Próbowała go oduczyć tej samowystarczalności, chciała być dla niego, jak on dla niej. W końcu są sobie bliscy, tak? Nie potrafiłaby stać się obojętna na los Archibalda, tutaj nie chodziło jedynie o dług wdzięczności, czy też cokolwiek innego, ale podobnego. Zbliżyli się do siebie, chcąc, nie chcąc. Była pod jego opieką, kiedy sobie nie radziła z nową rzeczywistością. Teraz już dojrzała, jest młodym, ale zdolnym do samokontroli wampirem... Mogła zadbać również o niego, próbując jakoś go oswoić, przyzwyczaić do ponownego bycia z kimś, wsparcia drugiej osoby. Mógł na niej polegać, ale ciągle w krytycznych momentach po prostu uciekał. A ona? Próbowała podchodzić do niego, jak do dzikiego zwierzęcia, które potrzebuje czasu, aby się przekonać do kogoś.
Cholernie go skrzywdzili, Mina gdyby mogła to rozszarpałaby ich wszystkich. Czym sobie zawinił? Spotkało go tyle złego... A ona nie mogła tego naprawić, chociaż mogłaby spróbować... W końcu powoli budziła chociażby odrobinę radości w nim. Te wszelakie okropności wywołały traumę na psychice Archibalda, a Deveraux starała się w jakikolwiek sposób zaleczyć jątrzącą się ranę. Czy kiedykolwiek jej się to uda? Pewnie nie, ale mogłaby stać się pewnego rodzaju lekiem przeciwbólowym, który pozwala nam przystępniej postrzegać rzeczywistość.
Cieszyło ją to, że nie uciekał od jej ręki, bardziej nie chciał na nią patrzeć niż unikał jej dotyku. Głaskała go w ciszy po policzku, próbując jakoś załagodzić ból, który teraz stał się ponownie żywy.
-
Jak miałeś sobie radzić z tym? To nie jest Twoja wina, nie robiłeś tego świadomie. Głód był silniejszy, a Ty nie miałeś przy sobie mentora, tylko grupę oprawców, którzy traktowali Cię gorzej niż zwierzę. Nie możesz wiecznie się za to biczować... Odpokutowałeś, stworzyłeś mnie i nauczyłeś wszystkiego, abym mogła sobie radzić samodzielnie. Nie jesteś potworem, nie jesteś. - zapewniała go. Podejrzewała, że nigdy o tym nie zapomni... Ona również nie potrafiła zapomnieć o swoich pierwszych ofiarach, jednak to jeden z minusów ich natury. A Archie był kiedyś wygłodniałym wampirem nad którym się znęcano. To, co się stało nie było do końca jego winą. -
Nie uciekaj ode mnie. Wiesz, że Cię nie oceniam i rozumiem. - dodała po chwili, kiedy się ponownie od niej odsunął. Poniekąd czuła się okropnie przez to, że go zmusiła do takich wyznań. Jednak dobrze się stało, przynajmniej mogła zrozumieć wszystko.
-
Nie chciałaby Cię widzieć w takim stanie... Wolałaby, abyś odnalazł szczęście. - nie znała jej, ale wypowiadał się o niej pięknie. Nie tylko po zapewnieniach mogła stwierdzić, że naprawdę ją kochał. Z jednej strony chciałaby być kimś takim dla niego... Kolejne słowa Archiego wbiły ją w podłogę, odsunęła się kilka kroków od niego, wpatrując się w niego zbolałym wzrokiem.
-
Nie jestem Ailsą... Nie jestem... Myślałam, że po prostu... Sama nie wiem, chciałeś się nade mną zlitować. Wiesz, jak bardzo nie chciałam umierać, potrzebowałam żyć dalej, a on... On mi to odebrał... Dałam mu wszystko, stał się dla mnie centrum wszechświata, a on... - urwała, przejeżdżając dłońmi po twarzy. Słowa Archiego paliły ją żywym ogniem, była dla niego jedynie wspomnieniem zmarłej ukochanej.
-
Tobie też byłabym gotowa oddać wszystko... Szybko stałeś się dla mnie cholernie ważny, piekło mogłoby mnie pochłonąć, bylebyś żył szczęśliwie. Oddałam Ci... Oddałam Ci serce, zaufałam, pokochałam. Rozumiesz, Arch? Pokochałam! Tymczasem to wszystko... To była jakaś iluzja, pieprzone kłamstwo. Dlatego, bo wyglądam, jak ona. - mówiła szybko, a potem ucichła, coś w niej pękło i przyznała się do uczuć, które w sobie tłumiła przez dekady.
-
Została ostatnia moneta. - spojrzała na niego, a jej oczy jakby płonęły. -
Dlaczego nie możesz mnie pokochać Arch? Wytłumacz mi to. - miała wielką ochotę się rozpłakać, poprzednie wyznanie mocno w nią uderzyło. Może jej serce w tym momencie faktycznie umarło? Widziała, jak na nią patrzy... Nie raz zastanawiała się, co mogłoby się stać, gdyby nie przerwała bliskości.
@Archibald Sinclair