Birthday Girl

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Mina często mu wypominała, że wiedział o niej wszystko nie dając niczego w zamian. Miała w tym sporo racji, jednakże raczej nie mogła powiedzieć by kiedykolwiek ją pod tym względem zawiódł, czy naruszył jej zaufanie. Mogła też zawsze liczyć na to, że będzie celebrować jej urodziny. Tak było i tym razem, tylko, że z racji tego iż były to całkiem okrągłe, bo osiemdziesiąte piąte, postanowił nie tylko dać jej dość wyjątkowy prezent, ale podejść do tego wszystkiego inaczej niż zazwyczaj. Żadnego wyciągania jej do drogiej restauracji, czy innego oklepanego planu na rocznicę znajomości. Nie byli przecież małżeństwem.
Zdawał sobie sprawę, że po tym jak zniknął będzie stąpać dzisiejszego dnia po cienkim lodzie, aczkolwiek chciał wierzyć, że ta niespodzianka trochę go uratuje i wynagrodzi chociaż część krzywd. Wiedział, że będzie czegoś oczekiwać, więc celowo niczego jej tego dnia nie proponował. Starał się sprawiać wrażenie jakby zapomniał o tej ważnej dacie. Jak kompletny palant nie napisał ani nie zadzwonił. Był całkiem przekonany, że w końcu wyjdzie z domu mając dość swojego stwórcy palanta. Pod jej nieobecność przyodział się w absolutnie uroczy fartuszek w kwiatuszki i ptaszki co by nie ubrudzić się przy robocie. Pamiętał jak bardzo tęskniła za jabłecznikiem ze swojego dzieciństwa. Miesiącami szukał najstarszych przepisów z tamtych rejonów. Wydał krocie tylko po to żeby zaimportować jabłka na najstarszej podkładce, prosto od rolnika. Chwała mu za prowadzenie winnic oraz kontakty. Tygodniami, a właściwie miesiącami dopracowywał najlepszą metodę wyrobienia ciasta, proporcji. Setki ciast później był już gotowy na ten dzień. Zrobił najlepszy jabłecznik jaki potrafił, a raczej taki, który mógł najbardziej przypominać ten, który jadła w dzieciństwie. Te wszystkie wypieki nie poszły na marne. Za myszki doświadczalne posłużyli mu emeryci. Kilka sondaży i był najbliżej dawnego smaku, jak tylko mógł. Przynajmniej tak wierzył. Do tego oczywiście lody domowej roboty.
Upewnił się, że będzie gotowy idealnie na jej powrót. W końcu znał ją najlepiej. Przygotował jej porcję na kuchennej wyspie. Już od wejścia do mieszkania dało się wyczuć ten bardzo specyficzny zapach pieczonych jabłek oraz cynamonu. Paliło się tylko jedno światło, to nad szarlotką na talerzyku, obok której leżała ręcznie napisana notatka - Spróbuj mnie. Sam na razie wolał pozostać w mroku, to w końcu niespodzianka.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
2.
outfit

W końcu wielkimi krokami nadchodził ten wyjątkowy dzień w roku, który powinien być świętem Miny. Poniekąd cieszyła się z urodzin... Ale z kim miałaby je spędzać? Nie posiada już żadnych bliskich, wszyscy zmarli, poza tym chwilkę przed jej ćwierćwieczem ukochany postanowił pozbawić ją życia. Co roku nieco rozdrapywała tą niby już zagojoną ranę. Szczególnie teraz, kiedy minęło już sześćdziesiąt lat od tego wydarzenia. Humor niby jej dopisywał, ale z tyłu głowy ciągle wisiała czarna chmurka, która nie pozwalała w pełni cieszyć się dniem. Prawie nad ranem wróciła z pracy, zbierając przy okazji wczesne życzenia od podopiecznych, oczywiście wmówiła im, że to jej dwudzieste piąte urodziny. Przecież nie mogła powiedzieć prawdy...
Kiedy wróciła to jeszcze napiła się nieco substytutu, a potem wzięła prysznic i położyła się spać. Nie spodziewała się, że Archibald kombinuje cokolwiek dla niej. Był zajęty Marcusem, także nie chciała namawiać go na spotkanie. Obudziła się późnym popołudniem, nie musiała liczyć godzin aż do wyjścia do pracy. Dziś akurat wzięła wolne, postanowiła w nocy przejść się po mieście, powspominać nieco. Czas aż do wieczora spędziła leniwie, potem wyszykowała się i wyszła z mieszkania. Także akurat się minęli z Sinclairem, aż dziwne, że nie wyczuła jego zapachu w pobliżu.
Odwiedziła operę oraz cmentarz na którym leżała jej ciotka, lubiła tam przesiadywać. W tych niby ponurych mogiłach jest coś pięknego, a mgła lekko unosząca się nad grobami dodawała jedynie uroku całości. Było już sporo po północy, kiedy wracała do mieszkania. Z daleka poczuła aromat cynamonu, który jest tak bliski jej sercu. Jednak woń miała w sobie nutkę słodyczy oraz jabłek...Zmarszczyła nieco brwi, ponieważ nie spodziewała się żadnych gości, a ów zapach dochodził wyraźnie z jej loftu.
Zauważyła światło oraz talerzyk na wyspie kuchennej, jednak nie traciła czujności. Podeszła dość ostrożnie do oświetlonego miejsca, przeczytała notkę z lekkim uśmiechem. A potem spróbowała kawałek ciasta. Wszelakie wspomnienia wróciły, to był ten smak, którego nie potrafiła odtworzyć.
- Wiem, że tu jesteś. Nie zapominaj, że nauczyłeś mnie, jak wytropić wampira. - zaśmiała się cicho, ponieważ doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest sama. Poza tym nikt inny nie wiedział o słabości do szarlotki, którą piekła kiedyś jej matka.
- Nie wiem, jak udało Ci się tak wiernie odtworzyć ten smak... - nie potrafiła wyjść z podziwu. Niejednokrotnie próbowała odzwierciedlić ciasto rodzicielki, ale nigdy jej to nie wychodziło. Ktoś mógłby teraz nazwać Archibalda mężczyzną marzeń, jednak solenizantka jedynie użyła tego epitetu w myślach.

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Nie było go w jej życiu przez ostatnie kilka dekad, więc musiał jej to jakoś wynagrodzić. Zdawał sobie sprawę, że to nie jest dla niej koniecznie dobre ponieważ tylko pogłębia jej wiarę w to, że jest naprawdę dobrym mężczyzną, ale z drugiej strony nie chciał jej sprawiać jeszcze większej przykrości niż do tej pory. Nie miała nikogo, kto mógłby należycie uczcić z nią ten dzień i chociaż on swoich urodzin nie celebrował, tak nie stało to na przeszkodzie by cieszyć się jej szczęściem. Dla niej egzystencja nie była jednym wielkim pasmem cierpienia i zamierzał dołożyć wszelkich starań żeby tak pozostało. Stąd cały trud włożony w to by przenieść ją chociaż na chwilę do czasów beztroski i młodości. Kto by tego nie chciał?
Nie ukrywał się jakoś specjalnie dobrze. Jedynie bezszelestnie stał w zaciemnionym rogu obserwując jej reakcje. Jak każdy dobry kucharz, czerpał przyjemność z euforii innych, kiedy próbują jego dań. Z jej mimiki łatwo było wyczytać, że trafił w dziesiątkę, albo był chociaż cholernie blisko. Czyli w końcu to wszystko się opłaciło. Misja zakończona sukcesem.
- Uczyłem Cię jak wytropić wiele rzeczy, a ja niespecjalnie się ukrywam. - odpowiedział jej z delikatnym uśmiechem wstępując w krąg światła ściągając z siebie powoli uroczy fartuszek i pieczołowicie składając go w ładną kosteczkę tylko po to by odłożyć go na blat.
- Kilka lat starań. Znalazłem sad, który nadal hoduje jabłka na starej podkładce z czasów, kiedy byłaś małą dziewczynką. Później tylko kilkadziesiąt wizyt do hospicjów i domów starości by zebrać przepisy. Później kilka miesięcy wypadkowych testów i mogłem Ci w końcu coś zaprezentować. - uśmiechnął się do niej ciepło - Chyba nie myślałaś, że zapomniałem o twoich urodzinach? - spojrzał na nią pytająco, chociaż był całkiem pewny jej odpowiedzi.
To, że go nie było, nie znaczy, że zapomniał. Dla niej to wszystko mogło być tylko jakimś szczęśliwym zrządzeniem losu, lecz to wcale nie był przypadek, że każdego roku w jej urodziny przydarzało jej się coś dobrego. A to ktoś pomylił zamówienie i dostała o wiele lepszy tort niż zamawiała. Poczta kwiatowa pomyliła adresy i dostarczyła jej całkiem zacny bukiet. Potrafił dobrze zacierać swoje ślady.
- Zanim życzę Ci wszystkiego najlepszego wypadałoby dać Ci prezent. Wolisz oklepane diamenty... - wciągnął z kieszeni podłużne, matowe pudełko, które jak nic zawierało bransoletkę - Czy wolisz zaryzykować niespodziankę? - uśmiechnął się enigmatycznie powoli obchodząc wyspę by stanąć obok niej.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Najlepszym wynagrodzeniem nieobecności było to, że teraz w końcu się ponownie przy niej pojawił. Nie potrzebowała dóbr materialnych, jest dorosła, mogła sobie kupić, co tylko chciała. Zresztą nie zarabia źle, a ma jeszcze sporo spadku po ciotce, który dostała kilka lat temu. Powoli gubiła się w mylnych sygnałach, które jej wysyłał. Z jednej strony chciał być przy niej, pamiętał o urodzinach i starał się, aby były wyjątkowe.. A z drugiej ciągle powtarzał, że lepiej by jej było bez niego. Mimo wszystko nadal jest wpatrzona w swojego Stwórcę, jak w obrazek... Chyba to się nigdy nie zmieni.
Cieszyła się, że pamiętał, pojawił się w odpowiednim momencie, aby nie musiała okrągłych urodzin spędzać samotnie. Przez ostatnie lata zamawiała sobie jedynie tort, a potem zdmuchiwała świeczki. To byłoby na tyle z wielkiej celebracji. Zastanawiała się czy powinna w ogóle liczyć nadal swój wiek. W końcu poniekąd już umarła, prawda? Jednak nie porzucała radości z dnia własnych narodzin, przynajmniej, jak na razie.
Starania Archibalda wprawiły kobietę w stan wzruszenia, ponieważ na moment faktycznie cofnęła się w czasie, przypominając sobie radosne chwile u boku rodziców. Cholernie za nimi tęskniła, nie było im dane długo się cieszyć wspólnie byciem rodziną. Okropna choroba postanowiła ich przedwcześnie zabrać, a Mina wylądowała u ciotki, która traktowała ją, jakby była jednym wielkim problemem. Może dlatego tak bardzo chciała mieć przy sobie kogoś, kto by ją szczerze pokochał? Dotychczas trafiała na niewłaściwe osoby... Oddawała im całe serce, a oni jedynie ją krzywdzili.
Pokręciła jedynie głową z szerokim uśmiechem, a kiedy pojawił się w świetle to podeszła bliżej i przytuliła się mocno do niego. Przymknęła na moment powieki, pozwalając sobie na rozkoszowanie się tym poczuciem bliskości oraz wspomnieniami związanymi z rodzinnym domem.
- Dziękuję to naprawdę wiele dla mnie znaczy. – odezwała się po chwili, powoli odsuwając się od Sinclaira. – To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. – przyznała, słuchając o tym ile starań włożył w to, aby móc odwzorować smak jej dzieciństwa. – Sama nie wiem... Myślałam, że jesteś zajęty i nie chciałam Cię dręczyć. – przynajmniej on pamiętał, zawsze. Jakoś nigdy nie powiązała faktów, a Archie ciągle był przy niej w tym szczególnym dniu. Niczym anioł stróż wysyłał jej sygnały, których ona nie potrafiła dostrzec, nabierając się na wszelakie pomyłki w zamówieniach, etc.
-Nie musiałeś nic więcej dla mnie robić! Już zrobiłeś naprawdę wiele. – zaprotestowała, a potem spojrzała na niego z ucieszoną miną. – Diamenty są piękne, ale wiesz, że bardzo lubię niespodzianki. – zastanawiała się, co takiego jeszcze wykombinował. Bywał nieprzewidywalny!
- Och, już nie trzymaj mnie dłużej w niepewności! - westchnęła, kiedy tak obchodził wyspę kuchenną.

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Wielokrotnie próbował ją od siebie uwolnić. Ostatnio dość spektakularnie znikając na dwie dekady, lecz los lubił pisać własne scenariusze i znów złączył ich drogi. Nie uważał by miał jej coś do zaoferowania poza swoim wątpliwie przystępnym charakterem w który wpisany był pesymizm, marazm, depresja oraz kilka innych schorzeń, które nie powinny być jej problemem, a staną się jeśli nadal będzie tak do niego przywiązana. Jedyne, co mógł jej zaoferować to majątek oraz jego siła. Tylko tyle mu po tych wszystkich latach zostało.
Jak długo i często by sobie tego nie wmawiał nie potrafił tak po prostu odejść. Nigdy na dłużej i nigdy tak by pozostać kompletnie bez kontaktu. Nie potrafił się powstrzymać od delikatnych gestów w jej stronę, które świadczyłyby o jego obecności. Pomimo tego, że doskonale zdawał sobie sprawę, że nie potrzebuje jego opieki ani pieniędzy, nie potrafił przestać się nią opiekować. Wiedział, że jest to po części związane z tym, jak wyglądała i kogo mu przypominała, aczkolwiek było to chyba dla niego pewnie zadośćuczynienie poprzednich win. Coś, co pozwoli mu kiedyś zaznać spokoju.
A może to po prostu kwestia tego, że przy niej czuł się lepiej? Może nie zarażała go swoim niepoprawnym optymizmem, lecz wprowadzała do jego życia nieco światła. Podobała mu się. Sprawiała, że nie wszystko było takie nudne i ciężkie. Dla niej miał ochotę czasami robić rzeczy, jak chociażby tę szarlotkę na urodziny. Przy niej czuł rzeczy, których nie czuł od stuleci.
- W takim razie na następne będę musiał jeszcze wyżej podnieść sobie poprzeczkę. - uśmiechnął się przytulając ją do siebie i lekko głaszcząc po głowie, jak to miał w zwyczaju - Nawet jeśli byłbym zajęty, wiesz, że zawsze znajdę dla Ciebie czas. - pogłaskał ją po policzku z delikatnym uśmiechem oraz szczerością malującą się w jego tęczówkach.
Nie mógł się nie uśmiechnąć widząc tę ucieszoną minę. Jej szczęście było zaraźliwe, przynajmniej dla niego. Do twarzy jej było z takim uśmiechem. Przewidział, że wybierze jeszcze większa niespodziankę. Poniekąd przyszykował ją do tych urodzin wiele dekad temu, tylko teraz okaże się jak bardzo tego pożałuje.
- W takim razie... - przystanął po drugiej stronie wyspy opierając się obiema dłońmi o blat - Na pierwsza dekadę po przemianie dałem Ci trzy, stare, szkockie monety. Przynieś je jeśli jeszcze je masz. - spojrzał na nią i widziała po nim, że mówił to z ciężkim sercem.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Mimo wszystko los nadal krzyżował ich ścieżki, cokolwiek by nie zrobili. Właśnie przez to ciągłe odchodzenie było jej o wiele ciężej odciąć się od Archibalda. Pokochała go, praktycznie od pierwszego wejrzenia, kiedy jego twarz była brudna od jej krwi. Trwa to już sześćdziesiąt lat... Zazwyczaj miała pewność, że wróci do niej, nie mógłby porzucić ich relacji na dłużej. Trochę została zbita z tropu, kiedy nie pojawiał się przez trzy dekady. Wtedy powoli zaczynała tracić nadzieję na jego powrót, ale ostatecznie ponownie się spotkali.
Co do wyżej wspomnianej miłości... Czasami zastanawiała się czy to nie jest jakiegoś rodzaju syndrom, chwilowe zauroczenie. Jednak emocje wydawały się prawdziwe. Co jej po uczuciach? Nie były odwzajemniane, dlatego ciągle musiała je dusić w sobie... Ma Deveraux wiele do zaoferowania, tylko po prostu tego nie widzi. Ten marazm, depresja, stany lękowe - to coś, co można pokonać, poświęcając na to nieco czasu. Nawet jeśli te wszystkie rzeczy miałyby nie zniknąć to nadal byłby dla niej wspaniałym człowiekiem, którego nigdy nie widziała w jedynie ciemnych i posępnych barwach. Może los kiedyś postanowi dać im szansę na coś większego, chciała tak o tym myśleć.
Dostatecznie już zadośćuczynił, gdyby wiedziała o własnym podobieństwie do osoby z przeszłości to starałaby się to mu uświadomić. Żyła w słodkiej niewiedzy... Chociaż jeśli dowie się kiedyś prawdy to na pewno pojawi się w niej mnóstwo wątpliwości. Czy nadal chciałby ją w swoim życiu, jeśli nie przypominałaby zmarłej ukochanej?
Dlaczego nie może sobie pozwolić na szczęście? Skoro czują się dobrze przy sobie to chyba jest to jakiś znak! Mina na ogół jest optymistką, ale przy Sinclairze nigdy aż tak nie rozpierała ja pozytywna energia. Mogliby wiele wspólnie naprawić, przepracować traumy... Wystarczy dać szansę.
- Dla mnie najlepszym prezentem będzie to, że pojawisz się przy mnie. - zapewniła go, nie potrzebowała dóbr materialnych, chciała jedynie kogoś bliskiego, komu na niej zależy. Jednak trzeba przyznać, że szarlotka zrobiła na niej kolosalne wrażenie. - Dziękuję... Naprawdę. - ich spojrzenia się spotkały, wytwarzając ponownie jakąś iskierkę między nimi. Poszerzyła uśmiech, kiedy tak głaskał ją po policzku. Jego dłoń idealnie pasowała do jej linii szczęki...
- Tak, tak, pamiętam! - odpowiedziała, a potem szybkim krokiem przeszła do salonu, gdzie w jednej z szuflad leżała szkatułka. Trzymała w niej nieco pamiątek z przeszłości w tym oczywiście szkockie monety. Z jednej strony cieszyła się z niespodzianki, a z drugiej... Widziała, że ewidentnie coś nie gra.
- I co teraz? - zapytała, podając mu monety i wbijając w niego zaniepokojone nieco spojrzenie.

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Można śmiało powiedzieć, że była światłem jego dni. Chociaż on sam już nigdy promieni słonecznych nie zobaczy, chyba, że po raz ostatni w swoim życiu, komu są one potrzebne, kiedy masz kobietę z takim uśmiechem w swoim życiu? Wyglądała z nim przepięknie. Mogła wyglądać zabójczo w każdej kreacji i zapewne tak było, aczkolwiek to właśnie ten uśmiech w połączeniu z tymi wesołymi iskierkami w tych, niesamowitych, tęczówkach świadczyły o jej pięknie. Nawet nie zauważała jak ckliwie brzmiały niektóre z rzeczy, które mówiła. Zawsze mu powtarzała, że nie potrzebuje niczego więcej niż jego bliskości, a on był z tą bliskością bardzo skąpy. To chyba tylko potwierdzało to, że był dla niej nieodpowiednim facetem? Nie potrafił dać jej czegoś tak prostego.
Ta iskra, która pojawiała się z każdym jego czułym gestem była czymś, co zawsze wywoływało w nim mieszane uczucia. To nie tak, że nie widział jej jako kobiety. Nie była jego córką, siostrą czy innym wymysłem. Była po prostu kobietą, którą skazał na ten sam los, co jego tylko ona w jakiś sposób potrafiła się tym cieszyć. Widział ją jako tę piękną kobietę którą była. Czuł do niej przywiązanie, a może nawet coś więcej. Tylko nigdy nie potrafił być pewien, czy to coś wywodzi się z jego przeszłości, czy z teraźniejszości. Ona zasługiwała na kogoś, kto pokocha ją za to kim jest. Balthazar nie był ślepy ani głupi. Zauważał pewne sygnały, które mu wysyłała.
Dlatego też tak wyraźnie było widać, że się denerwuje. Niespokojnie dudnił palcami o blat czekając aż znajdzie jego monety. Zamierzał dać jej prezent, jakiego jeszcze nie dostała. Szansę, której nie miała. Wiedział jednak, że będzie go to drogo kosztować. Jeśli dobrze to rozegra może poznać wszystkie jego sekrety.
- Mówiłem Ci, że kiedyś Ci się przydadzą. - odebrał od niej złote, mieniące się w świetle monety przez chwilę im się przyglądając - Nadszedł ten czas. - położył je na blacie przesuwając w jej stronę i powoli uniósł niepewny wzrok do jej tęczówek - Za każdą monetę możesz kupić sobie jedno pytanie bądź akcję z mojej strony. Zrobię o co tylko mnie poprosisz. Odpowiem ci w pełni, na każde pytanie, które mi zadasz. - odetchnął ciężko wiedząc, że nie będzie to dla niego łatwe i przesunął pierwszą monetę w swoją stronę chowając ją do kieszeni kamizelki.
- Co jest pierwsze?

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Nie raz za tym pięknym uśmiechem krył się mrok... Wystarczył jeden dzień okrutnych wspomnień, samotności czy też po prostu większego zmęczenia. Mimo wszystko starała się nadal być pozytywną kobietą, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Zawsze walczyła o swoje, szczególnie od kiedy zaczęła nowe życie, które jej podarował. Była mu ogromnie wdzięczna za ten dar, to ją cholernie wzmocniło. Gdyby nie Archibald to pewnie umarłaby w ciemnym zaułku, dławiąc się własną krwią. A tak? Teraz mogła cieszyć się nieco innym wymiarem egzystencji, gdzie mogła się obronić sama.
Czasami, kiedy się uśmiechała to w jej oczach pojawiały się błyski, które dodatkowo jakby rozświetlały zielono złotą tęczówkę Deveraux. Ten ów błysk pojawiał się bardzo często, kiedy Archie był w pobliżu. Budził w niej dawne uczucia, szczególnie, gdy pozwalał sobie na niebezpieczną bliskość. Czasami miała ochotę pokonać to kilka nieznośnych centymetrów, które ich dzieliły... Jednak ciągle bała się, że zaprzepaści wszystko dookoła. Nie zniosłaby kolejnego rozstania ze Stwórcą, za bardzo tęskniła.
Chwilami zachowywał się, jakby walczył ze sobą... Jakby równie mocno potrzebował jej bliskości, ale potem niczym za dotknięciem magicznej różdżki, porzucał atmosferę, która się między nimi wytworzyła. Chociaż ostatnio ona to zrobiła, kiedy zajmowała się jego brodą oraz fryzurą. Chciałaby, aby kiedykolwiek zyskał pewność, że to, co do niej czuje jest zasługą Philomeny, a nie zmarłej ukochanej.
Spojrzała na niego pytająco, lekko przekrzywiając głowę. Po co mu te monety? Spodziewała się bardziej jakiś zagadek, czegoś w stylu podchodów, a tutaj proszę bardzo. W końcu mogła uzyskać odpowiedzi na wszelkie nurtujące ją pytania, tylko musiała myśleć rozważnie. Ma jedynie trzy szanse!
- Po pierwsze to nie denerwuj się, nie chcę, abyś robił coś wbrew sobie. - powiedziała spokojnie, kładąc drobną dłoń na jego. - Co okropnego wydarzyło się w Twojej przeszłości? Ciągle unikasz tego tematu, a widziałam, że dręczą Cię koszmary... Chciałabym jakoś pomóc, dlatego chcę wiedzieć. - odezwała się po chwili namysłu, delikatnie przesuwając kciukiem po powierzchni jego dłoni. Czy to idealna okazja, aby wyrzucić wszystko z siebie? Mogłaby mu nareszcie wyznać to, co czuje...

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Nikt nie mógł być wiecznie szczęśliwy. Archie zdawał sobie sprawę z tego, że Mina często robiła po prostu dobrą minę do złej gry. Spędzili razem kilka dekad. To wystarczająco dużo czasu by poznać jej zachowania, małe tiki, które świadczą o tym, że jest szczęśliwa, czy samotna. Wiedział, że często uśmiechała się tylko dla niego. Powiedźmy sobie szczerze. Nie jest najbardziej przyjaznym ani przystępnym wampirem. Wielokrotnie studził jej zapał swoim marazmem. Cud, że tak długo z nim wytrzymała zamiast wynieść się po prostu jak najdalej. Przecież wiedziała, że by jej nie zatrzymał. Wszystko, co robił było w jej najlepszym interesie, a przynajmniej tak sądził.
Bardzo często walczył ze sobą by nie zrobić czegoś, czego oboje by później żałowali. Zależało mu na niej, nigdy po prostu nie okazał jak bardzo i w jaki sposób. Nie chodziło tutaj jedynie o związek Stwórcy i młodego wampira. On się nie przywiązywał. Przynajmniej nie w ten sposób. Mógłby stworzyć małą armię i miałby to zupełnie gdzieś. Chodziło o nią. Kiedy spojrzała na niego tymi swoimi pięknymi oczami pierwszego dnia po przemianie już widział, że jest w tarapatach i był w nich po dziś dzień.
Jej troska była na swój sposób rozczulająca. Nie próbował ukryć tego, że musi to zrobić wbrew sobie. On się po prostu nie dzielił, a zdawał sobie sprawę, że teraz będzie musiał. Nie było możliwości by, dając jej taką szansę, nie musiał powiedzieć jej chociaż o części swojej przeszłości. To pytanie musiało paść i niestety było pierwszym. Trochę jak poparzony zabrał swoją dłoń spod jej. Był na to przygotowany, a przynajmniej tak sądził. Westchnął przeciągle nie patrząc jej w oczy. Bez żadnego słowa przeszedł do barku, gdzie sam włożył kilka butelek szkockiej. Przygotował dwa drinki po czym wychylił swój na raz. Nalał sobie kolejny i zrobił to samo. Dopiero trzeci dotrzymał do postawienia go na stoliku w zaciemnionej części salonu.
- Usiądź. - mruknął stawiając przed nią jej drinka - Mądrze zadane pytanie. - pochwalił ją przechodząc do jednego z okien, nie chciał widzieć jej reakcji na to, co zaraz powie - Byłem szlachcicem, ale tego pewnie już się domyśliłaś po moim sygnecie. Przyrzekłem innemu władcy swoje wsparcie w godzinie potrzeby. Nie wywiązałem się z danego słowa, więc nasłał na mnie wampira, który mnie przemienił. Tego dnia straciłem osobę którą kochałem, moja żona straciła służkę, z którą miałem romans. W nocy natomiast zamordowałem swoją rodzinę. Żonę i dwójkę dzieci. Jako nowo przemieniony wampir nie potrafiłem powstrzymać głodu. Wtedy... Wtedy wkroczyła inkwizycja. - zatrzymał się na dłuższą chwilę ważąc swoje kolejne słowa i pociągając łyk drinka - Byłem w niewoli przez pięć dekad. Torturowali mnie. Testowali nowe sposoby na zabicie wampira. Kłuli, cięli, odcinali kończyny, przypalali, topili. Wszystko, co możesz sobie wyobrazić, a nawet więcej. Ludzkie okrucieństwo nie zna granic. - dopił swojego drinka i odstawił go na parapet - Po wszystkim w Norwegii zabiłem jeszcze blisko pięćdziesiąt osób próbując zapanować nad głodem.
Nie potrafił na nią spojrzeć. Nie chciał widzieć tego współczucia, które musiało się teraz malować na jej twarzy. Nie chciał widzieć jak patrzy na niego jak na zepsutego mężczyznę. Zdecydowanie wolał mieć to po prostu z głowy. Dlatego też podszedł do kuchennej wyspy zgarniając drugą monetę od kieszeni.
- Numer dwa? - oparł się początkowo jedną dłonią na blacie, aczkolwiek widząc lekkie drżenie swojej dłoni próbował to ukryć podpierając się również drugą.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Dbał o nią, a tak, jak już zostało to wspomniane – dla niej bym całkiem inny niż dla reszty otoczenia. Ten marazm jej nie przeszkadzał, chociaż czasem ciężko było jej się zdobyć na uśmiech. Wtedy zazwyczaj starała się obejrzeć coś śmiesznego albo po prostu pozwolić sobie na odpoczynek. Dla niego zawsze potrafiła zdobyć się na uśmiech, uwielbiała, kiedy go odwzajemniał. Na twarzy Sinclaira pojawiały się wtedy pojedyncze zmarszczki, które uważała za urocze. Żyło im się razem naprawdę spokojnie, dobrze, dawało to Minie przedsmak stabilizacji... Której z czasem coraz bardziej potrzebowała.
Czy nie lepiej by było, gdyby puściły wszelkie granice? Wtedy mogliby dać upust wszelakim fantazjom, głęboko skrywane myśli byłyby w końcu wolne. Jednak, jak później funkcjonować? Ciągle się bała, że coś między nimi pięknie i straci go już na zawsze. Nie chciała tego, raczej by czegoś takiego nie przeżyła... Wiedziała o tym dokładnie. Wtedy zostałaby już sama, jak palec.
Zawsze się o niego martwiła, dbała o Sinclaira równie mocno, jak on o nią. Niby jest starym wampirem, który potrafi być zdolny do wielu rzeczy, a w jej oczach był po prostu ukochaną jednostką, nie musi sobie zawsze radzić sam. Nie raz siedziała przy nim, kiedy miewał koszmary. Nie musieli rozmawiać, wystarczyło wzajemne zrozumienie. Przy nim czuła się bezpieczna, kochana, chciałaby, aby mógł czuć się tak samo w jej otoczeniu. Zmarszczyła lekko brwi, kiedy zabrał dłoń spod tej jej. Czy popełniła błąd zadając to pytanie? Obserwowała każdy jego ruch, Pokiwała tylko głową, a potem usiadła w salonie. Czuła, jak przechodzi przez nią zimny dreszcz, kiedy opowiadał o swojej przeszłości. Teraz wiele potrafiła zrozumiem, inaczej spojrzeć na jego zachowanie. Dlatego uważał się za potwora...
Unikał jej wzroku, nie mogła mu nic przekazać, jakkolwiek wesprzeć. Wszystko ją bolało, kiedy słuchała dalszej części o inkwizycji oraz torturach. Nagle każda wcześniej niby dziwna reakcja mężczyzny zaczynała układać się w logiczną całość. Doskonale pamiętała głos, który się w niej obudził po przemianie. Nie potrafiła sobie wyobrazić jego cierpię ia, które trwało latami. Przez chwilę siedziała całkiem cicho, a potem podeszła do Archibalda.
- Powoli, nigdzie się nam nie spieszy. Spójrz na mnie proszę... – odezwała się łagodnie, a potem ułożyła ostrożnie dłoń na jego policzku. Nie zdziwiłaby się, gdyby odrzucił ten gest... – Nie damy rady cofnąć czasu. Teraz już rozumiem to wszystko... Dla mnie jesteś kimś całkiem innym, na pewno nie potworem. – uśmiechnęła się lekko, patrząc na Stwórcę. Nie patrzyła na niego, jak na zepsutego mężczyznę... W jej oczach malowało się jedynie zrozumienie.
- Mówiłeś o tej kobiecie, służce, która była miłością Twojego życia... Opowiesz mi o niej? – nie wiedziała dlaczego jakoś ciężko jej się zrobiło na duszy, kiedy wspomniała o zmarłej. Czy nie był w stanie pokochać kogokolwiek innego?

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Balthazar nie jest przyzwyczajony do tego by ktokolwiek o niego zabiegał, ani tym bardziej dbał. Całe swoje nadnaturalne życie był sam. Wpierw w niewoli, a po wyzwoleniu pozostawiony sam sobie. Nauczył się żyć samotnie. Przyzwyczaił się do tego, że nikomu nie jest potrzebny, ani tym bardziej nikt nie był potrzebny jemu. Dlatego tak ciężko radził sobie z tym co robiła dla niego Mina. To, że tak często chciała być blisko. Długo zajęło mu przyzwyczajenie się do tego, że ma teraz kogoś, nie tyle na utrzymaniu, co pod swoją opieką. Wydawało mu się, że po dziś dzień nie do końca ogarnął całą te sytuację. Dlatego tak często znikał. Kiedy już się usamodzielniła nie widział w sobie żadnej wartości dodanej do jej życia. Zasługiwała na o wiele więcej niż mógł jej dać.
Przyznanie się do tego wszystkiego było dla niego cholernie trudne. Tak naprawdę była drugą osobą na tym świecie, która miała chociaż jakieś pojęcie o tym, co mu się przytrafiło. Pierwszą był Marcus. Wilkołak, który go uwolnił, przez czysty przypadek. Może nie chciał się do tego przyznać również dlatego, że po opowiedzeniu swojej historii nabierała ona mocy? Prawdziwości? Jego umysł raz jeszcze zalała fala bolesnych wspomnień, które po dziś dzień nawiedzały go w koszmarach. Pomimo tego, że jego oprawców nie było już na tym świecie, ani tym bardziej ich potomków, on już chyba zawsze będzie tym marnym wampirem z lochów inkwizycji. Nie potrafił tego zapomnieć, jak mógłby? Wystarczyło spojrzeć w lustro.
Słyszał, jak do niego podchodzi. Wiedział, co będzie chciała zrobić i w pierwszej chwili opierał się jej drobnej dłoni, jednak po chwili zdobył się na to by spojrzeć jej w twarz. Jeszcze nie w oczy, ale to przyjdzie z czasem.
- Ale powinienem być Mina. Poznałaś mnie kiedy miałem już swój głód pod kontrolą, ale to nie zmienia faktu, że te dłonie są splamione krwią. - uniósł je nieco i w jego oczach rzeczywiście ociekały teraz krwią - Kobiet, dzieci. Całe rodziny. Odnalazłem swoich oprawców i pożarłem nie tylko ich, ale również ich rodziny. Po to, by te geny sadystów się nie rozprzestrzeniły. - powiedział naprawdę chłodno na nowo się do niej odsuwając niczym zranione zwierze.
Podejmując tę decyzję myślał, że jest przygotowany, jednak nie był. Nie na te pytania. Zadała wszystkie, na które nie chciał odpowiadać. Zawsze była percepcyjną dziewczyną. Wiedziała jak wykorzystać swoją szansę.
- Ailsa. Tak miała na imię. - westchnął przeciągle po dłuższej chwili zabierając swoją szklankę i dolewając sobie następnego drinka - Moje małżeństwo było zaaranżowane. Nie było w nim miłości. Moja żona nie była złą kobietą, przynajmniej nie sądziłem, że nią jest. Doczekaliśmy się dwójki dzieci, jednak nigdy jej nie pokochałem. - ponownie zajął swoje miejsce przy oknie tym razem przysiadając na parapecie - Ailsa pochodziła z biednej rodziny na prowincji. Nie pamiętam nawet jak do nas trafiła. Pewnego dnia po prostu tam była, a ja... Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Była najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem. Skromna, nieśmiała. Nie chciała kłopotów, ale między nami zaiskrzyło. Mieliśmy swoje małe schadzki. Zabierałem ją w różne miejsca pod pretekstem trenowania moich wojowników. Wiedziała, że nigdy nie będę w stanie jej poślubić. To nie były czasy na rozwód. Jednak to jej nie przeszkadzało. Chciała po prostu mieć mnie w swoim życiu. - upił łyk swojego drinka dostrzegając ironię tego, co tak często mówiła sama Mina - Kiedy wyjechałem wspomóc ojca w jego wojażach, ktoś doniósł o naszym romansie. Kiedy wróciłem zastałem ją na szubienicy. Z pozdrowieniami od mojej żony. - zagryzł mocniej zęby przypominając sobie ból tamtego wieczoru - Jest jeszcze coś... Wyglądasz zupełnie jak ona. - odstawił szklankę na parapet zmuszając się do tego by tym razem spojrzeć jej w oczy, musiał widzieć tę reakcję.
- Za wyjątkiem tego. - wskazał na swoje oczy - Twoje oczy są nie do podrobienia. To one zawsze przypominają mi, że nie jesteś Ailsą. - obrócił się w jej stronę nie mając pojęcia jak na to wszystko zareaguje - Prócz tego, z charakteru nie mogłybyście być bardziej różne. Kiedy Cię wtedy uratowałem nie było to z dobroci serca. Myślałem, że jakimś cudem to ona do mnie wróciła. - zacisnął dłonie na parapecie aż zbielały mu kostki.
Teraz znała już całą prawdę. To jej właśnie obiecał, tym razem wyczerpująco jej o wszystkim opowie. Pozostała ostatnia moneta. Pytanie czy akcja z jego strony?

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Próbowała go oduczyć tej samowystarczalności, chciała być dla niego, jak on dla niej. W końcu są sobie bliscy, tak? Nie potrafiłaby stać się obojętna na los Archibalda, tutaj nie chodziło jedynie o dług wdzięczności, czy też cokolwiek innego, ale podobnego. Zbliżyli się do siebie, chcąc, nie chcąc. Była pod jego opieką, kiedy sobie nie radziła z nową rzeczywistością. Teraz już dojrzała, jest młodym, ale zdolnym do samokontroli wampirem... Mogła zadbać również o niego, próbując jakoś go oswoić, przyzwyczaić do ponownego bycia z kimś, wsparcia drugiej osoby. Mógł na niej polegać, ale ciągle w krytycznych momentach po prostu uciekał. A ona? Próbowała podchodzić do niego, jak do dzikiego zwierzęcia, które potrzebuje czasu, aby się przekonać do kogoś.
Cholernie go skrzywdzili, Mina gdyby mogła to rozszarpałaby ich wszystkich. Czym sobie zawinił? Spotkało go tyle złego... A ona nie mogła tego naprawić, chociaż mogłaby spróbować... W końcu powoli budziła chociażby odrobinę radości w nim. Te wszelakie okropności wywołały traumę na psychice Archibalda, a Deveraux starała się w jakikolwiek sposób zaleczyć jątrzącą się ranę. Czy kiedykolwiek jej się to uda? Pewnie nie, ale mogłaby stać się pewnego rodzaju lekiem przeciwbólowym, który pozwala nam przystępniej postrzegać rzeczywistość.
Cieszyło ją to, że nie uciekał od jej ręki, bardziej nie chciał na nią patrzeć niż unikał jej dotyku. Głaskała go w ciszy po policzku, próbując jakoś załagodzić ból, który teraz stał się ponownie żywy.
- Jak miałeś sobie radzić z tym? To nie jest Twoja wina, nie robiłeś tego świadomie. Głód był silniejszy, a Ty nie miałeś przy sobie mentora, tylko grupę oprawców, którzy traktowali Cię gorzej niż zwierzę. Nie możesz wiecznie się za to biczować... Odpokutowałeś, stworzyłeś mnie i nauczyłeś wszystkiego, abym mogła sobie radzić samodzielnie. Nie jesteś potworem, nie jesteś. - zapewniała go. Podejrzewała, że nigdy o tym nie zapomni... Ona również nie potrafiła zapomnieć o swoich pierwszych ofiarach, jednak to jeden z minusów ich natury. A Archie był kiedyś wygłodniałym wampirem nad którym się znęcano. To, co się stało nie było do końca jego winą. - Nie uciekaj ode mnie. Wiesz, że Cię nie oceniam i rozumiem. - dodała po chwili, kiedy się ponownie od niej odsunął. Poniekąd czuła się okropnie przez to, że go zmusiła do takich wyznań. Jednak dobrze się stało, przynajmniej mogła zrozumieć wszystko.
- Nie chciałaby Cię widzieć w takim stanie... Wolałaby, abyś odnalazł szczęście. - nie znała jej, ale wypowiadał się o niej pięknie. Nie tylko po zapewnieniach mogła stwierdzić, że naprawdę ją kochał. Z jednej strony chciałaby być kimś takim dla niego... Kolejne słowa Archiego wbiły ją w podłogę, odsunęła się kilka kroków od niego, wpatrując się w niego zbolałym wzrokiem.
- Nie jestem Ailsą... Nie jestem... Myślałam, że po prostu... Sama nie wiem, chciałeś się nade mną zlitować. Wiesz, jak bardzo nie chciałam umierać, potrzebowałam żyć dalej, a on... On mi to odebrał... Dałam mu wszystko, stał się dla mnie centrum wszechświata, a on... - urwała, przejeżdżając dłońmi po twarzy. Słowa Archiego paliły ją żywym ogniem, była dla niego jedynie wspomnieniem zmarłej ukochanej.
- Tobie też byłabym gotowa oddać wszystko... Szybko stałeś się dla mnie cholernie ważny, piekło mogłoby mnie pochłonąć, bylebyś żył szczęśliwie. Oddałam Ci... Oddałam Ci serce, zaufałam, pokochałam. Rozumiesz, Arch? Pokochałam! Tymczasem to wszystko... To była jakaś iluzja, pieprzone kłamstwo. Dlatego, bo wyglądam, jak ona. - mówiła szybko, a potem ucichła, coś w niej pękło i przyznała się do uczuć, które w sobie tłumiła przez dekady.
- Została ostatnia moneta. - spojrzała na niego, a jej oczy jakby płonęły. - Dlaczego nie możesz mnie pokochać Arch? Wytłumacz mi to. - miała wielką ochotę się rozpłakać, poprzednie wyznanie mocno w nią uderzyło. Może jej serce w tym momencie faktycznie umarło? Widziała, jak na nią patrzy... Nie raz zastanawiała się, co mogłoby się stać, gdyby nie przerwała bliskości.

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Mówią, że nie można nauczyć starego psa nowych sztuczek i tak było w przypadku Archiego. Nie potrafił polegać na innych ponieważ wszyscy go zawodzili. Przez pięćdziesiąt lat nikt nie ruszył mu na ratunek, był potępiony, a gdy ten ratunek już nastąpił był on tylko kwestią przypadku, o czym dowiedział się wieki później. Mina była pierwszą osobą, która tak naprawdę coś od niego potrzebowała. Która była tam dla niego zawsze i wszędzie. Czy tego potrzebował, czy nie. Jest naprawdę złotą dziewczyną i tak jak nie wyobrażał sobie oddać ją jakiemukolwiek innemu mężczyźnie, tak nie widział dla niej również przyszłości u swojego boku. Zasługiwała na tak wiele, a on był w stanie dać jej tyle co nic. Tylko kolejne złe wspomnienia.
- To jest moja wina Mina. Nie szukaj we mnie bohatera, nie jestem nim. - powiedział z lekką irytacją, lecz może będzie mu to wybaczone, te wyznania naprawdę wiele go kosztowały - To nie był mój pierwszy głód. Ten zaspokoiłem w Islandii. W Norwegii... Po prostu poddałem się swojej naturze. Powinienem był być silniejszy. Wygrał gniew i zemsta. Na to nie ma usprawiedliwienia. Nie na kobiety i dzieci. - mruknął praktycznie chowając się w cieniu jednego z kątów, gdzie nie dochodziło światło.
Było mu wstyd. Tak cholernie wstyd. Nie chciał by patrzyła na niego jak na zepsutą zabawkę, ale tym bardziej nie chciał żeby wiedziała co zrobił te wszystkie stulecia temu. Można mu było wybaczyć zemstę na oprawcach, ale na ich rodzinach? To była przesada, a najgorsze było w tym wszystkim to, że gdyby dano mu szansę naprawić błędy zrobiłby to ponownie. Ich dzieci nie powinny chodzić po tej ziemi. Nosić geny tego okrucieństwa. Jak się później okazało, nie miało to znaczenia. Wojny światowe udowodniły, że jest to gen obecny we wszystkich.
- Co rozumiesz Mina..? - spojrzał na nią z pewnym wyrzutem - To, że przed dekady podróżowałem po świecie polując na swoich oprawców i ich rodziny? Czy to, że nie miałem siły by sam się powstrzymać przed apetytem, bo nie miało to nic wspólnego z zaspokajaniem głodu? - przeczesał nerwowo włos wychodząc w końcu z cienia - Ty potrafiłaś zamknąć rozdziały swojej przeszłości... Ja nie potrafię... - mruknął w końcu i wyglądał jakoś mizernie, jakby uszło z niego życie.
- O tym, czego by chciała się już nie przekonam... - mruknął bardziej do siebie niż do niej.
Nie był w stanie przewidzieć, jak zareaguje na jego słowa, ale zamierzał przyjąć na siebie wszystko, co ma mu do powiedzenia. Zasłużył sobie na to. Te kilka kroków nie mogło być bardziej wymowne. W pomieszczeniu wręcz dało się poczuć wyrwę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała. Ich relacja się zmieniła i nigdy nie będzie taka sama. Poznała sekrety na które żadne z nich nie było gotowe. Chciał podejść, przytulić ją. Dotknąć, cokolwiek, lecz pomimo braku tej fizycznej ściany była ona namacalnie wyczuwalna.
Wiedział, że jest dla niej czymś więcej niż tylko stwórcą, chociaż zawsze myślał, że to po prostu jakaś niezdrowa fascynacja i gloryfikacja jego osoby. Wszystko dlatego, że uratował jej życie, a raczej skazał na to podłe nieżycie. Jednak miłość..? To go zaskoczyło. Do tego stopnia, że poluzował uścisk na swojej szklance, a ta z hukiem rozbiła się na kilkadziesiąt drobnych, kryształowych kawałeczków. Teraz zaczynał rozumieć dlaczego to było tak bolesne, tak ciężkie. Nie mógł od razu powiedzieć, czy to wszystko było tylko iluzją. Sam nie był tego pewien. W tym wszystkim zdążył już zapomnieć o tej trzeciej monecie, jednak ta uderzyła go niczym sędziowski młot przy wydaniu werdyktu.
- Mogę. - odpowiedział krótko i szybko, zupełnie szczerze - Jednak boję się, że jeśli sobie na to pozwolę to będzie to uczucie do Ailsy. Zasługujesz na to żeby ktoś pokochał cię za to jaka jesteś, nie za to, że wyglądasz jak zmarła ukochana. Nie chcę Ci tego robić. Boję się, że to nie będzie prawdziwe. - otrzepał dłoń z resztek szkła ponownie spoglądając w jej oczy. Te, które zdecydowanie nie należały do Ailsy. Teraz widział ją, jego Minę.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Niby tak, ale nawet stary pies jest zdolny do mocniejszych emocji. Ludzie powinni wiele się uczyć od zwierząt, przynajmniej tak uważała Philomena. Weźmy na przykład ów psa, który skrzyczany przez swojego właściciela, pokrzywdzony, zraniony za moment przyjdzie do człowieka machając ogonem. Albo znajdując nowy dom, pozwala sobie na zaufanie (po pewnym czasie oczywiście) oraz miłość. W pewnym momencie Archibald niestety będzie musiał zdecydować, ponieważ doskonale wie, jak mocno potrafi Minę przybijać samotność. Nie wyobrażał sobie jej z innym mężczyzną, ale też nie chciał jej przy swoim boku, jako kogoś, kto znaczy więcej niż... No właśnie, kto? Przyjaciel? Chyba tak, ponieważ nie wyobrażała sobie życia bez niego. Nie ważne, jak bardzo byłaby na niego zła, nie potrafiłaby całkowicie usunąć Sinclaira ze swojej pamięci. Potrafiłby jej dać wiele... Gdyby tylko w to uwierzył, odpuścił chociażby część przeszłości.
- Nie szukam w Tobie bohatera. Zdaję sobie sprawę z wagi tego, co zrobiłeś... Ale nie możesz ciągle wyniszczać się przeszłością. Nie mówię też, że powinieneś całkiem zapomnieć. Dobrze, noś wszystko w sercu, ale teraz dzięki niektórym przeżyciom starasz się być lepszy. Powinieneś pozwolić sobie chociażby na odrobinę szczęścia, spróbować odszukać to uczucie. - czasami miała wrażenie, że widzi w niej jedynie dziecko, które wszystko postrzega w różowych barwach. Nie było tak. Jaki jest sens w byciu ciągle nieszczęśliwym? Żaden, dlatego Mina próbowała jakoś polepszyć jakoś jego egzystencji.
- Wbrew pozorom wszystko rozumiem. Chociaż o wiele bardziej to, jak nie potrafiłeś powstrzymać głodu. Poniekąd też rozumiem, że pragnąłeś zemsty, nawet dla ich rodzin. Patrzę na to przez pryzmat tego, kim jesteś obecnie. Gdybyś tylko mógł spojrzeć na siebie moimi oczami... - dodała jeszcze, patrząc na niego i gryząc lekko dolną wargę. - Wszystkiego można się nauczyć Arch. - taka prawda, musiałby po prostu zdobyć umiejętność zamykania niektórych szufladek ze swojej przeszłości.
- Pamiętasz, jaka była... Na pewno nie chciałaby Cię widzieć ciągle pogrążonego w smutku. - jeśli kogoś się kocha to chce się dla niego, jak najlepiej. Dlatego teraz tak bardzo jej zależało na tym, aby Archibald znalazł odrobinę szczęścia, czy też spokoju.
Czuła się, jakby właśnie serce pękło jej na pół. Rozsypała się całkowicie, informacja o podobieństwie do zmarłej ukochanej mocno w nią uderzyła. Wydawało jej się, że jest kimś wyjątkowym dla niego. Tymczasem była jedynie wspomnieniem z przeszłości. Nie wiedziała nawet, czy chciałaby czuć jego dotyk... To byłoby jeszcze bardziej bolesne. Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała trzask spadającej szklanki.
- Gdybyś mógł to byś to zrobił. Widziałbyś tylko mnie, nawet jeżeli moja dusza jest w ciele kogoś, kto istniał kiedyś. - odezwała się nieco drżącym głosem. Prawda bolała jeszcze mocniej. Powiedział to, czego na pewno nie chciałaby nigdy usłyszeć. Boję się, że to nie będzie prawdziwe... Oczy jej się zaszkliły, coś w niej runęło.

@Archibald Sinclair



Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Archibald po prostu nie potrafił wybaczać. Ani sobie ani innym. To jedna z jego wielu wad, które nie pozwalają na pójście o krok w przód w jego długim życiu. Od dekad stoi w miejscu zadręczając się tymi wszystkimi wspomnieniami. Nie potrafił po prostu zamknąć rozdziału z torturami, czy tym, co zrobił później. Cała jego bogobojność zniknęła wieki temu w tamtych lochach. Stał się człowiekiem starego testamentu. Oko za oko, ząb za ząb. Nie zauważył tylko, że w tym wszystkim stał się dokładnie tym, co zarzucali mu jego oprawcy. Stał się jednym z nich. Demonem nocy. Chociaż może należałoby powiedzieć, że po prostu zorientował się po fakcie? Teraz już doskonale wiedział kim jest, a dzisiaj przyszło mu uświadomić w tym wszystkim Minę. To miał być najdroższy prezent, jaki był jej w stanie dać. Nie wiedział tylko, że będzie to również jeden z najgorszych.
- Szczęście? - prychnął kręcąc głową - Jestem przeklęty Mina. By nigdy nie zaznać spokoju, nigdy nie zobaczyć promieni słonecznych, nigdy więcej nie zaznać szczęścia. Szczęścia doznałem w krótkim okresie swojego życia. Wyczerpałem swój limit. - uśmiechnął się gorzko znów jakoś tracąc na swoim rozmiarze, zupełnie jakby każde prawdziwe wyznanie spuszczało z niego trochę pary.
Powoli gubił wszystkie pozory, które do tej pory przed nią utrzymywał. Może nie kłamał jej w żywe oczy lecz nigdy nie mówił całej prawdy. Nie chciał jej stracić. Jest jedyną dobrą rzeczą, którą przyniósł na ten świat. Jedyną osobą, której nie skrzywdził, chociaż to może się bardzo szybko zmienić. Była promieniem słońca w wieczną noc jego marazmu. Nie chciał by straciła swój blask. Nie przez niego.
- Widzisz to, co pozwoliłem Ci do tej pory zobaczyć Mina... Dopiero teraz zaczynasz widzieć mnie w prawdziwych barwach i nie możesz powiedzieć, że krew na moich rękach niczego nie zmienia. To zawsze wszystko zmienia. - westchnął już praktycznie całkiem opadając z sił.
Mógłby się z nią kłócić całą noc, lecz ona miała swoje racje. Była uparta, a może raczej zdeterminowana by nie widzieć go jako tego potwora, którym był. Może to po to by nie musiała się zmierzyć z tym, że może samej byłoby jej lepiej? Ta fascynacja jego osobą nie była zdrowa. Nie była dla niej dobra, a on dzisiaj bardzo boleśnie oderwał ten plaster. Może powinien był być delikatniejszy i dać jej tylko jedno pytanie? Dawkować te wszystkie informacje? W swoim doświadczeniu zawsze lepiej było oderwać go szybko, lecz może tym razem po prostu się pomylił?
Widział, że stoi nad przepaścią i zaraz się rozsypie. To chyba to pozwoliło mu w końcu przeskoczyć tę niewidzialną wyrwę, która między nimi powstała by znaleźć się tuż obok niej. Wziął jej twarz w swoje dłonie i uniósł do swojej lekko gładząc jej policzki swoimi kciukami.
- O to właśnie chodzi Mina. - spojrzał jej w oczy, te obłędnie piękne tęczówki - To nie jest ciało kogoś innego. To twoje ciało. Tak samo jak te oczy, które należą tylko do Ciebie. Kiedy w nie patrzę nie widzę nikogo innego, tylko ciebie. Widzę Cię Mina... - był zdecydowanie za blisko, zdecydowanie...

@Philomena Deveraux

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach