31/03: Przebite Niebo, spadające Gwiazdy

2 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Niecały miesiąc to sporo czasu, by wyjaśnić pewne sprawy i mało dla pełnego wprowadzenia we współczesny świat kogoś, kogo z trwogi, strachu i własnego tchórzostwa zaprzęgłeś do wozu stagnacji. Pierwsza rozmowa była dla Ciebie trudna, przyniosła wiele słów, wewnętrznego żalu, zawodu i hańby z powodu rzekomo utraconego honoru po uniesieniu ślepi na znajome lico. Spodziewałeś się po jej przeprowadzeniu wielu rzeczy: krzyku, kazań - nawet cios byłby lepszy od wydłużających się nici milczenia, aż wtem nagle z rozchylonych warg umknęło pierwsze słowo: rozumiem.
Od nocy przebudzenia do “dnia” teraźniejszego minął niecały miesiąc. Tańczący na krawędzi starej i nowej kartki kalendarza czas nieubłaganie tykał: co rusz wybijał nowe sekundy - przyniósł sporo zmian, decyzji i zdziwień spowodowanych lawiną chaosu rzeczy o bliżej nieopisanej metamorfozie – takich, których nijak nie dało się pojąć, choćby i po długich godzinach intensywnego myślenia.
Wpierw zabawa za “granicą”, potem negocjacje z Triadą, gdzieś pomiędzy zdarzeniami konfrontacja z Weiem i Elisabeth, a dalej rozmowa z Seleną: i nagle tak stojąc przed lustrem w łazience, zadałeś sobie pytanie: jak to wszystko pomimo rozsiania na różne gałęzie “chwil”, zdołało skumulować swoje odbicia w tym jednym konkretnym momencie? Zaduma: w niej tkwiły detale i z nią przyszła cicha refleksja wraz z powolnym ruchem palca wzdłuż pamiątki po nie tak dawnej wojaczce. Soda i gomora: zamiast oszpecać i przypominać o przegranej, coraz bardziej łechtała ego: tym jestem - osobą prostą i omylną: kruchą jak każdy śmiertelnik na tej ziemi - gotową do ujęcia za rękojeść miecza, aby raz jeszcze stać się tym, kim niegdyś byli dwaj bracia, by krąg zdarzeń ponownie zatoczył koło i z cyklu destrukcji wkroczył na cykl tworzenia, domykając jeden z drugim w ciągu nieskończonej harmonii, niekiedy nazywanej Ying i Yang.
Kobieta niegdyś bliska do dziś miała prawo wstępu do domostwa. Nie zatrzymywali jej ludzie, nie rzucił się kot – nie zaczepił nawet Brat, którego kroki jak cień, przemieszczały ciało w bezczelny sposób po całej powierzchni “leża” - każdym korytarzu, pokoju i schodku prowadzącym na wyższe/niższe kondygnacje przed, w trakcie i po poznaniu, aż do powrotu i medytacji. Jeden Gospodarz wiedział o pojawieniu się gościa, wszak przed wizytą raczył posłać stosowne zaproszenie do tak zwanych rąk własnych. Cierpliwy w swej ożywionej dawnej naturze, przygotował miły poczęstunek, po czym zasiadł przy pianinie, którego klawisze przecięły nitki ciszy, nadając salonowi drugiej nuty do charakterów woni herbaty oraz subtelnego kadzidła, rozproszonego pod postacią dymu na sporej powierzchni domostwa.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Miesiąc – 4 tygodnie z czymś, około 30 dni, podobno tak wiele czasu, ale w rzeczywistości pędzi on niczym błyskawica. Dopiero podnosisz głowę, przysięgając sobie, że nigdy więcej nie będziesz ronić łez przez kogoś, a zaraz potem okazuje się, że sny znów płatają Ci figla, nie pozwalając spokojnie oddać się odpoczynkowi. Ale to mała niedogodność, jeśli spojrzeć na plusy. Wzburzone morze chaosu w końcu się uspokaja, w końcu po tylu tygodniach oczekiwania wyłania konkretny obraz, ustabilizowany już na spokojnej tafli.
W końcu świat staje stabilnie, przyjmując takie karty, jakie rozdaje mu Los. Zaczynając od usunięcia topora znad głowy, poprzez złapanie mordercy i radosne wieści, że topór nie wróci… A potem ponowny trzask. Najpierw Chiny i wszystko to, co tam się działo, a potem już z górki. Roztrzaskane marzenia kogoś, kto w końcu ośmielił się myśleć o tym, co mogłoby się stać. Nóż wbity w serce, a choć jedynie metaforyczny, to nie znaczy, że mniej bolesny. Dni nierozumienia, by połączyć w końcu kropki, zrozumieć okrucieństwo własnej głupoty i pasma pomyłek. Lepiej późno niż wcale, jak mawiali mistrzowie, ale ta świadomość i tak nie pomaga… nie zmienia snów, które rządzą się własnym życiem, bazując na sercu, a nie na rozsądku.
Zaproszenie nie było nijakim zaskoczeniem, formalnym powtórzeniem nieoficjalnej rozmowy z wcześniej. Po tych kilku dniach wszystko jest już przemyślane i pierwszy raz znad zachmurzonego nieba pojawiają się pierwsze promienie, aż w końcu słońce, ocieplające zmarznięte serce. Zima w końcu zamienia się w ciepłą i miłą wiosnę. Swobodny krok przekracza progi, szelestem spódnicy oznajmiając obecność, gdy buty zostają na zewnątrz, jak kultura tego wymaga. Zresztą przyjemnie było iść bosą stopą znajomymi korytarzami, kierując się do pomieszczenia, które przywabiało zapachem kadzidła i znajomą muzyką.
Ubrana w hanfu, z czarnymi włosami przetkanymi białymi pasmami związanymi na chińską modłę poczuła się zwyczajnie na… miejscu? A może raczej jak w domu, w towarzystwie bliskiego sobie mężczyzny… Przekroczyła więc próg salonu, uśmiechając się delikatnie, gdy wzrok padł na artystę, naciskającego klawisze instrumentu.
- Gdybym wiedziała, że zagrasz, zabrałabym mój guqin. – powiedziała miękko, podchodząc bliżej, by na przywitanie objąć znajomą sylwetkę i zaciągnąć się zapachem, który w tak prosty sposób ściągał z ramion całe napięcie ostatnich dni. Drobna dłoń pogładziła męskie plecy, ot tak zwyczajnie, z lekkim ociąganiem wypuszczając z objęć drugie ciało. – Pięknie tu pachnie. Miło widzieć Cię w dobrym zdrowiu. – uśmiechnęła się, cofając o krok, lecz nawet uśmiech i nieco mocniejsze kreski nie mogły użyć delikatnie podkrążonych minimalnymi ilościami snu oczu.

@Louis

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Stukot klawiszy uwalniał kolejne nuty - tańczyłeś eterycznie w rytm ich taktu, rozbujany przed instrumentem, pogrążony w morzu myśli i marzeń - w świecie oderwanym od rzeczywistości i wszystkiego tego, co niosła za sobą rzeczywistość. Ubiorem “uniesienia” był elegancki strój o dwóch częściach z klasycznym akcentem wykroju, a kolorem dominującym ciemny błękit z mnóstwem złotych akcentów muśniętych dotykiem pojedynczych ciemnych pasm włosów o długości do ramion. Oto cesarski obraz oraz pocałunek złożony niegdyś na poliku niewiasty, zaś dziś muśnięty zaledwie spojrzeniem uniesionych ocząt, za którymi powędrowała wizja z dołu na samiutką górę, dłoń oraz ciało powstałe z miejsca doczesnego, na poczet wykonania eleganckiego ukłonu na modłę starodawnej kultury i grzeczności. Dopiero potem ta sama ręka spoczęła na drobnym ramieniu i plecach, ośmielona jej gestem odbitym lustrzaną powtórką: dotykiem wraz z ostrożnym pogładzeniem, aż do przerwania kontaktu.
- Yuèliàng - słowem krótkim i prostym przywitał gospodarz swego gościa, oddawszy cześć poprzez ruch, ton oraz uśmiech nieschodzący z lica, jednakże kryjący za nim o wiele więcej niżeli wyraziło proste słowo. Mową niewerbalną nawiązał kolejny dialog w momencie skrzyżowania własnych oczu z jej i wtedy ujrzał piękne ożywione lico ze skazą nieprzespanych kilku nocy. Nie śmiał jednak wypomnieć tego wprost, albowiem byłoby to niewybaczalnym nietaktem nazywanym także błędem z jego strony po wielokrotnym odbiciu od metalowych ścian.
W końcu przestał weń uderzać nagimi pięściami czynów i słów skierowanych bezpośrednio. Zawróciwszy na drogę wstecz, nie obejrzał się za siebie na żaden tak zwany raz: ani wtedy ni po spoczynku na ziemi zielonych łąk, po których znów skakały radośnie króliki, biegały sarenki oraz budziły się do życia z głębokiego zimowego snu kolorowe kwiaty. Stamtąd obserwacja przychodziła naturalnie, zupełnie jak w dzisiejszym “dniu” pierwszej konfrontacji po tylu wydarzeniach. Jaką zatem kartę wyłożysz na dzień dobry i tym razem, Yuèliàng?
- Fale dźwięku rozchodzą się, jak te morskie pod pogodnym niebem nocy tutejszego sanktuarium. Nie dochodzi do niego chaos z zewnątrz, nie uderza grad krzyków i skarg z wnętrza ludzkich ust. Nie ma tu również miejsca na żadne większe refleksje słów usłanych stertą kłamstw i niedomówień. A jednak wielkie jest moje zdziwienie przepełnione podziwem na widok istoty równie pięknej, co niepojętej przez umysł: uosabiającej porządek i następujący po nim nieopisany chaos. Nierozłączne w swych cyklach od wieków fascynowały wielu uczonych. Zaiste zdrowie mi dopisuję, co widać, zaś za troskę zechciej Pani spocząć i ogrzać się po “podróży”. - słowo, słowu nierówne jako i słowo, słowami napędzały kolejne nici dialogu przeplecionego mnóstwem metafor rozumianych wyłącznie przez pokrewne dusze, postawione pod potężnymi wrotami prób już przebytych i tych, które jeszcze się nie odbyły.
Otoczone ogniskiem pochodni mogły jedynie podziwiać, jak belki niektórych mostów coraz mocniej uginały się pod miażdżącą siłą żywiołu, ginąc bezpowrotnie w bezkresnej otchłani własnych jestestw – niekiedy na własne życzenie.
- Zakładam, iż interesuje Cię temat Ryuu i jak mniemam syna, który zbłądziwszy przez gniew zranionej duszy, przekroczył próg domu, w którym ugościłem brata, aby mógł w spokoju poukładać sobie wszystkie dotychczas zgromadzone informacje ze wspomnieniami. - zasadą kolejnej pisanej w kodeksie grzeczności, mężczyzna nie śmiał spocząć przed kobietą, toteż uczynił to dopiero po jej ruchu, aby przy kolejnym rozlać ciepłą herbatę wprost do porcelanowych czarek, odbijających “światełka” dwóch jestestw: jej i jego – obu skąpanych w światełkach kolejnych świecidełek, w tym słynnej nausznicy od Weia czy damskich ozdób wplecionych w długie czarno-białe włosy. Smok uśmiechnął się na ich widok, albowiem i tym razem nie zaskoczyła go malutka zmiana, ale przecież to już wiedziałaś - Ty, któraś przez wieki trwała u rzekomego boku dociekliwego obserwatora.

@Selena

Yuèliàng - Księżyc

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Melodia tak działała na innych, pozwalała zapomnieć i zatracić się w swych nutach, mogła wywołać szczęście lub rozniecić smutek. Wszystko zależało od tego, kto tę muzykę grał, kto nią szafował… Przyjemnością był wzajemny dotyk, obejmujące ramiona i charakterystyczny dotyk tkaniny na miękkim policzku, otulający znajomym zapachem. Ot jak przewrotny bywał Los, jak zupełnie inaczej mogłoby wyglądać to spotkanie… A jednak karty rozgrywki były takie, a nie inne. Nie można było mimo wszystko powiedzieć, były tak złe, by wspólnymi siłami nie zdołać ułożyć z nich pasjansa, rzecz jasna jeśli w obydwu sercach tliła się chęć do wyprostowania pewnych zagnieceń na tkaninie życia.
- Jù Lóng – padła ciepła odpowiedź, nawiązująca do języka tak zwanych przodków. Proste słowa, lecz jednocześnie wymowne. Nie martw się Ty, zwany wcześniej Cesarzem, Twe spojrzenie nie zostało niezauważone i nie zostanie też i zignorowane. Tobie zresztą wybaczonoby każdy nietakt, choć oczywistym było, czemu nie padło pytanie. Powoli jednak, nie wolno przyspieszać niczego, gdy dopiero nadeszło powitanie, po takim czasie nieobecnej obecności. Choć tak blisko w jednym mieście, zaskakująco daleko przez ogrom wydarzeń. Nie należy jednak winić nikogo, czasem pewne ścieżki muszą na chwilę się rozejść, by połączyć jeszcze mocniej. Weźmy więc oddech, a potem i łyk herbaty i niechaj melodia płynie.
- Niczym skała wśród fal wzburzonych sztormem, jedyna opoka dla chaosu wokół, oferująca bezpieczeństwo. Łagodny poszum wiatru łagodzący dźwięk uderzających fal. Ich piękno jest zdradliwe, zachwycające, lecz groźne dla tych, którzy nie potrafią nawigować pośród nich, lecz jednak… Staję naprzeciw nawigatora, którego piękno nie przeminie nigdy, bo gdyby się tak stało, samo Słońce zapłakałoby nad utratą Dziecka Nocy. – wyciągnęła dłoń, może z odruchu, może i nie, z troską dotykając pamiątki pewnej bitwy. Nie było sensu na nią rozpaczać, ale gdyby tak spytać szczerze, rzekłaby, że jedynie dodawała mu uroku. – Chaos ma to do siebie, że w końcu milknie, tak jak milknie rozszalały żywioł, gdy wykorzysta to, co go napędza. Nie zawsze jednak da się go pojąć od razu, by wyjaśnić jego naturę, czasem chaos gubi się w chaosie, a szukając ścieżki, odbija się od własnych ścian. – wstępne słowa, ujęte w charakterystycznym języku przodków, jakoś tak z czystego odruchu, lecz lepiej w tym języku wybrzmiały wyrazy, pełne szczerości i jednocześnie spokoju. Żywioł umilkł, uderzył w skałę i ukruszył ją, ale nie zniszczył. Z ukruszeniami dało się żyć.
Uczyńmy więc zadość gościnie – skoro gospodarz tak pięknie czekał, nie wypadało kazać mu czekać dłużej. Nic więc dziwnego, że cztery literki grzecznie spoczęły na miejscu, czekając na herbatkę i dopiero upiwszy łyk mogło podjąć dalszy dialog. Pewne ściany miały to do siebie, że istniały zawsze. Inne tymczasowe, konieczne w sytuacji, a inne pojawiały się na chwilę, by ustabilizować chaos, zanim ten wyrwie się na zewnątrz, zanim nieprzystojące emocje wybuchną na zewnątrz.
- Zaczekaj, proszę. – padła odpowiedź, a raczej prośba, wypowiedziana łagodnym, delikatnym głosem. – Obiecałam memu dziecku, że dam mu tyle czasu, ile będzie potrzebować, zanim ponownie się zobaczymy. Nie wiem, czy ten czas już nadszedł, zostawię tę decyzję jemu, niechaj ma tyle czasu, ile mu potrzeba. Nie chciałabym też zabierać czasu ni ojcu ni synowi, nie w chwili, gdy obydwaj uczą się nowej rzeczywistości. – spokój przemawiał z jej głosu, lecz nie dało się ukryć delikatnie ciepłych nut, gdy wspominała zarówno o synu, jak i jego ojcu. – Nie zaprzeczę, że temat Twego brata jest mi drogi, jednak nie jest jedynym, który jest dla mnie tak samo ważny. – zaczęła, unosząc czarkę do ust, by zwilżyć je w aromatycznym naparze, przywołującym na myśl górskie stoki i leżącą na nich pagodę, z dala od tej tak zwanej cywilizacji.
- Rozmowy telefoniczne mają to do siebie, że niełatwo nimi wyrazić to, co krąży po głowie. Jeszcze trudniej przekazać odczucia, gdy fale radiowe zniekształcają głos i jego barwę, a w końcu liczą się te niuanse dostrzegalne okiem, malutkie gesty czy nawet i mrugnięcia oczu. Nigdy Cię nie okłamałam, Jun. Nigdy też nie udawałam przy Tobie kogoś, kim nigdy nie byłam. Bez względu na wszystko, zawsze byłam sobą, nawet gdy w pewnym momencie zbyt mocno zaczęłam przejmować się tym, co sądzili obcy, miast przejąć się jedynie tym, co myślą bliscy. – rozmowa, choć sprzed kilku dni wciąż była świeża, a choć może i nie była aż tak dobrym obserwatorem czy też szpiegiem, nie umknęła jej niepewność słów, nie umknął też i ból na myśl o kłamstwie ciągniętym latami. Kłamstwie, którego na szczęście nigdy nie było, choć niefortunny dobór słów mógł sprawić takie wrażenie.

@Louis

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
W innych okolicznościach na miano Wielkiego Smoka buchnąłby śmiech i rozlał się echem po calutkiej powierzchni pomieszczenia. To, że tak się nie stało, było efektem kilku nawarstwionych rzeczy: czasu, sytuacji, jej charakteru, wydarzeń oraz tego, że choć pierwszej wymianie słów towarzyszyło przyjemne ciepło, to z dołu nadal spoglądała na nich dziura o ślepiach szerokich i dociekliwych oraz uśmiechu pełnym, ale i dmuchającym przeraźliwym chłodem, którym skutecznie gasił to, co miało przynieść ulgę, a co tylko w połowie docierało pod zamknięte bramy Jej potężnej fortecy i ziem Jego umiłowanych zielonych łąk.
Przyznasz, że tak mała przeszkoda zaczynała być powoli upierdliwa, a gorzej, bo z czasem przybrała na masie, sile i upierdliwości, której zbicie stawało się coraz trudniejsze. Czy i tym razem wygrają różnice? Nie wiedział tego nikt: On, Ona, ni razem wzięci pod ostrze noża pod Niebem pełnym Gwiazd. Jeno smutny księżyc spoglądał na nich z góry - jeno tylko on żywił cichą nadzieję na pojednanie dziecka ze swojego łona z potomkiem Niebios, które niegdyś silnie umiłowało tańczenie pośród chmur.
- Woda gasi ogień. Ogień topi metal. Metal niszczy drzewo. Drzewo wrasta w ziemię. Zamyka się pierwszy cykl. Którym będziesz Ty ma Pani, a którym ów Nawigator, który miał Cię prowadzić przez odmęty niefortunnej pogody w czasie sztormu? - ona wyciągnęła dłoń, on natomiast jej na to pozwolił, tym śmielej odchylając głowę, aby mogła ze swobodą obadać rzeczoną pamiątkę po bitwie.
Do nie tak dawna myśli krążyłyby wokół usunięcia jej, lecz nie po tamtych wydarzeniach oraz akceptacji własnej przeszłości. Toteż i prócz faktury skóry, pod koniuszkami wodzących palców uchylił się dodatkowy rąbek tajemnicy, a miana ich brzmiały harmonia wraz z niepokojem zrodzonym o wiele później niż troska, lecz dużo wcześniej przed przebyciem wewnętrznego katharsis.
- Nie zapominaj Pani, że cisza po burzy to niejedyna składowa. Obok niej leżą pozostałości: brud mentalnych resztek nieistniejących bytów, nieopodal szczątki realnych kości i w końcu kurz uniesionego piachu, wolno opadającego na powstałe pobojowisko. Następstw i konsekwencji nie da się przewidzieć, dlatego to rodzi niepokój, szczególnie wobec tych, którzy sami nie potrafią nad tym zapanować. - a tego, nie dało się tak łatwo zbić, co najwyżej załagodzić słodkim różanym zapachem kadzidła wraz z cytrusową nutką herbaty sprowadzonej prosto z Chin, której pierwsza kropla za słowem rozlała się po powierzchni języka.
Kolejne były już tylko formalnością, jednak o równym walorze smakowym, niekiedy nawet silniejszym ze względu na zwiększoną ilość spożytej porcji.
- Myślę, że ten czas długo nie nadejdzie. Jedno musi nauczyć się żyć w nowym świecie, drugie natomiast musi pokonać ból nowo poznanej prawdy, a potem ją zaakceptować, co wcale nie będzie łatwe. Tak też i z trudem przychodziło mi pojęcie Ciebie, Twoich decyzji i słów w ostatnim czasie Yuèyǐng. Nie chcę posądzać Cię o kłamstwo, po refleksji nawet bym nie śmiał, niemniej niepokoi mnie to i nurtuje. Dlaczego? - podobno zdań nigdy nie należało kończyć pytaniem, a jednak czasami się nie dało. Kiedy więc takowe pytało, druga strona mogła mieć stuprocentową pewność, że podjęty temat ani nie będzie łatwy, ani krótki.
Właśnie z tego powodu na stole zagościła herbata, a dialog przeszedł na chiński, na grunt obcy innym i znany im w myśl szczerych intencji nie tylko na poziomie przyjaciela, bo i takowym nie miał prawa się zwać po tylu wiekach.
Był kimś inszym...

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Każdą dziurę można zasypać, każdą da się przekroczyć. Niektóre są na tyle małe, że można zrobić to samemu bez wysiłku, inne, ciut większe, potrzebują włożonej w to siły i tak zwanych kropli potu. Jeszcze inne natomiast są zbyt duże, by mogła sobie poradzić z tym jedna osoba, lecz nie znaczy to, że są one nie do przeskoczenia. Wtedy trzeba wyciągnąć łapkę, jakkolwiek nie byłoby to trudne dla obu stron, po obiciu się od ściany dla jednej i niepewności przyjęcia drugiej i wspólnymi siłami zabrać się za zasypywanie ich. Jedyną tylko uwagą jest w tym momencie chęć, zrozumienia i udzielenia wyjaśnień, choć ten minimalny kroczek już się wykonał, gdy dwójka Księżycowych Dzieci ponownie spotkała się w jednym miejscu, mimo chaosu, który wokół nich trwał.
Nie dało się jednak ukryć upierdliwości przeszkody i braku śmiechu, lecz jak pewne nadzieje zostały pogrzebane, tak inne nadal się tliły. Na razie był to bardzo nieśmiały płomyczek, ostrożnie podnoszący swój łepek, ale tlący się, jednostajnie i uparcie, nie pozwalający zgasić się sztormom, nie dający zalać wodą. Uporu Wam wszak nie brakowało, czy więc i teraz upór zwycięży, jak bywało to i wcześniej?
Drobna dłoń z wrodzoną sobie delikatnością przesunęła po zgrubiałej skórze, właściwie odczytując odchylenie głowy jako pozwolenie na swój ruch. Ostrożnie zbadała jej fakturę, zapoznała się z rozmiarem, by na samym końcu miękko pogładzić policzek, zanim ostatecznie się wycofała, rzecz jasna za pozwoleniem.
- Jedna część mnie irytuje się widząc ją, będącą świadectwem bólu i cierpienia, druga natomiast bezczelnie twierdzi, że całkiem Ci do twarzy, drogi Panie. – ot zwykłe stwierdzenie, bez cienia ironii czy złości, może tylko z migotliwa iskierką ciepła w oczach, radości ze spotkania, nawet jeśli uparta dziura tak bardzo chłodem chciała wyprzeć to ciepełko. Miękki język ojców łatwiej jednak szafował słowami, brzmiały one lepiej i płynęły wprost z pociętego na kawałeczki serca. Pociętego teraz, czy wcześniej, jakie to właściwie miało znaczenie? Liczyła się zastygnięta w skorupę krew, sącząca się jeszcze tu czy tam. – A drzewo wrośnięte w ziemię może zatrzymać powódź, same tracąc życie… Myślę, że wolę trzymać rękę niefortunnego Nawigatora, któremu przyszło manewrować wśród chaosu żywiołów. Ogień pożera wszystko, co spotka na swej drodze, może mieć dobre intencje, lecz nie zmieni swej natury. Woda jest nieprzewidywalna, raz łagodny strumyczek, drugim razem porywający wszystko żywioł. Drzewo? Jest wielkie i wspaniałe, lecz przywiązane do miejsca. Gdy już wrośnie w ziemię, nie sposób go przesadzić, bo zwiędnie. A metal… metal należy ukształtować. Może zniszczyć drzewo, ale może też je ochronić przed głupotą ludzi. Jest najbardziej plastyczny, bo nawet jeśli raz zostanie ukształtowany w ostrze, to w razie potrzeby można go przetopić na przykład w płot. A potem znów w ostrze, gdy zajdzie konieczność. W żadnym wypadku nie straci w tym siebie, ni swych właściwości, przyjmie po prostu taką formę, jaka będzie potrzebna, ciesząc się, że może pomóc w ten czy inny sposób. – prawdą było, że niełatwo jest przetopić metal, ale mówiło się, że dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych. Upór załatwiał resztę, a czas… czasu było pod dostatkiem.
- Jednak gdy już nastanie, można spojrzeć na to, co pozostawiła burza. Poczekać, aż pył opadnie w zapowiedzi spokojnych dni. A potem małymi kroczkami zacząć usuwać szkody. Miotełką wymieść pył, z szacunkiem podnieść kości i pogrzebać je tam, gdzie zaznają spokoju do kresu swego istnienia. Delikatnie zmyć brud, by nie poczynić większych szkód. A kiedy dokona się tego, można ostrożnie zacząć odbudowywać zniszczone budynki i inszą infrastrukturę, jednak im więcej zniszczeń, tym jest to trudniejsze. Jednak nie niemożliwe. – potrząśnięcie łebkiem nad czareczką herbaty i kolejny oddech wciągający zapach do płuc. Cisza i spokój po burzy, po której do naprawienia zostały już tylko mosty i budynki, a kości czekały na pochowanie. – Nie da się opanować żywiołu, wielu próbowało i kończyło z ranami, czasem nieodwracalnymi. Ale jeśli wczepić się w choć jedną stałą, można nie dać się porwać burzy i poczekać, aż przeminie. Bo w końcu mija wszystko, a jedynie śmierć wieczna jest sprawą nieodwracalną. – stwierdziła prosto, bo i jej własna burza już minęła, a teraz jedynie pozostawało posprzątać pogorzelisko. Przetrwała, tak czy tak, wczepiona w myśli, że może i ogrodziła się ścianą, ale ma do czego wrócić, a raczej… do kogo. Zdawała sobie sprawę z własnych błędów, teraz ułagodzonych esencją naparu, tej raniącej niekiedy niechęci do zawracania głowy własnymi problemami.
- Zdaję sobie z tego sprawę, tak samo jak rozumiem, że przyspieszenie tego czasu nie wpłynęłoby dobrze na nikogo. Kiedyś ten dzień nadejdzie, mnie zaś pozostaje tylko czekać i być, grzecznie z boku obserwować i mieć nadzieję, że ten czas nadejdzie. – skinęła delikatnie głową, by wysłuchać kolejnych słów i pozwolić, by z jej ust uciekło ponowne westchnięcie. – Dlaczego… Pytanie jest tak proste, ale jednocześnie tak trudne do odpowiedzi, bo początki tej odpowiedzi sięgają do tak wielu miejsc, że aż nie wiem, który byłby tym właściwym początkiem. – zaczęła powoli, prostując się, bo to było wiadome, że jeśli raz wejdzie na tę ścieżkę, to nie będzie ona łatwa, a wręcz przeciwnie, wyboista i usłana cierniami, które nie raz i nie dwa przebiją skórę. Jednak nie chciała unikać tematu, nie przed nim, bo jako jedyny w pełni zasługiwał, by zrozumieć, skąd ten chaos.
- Zacznę od tego, co jest chyba najkrótsze. 80 lat żyłam ze świadomością, że w każdej chwili mogę zniknąć. Od pstryknięcia palcem ot tak, bo byłam jak bomba z opóźnionym zapłonem. Bomba, która może wybuchnąć za minutę albo za ich setki, tysiące… Jedna wielka niewiadoma. To było zrzucenie ciężaru, którego nawet nie byłam świadoma, sądząc, że pogodziłam się z pewnymi sprawami już dawno. Wolność, która rozwinęła skrzydła, dopuszczając uczucia, do których prawa odebrałam sobie z pełnią świadomości. Nie przywiązujesz do siebie emocjonalnie kogoś tylko po to, by w każdej chwili go zostawić, a przynajmniej nigdy nie powinno się tego robić. Takie jest moje zdanie, na jego bazie postępowałam i na jego bazie zdałam sobie sprawę, że… mogę zacząć planować. Żyć. Przestać się bać. – opowieść zaczynała się prosto, ostrożnie, nie jej oceniać było słuszność, ale bez tych niuansów i krótkich wypowiedzi nie sposób było przetłumaczyć mężczyźnie, skąd wziął się początkowy chaos i te następne. To był zapalnik, katalizator tego, co stało się dalej, niczym popchnięcie dziecka na zjeżdżalni, na której zatrzymać można się dopiero na samym dole. Reszta natomiast była pazurami i cierniami wczepiona przez poprzednie wieki, lecz ta historia jeszcze nadejdzie, nie da się bowiem wyjaśnić jednego bez zrozumienia drugiego.
Małe kroczki.
Małe, jak były czarki herbaty, odpowiednie na jedną opowieść.

@Louis

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Zaiste nadzieją karmiła matka wszystkie swoje dzieci i kochała każde bez wyjątku, choćby i rozumem nie grzeszyło ponad stan. Biedne, chyba właśnie dlatego opadały z sił jako ostatnie, a w ślad za nimi kolejne – te drugie, bardziej pokraczne, wyjęte spod ludzkiego prawa za to objęte protekcją świata nadnaturalnych. Takie pociechy wcale nie były gorsze: rodziły się, uczyły, psociły i śmiały zupełnie tak samo i w podobny sposób ich dłonie budowały przepiękne budowle z piasku.
Chodź więc razem ze mną, chodź, weź wiaderko i grabki, a potem pozwól ciału opaść na złoty grunt. Własnymi palcami przekopiemy piach i wsypiemy piach do powstałych dziur, na których z czasem pojawią się babki. Potem, jeśli najdzie nas wena, a myślę, że tak, ulepszymy je do postaci wież, a następnie do zamczyska! Tak, to bez wątpienia była dobra myśl na długiej drodze odkupienia za grzechy doczesne pod płachtą podjętych decyzji, słów i milczenia, głównego prowokatora i winowajcy całego zamieszania.
- Z wody rodzi się drzewo, z drzewo ogień, z ognia (poprzez popiół) ziemia, z ziemi wydobywa się metal, metal zamienia się w ciecz. - było to krótkie, lecz treściwe pokwitowanie słów, którymi Księżyc płynnie odbił falę dialogu, wzbogacając ją o własną, równie interesującą interpretację.
Zabawne, bo on przed uchyleniem warg pomyślał dokładnie o tym samym: o metalu jako najtrwalszym tworzywie z wymienionych wobec ich zaistniałej sytuacji – o nim jako materii zdatnej do plastycznego formowania w każdy wyobrażony kształt. Faktem było, że i jemu zagrażało niebezpieczeństwo: rdza, ale przecież jej byt nie świadczył o nadejściu końca, a nowego początku. W podobnym takcie spoglądał na Selenę, na taki właśnie metal, który dopiero otrzepywał się z kurzu i resztek rdzy.
Nie ze wszystkim się zgadzał, nie wszystko pochwalał, nie wszystko też rozumiał i puszczał płazem, przecież część jawnie szkalował, o czym Księżyc bardzo dobrze wiedział, lecz o ironio, im dłużej obserwował rozległe horyzonty pobojowiska, tym mocniej utwierdzał go grunt przekonania o byciu przewodnikiem – nawigatorem w czasie sztormu, który choć przeżył najmniej wiosen, niósł za sobą najwięcej harmonii po zamknięciu wrót przeszłości, przynajmniej musiał, aby móc stać się opoką dla tych, na których bardzo mu zależało.
Grono to nie było zbyt wielkie, liczące zaledwie kilka dusz – heh, i nagle słyszysz z oddali: w takim razie, o co tyle zachodu? Ty już wiesz, bo robisz dokładnie to samo: chowa się, milczysz i zaciskasz piąstki, byleby tylko powstrzymać krzyk i łzy - aby być silną i niezależną - by pod żadnym pozorem nie dać poznać po sobie słabości i broń Ci Niebiosa, stać ciężarem dla najbliższych, ale nie tym razem. Dziś usta w końcu przemówiły i tak oto również słuchał ich dźwięku cierpliwy Smok, co to w milczeniu raz po raz siorbał niewielkie łyki z porcelanowej czarki. Stukotem o blat oznajmił jej odłożenie dopiero w momencie nadejścia nitki milczenia: po jego pierwszej i dalej po ciągu jej własnej poezji.
- Tyle że po tej burzy pozostało znacznie więcej, niżeli zdołają udźwignąć samotne dłonie. Świadomość własnej niemocy jeszcze jestem w stanie pojąć. Ja sam popełniłem błąd, wytykając ją z zawodem w niepamięci tego, jak smakował ból i gorycz na skórze, gdy i ja dostąpiłem zaszczytu kąpieli w morzu obrzydliwych czynów, które i Tobie uczyniono. Refleksja przyszła z czasem, lecz ten sam czas pokazał, jak wiele spraw poczęło umykać pomiędzy palcami. Ten konkretny chaos minął, ale zaraz na jego miejscu pojawił się kolejny, dokładnie wtedy, gdy Twoje oczy po raz pierwszy przestały patrzeć tam, gdzie spoglądały przez długie lata. - jak wtedy przy rozmowie, tak i teraz przy konfrontacji twarzą w twarz, nie śmiał wytknąć niczego wprost. Krótkie napomknięcie podarowało jedynie grunt, lecz nic, poza nim, zachowując dlań swobodę ruchów, wypowiedzi i wszystkiego tego, co dopiero zaczynała wylewać. W tym spotkaniu to on głównie pił: herbatę zwykłą i tą pochodzącą z jej eterycznego jestestwa.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Karmiła nadzieją, te mądre dzieci i te wręcz przeciwnie, jednak tak długo, jak tlił się jej płomień, życie kręciło się dalej, można było iść przez świat z odwagą, której powoli zaczynało już brakować. A jednak było jej wystarczająco, by stanąć naprzeciw burzy i powiedzieć jej „dosyć”. Choćby nie wiadomo jak bardzo pokraczne i połamane były dzieci, ona i tak je kochała, otulając zasłoną ciemności skrywającej przed światem, chroniącą przed złem, którego i tak wystarczająco było już wokół. Choć z wyglądu pokraczne, wewnątrz piękne, jak każda inna żyjąca istota. I tak samo potrafiąca budować piękne budowle, zasypywać dziury, śmiać się w szczęściu i płakać w smutku.
Małymi kroczkami powstanie zamczysko, a potem droga do niego. Pojawią się pierwsze domki i ani się spostrzeżesz, a z wielkiej dziury zrobi się piękna piaskowa osada, z piaskowymi ludkami i piaskowymi zwierzaczkami. A podczas całego procesu niech płyną emocje, a jedynymi ścianami niech będą te z piasku, dbające o to, by podobna dziura nie pojawiła się nigdy więcej. A gdyby tak do piasku dorzucić deseczki, w razie czego budując mostek? Dziury lubią powstawać, czasem nawet zanim się spostrzeżecie, a czy z mostku nie fajniej byłoby ją zasypać? Pozwolić kołysać się wiatrom w śmiechu i szczęściu, pokazując środkowy palec temu, co dzieli? Nigdy więcej milczenia, nigdy więcej ścian… Tak. To dało się zrobić. Gdy już przejdzie przez ciernie, mówiąc to, czego zabrakło wcześniej.
- A jeśli wyrwiesz z cyklu choć jedno, on nigdy się nie dopełni. Nie miną chwile, nie narodzą się nowe, uwięzione na zawsze w więzieniu z kryształu, pięknym, lecz stojącym w miejscu. – delikatny uśmiech zgodził się z podsumowaniem, przynosząc na myśl te dawne chwile, zawsze te same. Ona mówiła wiele, on podsumowywał krótko, a treść czy długa czy krótka była taka sama w wydźwięku.
Rdza nie była straszna, gdy metal zabezpieczyć, a o zabezpieczenie nie było trudno. A gdyby nawet się pojawiła, wystarczyło dotknąć dłonią, odczyścić i znów zabłyśnie znajomym srebrem, niczym gwiazda na nocnym nieboskłonie, mrugająca do tych na ziemi. Szkaluj do woli, Wielki Smoku, nie puszczaj płazem, po prostu bądź, gdy zniknęły ściany. Tak jak ona była dla Ciebie, zawsze chętna wysłuchać, bez względu na to, w jaki kształt ją teraz ukuto, choć każdy jeden łączyły cechy wspólne – twardą powierzchnię niechętną obarczać innych swymi sprawami. Nawet gdy szukała schronienia, wtulając się podczas bezsennych nocy, rzadko chciała mówić, co było ich powodem, nie chcąc martwić bardziej, niż już to robiła, martwić czymś, czego i tak nie mogłeś naprawić.
Nie zawsze chodziło o opokę, bo trudne to było zadanie, zbyt trudne, by obarczać tym jedną duszę, nawet jeśli tak silną. Wystarczyła obecność, zwykłe milczenie, nawet i jeśli czasem słusznie potępiające i szkalujące. Niewielkie to było grono i dla Smoka i Księżyca, co ledwo wychodził z nowiu, lecz jednak było, splątane niteczkami przeznaczenia i krętych ścieżek losu.
- To prawda. – proste słowa, a jednak znamienne, tak bardzo mówiące o zmianie, o potrzebie dyskusji, która przez emocje i chaos wydawało się, że zanikła. – Jednak jak wspomniałam, to tylko jeden z początków, lecz najkrótszy w tym wszystkim. Bez zrozumienia jednego nie sposób zrozumieć inne, a ja… chciałabym, żebyś zrozumiał. – głębokie westchnięcie i wzięty łyk herbaty, gdy kolejny raz pojawiło się napomknięcie, niczym ostatnia szansa. Szansa na to, by naprawić to, co się zepsuło, lub pogrzebać ją raz na zawsze. Te kilka temu padła odpowiedź, że nie chce rozmawiać, teraz mogła przecież udać, że nie rozumie padających słów… A przecież rozumiała. Po co jednak kłamać. Po co udawać, że jest dobrze, gdy choćby podkrążone oczy mówiły, że jest inaczej.
Czarka wylądowała na stoliczku, a oczy przymknęły się, na jedną chwilę, oferując w zamian pełen smutku uśmiech, tak bardzo adekwatny. No, dalej! Niech pęknie tama, niech rozleje się to, co gromadziło się ostatnie tygodnie. I pękła, tak jak powinna. Wraz z plecami, spotykającymi się z podłogą, gdy padła na dywan niczym na piasek, patrząc w sufit.
- Bo zrozumiałam, że nie ma nic trudniejszego niż pragnąć tego, czego nie będzie się nigdy miało. – prosta odpowiedź, a jednak mówiąca wszystko, cały chaos bólu i smutku, który był jej udziałem. – Ile można żyć nadzieją, która i tak jest tylko ułudą, Jun? Ile można żyć patrząc, jak słowa kierują w jedną stronę, a czyny zaprzeczają im tak mocno, że nie da się zaprzeczyć mocniej? – podniosła się ponownie do siadu, nie kryjąc niczego, a zwłaszcza bólu wypisanego na twarzy i migotliwych iskierek smutku, tlącego się w oczach, jak tlił się płomyczek tej innej nadziei. – Jak można patrzeć na kogoś, kto nie uważa Cię za wartego choćby zdania wyjaśnień, Jun? Pomyliłam się tak mocno, tak bardzo byłam głupia, że to aż boli. Trudno się przyznać do głupoty, zwłaszcza tak wielkiej i jeszcze trudniej o niej mówić. Pewnym ścieżkom nie jest pisane się złączyć, a pewnym osobom nigdy nie jest po drodze. – i po nitce do kłębka rozplątywał się węzeł, puściła tama, nie napotykając ani jednej przeszkody na drodze.
Rozumiesz, już Smoku? Rozumiesz, czemu wtedy postawiła ścianę, czemu pojawiły się kolce, czemu zjeżyło się futerko? Nie ma większego bólu niż zignorowanie przez ukochaną osobę i nic nie zadaje większego ciosu niż odebranie tych resztek poczucia własnej wartości, a z tym od dawna przecież miała problem.

@Louis

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Słuchałeś ze spokojem stary Smoku - słuchałeś, jak lamentuje srebrny księżyc. Jak coraz więcej pożogi wkradało się na usta i jak z ich wnętrza wypływały obfitsze treści, o których wiedziałeś od dawien dawna. Słuchałeś w milczeniu, popijając smaczną herbatę - słuchałeś, dopóki nie przestała mówić, a wtem raz jeszcze odstawiłeś czarkę na stół, pochyliłeś się, po czym ująłeś dłoń w swoją. Obrócona wewnętrzną stroną otworzyła przed błękitnymi ślepiami karty księgi, której odczyt posiadło niewiele osób. Nie chodziło o linie, nie dotyczyło to wróżb - dociekliwym cesarskim spojrzeniem Gospodarz szukał tego, co zwało się przepływem energii niekiedy znanej pod mianem Karmy. Gdy już ją odnalazł, otaksował ją bacznie, a kiedy i to uczynił, ostrożnie wypuścił rękę ze swojej.
- Sel... Kwiecie najpiękniejszy z księżycowego łona, pamiętasz noc, w której zapytałem Cię o to, jak dobrze znasz tą bliską Ci osobę? Ujrzałem wówczas w Twoich oczach ból, a słowach usłyszałem wyraźne odtrącenie. To, o czym mówisz, jest zaledwie jedną stroną medalu, a przecież pod nią kryje się druga. Pytanie, które zadajesz mi, zadaj raz jeszcze, ino sobie samej w lekko zmienionej formie: jak można patrzeć na kogoś, kogo miłujesz całym sercem od dawien dawna, kogo pragniesz mieć na zawsze, a kogo nie chcesz usidlić we własnych szponach, a więc i wypuszczasz przez nieodłączny strach przed ponowną utratą bliskich? - a po całym procederze ostatecznie przemówił głosem oczywiście spokojnym, ciepłym i miękkim w charakterystycznym chińskim akcencie, niczym ździebełka trawy, po których tak wielu uwielbiało chodzić bosymi stopami.
Oczy miał zamknięte, lecz to wcale nie stanowiło przejawu ignorancji, przeciwnie, dawało obraz osoby pogrążanej w morzu myśli i słów, których tkanie wymagało silnego skupienia, aby w trakcie monologu nie dopuścić się błędu, przez który doszłoby do narodzin niechcianego nieporozumienia, tym bardziej w sprawie o tak delikatnym charakterze jak ta muskająca szklaną duszę wraz z sercem Kobiety.
- Pewnym ścieżkom nie jest pisane złączyć się od razu, albowiem każda musi pokonać własne rozwidlenie, aby móc potem dojść do kolejnego skrzyżowania z drugą. Ty, On – Wy razem przeszliście wiele i także wiele z tych różnych oraz podobnych rzeczy wymagało podjęcia kroków. Milczałaś w cierpieniu przez długich 80 lat, tak jak za podobnym śladem czyniła to strona druga, o ile nie dłużej, od dnia uświadomienia sobie, jak istotną rolę zaczęłaś odgrywać w “jego” życiu. Nie osądzaj, jeśli sama pragniesz nie być osądzaną, a jeśli już to czynisz, to miej pewność, że obejrzałaś każdą stronę monety. Niekiedy to, co uznajemy za bolesne, zbliża nas do siebie jeszcze mocniej, pokazując, jak w wielu kwestiach dwie osoby, zamiast różnić, dzielą wspólny grunt. - zakończył, dając jej pole do popisu. Teraz niech ona odstawi czarkę, przymknie ślepia i przypomni sobie wszystko to, co umykało jej do tej pory – wszystko to, co dawało sygnał i w końcu wszystko to, co mogło zostać źle zinterpretowane w sztormie gniewu, smutku i uczucia zdrady.
Ty jedna wiedziałaś to Sel – Ty jedna musiałaś zreflektować i odpowiedzieć sobie, jak silna byłaś, jesteś i będziesz dla tego jednego konkretnego bytu, który do teraz nie dawał Ci spokoju. Nie walcz z tym i nie zapieraj jak inne dusze, a przede wszystkim nie pal mostów – nie krocz również drogą swojskości, bo i ta kiedyś się kończyła, o czym CI sami inni również kiedyś się przekonają.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Co innego wiedzieć, a co innego usłyszeć, uzyskać potwierdzenie własnych domysłów i wiedzy uzyskanej innymi kanałami. Co innego słyszeć emocje, widzieć oczy, a co innego jedynie dotrzeć o suchej wiedzy, nie popartej kanałami. Słuchaj, Smoku, słuchaj. Pierwszy raz uczucia wylewały się falą, pierwszy raz od Chin nie kryła niczego, jasnym tonem i głosem wskazując wszystko, gotowa odpowiedzieć krok po kroku ostatnie tygodnie i te przemiany, opowiedzieć o wspomnianej bezsilności, o której napomknęła podczas rozmowy telefonicznej, a która nie została do końca wytłumaczona, wywołując drobne nieporozumienie w postaci rzekomego kłamstwa. Nie martw się, wiedziała, jak mogło to zabrzmieć i nie miała żalu w interpretacji, bo to ona użyła złych słów, teraz próbując chociażby wyjaśnić ich prawdziwy sens.
Drobna łapka grzecznie wylądowała w drugiej, większej, dziwnie wychłodzona, choć zdolność aktora nadal pozostawała włączona. Wynik smutku, a może zmęczenia? Może to bezsenne noce nie pozwalały ciału skutecznie się ogrzać, a to czerpało przyjemne ciepło drugiej osoby, z żalem witając wypuszczenie z ciepełka, nie śmiała jednak prosić o więcej, niż już otrzymywała. Samo zaproszenie było czymś dużym, a rozmowa, choć bardziej monolog… Chyba dlatego, że była pewna, że u niego zostanie to tylko między nimi, na zawsze.
- Pamiętam… Takie wspomnienia nie są czymś, co łatwo usunąć z umysłu. – uśmiechnęła się, mimowolnie, by zaraz potem pokręcić głową. – To nie tak… Nie odtrącenie. To jest… skomplikowane jak cholera. – powiedziała, lecz z tą bezradnością w głosie, którą ostatni raz słyszał u niej kilka wieków temu, gdy opowiadała, jakim cudem udało im się spotkać w mongolskiej niewoli. – Sama nawet nie wiem, jak to uczyć. Pierwszą kwestią jest chyba to, że od wieków zastanawiam się, czy ja w ogóle potrafię kogoś kochać, bo mam spore wątpliwości. Chyba nie potrafię. Ale nawet gdyby to pominąć… Chcieć nie znaczy mieć, Lu. Do tego trzeba dwojga, a bądźmy szczerzy chociaż teraz, gdy słowa płyną rzeką, jemu monogamia do niczego niepotrzebna. A ja… ja jestem terytorialna. Moje i nie ruszać, a jeśli ktoś spróbuje… Dlatego Chiny poszły w tę a nie inną stronę. Nie, nie zrozum mnie źle, nie uważam Weia za „swojego” w tym sensie, spokojnie. Ale jest mi bliski, niejako przez bycie ważnym dla Ciebie. A nikt nie tyka tego, co jest mi bliskie. Wyobrażasz to sobie? Ten… układ między nami działał, Jun, działał, póki sytuacja była, jaka była, bo żyjąc na krawędzi śmierci nie miałam prawa w jakikolwiek sposób go przywiązywać. Ba. Lepiej było sprawić, byście mnie nienawidzili, bo łatwiej znieść śmierć wroga niż kogoś bliskiego. – teraz pierwsze łzy spłynęły po twarzy, bo choć jakaś część wiedziała, że chiński Cesarz zrozumie, tak nie śmiała nawet tego zrozumienia oczekiwać.
Zamknięte oczy rozmówcy, tak proste w skupieniu, cudowne do odnalezienia słów sprawiły coś jeszcze. Pozwoliły ukradkiem otrzeć łzy, udać spokój i nie wzburzać spokojnej wody. Zachować resztki godności, choć tę i tak straciła już dawno i nigdy tak naprawdę nie odzyskała. I dalej pozwoliły kontynuować temat, powoli, słowo po słowie.
- Nie przeczę, że bałam się utraty bliskich. A potem zrozumiałam, że jak niby mam ich ochronić, jak mam się tego nie bać, gdy nie jestem w stanie ochronić sama siebie? Musiałam to zmienić, musiałam zdać sobie sprawę, że… że potrafię. Że potrafię obronić samą siebie, widząc przeciwnika, który przede mną stoi, a nie przeszłość, która mimo wszystko ścigała mnie dalej. Po to wyjechałam do Kazachów, żeby sobie to ułożyć, żeby zrozumieć, że nie muszę być bezsilna, że nie muszę stać z boku i patrzyć, jak ktoś toczy moje walki. Byłam bezsilna od chwili, gdy wyrżnięto mój plan, a potem nigdy się z tego nie podniosłam. Nawet gdy ten skurwysyn podniósł na mnie rękę, uciekłam, zamiast pokazać mu, jaki błąd popełnił. Pozwoliłam się ścigać, niczym zaszczute zwierzę, ze strachem oglądając się wstecz… Nie chcę tak. Nie mówię, że jestem wojownikiem, bo nie jestem. Walka z Yashą, moja rozpłatana ręka i miecz na jego gardle jasno mi to pokazały. Nie lubię walki. Nie chcę jej. Ale jeśli będzie trzeba, nie cofnę się. Nie będę czekać, aż ktoś zrobi to za mnie. Aż ktoś znowu weźmie na siebie moje rany. – powiedziała cicho, ukradkiem ponownie ocierając łzę, bo przeszłość, jaka by nie była, była cholernie bolesna, a ta rozmowa absolutnie nie należała do najłatwiejszych. Ale nie miała do takich należeć, od pierwszych chwil, gdy mimo wzajemnego rozpoznania i wspomnień zielonej trawy uginającej się pod bosymi stopami i ciężkim materiałem warstw tradycyjnego hanfu.
- Pewne ścieżki się krzyżują, tak. Nie zaprzeczę temu. Krzyżują, lecz nie łączą, to wielka różnica. Nie jest w ogóle pisane im złączyć się nawet tak, by szły obok siebie. Nie śmiem marzyć o połączeniu w jedną wielką, bo to… on miał już swoją rodzinę. Nie poradziłby sobie z moją zazdrością, bo nie tego w życiu szukał. Nie ten czas, nie to miejsce. Może kilka wieków temu, kto wie. Można mieć wspólny grunt, można znajdować to, co łączy, ale tu potrzeba czegoś więcej… Ja chciałam czegoś więcej i łudziłam się, że mogę to mieć. – oczy ponownie się zaszkliły, znów popłynęły łzy, których nie dało się stłumić. – Ale nie mogę, bo to nie zależy ode mnie. Lu, ja nie wymagam wiele, wierz mi. Nie mogę wymagać od innych tego, czego sama nie dam. Nie wymagam epopei, co jest nie tak. Rozumiem potrzebę przemyślenia, potrzebę samotności, izolacji w miejscu, o którym nikt nic nie wie – nawet, jeśli mnie tego luksusu nie dano, ale zagryzłam zęby, wiedząc dlaczego – rozumiem wyjazdy. Ale nie rozumiem ignorowania. Nie rozumiem oczekiwania zaufania bez granic, gdy samemu nie okazuje się go ani grosza. Gdyby chociaż powiedział „potrzebuję coś przemyśleć w samotności”, nie rzekłabym ani słowa! – dłoń trzepnęła w blat, pokazując, jak wielkie emocje targały nią, jak bardzo czuła się zraniona, jakie świństwo zrobił jej i to w chwili, gdy sądziła, że wszystko da się już ułożyć. – Ale nie. Nie stać go było na coś takiego. Na litość boską, Louis! Nie stać go było nawet na stwierdzenie, że coś pieprzy się w fabryce, nie, on mi kazał dowiadywać się tego z MIEJSKICH PLOTEK! Czy coś takiego robisz komuś, do kogo rzekomo żywisz uczucia? Kto jest Ci rzekomo bliski? Nie. Nie robisz. Nawet jeśli czujesz potrzebę zachowania tajemnic, nie robisz tego w tak chamski i pełen ignorancji sposób! No chyba, że to było tylko farsą, odpowiedzialnością za ocalone istnienie, które już raz próbowało targnąć się na własne życie, nie widząc sensu w jego kontynuacji. – gorycz w głosie przeminęła, przeszła najpierw w smutek, a potem wyciszyła się, przechodząc po prostu w rany na nowo połamanego serca. Nie musiała zamykać oczu, by pamiętać wszystko to, co wtedy czuła, co się wydarzyło, jak ją potraktować.
- Przez chwilę sięgnęłam dna, zastanawiając się wręcz, czy warto było szukać leku i dalszego życia, czy warto było przeżyć, żeby teraz dostać nożem i to nawet nie w plecy, a prosto w serce, patrząc w oczy. Ale to tylko na chwilę. – dokończyła, zwieszając lekko głowę, bo to też były rzeczy, o których nie chciała mówić. Wiedziała, jak brzmi, jak mogłoby to wyglądać, ale zanim doszła do siebie, zanim przemyślała na nowo, przez krótką chwilę naprawdę zaczęła wątpić w ten sens. Potem zrozumiała, że świat się nie skończył, a była sama tyle lat, że nie miało to już znaczenia. Zresztą nie do końca była sama. Nie, bo w innym wypadku nie siedziałaby teraz naprzeciwko niego.

@Louis

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Wielki monolog w końcu uderzył wichrem w żagiel, maszt – w cały statek dryfujący po wzburzonych falach morza konwersacji i toczącej się gdzieś w środku wojny własnej duszy. Nie była Ci ona obca – podobne widziałeś u Marcusa, Elisabeth i samego siebie w “dniu” podjęcia walki o lepszą przyszłość. Teraz nadeszła kolej Seleny, co było w pełni zrozumiane jako jedyne wyjście do odzyskania dawnego siebie przed całkowitym zniknięciem w czeluściach toksycznej nicości. Powrót z niej nie był niemożliwy, lecz bardzo trudny do tego stopnia, iż wymagający angażu o wiele liczebniejszych jednostek. Umówmy się, tych mieli niewiele. Radna Elisabeth? Ta wojna dopiero się rozpocznie, toteż niemożliwe było skierowanie ręki w jej stronę. Wilkołak Marcus? Miał dopiero wrócić po przejściu własnego Katharsis: silny i zdrowy duchem, lecz czy gotowy do pomocy? I nad nim zawisły chmury ostatnich wydarzeń, niejako kładących na szali zawiązane supły nici. Wojowniczka Marr? Z całego grona była najbardziej zamkniętą personą, do której dotarcie mogło wieść jednocześnie łatwą i trudną drogą, o ile w ogóle z uwagi na nią samą. Na skraju stał także on, rzekomo najmłodszy, równie pojebany myślowo, jednak na obecny stan najbardziej poukładany, chyba że o czymś nie wiemy.
Nie stawiał się na piedestale zbawcy, co najwyżej nawigatora w roli pomocnika, ale nie zapominajmy, że i jego moce miały ograniczone możliwości. Wszystko tłumaczył powoli, a potem słuchał, popijając herbatę, póki czarka nie stała się w całości pusta. Wówczas nalał doń ponownie herbaty, tyle że tym razem nie w trakcie, a dosłownie po ostatnim słowie. Lał i lał, aż brzegi nie wypełniły się napojem, a i wtedy nie przestał i wciąż trzymał pochylony czajnik nad czarką. W końcu gorąca herbata z ów naczynia się wylała i zalała blat stolika – on jednak wciąż lał.
- Sama zamykasz się w klatce, podczas gdy oboje wiemy, że tak nie jest. Umiłowałaś braci, Marcusa, syna, a to już coś znaczy. Miłość nie jest ani łatwa, ani niekiedy przyjemna. Wymaga również czasu i pielęgnacji. I masz rację: trzeba dwojga, lecz spróbuj teraz powstrzymać moją rękę, aby nie przelewała już czarki. Jeżeli Ci się to uda, to znaczy, że jesteś gotowa do refleksji – do zajrzenia w głąb siebie i odszukania wszystkich tych małych poszlak, które mogły Ci umknąć. Musisz znów zadać sobie ważne pytania. - a te nim padły z ust, chwilę odczekały na reakcję dłoni, która zyskała szansę na zatrzymanie lejącego się strumienia herbaty, by nie pochłaniał większych powierzchni blatu, ofiary przelanej goryczy.
- Czy gdyby nie był w stanie znieść zazdrości, zostałby? Opiekował się? Prowadził z Tobą każdą rozmowę, dawał Ci podejść bliżej, wiedząc, jaka jesteś? Nie, nie zasłaniaj się ma piękna politowaniem czy brzemieniem obowiązku, gdyż to mojej ręki nie powstrzyma.
Czy i Ty sama poprzez zamknięcie w strachu i bezsilności, również nie unikałaś wyjaśnień do osób, którym na Tobie zależy? Czy i on teraz nie wpadł w podobne sidła?
Tak jak mówiłaś moja Pani: nie wymagasz wiele, szczególnie gdy sama nie możesz tego dać. Marcus wcale Cię nie olał - spanikował i uciekł w szpony przeszłości, aby stawić im czoła, co niejako pokazał nam w listach, które otrzymaliśmy “nie tak dawno temu”. To właśnie w nich ukrył istotne wskazówki znane wyłącznie nam – nam wszystkim wraz z Tobą. Shh...
- a teraz puenta: nie pozwolił Ci wykrzyczeć ani słowa więcej, ni uronić żadnej innej łzy, a jeśli tak, to tylko kilku, bowiem palec z ust, szybko powędrował na oczęta.
-Złościsz się Księżycu - złościsz, bo miłujesz i jest to normalne. Nie pozwól temu jednak zapomnieć o poszlakach, które zostawiał i wciąż Ci zostawia. Wiem, że nie masz problemu ze zniknięciem, ale nie możesz pomijać tego, że cały czas do Ciebie mówił, a mówił wiele razy mową niewerbalną: gestem, spojrzeniem i mimiką. My jako nieliczni powinniśmy wiedzieć o tym najlepiej. I nim powiesz cokolwiek Piękny Kwiecie, nie próbuj myśleć inaczej o swoim ozdrowieniu. I nie myśl także o przeszłości: przeszłości nie zmienimy, ale dzięki niej stajemy się silniejsi – nie tylko fizycznie. Wcale nie musisz być wojowniczką, aby emanować potęgą i dobrze o tym wiesz i Twoje demony też, dlatego tak uparcie ściągają Cię w dół. Ale my tu jesteśmy i zawsze Ci pomożemy, tylko musisz tej pomocy chcieć i pamiętać o nas. Elisabeth, Ja, Wei – zadzwoń do niego, ugaś płomyczek smutku braku odzewu od Ciebie, a przecież nie powinien, prawda? - i wtem błysnęła złota nausznica, a dłoń przetarła ostatnie z łez. Druga wciąż trwała w eterze - kwintesencją wywodu były bowiem czarka i czajniczek: ich fizyczna obecność oraz metaforyczne przesłanie.

@Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Każdy statek musi przeżyć swój sztorm, od jego kapitana jednak zależy, czy wyjdzie z niego cało, choć bez odpowiedniej mapy tudzież nawigacji marne były szanse, by udało się łajbie uciec spomiędzy skał. Lecz kogo można by poprosić o pomoc? Elisabeth? Gdy pewne rzeczy nadal były tak kruche? Marr? Nie były aż na takiej płaszczyźnie, by o takie rzeczy prosić? Marcus? Jaka istniała gwarancja, że po jego powrocie i wszelkich wydarzeniach nadal będzie chciała z nim rozmawiać? A przynajmniej na tyle rozmawiać, by odkryć ponownie pokaleczone czyjąś ręką resztki drobnej duszy. Duszy, której od wieków dokuczał brak tak zwanej przynależności, brak szeroko pojętego domu i miejsca do zapuszczenia korzeni. Świat coraz bardziej składał się z samych niewiadomych, a jedyną pewną była tu aromatyczna herbata z dalekich Chin, znajomym smakiem przywołująca dawne wspomnienia, warta każdej swojej ceny, a ta wcale najniższa nie była.
- Lu! – z ust uciekł protest, gdy herbata zaczęła się przelewać, a dłoń od razu rzuciła się chronić cenny napar, nie bacząc na jego temperaturę. Ta została skwitowana zwyczajnie syknięciem, a pod gorący strumień podstawiono drugą czarkę, w formie prób powstrzymania lejącego się strumienia. Towarzyszyły temu pełne zaskoczenia, szeroko otwarte oczy, próbujące pojąć, co właściwie się działo.
- I cóż wam z tego przyszło? Jak skończył Ryuu, jakim losem obdarowałam własnego syna teraz i dwójkę dzieci wcześniej? Jak skończyli ci, których na swe potomstwo wybrałam? Nie każdemu pisane jest spełnienie uczuć, jak udało się to Tobie i Weiowi. Im dłużej nie okazuję tego, co czuję naprawdę, tym lepiej jest dla wszystkich. Bezpieczniej jest zostać w utartych już ramach, odwracać wzrok, gdy widok rani. Nie okazać tego, gdy brak jakichkolwiek podstaw do żądań, do których nie mam prawa. – zachęty nawet nie potrzebowała, drobna sylwetka podniosła się do klęczek, jedną łapkę opierając o stół ku stabilizacji pozycji, a drugą oparła od dołu o szyjkę czajniczka, by unieść go ku górze.
Oczywistym było to, że chciała odpowiedzieć, na każde jedno pytanie, odbić je, wyjaśnić swój punkt, lecz palec na ustach uciszył, nie pozwolił, nawet jeśli owiał go gorący oddech z uchylonych ust. Milczeniem jednak przeminęły pytania, choć z policzków popłynęło kilka kolejnych łez. Potrząśnięcie głową było jej jedyną odpowiedzią, zanim nie padły ostatnie słowa, a ona sama użyła większej siły, by podnieść czajniczek i nie marnować więcej naparu, nawet jeśli ten, rozlany na stole i spływający z niego brudził drogocenne hanfu. Jednak zostało to zignorowane, tak jak zaczerwieniona gorącym płynem skóra.
- Nie, Jun. Złoszczę się na samą siebie, na ułudę, którą sobie wymyśliłam, na nadzieję, którą bezprawnie odczuwałam. Żyjąc samemu bardzo łatwo złapać się w pułapkę troski i opieki, dopowiadając sobie coś, czego tam nie ma. A zanim mi wytkniesz, że moja zdolność nie pozwala mnie okłamać, odbiję Ci, że jest to bardzo łatwe. Rozbija się o interpretację słów i wiarę w nie, wszak dar ten działa tylko wtedy, gdy kłamca wie, że nie mówi prawdy. Ale jeśli święcie w nią wierzy? Lub znaczenie pewnych słów jest inne dla obydwu rozmówców? Wtedy nie jest to kłamstwem, a nieporozumieniem, które wychodzi po latach, lecz wtedy można winić tylko tego, kto odczytał zbyt wiele tam, gdzie wcale tego nie było. Tak samo jak nie można obwiniać kogoś o wiedzę o zazdrości, która nigdy nie została okazana ni pokazana w jakikolwiek możliwy sposób – bo raz, że nigdy nie miałam do niej jakichkolwiek praw, kierując się ku mrokom nieistnienia, a dwa że nigdy niczego mi nie obiecał, ani ja jemu, by to w ogóle wyciągać. – słowa były, jakie były, niosły jednak za sobą prawdę, prawdę dla niej samej, a teraz i dla Louisa. Inną sprawą było to, że jej zależało… zależało jak cholera, dlatego teraz czuła się tak, jak się czuła, zlekceważona, „olana” i pozostawiona sama sobie, kiedy ona oddała całą swoją wolność, bo on się martwił, a on nie był w stanie powiedzieć choć jednego zdania, gdy martwiła się ona. To też bolało, ta nierówność, i złościł fakt, że kiedykolwiek się na to zgodziła, by teraz tak oberwać.
- Nawet jeśli mogę dać, to i tak nierzadko nie wymagam. Bo nie na tym życie polega, chociaż i tak to cholernie boli. Nie jestem potężna, Lu, nigdy nie byłam. Potrafię tylko dużo mówić, ale to jest zdolność bezużyteczna. Potrafię też milczeć, czego przydatność też jest niska. Pamiętam, Lu, zawsze pamiętam, ale nie lubię przeszkadzać. Nie lubię też zwalać na innych własnych problemów, gdy mają swoje i nie mów mi, że jest inaczej. I mylisz się twierdząc, że mnie nie olał. Powiedz mi szczerze – nie będę pytać o jakiekolwiek treści, bo to nie moja sprawa – rozmawiał z Tobą, zanim wyjechał? – pytanie było twarde, lecz łagodziła je miękkość oczu, smutek w nich widoczny, bo odpowiedź na to pytanie znała. Tak jak zdawała sobie sprawę, że gdyby nie jej wiadomości przed i po zebraniu ich wszystkich, nie odezwałby się ani razu, bo jeśli ona nie zainicjowała rozmowy, on miał w poważaniu jej zmartwienie jego stanem, nawet jeśli wprost o tym wiedział.

@Louis

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Zarówno czarka, czajnik jak i herbata miały znaczenie symboliczne. O przelaniu można było mówić wiele i interpretować na setki sposobów, bowiem nie istniał jeden słuszny blok, ani myśl czy rozwiązanie strumienia słów, którymi Dama zalewała wyżłobiony rów w brązowej, miękkiej glebie usłanej kamienistym dywanem z domieszką żwiru oraz pozostałościami po mnóstwie roślin. Na ich szczątkach wyrastało nowe życie - z niego zaś rodziło się kolejne – tak zaczynał, biegł, kończył i zamykał się nieprzerwany cykl świata, jego natury i sensu istnienia.
Tako też w podobnym pędzie coraz silniej rozlewały się dalsze słowa wraz z herbatą, aż dłonią kobieta nie przerwała ciągu i nie ocaliła resztek ciepłego naparu. Temu skrawkowi się udało, lecz na blacie powstała całkiem spora tafla, a w jej odbiciu pojawiły się ciemne ślepia. Wystarczyło, że lekko się pochyli, spojrzy czy nawet pozwoli łzom opaść, by móc dostrzec to, co mogła wyłącznie ona: odbicie własnej duszy, trosk i wszystkiego tego, co tak bardzo pragnęło wypłynąć na zewnątrz. Zaraz obok oczywiście stał Smok. Patrzył i milczał, potem znów tylko taksował i tak aż do uchwycenia sposobności na kolejne, tym razem ostatnie odbicie piłeczki.
- Czasami coś musi się wydarzyć, aby inne mogło wpaść w ziemię. Czasami coś musi w nas uderzyć, powalić i pokruszyć, aby to samo coś inne ukryte już pod glebą móc nakarmić krwią, minerałami, łzami i całym sobą. A potem, by móc to małe wolno kiełkujące coś podziwiać w procesie nabierania sił, pokonywania przeszkód i podnoszenia się w potężniejszej odsłonie niż kiedykolwiek wcześniej. - ręka nie oponowała drugiej – z godnością i cesarską gracją zezwoliła na odstawienie czajnika wraz z czarką, a nawet chwyciła za kilka chusteczek, które opadając, stopniowo przykrywały powstałą taflę, aż cała nie niknęła pod papierową płachtą.
- Piękny Kwiecie Księżycowego Blasku: co teraz czynisz, jest niezgodne z tym, co faktycznie czujesz i wiem to ja oraz Ty sama. Choć zapierasz się i bronisz słowami, kroczysz pod włos dudnienia serca, a przecież to śpiewa zupełnie inaczej. O potędze Władcy wcale nie świadczy jego tężyzna, tako i o sile kobiety nie decyduje jej fizyczna sprawność. W dobrych rękach sztuki przemowy oraz milczenia są nieocenione - stanowią domeny umysłu i ducha. Nie obawiam się Twej zdolności Pani, albowiem i Ty i ja wiemy, że łatwo obejść.
Co innego zaś czyny: umykające i często trudne w interpretacji, lecz za to nieopisane w swym niewerbalnym przekazie, szczerszym niż cokolwiek innego. Kiedy więc ktoś wyciąga rękę, nie odtrącaj jej – gdy pyta spojrzeniem, nie uciekaj własnym na bok - gdy oferuje schronienie i ramię do wypłakania - nie odmawiaj w myśl własnej dumy.
Nieba i strumienia nigdy nie zadraśniesz, lecz zawsze możesz popłynąć z prądem. Wówczas znika powstały chaos, przygasają płomienie konsekwencji, a co najważniejsze: wszystko idzie wedle harmonii, a ta zawsze pamięta o tym, aby po rzeczach złych i bolesnych, nakarmić dzieci rzeczami dobrymi, o czym przekonałem się ja sam, bo krocząc Ci podobnym śladem, także próbowałem walczyć z nitkami własnego bytu, niepotrzebnie.
- woda na blacie w końcu zniknęła, wsiąknięta w tkaninę, tak jak monolog wypowiedziany w słodko-miękkim tonie przez cesarskiego Smoka. Po postawieniu kropki przysunął kolejną, drugą czarkę z herbatą, ofiarując w ten sposób kobiecie pełną smakowitą zawartość po niedawnym wypełnieniu, a przed upiciem przez usta prawowitego właściciela. Drugą, pustą, przysunął do siebie.
- Twoje oczy znają już odpowiedź na to pytanie, jednak nim rzucą ukrytą za tym historię, pozwól mi sprostować: nasza rozmowa lawirowała wokół jego siostry, przeszłości oraz trosk i nie, nie mówił mi o swoim wyjeździe - ujrzałem taką potrzebę ja sam, patrząc w głąb zasmuconej duszy – tej, która wprost przyznała, że choć czuła się niegodna, umiłowała Ciebie – tej, która w strachu przed utratą, obrzydzeniu do własnego “ja” walczyła z demonami przeszłości, a także tej samej, która poprosiła o sprawowanie pieczy nad Tobą choćby dniami i nocami. - tako też i pustą czarkę uniósł, po czym bezczelnie złamał, wykorzystując całą siłę skrytą w szponach. Jeden kawałek ułożył po jednej stronie – drugie po drugiej. Co z nimi zrobisz Księżycu?

@"Selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Yueying

Yueying
Liczba postów : 1182
Powiedziałoby się, że szkoda marnować napar, szkoda rozlewać go po stole i zalewać nim podłogi. Lecz czy woda - a w tym wypadku herbata - nie jest najlepszym zwierciadłem? Nawet na chropowatej powierzchni mogła utworzyć piękną, gładką taflę, kryjąc szkaradzieństwo szpar, dziur i zarysowań, przekształcając brzydkie ubytki w całkiem ładny obraz. A potem przy nachyleniu przychodziło odbicie, zniekształcone przez krople łez, które padły na jej powierzchnię. Zmarszczyło się niczym podczas burzy, lecz zaraz potem ucichło... Jak ucichł smutek, którego winowajcą były opowieści.
Nie ucichła jednak bezsilność, szponami wczepiona w miękkie serduszko. Nie ucichł żal, to kolejne szpony. Nie ucichła też piekielna tęsknota, szarpiąca serce wraz ze zmartwieniem. Nie ucichły też paskudztwa, wracające co noc koszmarami, zdobiąc piękne lico sińcami podkrążonych oczu, wyszły na zewnątrz iskrą strachu widocznymi w ciemnych ślepkach.
- Jednak do kiełkowania trzeba mieć ziarno, Jun... Każda roślina potrzebuje nasionka, by móc kiełkować. A u mnie... Nie zdążyło pojawić się nasionko, zanim roztrzaskała się roślina i zwiędła bez wody, zmarniała bez słońca. - wargi wykrzywiły się w smutku, lecz nie popłynęły kolejne łzy, raczej można było tam dostrzec cichą rezygnację, przytłoczoną uczuciem, które towarzyszyło im od samego początku tego spotkania. Dłonie spotkały się ze sobą, gdy pomogła zakryć rozlany płyn, ciesząc się, że choć trochę go ocalało.
- Jestem zbyt połamana, by być pięknym kwiatem, leczy Ty nadal jesteś tym samym wielkim Smokiem, cesarzem i obrońcą. Pytałeś o Nawigatora, więc... Tu chyba słowa nie są potrzebne. - zaśmiała się, smutno niczym płatki wiśni opadające na ziemię, lecz jednak był to śmiech, pierwszy od rozpoczęcia tej rozmowy, pierwszy od konsekwencji. - Nie mówiłam o Tobie, mój drogi Panie, choć pewnie i mogłabym czynić Ci wyrzuty o niedopowiedzenia, tak kłamstw z Twych ust nie usłyszałam. To tylko dygresja, że mój dar, jak i wiele innych, może zostać oszukanych. W jaki sposób? My, mistrzowie słów wiemy to najlepiej, jak być szczerym nie mówiąc prawdy. - mimowolny uśmiech, troszkę weselszy niż jeszcze przed chwilą, ozdobił blade lico. - To nie duma, Smoku, choć patrząc przez przeszłość jeszcze tylko ona mi została. Cała reszta odeszła w mroki przeszłości, choć przynajmniej pewność siebie wróciła na dawny poziom. - parsknęła. - Nie, Jun, to nie duma. Ja tylko nie chcę nikogo obciążać czymś, co sama na siebie sprowadziłam. Tak jak ściany miały bronić, bym do końca się nie rozsypała. Co z nich wyszło? No widzisz sam. - machnięcie dłonią jasno wskazywało, że przynajmniej na razie poddała się, w towarzystwie rozlanej herbaty i mokrego hanfu. Drobne łapki wzięły czarkę, w znajomy sposób i upiły łyk. Powstrzymała cisnące się słowa, że wcale tej harmonii nie widzi. Nadzieja umierała ostatnia, leczy gdy już umarła... Nie sposób było jej wskrzesić. Jedna umarła, tliła się druga. Ta druga zresztą powoli zaczynała rozpalać się jeszcze mocniej, powolutku wczepiając pazurki w rękawy smoczej szaty. A gdy padły następne odpowiedzi, potrząsnęła włosami, przypadkiem poluźniając misternie utkaną fryzurę.
- Nie chodzi o treść i nie o to pytam, Lśniąca Gwiazdo na Nieboskłonie. - na chwilę poweselały głos znów zanurzył się w odmęty pustki, w jakiej trwało jej jestestwo od chwili, gdy takie drobiazgi wychodziły na jaw. - Chodzi o sam fakt. Z każdym z was rozmawiał, do każdego przyszedł. Tylko... tylko ja jedna nie okazałam się być godną dostąpienia zaszczytu rozmowy twarzą w twarz, ba, nie okazałam się być godna jakiejkolwiek informacji. Ja, która pozwoliłam zamknąć się w klatce, oddałam mu swoją wolność, przyjmując jego zmartwienie i starając się mu zaradzić tak, jak o to poprosił. A jednak. Nie zdobył się na jakiekolwiek odwzajemnienie gestu, za nic mając moje zmartwienia. Bo i tak, cóż obchodzi go zwykła wampirzyca z klanu nomadów. Cóż warta jej tęsknota, cóż warte zmartwienie. Cóż znaczy tancerka wśród królów. Shhh, zostaw Jun. Nie Ty powinieneś tłumaczyć te wydarzenia. I nie Ty powinieneś mówić o jego uczuciach, choć rozmowy z Tobą nigdy nie są mi niemiłe. - potrząśnięcie głową kończyło wypowiedź, lecz oczy znów rozszerzyły się w zaskoczeniu. Szkoda takiej ładnej czarki, wiesz Smoku? Stąd też podniosła się sylwetka w mokrej spódnicy, klejącej się do nóg i ruszyła niczym po sznurku do kuchni. Tam z najprostszych składników przygotowała klej, by wrócić do stolika, usiąść i bardzo ostrożnie i pieczołowicie skleić kawałki, pędzelkiem nakładając na szybko rozrobione spoiwo, uważnie pokrywając każdą szparę i dbając, by czasem nie rozpadły się ponownie.

@Louis

_________________
She looks for her omens in the dancing of fire and curve of old bones.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Pusta, pełna - czarka była czarką pękniętą na pół bez smacznej zawartości, rozlanej i wchłoniętej przez chusteczkę w dłoniach. Ułożone kawałki leżały obok siebie, podczas gdy ślepia taksowały, uszy słuchały, a ciało trwało w bezruchu. Nie śmiał przerwać wywodu Smok - przyjąwszy postawę Nawigatora wyłącznie kierował: raz na lewo, potem prawo i na wprost - przez zaspy, burzę i nieskończone ciemności niepojętego jestestwa utopionego pod rozlaną wodą strumienia, w którym zaczynały gościć maleńkie rybki.
Ich słowa stopniowo docierały do mózgu, tam zmieniały się w puzzle, z których powstawał coraz ostrzejszy obraz kobiety na łące pośród kwiatów po Księżycem - o licu pięknym, acz zmęczonym i zrezygnowanym własną bezsilnością.
Tym razem usta nie wypowiedziały ani słowa więcej - zamiast nich to właśnie dłońmi kontynuował dialog. Cierpliwy w swym bycie wyciągnął je dopiero po jej powrocie, zajęciu miejsca i wszczęciu procesu naprawczego, którego efekt dopiero miał zakiełkować. Wtedy właśnie szponami połamał chwycony kawałek, a te mniejsze zaczął układać w takt okaleczonej formy, a gdy skończył, przysunął do połówki już wyleczonej, tej, którą smukłe palce postanowiły naprawić za wszelką cenę. Popękana, lecz przyłożona doń ostrożnym gestem, nie pozostawiła żadnych dziur, szpar czy choćby grama szpetnej blizny. Fakt, że po powierzchni ciągnęły się rysy, wcale nie odejmował jej uroku, wręcz przeciwnie - uczynił z niej rzecz wyjątkową, której oczy nie widziały pod żadnym podobnym wydaniem, bo takiego prawa mieć nie mogły, lecz to i tym razem nie stanowiło przeszkody nie do pokonania.
Spójrz, podnieś, przyjrzyj się bliżej detalom - tym wszystkim naniesionym przez rzekomo wycieńczone ręce oraz tym, które swoim istnieniem nadawały unikatowy sens bytu. A potem ostrożnie odłóż naczynie z powrotem na stół i powiedz, że nie byłaś taką samą czarką: pokruszoną dziś, a naprawioną za kilka następnych dni najbliższej przyszłości. Życie bez niej nie miało sensu, natomiast z namiastką, dawało poczucie przypływu sił dlatego jednego krótkiego momentu, w którym serce oraz umysł zakopią wojenny topór, po czym dojdą do względnego porozumienia w aspekcie tyłu istotnych niedomówień wraz z panicznym wręcz trwaniem w klatce własnego wystraszonego jestestwa.
Nie było to złe ani dobre - na pewno wyniszczające i miejscami niezbędne do pogoni za szansą w procesie odrodzenia.
Właśnie dlatego mimo milczenia, dłońmi okrył łapki Sel, a uśmiechem uraczył zmęczone oczęta. Mokra brudna szata była w tym wszystkim jak mało istotny klocek, bez którego utworzenie fortecy wcale nie zwalniało.
Co mu wtedy odpowiesz, wiedząc, że i on wiedział, jak to jest czuć się jak Ty?

@selena

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach