W11, otwierać!

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 226
Strój: click, oczywiście z t-shirtem!
Ekwipunek:
- pistolet USP z zapasowym magazynkiem (wraz z kaburą wewnątrz skórzanej kurtki)
- nóż (kabura na pasie od strony tyłka, schowana pod kurtką)
- komórka (w prawej kieszeni spodni)
- fake’owe id i odznaka detektywa policyjnego (w kieszeni kurtki)



Szefowa karze, posłuszna pracownica wykonuje polecenie służbowe, specjalnie z tej okazji nie idąc na imprezę i mając nadzieję na jakiś przyszły awans albo podwyżkę… heh… albo chociaż tego liptona zamiast sagi?
Pod wskazany przez chińskiego asystenta blok podjechała swoim czarnym bmw m3 e92, dokładnie o godzinie 21:37. Ot uznała tę porę za najlepszą do złapania kogoś w domku przy jednoczesnym niebudzeniu, w tym wypadku, delikwentki. Nie za wcześnie, nie za późno, za to z gotowością do wyrażenia skruchy z powodu najścia już po zmroku.
Miała zamiar dostać się do środka w sposób cywilizowany, nie było powodów do nieuprzejmego włamania, przez domofon i po czerwonym dywanie. Skierowała tam swoje kroczki, jednak wcześniej rzuciła oczkiem na mieszkanka, konkretnie tam gdzie powinno być czwarte pięterko, czy palą się tam jakieś światła? Interesowało ją te będące narożnikowym, zgodnie z opisem który otrzymała.
Dopiero wtedy podreptałaby do tego podłego urządzenia, nacisnęła przycisk i zakładając, że ktoś by odebrał, oznajmiłaby:
- Dobry wieczór, Eleanor Garnier, inspektor policji, czy możemy porozmawiać? - nawet pokazałaby odznakę, zakładając że sprzęt ma kamerkę. Gorzej jeśli przywita ją cisza… ale tatuś świadkiem, próbuje załatwić sprawę pokojowo.

@Mistrz Gry

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 759
O Paryżu należało wiedzieć jedno, to miasto i sen w godzinach nocnych nigdy się nie łączyło. Ponadto dzielnica IV znajdowała się w centrum, gdzie o gapiów nigdy nie było trudno - zasługa turystów. O tym, że główna ulica była dość oblegana, Valerie mogła przekonać się podczas poszukiwania miejsca do parkowania. Potrwało to kilkadziesiąt ładnych minut.
Adres znany, właściwy guziczek wciśnięty, urządzenie wydało dźwięk. Problem tkwił w tym, że odzew był zerowy. Czyżby gospodyni zapomniała zgasić światła przed wyjściem? Próbować mogła do woli, efekt byłby ten sam. Opcji było kilka.
Być może ktoś coś widział? Pieszych dostatek, jednak w najbliższej okolicy dało się dopatrzeć kilku grupek osób, które sprawiały wrażenie przebywających tutaj dłużej. Po przeciwnej stronie znajdował się bar z fast-foodem, w którym uroczy Turek kręcił kebaby. Jeśli spojrzeć w kierunku zaparkowanych aut, kręcił się tam jakiś młodzieniec w kapturze, do którego właśnie podeszła parka nastolatek i chyba coś mu wcisnęła w dłoń. Drzwi do klatki obok, niczym cerber, zdawała się strzec czwórka chłopaczków o ciemnej karnacji.
Same drzwi nie miały żadnego obejścia, no chyba że chcieć spróbować sforsować je siłą. Szkło w nich i oknie bocznym miało stan idealny, a te w mieszkaniach osób z parteru pozamykano; a w jednym opuszczono w dół pokaźne rolety. Być może budynek miał własne podwórko?  Przyjezdnych dostatek, więc kto wie czy mieszkańcy nie zadbali o przestrzeń na własne pojazdy.
Tak przynajmniej wyglądało najbliższe otoczenie, choć na tym dostępne opcje nie musiały się zamykać. Nic nie musisz, wszystko możesz - skutki to osobna kwestia.

// W razie pytań lub niejasności, służę uprzejmie na dc <3

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 226
Po łepku Valerie szybko zaczęły krążyć dwa pomysły związane z tym, jak podeszłaby do sprawy, gdyby… no właśnie, gdyby ta wredna małpa nie chciała współpracować już na samym wejściu. Na ludzi z otoczenia wcale nie liczyła, szczerze wątpiła w to, że ktokolwiek zwraca dłuższą uwagę na jakiegokolwiek przechodnia, a jeśli paniusia skoczyła do odpowiednika francuskiej żabki to i tak powinna się na nią szybko naciąć. Nadal jednak bardziej obstawiałaby scenariusz, w którym to kobieta miała lepsze rzeczy na głowie niż przejmować się kimkolwiek dzwoniącym do drzwi, o tej porze.
Wpierw zamierzała skorzystać z drogi socjalnej, czyli zadzwonić domofonem do ciecia, o ile  ten był oznaczony. Jeśli nie to zwyczajnie na pierwszy numer, najwyżej się lekko zbłaźni.
- Eleanor Garnier, inspektor policji, możemy porozmawiać? - taką formułkę by zapodała, praktycznie identyczna co poprzednia.
W przeciwnym wypadku, zwłaszcza z brakiem odzewu, zwątpiłaby w sprawność tego urządzenia i z chęcią zobaczyła, jak wygląda dostęp do klatki ewakuacyjnej, tej przy bocznej uliczce. Może dałoby się tam wskoczyć, jeśli nie o własnych siłach to po potencjalnych kontenerach i innych pudłach? Wstępnie zakładała, że gdzieś te śmieci opróżniać musieli, a jak nie, to zawsze mogłaby wziąć poprawkę na własne auto, jako „podnośnik”.

@Mistrz Gry

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 759
Pierwsza pozycja była oznaczona idealnie, Edmund L'ange, wypisana złotymi literami i dzięki temu rzucająca się w oczy z daleka. Z bytnością człowieka również nie było problemu, aczkolwiek słuchawki nie odebrał. Zamiast tego ten oto uroczy mężczyzna, w eleganckim garniturze, wyszedł na klatkę i spojrzał na Valerie badawczo. Po chwili otworzył czwi.
- Edmund L'ange, gospodarz domu, zapraszam - rzekł wykonał gest zapraszający kobietę do środka, po czym energicznie zamknął za nią drzwi. Ewidentnie nie wyglądał na zadowolonego z jej wizyty, choć powód miał szybko wyjść na jaw. Jeśli przyjrzeć się bliżej, pomimo sprawiania pozorów elegancika, strój był nieco pogięty oraz guziki nie zostały zapięte w te dziurki co potrzeba. Ponadto on sam, delikatnie mówiąc, roztaczał wokół siebie woń potu oraz tanich papierosów.
- Mam nadzieję, że to nie w sprawie któregoś z lokatorów - powiedział i zmrużył oczy, zarazem wyciągając opasły notatnik z przewieszonej przez ramię torby, w którym czekał już długopisik. Jednocześnie stanął tuż przed schodami, na półpiętrze których zaczynały się apartamenty mieszkańców oraz winda. Nie był skory do przepuszczenia inspektorki dalej. - Pozwolę sobie na spisanie numeru odznaki oraz od razu podkreślę, iż tutaj mieszkają porządni ludzie. Ciężko pracujący i uczciwi! Posądzać któregoś o przestępstwo to...  - nie dokończył, jednak uniósł wyżej swój notesik, po czym spojrzał na niego sugestywnie.
Skupiając się na otoczeniu, trudno było wyłapać cokolwiek podejrzanego. W przeciwieństwie do ciecia, to miejsce było całkiem czyste i wyjątkowo ciche. Mieszkańcy raczej nie należeli do tych rozrywkowych. Poza tym apartamentowiec miał własny monitoring, a przynajmniej tak podpowiadała kamera znajdująca się na ścianie za L'ange, skierowana prosto na wejście.
- Więc? - Ten pan chyba nie był za cierpliwy, a tupanie nogą dobitnie na to wskazywało.

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 226
Edmund Anioł… no tak, tego miejsca mógł chronić tylko upierdliwy niebiański stróż, którego obowiązek higieny osobistej nie dotyczył. Co na to poradzić, Valerie pozostawało przysłowiowo wstrzymać oddech i spróbować przegadać go, po wejściu w tryb zimnej suki z urzędu marszałkowskiego.
Weszła do środka i okazała odznakę, niech facet spisuje co tam chce, to jedyna rzecz podlegająca kompromisowi, bo reszta jego słów… Co kurwa? Brzmiał tak jakby był gotów do kapowania natychmiast, byle coś dla siebie ugrać, jak nie coś w łapę to przysługę.
- Więc tym bardziej nie ma powodu do obaw, skoro obywatele są porządni i uczciwi - odezwała się, wyprostowała, zrobiła posępną minę i zrobiła krok naprzód. - Jak doskonale Pan rozumie, w przypadku postępowania służbowego, jestem zobowiązana do dyskrecji - więcej słów, drugi i trzeci kroczek naprzód. Miała robotę do wykonania, a jej element składowy w postaci rozmowy tyczył się innej duszyczki.
- Dlatego dziękuję za współpracę oraz pozwolę sobie nie zabierać więcej z pańskiego cennego czasu - stanęła i spojrzała mu prosto w oczy, paluszkiem wskazując na księgę donosów. - Oraz wierzę, iż wszystkie zawarte tutaj informacje zostały pozyskane w sposób zgodny z literą prawa, bez naruszania wolności osobistej mieszkańców, a także za ich wiedzą i przyzwoleniem - zakończyła i tak przydługą przemowę, wieńcząc chłodny ton głosu uniesieniem brewki, to była subtelna niczym nalot dywanowy groźba. Następnie bezpardonowo ruszyła pod wskazany przez asystenta Marr adres. Ciekawe czy zechce ją zatrzymać… Póki co miała ostatnie zmartwienie. Jeśli jeszcze raz będę musiała wypowiedzieć to zdanie bez powodu… Eleanor Garner, inspektor policji…
Puk puk do drzwi i proszę, laska, bądź u siebie, pretty please with sugar on top?

@Mistrz Gry

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 759
L'ange przyzwyczajony był do jednego, uległości po okazaniu niecierpliwości oraz korzystania ze stanowczych, wcześniej starannie wyuczonych na blachę formułek. jak widać na Valerie to nie podziałało, ani nie podjął innych działańm z dwóch powodów: po pierwsze naruszenie nietykalności osobistej osoby mundurowej, co mogło być nagrywane, to bardzo kiepski pomysł oraz jej słowa związane z notatnikiem skutecznie studziły zapał. Właśnie na tę wzmiankę lekko pobladł, prawdopodobnie obawiając się konsekwencji; tudzież paragrafów pod które ktoś wyjątkowo uparty mógłby to podciągnąć.
- Zawsze do usług - odparł, po czym jak najszybciej powrócił do własnego mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami. Droga na pięterko stanęła otworem.
Puk puk? Kto tam? Eleanor Garner!
Zadziałało, drzwi wpierw lekko się uchyliły, a w szczelinie dało się dostrzec wyraźnie spłoszoną kobitkę, pasującą do opisu Amandy. Ta zaraz otworzyła wrota do końca - ktoś tutaj miał spory łańcuszek jako dodatkową blokadkę do i tak podwójnego zamknięcia - i w milczeniu wpuściła cię do środka, spięta zamykając wszystko na cztery spusty.
- Ch-ch-chodzi o t-t-tego zwyr-rola, t-tak? - rzekła, wyraźnie przerażona i z licznymi zająknięciami. Poprowadziła cię do wręcz prozaicznie przeciętnego, niewyróżniającego się niczym salonu. Sama usiadła na krzesełku przy otwartym oknie, mimo że temperatury do najwyższych już nie należały, a tobie wskazała miejsce na sofie.
- Ob-b-awiam się, że niewiele... słyszałam - dodała z zawahaniem. Być może pewne widoczki stanowiły dla Valerie codzienność, jednak dla przeciętnego człowieka, którego największym dramatem były taski w korpo...

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 226
Wampirzyca weszła do środka i dała się usadzić, odnotowując zestresowanie kobiety, które przewyższało długość kija wystającego z dupy jej staruszka.
- I byłabym wdzięczna za wszelką okazaną pomoc, by móc go dorwać i upewnić się, iż nikogo więcej nie skrzywdzi - odpowiedziała w międzyczasie, uśmiechając się lekko. W tym wypadku nawet nie łgała, bo rzeczywiście z chęcią wykreśliłaby zabójcę z listy żywych, ot taką miała pracę. Przy takiej ilości zabójstw i tak dostałby dożywocie, więc zamiast obciążać podatników na wieki, lepiej było zutylizować śmiecia. - Pozwolisz, że zamknę okno? - I jeśli tak, zrobiłaby to. Czyżby ktoś miał ochotę zwiać z mieszkania na dźwięk domofonu? Albo gdyby zobaczyła w drzwiach niepożądaną osóbkę? Taka wizja nieco bawiła, choć Valerie nie dawała po sobie tego poznać.
- Gdybyś mogła opisać mi dokładnie, co widziałaś. Wygląd sprawcy…? Jakieś cechy charakterystyczne…? Może jego samochód lub blachy…? - skończyła na trzech pytaniach, z trzech powiązanych ze sobą zagadnień, byle dać kobiecie jakiś punkt zaczepienia do mówienia. Liczyła na to, że jak już zacznie, to coraz więcej sobie będzie przypominać, grunt to skupienie.
Jednocześnie była wyczulona na jedną rzecz, czy nie zacznie panikować, skoro już teraz była kłębkiem stresu. W razie lekkich objawów, typu drgania rąk, położyłaby jej własną dłoń na ramieniu, taki drobny niewerbalny wyraz wsparcia. W przypadku czegoś gorszego… przytulenie. Niektórym mogło przydać się nieco ciepełka i zrozumienia, to nic nie kosztowało.

@Mistrz Gry

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 759
Na twarzy Amandy zagościł bardzo delikatny; przelotny uśmiech. Sama kobieta otworzyła lekko usta, jak gdyby chcąc coś powiedzieć, jednak za chwilę rozmyśliła się i jedynie skinęła głową na sugestię odnośnie okna. Wraz z ich zatrzaśnięciem spojrzała nerwowo w twoim kierunku, ocierając jedną rękę o drugą.
- N-niewiele... - odpowiedziała i nawiązała z tobą kontakt wzrokowy, jednocześnie mocno zaciskając dłonie na materiale spodni. Nim ponownie zabrała głos, minęła dłuższa chwila, poprzedzona wymownym przełknięciem śliny oraz większym napięciem mięśni całego ciała.
- J-jakaś kobieta, ubrana na cz-czarno: spodnie, bluza z kapturem, o-okulary przec... - zacięła się i spojrzała w podłogę, a jej serce zaczęło walić jak młot. - ...oprawki, ciemne. Wyciągnęła tę parę zwłok z t-tyłu v-vana, chyba m-mercedes sprinter. R-rejestracja... - kolejna pauza, a jej wzrok powędrował w sufit.
- CN... 4985... JC? I-IC? Chyba... coś takiego... p-podświetlone było... ale odległość... - ponownie spojrzała na ciebie, rozkładając drgające ręce. Na twój gest zareagowała dość osobliwie, odsuwając się na tyle na ile pozwalało krzesło i odtrącając gwałtownie rękę. -Nie dotykaj mnie! - wykrzyknęła; z natychmiastową refleksją poprzedzoną spojrzeniem w lewą stronę i drugim, dłuższym, w prawą.  - To znaczy... przepraszam. To tylko nerwy - próbowała wyjaśnić, po czym wzięła kilka głębszych oddechów.
- On... W tym momencie Valerie miała przeczucie, jak gdyby [tutaj wstaw efekt w jakim objawia się twoja zaleta, szósty zmysl.] Sama Amanda również zrobiła dwusekundową pauzę, po której kontynuowała. ...z-znaczy ona, wyrzuciła i-ich pod śmietnik-kiem. Co jeszcze i-ine-ego... przecietnie zbudowana... b-brunetka... to trwało chwilę... Ch-chciałam tylko z-zapalić papierosa... - wyksztusiła z trudem, po czym podniosła na ciebie szklące się oczy.
- Nie chcę umierać... - wyszeptała błalagnie.

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 226
Rozlatane oczka, unikające ich własnych podczas przemowy zasadniczej i bijące jak zwariowane serduszko podpowiadało Valerie jedno, ktoś tutaj nie był do końca szczery. Z kolei moment w którym wyrecytowała tablicę rejestracyjną, już pomijając doprecyzowanie auta… jakby to delikatnie ująć, francuskie blachy mają o jedną cyferkę mniej w środku. Tym bardziej zaczęła odnosić wrażenie, że kobieta powtarzała to co ktoś kazał jej mówić i jedyne co było autentyczne, to reakcja na dotyk. Pytanie brzmiało, dlaczego ona jeszcze żyła…
Wraz z wypowiedzeniem słówka „on”, oj tak, to na pewno niewinne przejęzyczenie, poczuła jak gdyby coś chodziło po jej karczku i natychmiast spoważniała.
- Amando, odpowiedz mi proszę na jedno pytanie - powiedziała, jednocześnie układając dłoń bliżej pasa. Miała zamiar kopnąć w gniazdo szerszeni, z tym że nie miała dokładnej idei, gdzie to się znajdowało i dlatego wolała mieć nóż w pogotowiu. Cichsze to niż pistolet oraz, zważywszy na ciasnotę mieszkanka, potencjalnie skuteczniejsze. - Czy ON jest z nami tutaj i wsłuchuje się w naszą rozmowę? - miała nadzieję na prowokację tej gnidy i atak z jego strony, skoro potencjalnie coś już planował.
Szafa, inne pomieszczenie, na klatce za oknem… Te kierunki zakładała i czekała tylko na jakikolwiek szmer… z zamiarem skoczenia MU do gardła.

@Mistrz Gry

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 759
Odpowiedź nasunęła się sama, zbiegając z dwoma zjawiskami. Pierwszym z nich było zupełne zblednięcie Amandy, wyprostowanie się i dwa potoki łez, które zaczęły ciec z jej polików. Żadne słowo nie opuściło jej ust. Powód zdenerwowania odkryty - nie tyle samo kłamstwo co jego geneza. Drugim był ponowny marsz raczka nieboraczka po twoim karku oraz ewidentny ruch w szafie, po twojej prawej stronie. Ktoś tutaj musiał zachowywać ogromny spokój, skoro wcześniej niczym nie zdradził własnej obecności. Czy mogło kryć się za tym coś więcej, Valerie przekona się za chwilę.
Szósty zmysł oraz uwzględnienie tego, z której strony miał nadejść atak, zapewniło jedno - element zaskoczenia przeciwnika przestał istnieć i miałaś nieco pola do popisu. Oponent wyskoczył gwałtownie z szafy, a jego pistolet dzierżony w prawej dłoni od razu poleciał w kierunku sylwetki Amandy. Facet - jakieś 180 cm wzrostu i o nieźle wyrobionej sylwetce - ewidentnie chciał wpierw uciszyć tę kobietę. Dodatkowy problem? Brak tłumika, tak więc wystrzał(y) w centrum miasta mogły szybko zrobić z tego większe widowisko.
Jedyną zaletą był fakt, że nie mógł skupić się na tobie, i dlatego zamach lewą ręką - do której miał przyczepione 60-centymetrowe ostrze - był niechlujny i mający cię bardziej odgonić aniżeli zranić.

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 226
Prawdę powiedziawszy to wszystko zaczęło nabierać sensu. Przeciwnik, zakładała że wampir, dostał się do mieszkanka przez klatkę awaryjną ale jej przybycie tutaj przerwało mu, prawdopodobnie, egzekucję i dlatego kazał człowiekowi łgać, pod groźbą utraty życia. Teraz, jako że Amanda mogła coś wiedzieć, chciał ją kropnąć, na wypadek własnej porażki. Czyli… pora na pełną immersję do roli policjantki i faktyczne ratowanie życia!
Za nóż złapała lewą ręką, a że lwia część populacji ma dominującą prawą, wielu nie wiedziało jak z takimi cudakami sobie poradzić, i na to teraz liczyła. Skoro gnida nie zwracała na nią przesadnej uwagi, Valerie zamierzała zmniejszyć dzielący ich dystans, pochylić się przed jego ciosem oraz błyskawicznie wbić ostrze w jego rękę trzymającą pistolet, w miejscu gdzie samobójcy amatorzy zazwyczaj podcinali własne żyły.  Nie szczędziłaby na tym siły, chcąc jak najmocniej pokiereszować mu kończynę. To, że mogłaby zaraz znaleźć się w jego uścisku, było wliczone w ryzyko.
Zakładając powodzenie akcji i brak zdecydowanej kontry ze strony mężczyzny, pokusiłaby się o uderzenie prawym kolanem w jego klejnoty rodowe. Na to nigdy nie ma mocnych…

@Mistrz Gry

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 759
Poczynając od dobrych wiadomości - facet trzymał rękę wystarczająco optymalnie, by nóż wbił się w nią cholernie głęboko. Jednocześnie chyba nie spodziewał się tego, że Eleanor okaże się być wampirzycą. Wizję z szafy miał beznadziejną. W konsekwencji nie dość, iż syknął z bólu i krwawił, to jeszcze upuścił broń.
Z kopniakiem wyszło tak sobie, stał lekko bokiem, w stosunku do Ciebie, więc orzeszki nie ucierpiały aż tak krytycznie. W pełni nie wyprowadziło go to z równowagi, jednak oszczędziło ci pewnej nieprzyjemności - mężczyzna był gotów wbić ci ostrze prosto w tętnicę udową twojej prawej nogi - jednak przez ten manewr częściowo chybił. Stal zagłębiła się dalej niż mógłby tego chcieć, ograniczając mobilność, jednak nie grożąc mocnym krwotokiem.

Weryfikacja sensu przemyśleń Valerie rozpoczęła się w momencie konfrontacji. Pół-Niemka mogła usłyszeć, że Amanda zerwała się z miejsca - jednak ucieczka nie znajdowała się na szczycie listy priorytetów. Tę otwierał inny ruch, mianowicie sięgnięcie do kieszeni po rozłożony wcześniej nożyk, i zagłębienie go w okolicy twojej lewej łopatki. Celowo lub przypadkiem, musiała celować w serce, jednak długość broni i tak nie pozwalała na dobrania się tam od tej strony. To nie zmieniało faktu, że to nie było przyjemne - a stal została wyciągnięta i zapewne na jednym dźgnięciu się nie skończy.
Ktoś tutaj był nieszczery, jednak na nieco innej płaszczyźnie niż zakładałaś...

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 226
Jedyne co mogła to zacisnąć mocno zęby i spróbować zignorować nieprzyjemne uczucie związane z wbitym pseudomieczykiem we własną nóżkę. Grunt, że gnojek nie wystrzelił, co nie narzucało jej większej presji czasowej. Nie wyciągnęła noża z rany przeciwnika od razu, wpierw starała się poruszyć nim w każdym możliwym kierunku. Niech jej własna stal zada mu więcej obrażeń i jeszcze bardziej naruszy żyły, im szybciej zacznie tracić krew tym lepiej, a dodatkowy ból może uniemożliwi mu sensowniejszą ripostę.
- Ty suko - przeklnęła w momencie zostania dźgniętą. I pomyśleć, że życie tej kobiety miało priorytet, mniejsza o to, że nie z czysto altruistycznych pobudek. Nie żeby teraz było inaczej, lecz wpierw spuści jej łomot.
Dopóki nie wyciągnęła z niej żelastwa, Valerie starała się skupić na nie wypuszczeniu z rączki własnego noża. Dopiero po tym wyszarpałaby go z rany mężczyzny i spróbowała zagłębić go prosto w jego gardło (celując w tętnicę), tak samo jak wcześniej, zamierzając w nim kręcić do oporu. Im szybciej pozbawi go życiodajnego płynu i sił tym lepiej.
Z kolei problem tej całej Amandy, o ile tak faktycznie ma na imię, tutaj nie pozostało jej nic innego jak spróbować sprzedać jej kopniaka, jednym zdecydowanym ruchem w tył. Robiła to na oślep i ryzykowała to, że jeśli to również była pijawką (jebana przyczajona Scaletta!), to zapewne pogruchocze jej kończynę...
Rydzyk (a nawet ryzyk) fizyk!

@Mistrz Gry

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 759
Mężczyzna raczej nie należał do grona tych mających większe doświadczenie wojskowe. Tym bardziej nie przywykł do pracy pod presją - w tym wypadku ukrytej pod postacią cierpienia. Próbował uwolnić dłoń, co w konsekwencji jedynie pogarszało sprawę - nie bez drobnej ingerencji z twojej strony - wyraźnie krwawił.
Wyczucie czasu miałaś godne podziwu; broń w ręku utrzymałaś oraz dźgnęłaś go w gardziel, w upatrzonym przez siebie momencie.
Wypada pamiętać o jednym, w momencie ewidentnego zagrożenia własnego jestestwa, nawet chucherko będzie próbowało kurczowo trzymać się życia. Napastnik pomimo drugiej, dotkliwszej rany, nadal stawiał opór. Lewą ręką chwycił mocno za twoją i próbował wycofać ją, tym samym mozolnie wyciągajac ciało obce z własnego mięsiwa. Prawa, z mniejszym zdecydowaniem, zaraz do tego dołączyła. Miał więcej siły, jednak z powodu bolesnej szarpaniny oraz krwi tryskającej już z dwóch miejsc - znajdował się pod presją czasu. Niemniej, na tę chwilę, miał nad tobą przewagę.
Co tyczy się Amandy - pudło. Zdołała uskoczyć, jednak twoje kopytko zostawiła w spokoju. Zamiast tego dźgnęła cię ponownie - dokładnie tutaj i pod tym kątem. Jednocześnie brała z ciebie przykład i zaczęła poruszać ostrzem w ranie jak opętana. To nie będzie sprzyjać twojej koncentracji.

Valerie von Rosenthaler

Valerie von Rosenthaler
Liczba postów : 226
Skoro skurwol chciał się z nią siłować to musiał wyciągnąć metalowe gówno z jej uda, proszę bardzo! Valerie wiedziała, że każdy ruch nogą będzie nieprzyjemny, jednak tak długo jak nie miała fontanny, w przeciwieństwie do oponenta, będzie zaciskać ząbki i robić swoje. No i skoro tak bardzo zależało mu na wyrwaniu szpikulca z gardła... była gotowa postawić sto dolców na to, że puści jej rączki, jeśli ta umożliwi mu popełnienie tej głupoty, nawet jeśli ta wynika z odruchu.
Chyba nadszedł czas coś zrobić z Amandą, namolną pchłą, która zapewne za trzecim razem dziabnęłaby naprawdę skutecznie. Zamierzała puścić nóż i złapać jej rękę własną lewą, zaraz przed nadgarstkiem. Tym sposobem, trzymając ją mocno, wykonać cios prawą w łokieć, od dołu pod kątem nie mniejszym niż 45 stopni. Nie szczędziła sił i w razie sukcesu zakładała… bardzo poważne obrażenia i kłopotliwe w leczeniu złamanie. Samo trzymanie jej ręki miało na celu upewnienie się, że ciało obce pozostanie w ranie. Valerie nie chciała wyciągać go przed możliwością tamowania krwawienia, o ile te miałoby być obfite, nie zaryzykuje.
Zakładając sukces i czasowy „paraliż” Amandy, zrobiłaby z niej żywą tarczę przed wampirkiem przed sobą. Sądziła, że ból będzie znosić równie kiepsko co jej kompan. Skoro ten uwziął się na nożyk to zakładała, że spróbuje użyć go na niej, zwłaszcza że czas płynął równie szybko co posoka, więc na pewno nie ułatwi mu trafienia i spróbuje… chować się za człekiem i zagrać na emocjach? Skoro została zaatakowana przez tę dwójkę, to musieli mieć jakąś relację, a jeśli lubili siebie nawzajem… to tym bardziej nie będzie dążyć po ludziu do celu.

@Mistrz Gry

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach