Moje wielkie polskie wesele

3 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
First topic message reminder :

29/10/2022 - okolice Wrocławia

Maurice dostał zadanie bojowe w czystej postaci. A on nie odmawiał dwóch rzeczy: krwi i dobrego zlecenia. Silvan raz mu wysłał wiadomość i, gdyby to była sama prośba, to by z pewnością odmówił. Ale zawierała ona cały plik, pięciostronicowy dokument z wytycznymi, ostrzeżeniami i detalami całego przedsięwzięcia. Zaintrygowało to łowcę. Spodobało mu się wyzwanie, choć wiązało się z nią. Babsztylem, który zatruwał jego życie, odkąd wtarabaniła się w te rodzinne więzy, które i tak były niebywale skomplikowane. Wlazła z przytupem, a raczej została wciągnięta i już nie wyszła. Nie powinien był jej winić, bo nie prosiła o to. To była decyzja jego ojca, a nie Idy. Niemniej, Maurice dodawał dwa do dwóch i w tym przypadku wychodziło mu pięć. Obwiniał ją za zburzenie ładu, a tym bardziej za spełnianie marzeń Silvana. Było to egoistyczne, ale on taki właśnie był. Nastawiony na własny sukces i zaabsorbowany swoim życiem, chęciami i potrzebami. Dla zabawy polował na ludzi nie ważąc na ich życia, więc nic dziwnego, że nie miał za dużo empatii wobec sytuacji laborantki. Niby raz jej pomógł z Hugo. Zatuszował wszystkie ślady i do tego dnia policja nie ustaliła co się stało. Bo w końcu zgłoszono zaginięcie mężczyzny, ale w mieszkaniu nic nie znaleziono. Ślady krwi były specjalnie starte, aby przy użyciu wszelkich chemikaliów ukazało się jak najmniej. A próbek nie dało się już zebrać, więc nie było nawet szans, żeby dowiedzieć się czy jego, czy nie. Sprawa nie została zamknięta, ale też już nikt z nią nic nie zrobił. Został kolejną ofiarą nieszczęśliwego zaginięcia, a rodzina nie miała żadnych odpowiedzi. I Maurice żył z tym spokojnie, zapomniał wręcz, że to się wydarzyło. Nie rozmyślał o tym wieczorze za wiele, a jedyną pamiątką była butelka od Idy, której do tego czasu nie ruszył, z nieznanych mu powodów. Oraz rachunek za użycie krematorium. Nie podliczył jej i nie zamierzał, bo uważał to za kurestwo. Ciągnąć od niej, a w rezultacie od ojca, za pozbycie się chłopa. Przecież Silvan jeszcze by zadawał pytania, czemu przesłała Maurycemu przelew. A tego też nie chciał. Co prawda, tym razem zapowiedział się, że podliczy tatę za zadanie bojowe. Ale był to raczej test, czy naprawdę mu tak zależy, żeby pojechał z Idą na to całe polskie wesele.

Nie wiedział w ogóle czego się spodziewać. Wziął ze sobą dwa garnitury, oba skrojone na zamówienie, dwie koszule, jedną białą, drugą kremową oraz jeden zestaw na powrót, czyli dżinsy i sweter od Ralpha Laurena. Jego styl można było nazwać eleganckim. Wyglądał i ubierał się jak modele droższych firm. Nie raz można by mu zrobić zdjęcie i udać, że to najnowsza kampania Hugo Bossa. Nikt by się nawet nie zdziwił. Szczerze, to on nie chciał jechać na to całe wesele. Nie miał ochoty spędzać tyle czasu z Idą, bo najzwyczajniej w świecie nie był jej fanem. Ale ktoś musiał jej przypilnować, a kto inny jak nie syn jej oprawcy. Znaczy się mężczyzny, który ją przemienił. Polecieli wieczornym lotem z Paryża do Wrocławia, gdzie na lotnisko dostali się oddzielnie. Nadał bagaż, w którym również przewoził zapas krwi w bidonach w torbach termicznych, a potem udał się na kawę. Czekał na Idę pod gatem, z napojem ze starbucksa, nogą założoną na nogę i książką w ręce. Czytał akurat biografię M syn stulecia i szczerze się zastanawiał, czy może był gdzieś wymieniony. Spotkali się przed lotem na chwilę, aby później rozdzielić się w samolocie. Gorzej było na miejscu, ponieważ większość komunikatów była po polsku, a te po angielsku brzmiały jakby ktoś żuł kotleta i mówił na raz. Ida musiała go przeprowadzić przez lotnisko, a potem złapali taksówkę do pierwszego hotelu. Tam też mieli oddzielne pokoje, więc posiedział do wschodu słońca, a potem udał się do snu, żeby nabrać energii na wesele. Nie wiedział za dużo co się z czym wiąże. I naiwnie myślał, że może być nawet spokojnie. Plan był taki, nie iść na ceremonię, a dopiero na samo przyjęcie, które wyjaśni się spóźnieniem samolotu. Nie chcieli w końcu stać na słońcu i ryzykować usmażenia.

Wystroił się chłopak pierwsza klasa. Miał krawat, czarną marynarkę, spodnie tego samego koloru, białą koszulę oraz również czarne eleganckie buty. Zegarek miał złoty, tak samo jak spinki do mankietów. W końcu nie mógł nosić srebra. Włosy zostawił kręcone, ale również je ułożył, aby nie był to paryski nieład. Perfumy użył takie jak zawsze, nie za mocne, a jednak ładne, drogie. Wyglądał i pachniał jak sukces. Spotkali się z Idą na dole, w recepcji. Nie mógł powiedzieć, żeby źle wyglądała. Była to w ogóle bardzo ładna kobieta, ale nie doceniał to przez animozje, które powstały między nimi przez te wszystkie lata. Zakładał, że były one głównie po jego stronie. Bo jakim sposobem miałaby blondynka go nie lubić? Przecież był inteligentnym, sprytnym, zaradnym, przystojnym, zabawnym wampirem. No i do tego bogatym. Nic tylko brać. Sprawa z goła wyglądała inaczej, ale on o tym nie wiedział. Aczkolwiek, coś w nim się tam tliło, co można było zebrać i dobrze wykorzystać. Brakowało mu kogoś w życiu, kto by wyciągnął z niego dobro. Najpierw musiałby znaleźć, pomóc mu wyjść z agonii, którą było dla niego darzenie innych uczuciami. Nawet nie wiedział, w którym momencie stracił w sobie empatię. Nie wiedział, gdzie jest, trzeba było ją na nowo odkryć. Ale to chyba było niemożliwe. Raczej na tym świecie nie było takich desperatek, co by chciały zatruć sobie życie takim wyzwaniem, które zakrawało o Mission Impossible.

- Ładnie wyglądasz – powiedział sztywno i szybko nie poświęcając jej więcej uwagi. Odwrócił wzrok i spojrzał na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Najprawdopodobniej będą ostatni, bo wszyscy przyjadą z ceremonii. Jednakże ich spóźnienie nie będzie na tyle spektakularne, na ile mogłoby być. Weszli do taksówki, usiedli z tyłu i oczywiście, rozmawiali tylko po francusku. Maurice znał jeszcze wiele innych języków, ale tylko ten oboje dzielili.

- Czyli jestem twoim francuskim kolegą, poznaliśmy się w labie pracując? – Spytał aby potwierdzić wersję wydarzeń. Nie wiedział, że będzie uchodzić za chłopaka Idy. Przecież na to by się nie zgodził, gdyby Silvan mu powiedział, że będzie grał jej ukochanego. Kochankowie kobiety kończyli w gangsterskim krematorium, Maurice wolał nie iść w ślady poprzedniego, którego notabene, sam tam wpakował. Do miejsca, gdzie odbywało się wesele, nie było daleko, więc nie mieli za dużo czasu na ten temat porozmawiać. To była kwestia minut, aż mieli być zaraz powitani przez tabuny babć, ciotek, wujków i braci. A chłopak ledwo co spamiętał imiona najbliższych członków jej rodziny, żeby nie popełnić faux pas.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Chwile z Idą były z pewnością jednymi z lepszych w jego życiu. Wystarczyło spuścić maskę niewzruszonego niczym łowcy, puścić wodze kontroli oraz uśmiechać się, kiedy chciało i nagle świat stał się piękniejszy. Gdyby nie bimber wujka Stasza do tego wszystkiego by nie doszło. Ale prawda była taka, że i Ida przyczyniła się diametralnie do tego wszystkiego. Nie chciał tego przed sobą przyznawać, ale czuł, że będzie tęsknił za nią. Dlatego też ostatni pocałunek tak łapczywie przyjął, pogłębiając go. To był ich ostatni całus, więc czerpał z niego jak najwięcej. Z zamkniętymi oczyma próbował zapamiętać smak oraz kształt jej ust. Przesuwając dłońmi po jej nagim ciele, zapamiętywał każdą krzywiznę i przyjemny chłód. Również cieszył się jej zapachem, potu wymieszanego z perfumami. Wszystko próbował spisać w głowie, bo wiedział, że to koniec. Przykro mu było, ale nie mógł sobie pozwolić na drugą taką noc. Psychicznie by tego nie wytrzymał, bo konsekwencje miały być dramatyczne. Niedługo po tym obydwoje zasnęli, wtuleni w siebie jak prawdziwa para.

Obudził się pierwszy. Miał włosy Idy na swojej twarzy, jej ręce go obejmowały, a ich nogi były zapętlone ze sobą. Otworzywszy oczy, chciał je od razu zamknąć i wrócić do błogostanu niewiedzy i ciemności. Nic mu się nie śniło, żadne sny, żadne koszmary. Chciał tam wrócić, bo rzeczywistość go przytłoczyła. Obejrzał się po pokoju, który wyglądał, jakby przeszło przez nie tornado. Ubrania leżały wszędzie, majtki Idy były gdzieś na etażerce, lampka natomiast na ziemi. Chwała Bogu, że łóżka nie połamali, a zdecydowanie byli blisko tego. Miał dość. Te kilka sekund po pobudzeniu mu wystarczyło i nie chciał więcej. Upewnił się, że Ida jeszcze śpi i powoli zaczął wyplątywać się z jej uścisku. To był koniec i trzeba było wypić piwo, które się naważyło. Leżał jeszcze chwilę koło niej, zastanawiając się co teraz zrobi. Trzeba było ponownie przejąć kontrolę nad sytuacją, co nagle wydawało się być tak trudne. Zaczął planować co zrobi, co powie, ale widok kobiety trochę mu łamał serce. Nawet nie chodziło o nią, a o rzeczywistość, którą zastanie po niej. Ciężko jest tak jednego dnia dobrze się bawić, spuścić wszystkie zasłony mające go chronić przed krzywdą, a drugiego już znowu je nałożyć. Przełamał się i ostatni raz pocałował ją w czoło, a potem wstał z łóżka i poszedł się umyć. Łazienka nie była przez nich zdemolowana, więc z łatwością wszedł pod prysznic i próbował z siebie zmyć żal i wyrzuty sumienia. A były one ogromne. Niesamowicie był zły na siebie, że dał dopuścić do takiej sytuacji, nie chciał się tak czuć, a z głupoty i pijaństwa doprowadził do tego, że Ida poznała jego słabą stronę. A w przeciwieństwie do niej, on się nią nie zachwycał. Nie uważał, żeby jego śmiech, szczerzenie zębów, czy też miłe słówka były czymś dobrym. Pokazywanie tego doprowadzało do tego, że będzie skrzywdzony. Maurice robił wszystko, byleby nikt go nie zranił, a sam właśnie to zrobił. Po zimnym prysznicu przebrał się w czarny sweter i czarne spodnie, ułożył jakkolwiek włosy, a potem wrócił do pokoju. Zaczął sprzątać swoje rzeczy, a potem i Idy. Powkładał ubrania do walizek, a gdy nawet odstawił lampkę na miejsce, uznał że czas obudzić wampirkę. Podszedł do niej i z gracją łani, potrząsnął ją za ramię.

- Ida, wstawaj, samolot mamy – powiedział szorstko, a potem jak najszybciej się odsunął od niej. Nie chciał na nią patrzeć, bo same złe wspomnienia powracały. Gdyby mógł to by zapadł się pod ziemię i już nigdy nie wyszedł. Ale musiał być szorstki, musiał być niemiły. Musiał w końcu pokazać, że to koniec. Sobie i jej. Nie wiedział, czy Idzie przyjdzie to łatwo.  Aczkolwiek jemu najlżej nie było. Tylko musiał być taki, zawsze robił to samo, więc i wtedy nie mogło być wyjątku. Teoretycznie, w innym świecie, mógłby z nią jeszcze leżeć. Pocałować ją na powitanie i wyprzytulać przed wspólnym prysznicem. Mogliby razem polecieć do Paryża i tam to kontynuować. Ale w świecie Maurice’a nie było miejsca na wyższe uczucia. Lata temu postanowił, że nie może dać się skrzywdzić, a sposobem na to będzie ucieczka przed przywiązaniem. Więc nie był nigdzie za długo ani z nikim. Nigdy nie był w prawdziwym związku i nie zamierzał w nim być. A były chwile, takie jak ta, że trochę żałował, że to wszystko tak wygląda. Ale taka była gra, w którą on grał. Ponadto, sam ją stworzył z małą pomocą otoczenia. Jego życie było trochę jak Jumanji, cały czas wykonywał jakieś zadania, w których nie było miejsca na przerwę w formie miłości. Nawet nie był pewien, czy zna takie uczucie.
- Za prawie trzy godziny musimy być na lotnisku, ubieraj się, lecisz się żegnać i do domu – Powiedział opierając się o biurko naprzeciwko łóżka. Nie patrzył na nią, bo wiedział, że leży naga pod kołdrą.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Cisza, która zapadła pozwalała na zebranie myśli, a ona chyba tego nie chciała. Pragnęła pozostać w stanie zawieszenia między niebem, a ziemią, gdzie nie czuła niczego oprócz przyjemności, gdzie nie było żadnych zmartwień. Pocałunek sztucznie przedłużał to, co miało zniknąć, ale Ida pragnęła każdej sekundy, którą mogła w ten sposób zyskać. I Maurice też wydawał się desperacko korzystać z tej ostatniej szansy, by po raz ostatni posmakować jej ust. Chciała wierzyć, że to się skończy inaczej, jak wiedziała, że się skończy. Nie była jednak głupia. Nie mogli sobie pozwolić na jakieś głębsze uczucia, a ta noc to był ten jeden, jedyny cud nad Odrą, gdzie wrogowie zaczęli mówić ludzkim głosem.
Maurycy zasnął dość szybko, ona jednak miała z tym trudności. Starała się nie wiercić, żeby go nie obudzić, więc leżała tak przytulona do chłodnego ciała i pogrążała się we własnych myślach. I nawet nie myślała o nim, chociaż też się pojawiał w jakichś urywkach wyrwanych z kontekstu. Bardziej skupiała się na tym co to wesele z sobą niosło. Wiedziała, że za niedługo będzie musiała się pożegnać z rodziną i to najprawdopodobniej nawet nie oficjalnie. Chciała ich zapamiętać w taki sposób jak dzisiaj, nawet jeżeli to łamało jej serce. I może dlatego tak łatwo przylgnęła do nowej postawy Maurice'a? Może po prostu chciała wierzyć, że wraz z opuszczeniem tej części jej życia, nie pozbawi się jedynej radości? Że po drugiej stronie też były pozytywy?
Słuchała jego miarowego oddechu, który w końcu uśpił i ją, chociaż nawet gdy zasnęła, to przed oczami pojawiały się jej jakieś durnoty. Nie potrafiła spać w nowych miejscach, wiedziała, że jak wróci do swojego łóżka w Paryżu to padnie na dwie noce. Chociaż tego wieczoru i tak było lepiej, kiedy obejmowało ją jego silne ramię i otulał przyjemny chłód. Zazwyczaj nie dawała rady zmrużyć oka chociaż na sekundę. Kilka razy się przebudziła, trwając w półśnie, gdzie sen mieszał się z rzeczywistością. Widziała przed oczami ich taniec, roześmianą twarz Pawła, któremu Maurice opowiadał jakąś historię, jak wampir daje jej buzi w czoło zanim wstanie z łóżka, babcię Jadzię dziergającą wielki sweter dla ulubionego chłopaka jej wnuczki, Maurice'a zbierającego ciuchy z podłogi. Może nawet by się jakoś zastanowiła czy coś z tego nie jest prawdziwe, ale co chwila zasypiała i budziła się niespokojna. Porządnie obudził ją dopiero Hoffman, chwytając za ramię. Otworzyła szeroko oczy, nie wiedząc co się dzieje, ale szybko połączyła kropki. Zalała ją fala wspomnień, od których ją prawie rozbolała głowa. Dobrze, że chłopak posprzątał ich bałagan, bo Idę by to chyba przytłoczyło. No ale cóż, szorstkość jego głosu sprawiła, że od razu zrozumiała, że to koniec miłej idylli i fantazji. Podniosła się, żeby usiąść na łóżku i spojrzeć w jego stronę, ale on unikał jej spojrzenia. Najwyraźniej on czuł się z tym wszystkim jeszcze gorzej niż ona. Może poczuł się wykorzystany? Czuła się paskudnie, niechciana i pogardzana. Bo ona nie widziała innego rozwiązania dlaczego na nią nie patrzył. Od razu założyła, że obrzydziło go wszystko do czego się dopuścili poprzedniego wieczora. Nie zamierzała jednak pokazywać słabości, już poprzedniego wieczoru otworzyła się przed nim i wpuściła do swojej rodziny, w swoje najbliższe relacje. Takich rzeczy nie był świadomy nawet Silvan. Nic nie odpowiedziała, przeciągnęła się tylko i wstała. Nie zakryła się niczym, w końcu i tak wieczór wcześniej wszystko widział i posiadł. Powolnym krokiem ruszyła do łazienki, dalej nie odzywając się ani słowem. Nie miała zamiaru się z nim pokłócić, chociaż wiele słów cisnęło jej się na język.
Wzięła szybki prysznic, wybierając jak najbardziej gorącą wodę, żeby zmyć z ciała ślady jego pocałunków i odciski długich palców. Nie chciała marnować zbyt wiele czasu, więc zamiast myć włosy związała je w wysokiego kucyka. Wyszła z pomieszczenia obwinięta puchowym ręcznikiem, po czym pogrzebała w walizce, wyciągając wysokie eleganckie spodnie i czarny sweter. Wyglądali, jakby się umówili na matching outfity, ale prawda była zgoła inna.
Idziesz ze mną, czy mam im powiedzieć, że masz kaca? — Odezwała się do niego po raz pierwszy tego poranka. Ona nie uciekała przed jego spojrzeniem, jeżeli nie był na tyle odważny, żeby spojrzeć jej w oczy i przyznać jak bardzo jej nienawidzi i jak bardzo żałuje tej nocy, to miał problem. Szczególnie, że ona niczego nie żałowała. Najchętniej by ponownie skradła mu pocałunek, tak jak to robiła kilka godzin wcześniej. Chciała znowu zobaczyć jego uśmiech i usłyszeć jak rozkosznie się śmieje. Musiała jednak wszelkie pozytywne emocje stłumić już w zarodku, nawet jeżeli jej żołądek był zwinięty w supeł, a ona sama czuła się jakby straciła coś, czego nigdy nie miała.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400

Maurice nie unikał jej wzroku, bo się bał. Nie chciał patrzeć w jej zielonkawe oczy, bo wiedział, że może się złamać. Potrzebował odzyskać kontrolę nad sytuacją, a jego sposobem na to było zniechęcenie jej do samego siebie. Musiał to zrobić, bo był pewien, że z ich dwójki, to on był tym silniejszym, któremu to się uda. Przecież Ida nie miałaby co zrobić, żeby on się od niej odwrócił. Bycie złośliwą? O Jezu, jakby to go ruszało. Natomiast on miał cały arsenał odrażających cech, które wystarczyło tylko wyjąć na wierzch. Potrafił być szorstki, zarozumiały, narcystyczny, egoistyczny i dystansujący się, w jedną sekundę. Dlatego to zrobił. Żeby im było łatwiej. Bo nie wiedział, co by się wydarzyło, gdyby to Ida pierwsza wstała. Gdyby go obudziła pocałunkiem albo miłymi słowami. A tak, to on przejął kontrolę nad sytuacją i przerwał wytworzoną więź między nimi. Chciałby móc wrócić do poprzedniego wieczoru. Miał wrażenie, jakby dopiero wtedy ją tak naprawdę poznał. Jakby to było ich wspólne pierwsze spotkanie. Nigdy tacy wobec siebie nie byli. Znali się dwa lata, a nic o sobie do wczoraj nie wiedzieli. Nie znali się zupełnie, a w jedną noc nadrobili te czasy. Tęsknił za jej dotykiem, za chłodem jej ciała i rozmarzonymi spojrzeniami rzucanymi w jego kierunku. Chciał być znowu adorowany, czuć się potrzebnym i chcianym. Aczkolwiek na to nie było już czasu. Jego słaba strona krzyczała, żeby się jeszcze cofnął. Żeby pocałował ją w usta i odprowadził za rękę, aż do samolotu. Jednakże, ta strona, która odpowiadała za jego bezpieczeństwo psychiczne i stagnację emocjonalną, była stroną decyzyjną. Zapadła klamka, trzeba było wyrwać kleszcza, którym były jego uczucia wobec niej. Jeszcze by się to przerodziło w coś większego, a tego mógłby najzwyczajniej w świecie nie przeżyć. Nie chciał zapaść na tę chorobę zwaną miłością, która zaatakowałaby mózg i serce. Bał się jej, bo to jedyna zaraza, jaka groziła wampirom. Kochanie kojarzył z czymś słodko kwaśnym. Z byciem odrzuconym, niechcianym. Bo jedynie zaznał miłości rodzicielskiej, którą wspominał dość mieszanie. Niby wiedział, że Silvan jak i Renata go kochali. Jednakże, miał wrażenie, że nie potrafili tego okazać. Rzadko kiedy słyszał jakiekolwiek słowa pochwały od matki, a ojca najzwyczajniej w świecie zawiódł. Nie chciał tego powtarzać, a czuł, że jego scenariusz by się powtórzył. Że by został miłosną porażką, która jedynie zatruje biedną kobietę. Był pewien tego, że ma w sobie truciznę, która nie nadaje się do bycia kochanym. Choć wiele próbowało, on żadnej nie dał. I nie zamierzał tego zmienić.

Nie odezwała się do niego, może i lepiej. Gdy nago przechodziła obok niego, starał się w ogóle nie patrzeć, zobojętniale wyglądając za okno. Nie chciał wiedzieć co traci, choć bardzo dobrze pamiętał. Wiedział już, jak smakuje jej skóra i usta. Znał jej ciało na wylot po wspólnej nocy i te obrazy go nawiedzały. Czekał, aż wejdzie do łazienki i dopiero wtedy odetchnął, jakby cały czas wstrzymywał powietrze. Wraz z zatrzaśniętymi drzwiami jego postawa się zmieniła. Nie stał już wyprostowany jak na musztrze, a zgarbił się pod ciężarem wspomnień i żalu. Naprawdę był na siebie zły, że dopuścił do tego wszystkiego. Brał winę na klatę, choć nie zamierzał się do tego przyznać. W ogóle nie planował poruszania tego tematu. Miało to zostać jednym z ich kolejnych sekretów, które się zakopywało w ogródku i do nich nie wracało. Wiedział, że nie musi mówić Idzie, aby nie informowała nikogo o tym co się wydarzyło. Było to oczywiste. Zresztą nikt by jej nie uwierzył, musiałaby się dokopać do zdjęć z wesela… I wtedy mu się coś przypomniało. Wyjął telefon z kieszeni i włączył galerię. Tam jak wół znajdowały się te trzy fotki, które zrobili w altance. Widząc je, skrzywił się i potarł skroń. Już miał je usunąć, jego palec wisiał nad ikonką z koszem. A jednak tego nie zrobił. Wyłączył urządzenie i schował je na swoje miejsce. Nie rozumiał tego, ale nie zastanawiał się nad tym dłużej. Obiecał sobie, że zrobi to w domu. Choć był słownym gościem, to tej obietnicy nie zamierzał dotrzymać.

W końcu wyszła w samym ręczniku. Ponownie odwrócił wzrok, tym razem grzebiąc w telefonie. Tu niby odpisywał na smsy, tu czytał wiadomości. Skończył dopiero, gdy wróciła ubrana, tak samo jak on. No chciał już coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Złośliwości było mu za dość, a nie chciał prowokować niepotrzebnej kłótni, na którą nie miał sił. Słysząc jej pytanie, trochę zamarł. Spojrzał na nią w końcu, próbując skupić się na jej nosie, byleby nie na oczach czy ustach. Nie wiedział co zrobić. Z jednej strony nie chciał się tam w ogóle pokazywać, a z drugiej czuł, że trzeba się tam udać. Również po to, aby upilnować Idę. Maurice wiedział, że to będzie dla niej ciężkie i nie ufał jej na tyle, żeby puścić ją samą.
- Pójdę z Tobą – odparł i ruszył w kierunku drzwi. Była już godzina, gdy słońce zachodziło, więc byli bezpieczni. Otworzył je przed nią i poczekał, aż przejdzie. Następnie ruszył za nią w stronę Sali weselnej, gdzie była reszta rodziny.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Nie mogła wiedzieć co mu chodzi po głowie, więc wyjaśniła sobie to w sposób jaki najbardziej jej pasował do Hoffmana. Wzięła do serca jego słowa, przypomniało jej się co ustalili w altance, że przecież miała się nie przyzwyczajać. Wtedy myślała, że to będzie proste, a tutaj jeden wieczór spędzony w jego ramionach i już mogłaby ich nie opuszczać. Czy to przez to, że odkąd została wampirem brakowało jej takiej bliskości? Nie była jeszcze pewna, czy to, że to właśnie ten konkretny osobnik został uwikłany z nią w tę sytuację miał największe znaczenie, czy to bardziej chodziło o sam fakt namiętności i bliskości. Bo nie tylko Maurycy miał jakieś kompleksy czy nie do końca zrozumiane traumy na tym punkcie. W końcu ostatni chłopak Idy skończył jako poszukiwany, bo ona nie poradziła sobie z własnym głodem. Coś takiego też odciskało swoje piętno, szczególnie, kiedy nie mogła przedyskutować z nikim tego wydarzenia. Wampiry były bezpieczniejsze, ale ona tak bardzo nie potrafiła się jeszcze odnaleźć w takim świecie. Rozmowy o trupach czy wydarzeniach ostatnich dekad ją przerażały, a na tym weselu Maurycy był bardziej ludzki niż nadnaturalny. Czuła się przy nim jakby odzyskała jakąś część siebie, kiedy nie będzie musiała się kontrolować. Mogła być sobą w każdym względzie, bo on znał jej ludzką moralność, wampirzą naturę i sekret, który dzielili. W pewnym sensie był jej najbliższy, chociaż pałali do siebie antypatią. Nie mogli już tego zmienić, a ona na pewno się nie spodziewała, że po jego głowie mogą chodzić podobne myśli, kwestionujące całą ich relację.
Zwróciła uwagę, że unikał patrzenia na jej roznegliżowane ciało, ale jej to nie obeszło. Może nie chciał przywoływać wspomnień, nie zdziwiłoby jej to. Przypomniało jej się, że nie zapytała o to, czy zmieniłby swój głos i stwierdził, że jednak miała rację z tą bielizną. Tak samo jak to, że nie wydał werdyktu, czy mu się podobało czy jednak nie. Może gdyby byli w lepszej relacji to by podjęła temat, ale teraz to jej się wydawało tylko głupim gadaniem. Na pewno odczuwał przyjemność, ona już o to zadbała, ale chyba nie o to jej chodziło, kiedy mówiła o "podobaniu się". I chyba nie chciała znać odpowiedzi na to pytanie, bo mogłaby złamać jej serce, które i tak tego ranka nie było w najlepszym stanie.
Ubrała się elegancko, jak pakował jej sukienkę do walizki to mógł zobaczyć, ze nie wzięła innych ciuchów i nie wybrała takiego stroju, żeby zrobić mu na złość. Chyba po prostu podświadomie wybrała czerń. Wiedziała, że pożegnanie i wyjazd od rodziny może być dla niej cięższym doświadczeniem niż pogrzeb. Bo w sumie nie wiedziała, czy jeszcze uda im się spotkać i czy to właśnie nie był jej metaforyczny pogrzeb. Ostatnie pożegnanie.
Zdziwiła się, że chciał pójść z nią, ale w pewnym sensie się ucieszyła i jej ulżyło. Wiedziała, że będzie zbyt dumna, żeby przy nim się rozpłakać, ewentualnie się wzruszy i poleci jej kilka łez. Potrzebowała jego wsparcia, nawet jeżeli nie chciała przyznać tego na głos. Miała nadzieję, że w kryzysowej sytuacji pokaże tę swoją dobrą stronę, którą miała przyjemność poznać dzień wcześniej, a nie oschłego chuja wyśmiewającego każdy przebłysk ludzkiej moralności. Zanim jednak wyszli wzięła głęboki oddech i złapała go za dłoń, którą szybko puściła, jakby się w tym wszystkim zapomniała. Jakby powrót na salę weselną wiązała z powrotem do tych chwil. Ale ona chciała tylko jego uwagi, bo chciała jeszcze zamienić kilka słów zanim pójdą pożegnać Olszewskich.
Maurice... — Zaczęła, chociaż głos jej lekko zadrżał, kiedy przypomniała sobie w jakich okolicznościach ostatni raz wymawiała jego imię. Stop. Nie potrzebne jej były w tym momencie sentymenty. Przełknęła tę gorzką gulę i szybko pozbierała się w sobie, by nie robić niepotrzebnej, dramatycznej pauzy. — Proszę cię, chociaż jeszcze przez chwilę udawajmy, że nie jestem najgorszym co cię w życiu spotkało. — Auć. Zabolało. — Ja nie chcę, żeby Paweł pomyślał, że się pokłóciliśmy, wczoraj... Wczoraj tak dobrze udawaliśmy, on się na pewno przejmie. — Udawali. Właśnie. To była tylko gra dwojga aktorów, którzy za mocno wczuli się w rolę. Wolała sobie i jemu wmawiać, że tak właśnie myślała, że improwizacja poszła za daleko. — Ja pamiętam, że się dalej nie lubimy. Nie musisz mnie dotykać, nie musisz nawet się uśmiechać i tak wszyscy założą, że mamy kaca. Po prostu... — Nie wiedziała jak skończyć to zdanie. Po prostu nie zepsujmy tego? Po prostu na mnie spójrz? Po prostu przez chwilę nie zachowuj się jakbyś popełnił największy błąd życia? Po prostu zapomnijmy się na jeszcze jedną chwilę? Spojrzała na podłogę, bo w tym momencie poczuła się przytłoczona, jakby dopiero dotarło do niej jak daleko się posunęli, co zrobili. Najchętniej by dokończyła to zdanie "po prostu zostań przy mnie, chociaż na jeszcze jeden, krótki moment", ale wiedziała, że nie może. Wiedziała, że ją wyśmieje. — Po prostu nie wiem, wyglądajmy na zmęczonych, a nie na wrogów. Proszę. — To ostatnie już dodała szeptem, bo na więcej nie miała siły. Dopadły ją uczucia, których nie chciała czuć. Gorzki żal, że tak to wygląda zaczął w niej płonąć równie mocno jak pożądanie poprzedniej nocy. Najbardziej przykro jej było przez swoją własną głupotę, że chociaż przez sekundę pomyślała, że taki Maurycy mógłby się pojawić jako stała w jej życiu. Stała to była niechęć między nimi.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Czując dłoń Idy na swojej, Maurice się zatrzymał. Nie chciał, żeby ją puszczała, choć szybko to zrobiła, jakby jego dotyk ją parzył. Pragnął ponownie ją poczuć, chociażby tak, ale wiedział, że nie może na to pozwolić. Musiał być silny, musiał ich przez to przeprowadzić, a ona mu to tylko utrudniała. Ale i zarazem utwierdzała mężczyznę w przekonaniu, że to on powinien był to zrobić. Odciąć tę więź między nimi, skoro Ida ewidentnie nie potrafiła. Wampir też chwilami wątpił, czy na pewno był w stanie to zrobić. Ale zagryzał zęby i wciągał ich dalej w drogę, z której nie było powrotu. Nie mogli się znowu do siebie zbliżyć, nie chciał jej słuchać, a tym bardziej jak błagalnie wymawiała jego imię. Jej głos drżał, a i on, choć nie dawał po sobie poznać, miał ochotę się załamać. Nic nie mówił tylko czekał, aż wszystko Ida powie. Słuchał jej słów, które i go raniły. Przecież nie była najgorszym co mu się przydarzyło, wręcz odwrotnie. Od dawien dawna nie był tak szczęśliwy, jak poprzedniego wieczoru, a jednak musiał pozostać obojętny wobec jej lamentów. Znowu unikał patrzenia na nią, żeby się nie złamać. Swój wzrok skupił na punkcie gdzieś nad nią, idealnie na jego wysokości. Jego serce wręcz krzyczało, żeby ją przytulić, a jednak brnął w tym bagnie, które sam wybrał. Nie zdawał sobie sprawy, że sam, na własne życzenie, się krzywdził. Dla niego to była oczywista droga. I choć miała ona go uchronić przed krzywdą, to sam ją sobie zadawał dystansowaniem się od Idy. W końcu spojrzał na nią i żałował od razu, że to zrobił. Jej twarz błagała wręcz o skrawek sympatii, której nie mógł okazać.

Przytuliłby ją, objąłby ją mocno i zamknął oczy. Schowałby się w jej uścisku, przed całym światem i tym co na niego czekało w Paryżu. Powiedziałby, że nie jest najgorszym co go spotkało, a najlepszym od dawna. Aczkolwiek, wciąż szedł drogą, którą obrał nad ranem. Tyle szukał czegoś co by mu sprawiało szczęście. Tyle razy modlił się nocą, żeby coś dobrego go spotkało. Błagał wręcz o tę gwiazdkę z nieba, która by go wyleczyła z trucizny, którą sam sobie podawał. A jednak widząc remedium na jego bóle, odrzucał je. Wolał schować się pod kocem pogardy, niżeli otworzyć się i ponownie pokazać słabą stronę. A w gruncie rzeczy, nie była ona słaba. Po prostu ktoś kiedyś musiał się dowiedzieć, że jest dla niego jeszcze szansa. Że nie jest zgniły do szpiku kości i że da się go wyrwać z marazmu. Aczkolwiek, wstydził się tego. Dla Maurice’a, była to tragedia w czystej postaci. Czuł, że to niesprawiedliwe. Że znalazł szczęście w kobiecie, którą tak gardził do poprzedniego wieczoru. Przecież gdyby był to ktokolwiek inny, a wampir wykształcił uczucia wobec Idy, której nie mógł lubić. Sam sobie to założył i sam w to brnął. W tamtym momencie, on sam był winny bólu, który odczuwał. Ale czy byłoby inaczej, gdyby życie było dla niego łaskawsze? Gdyby doświadczył normalnej miłości za młodu? Gdyby nie czuł się wieczną porażką ojca? Gdyby kobieta, dla której porzucił wszystko, choć raz go pochwaliła? Może i by było, ale on sam zamiast się z tego wyleczyć, nieudolnie się chronił przed konsekwencjami dawnego życia. Pogrążył się w losie pełnym trupów, kradzieży i podwójnych tożsamości. Gdzieś po drodze zgubił samego siebie, Maurice’a Zimmermana, którym niegdyś był. A to było dziecko pełne szczęścia. Z uśmiechem zabijał ludzi, bawił się pod osłoną nocy i wpadał do beczek z winem. Jego sposobem na znajdywanie swojego wewnętrznego dziecka było wracanie do St. Moritz. Szusował tam na nartach, chował się w swoim domu i po prostu sam sobie zapewniał wrażenia. Bo Maurice lubił spędzać czas w samotności, nie potrzebował innych do szczęścia. Ale ile tak można?

Gdy Ida skończyła już mówić, popatrzył na nią przenikliwym, chłodnym wzrokiem i chwilę się zastanawiał co odpowiedzieć. Z jednej strony musiał to zakończyć, a z drugiej nie potrafił. Nie ułatwiała mu odcięcia pępowiny, jedynie wrzucając na głęboką wodę. Czemu mu to robiła? Był zły, że nie potrafiła uszanować jego decyzji. A jeszcze bardziej go rozsierdzało, że on sam miał trudności z egzekwowaniem własnych postanowień. W końcu się odezwał, również cicho.
- Nie jesteś najgorszym co mnie spotkało Ida – powiedział tym razem mniej szorstko, niż wcześnie. Wstydził się tego, że to przyznał, ale taka była prawda. Nie mógł jej wpędzić w taki stan, za bardzo mu na niej zależało. Ale również, dlatego musiał dalej egzekwować swój plan. Dla ich dobra. Żeby i on i ona się nie sparzyli ogniem, który stanowił. Nie chciał, żeby się otruła jego trucizną. – Dobrze, chodź. Ale to ostatni raz. – Dodał i złapał ją za rękę. Ponownie stanowili parę, choć jego zmęczona mina różniła się od uśmiechów, które dzień wcześniej wymieniał. Nie chciał się przyznać, ale i on cieszył się, że mógł ją znowu dotknąć. Zaprowadził ich dwoje za rękę do sali, gdzie była cała rodzina. Nie potrafił z siebie niczego wykrzesać poza słabym, sztucznym uśmiechem.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Jego dotyk naprawdę ją parzył. Nie w sposób fizyczny, ale jej skóra rozpalała się na znajomą twardość chłodnej skóry. Nie chciała tego czuć, nie w taki sposób, nie kiedy wiedziała, że nigdy więcej już nie będzie miała okazji ponownie poczuć tych konkretnych opuszków palców sunących po jej skórze. Widziała brak jego reakcji na jej słowa, nawet jeżeli patrzył na punkt nad jej głową. Czekała wręcz na to jak przekręci oczami przez jej pierdolenie i zapyta się czemu miałby go obchodzić jakiś Paweł. Kiedy w końcu na nią spojrzał znowu uciekł jej oddech, znowu nie wiedziała co zrobić. Ocean, który widziała dzień wcześniej jakby zamarzł, bo z jego spojrzenia bił chłód lodowca.
Starała się być stanowcza i dojrzała, ale nie umiała. Nie kiedy tak na nią patrzył. Miała wrażenie, że zaraz się przed nim rozsypie na kawałki, a on będzie musiał ją zbierać i składać w całość. Nie potrzebowała takich uczuć przed rozstaniem z rodziną, bo czuła, że emocje na dali sali ją przytłoczą. Patrzyła tak na niego, kiedy się w końcu odezwał. Ida nie wiedziała co mogłaby mu na to odpowiedzieć, bo na pewno nie spodziewała się, że skomentuje akurat tę część jej wypowiedzi. Otworzyła usta lekko zdziwiona, a on wtedy dodatkowo zgodził się na te dodatkowe kilka minut udawania. Skinęła mu głową, nie komentując niczego i dała się złapać za rękę. Ich dłonie w kilka sekund odnalazły to wygodne położenie, które dzień wcześniej udało im się wypracować, a ona miała ochotę się uśmiechnąć, co jednak powstrzymała.
Wspólnie zeszli do sali, gdzie najbliższa rodzina, już bez głupich kuzynek i wujków od strony babci, jadła resztki pozostałego jedzenia, piła kawę i jakieś lekkie drinki. Kiedy weszli niektórzy się głupio zaśmiali i zażartowali, że ktoś tu miał chyba męczącą noc jak wstał tak późno. Ida gdyby mogła, to by się zarumieniła, bo dzień wcześniej jej nie obchodziło, czy ktoś ich słyszał, a dzisiaj ledwo patrzyła na złośliwie uśmiechnięte ciotki. Na szczęście czuła chłodną dłoń, ściskającą tę jej, która pomagała jej się ogarnąć i odzyskać rezon. Uśmiechnęła się tylko na ten komentarz i zaprowadziła siebie i Maurycego do stolika przy którym siedzieli jej rodzice, dziadkowie i państwo młodzi. Z każdym przywitała się przytulaskiem, po czym usiadła na chwilę, odmawiając jedzenia, ale prosząc o dwie kawy w kubkach na wynos. Nie była pewna jaką kawę pije Maurice, a że dziwne było, żeby nie wiedzieli o sobie takich rzeczy, to wzięła mu czarną, taką jaką sama piła – bez cukru i mleka. Kiedyś ktoś powiedział, że to kawa czarna jak jej dusza i wydawało jej się, że to idealnie pasowało do ich dwójki. Powiedziała, że za niedługo mają samolot i przyszli się tylko pożegnać, przez co jej rodzinie wyraźnie zrzedły miny. Przeprosiła wszystkich, ponownie wymawiając się pracą. Obiecała, że niedługo wróci do Polski, co prawie złamało jej serce. Wycałowała wszystkich, przytuliła każdego kilkanaście razy i prawie się popłakała jak Paweł na ucho szepnął jej, że ją kocha. Z Mauricem też każdy się pożegnał, życząc mu, by mieli więcej okazji do spotkań. Paweł i jej mama nawet spróbowali go objąć, przez co na twarzy Idy pojawił się krótki, smutny uśmiech.
Do pokoju wracała już w podłym nastroju. Przeszła przez drzwi i upadła na łóżko, gdzie schowała twarz w dłoniach, by pozbierać myśli. Nie chciała płakać, ale musiała wziąć kilka głębszych wdechów. Wiedziała, że długo może nie być podobnej okazji i mogła ich wszystkich widzieć ostatni raz. Westchnęła głośno i pokręciła głową. Popłacze w samolocie albo w Paryżu, nie było konieczności takiego otwierania się przed nim. To mogła robić dzień wcześniej, dzisiaj zostały im tylko pełne bólu spojrzenia. Podniosła się, ogarniając w kilka sekund. Tego nauczyły ją studia, czasami trzeba wyjść z labu, rozpłakać się i wrócić na salę, żeby dokończyć eksperyment. Zobaczyła jak stoi i czeka. Nie przeszkadzał jej, dał jej opanować emocje, a ją to strasznie rozczuliło.
Podeszła do niego te kilka kroków, nie na tyle blisko, żeby ich ciała się zetknęły, ale na tyle, by mogła wyciągnąć rękę w jego kierunku. Dłoń zawisła w połowie drogi, jakby dziewczyna zapomniała do czego sięgała. Dobrze, że zabrała same wysokie buty, bo przynajmniej między nimi ponownie nie było tak dużej różnicy.
Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś. Wiesz jak ważne to dla mnie było, a jakbyś się nie zgodził to pewnie bym nie pojechała —Powiedziała cicho, starając się patrzeć w jego oczy. Uśmiechnęła się lekko, jakby ofiarując mu ten gest w ramach podziękowania. Nie zamierzała odwoływać się do poprzedniego wieczoru, chociaż pamiętała co jej powiedział zanim zasnęli. Najwyraźniej wydarzenie dla nich dwojga było w pewien sposób przełomowe, dla niej w inny sposób niż dla niego. Na pewno zapamiętają je na długo, nawet jeżeli z różnych powodów. — Miło było zobaczyć twoją prawdziwą stronę. — Przełamała się i sięgnęła do jego policzka, który pogłaskała w opiekuńczym geście. Uśmiechnęła się jeszcze raz, tym razem bardziej smutno niż wcześniej, po czym odsunęła się te trzy kroki, by chwycić walizkę i ruszyć w kierunku drzwi, ale nagle coś ją tknęło, a jej żołądek się ścisnął. Przez jej głowę przemknęły wspomnienia sprzed kilku godzin, wszystkie związane z nim, wszystkie wbijające się jak sztylet prosto w jej serce. Stanęła i nie odwracając się ponownie w jego stronę, zadała kolejne pytanie, którego na pewno zadania żałowała, ale samo wypadło z jej ust. — Czy chociaż część z tego co się wydarzyło wczoraj była na serio? — Przygryzła wargę i westchnęła głęboko, bo ciężar dwóch pożegnań w ciągu kilkudziesięciu minut ją przytłaczał. Najpierw rodzina, teraz dobra strona Maurice'a. Była świadoma, że po wejściu do taksówki, kiedy znikną z pola widzenia kogokolwiek z jej rodziny, powstanie między nimi chłodny mur. — Bo jeżeli tak, to proszę, pocałuj mnie ten ostatni raz. Tak na pożegnanie. — Głos znowu jej zadrżał. Spodziewała się z jego strony odrzucenia, ale w tamtej chwili tak bardzo go potrzebowała. Potrzebowała zapewnienia, że ten wieczór nie przyniósł ze sobą tylko gorzkiego smaku żalu i goryczy. Że to nie był tylko piękny początek okropnych pożegnań. Że nie zostanie sama, chociaż na tę chwilę, że na kilka chwil pojawi się między nimi ta iluzja szczęścia.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Rodzina Idy przytłoczyła Maurycego, ale dzielnie podtrzymywał grę pozorów. Żegnał się z nimi ciepło, jednocześnie nie składając pustych obietnic, że jeszcze się spotkają. Oczywiście, kiwał głową, ale nie zapewniał ich, że wrócą jeszcze na święta. Nie chciał podjudzać ich, że będą wszyscy wesołą familią. Bo nawet, gdyby Ida nie ‘’umarła” w najbliższym czasie. To w klanie Olszewskich nie było miejsca dla Hoffmana. On miał własną rodzinę, która na niego nie czekała w domu. Nie potrzebował wkręcać się do drugiej, szczególnie biorąc pod uwagę jego sytuację z Idą. Nie chciał mieć z nimi już nic wspólnego i czekał, aż wrócą do domu. Już planował jak zaszyje się w ciemności jego mieszkania, jaki film włączy i do kogo zdecydowanie się nie odezwie. Wiedział, że będzie musiał spotkać się z Silvanem, chociaż po to, żeby odebrać pieniądze za wykonaną robotę. Wcale mu się na to nie spieszyło. Choć jego relacje z ojcem były w tamtym momencie poprawne. To jednak kłamanie mu w twarz wcale nie zapowiadało się być rozrywką wieczoru. Co prawda, z samym zachachmęceniem rzeczywistości nie miał problemu. To jednak wizja poruszania tematu wesela nie wydawała się być przyjemna. Maurice dał się uściskać Pawłowi i jego matce, w końcu poprzedniego wieczora spędził trochę czasu z bratem, jak to ją nazywał, Tosi. Zasługiwał na porządne pożegnanie, bo już nigdy mieli się nie zobaczyć. Podał rękę dziadkom oraz ojcu pana młodego, a potem wrócił do Idy, nie łapiąc już jej za rękę. Rozstali się z nimi i wrócili do pokoju, gdzie mieli wszystkie rzeczy.

Widząc jak blondynka rzuca się na łóżko, przeraził się najgorszego. Nie chciał, żeby mu jeszcze zaczęła płakać, bo wtedy to dopiero nie miałby pojęcia co zrobić. Aczkolwiek, nic z tego się nie wydarzyło. Patrzył na nią cały czas badawczo, oczekując na jakąś reakcję. Ale chwilę nic się nie działo. Aż do momentu, gdy wstała i zbliżyła się do niego. Nie zrobił ani kroku w przód, ani w tył. Nie bał się jej i nie chciał pokazywać słabości. Wolał być kuszony wizją tego co mógł mieć, a co sam wybrał, że nie posiądzie. Bo to była decyzja Maurice’a. To on oślepiony wizją kontroli nad sytuacją, odebrał sobie radość. Był zbyt uparty, zbyt skrzywdzony, żeby dać sobie się cieszyć drugą osobą. Przerażony wytworzeniem jakichkolwiek uczuć wobec Idy, wyrwał sobie możliwość bycia szczęśliwym, chociaż kilka kolejnych godzin. Niesamowite było jak szybko przeszedł od niechęci, antypatii, wręcz odrazy wobec niej, do cichego pragnięcia poczucia jej ust jeszcze raz. Aczkolwiek on był wytrzymały w swym postanowieniu. Choć testowała go, nie ugiął się. Widział jak jej dłoń zawisła między nimi, a jego twarz ani nie drgnęła. Miał poważną minę, na skraju ze zmęczeniem. Nie było w niej już widać tej znanej Idzie niechęci wobec niej. Jednakże, zamieniła się ona w smutek, który był widoczny w jego oczach. Żałował, że tak to się musiało skończyć, ale nie stać go było na złamanie się. Kolejny pocałunek, który tak bardzo chciał jej skraść, oznaczałby brak drogi powrotnej do jego poprzedniej rzeczywistości. A Maurice kurczowo trzymał się tego co mu znane i bezpieczne. Nigdy nie był ciepły wobec innych i wizja zmienienia tego, trzęsła fundamentami, które postawił ponad sto lat temu.

Również patrzył w jej oczy, przełamując się, ale nie zrobił niczego. Nie odpowiedział jedynie czekając na kolejne słowa wypowiedziane przez Idę. Wyjątkowo nie potrzebował podziękowań, chwalenia go. Nie chciał, żeby to robiła. Bo doceniając go, próbowała zburzyć mury, które na nowo stawiał. Topiło to jego serce, które pragnęło komplementów i adoracji. Również mieszało w mózgu, który w przeciwieństwie do serca, nie chciał zmian. Głowa decydowała, że woli ład sprzed wesela. Skrzywił się słysząc o swojej prawdziwej stronie. Nie chciał, żeby tak myślała. O wiele bardziej pragnął, żeby łudziła się, że to była pomyłka. Wypadek przy pracy. A nie, że poznała Maurice’a, którego sam ukrywał przed innymi. Pokręcił głową. Nie zdążył odpowiedzieć, bo poczuł jej dłoń na swoim policzku. Zamarł wtedy i choć nie chciał, żeby ją zdejmowała, to jej dotyk go parzył swym chłodem. Miał wrażenie, że zostawi po sobie krwawy ślad. Choć i tak Ida zostawiła mu na pamiątkę bliznę na sercu, które płakało przez decyzję, którą podjął. Nikt nie potrafił tak złamać serca Maurycemu jak on sam.

- Nie myśl, że tak mnie znasz Ida – powiedział wciąż mając jej dłoń na policzku. Chciał ją odrzucić od siebie, żeby choć trochę mu pomogła w jego robocie. Oddaliła się od niego i ruszyła ku wyjściu. To samo zrobił biorąc walizkę za rączkę. Toczył ją za sobą, aż Ida stanęła. Dobrze, że się nie odwróciła, bo jej pytanie wybiło go z rytmu. Oczywiście, że było na serio. Nie udawał choć chwilę, w przeciwieństwie do tamtego momentu. Naprawdę pragnął Idy, na serio się z nią świetnie bawił i nie było ani trochę kłamstwa w pocałunkach, którymi ją darzył. Tylko nie mógł jej tego powiedzieć, bo by ponownie nie wyszli z tego pokoju. Przełknął ciężką gulę w gardle i wtedy usłyszał kolejną prośbę. Zamknął oczy wykorzystując, że nie patrzyła. W ciemności widział jak do niej podchodzi, łapie za twarz i gorąco całuje. Napierałby na nią ciałem pokazując, że ją chce. Że pragnie jej obecności w swoim życiu, choć na kolejne kilka chwil. Ale otworzywszy oczy wiedział, że nie ma na to miejsca.

- Nie Ida, nie pocałuję Cię – odpowiedział i wyminął ją w drzwiach. To był koniec ich pięknego romansu, ponieważ Maurice zatrzasnął ostatnie wejście, którym mógł wrócić do Idy. Dobrze, że go nie widziała, bo krzywił się niemiłosiernie idąc przed siebie. Nie chciał tego zrobić, nie chciał odrzucać kobiety. Jednakże, nie miał wyboru. Serce krzyczało, żeby do niej wrócił, ale już i nawet ono wiedziało, że to po wszystkim. W taksówce usiadł koło kierowcy, aby dzieliła go oraz Idę jak największa przestrzeń. W drodze dziękował Bogu, że nie mieli siedzeń obok siebie. Dzięki temu miał okazję pozałamywać się w ciszy samemu, bez jej obecności. Jedynie niepokoił go fakt, że miał ich oboje odebrać Silvan. Będzie musiał mu podziękować i wybrać ubera, aby nie było widać, że sam sobie znowu skomplikował życie. Na własne życzenie cierpiał i to jeszcze bardziej go frustrowało.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Maurycy zachował się całkiem cywilizowanie, kiedy żegnali się z jej rodziną. Z uśmiechem patrzyła jak obejmował jej mamę i Pawła, chociaż jej serce krwawiło. Nie chciała tego widzieć, chyba naprawdę wolałaby, żeby Hoffman został na górze i dał jej spokój na te dziesięć minut. Przecież i tak nawet na nią nie spojrzał, więc po co się pchał z butami w najintymniejszą część jej życia? Bardziej ją to ruszyło, niż jakby postanowił rano zaprosić ją pod wspólny prysznic. Bo to przynajmniej mogła wyjaśnić pożądaniem, a tutaj kierował się jakimiś dziwnymi pobudkami, których ona nie rozumiała. Chciał być miły dla niej, czy dla kompletnie obcych sobie ludzi?
Być może właśnie ta sytuacja sprawiła, że dziewczyna się przełamała. Że nie potraktowała go tak oschle jak chciała. Podniosła się z łóżka i wiedziała, że ona też mu musi podziękować, a że wyszło trochę bardziej emocjonalnie, to cóż, była teraz tym wszystkim przytłoczona i potrzebowała okruchów sympatii.
Okruchów, których nie dostała. Maurice stwierdził, że ona wcale go nie zna. Skoro tak twierdził, to nie zamierzała się kłócić. Puściła jego policzek, chociaż najchętniej sięgnęłaby drugą ręką do drugiego i obdarowała gorącymi pocałunkami. Odeszła na te dwa kroki i wtedy do niej dotarło. Jak mogła go nie znać? Nikt nie był aż takim doskonałym aktorem. Musiał czerpać radość z ich wspólnego spędzania czasu. W końcu się śmiał, był uroczy, romantyczny i słodki. Nie mógł kłamać prawda? Musiała się dowiedzieć, musiała poznać odpowiedź na to pytanie I to ją właśnie zgubiło. Bo ona nie była taka jako on. Ona nie umiała wyczuć czy ktoś ją okłamuje. Ona była ufna i zaufała mu, że odpowie jej prawdę. A ta prawda zabolała bardziej niż uderzenie miecza. Cisza zapadła, a on wycedził te kilka słów, które zabrzęczały jej w uszach jakby krzyczał. "Nie Ida, nie pocałuję cię.", a ona się czuła jakby powiedział, że jest głupia, że myślała, że on chciałby czegokolwiek od takiej osoby jak ona. Ścisnęło ją w klatce piersiowej, ale była silna. Nie mogła pokazać, że to ją ruszyło, nawet jeżeli chciała upaść na podłogę i zacząć płakać.
W pewien sposób przyjęła to na klatę. Żaden mięsień na jej twarzy nie poruszył się nawet o pół milimetra. Gdyby na nią spojrzał zobaczyłby idealnego bitchface'a. Ale to była tylko fasada. Coś w środku w niej pękło i była pewna, że jeszcze długo nie będzie takie samo. Chwyciła wyimaginowanego Maurice'a i go wrzuciła do bardzo dalekiej i głębokiej szufladki w swoim sercu, której nie zamierzała otwierać w najbliższym czasie. Nabrał ją i ona uwierzyła, że te chwile spędzone razem, te pocałunki i czułe gesty nie były tylko czymś kompletnie wypranym ze znaczenia. Nie wiązała ich oczywiście z głębszymi uczuciami, takich nie mogło być wśród dwójki nielubiących się osób, ale wolała myśleć, że jednak to chociaż w jakiejś części prawdziwe. Ża dawała mu szczęście, chociaż przez tę jedną noc. W tym momencie jednak zrzuciła wszystko na alkohol, który sprawił, że Hoffman zachowywał się jak nie on i stworzył iluzję pięknej relacji, na którą nie było szans.
Dała się wyminąć w drzwiach, nawet nie obdarzając go jakimkolwiek komentarzem. Rozejrzała się jeszcze po pokoju, by upewnić się, że niczego nie zostawili i ruszyła wąskim korytarzem kilka kroków za Mauricem. Kiedy wampir podszedł do recepcji zdać klucze i opłacić rachunek, ona zakręciła na salę, gdzie Paweł stanął na wysokości zadania i faktycznie czekały na nią dwa kubki czarnej kawy. Wyściskała się jeszcze raz ze wszystkimi, prawie doprowadzając się do płaczu, ale w końcu musiała wrócić do swojego, ekhm, chłopaka. Bitchface wrócił na jej twarz, kiedy wyszła przed budynek by złapać taksówkę. On już tam czekał.
Twoja kawa. Nie wiedziałam jaką lubisz, więc wzięłam taką jak ja piję. Jak nie chcesz to zostaw, wypiję za ciebie. Mało spałam. — Uśmiechnęła się złośliwie i spojrzała gdzieś w dal wypatrując Aleksandra, który miał przyjechać w czarnej skodzie. Stali tak w ciszy, która nie była komfortowa, tylko tak gęsta, że można by było ciąć ją nożem, kiedy nagle usłyszeli piskliwy głos babci Jadzi, która przybiegła jeszcze wyściskać obydwoje. Ida miała wrażenie, że Maurice dostaje więcej miłości od jej babci niż ona sama, ale tego nie skomentowała. Staruszka dodała, że chłopak ma bardzo zimne policzki i powinien nałożyć szaliczek, który mu dała. I wtedy Ida się zastanowiła, bo przecież nie widziała, żeby cokolwiek zostało w pokoju. Czy wampir wziął robótkę z nimi, czy może pozbył się jej gdzieś w hotelu? Bo jej serce to mógł deptać ile chciał, ale babcię Jadzię to powinien szanować.
W końcu taksówkarz przyjechał, a oni wsiedli. Tym razem ona usiadła za nim, nie chcąc w ogóle na niego patrzeć. Już wolała spoglądać na szczerbatego kierowcę niż na najpewniej zadowoloną z siebie twarz Maurycego. Czuła się upokorzona, miała wrażenie, że celowo wprowadził ją w taki stan, że myślała, że to wcale nie tak. Chciał się pośmiać, że była taka zdesperowana, że poprosiła o jeszcze jeden pocałunek? Zamierzał jej wypominać jak łatwo się mu oddała? W Idzie zaczynała się znowu budować złość i duma, którą próbowała przykryć jak bardzo była zraniona. Bo ją to wszystko naprawdę bolało. Miała wrażenie, że zostawiała na tej sali weselnej większą część siebie niż by chciała. Cierpiała, ale próbowała schować to uczucie na tyle głęboko, żeby nie dotarło do niej przed zamknięciem się w swoim mieszkaniu. Nie chciała widzieć jego satysfakcji, niech myśli, że ją to nie ruszyło.

koniec
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach