Jeżeli jednak mowa o prezentach...
Wampirzyca przetransportowała je do domku gościnnego na dwie raty, obawiając się, że coś jeszcze upuści w śnieg. Godzinę po zakończeniu kolacji torebka od Silvana leżała porzucona na łóżku obok stroju jednorożca, tablica, którą Cerise chwilę się "bawiła" została oparta o ścianę, prezent od Sahaka został starannie ukryty w torebce, a cała reszta piętrzyła się wciąż w paczuszkach, dokładnie tam, gdzie wcześniej stały rzeczy, jakie przywiozła dla innych.
To znaczy: prawie cała reszta.
Klocki lego od Renaty zostały bowiem wyciągnięte, otworzone i wyrzucone na podłogę. Lego było trochę układanką, trochę zagadką, trochę wyzwaniem, czymś, czemu nieodrodna córka Draculów po prostu nie mogła się oprzeć. Miałaby pozwolić, aby czekało to na powrót do domu? Oczywiście, byli w Saint Moritz, powinna cieszyć się chwilą, ale dziś i tak miała przeczucie, że większość będzie w ten wieczór odbywać poważne rozmowy albo spędzać czas z tymi najbliższymi krewnymi, więc narty, łyżwy i wspólne wyprawy mogły poczekać do jutrzejszej nocy.
Lepienie bałwanów, które planowała, takoż.
Wciąż ubrana w tę samą tunikę, co na Wigilię, z okularami osuwającymi się po nosie, pochylała się nad tysiącami elementów, metodycznie je rozkładając i przygotowując się do tego, by później zostały odpowiednio złożone. Przewidywała, że jeżeli spędzi nad tym całą noc, a sen w dzień ograniczy do trzech godzin, zdoła ze wszystkim uporać się do wieczora. Chociaż za oknami panował mrok, pozasłaniała je już, tak na wszelki wypadek, gdyby zaaferowana przegapiła świt. Jej własne mieszkanie nie miało okien, mogła więc o tym zapomnieć...
- Proszę! - zawołała, słysząc pukanie, chociaż nie uniosła głowy znad lego. Niby mała dziewczynka, która właśnie dostała zabawkę i była nią całkowicie pochłonięta.