty zawstydzenia w głosie. Z dumą wręcz obnosił się tym uczuciem do niego, bo czemu nie? Dlaczego miałby się go wstydzić?
Niemniej poruszył biodrami, oddając mu na tę chwilę pałeczkę, pozwalając mu na chwilę swobody. W końcu chciał osiągnąć swój cel i do tego potrzebował nieco go zachęcić. Mimowolnie jednak wydał z siebie cichy syk, czując jego dłoń. Niegrzeczny.
- To może mi opowiedz i przy okazji masuj? Hmmm? - spytał się go spokojnie i nieco się przysunął, nachylił się do jego ucha, które musnął ustami.
- Mój Cesarzu. Proszę. Oświeć mnie o swoich planach, a ja w tym czasie się tobą zajmę. To chyba uczciwa wymiana. - zaproponował mu i odchylił jego głowę, ciągnąc go za włosy, by ucałować go ponownie w ucho, a swoją szyją dotknąć i tej jego, pięknie teraz ku niemu wystawionej. Kątem oka zerknął na okładkę książki jaką czytał. Chciał wiedzieć co za lekturę pochłaniał, zamiast niego.
- Mój Smoku Ukochany. Daj sobą pokierować. Mam w głowie tyle pięknych obrazów i wizji na pokazanie ci mojego uwielbienia. Na pewno ci się spodobają. Potrzebuję jednak twojej współpracy.

@Jun

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Książka (bardzo stara i ładnie przyozdobiona) nie posiadała swojego autora, niemniej sposób spisania przy użyciu zapomnianego dialektu ewidentnie wskazywał na pochodzenie chińskie. Temat lektury również nie zaskakiwał, a przynajmniej nie powinien bez głębszego wczytania się - Góry Huang Shan. Wewnętrzna treść pozostała Weiowi nieznana, najpewniej z uwagi na fakt zamknięcia książki przez Juna przed jej odłożeniem na bok.
- Wypadało lubić, co nie oznacza, że znalazłem się tam z własnej woli i że zamierzałem w niej pozostać na całe wieki, tym bardziej przy takiej nieudolności konstruktu. - początkowo z ciekawości, potem z przymusu. - Ale nie przeszkadzaj sobie i kontynuuj. Przy odrobinie trudu i finezji być może mnie skusisz. - nie to, co dobrowolne poddanie się miłym słowom.
Pod ich wydźwiękiem Azjata chętnie zrelaksował ciało, poluzował uścisk, opuścił dłoń, a nawet poddał się chwili miodnego dotyku w czasie zetknięcia dwóch jestestw.
Tym czynem Wei nie pomagał w zachowaniu skupienia, o czym bardzo dobrze wiedział nie tylko przez pryzmat obserwacji, ale reakcji Smoka na bodziec. Jego głos wkrótce zaczął wyraźnie drżeć, a słowa urywały się przy końcówkach sylab. Po niespełna kilku sekundach do pierwszych symptomów aprobaty doszły kolejne.
Gardłowymi pomrukami nieśmiertelny dawał wyraźny sygnał do kontynuacji: nie tylko wychwalania go sposobem werbalnym, co oczywiście uwielbiał, czy pieszczotami ust, póki co z ograniczeniem poletka wyłącznie do okolic ucha – w słodyczy upojnej chwili zależało mu przede wszystkim na rozciągnięciu strun tego konkretnego bodźca, pod którym się rozpływał i lgnął niczym prawdziwy Smok do stosu upragnionego złota - do szlachetnego kamienia, który błyszczał w mrokach jaskini, krzycząc o wyrwanie go z jej objęć.
- Chwilowo nie taki prawowity Cesarzu, ale kto wie, co przyniesie niedaleka przyszłość... - póki co Jun jeszcze nad sobą panował - pomimo aprobaty, nie upadł w “jego” ramiona aż tak bardzo, aby opuścić własne.
W przerwie i odpowiedzi sam zaczął błądzić palcami po pośladkach po boki, aż na lędźwie. Mając w pamięci słaby punkt, zaczął ugniatać i masować tamten rejon zgodnie z życzeniem: mocniej, lżej, a potem znów z większym użyciem siły, byleby wycisnąć z Weiowej gardzieli jak najwięcej przyjemnych dźwięków - aby wprawić jego struny głosowe w wibracje i zmusić do rozlania elektryzującego doznania na całe ciało.
Dla dodatkowej zachęty, rozkazu czy zaproszenia, specjalnie zaczął odsłaniać się sam.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Góry Huang Shan... Słyszał o tym pasmie górskim. Był ciekaw co takiego było tam interesującego, że Jun o tym czytał. Zamierzał jednak zapamiętać okładkę, by potem odnaleźć tą książkę i zarządzić sobie lekturę.
- Nie z własnej? A kto Cię zmusił? Kto w ogóle stworzył Radę? - spytał się go ciekawy, chcąc go jakoś zagadać, by ten nie miał jak za bardzo reagować na bodźce jakie mu dostarczał Feniks. Szczególnie gdy jego ofiara wcale nie zamierzała oponować przed jego napaścią. Czy to właśnie chciał osiągnąć Wei? Na pewno pragnął rozproszyć Smoka i nieco uśpić jego czujność, by wydobyć z niego informacje. Czy w jakimś konkretnym celu? Nie. Po prostu z ciekawości chciał wiedzieć co Jun planuje. Nigdy by go przecież nie zdradził, o to Cesarz nie musiał się martwić, miał jego lojalność już od dawna. Traktował to ich zbliżenie jako formę zabawy, czy będzie w stanie się czegoś od niego dowiedzieć bez bezpośredniego zadawania pytań i dręczenia go o odpowiedzi.
- Mmmm... Marzy ci się taki prawdziwy tron? Znowu być u władzy? Ciekawa wizja. Jak to było mieć taką władzę? Jakie to uczucie? - mruknął do niego cicho, nęcącym niższym tonem głosu, zmysłowym, dłonią sunąc po jego torsie, podczas gdy dwa stykające się owoce były wprawione w drżenie tego jednego, z głębi którego wydobywała się ta słodka jak miód melodia. Usta nadal muskały ucho Smoka, którego włosów nie wypuszczał z uścisku drugiej dłoni. Oj nie. Dzisiaj to on chciał go uwieść, chciał go nakręcić i poprowadzić. Od dłuższego czasu już się do tego zbierał.
Wei nie był jednak obojętny na działania Juna. Jego ciała drżało, prosząc się o więcej, ale kontrolował się, chcąc zachować spokój i najpierw połechtać Cesarza. Słodkie westchnięcia wprost w ucho Smoczyska na pewno były piękną melodią. Szczególnie, ze mu ich nie żałował. Dłoń po chwili zaczęła wpełzać pomiędzy poły ubrań, rozpinać ją i rozsuwać, pozwalając ciepłej dłoni na zetknięcie bezpośrednio ze skórą Kochanka. Delikatnie opuszkami zaczął masować i badać fakturę upragnionego ciała, niby błądząc ją bez celu, ale doskonale znał jego wrażliwsze miejsce, która raz po raz dociskał, przy okazji wiercąc delikatnie biodrami.
- Wiesz dobrze, że nigdy nie zdradzę twoich tajemnic, a kto wie? Może uda mi się tobie pomóc? Twoje cele są i moimi celami. W końcu jesteśmy razem Jun. Zależy mi byś był spełniony, a Rada już za długo Cię ograniczała. Pora zająć się własnymi celami, prawda? - dalej słodził i nęcił, jego zmysły oraz ego. Choć mówił prawdę. Pora zająć się sobą, a nie ciągle innymi.

@Jun

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Przyjaźń, ciekawość, nadzieje na odnalezienie swojego miejsca. Powodów było wiele, ale im dłużej tam trwałem, tym więcej widziałem i częściej utwierdzałem się w przekonaniu, że to bez sensu. Sojusz zrodził dobre czasy, a z tych powstało wolne pokolenie. - trud przemowy wynikał z oczywistego. Stawiał ciało oraz umysł na najwyższe szczeble obrotów skupienia, ale nie szkodzi.
Pomimo niemałych, acz miłych niedogodności oraz dobrowolnego lgnięcia pod rzeźniczy tasak, Jun kontynuował z wyjątkowo stoickim spokojem:
- Dziś już nikt nie potrzebuje opieki, głaskania po głowie czy dobrego słowa otuchy, lecz przywódcy, mądrego i silnego, a my zawiedliśmy. Wszyscy byli zbyt zajęci, patrząc wyłącznie na koniec czubka własnego nosa. Uparci i głupi, bezużyteczni niczym spróchniałe drewno, podobnie jak bezcelowe ciągnięcie tego cyrku. Od początku stałem z boku i nie żałuję. Ufałem, że konstrukt Elisabeth coś wniesie, ale niestety czas powoli go niszczy. Trwanie w nim to głupota. - i dalej wylewał z siebie słowa, przy czym każde starannie nasączone ekstraktem z żalu wraz z rozczarowaniem. Im dalej w to brnął, tym coraz chętniej otwierał furtkę do wnętrza świata i siebie samego.
Śmielszymi odchyleniami i otarciami o kuszący owoc Jun samoistnie zmywał niechcianą gorycz, sprowadzał kojący deszcz. Stanie pod jego kroplami niosło o wiele więcej niżeli zwykłą cielesną przyjemność. Moment słodkiego dreszczowego uniesienia potęgowały wszystkie odgłosy, łechtające ego słówka oraz dotyk smukłych paluszków, którymi ktoś bezpruderyjnie zawędrował pod miękkie tkaniny.
Ponieważ Smok postawił na relaks, nie zabronił Weiowi na jego akt, przeciwnie: w ramach nagrody specjalnie dał się usidlić, a do napiął rządki mięśni, aby ułożyć z nich zgrabną mapę kuszącej muskulatury, którą karmił zmysł dotyku, a zarazem fantazje oprawcy.
To jednoczesne uczucia bolesnego przytłoczenia i niebezpiecznie uzależniającego zachwytu, kiedy gestem, słowami bądź samym spojrzeniem przechylasz szale na różne strony. Nie chodzi o władzę Wei, a porządek. Pragnę go, bezwzględnego ładu, w którym każdy odgrywa swoją rolę. Marzy mi się gra na wielkiej szachownicy, spoglądanie na nią i poruszające się nań pionki, ale nie z tronu, bynajmniej nie dosłownie. Jadeitowy Smok to coś więcej niż tylko Ród, to wizja, o dziwo zgodna z oczekiwaniami Sahaka, przynajmniej niektórymi, dopóki łączy nas jeden cel. - sam przy tym dalej uzewnętrzniał swoją skrytą naturę: niby wciąż tą samą, jednak dziwnie zmienioną na przestrzeni wszystkich ostatnich wydarzeń.
Fakt, że Cesarz pozwalał przy tym Weiowi na pełne działania temu nie przeszkadzał - było w tym wszystkim coś nieopisanego – zamiast pychy, na twarz wkradała się ucieczka spojrzenia w dal, a westchnięciom i jękom czegoś brakowało. Wrażliwość na ludzkie dobro oraz tamto dziwne piękno jego równie ludzkiego serca powoli w Junie umierały lub przechodziły na stan letargu, ewentualnie kogoś innego, albo w ogóle nie zaistniały, mieniąc się jedynie iluzją. Nieistotne, albowiem na zwolnione po nich miejsce wpełzały zupełnie nowe myśli i plany...
- Wiem, bo jesteś mi w pełni oddany mój piękny umiłowany Feniksie. Aż tak chcesz mi pomóc? Nawet gdybym Cię poprosił o dopełnienie tego, przed czym rzekomo miałem uciekać? O zdobycie krwi Pierwszego? - niewielka cząstka tamtego dawnego bytu trwała w dłoniach Weia.
- Chcę więcej tego - Ciebie u mojego boku w pełnej krasie, jakim Cię stworzono - Twojej adoracji, uczucia i bliskości. - teraz tylko on mógł zadecydować, w którym kierunku wystrzelą młodziutkie kiełki.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei może i dopieszczał w tym momencie zarówno ciało, jak i jego duszę, swoimi poczynaniami, ale broń boże nie był tym na tyle zaaferowany, by nie słuchać, a robił to uważnie. Bardzo uważnie. Z pozoru lekki temat, niewinne pytanie, sprawiło, że jego Ukochany postanowił w końcu opowiedzieć o swoich żalach i problemach. Nie musiał się Smok martwić. Słowa wypowiedziane tego wieczoru nie zamierzały znaleźć się u osób trzecich.
Poniekąd Wei był szczęśliwy słysząc, że z powodu przyjaźni chcieli stworzyć człon świata nadnaturalnych i ich prowadzić. Pomysł był, ale wykonanie już niekoniecznie. Rada może i działała, ale nie tak jak pewnie inni sobie wyobrażali.
- Nie? Ja wymagam... Twojej opieki i głaskania oraz twoich słów. - powiedział ciepło do niego i złożył na jego ustach spokojny pocałunek, rozłączając nieco ich zetkniętą skórę dwóch zakazanych owoców.
- Przyjaciele. Miło ich mieć. Niestety nam nie jest tak łatwo ich pozyskać. Fakt, że wasza piątka się zeszła i stworzyła coś takiego to już jakiś sukcesy. Krótkotrwały, ale jednak. Wydaje mi się, że Kodeks długo jeszcze będzie istniał. Jego idea zapewnia bezpieczeństwo. Jednak pora wam ruszyć dalej i zająć się czymś więcej niż tylko byciem Radnym czy Radną. Masz rację. Wszyscy wypatrują przywódcy, kogoś kto wskaże cel. Przez jego brak i pokój przestaliśmy się rozwijać. Wampirów z ambicjami, chętnych odkrywać karty tajemnic jest niezwykle mało. - powiedział spokojnie, bawiąc się włosami Juna, przeczesując je palcami, bo puścił jego czarne pasma, pozwalając mu poniekąd poruszyć głową.
Przyjmował jego żal, jego rozczarowanie, jego zawód. Chciał pomóc mu nieść te problemy i pomóc znaleźć mu ich rozwiązanie. Być podporą, a nie tylko istnieć, być maskotką czy zabawką. Wiele się zmieniło w ciągu tego roku i choć Jun przeprosił za swój dawny wybuch gniewu, tak jednak Wei nie potrafił go zapomnieć, ani spojrzenia jakim go wtedy obdarowywał. Gorzkie poczucie winy i poczucia zawiedzenia Ukochanego bolały do dziś.
Usta zjechały, miękkością otulając jego skórę. Zostawiając gorące ślady, ciągle sunąć w niżej, aż dotarły do wzgórza, które lekko ucałowały. Feniks uwielbiał pieścić jego skórę, a zwłaszcza szyję, szczególnie się w nią wgryzać. Dłoń na torsie dalej badała fakturę skóry Cesarza, błądząc coraz śmielej, zagłębiając się coraz dalej pomiędzy poły ubrań.
Kolejne słowa wypowiedziane przez Smoka sprawiły jednak, że Wei na chwilę delikatnie złapał zębami jego owoc. Niby krótka chwila, ale kły zarysowały skórę na tyle, by mógł zlizać ledwie posmak szkarłatnej posoki.
- Zawsze będę ci wierny, bez względu na okoliczności i co się wydarzy, ale Jun. W dniu, w którym zostawiłeś na mej szyi swoje dzieło, w dniu w którym ofiarowałeś mi dar oraz w którym wyjawiłeś mi swój sekret... Mówiłeś mi, że nie chcesz wypełniać przepowiedni, ani do niej dążyć. Wręcz się bałeś tego, że może to nadejść. - powiedział spokojnie, prostując się na jego kolanach, by zamierając na chwilę, patrzyć uważnie w jego twarz. - Co więc się zmieniło? Czemu nagle chcesz ją dopełnić? Przecież mieliśmy do tego nie dopuścić? Podaj mi powód. - spytał się go nie tonem pełnym gniewu, a troski. Bardziej z tej zmiany decyzji. W końcu rozmawiali już na ten temat, całkiem nie tak dawno. - Czym jest krew Pierwszego? - zadał kolejne pytanie, bo nie rozumiał do czego by to miałoby mu być potrzebne, nie wspominając, że Wei nie wiedział nawet skąd wziąć tą krew. Nie było tego w zapiskach w Chinach. Podejrzewał, że nie jest to nic łatwego do zdobycia.
Twarz Weia jednak pokryła się lekkim rumieńcem na słowa Smoczyska. Miło połechtały ego Feniksa, który tak samo jak i ten złośliwy Gad był łasy na nie tylko fizyczne pieszczoty, ale i słowne.
- Masz mnie przecież. Masz moje wszystko. Oddałem ci siebie całego. Każdą cząstkę. Cóż jeszcze miałbym ci dać? - mruknął cicho, zawstydzony, bo poniekąd zawsze gdzieś z tyłu głowy echem odbijał się w jego głowie szept "Nie jesteś godny". Te wątpliwości nie raz powracały i nie wynikały z braku zaufania do Juna, a raczej z braku poczucia własnej wartości. Był tylko przemienionym. Dawnym familiantem. Człowiekiem. Przybłędą z ulicy.
@Jun

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Po odstawieniu słodyczy grzechu pozostało skrzywienie grymasu z powodu powstałej pustki. Jej obecność przeszkadzała, ale nie powstrzymała Smoka przed oswobodzeniem rąk spod zacisku i ułożenia ich na ciepłej buzi dla pogłębienia pocałunku. Potem, gdy z mocno bijącym sercem i rozpalonym ciałem skosztował smaku grzechu, spojrzał przenikliwie w ciemne oczyska Weia, wciąż trzymając jego ślicznie rumiane poliki.
- Bo odnalezienie jego ukrytej krwi nie daje mi spokoju. - puścił je w momencie ponownego “przyszpilenia”.
Poddał mu się chętnie, tak samo jak miękkim ustom, którymi Feniks wznowił wędrówkę, błądząc na coraz dalsze rejony odsłoniętej skóry. Przy takim łaknieniu na dotyk i ogólnopojętą atencję, reakcja Juna nie powinna dziwić, a były nią: jeszcze śmielsze dobrowolne odchylenie głowy do granic możliwości, drżenie głosu w czasie wypuszczania słów oraz charakterystyczny ruch w momencie otulenia ciepłem pewnego miejsca stykającego się z wilgotnym koniuszkiem języka. Wbrew powszechnej interpretacji, akt ten wcale nie świadczył o stresie. Był żywym dowodem podniecenia obu płaszczyzn: fizycznej rozlanej na całe jestestwo i duchowej, równie głodnej bliskości drugiej osoby.
- Zastanawia mnie, dlaczego nikt mnie nie zabił pomimo wiedzy i okazji. - tym razem Smok się nie powstrzymał. Kiedy poczuł dreszczyk bólu po przebiciu granicy jestestwa kłami, wypuścił z gardła prześliczne nuty krótkiego jęku.
- Bo chcę zrobić to, o czym mówisz, pójść dalej, być pełnym sobą zamiast połowicznego fragmentu z lęku przed przepowiednią. Chcę stawić temu czoła, a także mieć tyle siły, aby móc chronić Ciebie. - pomimo niepokoju przed nieznanym i tym, co niosła za sobą groźba dopełnienia przepowiedni, Chińczyk bez lęku położył silniejszy akcent na ostatnim członie zdania.
W czasie powstałej ciszy Jun nie odwrócił spojrzenia od umiłowanego, a wręcz wbił je jeszcze głębiej, aby zawitać pod drzwi samej duszy.  Choć z uśmiechem przywitał rumieńce, dobrze znał te ból oraz niepewność w jego sercu. Wiedział, kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach zostały zrodzone, a przede wszystkim z czyjej winy.
Błędem było jego myślenie w koncepcji starego wampira o wymuszeniu zmiany Weia. To nie miało sensu, a mogło doprowadzić do nieodwracalnej tragedii. Smok wcale tego nie chciał, bo wtedy Feniks nie byłby tym, kogo poznał, oczarował, przemienił i komu oddał swoje uczucia po długim okresie żałoby i lęku przed ponownym związkiem.
- Jestem zachłanny i chcę jeszcze więcej: Twojej wrażliwości, drapieżności, obustronnej atencji, ludzkiej cząstki - po prostu prawdziwego Ciebie ze wszystkim, co sobą reprezentujesz. - dlatego też nie zawahał się, nawet jeśli pod wpływem rozpraszaczy, na które reagował westchnięciami i systematycznym wprawianiem mięśni pod palcami w apetyczny ruch, wspomnieć o tych kilku istotnych kwestiach.
Natomiast kiedy skończył, poruszył zrelaksowanym cielskiem w bardzo ostentacyjny sposób: trochę z czystej złośliwości, pokazania jak mocno wpływały na niego pieszczoty Weia, ale przede wszystkim po to, aby po ponownym wysunięciu rąk z potencjalnej klatki, móc jedną sięgnąć do kieszonki szaty, a drugą na chwilę przysłonić przenikliwe oczy.
- 嫁給我吧, 魏 - wyostrzając w ten sposób słuch, którego membrany wkrótce nakarmił miękkimi słowami i nie tylko.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Pocałunek przyjął z pomrukiem. Słodkie usta kochanka był jedynymi, które chciał smakować. Słodycz miłości pomagała zmyć gorzki posmak jego grzechów. Tych, o których chciałby zapomnieć, albo tych o których przebaczenie prosić się bał. Mimo, że Jun mówił, że mu wybaczył, to Wei nie wybaczył do końca sobie. Naraził Smoka na niebezpieczeństwo, na złamanie danej mu przez siebie obietnicy, na zostawienie go. To go bolało. Własna niemoc w stosunku do zaistniałej sytuacji. Wymiękł, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jego szpony nie były już tak ostre jak kiedyś. Jak wtedy gdy został sam i musiał zawalczyć o swoje istnienie. Jednak wtedy był kimś innym. Wampirem chcącym przetrwać. Nie liczyły się metody ani konsekwencje, tylko wyniki.Błędy młodości na zawsze wyryły w jego duszy skazę, nakarmiły "czarnego wilka", który jednak zawsze był tam gdzieś gotów objąć na nowo stery. Póki co trzymany w ryzach przez uczucie i chęć bycia sobą. Patrzył więc w te bezdenne tęczówki głębi oceanu.
- Nie? A co ona ci da? Czym jest dla ciebie? - spytał się go z ciekawości choć pieszczenie skóry swojego Umiłowanego były o wiele ważniejsze. Robił to tylko połowicznie specjalnie. W końcu pieścił tym też i swoje zmysły, które łaknęły bliskości. Nie wiedział czemu tak bardzo Jun go przyciągał. Nie rozumiał tego czemu nie potrafi się mu oprzeć. Odkąd pierwszy raz go ujrzał, kiedy otworzył oczy po ciężkiej chorobie i go ujrzał świadomie, myślał, że może naprawdę umarł... To było dziwne uczucie, fascynacja. Nie wiedział nawet wtedy, że jest wampirem.
- Czemu by mieli to zrobić? Nie jesteś tyranem, ani żądnym krwi potworem mordującym wszystkich ci przeciwnych. Jesteś sobą. Wiesz już jak się kończy taki chaos. Nie warto. - mruknął cicho, ale aż zadrżał czując i słysząc jego jęk. Tak, specjalnie mówił tak muskając ustami jego skórę. To był dialog mający poruszać nie tylko ich fizyczne ciała, ale i dusze. Słowa Juna jednak miały sens. Poniekąd rozumiał jego pragnienie, ale czy była to właściwa droga do walki z przeznaczeniem?
- Więc mówisz, że nie jesteś w pełni sobą to kim jesteś? Kim jest osoba, którą umiłowałem? Nie chcę być tylko pod twoją opieką Jun. Chcę również móc cię chronić. Być kimś więcej niż stać tylko obok i zdawać się na ciebie. To co nas spotkało w Chinach dało mi bardzo do myślenia i pokazało jak słaby jestem. Wiodąc ludzkie życie osłabłem, naraziłem siebie i ciebie i naszą obietnicę. Wstyd mi za to i wiem, że o tym już rozmawialiśmy, ale po prostu się martwię. Nie chcę być słabością przez swoją nieudolność. - powiedział cicho do niego, zdradzając swoje obawy, swoje dotychczasowe demony, które gnębiły jego myśli. Nie miały one nic wspólnego z osobą Smoka. Feniks obwiniał siebie za wszystko co się wydarzyło i jak się to potoczyło.
- Prawdziwego mnie? Nawet jeśli nie jestem na tyle silny by móc cię obronić, przed ewentualnymi zabójcami? Co jak będą chcieli w końcu cię zabić? Nie chcę cię stracić... - dopowiedział po chwili ciszy, właśnie tego się obawiając. Co jeśli ktoś nagle jednak będzie chciał się go pozbyć? Zabić jego Ukochanego? Jego Umiłowanego Smoka? A on będzie zbyt słaby by mu pomóc? Strach przed tą niemocą był potworny. Nie chciał nawet o tym myśleć, że mógłby nie być w stanie mu pomóc. Napawał się jednak i pocieszał słodki dźwiękami wydawanymi przez Cesarza. W tej właśnie chwili się o to nie martwił, ale każdego dnia jak znikał mu z oczu, wychodził i załatwiał swoje sprawy, Wei martwił się i modlił o bezpieczny powrót. Do kogo? Kogokolwiek by go usłyszał.
Gdy jednak zasłonił mu oczy, ponownie zadrżał, bo wypowiedziane przez niego słowa sprawiły, że ponownie dzisiejszego wieczoru poruszył jego dusze. Oczy zaszkliły się, ciepłą wilgocią pokrywając ręce Smoka, bo Feniks choć wcześniej miał obawy i bał się o decyzje Juna, tak tymi słowami bezczelnie odegnał wątpliwości. Jak miałby mu odmówić, gdy o tym marzył?
- 是的當然,君 - odpowiedział do niego poważnie, uśmiechając się delikatnie. Nie tak co prawda wyobrażał sobie dzisiejszy wieczór, ale przez te słowa jego obawy gdzieś na chwilę odpłynęły, zagłuszone rosnącym szczęściem. Okropny manipulant... Feniks był wobec niego bezradny.

@Jun

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Piękny bogato zdobiony pierścionek na modłę pewnej słabości, przyozdobił palec dłoni. Wsunęły go zgrabne i wyjątkowo zręczne dłonie, jedna z nich podczas gdy drugą Jun ocierał delikatnie zaczerwienione policzki ze śladów bytności mokrych łez.
- Nie wiem, kim jestem. Może tyranem, może zbawcą, a może Diabłem, który w imię równowagi umiłował sobie podziw szachownicy wraz z jej pionkami, do których czasami szepcze? Ta krew to dla mnie odpowiedź, tak jak Twoja, przez którą czuję radość, o tutaj. - Smok nie wstydził się miękkości słów ani spojrzenia.
Nie zawahał się też przed ujęciem zaobrączkowanej smukłej dłoni na poczet przyłożenia jej do ciepłej piersi. To właśnie pod nią mocno i szybko biło serce, które Jun bez obaw podarował wybrankowi w noc przypieczętowania wzajemnych uczuć.
- Nie sztuką jest wejście w skórę potwora splamionego krwią setek ofiar. To domena istot słabych. Prawdziwi wojownicy z dumą akceptują strach oraz swoje człowieczeństwo, czyniąc z nich niezniszczalne oręż oraz tarczę. Byłem zbyt surowy w swoich słowach, bo wcale tak nie myślałem. Nad obroną i atakiem można popracować jak za dawnych lat – to tylko kwestia przypomnienia ciału tego, co już zna i potrafi zrobić. Jesteś piękny w swojej naturalnej postaci i takiego też Cię umiłowałem i zawsze będę miłował. Nie chcę, abyś zmieniał się na siłę. Jesteś silniejszy, niż myślisz, w końcu... Usidliłeś Smoka. - a potem nakarmił jego uszy łagodnym potokiem monologu słów płynących z głębi duszy.
Tylko wobec niego taki był: pozwalał sobie na uległość, łagodność bezbronnego baranka i bezinteresowną dobroć prosto z serca. Dla Weia nie wcielał się w rolę Diabła, aż tak bardzo nie mamił, co najwyżej dla własnej niewinnej uciechy w czasie kokieterii, ale nigdy bardziej – nie przedstawiał surowych rozwiązań i nie zachęcał do podjęcia wyboru bez czasu na namysł i analizę pochodnych decyzji. W chwilach takich jak te, Smok zrzucał czarne szaty piekielnego pomiotu i przyodziewał białe, a potem otulał ich niebiańskim puchem drogie jestestwo, zupełnie jak, teraz gdy pomimo cielesnego głodu, objął i przycisnął do siebie pięknego Feniksa.
- Podarowałeś mi coś cennego Wei, czego Ci nigdy nie zapomnę. Jesteś tą lepszą stroną mojej duszy, którą zawsze będę pielęgnował, nawet jeśli poczyni głupoty, w trakcie wspólnego zagłębiania się w poetyckie wersety lub ewentualnego plusku w morze największego grzechu rozkoszy. Panie... Huang? - monologiem Smok raz jeszcze chciał dodać partnerowi otuchy.
Przy tym chętnie gładził pachnące włosy, ucałował gładkie czoło, a potem niewinnie rozwinął inny temat, nie tyle z uwagi na zgrabną manipulację czy akt odwrócenia uwagi. To samo wyszło, bo i tak już kroczyli po tym lepkim gruncie...
Nic nie trwało wiecznie, lecz ich chwila trwała nadal, tańcząc radośnie wokół trzaskającego ogniska, toteż Chińczyk tym chętniej uniósł zgrabną rękę, aby złożyć na jej powierzchni pocałunek kusiciela.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Serce biło prędko, uradowane słowami Smoka. Łzy co chwila pokrywały rumiane policzki jednak nie były one łzami smutku, wręcz przeciwnie. Radość jaka zagościła w jego sercu była ogromna i niezmierzona. Oświadczyny. Marzył o nich, śnił o nich, ale to jak się ziściły, było lepsze od jakiejkolwiek sennej złudy.
- Może masz rację, może da ci odpowiedź, której tak szukasz. Jednak proszę, obiecaj mi, że to jest to czego pragniesz i że razem stawimy czoła temu co po tym nadejdzie. Wspólnie.- powiedział cicho w odpowiedzi, chętnie kładąc dłoń na piersi Smoczyska. Serce, które tam było, biło równym rytmem, identycznym do jego samego. Te samo tempo, te same wielkie uczucia.
Słowa Smoka nie tylko słodko muskały duszę Feniksa, który z przyjemnością tego słuchał. Cóż więcej mu było potrzebne do szczęścia niż miłość? Ptaszynie to wystarczało, bo ostatnie lata samotności i wszystko co przeszedł w końcu mógł swobodnie wziąć głęboki oddech i odetchnąć z ulgą. Nie. Nie zamierzał osiąść na laurach.
- Wiec ucz mnie, Jun. Nie znajdę lepszego nauczyciela niż ty. Nie chcę się zmieniać, ale udoskonalić. Choć trochę, by móc spokojnie trwać u twojego boku, będąc pewnym, że będę w stanie cię wesprzeć jeśli będzie potrzeba. - mruknął do Juna choć jego ostatnie słowa sprawiły, że nieco się uśmiechnął, rozbawiony. No tak. Usidlił Smoka i uwiódł Cesarza. To chyba jakieś osiągnięcie życiowe prawda?
Wei akceptował go bez znaczenia jaki był. Kochał go bez względu jaką stronę mu pokazywał. Nawet wtedy gdy był zły, to Wei nie przestawał go kochać. To miłość właśnie sprawiła, że pomimo potężnego upadku i zdania sobie sprawy z własnych wad, chciał się podnieść i choć trochę ponownie do niego zbliżyć. Niemniej widząc go takim Prawdziwym, bez masek, po prostu prawdziwego Juna, wiele to dla niego znaczyło. Niczego nie pragnął więcej niżeli właśnie szczęścia swojego kochanka. Widzieć go z uśmiechem na ustach, spokojnie śpiącego obok, zrelaksowanego i odprężonego, po prostu szczęśliwego z życia jakie mieli razem, wspólnie, a niedługo już związani na wieki ceremonią. Opadł miękko w objęcia Smoka, palcami gładząc pierścionek, symbol ich kolejnego kroku dalej.
- Kocham Cię takim jakim jesteś Jun. Takim cię poznałem. Niemniej będę wspierał cię jeśli pragniesz dopełnić przeznaczenie. Zawsze będziesz moim Słońcem, moim ciepłem i schronieniem. Jedynym przyjacielem i kochankiem, narzeczonym... Wybranym, umiłowanym Smokiem. - powiedział lekko zawstydzony na ostatnie słowa, bo nadal nie dowierzał, że w to co się wydarzyło. Wszystko to było jak sen. Bardzo przyjemny.
- Panie Huang? - mruknął do niego cicho, gładząc dłonią z pierścieniem jego pierś. - Przyjemnie to brzmi z twoich ust. Możesz tak mówić częściej. Podoba mi się. - odparł z uśmiechem, nie zamierzając spędzać całego wieczora tylko na rozmyślaniach o przyszłości. To trzeba rozplanować, a co najważniejsze... Wei nawet nie wiedział gdzie zacząć.
Na pocałunek w dłoń ponownie się zarumienił, ale nie pozostawał dłużny.
- Trochę jak na ironię... Mojego nazwisko nosili Cesarze i oznacza ono zabijać i niszczyć. Żeśmy się ciekawie dobrali Jun. - rzucił luźno, bo poniekąd bawiło go to. Postanowił jednak ponownie rozsiąść się wygodnie na jego kolanach. Wymościć się jak na ptaszysko przystało. Objął go za szyję, by móc nad nim górować. Dopiero wtedy wpił się w jego usta namiętnie i długo. Prędko zagłębiając się drapieżnie, podczas gdy jedna z dłoni bawiła się i szarpała czarne pukle włosów. Gdyby mógł zamknąłby teraz Smoka w pięknej klatce z płonących skrzydeł. Zasłoniłby mu cały świat by patrzył tylko na niego. Ogrzewał go swoim ogniem, by nie musiał "zdradzać" go ze słońcem. Głód rósł w Ptaszynie, która zachłysnęła się chwilą i szczęściem, niczym przyjemnym frontem powietrza, łagodnie unoszącym ku niebu.
- Jun... Pragnę Cię. Całego. Wszystkiego. Daj się poprowadzić... Proszę. Zaufaj mi. - mruknął mu do ucha, gdy w końcu oderwał się od jego słodkich ust. Oblizał swoje w dość niegrzeczny sposób.

@Jun

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Jun nie potrzebował stosować kolejnych deklaracji, aby obiecać. Wystarczyło proste skinienie głowy, rozczulone spojrzenie oraz delikatny uśmiech do posłania niemej obietnicy, wobec której deklarował swoje pragnienie, acz nie z uporem demona. Jasne, chciał tego, tej krwi, ale póki co (dzięki Weiowi) nie po to, aby ją wypić, lecz dla samej chęci zdobycia, zmierzenia się z własnym przeznaczeniem. Fakt, że nie był w tym sam, dodawał mu mnóstwo sił. Może nigdy nie będzie w pełni dobry, może nawet nie chciał, ale nie miało to aż takiego znaczenia, ponieważ w swojej mentalnej pielgrzymce dzięki obecności bliskich mu osób, w tym Feniksa, Jun potrafił odnaleźć równowagę.
- Gdybym miał odpowiedzieć narcystycznie, to owszem, lepszego i przystojniejszego nauczyciela nigdzie nie znajdziesz, ale prawda jest taka, że każdy może nauczyć Cię czegoś innego. Ja mogę pokazać Ci, jak walczyć, balansować na krawędziach Yin i Yang, ale jeżeli zechcesz poznać kodeks prawdziwego wojownika, wówczas przedstawiłbym Cię bratu. Co prawda nie jest tak boski jak ja, ale ma prawdziwie smocze serce. - słowem, czynem i szczerą obietnicą chciał tego samego nauczyć również Feniksa.
To, że przy okazji pozwolił sobie na odrobinę zuchwałości, nie zrodziło się z łona złośliwości. Stanowiło świadomie zastosowany element komizmu dla rozproszenia smętnych chmur znad głów, gdzieś tam przepleciony nitkami charakterystycznego smoczego narcyzmu, który albo ktoś akceptował, albo nienawidził.
- Unicestwienie prowadzi do zrodzenia nowego początku, a z niego rodzi się kolejny koniec. Faktycznie przypominamy trochę obieg żywiołów. Liu Jun Kai, Huang Wei, tworzymy całkiem ciekawe mieszanki. Triumfalny Złoty Król oraz Cesarz Zniszczenia. - podczas przemów, poważnych i tych luźniejszych nie brakowało czułostek.
Mimo powrotu pewnej niekrępującej niedogodności, po wygodnym usadowieniu się złoczyńcy na kolanach, Jun chętnie gładził dłonie, nadgarstki, ramiona, lędźwie no i kark winnego z uwzględnieniem każdego z wrażliwych miejsc.
Podczas pieszczot chętnie wchłaniał w zamian ciepło, głos i przyjemne wibracje, którymi Chińczyk nagradzał jego działania - również w czasie namiętnego pocałunku. Na jego prośbę kiwnął jedynie głową, bo przecież już wcześniej zezwolił mu na swobodne działanie.
- Czekam. - Jun był wymagającym “Klientem”, toteż oprawca musiał włożyć mnóstwo wysiłku, aby faktycznie go zadowolić. Miał ku temu idealną okazję, szczególnie teraz, gdy Smok wygodnie rozłożył cielsko na sofie, przy tym nieomylnie zrzucając książkę oraz przypadkowo przygryzając miękką wargę Feniksa.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
I to mu kompletnie wystarczyło. Nie oczekiwał tylko wypowiedzianych obietnic, bo wiedział, że ich cele są wspólne. Wei chciał o Juna dbać. Widział jak w Radzie się męczy i dusi, nie potrafi się rozwinąć. Ciagle zajmując się sprawami innych, nie miał czasu, by zająć się sobą. To najbardziej bolało Feniksa. Wiedział jak bardzo Smok nie lubi zastoju. Statyczne życie nigdy nie było mu pisane. Tak samo jak bezinteresowność i wcale nie było w tym nic złego. Tylko głoś niezwykle głupi poświęca się w całości dla innych. Konsekwencje tego mogą być opłakane. Feniks więc cieszył się mogąc być oparciem dla Smoka. Zawsze tu dla niego będzie.
Parsknął śmiechem słysząc jego słowa. Niezwykle go rozbawiły, szczególnie ich początek. Oczywiście, że nie było nikogo przystojniejszego. Nie w mniemaniu Weia.
- Póki co może ty mnie czegoś naucz, a potem pójdziemy do Ryuu. Z tego co wiem to dopiero nadrabia miniony czas. Ale masz rację. Ty jesteś wyjątkowy i dodatkowo to dla mnie tylko ty jesteś Smokiem. Nie uznaję innych. - mruknął w odpowiedzi, ale nie miał mu nic za złe. Doskonale znał Juna i wiedział, że nie było w tym złośliwości. Za dużo razem spędzili czasu, by jakkolwiek odbierał to negatywnie.
- Masz rację. Dość ciekawie się dobraliśmy. A może to nie był przypadek, a przeznaczenie? Może naszym losem było się spotkać? - mruknął z uśmiechem, bawiąc się nadal jego puklami włosów. Och uwielbiał je, dobrze? Nie raz się nimi już bawił i plótł palcami warkoczyki dla przyjemności. Z chęcią zrobiłby mu kłosa, ale nie miał nigdy ku temu okazji.
Delikatnie drżenie i ciche westchnienia uciekły z ust Feniksa, czując jak ręce Smoka drażnią jego wszystkie wrażliwe miejsca. Potworny Gad wiedział o nim za wiele. Rozpływał się pod jego dotykiem, a to on tutaj miał dość wredny plan.
Na jego przyzwolenie postanowił sięgnąć do kieszeni po czarną jedwabną wstążkę. Na tyle szeroką, by zakryć oczy Juna. Uśmiechnął się niewinnie i zawiązał mu ją, co świadczyło tylko o tym, że już tutaj przychodząc to planował. Wei dopiero wtedy zaczął rozpinać powoli dalej koszulę Juna, by odsłonić sobie widoczki.
- Bez podglądania, bo będę zły... - upomniał go poważnie, bo zaraz nieco obsunął się na jego kolanach w tył i spuścił się na ziemię, znajdując teraz centralnie między jego nogami.

@Jun

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach