Liczba postów : 72
Był wkurwiony i napalony, a co za tym szło – miał przemożną ochotę się posilić, jak i kogoś posiąść. Oba akty miały spełnić wszystkie jego pragnienia; miały być mocne, intensywne, pełne brutalności oraz zdziczenia. Tylko w taki sposób mógł zaspokoić swoje fantasmagorie. Pragnął oddać się we władanie swoich tęsknot. Każdy milimetr jego jestestwa wręcz błagał o wyładowanie nagromadzonej agresji na…kimkolwiek w zasadzie. Mimo wszystko miał swój typ. Pragnął buntownika. Chciał się bawić, bawić długo. Tego typu rozrywki nie mógł oczekiwać od kruchego człowieka, czy zmanierowanego wampira. Potrzebował podmuchu świeżości. Poprzedni partnerzy zaczęli przynosić Dorianowi same rozczarowania, wkurwiali go swoją nieporadnością, swoimi granicami, swoją ponadprzeciętną wrażliwością na ból. Niestety nawet wampirzy kochankowie Relisha zawsze mieli jakieś „ale” w kwestiach uciech cielesnych.
Począł gromadzić w sobie negatywne pokłady emocji już na samym początku tygodnia, kiedy to jeden z jego kochanków wpadł w panikę podczas stosunku i zaczął się szarpać, przez co Dorian został zmuszony do wyjęcia mu knebla z ust. Nie chodziło już nawet o samą irytację, ale też o zawód, który pobudził falę nieszczęśliwych zdarzeń. Relish myślał, że jeszcze nieszczęsna sekunda, a coś go pojebie. Tak też się stało. Uznał, że nie może zaakceptować takiej zniewagi oraz tchórzostwa, byłoby to niezgodne z jego naturą, jak i z pierwotnymi instynktami.
Postanowił wyjść z otchłani przytłaczających myśli, wraz z opuszczeniem swojego apartamentu. Żwawym krokiem ruszył do auta, wciąż nie do końca umiejąc się opanować. Mimo wszystko miał cel, niemal plan idealny. Jak najszybciej chciał się dostać do swojego ulubionego burdelu, by tam móc spróbować szczęścia z nowymi niewolnikami. W końcu musiał odnaleźć odpowiedniego partnera. Uważał za absolutnie niemożliwe – niepowodzenie owej akcji. Finalnie miał szmat czasu. Jak nie dziś to jutro, jak nie jutro to za tydzień, jak nie za tydzień to za miesiąc…jak nie za miesiąc to za rok, a jak nie za rok to bardzo być może, iż za dekadę. Nieistotnym jest. Kiedyś na pewno odniesie sukces.
Z owym postanowieniem ku pokrzepieniu martwej, aczkolwiek umęczonej duszy – dodał gazu. Pędził przed siebie, jak oszalały, mimo wszystko zachowując pełne skupienie. Nie miał ochoty uczestniczyć w jakimkolwiek wypadku, który mógłby wydłużyć jego drogę do rozkoszy. Uśmiechnął się nieznacznie do własnych myśli. Przecież absolutnie nic złego nie mogło wydarzyć się na pustej drodze, w środku nocy – przynajmniej tak uważał.
Nagle, zupełnie znikąd pojawiły się one, totalnie za jasne światła z mroku, których nie powinno w ogóle być na trajektorii Doriana. Chciał zahamować, jednak z ogólnej kalkulacji wynikało, iż nie da rady zareagować odpowiednio szybko, więc zaciągnął ręczny podczas gwałtownego hamowania. Skrycie liczył na to, że zdąży zrobić obrót. Przeliczył się. Uderzenie było mocne, zachwiało przez milisekundę całą jego stabilną postawą, zacisnął obie dłonie na kierownicy, jednocześnie przymykając oczy.
Gdy doszło do niego, że żyje i prawdopodobnie wszyscy inni również, zmierzył się z druzgocącą prawdą. Jego dziecię, jego auto marzeń, jego zakup tygodnia…do kasacji. Tego było za wiele. Bez żadnego pomyślunku Dorian opuścił pojazd, krocząc w stronę winowajcy.
- Ja pierdole! Czy Ty jesteś kurwa normalny?! – zaczął krzyczeć, wymachując rękami w różne strony. Czuł, że cała ta paranoja jest dopiero początkiem.
@Joshua Walker
Począł gromadzić w sobie negatywne pokłady emocji już na samym początku tygodnia, kiedy to jeden z jego kochanków wpadł w panikę podczas stosunku i zaczął się szarpać, przez co Dorian został zmuszony do wyjęcia mu knebla z ust. Nie chodziło już nawet o samą irytację, ale też o zawód, który pobudził falę nieszczęśliwych zdarzeń. Relish myślał, że jeszcze nieszczęsna sekunda, a coś go pojebie. Tak też się stało. Uznał, że nie może zaakceptować takiej zniewagi oraz tchórzostwa, byłoby to niezgodne z jego naturą, jak i z pierwotnymi instynktami.
Postanowił wyjść z otchłani przytłaczających myśli, wraz z opuszczeniem swojego apartamentu. Żwawym krokiem ruszył do auta, wciąż nie do końca umiejąc się opanować. Mimo wszystko miał cel, niemal plan idealny. Jak najszybciej chciał się dostać do swojego ulubionego burdelu, by tam móc spróbować szczęścia z nowymi niewolnikami. W końcu musiał odnaleźć odpowiedniego partnera. Uważał za absolutnie niemożliwe – niepowodzenie owej akcji. Finalnie miał szmat czasu. Jak nie dziś to jutro, jak nie jutro to za tydzień, jak nie za tydzień to za miesiąc…jak nie za miesiąc to za rok, a jak nie za rok to bardzo być może, iż za dekadę. Nieistotnym jest. Kiedyś na pewno odniesie sukces.
Z owym postanowieniem ku pokrzepieniu martwej, aczkolwiek umęczonej duszy – dodał gazu. Pędził przed siebie, jak oszalały, mimo wszystko zachowując pełne skupienie. Nie miał ochoty uczestniczyć w jakimkolwiek wypadku, który mógłby wydłużyć jego drogę do rozkoszy. Uśmiechnął się nieznacznie do własnych myśli. Przecież absolutnie nic złego nie mogło wydarzyć się na pustej drodze, w środku nocy – przynajmniej tak uważał.
Nagle, zupełnie znikąd pojawiły się one, totalnie za jasne światła z mroku, których nie powinno w ogóle być na trajektorii Doriana. Chciał zahamować, jednak z ogólnej kalkulacji wynikało, iż nie da rady zareagować odpowiednio szybko, więc zaciągnął ręczny podczas gwałtownego hamowania. Skrycie liczył na to, że zdąży zrobić obrót. Przeliczył się. Uderzenie było mocne, zachwiało przez milisekundę całą jego stabilną postawą, zacisnął obie dłonie na kierownicy, jednocześnie przymykając oczy.
Gdy doszło do niego, że żyje i prawdopodobnie wszyscy inni również, zmierzył się z druzgocącą prawdą. Jego dziecię, jego auto marzeń, jego zakup tygodnia…do kasacji. Tego było za wiele. Bez żadnego pomyślunku Dorian opuścił pojazd, krocząc w stronę winowajcy.
- Ja pierdole! Czy Ty jesteś kurwa normalny?! – zaczął krzyczeć, wymachując rękami w różne strony. Czuł, że cała ta paranoja jest dopiero początkiem.
@Joshua Walker