Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3
SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)
MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]
MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3
SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)
MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]
MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1143
First topic message reminder :
Znajdowała się w huśtawce nastrojów, która nie chciała się zatrzymać. Przez chwilę czuła, że jest ponad to wszystko, potem dopadała ją histeria, której nie mogła powstrzymać. Następnie uspokajała się z myślą, że nie wszystko stracone, że mogą jeszcze porozmawiać, by przypomnieć sobie jego słowa ostre jak nóż, który pokroił jej serce na małe kawałki. Nie była mu potrzebna, nic ich nie łączyło oprócz seksu. Żyła w zakłamaniu, od kilku miesięcy myślała, że jest dla niego ważna. Najwyraźniej skłamał już na początku, obiecując jej, że nie robi tego, by udowodnić jej, że może. Nie potrafiła tego przeżyć, wpadła w sieć manipulacji Maurycego jak mucha w pajęczynę. Nie wierzyła mu, że ją kocha. Gdyby tak było, to by nie powiedział jej takich rzeczy, nie zostawiłby jej w garażu ze złamanym sercem. Chociaż próbowałby o to wszystko zawalczyć, zamiast wbijać jej kolejne sztylety. Ona nie miała siły na dyskusję, szczególnie w momencie jego całkowitego wycofania. Miejsce na środku czoła, w które pocałował ją na pożegnanie, piekło ją jakby wysmarował je kwasem. Miała ochotę jednocześnie krzyczeć, rzucać talerzami jak i zwinąć się w kłębek i płakać. Najbardziej to chciała po prostu chociaż na chwilę zapomnieć. Pragnęła, by ten dziwny ból który czuła w klatce piersiowej po prostu zniknął. By supeł na jej żołądku się rozwiązał. Nie chciała czuć niczego, skoro szczęście odeszło razem z nim w kierunku windy. Miała wrażenie, że razem z walizką zabrał ze sobą solidny kawał jej serca. I chociaż przy nim jakoś trzymała gardę i być może wyglądało to jakby jej kompletnie nie zależało, to wraz z wejściem do własnej kamienicy rozsypała się na drobne kawałeczki. Jakby była porcelanową lalką, która po rzuceniu w kąt na koniec zabawy się po prostu rozbiła. Dała mu naprawdę wiele, starała się pokazać mu inny sposób patrzenia na świat. I miała wrażenie, że on też z tego czerpał. Otworzył się na nią, opowiedział historie ukryte w głębi jego serca, pokazał niektóre demony przeszłości, wyznał grzechy. Ona obdarzyła go ciepłem, nie oceniała, nie naciskała. I chyba strzeliła tym sobie w stopę, stając się po prostu miłym dodatkiem w jego życiu, zamiast pełnoprawną partnerką. Nazywał ją słońcem, wyznawał jej miłość, a nie potrafił traktować jej jak drugiej połowy, jak kogoś, w kogo ramionach chcesz się skryć po ciężkim dniu i ponarzekać na świat. Do mieszkania weszła na autopilocie, nawet nie patrząc w stronę windy, w której cię całowali niecały tydzień wcześniej. Rzuciła walizkę gdzieś w głąb mieszkania, po czym podeszła do lodówki. Skrzywiła nos, widząc zepsute jedzenie, które kupiła pewnie wiele dni temu. Ostatnio rzadko bywała w mieszkaniu, dlatego chyba powrót do pustych czterech ścian bolał ją jeszcze bardziej. Chwyciła butelkę bimbru, który wujek wcisnął jej po weselu i od tamtej pory stał w lodówce. Od tego się wszystko zaczęło, to na tym może się też skończyć. Odkręciła korek i upiła kilka porządnych łyków, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Popiła krwią, sięgając po tą z Rh-. Takiej nie pijali, a ona musiała się chociaż trochę odciąć od zalewających ją wspomnień.
Nie przebierając się, jedynie bez butów, które odruchowo zrzuciła z nóg po przestąpieniu progu mieszkania, ruszyła w stronę dachu. Nie chciała być sama w pustym pomieszczeniu, nie, kiedy jedyne czego potrzebowała w tej chwili to jego silnych ramion przyciskających ją ciasno do siebie, przytulając i w ten sposób też pocieszając. W końcu ostatnio za każdym razem, kiedy coś się działo, to właśnie tak znajdowała ukojenie. Teraz nie mogła sobie na to pozwolić. Zepsuł ją, a ona nie potrafiła w tak szybkim tempie sama siebie naprawić, żeby stanąć na nogi. Wiedziała, że na wszystko potrzeba czasu, ale wiedziała też, że jutro będzie tylko gorzej, kiedy dogoni ją zrozumienie, że to wszystko nie było tylko złym snem.
Siedziała i upijała coraz więcej cieczy z butelki, wspominając i cicho płacząc, kiedy spoglądała na wydarzenia z innej perspektywy. Nieświadomie sięgnęła do szyi. Myślała o jego urodzinach, o momencie kiedy dzielili się krwią w basenie. Wtedy naprawdę myślała, że coś do niej czuje, albo chociaż zaczyna czuć, że czeka ich wiele lat przy sobie. Chciałaby wtedy wiedzieć, że jej wyobrażone na zawsze skończy się tak szybko. Następnie wspomniała ich kłótnie u niego na balkonie. Powinna była wtedy wyjść, a ona naiwnie przy nim została. Czy dlatego mówił, że tak uwielbia jej dobroć? Żeby się pod tym względem nie zmieniała? Bo gdyby straciła tę cechę, przestała darzyć takim ciepłem, to dostrzegłaby, że on wcale jej nie traktuje tak jak ona sobie to wyobrażała, że jest dla niego tylko miłym dodatkiem, a nie kimś z kim poważnie można myśleć o przyszłości?
Może gdyby patrzyła na to trzeźwo to zrozumiałby, że trochę się nakręca i przeinacza fakty. Widziałaby, że nie powinna tak o tym myśleć, że widziała iskry w jego oczach kiedy na nią patrzył, że obdarzał ją wyjątkową dla siebie delikatnością, że gdyby faktycznie między nimi był tylko seks, to nigdy nie opowiedział by jej o rodzicach, o Miami. Nie pokazałby jej tej strony swojej duszy, zakurzonych zakamarków swojego serca. Teraz jednak ciężko było jej dojść do takich wniosków, po wszystkim co jej powiedział. Nie chciał z nią dzielić życia, to nie, poradzi sobie sama.
Usłyszała jak ktoś wchodzi na dach, więc speszona podniosła się na proste nogi i zatoczyła. Wytarła ręką zapłakaną twarz, jakby próbując udawać, że wcale nie czuła się tak źle jak wyglądała.
— O hej Silvan, coś się stało? — Powiedziała, a raczej wydukała, bo język jej się strasznie plątał. W podartej sukience, oblepiona już wyschniętą krwią Maurice'a, z opuchniętą twarzą i rozmazanym makijażem wyglądała jak siedem nieszczęść. A czuła się jak ósme.
Znajdowała się w huśtawce nastrojów, która nie chciała się zatrzymać. Przez chwilę czuła, że jest ponad to wszystko, potem dopadała ją histeria, której nie mogła powstrzymać. Następnie uspokajała się z myślą, że nie wszystko stracone, że mogą jeszcze porozmawiać, by przypomnieć sobie jego słowa ostre jak nóż, który pokroił jej serce na małe kawałki. Nie była mu potrzebna, nic ich nie łączyło oprócz seksu. Żyła w zakłamaniu, od kilku miesięcy myślała, że jest dla niego ważna. Najwyraźniej skłamał już na początku, obiecując jej, że nie robi tego, by udowodnić jej, że może. Nie potrafiła tego przeżyć, wpadła w sieć manipulacji Maurycego jak mucha w pajęczynę. Nie wierzyła mu, że ją kocha. Gdyby tak było, to by nie powiedział jej takich rzeczy, nie zostawiłby jej w garażu ze złamanym sercem. Chociaż próbowałby o to wszystko zawalczyć, zamiast wbijać jej kolejne sztylety. Ona nie miała siły na dyskusję, szczególnie w momencie jego całkowitego wycofania. Miejsce na środku czoła, w które pocałował ją na pożegnanie, piekło ją jakby wysmarował je kwasem. Miała ochotę jednocześnie krzyczeć, rzucać talerzami jak i zwinąć się w kłębek i płakać. Najbardziej to chciała po prostu chociaż na chwilę zapomnieć. Pragnęła, by ten dziwny ból który czuła w klatce piersiowej po prostu zniknął. By supeł na jej żołądku się rozwiązał. Nie chciała czuć niczego, skoro szczęście odeszło razem z nim w kierunku windy. Miała wrażenie, że razem z walizką zabrał ze sobą solidny kawał jej serca. I chociaż przy nim jakoś trzymała gardę i być może wyglądało to jakby jej kompletnie nie zależało, to wraz z wejściem do własnej kamienicy rozsypała się na drobne kawałeczki. Jakby była porcelanową lalką, która po rzuceniu w kąt na koniec zabawy się po prostu rozbiła. Dała mu naprawdę wiele, starała się pokazać mu inny sposób patrzenia na świat. I miała wrażenie, że on też z tego czerpał. Otworzył się na nią, opowiedział historie ukryte w głębi jego serca, pokazał niektóre demony przeszłości, wyznał grzechy. Ona obdarzyła go ciepłem, nie oceniała, nie naciskała. I chyba strzeliła tym sobie w stopę, stając się po prostu miłym dodatkiem w jego życiu, zamiast pełnoprawną partnerką. Nazywał ją słońcem, wyznawał jej miłość, a nie potrafił traktować jej jak drugiej połowy, jak kogoś, w kogo ramionach chcesz się skryć po ciężkim dniu i ponarzekać na świat. Do mieszkania weszła na autopilocie, nawet nie patrząc w stronę windy, w której cię całowali niecały tydzień wcześniej. Rzuciła walizkę gdzieś w głąb mieszkania, po czym podeszła do lodówki. Skrzywiła nos, widząc zepsute jedzenie, które kupiła pewnie wiele dni temu. Ostatnio rzadko bywała w mieszkaniu, dlatego chyba powrót do pustych czterech ścian bolał ją jeszcze bardziej. Chwyciła butelkę bimbru, który wujek wcisnął jej po weselu i od tamtej pory stał w lodówce. Od tego się wszystko zaczęło, to na tym może się też skończyć. Odkręciła korek i upiła kilka porządnych łyków, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Popiła krwią, sięgając po tą z Rh-. Takiej nie pijali, a ona musiała się chociaż trochę odciąć od zalewających ją wspomnień.
Nie przebierając się, jedynie bez butów, które odruchowo zrzuciła z nóg po przestąpieniu progu mieszkania, ruszyła w stronę dachu. Nie chciała być sama w pustym pomieszczeniu, nie, kiedy jedyne czego potrzebowała w tej chwili to jego silnych ramion przyciskających ją ciasno do siebie, przytulając i w ten sposób też pocieszając. W końcu ostatnio za każdym razem, kiedy coś się działo, to właśnie tak znajdowała ukojenie. Teraz nie mogła sobie na to pozwolić. Zepsuł ją, a ona nie potrafiła w tak szybkim tempie sama siebie naprawić, żeby stanąć na nogi. Wiedziała, że na wszystko potrzeba czasu, ale wiedziała też, że jutro będzie tylko gorzej, kiedy dogoni ją zrozumienie, że to wszystko nie było tylko złym snem.
Siedziała i upijała coraz więcej cieczy z butelki, wspominając i cicho płacząc, kiedy spoglądała na wydarzenia z innej perspektywy. Nieświadomie sięgnęła do szyi. Myślała o jego urodzinach, o momencie kiedy dzielili się krwią w basenie. Wtedy naprawdę myślała, że coś do niej czuje, albo chociaż zaczyna czuć, że czeka ich wiele lat przy sobie. Chciałaby wtedy wiedzieć, że jej wyobrażone na zawsze skończy się tak szybko. Następnie wspomniała ich kłótnie u niego na balkonie. Powinna była wtedy wyjść, a ona naiwnie przy nim została. Czy dlatego mówił, że tak uwielbia jej dobroć? Żeby się pod tym względem nie zmieniała? Bo gdyby straciła tę cechę, przestała darzyć takim ciepłem, to dostrzegłaby, że on wcale jej nie traktuje tak jak ona sobie to wyobrażała, że jest dla niego tylko miłym dodatkiem, a nie kimś z kim poważnie można myśleć o przyszłości?
Może gdyby patrzyła na to trzeźwo to zrozumiałby, że trochę się nakręca i przeinacza fakty. Widziałaby, że nie powinna tak o tym myśleć, że widziała iskry w jego oczach kiedy na nią patrzył, że obdarzał ją wyjątkową dla siebie delikatnością, że gdyby faktycznie między nimi był tylko seks, to nigdy nie opowiedział by jej o rodzicach, o Miami. Nie pokazałby jej tej strony swojej duszy, zakurzonych zakamarków swojego serca. Teraz jednak ciężko było jej dojść do takich wniosków, po wszystkim co jej powiedział. Nie chciał z nią dzielić życia, to nie, poradzi sobie sama.
Usłyszała jak ktoś wchodzi na dach, więc speszona podniosła się na proste nogi i zatoczyła. Wytarła ręką zapłakaną twarz, jakby próbując udawać, że wcale nie czuła się tak źle jak wyglądała.
— O hej Silvan, coś się stało? — Powiedziała, a raczej wydukała, bo język jej się strasznie plątał. W podartej sukience, oblepiona już wyschniętą krwią Maurice'a, z opuchniętą twarzą i rozmazanym makijażem wyglądała jak siedem nieszczęść. A czuła się jak ósme.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!