I saw this coming, but I did nothing

2 posters

Go down

Dorian Relish

Dorian Relish
Liczba postów : 72
Był wkurwiony i napalony, a co za tym szło – miał przemożną ochotę się posilić, jak i kogoś posiąść. Oba akty miały spełnić wszystkie jego pragnienia; miały być mocne, intensywne, pełne brutalności oraz zdziczenia. Tylko w taki sposób mógł zaspokoić swoje fantasmagorie. Pragnął oddać się we władanie swoich tęsknot. Każdy milimetr jego jestestwa wręcz błagał o wyładowanie nagromadzonej agresji na…kimkolwiek w zasadzie. Mimo wszystko miał swój typ. Pragnął buntownika. Chciał się bawić, bawić długo. Tego typu rozrywki nie mógł oczekiwać od kruchego człowieka, czy zmanierowanego wampira. Potrzebował podmuchu świeżości. Poprzedni partnerzy zaczęli przynosić Dorianowi same rozczarowania, wkurwiali go swoją nieporadnością, swoimi granicami, swoją ponadprzeciętną wrażliwością na ból. Niestety nawet wampirzy kochankowie Relisha zawsze mieli jakieś „ale” w kwestiach uciech cielesnych.
Począł gromadzić w sobie negatywne pokłady emocji już na samym początku tygodnia, kiedy to jeden z jego kochanków wpadł w panikę podczas stosunku i zaczął się szarpać, przez co Dorian został zmuszony do wyjęcia mu knebla z ust. Nie chodziło już nawet o samą irytację, ale też o zawód, który pobudził falę nieszczęśliwych zdarzeń. Relish myślał, że jeszcze nieszczęsna sekunda, a coś go pojebie. Tak też się stało. Uznał, że nie może zaakceptować takiej zniewagi oraz tchórzostwa, byłoby to niezgodne z jego naturą, jak i z pierwotnymi instynktami.
Postanowił wyjść z otchłani przytłaczających myśli, wraz z opuszczeniem swojego apartamentu. Żwawym krokiem ruszył do auta, wciąż nie do końca umiejąc się opanować. Mimo wszystko miał cel, niemal plan idealny. Jak najszybciej chciał się dostać do swojego ulubionego burdelu, by tam móc spróbować szczęścia z nowymi niewolnikami. W końcu musiał odnaleźć odpowiedniego partnera. Uważał za absolutnie niemożliwe – niepowodzenie owej akcji. Finalnie miał szmat czasu. Jak nie dziś to jutro, jak nie jutro to za tydzień, jak nie za tydzień to za miesiąc…jak nie za miesiąc to za rok, a jak nie za rok to bardzo być może, iż za dekadę. Nieistotnym jest. Kiedyś na pewno odniesie sukces.
Z owym postanowieniem ku pokrzepieniu martwej, aczkolwiek umęczonej duszy – dodał gazu. Pędził przed siebie, jak oszalały, mimo wszystko zachowując pełne skupienie. Nie miał ochoty uczestniczyć w jakimkolwiek wypadku, który mógłby wydłużyć jego drogę do rozkoszy. Uśmiechnął się nieznacznie do własnych myśli. Przecież absolutnie nic złego nie mogło wydarzyć się na pustej drodze, w środku nocy – przynajmniej tak uważał.
Nagle, zupełnie znikąd pojawiły się one, totalnie za jasne światła z mroku, których nie powinno w ogóle być na trajektorii Doriana. Chciał zahamować, jednak z ogólnej kalkulacji wynikało, iż nie da rady zareagować odpowiednio szybko, więc zaciągnął ręczny podczas gwałtownego hamowania. Skrycie liczył na to, że zdąży zrobić obrót. Przeliczył się. Uderzenie było mocne, zachwiało przez milisekundę całą jego stabilną postawą, zacisnął obie dłonie na kierownicy, jednocześnie przymykając oczy.
Gdy doszło do niego, że żyje i prawdopodobnie wszyscy inni również, zmierzył się z druzgocącą prawdą. Jego dziecię, jego auto marzeń, jego zakup tygodnia…do kasacji. Tego było za wiele. Bez żadnego pomyślunku Dorian opuścił pojazd, krocząc w stronę winowajcy.
- Ja pierdole! Czy Ty jesteś kurwa normalny?! – zaczął krzyczeć, wymachując rękami w różne strony. Czuł, że cała ta paranoja jest dopiero początkiem.

@Joshua Walker

Joshua Walker

Joshua Walker
Liczba postów : 70
Przez ostatnią dobę praktycznie dryfował. Był spokojny, był zmęczony, był wyssany. Dalej czuł skutki utraty solidnej porcji krwi, jednak nie mógł udawać, że głównym problemem nie był brak fety. Starał się jeździć wyłącznie na trzeźwo, ale, kurwa, dzisiejszej nocy bez speedu nie przeżyje. Wszystko było takie ponure i przygaszone, nijakie. Wszechogarniające znudzenie. Właściwie miał wrażenie, że wcale go tu nie było. Jakby odpływał gdzieś poza własne ciało, jakby obserwował swoje życie z tylnego siedzenia.

W jego pustych oczach odbijały się światła pędzącego na czołówkę auta. Nie zdąży uciec. Ale przecież jechał po dobrej stronie drogi?

Kiedy przyjebał głową w kierownicę, trzasnęło mu coś w czaszce. W karku chyba też. Bolało. Już dyszał, ze złości i ze zmęczenia, ale musiał odpiąć pasy. Musiał grzecznie otworzyć półkę, musiał wyjąć papier, wygrzebać długopis. Musiał otworzyć drzwi, musiał się podnieść i wyjść.

- Uh - oszacował zniszczenia.
Biała Spectra całkiem znacząco skróciła się z przodu. Ciekawe, jak daleko jeszcze pojedzie? Nie miał za co kupić drugiego auta. Kurwa, skończy pod mostem. Ulepi chatkę z gówna w lesie i zostanie wilkiem pełnoetatowo.

Otworzył bagażnik, szukał trójkąta. Francuz się zbliżał. Coś tam sobie pierdolił po francusku, ale od stóp do głów był w komplecie i to zupełnie niezabryzgany juchą - easy, wypełnić formularzyk i pora na kreskę.
- Constat. Napisać, eee, podpisać. Masz, proszę. - To było oczywiste, że nie potrafił mówić w tym języku, ale chociaż się starał i to nawet pomimo rozkrwawionej wargi. - Bez policji. Nie potrzebne. OK, mate?
Mate, buddy, friend, pal, buc jebany. Dobrze, że nie jechał z klientem.

@Dorian Relish

_________________
despite all my rage
I AM JUST A RAT IN A TINY CAR

Dorian Relish

Dorian Relish
Liczba postów : 72
Zagotował się, konkretniej od środka. Wszystko w nim wrzało, a wręcz buzowało, byleby tylko uskutecznić wybuch. Użycie kilku wulgaryzmów i ekspresyjnej postawy nic nie dało. Zupełnie, kompletnie nic, zero. Był zszokowany. Jak ktoś mógł go ignorować, chwilę po takim zdarzeniu. Przecież to był absurd. Absolutnie niemożliwe. Być może drugi kierowca był oszołomiony wypadkiem, taką wersję wydarzeń jeszcze mógłby próbować zrozumieć, choć prawdopodobnie z niewątpliwym trudem. Przecież od lat żył w przekonaniu, iż wszystko mu się należy, bez względu na okoliczności. Chciał wyjaśnień, więc zamierzał je otrzymać.
Zrobił jeszcze kilka kroków, po czym stanął obok mężczyzny, który w końcu zaczął do niego mówić, jednak w dość nietypowy sposób. Dorian zmarszczył brwi i zacisnął szczękę. Nie wiedział, czy bardziej odczuwa gniew na nieznajomego, czy na siebie. Finalnie zrozumiał, że być może nie był specjalnie ignorowany, ale nie został zrozumiany, gdyż z przyzwyczajenia zaczął mówić po francusku, a przecież jego brytyjski akcent zaniknął z dekadę, a może nawet dwie temu.
- Co Ty myślisz, że robisz w tym momencie? Jaki podpis? Taki chuj, nie podpis, bro! – wyrwał mu kartkę z zamiarem potargania jej, jednak z przyczyn -  nawet do końca jemu nieznanych – schował ją do tylnej kieszeni jeansów. Złapał nieznajomego za koszulkę, po czym przyciągnął go bliżej siebie, aby dokładniej przyjrzeć się jego twarzy i to był błąd.
Gdy część jego negatywnych emocji odpuściła, odezwał się głód. Mężczyzna miał rozwaloną wargę, ciekły z niej stróżki krwi, a młody Relish myślał, że oszaleje. Musiał coś zjeść…albo cokolwiek posmakować. Ukrycie zwłok oraz dwóch aut byłoby zbyt skomplikowane, jak na aktualny stan psychiczny wampira. Jak najszybciej skupił wzrok na obcych tęczówkach, próbując zignorować swoje instynkty.
- Policja jest wręcz wskazana, jeden telefon i nawet nie zdążysz stąd uciec – powiedział wrogo, przez chwilę mając wrażenie, że z rozemocjonowania napluł na lico jednostki,  ewidentnie chcącej uniknąć kłopotów. Szybko przekalkulował swoje szanse.
- Chyba, że możesz zaproponować mi coś w zamian za moje auto? – zapytał w końcu puszczając materiał koszulki, następnie podchodząc do zepsutego, białego auta i opierając się o jego drzwi. Czekał, odpalając papierosa.

Joshua Walker

Joshua Walker
Liczba postów : 70
Od lat nie miał okazji obserwować czyjegoś ataku złości z perspektywy osoby trzeciej, samemu będąc prawie spokojnym. Okazał się on wyglądać zaskakująco... żałośnie. Pamiętał dokładnie, jak sam czuł się w stanie tej nieokiełznanej wściekłości - wszechpotężny, niezniszczalny i, kurwa, absolutnie, bezgranicznie słuszny. Kontrast między jego wspomnieniami i tym, co widział przed sobą, był na tyle ostry, że aż bolesny. Ale satysfakcjonujący. Lubił patrzeć na innych z góry. Facet się upokarzał, więc mógł poczuć się od niego lepszy. Chciałby więcej, ale prowokowanie go teraz byłoby głupie.

Apatycznym wzrokiem śledził szybki, gniewny ruch ręki, którym nieznajomy wyrwał mu krzywo zadrukowaną kartkę. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gość był za młody, żeby samemu zarobić na takie auto. Pewnie był jednym z dzieciaków z bogatego domu. Z zachowania wstępnie pasował na pasożyta.

Zmienił zdanie, gdy obcy wziął go za frak - facet okazał się skurwysyńsko silny. Nienaturalnie silny. Jego palce były lodowate, jak u porządnie wystygłego trupa. Kurwa, znowu wampir. Widział w jego oczach ten sam głód, co u Bastiena.
- Chuja w dupę mogę ci zaproponować. To ty łamałeś prawo i dobrze o tym wiesz - rzucił z miałką irytacją, powoli oddalając się od auta.

Krokami ostrożnie odliczał trzydzieści metrów. Rozstawił trójkąt ostrzegawczy na drodze. Później zaczął wracać, palcami badając uszkodzoną wargę. Już lepiła się do kupy. Jeszcze tylko żeby sama się wyczyściła; krew miał i na burym t-shircie, i na burych bojówkach. Chusteczką raczej nie doczyści.
- No dalej, nie rób problemów. Wyjmuj karteczkę, wypełniaj. I tak masz hajsu na pięć takich autek. To ja tu jestem biedny. - Również oparł się o drzwi, zaraz obok obcego.

@Dorian Relish

_________________
despite all my rage
I AM JUST A RAT IN A TINY CAR

Dorian Relish

Dorian Relish
Liczba postów : 72
Oniemiał, osłupiał, ochujał…zwał jak zwał, został zszokowany. Owego wieczoru, ciągle był w ciężkim szoku. Zbyt wiele niedogodności, zbyt wiele bezczelności, zbyt wiele pomyłek. Ewidentnie świat się pomylił, gdy postawił na drodze Doriana tego przychlasta. Jak miał podążać za swoją listą zadań, kiedy absolutnie kurwa wszystko i wszyscy stawali przeciw niemu. Nie mógł pojąć jak bardzo nieznajomy musiał być odklejony od rzeczywistości, żeby odezwać się do niego w taki sposób. Nie wiedział, czy był to akt odwagi, czy głupoty. Obstawiał jednak to drugie.
- W dupę? W dupę? W dupę to ja Ci mogę zaproponować wezwanie do zapłaty, gołodupcu! – zaczął swój monolog pełen jadu i nienawiści, podszyty również jeszcze niezidentyfikowaną, aczkolwiek intensywną emocją – Zacznij odkładać na jakiegoś specjalistę, bo chyba Ci się ostrość zjebała. To Ty wjechałeś na mój pas! Jeżeli chciałeś się zabić, mogłeś spróbować szczęścia gdzieś indziej.
Jego wina? Jego wina?! To na pewno nie był jego błąd. Relish nigdy nie zjechałby z właściwego miejsca drogi. Był trzeźwy, był skupiony i już prawie opanowany. Prędzej zginie niż przyzna mu rację, jest to praktycznie awykonalne. Zaczął przyglądać się poczynaniom chłopaka, który ewidentnie odliczał własne kroki, żeby walnąć trójkąt na ciemnej…pustej…drodze. Jaki był w tym sens? Na to pytanie wampir nie był w stanie odpowiedzieć nawet samemu sobie.
Zlustrował jeszcze raz sylwetkę nieznajomego, zauważając, że jego rana powoli się zasklepiała, jednak to nie zmieniało stałych faktów. Dorian wciąż czuł intensywny zapach krwi, nadal dostrzegał skaleczenia, a na domiar złego widział szkarłatne plamy. Czuł jak zaczyna się trząść, zaciągając się coraz mocniej papierosem. Miał ochotę rzucić się na obserwowaną istotę i zatopić kły w jej szyi, ówcześnie zlizując zastygłą z okolic ust. To wszystko zaburzało jego osąd, mimo tego postanowił nie pogrążać się w beznadziei.
- Ja Ci dopiero mogę zrobić problem – zaczął wyjmując karteluszkę z kieszeni – Widzisz ten papierek? Był i nie ma – dokończył, rwąc ją na maleńkie kawałeczki – Mam hajsu na nieskończenie wiele takich aut, ale tu nie o to chodzi, tu chodzi o zasady, więc lepiej zacznij zbierać.
W zasadzie jakieś dwadzieścia minut wcześniej, być może, byłby gotowy pójść na jakiś układ czy kompromis, ale jednak szansa przepadła, gdy został wytrącony…z równowagi. Nieokrzesanie towarzysza zmieniło punkt widzenia Relisha, a jego śmiałość w oparciu się tuż obok...cóż, wampir odniósł wrażenie, że ten drugi chce go wykończyć.

Joshua Walker

Joshua Walker
Liczba postów : 70
Gość nie zamierzał stać się ani trochę bardziej koherentny. To nie tak, że nie doceniał jego odwagi i uporu, ale był teraz taki zmęczony. Ponurym spojrzeniem śledził mijające scenę wypadku auta. Musieli się śpieszyć i nie mogli zacząć się szarpać, bo co jak ktoś obcy zadzwoni po żandarmów?

Idiota koniecznie chciał wydziwiać. Właściwie ani grzało, ani ziębiło go to, kto faktycznie spowodował ten wypadek. Nie mógł nawet przypomnieć sobie, co robił w momencie, kiedy on się wydarzył. Nawet jeśli to był on, to i tak nie byłby w stanie odczuć poczucia winy, bo poczucie winy było dla pizdeczek, które pozwalały robić sobie krzywdę.

To było takie trudne, żeby mu nie przyłożyć, kiedy podarł ten zasrany constat. Rozpuszczony bachor, pewnie z dziesięć razy starszy od niego. Zupełnie odcięty od rzeczywistości, z osobowością powykręcaną w precla przez zdecydowanie za długie życie.
- Słuchaj, kurwa, bo zaraz mnie zamęczysz: ten wypadek, te auta, to nie ma żadnego znaczenia. Obaj jesteśmy wielokrotnymi mordercami. Obaj żyjemy na lewych papierach. Nasze ludzkie tożsamości są wyssane z palca. A tapicerka bagażnika tego gówna. - Poklepał bok Spectry. - Tapicerka tego gówna jest tak przeżarta krwią, że nawet po praniu wygląda na jedną wielką plamę i jebie. Z przodu w kabinie mam jakieś dwadzieścia gram amfetaminy i nie mówię tu o Adderallu. Jeśli wpadną na pomysł zajrzenia, kurwa, gdziekolwiek, to nie wiem, czy nie zachcą też pójść do mojego mieszkania.

Wahał się przez sekundę, ale ostatecznie zdecydował się to powiedzieć, ot, dla większej dobitności przekazu:
nekrofilia:

Drażnił go smród palonego tytoniu, ale czuł, że nie może po prostu odsunąć się od wampira. To była kwestia dominacji, której nie zamierzał mu oddać odbrowolnie. Przysunął się do niego nawet o dodatkowe kilka centymetrów, tak że właściwie stykali się łokciami. No dalej, kurwa, co zrobisz?

@Dorian Relish

_________________
despite all my rage
I AM JUST A RAT IN A TINY CAR

Dorian Relish

Dorian Relish
Liczba postów : 72
Słuchał monologów mężczyzny z dość dużym zaciekawieniem. Oczywiście, że spodziewał się jakiejś formy obrony lub czegokolwiek skłaniającemu się ku przekonaniu go do zmiany zdania, jednak przeżył swego rodzaju wstrząs po wysłuchaniu wszystkich słów, które miał mu do zaoferowania nieznajomy. Co prawda wiedział, że ma niewyparzoną gębę od momentu, w którym zaproponował mu chuja w dupie, aczkolwiek nie przypuszczał takiego rozwoju wydarzeń oraz szczerości – bo bez wątpienia facet nie mógł kłamać. W całym swoim, dość długim, wampirzym życiu…nie spotkał nikogo, kto mógłby wymyślić tak zahaczającą o makabrę historyjkę i właśnie to zmusiło Doriana do analizy.
Przechowywał ludzkie zwłoki w lodówce, więc chciał mieć do nich dostęp cały czas. Rozjebane wnętrze złomu obok nich sugerowało morderstwa…nieprzeciętne. Amfetamina, chuj z tą amfetaminą, zdawała się być najmniejszym problemem. Jednak z tego wszystkiego wnioski były dwa: spotkał wilkołaka i bardzo prawdopodobne, że faktycznie mogą mieć problem. Musiał zgodzić się ze stwierdzeniem, iż oboje byli wielokrotnymi mordercami. Mimo wszystko Relish nigdy nie miał dowodów zbrodni zbyt długo w swoim apartamencie, a tym bardziej przy dupie. Zakrawało to o ponadprzeciętne zjebanie, kto tak robi.
- No, posłuchałem. Odjebałeś niezły szajs, ciężko zaprzeczyć. Dlaczego kurwa dalej jeździsz złomem przesiąkniętym krwią? Pojebało Cię? –musiał zadać dręczące go pytania. Nie mógł zrozumieć, jak tak bardzo można było igrać z ogniem. Sam nie był święty, a losy, niektórych jego ofiar były na tyle tragiczne oraz wykolejone, iż czasami Dorian nie umiał wyjść z podziwu nad własnym skurwysyństwem, mimo to…starał się być odpowiedzialny.
- Uważam, że Twój romans z czyjąś głową faktycznie może zainteresować psy, ale teraz bardziej interesuje mnie. Możesz mi opowiedzieć więcej, nie krępuj się – odparł po chwili namysłu. I to nie tak, że chciał dalej irytować wilkołaka – choć po części też – naprawdę był ciekaw jakie procesy myślowe musiały zadziałać, żeby ktoś skończył w taki sposób.
Pewnie zastanawiałby się nad tym jeszcze dłużej, jednak mężczyzna z każdą chwilą coraz bardziej testował cierpliwość Relisha. Nagle się kurwa będą stykać łokciami. Co on sobie w ogóle wyobrażał, co chciał osiągnąć? Jak tak dalej pójdzie to straci nad sobą panowanie.
- Możemy stąd spierdalać i rozwiązać nasze problemy gdzieś indziej, bo ta rozmowa się jeszcze nie skończyła. Możemy też tutaj zostać i zaczekać na moje załamanie, w którym wyssę z Ciebie tyle krwi ile się da. Make your choice, bro. – nie było co ukrywać, szczerość była dla Doriana w cenie.

Joshua Walker

Joshua Walker
Liczba postów : 70
Z lekkim uśmiechem patrzył na szok na twarzy blondyna. Podobał mu się on. Warto było być tak bezpośrednim dla samej tej reakcji. Ale nie mógł teraz odpływać w fantazje o przemocy, musiał się skupić na sprzątaniu syfu. Ah, syf. Zastanawiał się, czy nie lepiej wciągnąć kreskę już teraz. Na pewno łatwiej byłoby mu funkcjonować, miałby lepszy humor.

Do gówniarza chyba nareszcie dotarło to, co próbował mu przekazać. Istniała szansa, że nareszcie pójdzie mu na rękę. Szkoda, że dopiero teraz. Westchnął i podał mu drugą kopię formularzyka razem z długopisem.
- Jestem biedny, kurwa. Już ci mówiłem. Pracuję w tym aucie, nie mam na drugie. Nie wiem, co teraz zrobię. - Można by było pomyśleć, że próbował się tłumaczyć, ale to nie była prawda. On tylko przypominał wampirowi, że był oderwany od rzeczywistości, od codziennego życia, i że powinien czuć się z tym źle.

Otworzył drzwi samochodu i wygrzebał dodatkowy długopis dla siebie. W międzyczasie parsknął śmiechem, bo rozbawiła go groźba obcego. Ani nie bał się śmierci, ani nie sądził, żeby facet faktycznie był w stanie zrobić mu znaczącą krzywdę. Musiał tylko pamiętać, że mieli się teraz nie szarpać, żeby nikt nie zadzwonił po służby.
- Możemy stąd spierdalać i mogę ci opowiedzieć o głowie. Mogę ci ją nawet pokazać, ale tylko jeśli podpiszesz kwitek, zapłacisz za lawetę i za taksówkę do mnie - mówił, czytając pierwsze rubryki constatu. - Przy odrobinie szczęścia moglibyśmy nawet zrealizować moją pierwszą propozycję. Tę o chuju i o dupie.
Szczerze starał się go nie prowokować, ale mu to nie wychodziło. Byłoby łatwiej, gdyby gość nie reagował.

@Dorian Relish

_________________
despite all my rage
I AM JUST A RAT IN A TINY CAR

Dorian Relish

Dorian Relish
Liczba postów : 72
Po przekalkulowaniu wszystkich za i przeciw uznał, że podpisze ten papier. Nie było to spowodowane daniem za wygraną, ale ciekawością. Bowiem Dorian Relish lubił wiedzieć, najlepiej jak najwięcej, bądź niemal wszystko. Nie zgadzał się ze stwierdzeniem „im mniej wiesz, tym lepiej śpisz” – finalnie jeśli już postanowił przymknąć oko – ubóstwiał zasypiać ze świadomością, iż może kogoś ujebać. Co prawda wampir raczej rzadko kiedy uciekał się do nieczystych zagrywek, jednakże zdarzało się, że cel uświęcał środki, a na to nie mógł już absolutnie nic poradzić.
Przewrócił oczami, po czym wziął kartkę wraz z proponowanym długopisem. Szybko przeleciał wzrokiem tekst i złożył zamaszysty podpis, przy okazji wciąż słuchając tego, co wilkołak miał mu do powiedzenia. Odniósł wrażenie, że próbuje wzbudzić w nim poczucie winy lub cokolwiek temu podobnego, ale na daremno. Dorian zostawił swoje sumienie w brytyjskiej uliczce sto siedemdziesiąt lat temu, razem z truchłem dziecka. Po tamtym wydarzeniu zrozumiał, że już nigdy nie poczuje się źle, żaden powód nie zdawał się być tego wartym.
- Cóż…też nie wiem. Nie jestem jakimś pierdolonym coachem motywacyjnym, który będzie próbował Cię pokrzepić – powiedział, wzruszając ramionami. Nie było mu szkoda mężczyzny. Sam też kiedyś nie miał lekko, nie było tego po nim widać, ale zaraz po ucieczce z Bradford prowadził życie tułacza, zanim stanął na własne nogi i osiągnął globalny sukces minęło w chuj czasu.
Obserwował uważnie ruchy nieznajomego, kiedy czegoś szukał. Szybko okazało się, że to kolejny długopis, zanim jednak go pochwycił lekceważąco parsknął śmiechem. Relish skrzywił się nieco, po czym zwinął w kulkę podpisany przez siebie dokument, następnie rzucając śmieszkowi pod nogi. Podszedł do niego kilka kroków i chwycił go za gardło, według niego dostatecznie mocno.
- Kwitek podpisany…wystarczy, że ładnie się po niego schylisz. Mogę zapłacić, niech Ci będzie, ale historia oraz prezentacja mają być szczegółowe – zaczął, po czym przysunął się jeszcze bliżej wilkołaka, niezwykle ostrożnie zahaczył kłem o jego szyję, szybko zlizując wyciekającą kroplę krwi – Jesteś dość smaczny, przy odrobinie szczęścia faktycznie mógłbym się Tobą pobawić.
Nie pohamował się, spróbował go. Nie wiedział jeszcze, czy to dobrze, czy źle…jednak chciał więcej. Pomimo tego, jak bardzo wkurwiający był ten typ.

Joshua Walker

Joshua Walker
Liczba postów : 70
Nie jest... coachem? Co? Denerwowało go jego zadufanie i absolutny brak świadomości tego, że istnieje coś takiego jak ucisk ekonomiczny i że niszczy on setki tysięcy ludzkich żyć w samym Paryżu. Facet palcem by nie musiał kiwnąć, żeby rozwiązać wszystkie problemy Joshuy, ale i tak nie zamierzał tego zrobić. Powinien zmiażdżyć mu ten jego wesoły pysk i przeszukać portfel. Przejąć jego majątek. Kurwa, nawet go rozdać.
Zastanawiał się, czy byłby w stanie dostać się w jakiś sposób do jego domu. Pewnie znalazłby tam wiele rzeczy, które mógłby opchnąć za dobrą kasę. Wszystko by, kurwa, spłacił pieniędzmi tego pasożyta, calutkie koszta. To byłoby tylko słuszne i uzasadnione. I pewnie gówniarz nawet by tego nie zauważył, bo miał za dużo, żeby wszystko spamiętać.

Ze znużeniem spojrzał na nasiąkający brudną wilgocią papier pod swoimi nogami. Jeśli gość odholuje złomy, to nieszczególnie potrzebował tego constatu. Już ustalili, że policja nie będzie brała w sprawie udziału i na tym najbardziej mu zależało, nie na wypłacie z polisy. I tak miał marną, najtańszą.

Później poczuł zimne palce wampira na swojej szyi. Zaskoczyło go to, ale nie okazał tego. Obserwował sennym wzrokiem twarz mężczyzny. Nie wiedział, jakie miał zamiary. Nie chciał zaczynać z nim bójki. Mogli poklepać się po ryjach, jak już załatwią sprawę wypadku.
- Mną się pobawić? Jak miło. - Nie próbował uchylać się ani uciekać. Ostatnim razem podekscytował go podobny pokaz głodu ze strony Bastiena, ale teraz był za bardzo zmęczony. - Po kresce pewnie nawet mi się spodoba.

Nie mógł wyczuć, czy gość był gejem i na początku zakładał, że nie, ale ten ostatni komentarz był dziwny jak cholera. Z drugiej strony wampiry ogólnie były dziwne. A on sam traktował kanibalizm seksualnie. Mogło mu się wydawać.
- Dzwoń po tę lawetę - mruknął cicho, korzystając z bliskości uszu furiata.

@Dorian Relish

_________________
despite all my rage
I AM JUST A RAT IN A TINY CAR

Dorian Relish

Dorian Relish
Liczba postów : 72
Chciał go puścić, naprawdę kurwa chciał, ale póki chwila trwała to nie za bardzo potrafił. Coś w jego środku kazało mu zacisnąć dłoń odrobinę mocniej. Patrzył uważnie na ten obraz żałości i rozpaczy przed sobą, nie do końca dowierzając, jak można tak nisko upaść, jednocześnie wciąż zachowując butę oraz brawurę. Dla Doriana było to wręcz niewyobrażalne, przecież wiele już w swoim życiu widział, jeszcze więcej przeżył, a mimo to…nie umiał zrozumieć prezentowanej przez wilkołaka postawy. Wybijała go z pantałyku, po prostu. Tylko tyle i, aż tyle.
Jego zachowanie było nie tylko niezrozumiałe, ale i przepotężnie wkurwiające. Zupełnie jakby mysz stawiała się ponad kotem. Można by było docenić animusz myszy, ale nic on nie zmieniał, bo skurwysyństwo kota wygrywało. Wola przetrwania miała to do siebie, że pobudzała w wielu jednostkach, wręcz niewyobrażalne pokłady samozaparcia. Relishowi trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy to pokrzepiające, czy może wręcz przeciwnie. Finalnie kiedyś też był taką myszą, był.
- Dosłownie czuję się obrażony, ale jeśli chcesz to nawet sam mogę Ci ją przygotować – odparł bez zastanowienia. Szmaciarz jeden lekceważył go od samego początku i mógłby to znieść, ale są jakieś granice, a Dorianowe powoli pękały. Niebezpiecznie szybko zbliżał się do swojej mentalnej linii, której wolał nie przekraczać w miejscu, jako tako, publicznym. Jeszcze nigdy nie spotkał na swojej drodze mężczyzny, który opierałby mu się w taki sposób. No kurwa nieprawdopodobne, a jednak. Relish w pewien pokrętny sposób chyba zaczął to doceniać, a nawet jeśli nie…na pewno zaczynało go to podniecać. W końcu puścił gnoja i sięgnął do tylnej kieszeni po telefon.
Wykręcił odpowiedni numer. Dodzwonił się szokująco szybko. Streścił całe wydarzenie, podał plus/minus przybliżoną lokalizacje zdarzenia, po czym się rozłączył. Odruchowo sięgnął po kolejnego papierosa. Lubił mieć coś między palcami, a sam widok nostalgicznego dymu go uspokajał, jako tako uważał go nawet za dość poetycki.
- Zadzwoniłem, ciesz się swoim małym zwycięstwem póki możesz. Po taksówkę dla księciunia zadzwonić teraz, czy zaraz? – rzucił od niechcenia, nie do końca mając pewność czy jest w ogólne słuchany. Finalnie co go to kurwa obchodziło, zrobił to co do niego należało, zgodnie z umową. Fakt jest jeden – Dorian jest wampirem honorowym i ceni sobie wszystkie zawarte umowy.

Joshua Walker

Joshua Walker
Liczba postów : 70
Rozmasował skórę na szyi, gdy wampir nareszcie go puścił. Nie bolała go jakoś szczególnie, ale mimo to czuł potrzebę, aby zbadać cień dotyku mężczyzny. Zastanawiał się przy tym nad faktycznym znaczeniem jego ostatnich słów.
Marszczył brwi, obserwując, jak wszystko powoli składa się do kupy. Gość przez telefon ugadywał holowanie, a on stał w tle i doświadczał epifanii - obaj lubili męskie chuje. Powinien być dla niego milszy.

Patrzył mu w oczy, kiedy pytał go o taksówkę, ale nie odpowiedział. Dłuższą chwilę milczał, przyglądając się dymowi spokojnie ulatującemu w ciemne niebo.
- Nie chciałem zrobić ci przykrości. Problem jest ze mną, nie z tobą. Gdybym się wyspał, to bym nie potrzebował fety, żeby mi od tego stanął. - To prawdopodobnie była jedna z najbardziej absurdalnych prób rekonsyliacji, jaką wampir słyszał w życiu, ale Joshua wydawał się być całkowicie poważny.
***
Na przyjazd lawety czekali z pół godziny. Joshua zdążył przez ten czas wygrzebać ze Specry wszystkie woreczki z resztkami amfetaminy walające się po jej zakamarkach. Schował też swój trójkąt do bagażnika.

Gdy zdali auta, byli gotowi do podróży. W ciągu paru minut siedzieli już w ciemnym uberze, podążając ku XVIII dzielnicy. Za chwilę mieli wejść do jego domu i oglądać jego zabawkę erotyczną. To nie brzmiało realnie.

[z/t]x2 [kontynuacja -> Dom Joshuy Walkera]

@Dorian Relish

_________________
despite all my rage
I AM JUST A RAT IN A TINY CAR

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach