Liczba postów : 633
Udane (i jakże sympatyczne w przebiegu!) były pertraktacje z panem Chardonnay i jego partnerką. Po degustacji wina oraz poczynieniu pewnych ustaleń biznesowych Constanza uznała, że zdążyła przez ten czas odpocząć po żywiołowym pierwszym tańcu i że zdecydowanie pora na kolejny. Nie pili wprawdzie zbyt dużo, smakowali jedynie z pełną kulturą, ale i tak spożycie alkoholu było dobrą wymówką do zaciągnięcia pana Darbinyana z powrotem na parkiet, bo przecież „ruch dobrze robi na wietrzenie głowy” i „trzeba zachować balans pomiędzy pracą a rozrywką”. Jeszcze mieli odbyć kilka konwersacji, niektóre z nich miały dotyczyć stricte interesów i ekonomii, inne zaś polityki rodowej, co nie zmieniało faktu, że obydwoje mieli jeszcze sporo punktów programu przed sobą i Constanza dbała o to, by je urozmaicić.
Skoro niedługo po północy mieli się zwijać i wracać do Szwajcarii, gdzie czekały na nich ich rodziny, zasługiwali na celebrację.
Tyle że gdy już zaczęli tańczyć, Connie nie potrafiła znaleźć odpowiedniego momentu, aby przestać. Kiedy kończył się jeden utwór, każdy następny zawsze był „jej ulubionym”, muzyka ciągle przywoływała jakieś wspomnienia z zamierzchłej epoki („A pamiętasz, w miesiącu gdy wyszedł ten utwór, byliśmy akurat w Wiedniu”, „a w tym utworze na jednym koncercie jakiś widz wtargnął Elli na scenę i śpiewał z nią na dwa głosy, nie mogła przestać się śmiać i tak ją nagrali, ta wersja nawet krąży po internecie”, i „kocham tę piosenkę! Kiedyś piłam koniak z Colem Porterem!”). Sahak po jakimś czasie zaczął już dobrotliwie wywracać oczami po suficie, aż wreszcie Constanza musiała się nad nim zlitować i dać mu zejść z parkietu.
Uzgodnili, że on znajdzie kolejną osobę na ich liście person do odhaczenia, a ona tymczasem dołączyła do grupki kobiet, które zebrały się w kręgu, bez partnerów i tańczyły Big Apple, jak w filmie „Keep Punching” z 1939 roku, doskonale bawiąc się w swoim własnym, damskim towarzystwie.
I jakoś tak się potoczyło, że kolejny utwór po Big Apple (nie zgadniecie! Też „jej ulubiony”!) był muzyką, do której najlepiej tańczyło się St. Louis Shaga, shag natomiast był tańcem, którego Connie absolutnie nie zamierzała tańczyć solo. Zwyczajnie nie, to się nie godzi. A więc co wtedy zrobiła?
Po prostu odwróciła się szybko i na gwałt, jakby jej się paliło pod stopami, wśród towarzyszących jej tancerek poszukała sobie partnerki. Padło na Radną Selenę, która najwyraźniej była równie spragniona pląsów co Constanza, a kto wie, może nawet i bardziej.
Connie po prostu wyciągnęła zapraszająco rękę i żwawo porwała drobniejszą od siebie kobietę, jakby to był ostatni dzień ich życia, o północy świat miał się skończyć a jutro miało nie nadejść. Z powodu różnicy wzrostu i wagi Constanza instynktownie wcieliła się w rolę męską.
— Wiedziała pani, Radno, że Artie Shaw, kompozytor tego utworu, raz tak się wkurzył, że kazali mu po raz pięćsetny grać jeden i ten sam szlagier w telewizji, że zszedł ze sceny w środku nagrywania, wyszedł ze studia i uciekł do Meksyku? — roześmiała się. — To było bodaj w ’39… coś takiego… Słuchałam wtedy tej audycji na żywo!
Rzucała po parę słów za każdym razem, kiedy były blisko siebie. Potem obracała Seleną, rozdzielały się, znowu zbliżały z powrotem, więc mówiła dalej, próbując trochę przekrzyczeć muzykę. Loki, które na początku przyjęcia były elegancko uklepane brylantyną, teraz latały miękko na wszystkie strony wokół twarzy Constanzy, czyniąc ją zdecydowanie mniej surową w odbiorze. Złota sukienka mieniła się brokatem, a sznur pereł okręcony wokół szyi odbijał się rytmicznie od osłoniętego dekoltu.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!