Moje wielkie polskie wesele

3 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
First topic message reminder :

29/10/2022 - okolice Wrocławia

Maurice dostał zadanie bojowe w czystej postaci. A on nie odmawiał dwóch rzeczy: krwi i dobrego zlecenia. Silvan raz mu wysłał wiadomość i, gdyby to była sama prośba, to by z pewnością odmówił. Ale zawierała ona cały plik, pięciostronicowy dokument z wytycznymi, ostrzeżeniami i detalami całego przedsięwzięcia. Zaintrygowało to łowcę. Spodobało mu się wyzwanie, choć wiązało się z nią. Babsztylem, który zatruwał jego życie, odkąd wtarabaniła się w te rodzinne więzy, które i tak były niebywale skomplikowane. Wlazła z przytupem, a raczej została wciągnięta i już nie wyszła. Nie powinien był jej winić, bo nie prosiła o to. To była decyzja jego ojca, a nie Idy. Niemniej, Maurice dodawał dwa do dwóch i w tym przypadku wychodziło mu pięć. Obwiniał ją za zburzenie ładu, a tym bardziej za spełnianie marzeń Silvana. Było to egoistyczne, ale on taki właśnie był. Nastawiony na własny sukces i zaabsorbowany swoim życiem, chęciami i potrzebami. Dla zabawy polował na ludzi nie ważąc na ich życia, więc nic dziwnego, że nie miał za dużo empatii wobec sytuacji laborantki. Niby raz jej pomógł z Hugo. Zatuszował wszystkie ślady i do tego dnia policja nie ustaliła co się stało. Bo w końcu zgłoszono zaginięcie mężczyzny, ale w mieszkaniu nic nie znaleziono. Ślady krwi były specjalnie starte, aby przy użyciu wszelkich chemikaliów ukazało się jak najmniej. A próbek nie dało się już zebrać, więc nie było nawet szans, żeby dowiedzieć się czy jego, czy nie. Sprawa nie została zamknięta, ale też już nikt z nią nic nie zrobił. Został kolejną ofiarą nieszczęśliwego zaginięcia, a rodzina nie miała żadnych odpowiedzi. I Maurice żył z tym spokojnie, zapomniał wręcz, że to się wydarzyło. Nie rozmyślał o tym wieczorze za wiele, a jedyną pamiątką była butelka od Idy, której do tego czasu nie ruszył, z nieznanych mu powodów. Oraz rachunek za użycie krematorium. Nie podliczył jej i nie zamierzał, bo uważał to za kurestwo. Ciągnąć od niej, a w rezultacie od ojca, za pozbycie się chłopa. Przecież Silvan jeszcze by zadawał pytania, czemu przesłała Maurycemu przelew. A tego też nie chciał. Co prawda, tym razem zapowiedział się, że podliczy tatę za zadanie bojowe. Ale był to raczej test, czy naprawdę mu tak zależy, żeby pojechał z Idą na to całe polskie wesele.

Nie wiedział w ogóle czego się spodziewać. Wziął ze sobą dwa garnitury, oba skrojone na zamówienie, dwie koszule, jedną białą, drugą kremową oraz jeden zestaw na powrót, czyli dżinsy i sweter od Ralpha Laurena. Jego styl można było nazwać eleganckim. Wyglądał i ubierał się jak modele droższych firm. Nie raz można by mu zrobić zdjęcie i udać, że to najnowsza kampania Hugo Bossa. Nikt by się nawet nie zdziwił. Szczerze, to on nie chciał jechać na to całe wesele. Nie miał ochoty spędzać tyle czasu z Idą, bo najzwyczajniej w świecie nie był jej fanem. Ale ktoś musiał jej przypilnować, a kto inny jak nie syn jej oprawcy. Znaczy się mężczyzny, który ją przemienił. Polecieli wieczornym lotem z Paryża do Wrocławia, gdzie na lotnisko dostali się oddzielnie. Nadał bagaż, w którym również przewoził zapas krwi w bidonach w torbach termicznych, a potem udał się na kawę. Czekał na Idę pod gatem, z napojem ze starbucksa, nogą założoną na nogę i książką w ręce. Czytał akurat biografię M syn stulecia i szczerze się zastanawiał, czy może był gdzieś wymieniony. Spotkali się przed lotem na chwilę, aby później rozdzielić się w samolocie. Gorzej było na miejscu, ponieważ większość komunikatów była po polsku, a te po angielsku brzmiały jakby ktoś żuł kotleta i mówił na raz. Ida musiała go przeprowadzić przez lotnisko, a potem złapali taksówkę do pierwszego hotelu. Tam też mieli oddzielne pokoje, więc posiedział do wschodu słońca, a potem udał się do snu, żeby nabrać energii na wesele. Nie wiedział za dużo co się z czym wiąże. I naiwnie myślał, że może być nawet spokojnie. Plan był taki, nie iść na ceremonię, a dopiero na samo przyjęcie, które wyjaśni się spóźnieniem samolotu. Nie chcieli w końcu stać na słońcu i ryzykować usmażenia.

Wystroił się chłopak pierwsza klasa. Miał krawat, czarną marynarkę, spodnie tego samego koloru, białą koszulę oraz również czarne eleganckie buty. Zegarek miał złoty, tak samo jak spinki do mankietów. W końcu nie mógł nosić srebra. Włosy zostawił kręcone, ale również je ułożył, aby nie był to paryski nieład. Perfumy użył takie jak zawsze, nie za mocne, a jednak ładne, drogie. Wyglądał i pachniał jak sukces. Spotkali się z Idą na dole, w recepcji. Nie mógł powiedzieć, żeby źle wyglądała. Była to w ogóle bardzo ładna kobieta, ale nie doceniał to przez animozje, które powstały między nimi przez te wszystkie lata. Zakładał, że były one głównie po jego stronie. Bo jakim sposobem miałaby blondynka go nie lubić? Przecież był inteligentnym, sprytnym, zaradnym, przystojnym, zabawnym wampirem. No i do tego bogatym. Nic tylko brać. Sprawa z goła wyglądała inaczej, ale on o tym nie wiedział. Aczkolwiek, coś w nim się tam tliło, co można było zebrać i dobrze wykorzystać. Brakowało mu kogoś w życiu, kto by wyciągnął z niego dobro. Najpierw musiałby znaleźć, pomóc mu wyjść z agonii, którą było dla niego darzenie innych uczuciami. Nawet nie wiedział, w którym momencie stracił w sobie empatię. Nie wiedział, gdzie jest, trzeba było ją na nowo odkryć. Ale to chyba było niemożliwe. Raczej na tym świecie nie było takich desperatek, co by chciały zatruć sobie życie takim wyzwaniem, które zakrawało o Mission Impossible.

- Ładnie wyglądasz – powiedział sztywno i szybko nie poświęcając jej więcej uwagi. Odwrócił wzrok i spojrzał na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Najprawdopodobniej będą ostatni, bo wszyscy przyjadą z ceremonii. Jednakże ich spóźnienie nie będzie na tyle spektakularne, na ile mogłoby być. Weszli do taksówki, usiedli z tyłu i oczywiście, rozmawiali tylko po francusku. Maurice znał jeszcze wiele innych języków, ale tylko ten oboje dzielili.

- Czyli jestem twoim francuskim kolegą, poznaliśmy się w labie pracując? – Spytał aby potwierdzić wersję wydarzeń. Nie wiedział, że będzie uchodzić za chłopaka Idy. Przecież na to by się nie zgodził, gdyby Silvan mu powiedział, że będzie grał jej ukochanego. Kochankowie kobiety kończyli w gangsterskim krematorium, Maurice wolał nie iść w ślady poprzedniego, którego notabene, sam tam wpakował. Do miejsca, gdzie odbywało się wesele, nie było daleko, więc nie mieli za dużo czasu na ten temat porozmawiać. To była kwestia minut, aż mieli być zaraz powitani przez tabuny babć, ciotek, wujków i braci. A chłopak ledwo co spamiętał imiona najbliższych członków jej rodziny, żeby nie popełnić faux pas.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Był to majestatyczny widok. Dwójka pięknych ludzi z papierosem. Lampki wywieszone na altance niedaleko rozświetlały ich, tak samo jak kolorowe światła dobiegające z wewnątrz sali weselnej. Byli pomiędzy romansem, a imprezą. W tej całej sytuacji było coś zastanawiającego. Jakim cudem Maurice się przełamał i na chwilę zdjął maskę? Chyba po prostu przerastała go rzeczywistość Paryska. W szczególności morderstwa, którymi musiał się zająć wraz z Renatą. Nie była to prosta sprawa, cała wycieczka na komisariat i w ogóle. Jednak w jego życiu były gorsze sytuacje, a nie łamał się. Możliwe, że to był ten kryzys dwustulatka, który zbliżał się wielkimi krokami. A może, ale tylko może, chciał się zabawić w miejscu, w którym nikt go nie znał. Wymieszanie krwi z alkoholami mu w tym pomogło, tak samo jak i rodzinna atmosfera, której nigdy nie doświadczył. Zazdrościł Idzie tego wszystkiego. Wielkiego klanu ludzi, którzy ją kochają. Go nikt tak nie kochał. Nikt się o niego nie martwił i wszyscy po prostu zakładali, że u Maurycego jest dobrze. Ale to była jego wina. Sam doprowadził się do miejsca, w którym był sam. Bo tak siebie wymyślił, że już nikt nie wiedział o co chodzi. Zakochał się w sobie do tego stopnia, że nikt mu nie dorównywał. Patrzył na innych z góry. Uważał się za lepszego od Idy i Carol, a jednak zazdrościł im czegoś, czego on nie miał. One były wyborem jego rodziców. Natomiast Maurice był wypadkiem przy pracy, którego się żałowało. Wychowany przez matkę i ojca, jeszcze z innych epok, nie zaznał żadnego ciepła. O ile tego nie widział kiedyś, bo to było normą. To jednak z roku na rok, rodzicielstwo ewoluowało i zaczął dostrzegać to czego on nie miał. Dlatego też nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie miał dzieci. Bał się kochać, zajmować innymi i w pewien sposób, dostrzegał brak empatii w sobie. Przez ten sam brak, nie zastanawiał się nad tym, że dla Idy to wesele było jednym z pierwszych pożegnań. To była kwestia kilku lat, aż trzeba będzie ją zabić. Upozorować wypadek albo po prostu, odciąć od nich. Będzie musiała wcisnąć kit, że wyjechała do Amazońskiej dżungli, gdzie nie ma dostępu do internetu. Jednakże, prędzej czy później, musi stracić całkowity kontakt z nimi, ludźmi którzy ich otaczali. Przykre to było, bo z jednej strony zdawał sobie z tego sprawę, a z drugiej nie dostrzegał tragedii kobiety. Zostało liczyć, że i ona jeszcze nie doszła do tego.

- Ja na moje wesele zaproszę max dziesięć osób. Zobaczysz jeszcze. Albo i nie. – Wzruszył ramionami i zaciągnął się ponownie. Ani Ida, ani Carol nie były na potencjalnej liście weselnej. Aczkolwiek wiedział, że rodzice je i tak przyprowadzą i godził się z tym. Nie mógł żyć, aż w takim zaprzeczeniu, żeby tego nie dostrzegać. To samo z jego nadchodzącą dwusetką. Zamierzał zorganizować przyjęcie, a raczej popijawę krwi i wina u niego w domu. Lista gości nie była długa, ale wiedział jakie twarze chciał tam zobaczyć. Nawet się przełamał, żeby zaprosić Henriettę, co mogłoby trochę zaburzyć równowagę eventu. No cóż, jego święto, jego goście. Niech go w dupę pocałują, jak będą mieć jakieś problemy z tym.

Popatrzył na nią spojrzeniem, które mogłoby zabić. COŚ Z NIM NIE TAK. Nic z nim nie było NIE TAK. Ida jak zwykle zniszczyła cichą nić sympatii, którą ją chwilami darzył. Nawet pod wpływem alkoholu, poczuł znowu do niej niechęć. Tylko ona potrafiła go tak wkurzyć. Nie dał po sobie poznać, bo jego twarz była tak samo zblazowana, jak zwykle. Pokręcił jedynie głową i zaciągnął się papierosem. Wypuścił dym i dopiero wtedy się odezwał.
- Nie ma w tym nic smutnego. Mówił Ci ktoś kiedyś, że masz bardzo słabe umiejętności interpersonalne? – Czy był złośliwy? Tak. Czy było to wręcz niepokojące, że przed chwilą z nią tańczył, a zaraz po tym nią gardził? Tak. Ale kobieta  (i Maurice) zmienną jest. Niemniej, gdy się przed nim otworzyła, słuchał. Choć chciał się odwrócić na pięcie i za takie teksty ją zignorować, to jednak tego nie zrobił. Po prostu jak raz był wyrozumiały. Choć przez chwilę. Aczkolwiek empatii już mu zabrakło. To nie tak, że nie chciał. On nie umiał. Brakowało w nim tego, właśnie to się w nim nie wykształciło i choćby mu zależało (a tak nie było) to średnio mu wychodziło.

- Będzie dobrze, jak tego nie zjebiesz to nic się nie stanie. Po prostu za bardzo się nie przytulaj, nie dotykaj. – Poradził jej dość rzeczowo, nie biorąc pod uwagę czynnika ludzkiego. Uważał go za słabość, na którą nie było ich stać. – No jasne, że mówię o wódce – dodał i zaczął wzrokiem szukać kogoś z butelką. Na chwilę się oddalił, aby takową złapać i wtedy dostrzegł brata Idy wraz z nią. Złapał trzy kieliszki i wrócił. Stał z nimi, gdy ten się z nim witał. Wtedy się uśmiechnął szeroko, aczkolwiek sztucznie, co ciężko było dostrzec, gdy Maurycego się nie znało. Nie dotknął Pawła i szybko wymigał się z uścisku, aby nie wyczuł jego niskiej temperatury.

- Maurice. Obiecuję, że jej nie skrzywdzę, nie chciałbym mieć na pieńku z polską rodziną. – Odparł o mało nie parskając śmiechem. Ida mogłaby go zabić, gdyby się wyposażyła w broń automatyczną, a i wtedy możliwe, że by jej się nie udało. Aczkolwiek, dał żyć Pawłowi w przekonaniu, że dało mu się coś zrobić. Nagle zabrzmiała tragiczna piosenka, której Maurice nie rozumiał. Jednakże, wyczuwał że to coś tragicznego po minie zebranych. – Przyniosłem wódkę – powiedział i położył kieliszki na najbliższym stoliku. Nalał im trzem i podniósł go do góry. - Za twoje zdrowie Paweł. No i małżonki. – Powiedział, a następnie wlał do gardła alkohol. I wtedy, jak za odjęciem ręki, zabrzmiało coś co sprawiło, że Maurice się uśmiechnął. On. Pan Jestem wiecznie niezadowolony, znudzony i załamany twoją głupotą, się uśmiechnął. A dlaczego? Bo zaczęła grać piosenka z jednego z ulubionych filmów mężczyzny. A mianowicie, Right Round z Hangover.
- Zapraszam do tańca – powiedział i zanim Ida zdążyła wyciągnąć dłoń, Maurice złapał Pawła i zaciągnął na parkiet. Był to popis największego tańca klubowego, jaki blondyn mógł znać. Zsynchrozywali się we dwoje i w pewnym momencie, udało im się tańczyć to samo. Pan młody i jego pseudo szwagier, zawładnęli parkietem. Ciotki patrzyły na nich z uwielbieniem, a reszta kuzynów się dołączyła. Wampir na dodatek znał cały tekst i go śpiewał. Takiego wydania Maurice’a mało kto miał zaszczyt widzieć.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Gdyby Ida wiedziała co chodzi po głowie Maurycego, to pewnie by go przytuliła. Dobrze więc, że nie miała takiego podglądu. Ona widziała tylko chłodną maskę, którą pokazywał całemu światu. Nawet te krótkie chwile, kiedy szlochała w jego pierś w jakiejś obskurnej łazience nie zmieniły jej zdania, chociaż bardzo doceniła poświęcenie chłopaka. który podarował dużo swojego czasu, żeby zająć się jej problemem. W końcu mógł ją zignorować albo co gorsza, zadzwonić do swojego ojca. Ich sekret do dzisiaj się nie wydał, chociaż Ida nie wytrzymała i podzieliła się nim z jedną, zaufaną osobą.
Ta maska z którą pozował przed wszystkimi tego wieczoru spadła. I wampirzyca naprawdę nie wiedziała jak ma na to patrzeć. Czy Maurice, tak jak w greckim teatrze, po prostu zmienił role? A może to była jego prawdziwa twarz, którą tak rzadko miał okazję pokazywać? Była skonfundowana, szczególnie, że po ich kłótni w hotelowym pokoju nie spodziewała się, że ten będzie po prostu taki... miły? Empatyczny? Zabawowy? Sama nie wiedziała jak to nazwać.
Pewnie dlatego nie umiała się zachować. Zamiast pamiętać, że mężczyzna wyświadcza jej naprawdę dużą przysługę i powinna po prostu zaakceptować wszystko co się dzieje dookoła, to ona dalej nie potrafiła ugryźć się w język i po prostu powstrzymać złośliwości, które same na ten język przychodziły. Chociaż w pewnym momencie jej się to udało. Nie zapytała skąd ma zamiar wytrzasnąć jakąś babę, która zgodzi się za niego wyjść. Ida zakładała, że Maurice musiał pokazywać swoją inną stronę w relacjach stricte romantycznych, skoro tutaj tak łatwo objął rolę jej chłopaka, wielbiciela bimbru i głupich popowych piosenek sprzed dekady.
Jesteś pierwszy, zazwyczaj są chwalone. Ale przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć. — No może miało, ale szczerze mówiąc sądziła, że wampir jej się odgryzie. W jakiś sposób lubiła się przekomarzać, niezależnie czy po drugiej stronie stał Silvan, Maurice czy Cerise. Jakoś pomagało jej to rozładować napięcie. Nie chciała się znowu kłócić, wystarczyły jej emocje dostarczane co chwila przez kolejnych członków jej rodziny. Szczególnie, że to najtrudniejsze było jeszcze przed nią. Bo mimo tego, że to rodzice mogli zdawać się jej najbliższymi osobami, to brat był jeszcze klasę wyżej.
Pokręciła głową na jego wskazówki, bo on chyba naprawdę nie zakładał, że nie będzie się przytulała z bratem, kiedy jeszcze miała taką szansę? Liczyła, że przetańczą razem co najmniej kilka wolnych kawałków, potem będą śpiewać karaoke do rana, aż ich gardła się nie zedrą, a Maurycy zabójczym spojrzeniem każe jej się wynosić z sali zanim słońce wzejdzie. Plusem było na pewno wesele w październiku, gdzie noc była już na tyle długa, że sama zabawa mogła naprawdę trwać i trwać. W czerwcu mógłby być kłopot.
Ruszyła z chłopakiem w stronę sali, gdzie on odszedł poszukać wódki i czystego szkła, ale jej już to nie obchodziło. Nie kiedy w zasięgu jej wzroku pojawił się Paweł. Dała się objąć i podnieść, śmiejąc się mu do ucha. Wszystkie jej troski nagle zniknęły, nie wiedziała jak mogła jeszcze kilka chwil temu denerwować się tym spotkaniem. Nie mogła go puścić, kiedy był tak blisko. I nie chodziło o wampirzy głód, tylko zwykłą ludzką tęsknotę. Dopiero teraz zrozumiała jak jej go brakowało.
Skąd wiesz, może po tych latach w satanistycznej Francji już faktycznie nie mogę przekroczyć progu kościoła. — Zaśmiała się szczerze. Podobno niektóre wampiry faktycznie niechętnie odwiedzały takie przybytki, ale jej się jakoś nie spieszyło do sprawdzenia tej teorii. Zresztą, kościoła unikała jeszcze w Polsce. — Piękna ścianka, nie mogę się doczekać aż Maurice napije się na tyle, żeby dać sobie zrobić tam zdjęcie. O, o wilku mowa. — Powiedziała, kiedy kątem oka dojrzała nadchodzącego Hoffmana. Nie kłamała. Miała nadzieję, że zrobią sobie zdjęcie na tej brzydkiej, granatowej ściance, które będzie mogła gdzieś schować i spojrzeć na nie jak ten ją wkurzy na tyle, że będzie się zastanawiała dlaczego w ogóle jest w stanie znosić jego obecność. Dlatego. Czasami był miły.
Paweł oczywiście musiał zażartować i Ida nie była pewna co bardziej na nią zadziałało. Ta niewinna wzmianka o zabijaniu przez nią ludzi, którzy ją skrzywdzili, co wywołało kolejną, bolesną falę pewnych wspomnień czy może jednak słowa Maurycego, który stwierdził, że jej nie skrzywdzi. Obydwoje wiedzieli, że to kłamstwo. Że oni uwielbiali siebie w pewien sposób krzywdzić, nawet jeżeli nie było robione to w sposób fizyczny. Skrzywiła się trochę, co oczywiście nie umknęło spojrzeniu jej brata. Już miała odpowiedzieć, że wszystko w porządku, co pewnie nie byłoby za dobrym kłamstwem, ale na szczęście uratował ją jakiś przygłupi kuzyn (pewnie Dawid), który uważał, że discopolo to najlepsze muzyka. Zmarszczyła brwi, szczególnie, że każdy niekoniecznie udany dźwięk akordeonu trafiał podwójnie do jej uszu, kiedy Maurice stwierdził, że czas interweniować.
Chwyciła kieliszek, stuknęła się nim z chłopakami, jak na prawdziwą pannę z Polski przystało i wypiła go na raz, krzywiąc się lekko na smak ciepławej już wódki. Dopowiedziałaby coś o tym, albo zażartowała, ale wtedy wydarzyło się coś naprawdę niesamowitego. Piosenka bardzo niskich lotów została mieniona, a na twarzy Maurice'a pojawił się uśmiech. Nie taki wymuszony i może trochę wymieszany z grymasem, ale i tak Idę zatkało. Musiała to sobie przetrawić, więc nawet nie zwróciła uwagi na zaproszenie wampira, który nawet nie mówił do niej. Kilka sekund później chłopaki już były na parkiecie, a ona opadła na pobliskie krzesło i polała sobie wódki, którą wypiła na raz. Czynność tę powtórzyła jeszcze trzy razy, aż pobliski wujek gwizdnął.
No, no, nieźle na tych studiach we Francji was uczą pić. — Ida jedynie się uśmiechnęła i wdała w small-talk, jednym okiem cały czas kontrolując parkiet. Nie no, ona naprawdę musiała się najebać, inaczej chyba tego nie zniesie.
Pod koniec piosenki wszystkie ciotki zdążyły się jej zapytać, czy to jej chłopak tak wywija z Pawłem, a po jej potwierdzeniu zaczynały chichotać i pytać, czy w innych sprawach też jest taki dziki. Zapowiadał się naprawdę ciekawy wieczór.
Ida nie pobiegła za wampirem, trochę się dystansując. Nie potrzebowała go obok, szczególnie podczas rozmowy z jakimiś ciotkami co ledwo znały polski, a co dopiero jakiś inny język. Lawirowała między rodziną, każdemu poświęcając krótką chwilę. Obcałowała pannę młodą, z którą wymieniła uprzejmości i w końcu, kilkadziesiąt piosenek i kieliszków wódki później, wylądowała na parkiecie, akurat jak didżej zagrał kolejną, popularną polską, biesiadną piosenkę.
A ktooo się w styczniuu urodził. — Ida przekręciła oczami, bo tym ludziom wcale nie brakowało okazji do napicia się. No ale cóż, tradycja to tradycja. Wyłapała wzrokiem swojego "chłopaka" i pociągnęła go do stolika, tłumacząc w międzyczasie o co w tym chodzi.
Maurycy miał to nieszczęście, że był z grudnia. Do grudnia, to większość ludzi zdążyła się znudzić utworem, a wujek Staszek, wielbiciel bimbru, który urodziny miał w lutym, zdążył się w jakiś sposób pojawić koło nich.
Masz chłopie, nie pij tej przeklętej czystej. — Wykrzyknął do Maurice'a, klepiąc go po plecach i stawiając na stole kolejną, prawie pełną szklankę bimbru.
Ida zdecydowanie umrze tego wieczoru.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400

Maurice znalazł kolegę w Pawle. To z nim przetańczył kilka piosenek, a potem usiedli, aby się napić. Nie sądziłby nigdy, że tak dogada się z bratem Idy, ale połączył ich podobny gust muzyczny. A mianowicie, zamiłowanie do starszych piosenek popowych. Tych nowych to mężczyzna nie ogarniał, uważał że są beznadziejne i nawet gdy leciały w klubie, to trzymał się tych, które znał. Nie nadążał za czasami i w 2022 roku żył melodiami z wczesnego 2010. Taki już był jego urok. Zajęli miejsca tam, gdzie mieli siedzieć małżonkowie, aczkolwiek żona gdzieś poszła, więc blondyn zajął jej krzesło na chwilę. Paweł polewał im wódki i tak to się toczyło przez dłuższy czas. W trakcie rozmawiali na różne tematy. Maurice coś kręcił o pracy w labie, brat Idy również opowiadał co on robi. Niestety musiał nadejść moment, w którym wyszedł temat wampirki, której przy nich nie było.

- Opowiedz mi Maurice, bo Tośka nic mi nie mówi, jak to z wami jest? – Maurycy uniknął skrzywienia, popijając akurat wtedy wódkę. Wciąż nie był na tyle pijany, żeby dobrze się trzymać ustalonej wersji. Ale również brakowało mu kilku kielonów do zachwycania się nad Idą. Był to mały problem, ale musiał użyć swoich umiejętności aktorskich. Ciężkie było ciągłe takie udawanie miłego chłopaka, którym nie był. Aczkolwiek, alkohol oraz spuszczenie z tonu pomagało. I tak nie był sympatyczny, aczkolwiek już nie zachowywał się w tak skandaliczny sposób jak zwykle. Ktoś mógłby uznać, że Hoffman powinien częściej bywać na weselach, bo wychodziła jego lepsza strona. Albo że powinno się go poić bimbrem z krwią. Były dwa rozwiązania tego problemu.
- Jest dobrze, dobrze. Nie narzekam. Jest wspaniałą dziewczyną, wiesz jak jest. – Odparł stawiając kieliszek na stole. Bawił się nim chwilę, aż nie usłyszał kolejnego pytania. Paweł był również pijany i chyba dlatego zrobił się tak otwarty.
- Kochasz ją? – Maurice o mało nie dostał zawału słysząc to. W życiu nie dostał takiego pytania, a co dopiero w kontekście Idy. Tej która go tak irytowała, mu ubliżała i, która nie rozumiała, że on naprawdę nie chciał się z nią niczym dzielić. Ani przemyśleniami, ani emocjami, ani rodzicem. No, ale trzeba było ponownie wejść w rolę. Więc pokiwał głową i ledwo z siebie wydusił.
- No tak – powiedział starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco. Zaraz po tym dostrzegł Idę z wujkami i uznał, że chyba woli ją od kolejnych pytań z serii prywatnych. Jeszcze Pawła by poniosło i zacząłby się dopytywać o zaręczyny i dzieci. Już zrobił jeden fuck up, nie chciał drugi raz podjudzać rodzinki Olszewskich wizją nowych bombli do kolekcji. Łowca za cholerę by nie chciał mieć żadnych dzieci z Idą, a tu zaraz będą się ich spodziewać. On w ogóle nie był pewien czy jakiekolwiek by chciał. Nie poznał nikogo z kim by mógł i mocno wątpił, żeby to się zmieniło. – Wybacz, ale muszę lecieć do dziewczyny – przeprosił swojego pseudo szwagra i wstał od stołu. Dotarł do swojej partnerki, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, to Stachu mu polał bimbru. Maurice zrobił wielkie oczy, bo trochę już miał dość, ale wiedział, że nie wypada odmówić.

- Dziękuję – wydukał po polsku i chwycił szklankę. Tym razem pił zawartość małymi łyczkami. Usiadł obok Idy i spojrzał w dół. Jego krawat się trochę rozwiązał i wisiał tak poluzowany. Nie zareagował nawet, był na tyle podpity, że miał to gdzieś. Ponadto, zdjął z siebie marynarkę i zawiesił ją na krześle. Oparł się mocno o oparcie, a nogi wyprostował. Siedział tak chwilę pijąc ten bimber w milczeniu. W końcu go naszło, oświeciło wręcz. Położył zamaszyście dłoń na dłoni Idy i ją złapał. Pierwszy raz to chyba zrobił bez żadnego kontekstu.
- Idziemy palić czy tańczyć? – Spytał patrząc na nią, świat powoli wirował, ale to był dobry stan. Pierwszy raz od dawna Maurice miał po prostu wyjebane.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Jej spojrzenie co chwila uciekało w stronę stołu dla nowożeńców, gdzie Paweł z Maurycym pili jak najlepsi przyjaciele. Nie podsłuchiwała o czym mówią, chociaż mogła. Dała im tę namiastkę prywatności na głośnej sali. Obróciła się plecami, starając się ignorować to dziwne uczucie, które pojawiło się gdzieś w środku. Była zazdrosna, ale nie umiała stwierdzić o którego z mężczyzn bardziej. W końcu Hoffman pojawił się koło niej, a ona poprowadziła ich do stolika. Nie skomentowała bimbru, po prostu też opadła na krzesło i odetchnęła głęboko. Chwilę posiedzieli w ciszy, która nawet nie była niekomfortowa. Przyzwyczaiła się do milczenia w jego towarzystwie.
I nagle stało się coś dziwnego.
Zawiesiła wzrok na ręce wampira, która przykryła tę jej, o wiele mniejszą. Przez chwilę nie wiedziała o co chodzi, na pewno nie spodziewała się takiej nagłej bliskości, nawet jeżeli były to tylko dłonie, a taki gest z kimkolwiek innym niemiałby żadnej konotacji. Odwróciła się, by spojrzeć się na niego, skupiła wzrok na jego rozmytym spojrzeniu.
Tańczyć. — Odpowiedziała, bo chyba nie była gotowa na spędzenie kilku chwil w samotności z Maurycym. Nie, kiedy ten wyglądał jakby w końcu znalazł jakąś radość z życia. Pewnie znowu by coś palnęła, zwłaszcza, że powoli zaczęła odczuwać wpływ wypitych kieliszków wódki. Podniosła się, pijąc jeszcze na szybko kolejny kieliszek wódki, i chwyciła chłopaka pod ramię, prowadząc go na parkiet w rytm jakiejś muzyki klubowej. Znowu zaczęli się kręcić po sali, przebijając wszystkich co postanowili dzielić z nimi parkiet, kiedy piosenka nagle się zmieniła. Jakaś powolna, francuska ballada poleciała z głośników, a Ida puściła Maurice'a, żeby rozejść się w spokoju. Niestety, kiedy tylko się obróciła, by odejść od swojego "chłopaka" wyłapała wzrok Pawła, który patrzył na nich z konsternacją wypisaną na twarzy. Szybko przemyślała wszystkie dostępne opcje i obróciła się na pięcie, żeby jednak znowu wylądować przy Maurycym, zarzucając mu ramiona na barki.
Przepraszam, Paweł nas obserwuje. Nie chcę mu psuć imprezy jakimiś głupimi podejrzeniami. — Powiedziała cicho, patrząc gdzieś na konkretny punkt na białej koszuli chłopaka. Piosenka była na tyle wolna, że większość nie-par zeszła do stolików, więc ciężko byłoby im zejść niezauważonym. — Dobrze się bawisz? Jakie bzdury ci wciskał Paweł? — Zagadała, bo przecież ciężko było nie zauważyć, że spędzili razem kilkanaście minut, siedząc wspólnie na krzesłach nowożeńców. Trochę dziwnie się czuła patrząc na to, że Hoffman załapał lepszy kontakt z jej bratem niż z nią, ale może to nie było takie złe? Lepiej żeby Maurycy się czymś zajął i porozmawiał z kimś miłym, niż siedział pół imprezy na krześle z niezadowoloną miną. Na szczęście wydawało się, że chłopak nawet dobrze się bawił, nawet jeżeli było to dla Idy czymś niecodziennym.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Ida wybrała taniec i na to przystał. Dokończył bimber i za rękę poszli na parkiet, zapominając w ogóle, że on to robił. Dziwnie się z tym poczuł, jak już się zorientował co nawyrabiał. On nie lubił Idy. Nie znosił wręcz. Traktował ją jak niewygodny element w życiu, była jak ten kamyk w bucie, którego nie idzie się pozbyć. A tu nagle, z dzika franc, jego długie palce obejmowały jej drobną dłoń. I to powodowało mieszane uczucia w nim. Brakowało mu w pewien sposób kontaktu fizycznego. Jednakże nie wiedział, jak się czuć w momencie, w którym to właśnie Ida została kimś, kto uspokajał go. Trochę tracił kontrolę nad sytuacją i zaczęło mu się to nie podobać. Z jednej strony dobrze się bawił, ale z drugiej zaczynał mieć wyrzuty sumienia, że na za dużo sobie pozwalał. Przy Pawle sztucznie się uśmiechał, ale to też tylko dlatego, że nie lubił swojego naturalnego. Naprawdę miał powody do radości, bo świetnie się bawił. Wszyscy go miło przyjęli, zachwycali się nad nim i po prostu marzenia Maurice’a się spełniały. Przyjemnie było choć przez chwilę udawać, że jest się częścią tej większej rodziny. Wujkowie, ciotki, wszyscy się do niego szczerzyli i mówili jakieś niewyraźne polskie teksty, które wydawały się być nie obelgami. Miło mu było i naprawdę się powstrzymywał od uśmiechania. Ciężko mu było zachować kamienną, aczkolwiek już nie zblazowaną, po prostu spokojną, twarz.

Niestety z rozrywkowej muzyki zmienili na jakąś francuską, wyjącą balladę. Blondyn wolał potańczyć do czegoś wesołego i Ida najwidoczniej też. Trochę się zdziwił widząc jak odchodzi. Myślał, że zostanie, ale ewidentnie Maurice był kimś, przy kim nikt nie zostanie. Alkohol płatał mu figle w mózgu przysuwając dziwne myśli. Te tragiczne, ale i również szalone. Nie potrafił się opanować i wyłączyć emocji, tak jak zwykle to robił. Chwilę tak stał, wybity z rytmu i ponownie ze skrzywioną jak zwykle gębą. Chciał od razu wyjść na szluga, ale Ida zaraz do niego wróciła tłumacząc się bratem. No dobra. Czyli została zmuszona. Zarzuciła mu ręce na ramiona, a on objął ją w pasie. Nie za wysoko, nie za nisko. Tak jak chłopak by to zrobił ze swoją dziewczyną na oczach połowy rodziny.

- Ok – odparł wciąż rozkojarzony wszystkim co się działo. Nie stać go było na inne słowa, bo czuł się najzwyczajniej słaby. Nienawidził tego uczucia. Nienawidził czucia się odrzuconym. Ponadto, nienawidził faktu, że Ida jakkolwiek zaczęła wpływać na to jak się czuł. Chwilę tak tańczyli, aż w końcu nie wydarzył się wypadek. Maurice nagle się uśmiechnął, swoim naturalnym grymasem szczęścia. Zmrużył delikatnie oczy i pokazał wszystkie zęby. I wtedy zaczął panikować. Zorientowawszy się co zrobił, od razu się skrzywił. Myśli zalewały jego głowę przysuwając coraz to gorsze scenariusze. Jego radość pijacka została zastąpiona melancholią i czymś czego nie umiał nazwać. Zupełnie stracił kontrolę. I w momencie, w którym się zorientował, wiedział że musi to przerwać. Ni z tego, ni z owego, odsunął się od kobiety i poszedł w kierunku wyjścia. Szedł przed siebie przy okazji wyjmując paczkę papierosów z kieszeni. Jego tempo było wyjątkowo szybkie, jakby próbował przed czymś uciec. Nerwowo odpalał szluga, który zaraz powędrował do jego ust. Zatrzymał się dopiero w altance udekorowanej lampkami. Nie przeszkadzał mu wieczorny chłód, rozwalony krawat, czy też cierpki smak bimbru, który wciąż czuł. Przeszkadzało mu, że zaczął czuć rzeczy. Nie chciał. Naprawdę starał się odpędzić od siebie jakiekolwiek emocje, a tu nagle został nimi zalany. Jeszcze, gdyby to było z kimś innym, ale tu wpływała na niego Ida! Załamywał się nad sobą. Neurotycznie palił papierosa, aż się nie zorientował, że ona poszła za nim. Nagle stali naprzeciwko siebie w tym romantycznym plenerze. Patrzył uważnie na jej twarz. Pierwszy raz odkąd się znali, naprawdę na nią patrzył. Skupił się na jej jasnych oczach, długich rzęsach, pełnych ustach. Nigdy tak na nią nie spojrzał. Jak na kogoś kto też żyje, funkcjonuje, jest jednostką. Do tego czasu była błędem kalkulacyjnym, a w tamtym momencie była kimś więcej. Sam siebie nie rozumiał. Nie wiedział, czy to alkohol, czy opatrzność boska. Nie miał pojęcia. Ale jeśli Bóg nad nim czuwał, to diabeł siedział na ramieniu. Dzieliło ich trzydzieści centymetrów, ale ze względu na szpilki, blondynka była już bliżej jego wzrostu. Łatwiej mu było na nią patrzeć, co wcale nie polepszało sytuacji.

Ostatni buch. Zaciągnął się wciąż nie odzywając i opuścił resztkę papierosa na drewniany parkiet. Przydeptał go butem, nie spuszczając wzroku z twarzy kobiety. Wampir był pewien, że oszalał, bo jego serce mówiło jedno. Mózg drugie, a alkohol podjudzał to pierwsze. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech, kupując czas, którego nie miał. Tonął. Tonął w swoich myślach, w krzyku desperacji wywołanej brakiem kogokolwiek. Bo poza matką, która go traktowała jak pracownika drugiej kategorii. Poza ojcem, którego był porażką. I poza kilkoma kobietami i Sahakiem, którzy po prostu byli w jego życiu. Nie miał nikogo. Stare znajomości się rozpadły, kochanki uciekły. Był sam. I naprawdę w tamtym momencie nie chciał się tak czuć.

Ostatnia sekunda. Podjął decyzję. Nie było to proste, a wręcz zakrawało o masochizm. Ale było czymś co diabełek na jego ramieniu, najbliższy spowiednik wampira, mu podpowiedział. Nachylił się i złączył ich usta w krótkim pocałunku. Nie było to namiętne, nie włożył jej języka do ust. Przypominało to pierwszego buziaka. Coś w formie pożegnania. Bo to było pewnym do widzenia dla ich dotychczasowej relacji. Po tym co zrobił, nie było szans na powrót do antypatycznej, chłodnej, wykalkulowanej postawy Maurice’a. Ida poznała jego największy sekret. A mianowicie, że blondyn miał też jakieś emocje w sobie. Bo o uczuciach było za wcześnie mówić. Był to raczej impuls, coś co bez bimbru, krwi i wódki by nigdy nie przeszło. A jednak, Maurice Hoffman całował właśnie Idę Antoninę Olszewską. Nie było drogi powrotnej.
W końcu się od niej odsunął, ale nie na daleko. Jego twarz wciąż była blisko buzi kobiety. Patrzył w jej oczy i wyszeptał.
- Powiedz jedno słowo, a się odsunę. – Aczkolwiek liczył, żeby tego nie powiedziała. Chciał jeszcze raz ją pocałować, a zarazem uciec stamtąd. W jego głowie tłukły się myśli, zastanawiając się co on w ogóle wyrabiał. Alkohol trochę tłumił wyrzuty sumienia wobec samego siebie.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Ten wieczór był jak odcinek telenoweli. Ona naprawdę nie wiedziała jak się powinna czuć. Była trochę pijana, nie tak jak jej partner, ale mimo wszystko niektóre hamulce zniknęły, czuła się o wiele bardziej otwarta na towarzystwo i podskoczyła jej tolerancja na głupie żarty wujaszków. Najbardziej dziwiła ją postawa Maurice'a. Kobieta na pewno nie spodziewała się, że podoba mu się taki spęd rodzinny, wiele osób, które zwracają na niego uwagę. Nigdy nie byli w takiej relacji, żeby wiedziała co chodzi po głowie detektywa. W końcu między nimi była chłodna relacja, czasami przeplatana jakimiś cieplejszymi momentami błędu matrixa. Naprawdę się cieszyła, że Maurycy nie bawi się źle, nawet jeżeli nie powiedziała tego na głos.
Na parkiecie wydarzyło się bardzo dużo rzeczy w bardzo krótkim czasie. Ida pamiętała, że Hoffman zakazał jej jakiegokolwiek fizycznego kontaktu i starała się to uszanować. Nie proponowała sama niczego co mogło przekroczyć jego granice, nie chciała żadnej sceny, a co ważniejsze, ona mimo wszystko nie chciała, żeby on się czuł źle. Podświadomie wiedziała, że oddawał jej naprawdę wielką przysługę, przyjeżdżając z nią tutaj. Była świadoma, że to na pewno nie był jego wymarzony sobotni wieczór. Za dużo ludzi, za mało trupów.
Nie wiedziała co się stało. Wróciła do niego na wolny taniec, gdzie tak naprawdę musieli tylko kołysać się do rytmu. Widziała jego grymas, wiedziała, że on nie chciał jej tak blisko. Zrobiło jej się odrobinę przykro. Zazwyczaj nie miała problemów z tym, że musiała kogoś wręcz zmusić do tańca ze sobą, a tutaj właśnie to zdawało się być problemem. Przełknęła gulę, która pojawiła się w jej gardle i zmusiła się do tego, żeby poskładać myśli. To był Maurice. Powinna się cieszyć, że w ogóle dał się dotknąć i nie uciekł z krzykiem, że go gwałcą.
I wtedy stało się coś dziwnego. Kiedy tak patrzyła w jego twarz, tak jak zrobiłaby to każda zakochana dziewczyna, uśmiechnęła się lekko. I on ten uśmiech odwzajemnił. Zauważyła to, chociaż trwało dość krótko i zostało od razu zastąpione grymasem. Zatkało ją, nie wiedziała co się w ogóle dzieje. Czy powinna go zaprowadzić do pokoju, żeby sobie odpoczął od alkoholu? Czy wampiry mogły w ogóle mieć zatrucie alkoholowe? Nie zareagowała kiedy się od niej odsunął, nie tak od razu. Potrzebowała kilku, bardzo długich sekund, żeby pozbierać myśli, zrozumieć co się stało. W końcu wzięła głęboki wdech i ruszyła tropem chłopaka. Chciała wiedzieć co się wydarzyło, poznać odpowiedzi na pytania tłoczące się w jej głowie. Chciała zrozumieć.
Dogoniła Maurycego dopiero w altance, nie dość, że wampir miał dłuższe nogi, to jeszcze przecież wyszedł kilka sekund wcześniej. Zanim postawiła kolejne kroki przyjrzała mu się. Spoglądała jak nerwowo palił papierosa, wyglądajać jakby był w jakimś transie. Trochę się wystraszyła. Czy naprawdę taniec z nią był aż taki okropny?
Ja... co się stało? — Zapytała cicho, zanim podeszła do niego niebezpiecznie blisko. Stanęła naprzeciwko gotowa przyjąć każdy cios, jaki miał zamiar jej zadać, każdą obelgę. Chciała mu pomóc, nawet jeżeli miałoby to ją zranić. Chciała go objąć, przytulić i powiedzieć, że jest bezpieczny i wszystko będzie dobrze. Ale nie umiała. Po prostu stała naprzeciwko niego, wpatrując się w tę twarz, której nigdy nie miała okazji przyjrzeć się aż tak dokładnie. Jak zaczarowani patrzyli w swoje oczy, a jej spojrzenie uciekało tylko wtedy, kiedy jego dłoń podsuwała do tych pełnych ust papierosa, którym się zaciągał. Czas stanął, ona przestała oddychać, gotowa przyjąć na klatę cokolwiek jej powie.
Ale on nie powiedział nic. Papieros się skończył, a oni tkwili zaklęci w ciszy, zapatrzeni w siebie. Ida nie wiedziała co powiedzieć. Nie miała słów, nie chciała psuć tej chwili. I wtedy to się stało. Maurice pochylił się i obdarzył ją krótkim całusem, który rozpalił ogień w jej trzewiach, który odblokował ostatnią barierę, która trzymała ją w jakichkolwiek ryzach. Ale zanim zdążyła zrobić cokolwiek, ten się odsunął, a ona znowu nie wiedziała co zrobić. Poczuła na ustach cierpki smak bimbru i od razu jej myśli pobiegły do tego ile dzisiaj wypili. Miała ochotę wykrzyczeć mu, że chce, żeby został, nie odsunął się chociażby o centymetr, tylko wziął ją w ramiona i pokazał czego mu w życiu brakowało. Ale nie mogła.
Maurice, jesteś pijany... — Wyszeptała, chociaż wcale nie chciała. Nie chciała by się odsuwał, nie chciała żeby pomyślał, że ona nie chce powtórzyć tego z większą dozą namiętności. Walczyła sama z sobą, żeby nie sięgnąć do jego karku i nie przyciągnąć go do siebie. Wpatrywała się w te błękitne oczy, tak bardzo przypominające w tym momencie rozszalały ocean. Wiedziała, że będzie jej jutro za to nienawidził, ale przegrała, przegrała tę walkę z samą sobą. Była zbyt wielką egoistką, by nie zapewnić sobie tego, czego tak bardzo chciała, kiedy było to tuż przed nią. Zamknęła oczy wyciągnęła się, by ponownie połączyć ich usta. Tym razem z jej inicjatywy, tym razem dlatego, że to ona tego pragnęła. Ten pocałunek nie był delikatny. Zachłannie czerpała z jego ust, jakby chciała go w ten sposób ocalić przed sztormem, który przed kilkoma chwilami odnalazła w jego spojrzeniu. Chciała uciec przed swoimi wszystkimi pragnieniami, które się w niej gnieździły, gdy patrzyła na Hoffmana, a w tym momencie się w nich topiła i desperacko walczyła o ostatni oddech, który pozwoli jej przetrwać. Wplotła palce w jego włosy, całkowicie dając się pochłonąć temu co się między nimi działo. Nie było już odwrotu. Nie było już ratunku.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Nie odpowiadał jej, bo nie wiedział w ogóle co miał powiedzieć. Nie chciał się dzielić swoimi przemyśleniami, nie był na tyle pijany, żeby sięgnąć aż do tak drastycznych środków. Chciał po prostu czuć się znowu dobrze. A przez panikę, która nim zawładnęła, nie potrafił. Sam tego nie rozumiał. Dlaczego nagle, ni z tego ni z owego, zaczął się tak czuć? Czuł się winny, jednakże nie potrafił na to wpłynąć. Czuł się bezsilnie wobec swojego umysłu, którego między Bogiem, a prawdą, nie rozumiał. Nie potrafił po prostu dojść do sedna problemu. Bo z nim było coś nie tak. Chociaż sam nie do końca to dostrzegał. To jednak ewidentnie miał jakiś problem. Syndrom niechcianego dziecka? Rys antysocjalny? Rys narcystyczny? No nie wiadomo. Po prostu grał w tę grę, aż nagle okazało się, że ktoś podmienił planszę i zasady. O ile zawsze rozgrywał partyjkę szachów, to nagle skończył jako pionek w chińczyku. Sytuacja nomen omen, patowa. Dlatego zaczął panikować, czego normalnie nie robił. W obliczu trupów się nawet dwa razy nie wzruszał. Widział, analizował i działał. Ewentualnie jak to zrobił na balu, zostawił reszcie ten problem do rozwiązania. Potrafił ocenić, kiedy nie powinien się mieszać i właśnie to był taki moment. A tu nagle, zaczął wciskać swoje trzy grosze wszędzie. Rozmawiał z Pawłem jak z kolegą, uśmiechał się do ciotek i pił z wujami. Nie był to jego normalny habitat i możliwe, że dlatego to wszystko poszło w tak złą stronę. Można by mylnie stwierdzić, że skoro Maurice był tak pewny siebie, to że był płytki i nie miał większych przemyśleń. Aczkolwiek w jego głowie zawsze roiło się milion myśli, które po prostu odganiał. Ale alkohol w nich namieszał, a krew którą pił wcale nie pomogła. Może i to było głupie, poczuł się za bardzo i puścił wodze kontroli. Tylko, że przez długą chwilę czuł się naprawdę świetnie. Więc dlaczego nagle zaczęło być tak źle?

Pocałunek namieszał mu w głowie. Był to impuls, którego nie rozumiał. Ida była ładna, wręcz piękna. Ale jemu to już nie imponowało. Nie po dwustu latach przyglądania się ludziom jak i wampirom. Po takim czasie nie jest się w stanie już tylko dlatego kogoś chcieć. Na jedną noc, może. Ale i wtedy on miał dość wysokie wymagania. Musiał wiedzieć, że taka kobieta nie będzie od niego niczego chciała na drugi dzień. A z wampirką stojącą naprzeciwko niego, nie miał takiej pewności. A jednak zrobił ten pierwszy krok, którego nie wiedział, czy żałuje czy nie. Powinien był, aczkolwiek nie czuł jeszcze wyrzutów do samego siebie. Słysząc jej słowa, myślał że pierdolnie. Oczywiście, że nie był trzeźwy. Bez alkoholu by tego nie zrobił. Tylko, że sam fakt, że mu to wypomniała nie był zły. To odrzucenie, które poczuł sprawiło, że się skrzywił ze złości. Maurycego się nie odrzuca, pierwsza zasada fight clubu. I nie dlatego, że był taki piękny, sprytny, inteligentny, czy też zatrważająco niesamowity. Powód był jednym z tych prozaicznych, on po prostu bardzo źle to znosił. Odrzucony to był prawie dwieście lat temu podczas loterii, kto się nim NIE zajmie. Nie dopuszczał już później nikogo do takiego miejsca, gdzie by mu powiedziano ‘’odwal się”. Wyczuwał, gdzie sprawa była przegrana, a gdzie można by dużo ugrać. A tu najwidoczniej się przeliczył i najzwyczajniej w świecie było mu przykro. Tylko, że jego smutek łatwo się zmieniał w złość. Miał już się odsunąć, pójść gdzieś dalej, wypalić kolejne papierosy i zalać gardło kolejną dawką krwi. Jednak Ida go przyciągnęła do siebie, całując jakby nie było nikogo innego poza nimi.

Szybko odwzajemnił pocałunek. Zachłannie czerpał z niego wszystko co umiał. Nie było w tym nic delikatnego, subtelnego. Przyciśnięci do siebie ciałami, stali tak i świat poza nimi zniknął. Czując jej palce w jego włosach i on zrobił kolejny krok. Podniósł ją i usadził na wysokiej, drewnianej balustradzie altanki, aby byli na tej samej wysokości. Jedną rękę trzymał nisko na jej plecach, aby podtrzymać ją od tyłu. Zacisnął dłoń na jej sukience, jakby chciał się jej pozbyć. Drugą natomiast trzymał na jej twarzy, odgarniając kosmyki włosów, które wypadały z jej upięcia. Ida i Maurice nie wyglądali, jak para na weselu. Byli niczym kochankowie, którzy zobaczyli się po latach. Chłopak z dziewczynom byliby w stanie się powstrzymać. Jednakże oni nie byli razem. Prawdą było to, że nie łączyło ich nic, a dzieliło tylko więcej. A jednak znaleźli się w tej sytuacji, gdzie on po prostu ją chciał. Może nie tu i teraz, ale zaraz i to namiętnie. Długo byli pochłonięci sobą, ale w końcu kiedyś trzeba było złapać oddech, na chwilę się oderwać od iluzji, którą stworzyli. Szczególnie, gdy zza ich pleców zaczęły się rozchodzić głosy. Nie rozumiał polskiego, nie wiedział o czym mówią. Ale, gdy już otworzył oczy, widział członków rodziny Idy, którzy się na nich patrzyli wielkimi oczami. Odsunął swoją twarz od jej wciąż nie zdejmując ręki z jej pleców. Odpalił papierosa i zaciągnął się nim.

- Chcesz bucha? – Spytał i nachylił się, aby wymienić się dymem w pocałunku. Było to krótkie, ale wzbudziło kolejne westchnienia, które dochodziły z niedaleka. Było za ciemno, żeby zidentyfikował kto z kim. Ale wiedział, że już było trochę za późno na kolejne uniesienia emocji. Usiadł więc koło niej i objął ją tym razem w pasie, wciąż paląc papierosa. Jakby los chciał coś im przekazać, to z wewnątrz sali weselnej dobiegało „Sexy and I know it”. Maurice się zaśmiał, bo dobór piosenki był niesamowity do okazji. Jego ręka zjechała niżej, z jej talii na biodra.
- To nic nie zmienia, wiesz o tym?
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Ida zapytała, będąc pewną, że to jakieś jej poczynania sprawiły, że Maurice uciekł wystraszony. Czuła się za to odpowiedzialna, w końcu on wyznaczył proste zasady. Nie przeszło jej przez myśl, kiedy wychodzili z tego jednego pokoju, że on będzie chciał być przez nią dotykany. Jemu pewnie też nie. I nawet ten uśmiech, który pojawił się na jego twarzy i w jej sercu, nie zmienił wysnutej przez nią pochopnej oceny sytuacji. Mogła za nim nie wychodzić, mogła po prostu podejść do Pawła i poprosić go o taniec tłumacząc to tym, że Maurycy musiał się przewietrzyć. Ale ona chciała mu pomóc. Chciała, by mógł dalej się dobrze bawić. By był przez chwilę szczęśliwy.

Moment pierwszego pocałunku zaburzył cały jej światopogląd. Była tak przejęta swoimi emocjami, kotłującymi się gdzieś w środku, że nawet nie zwróciła uwagi jak jej słowa na niego zadziałały. Tak bardzo utonęła w jego oczach, że nie zarejestrowała całego grymasu złości, który przebiegł po jego twarzy. Wiedziała, że trochę igrała z ogniem, poddając w wątpliwość czy powinni to robić, kiedy on czekał na akceptację, na zgodę na kolejne działanie. Być może to i lepiej, bo gdyby zobaczyła tę minę, nie wytrzymałaby i pewnie skończyłoby się nie tylko na altance.  

Całowała go jakby jutra miało nie być, a on oddawał to z podobną pasją. Zapomniała o całym świecie dookoła nich, liczyło się tylko to połączenie między nimi. Nawet nie zauważyła kiedy przysunęli się do siebie, kiedy ich ciała zetknęły się ze sobą, jakby ten kontakt między ich twarzami to było zbyt mało. W Idzie szalał potężny ogień, który mógł zostać ugaszony jedynie przez Maurice'a, ale ten zamiast starać się zmniejszyć pożar, dostarczał jej więcej tlenu który go podsycał. Dłonie wplątane we włosy, ręce zaciśnięte na sukience. Wyglądali, jakby czekali na to wiele lat, jakby na początku tego wieczoru na myśl o podobnej pozycji nie krzywili się z niesmakiem. Idzie to nie przeszkadzało, teraz liczył się tylko on. Dała mu się podnieść i posadzić na balustradzie, nie przerywając pocałunku nawet na chwilę. Straciła poczucie czasu, nie wiedziała co się dzieje, nie chciała wiedzieć. Chciała tylko już tkwić w jego ramionach, dopóki się nie nasyci jego obecnością, jego smakiem, ale niestety – nawet wampiry potrzebowały powietrza.
Odsunęli się od siebie, ale Ida nie otworzyła oczu przez dłuższą chwilę. Brała kilka głębokich wdechów, starając się zrozumieć co właśnie się stało. Nie była pewna, szczególnie, ze Maurice dalej jej dotykał, nawet jak ta chwila uniesienia minęła. Miała gdzieś głosy z tyłu, jeżeli ciocia Grażynka im zazdrościła, to mogła wziąć swojego Józka do altanki i powtórzyć po nich. Nie obchodziło jej to, nie w tej chwili. Przecież i tak grali parę.

Nie zdążyła odpowiedzieć na pytanie o bucha, kiedy wampir się nachylił, a ona znowu skubnęła jego usta, by przyjąć dym, który jej zaoferował. Chciała więcej, ale wiedziała, że musi się uspokoić. Nie teraz. Nie w tym życiu. I chociaż on opadł obok i objął ją, jakby to było coś naturalnego. Tak jak chłopak obejmuje dziewczynę. Oni wiedzieli, że to nieprawda, a mimo wszystko Idzie zrobiło się nad wyraz miło. Uśmiechnęła się słysząc jego śmiech. Chyba wcześniej nie miała okazji słyszeć jak melodyjny dźwięk to był.

Dalej obiecujesz, że będziesz krzyczał, że gwałcą jak spróbuję cię pocałować? — Zażartowała, co mógł ewidentnie usłyszeć w jej głosie. Była świadoma, że dalej będą się nie lubić, a ta chwilowa słabość, którą obydwoje okazali w tej romantycznej altance powinna zostać jak najszybciej zapomniana. Ale może od jutra? Może w Polsce powinni zakopać topór wojenny i cieszyć się tym, o czym będą musieli zapomnieć w Paryżu? W końcu i tak nie zamierzali zbyt często wracać do Wrocławia, jeżeli to w ogóle nie była pierwsza i jedyna okazja. — Nie martw się, dalej cię nie lubię. — Wyciągnęła się, by sięgnąć po tlącego się papierosa w jego dłoni. Maurice nie oddał jej samej fajki, ale podsunął swoją dłoń. Uniosła jedną brew, ale zagrała w jego grę. Zaciągnęła się i odchyliła szyję, wydychając cały dym gdzieś  w noc. Też musiała to jakoś przyswoić, na razie tkwiła w przyjemnym szoku. Chwyciła jego nadgarstek i zaciągnęła się po raz kolejny, by bez pytania, też sięgnąć do jego twarzy, żeby skraść mu jeszcze jeden pocałunek pod pretekstem wymiany dymu, tak jak on to zrobił kilka chwil wcześniej. Maurycy obudził w niej pragnienia, których sama wcześniej nie była świadoma. Mogła tylko mieć nadzieje, że wszystkie te emocje, obudzone z żądzy zasną ponownie, kiedy alkohol wyparuje z ich żył. To ona tutaj zawiodła, to ona była bardziej trzeźwa, to ona powinna to zatrzymać. Ale nie umiała. Spojrzała na zegarek na jego nadgarstku. Jeszcze nie było aż tak późno, będą musieli zaraz wrócić na salę.
W skali od jeden do dziesięć jak bardzo wyglądam jakbyś właśnie prawie mnie przeleciał w altance? — Miała nadzieję, że jej zastygająca na ustach szminka wytrzymała tę presję i nie wyglądała w tym momencie jak clown. Bardziej obawiała się o włosy, bo te Maurycego były mocno zmierzwione, nie wiadomo z czyjej winy i jakim sposobem. — Wracamy? —Zapytała, kiedy pet został zgaszony o drewnianą belkę. Nie wiedziała jak się odnajdzie w tej nowej rzeczywistości, ale nie zamierzała rezygnować z zabawy z rodziną. Nie dziś.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice zupełnie siebie nie rozumiał w tamtym momencie. Zachowywał się jak nie on. Był ciepły, miły, wręcz w pewien sposób romantyczny. On taki nie był, nie znał takiej swojej strony. Był zbyt pijany, żeby to roztrząsać i zaczął po prostu żyć chwilą. Nie chciał już więcej zawracać sobie głowy, bo ostatni raz doprowadził do jego paniki i ucieczki z Sali, więc na tę chwilę, najzwyczajniej w świecie żył. Siedział koło Idy, obejmując ją i paląc. Co jakiś czas brała od niego bucha, a on przystawiał jej dłoń z papierosem. To było tylko na jedną noc, takie miał założenie. Nie myślał o tym co będzie jutro, bimber za bardzo mu huczał w uszach i mieszał wzrok, żeby jeszcze zastanawiał się nad kolejnym dniem. Może i był to błąd, ale ponownie wrócił mu humor. A nawet był lepszy, niż gdy tańczył do hitów sprzed dziesięciu lat. W tamtym momencie raczej skupił się nad tym, jak smakowały usta Idy i jak przyjemny jest materiał jej sukienki. Dał się ponieść chłopak, tylko żeby go ta fala nie wyrzuciła na dziki brzeg. Bo chociaż orientację w terenie miał dobrą, to na obcych ziemiach bardzo łatwo się zgubić. Ich pocałunek zadziałał na niego jak kodeina na pacjenta w bólu. Poczuł się dobrze, uspokoił się i nie chciał nawet uciekać. Wręcz przeciwnie, podobało mu się o boku blondynki.

Jej słowa go rozśmieszyły, pamiętał jak się zarzekał, że jak go dotknie to zacznie krzyczeć. Zaśmiał się cicho zasłaniając buzię odruchowo, nie chcąc pokazywać grymasu szczęścia, którego się tak wstydził.
- Spróbuj, a się przekonamy – odparł wesoło. Chciał, żeby go znowu pocałowała, ale potrzebował też krótkiej przerwy od wrażeń. Nie myślał o tych co na nich czekali. Miał to już w dupie. Chciał skraść kolejne minuty w towarzystwie Idy. Nie wiadomo było, czy to chodziło w ogóle o nią, czy o sam fakt, że mu się ulało bycie samotnym i zgorzkniałym gościem. Na drugi dzień z pewnością podtrzymywałby wersję numer dwa. Jednakże, do tego czasu nigdy coś takiego się nie wydarzyło, więc zostawało to pod znakiem zapytania. Od nienawiści łatwo do gorących uczuć.

- Ja ciebie też, spokojnie, nic się nie zmienia – odparł nadal szczęśliwy. Wszystko było ustalone, przez chwilę nawet wierzył, że nie będzie tego konsekwencji. A jednak mylił się gargantuicznie. Cóż, alkohol szumiący w głowie nie pomagał w trzeźwej ocenie sytuacji, a miał wrażenie, że z każdym momentem, ten ostatni bimber coraz bardziej do niego docierał. Ponownie się pocałowali, a on ją asekurował, aby nie spadła. Nic by jej się nie stało z takiej wysokości. Aczkolwiek rozumiał, że sukienka nie mogła się zabrudzić. Maurice był wyczulony na takie rzeczy, bo sam przecież dbał o swój wizerunek. No może nie, aż tak po pijaku. Ale wiedział, że przed powrotem będzie musiał się jakkolwiek ogarnąć. Nawet po takiej ilości trunków, zależało mu aby być majestatem na nogach. Choć i w starym dresie takim by był, jego skromnym zdaniem.

Spojrzał na nią, aby ocenić straty. Sukienka była cała, fryzura już nie do końca, a szminka tylko troszkę rozmazana w kącikach ust. Przyłożył tam kciuk i potarł, aby zebrać nadmiar produktu i poprawić jej makijaż. Następnie wystające kosmyki włosów włożył jej za ucho i się uśmiechnął głupio. Znowu to zrobił, nie kontrolując się tym razem.
- Szczerze? Prawie to niedopowiedzenie, wyglądasz jakbyś z krzaków wylazła. – Powiedział złośliwie, aczkolwiek troszkę szczerze. Wyjął telefon z kieszeni i spojrzał na własne odbicie. O mało się nie przeraził. Od razu zaczął poprawiać włosy, aby choć trochę przypominały ułożone. Kręciły mu się na końcach, ale chciał chociaż przedziałek przywrócić do porządku. Następnie, już bez użycia przedniej kamerki, naprawił krawat, aby ponownie był pod szyją. On również wyglądał, jakby uprawiał agresywny seks w krzakach, ale przynajmniej obydwoje to całkiem nieźle zatuszowali.

- Wracamy – odparł i zszedł z balustrady. Podał jej rękę, aby zrobiła to samo, ale dla niej była to większa wysokość, a nie chciał, żeby na tych szpilkach sobie kostkę skręciła. Nie puszczając jej dłoni, ruszył w kierunku sali weselnej. Weszli tam robiąc wejście smoka, ale plener się jakby zmienił. Ludzie już nie tańczyli, a zamiast tego stał jakiś wodzirej z mikrofonem. Maurice nie wiedział co się dzieje, nie miał pojęcia czemu nagle były wyjmowane jakieś balony, a Panna młoda stała z bukietem w ręce. To drugie to jeszcze kojarzył z wesel, ale reszty nie bardzo. Mężczyźni już stali w jakiejś grupce i czekali na Pana Młodego z muszką w dłoni. Wampir sam by tam nie podszedł, ale złapał go Dawid i krzycząc coś po polsku, zawlókł do reszty.
- Te, lowelas, cho no tu – powiedział kuzyn od siedmiu boleści. Zanim Maurice się zorientował, oberwał muchą w gębę i złapał gdy spadała w dół. Wszyscy wiwatowali, a on stał przerażony nie wiedząc co się dzieje. Znał tradycję, że żona rzucała wiankiem, ale że mąż? I co to dla niego oznaczało?
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Najchętniej by została w tym momencie, w tej czasoprzestrzeni. Może faktycznie powinni poić Maurycego bimbrem? W końcu dzięki temu był dla niej całkiem przyjazny, a co najlepsze i czego ona nie mogła przeżyć, uśmiechał się i śmiał w głos. Nigdy wcześniej nie podejrzewała, że był w ogóle do tego zdolny. Nie spodziewała się, że może z własnej woli chwycić jej twarz w romantycznym geście, by złączyć ich usta w geście tymczasowego pojednania. Siedzieli obok siebie i palili jednego papierosa, przekazując go między sobą jak zwycięzcy przekazywali między sobą wieniec laurowy. To tylko jedna noc. Kilkanaście godzin porozumienia, zawiązanego dzięki jej rodzinie. Nie chciała myśleć co będzie później, liczyło się tu i teraz. Chciała zapamiętać smak jego ust, nawet jeżeli czuła tylko bimber. Wiedziała, że nie będzie powtórki.

Zaśmiała się razem z nim. Nigdy wcześniej się nie spodziewała, że usłyszy szczery śmiech, ze strony Hoffmana. Nie wydawał się typem, którego bawi cokolwiek. A tutaj nagle okazało się, że jego wymagania nie były aż tak wysokie i nawet ona umiała je wypełnić.
Uważaj, bo jeszcze uznam, że ci się podobało. — Odparła, chociaż nie chciała, żeby zaprzeczył. Bała się przez chwilę, że odpowie, że w sumie to nie miał z tego żadnej przyjemności. I ona by uwierzyła, nawet jeżeli jego ciało mówiło coś innego. Nawet jeżeli oddawał jej pieszczoty w sposób, który mówił, że pragnął tego tak samo mocno jak ona w tym momencie pragnęła jego. Chciała spróbować jeszcze wiele razy, ale czuła, że nie powinna. Coś ją powstrzymywało, chociaż obydwoje byli dorośli i chętni. Czyżby to było jakieś poczucie przyzwoitości, które nie chciało zamieniać jej życia w kolejny erotyk netflixa typu 365 dni?

Zaśmiała się ponownie, kiedy potwierdził jej, że dalej się nie lubią. Było to dla niej coś komicznego, w końcu właśnie całowali się jakby świat się miał skończyć. Chciała go odkrywać centymetr po centymetrze, ale najwyraźniej nie było jej to dane. Nie to, żeby miała przez to płakać. W tym momencie go pragnęła jak nikogo wcześniej, ale jej podświadomość podszeptywała jej, że jutro o tej samej porze nie będą chcieli się znać. I ona była świadoma, że to najprawdopodobniej była prawda. Dlatego też czerpała z tej sytuacji tyle ile tylko mogła. Skradała kolejne pocałunki z jego ust, zapamiętując ich kształt i smak. Nie chciała go znać, ale jednocześnie chciała być świadoma każdej krzywizny jego ciała. Czuła jego chłodną dłoń, kiedy trzymał jej plecy podczas pocałunku jak i poza nim. Jego dotyk na nią w pewien sposób działał, nawet jeżeli nie był zastosowany w stricte erotyczny sposób.
Przez te wymianę pocałunków traciła głowę, ale nie traciła poczucia przyzwoitości. Zachichotała, kiedy stwierdził, że wygląda jak po sesji w krzakach. Dała mu zetrzeć swoją szminkę, tylko trochę wstrzymując oddech. Kiedy zakładał jej włosy za ucho uśmiechnęła się szeroko. Najbardziej na nią działało jego szczęście, najchętniej w tym momencie znowu by go obcałowała, byleby ten uśmiech nie zniknął z jego twarzy już nigdy.
Wiesz, jak ja wylazłam z krzaków, to ty musiałeś być w nich ze mną. — Miała ochotę go pstryknąć w nos, w przyjacielskim geście. Czuła się przy nim tak swobodnie, że nie wiedziała co się dzieje i jakie zaklęcie rzuciła na nich babcia Jadzia. Spoglądała jak wyciąga telefon, żeby poprawić fryzurę i wykorzystała okazję. Podsunęła się niebezpiecznie blisko ściskając ich twarze obok siebie. — Dawaj rób zdjęcie! — Wykrzyknęła, uśmiechając się głupio, dopóki nie usłyszała dźwięku migawki. Następnie zmieniła pozę na taką, gdzie całowała go w policzek, a następnie nawet się przełamała i ustawiła jego rękę tak, by udało mu się zrobić idealne ujęcie podczas kolejnego krótkiego pocałunku. Uśmiechnęła się zadowolona, patrząc na dowody zbrodni. Pewnie powinna przesłać je sobie na telefon, ale tego nie zrobiła. Mógł nimi zarządzać jak tylko chciał, nawet jak miał je usunąć nad ranem. On miał więcej do stracenia od niej, jedyne co w jej przypadku wisiało na szali to fakt, że kilka dni temu powiedziała Silvanowi, że prędzej trafi do zakonu niż wydarzy się cokolwiek między nią, a Maurycym. Sięgnęła do krawata chłopaka i jeszcze lepiej poprawiła jego ułożenie, po czym dała się sprowadzić na ziemię z altankowej balustrady. Uśmiechnęła się po raz kolejny, kiedy Maurycy nie puścił jej dłoni, tylko zaprowadził ją z powrotem na salę, gdzie stanęła zdębiała. Zmitrężyli z Hoffmanem tak dużo czasu? Już były oczepiny?

Nie zdążyła zareagować, kiedy Dawid zjawił się przy jej partnerze. Nawet nie miała jak wyjaśnić Maurycemu, żeby za wszelką cenę nie łapał muchy, a ta już była w jego dłoniach. Jebany wampir i jego zmysły. Spanikowała. Nie była pewna co zrobić, bo jak z jednej strony nie chciała się wystawiać na pożarcie wszystkim ciotkom, to z drugiej strony nie chciała spoglądać na jakąkolwiek kuzynkę w ramionach jej udawanego chłopaka. Szybka decyzja została podjęta, a ona stanęła razem z wszelkimi pannami, by złapać bukiet. Nie zamierzała się z nikim dzielić Mauricem, nie kiedy w końcu się uśmiechał i pokazywał, że w tej skrzywdzonej skorupce kryje się pełen uczuć mężczyzna.

Chwała za wampirze zmysły! Udało jej się pochwycić kwiatki, chociaż leciały prosto w ramiona jakiejś niskiej blondynki. Pewnie ta już sobie wyobrażała co mogłaby robić z Hoffmanem w łazience, Ida była jednak zaborcza. Dała wszystkim poklaskać na jej widowiskowy chwyt bukietu, po czym uśmiechnęła się szeroko, jak panna młoda wsunęła jej własny welon we włosy. Wodzirej zapowiedział nową parę młodą, a ona skończyła na parkiecie w obecności Maurycego, kiedy dj pytał do czego chcą zatańczyć. Ida się nie zawahała, od razu poprosiła o muzykę do walca. Niech wszystkim ciotkom kopara opadnie po raz kolejny tego wieczoru. Stanęła obok chłopaka i pokrótce mu wyjaśniła o co chodziło w tej tradycji. Że teraz oni przejęli pałeczkę państwa młodych, że wszyscy będą na nich patrzeć przez resztę wieczoru. Ale nie było na to czasu, teraz ważna była klasyczna muzyka, która zaczynała lecieć z głośników.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 523
Taniec "Przyszłej Pary Młodej" został nagrodzony gromkimi brawami i wiwatami, a babcia Jadzia ze wzruszeniem musiała na chwilę opuścić salę. W tym samym czasie grupa ciotek zaczęła robić między sobą zakłady o to, kiedy będzie wesele pary wampirów i ile będą mieli dzieci. Dziadek Tadeusz natomiast zastanawiał na głos od kiedy jego wnuczka potrafi tańczyć walca.
Po skończonym tańcu nadszedł czas na kolejne moralnie niepokojące zabawy, które podobno miały umilić czas wszystkim zgromadzonym. Na całe szczęście, ku rozczarowaniu kuzyna Dawida i ku uldze każdej normalnej osoby w tym pomieszczeniu, wodzirejowi nawet nie przyszło do głowy proponowanie jakiś jajek, czy innych bananów. Zamiast tego na środku sali ustawiono, tyłem do siebie, dwa krzesła, na których usadzono rozbawioną parę młodą, wręczając im przy tym po dwie kartki. Na jednej czarnym markerem ktoś napisał ona, a na drugiej on
Zabawa była prosta. Siedzącą do siebie plecami para, po usłyszeniu pytania o ich związek, musiała odpowiedzieć na nie, korzystając z jednej z dwóch kartek, oczywiście nie mając zielonego pojęcia, którą kartkę uniosło drugie z nich. Na pierwszy ogień poszło świeżo upieczone małżeństwo. Paweł i Jagoda byli naprawdę zgodni w swoich odpowiedziach, co wywołało zachwyty u niektórych, a rozczarowanie u tych, którzy liczyli na bardziej komiczny i dramogenny aspekt tej zabawy.
Zabawa spodobała się zgromadzonym na tyle, że gdy małżeństwo wreszcie wstało z krzeseł, wodzirej oznajmił, że teraz nie zaszkodzi sprawdzić, jak poszłoby innej parze. Mężczyzna nie zdążył nawet zapytać, czy na sali są jacyś ochotnicy, bo pięć niezależnych od siebie par rąk wypchnęło przed szereg Idę i Maurice'a, którzy najwidoczniej w oczach niektórych urośli już do rangi ulubionej pary tego wieczoru.
Gdy wskazana dwójką zajęła już miejsca wodzirej zadał im pięć, zupełnie innych niż poprzednio, pytań, które brat Idy od razu tłumaczył na francuski. Brzmiały one następująco:
Kto jest bardziej romantyczny?
Kto lepiej wygląda w samej bieliźnie?
Kto prędzej trafiłby do więzienia?
Kto wydaje więcej pieniędzy na głupoty?
Kto lepiej całuje?
Pytania zdecydowanie były głupie, a pewnie nawet i żenujące, ale gościom najwyraźniej w ogóle to nie przeszkadzało w dobrej zabawie.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Oczywiście, że mu się podobało. Maurice miał to do siebie, że raczej nie robił rzeczy wbrew własnej woli. Co dopiero całował. Chciał z nią więcej rzeczy robić. Gdyby mógł to zdjąłby z Idy te sukienkę w mgnieniu oka, a potem całym sobą odkrywał jej ciało. Tylko na to jeszcze nie było okazji ani czasu. Nie mógł jej zawlec do pokoju, bo wiedział, że ona chciała zostać z rodziną. Mało go to interesowało, ale po prostu zdawał sobie sprawę, że będzie musiał czekać. Pragnął, żeby była jego i przestał się w ogóle zastanawiać, czy ma to jakikolwiek sens. Niby trochę otrzeźwiał przez ten pocałunek, a jednak w głowie jeszcze bardziej mu się poprzestawiało. Miało to mieć tragiczne konsekwencje, ale wykalkulowany Maurycy, po prostu odpuścił. Czy to przez alkohol, czy też miękkie usta Idy? Nie wiadomo.

- Ocenię po wszystkim – powiedział sugerując, że to nie koniec. Nie zamierzał zatrzymać się na gorących pocałunkach w altance. Planował zapewnić jej noc życia, bez filmów wojennych, czy też dennej muzyki, którą baby lubiły odpalać, żeby się wczuwać. Maurice nie potrzebował potwierdzenia, czy się wampirce podobało. Było to dla niego oczywiste, nawet jak słuchał dialogów z produkcji o zabarwieniu politycznym, to żadna nie narzekała. On miał te swoje sposoby, którymi obdarowywał swoje wybranki. Tylko też z Idą było inaczej, było w tym coś bardziej emocjonalnego, niżeli stricte fizycznego i nie umiał tego obrać w słowa. Wybrał zignorowanie tego faktu, ponieważ łatwiej mu tak było. Aczkolwiek prawda była taka, że i jego serce zabiło dziwnie szybciej. A to akurat się wyjątkowo rzadko zdarzało, wręcz było ewenementem na pewną skalę.

Poprawiał włosy oraz makijaż Idy a ona akurat się uśmiechnęła. Coś go skusiło i zamiast również się uśmiechnąć, zachował poważną, skupioną minę, a zamiast tego pocałował ją w czoło. Było w tym coś dziwnego, intymnego. A jednak wydawało się być dość naturalne w tamtym momencie. Chciał ją całą obcałować, od góry do dołu i zabrać z dala od wszystkich. Jednakże nie było im to dane, a i on nie zamierzał forsować niczego.
- Może i byłem, może i nie, świadków nie ma, a domniemanie niewinności już tak – odparł żartobliwie. Skupiony na poprawieniu włosów, nie zauważył jak szybko przysunęła się Ida. Kazała mu zrobić zdjęcia, więc on, nie myśląc, że zostawi to ślady, dowody zbrodni. Na jednym się uśmiechali, na drugim go całowała w policzek, a na trzecim się całowali. Przedłużył go na chwilę, a odsuwając swoją twarz od jej, przygryzł kobiecie wargę delikatnie. Nie chciał tej rozłąki. Ponownie w nim rozpaliła ten tlący się ogień pożądania. Gdy poprawiła mu krawat, trochę zamarł. Był to zbyt miły gest, który go trochę zdziwił. Zawsze radził sobie ze wszystkim sam, a tu nagle była kobieta, która pomagała mu w ogarnięciu się. Dziwne to było uczucie.

Maurice złapał muchę, a Ida bukiet. W międzyczasie, mężczyzna udał się po swoją marynarkę, aby dostojniej wyglądać. Okazało się, że zostali nową parą młodą i mieli iść tańczyć. Spodobał mu się wybór kobiety, był dość nostalgiczny. Przyniósł one wspomnienia sprzed paru dni, jak uczył ją walca, a potem… a potem jej włożył rękę w dekolt. Teraz to go bawiło, nawet parsknął śmiechem zanim zabrali się do tańca. Tym razem lepiej jej szło, już mu tak butów nie deptała. A on nadal ją prowadził, aby po prostu Idzie było łatwiej. Trzymał rękę pod jej łopatką, ale tym razem bardziej ją zaciskał niż poprzednio. Chciał móc czuć jej ciało pod jego dotykiem, chciał móc już zobaczyć, jak będzie wyglądać bez tej sukienki. Aczkolwiek przystało na tym, że tańczyli razem walca, a cała rodzinka się zachwycała. Następną grę Maurice przestał obejmując Idę w pasie, przyciągniętą do niego, jakby musiał ją przy sobie zachować. Rodzinka coś do nich mówiła, ale on i tak większości nie rozumiał. Tak samo jak tej gry, w którą grała para młoda. Jak on się zdziwił, gdy ich do niej zaciągnięto. Na szczęście już wtedy wytłumaczono mu zasady i nie czuł się jak ostatni kretyn.

Pierwsze pytanie było oczywiste. Maurice nawet nie zamierzał udawać, że jest romantyczny więc podniósł karteczkę z napisem ona. Okazało się, że i Ida ją podniosła, więc pół Sali zachwyciło się zgodnością pary. Przy drugim było już inaczej. Wiadome było dla niego, że nie ma nikogo seksowniejszego do jego samego. Dlatego też żwawo podniósł swoją kartkę, gdzie Ida również jej.
- Chciałabyś – odparł żartobliwie i przeszli do kolejnego pytania. Tym razem znowu się zgodzili. Chociaż to Maurice żonglował prawem, to wiedział, że jego nikt nie zamknie. A Ida z drugiej strony zabijała swoich chłopaków, po których potem to on musiał sprzątać. Pieniądze na głupoty? Ponownie się zgodzili. Dla mężczyzny wydatek kilkunastu tysięcy za zegar nie jest głupotą, a inwestycją w estetyczne jutro i artefakty historii. Przy ostatnim pytaniu ponownie się zgodzili, bo obydwoje wybrali Maurycego. Z tego wszystkiego, wstał z krzesła i poszedł pocałować Idę. Klęknął, żeby do niej dosięgnąć, skoro wciąż siedziała na krześle i dał jej całusa.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Coś w niej zawrzało na jego sugestię. Jakby w jednej chwili zapomniała gdzie są, po co są i że na sali za ich plecami siedziała praktycznie cała jej rodzina. Pragnęła go, nie było sensu tego ukrywać, a on to pragnienie podsycał każdym swoim dotykiem, szepniętym słówkiem czy skradzionym z jej ust pocałunkiem. Chciała być jego, nawet na tę jedną noc. Konsekwencje nie istniały, istniały tylko te niebieskie oczy, w których kącikach pojawiły się zmarszczki wywołane prawdziwym uśmiechem oraz te ciepłe usta, które poznawała coraz bardziej i chętniej.
Nie istniał już rozum, który mógł podszepnąć jak bardzo zła decyzja to była. Jak bardzo będą żałować, kiedy alkohol zniknie z ich żył, a beztroska tych chwil zamieni się w gorzkie wyrzuty sumienia. Nie narzekała nigdy na powodzenie u mężczyzn, mogła pewnie mieć innego każdej nocy, ale nigdy tak nie patrzyła na takie sprawy. Dopiero Hoffman sprawił, że iskra rozpaliła w niej ogień, który miał stać się pożogą nie do pokonania. Musiała naprawdę wykorzystać resztki swojego opanowania, żeby się w tamtej chwili na niego nie rzucić. Resztki opanowania i świadomość babci Jadzi gdzieś w pobliżu.
Kiedy już myślała, że nic jej tego wieczoru nie zaskoczy, on zaczął wykonywać romantyczne gesty. Kiedy pocałował ją w czoło miała wrażenie, ze gdyby nie jego ręka silnie trzymająca ja za biodro, to by spadła z tej barierki. Spojrzała się na niego ufnie, tak jakby naprawdę byli parą, a nie dwójką nielubiących się wampirów, grających w przedstawieniu pod tytułem polskie wesele. Serce zgubiło rytm, oddech urwał się gdzieś w połowie. Wiedziała, że on na pewno jest świadomy jak na nią działał. Głupi by tego nie zauważył. Ale ona chyba była głupia, bo nie była w stanie zrozumieć co i kiedy się stało, że skończyli w takiej sytuacji. Byli pijani, to fakt, ale przecież chyba nie oszaleli? Wiadomo, że od nienawiści do pożądania była krótka droga, ale to co między nimi pojawiło się w tym momencie nie było stricte pragnieniem posiadania tego drugiego. Pojawiły się też czułe gesty, żarty i śmiechy, a ona przez to traciła głowę.
Świadków to chyba mieliśmy akurat sporo. — Skinęła lekko głową do tyłu, jakby Maurycy nie załapał o czym mówi. Dalej mogła wychwycić jakieś szepty, ale nie skupiała się na nich. Umiała już wyciszyć się na tyle, żeby nie skupiać się na takich pierdołach w ważnych sytuacjach. A Maurice tuż obok to była zdecydowanie ważna sytuacja. Pocałowali się ponownie, a on chwycił jej wargę jakby nie chciał jej opuszczać, jakby jej usta były lekiem, jakby miały sprawić, że jutra nie będzie. Ona czuła się ponownie, ale wiedziała, że muszą zastopować. W końcu byli w miejscu publicznym. Może to miał być sposób, żeby zapomniała o rodzinie? Zawstydzić ją tak, żeby już nigdy nie chciała spojrzeć im w twarze?
Po powrocie na salę nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Tym razem ich walc był lepszy, być może dlatego, że dookoła nie było pełno obcych wampirów i wilkołaków, być może dlatego, że nie spięła się czując jego rękę na łopatce, a być może dlatego, że nie bała się spojrzeć mu w oczy. Po prostu delektowała się jego lekkim prowadzeniem, tym jak sunęli po sali, wpatrzeni w siebie tak jak tam w altance. Znowu nie chciała opuszczać jego ramion, więc kiedy muzyka ustała i wszyscy im zaklaskali, z przyjemnością dała opleść się jego ramionami. Chłód jego ciała jej nie przeszkadzał, wręcz wywoływał przyjemną gęsią skórkę. Nigdy nie myślała, że będzie to dla niej coś miłego, ale kiedy tak stali czuła się naprawdę szczęśliwa.
Śmiała się, kiedy Paweł i Jagoda podnosili kolejne kartki. Chciała tłumaczyć na bieżąco Maurycemu o co chodzi, ale nie nadążała za wszystkim co się działo. A zresztą, czy miało to znaczenie? Niewielkie, ważniejsze było to jak delikatnie smyrał ją palcem po talii, pewnie zupełnie nieświadomie, a jakże przyjemnie. Nie protestowała, kiedy oni zostali wypchnięci jako kolejna para do wyzwania. W końcu wygrali rzut wiankiem, spodziewała się takiego zakończenia sprawy. Zajęła swoje miejsce i chwyciła za kartki.
Pierwsze pytanie było proste, bo chociaż tego wieczora z wampira wychodziły jakieś cieplejsze uczucia, to raczej ona była tą romantyczną z ich dwojga. Na ile naukowiec mógł być romantyczny. Przy kolejnym pytaniu, gdy tylko je usłyszała, wiedziała jak będą wyglądały ich odpowiedzi. Po sali rozległ się gromki śmiech, bo przecież większość zakładała, że wybiorą na odwrót – ona jego, a on ją. No niestety, oni byli zbyt pewni siebie, żeby podzielić się z kimś tym hasłem. Zaśmiała się, kiedy się cicho do nie odezwał. Odpowiedziała mu, jednak ściszyła głos już tak bardzo, że nawet Paweł stojący obok nie mógł tego usłyszeć. Komentarz tylko dla wampirzych uszu.
Później zmienisz zdanie. — Szepnęła, bo przecież obydwoje wiedzieli do czego prowadził ten wieczór i co się stanie, kiedy zabawa się zakończy i wszyscy rozejdą się po pokojach.
Kolejne pytanie było proste, Maurice był zbyt obeznany w tym jak unikać przyłapania przez organy ścigania, żeby wylądować w więzieniu. Pieniądze na głupoty też prędzej wydawała ona, bo przecież nie inwestowała, kierując się bardziej chęcią tymczasowej rozrywki i przyjemności.
Ostatnie pytanie sprawiło, że poczuła się dziwnie, bo jeszcze dwie godziny temu podniosłaby własną kartkę, ale po tym wieczorze musiała postawić na wampira. Zrobiła głupią minę, kiedy wodzirej ogłosił, że byli zgodni, a jeszcze głupszą, gdy Maurycy pojawił się obok, żeby przy niej przyklęknąć.
Nie podoba ci się jak całuję? — Szepnęła zgryźliwie, zanim dała mu skraść sobie całusa. Tak przed całą rodziną. Babcia Jadzia co właśnie wróciła z dworu, na który wyszła po walcu, aż opadła na krzesło i kazała sobie wódki polać, ale Ida jedynie uśmiechnęła się i objęła twarz wampira. Fotograf ślubny miał co robić.
Na szczęście nie pojawiły się żadne głupie zabawy typu banany czy jajka, a po chwili krzesła zostały sprzątnięte, a muzyka ponownie poleciała z głośników. Ida od razu porwała Maurycego do tańca, nie chcąc go już puszczać nawet na kilka sekund. Nie obchodziło jej czy poleci polskie disco polo, zagraniczna muzyka klubowa czy wolna ballada. Ważna było, że to jego trzymała za dłonie. I chociaż kilkoro ważnych mężczyzn z jej rodziny porwało ją na kilka piosenek, to większość zabawy już nie opuszczała ramion wampira. Wesele było naprawdę udane. Wcisnęła w Maurice'a kilka polskich dań, mówiąc, że koniecznie musi ich spróbować, nadrobiła wszystkie rodzinne plotki i śmiała się tak, że brzuch ją zaczynał boleć. Oprócz tego oczywiście nie obyło się bez spontanicznych pocałunków, wspólnych wyjść na papierosa czy kolejnych kieliszków wódki. Było naprawdę przednie, ale w końcu goście się zmęczyli. Powoli sala pustoszała, a kiedy zostali na niej sami wujowie, którzy do przepicia potrzebowali chyba wypić ciężarówkę destylatu, Ida chwyciła Maurice'a za rękę i pociągnęła w ciemny korytarz prowadzący do ich pokoju. Czas było spełnić obietnicę i udowodnić mu, że to ona lepiej wygląda w bieliźnie.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Trzeźwy Maurice nie był fanem okazywania uczuć publicznie. Nie lubił pokazywać swojej ciepłej strony przy innych, więc zazwyczaj ograniczał się do poufnych spotkań, z dala od oczu i uszu innych. Cenił swoją prywatność i nie dzielił się podbojami z innymi. Bo co miał opowiadać? Jak przeleciał Halide w trumnie? Jak Henrietta daje mu pić swoją krew w trakcie stosunku? No i komu miał takie historie sprzedawać? Ojcu? Sahakowi? Matce? A może młodemu Egonowi, który miał detektywa za największego sztywniaka stulecia? Chyba, że Carol, czy też Cerise, które pewnie by go zabiły za dzielenie się takimi detalami. Takim sposobem jego życie romantyczne było wielką niewiadomą dla innych i można było oscylować, że obracał między dziesięcioma, a zeroma Pannami miesięcznie. Natomiast pijany Maurice całował Idę na środku parkietu, gdzie słychać było pstrykanie aparatu fotografa i głośne zachwyty ciotek, jak i kuzynek. Podejrzewał, że wszystkie im zazdrościły. Piękna Ida i przystojny Maurycy, razem, z Francji. No kto by nie chciał mieć takiego życia? Nie wiedzieli, że pod przykrywką romansu były lata nienawiści, złośliwości i kąśliwych uwag na każdym kroku. Nikt nie miał pojęcia, że wytwór tamtej nocy, był czymś nie do pomyślenia dla większości wampirów, które ich znały. Ba, pewnie nikt by nie uwierzył Idzie, gdyby powiedziała, że Maurice się śmiał w najlepsze, cały czas uśmiechał i do tego skradał pocałunki przy wszystkich. A jednak taka była niewygodna prawda, która następnego dnia zburzy iluzję przyjaźni i miłosnych zalotów. Tylko na to był jeszcze czas, którego coraz mniej im zostawało. Tańczyli do każdej możliwej piosenki, a kiedy wampirka szła do kogoś innego, to Maurice chwytał szoty wódki, aby podtrzymać się w stanie szczęścia. Zawsze, gdy mu choć trochę schodziło, zaczynał stawać się refleksyjny, a bardzo nie chciał. Dlatego też zalewał gardło wódą i do przodu. W końcu i oni mieli dość, więc usiedli na miejscach im przydzielonych i jedli, ponownie pili i gadali. Babcia Jadzia próbowała zagadać Maurice’a, a nawet dała mu swój szalik, mówiąc po polsku, że sama dziergała, ale on taki piękny chłopaczek i niech weźmie. Także chłopak skończył z czerwono, czarnym szalem na szyi i mając w dłoni kieliszek szampana, pozował do zdjęć z jedną z kuzynek Idy. Chyba nawet próbowała go podrywać, ale jej łamany angielski stał ku przeszkodzie. No i fakt, że dłoń mężczyzny spoczywała na udzie jego udawanej dziewczyny. Jak ją położył tak nie zdjął, ciągle czując jej chłód pod dotykiem. Dla niego zimno wampirów było kojące, mniej absorbujące od ciepła wilkołaków, które było czymś dziwnym dla Maurice’a. Nie umiał się do niego przyzwyczaić, choć spędził tyle nocy z Henri. A teraz chciał poczuć chłód Idy i to jak najbliżej siebie.

Koło czwartej w nocy już wszyscy się zebrali, a Ida uznała, że to też czas na nich. Maurice wciąż był podpity, ale powoli z niego schodziło. Szli za rękę do pokoju w hotelu, gdzie początkowo się pokłócili o jedno łóżko. (tu jest hide)

Zostało nic tylko współczuć ich sąsiadom, łóżko walące o ścianę, krzyki, lampka, która spadła z tego wszystkiego. Ci, którzy nie mieli głębokiego snu, musieli mieć naprawdę ciężką noc. Aczkolwiek dla Maurice’a była ona wspaniała. Jak zaczęli, tak skończyli wraz ze wschodem słońca, od którego byli odgrodzeni grubą kotarą zasłaniającą okno. Ich ubrania były porozrzucane po całym pokoju, a oni sami leżeli nadzy w łóżku, wtuleni do siebie po wszystkim. Gładził ją po włosach raz po raz całując w czoło, czy też policzek. Nie odzywał się już wcale i to nie ze zmęczenia, a dlatego, że nie wiedział za bardzo co powiedzieć. Był coraz bardziej trzeźwy i coraz więcej do niego dochodziło. Ale odganiał jeszcze myśli o tym, jaki to był błąd. Cieszył się chwilą i czerpał z niej, ile mógł. Chciał powiedzieć Idzie coś miłego, coś co by sprawiło, że jej oddech stanie się płytszy, a serce zabije mocniej. Aczkolwiek nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Leżeli, a oświetlała ich ta jedna lampka, której nie zrzucili rękoma w trakcie seksu. Cud, że obraz nad nimi im na głowy nie zleciał od obijania ramą łóżka o ścianę. Cud, że w ogóle do tego doszło.

- Dziękuję – w końcu z siebie coś wydusił, a raczej wyszeptał. – Za ten wieczór, za to wesele, dziękuję. – Naprawdę był jej wdzięczny, że go wrobiła w ten wyjazd. Od dawna się tak dobrze nie bawił, a ponadto, gdyby nie to to by jej nie poznał. Powoli zdawał sobie sprawę, że czas im się kończył, więc chciał zostawić chociaż to. Podziękowania po takiej nocy pełnej wrażeń. Nie chodziło mu o sam seks, bo to to nic. Ale dziękował za szczęście, które przyniosło mu to wesele, na które tak bardzo nie chciał jechać. Może byłoby bez niego prościej, ale zapamięta ten wyjazd na długo. A dowodów nie dało się już ukryć. Zdjęcia były zrobione, filmy nagrane, szaliki oddane. Nawet sam Maurice miał w swoim Iphonie trzy fotki, które potwierdzały, że to nie był piękny sen, a rzeczywistość.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1123
Wieczór był wspaniały. Nie spodziewała się, że towarzystwo Maurice'a nie będzie katorgą, a właśnie punktem uświetniającym, dzięki któremu z uśmiechem będzie znosiła kolejne upite opowieści jakiegoś dalekiego wujka. Z jej myśli zniknęło to zapewnienie w altance, że oni tak naprawdę się nie lubią. Bo takiego Maurycego to ona lubiła. Nawet bardzo. I już nawet nie chodziło o te pocałunki i czułe gesty, po prostu wampir, bez tej całej antypatii którą się darzyli był naprawdę fajnym gościem. Jego żarty były inteligentne, opowieści ciekawe. Nie mogła uwierzyć, że przez ponad dwa lata nawet nie mogła podejrzewać, że istnieje taka strona Hoffmana. Dla każdego był tylko oschłym gburem bez uczuć, a znajomość takiej jego strony jaką okazał tego wieczora była jak świętokradztwo. Ida nie zamierzała się tym z nikim dzielić. To był jej Maurycy i tylko ona wiedziała jaki był naprawdę.
Nie chciała nawet myśleć o powrocie do Paryża. O tym co będą musieli powiedzieć Silvanowi, o Cerise i Carol chętne każdej plotki i szczegółów. Będzie musiała wspiąć się na wyżyny aktorstwa, żeby nie uśmiechać się głupio na wspomnienia. A przecież w oficjalnej wersji zapewne Maurice kręcił się dookoła ze zblazowaną miną. Tak będą zmuszeni to przedstawić.
Czas mijał nieubłaganie, a Ida tkwiła w dziwnym stanie, gdzie jednocześnie chciała, by impreza się skończyła i by mogli w końcu pójść do pokoju, by spełnić te wszystkie wypowiedziane szeptem obietnice, a z drugiej strony chciała, by te chwile trwały wiecznie. Bo była świadoma, że wraz z ich zniknięciem za białymi, hotelowymi drzwiami, zacznie się piękny koniec tego wszystkiego. Jak w filmie dramatycznym, gdzie główny bohater umiera na koniec, tak ich "uczucie" miało skończyć się za kilka godzin. Starała się o tym nie myśleć, uśmiechając się do zdjęć, pijąc i żartując, że Maurice stał się nowym ulubionym wnukiem babci Jadzi, detronizując Pawła. Bo Paweł nigdy nie dostał szaliczka, ale też Paweł miał normalną temperaturę ciała. Jedynym co odpędzało od niej takie pesymistyczne myśli, była ta dłoń na udzie, tak wspaniale rozpraszająca wszystko dookoła. Nie mogła już się doczekać, aż poczuje ją gdzieś indziej.

To był najlepszy seks w jej życiu. Maurice był wspaniałym kochankiem, ale nie zamierzała tego mówić na głos. W końcu pewnie i tak o tym wiedział, zdradziło ją jej własne ciało, które już samo reagowało na jego dotyk. Wtulona w jego nagą pierś rysowała palcem po obrysach jego mięśni. Nie interesowało jej czy byli za głośno, czy do ich rachunku zostaną dopisane jakieś szkody. Starała się nie zepsuć chwili słowami, a jednocześnie samej nie uciec w jakieś zgubne myśli. Nie wiedziała jak będą mogli przejść do codzienności, nie po tym co zaszło. I co gorsza, ona by chciała, żeby to nie był ten jeden, jedyny raz, o którym mówiła na samym początku.
Czule gładził ją po włosach, obdarowując ją krótkimi buziakami, które były rozczulające. Nie chciała by ta chwila mijała, a wiedziała, że zapewne niedługo tak się stanie. W końcu usłyszała jego szept. Podniosła spojrzenie, by znowu utonąć w jego oczach. Uśmiechnęła się blado. Zaczynały do niej docierać wszystkie sentymenty i inne niechciane uczucia. Zamiast mu cokolwiek odpowiedzieć podniosła się, żeby złączyć ich usta. Wiedziała, że nie powinna się do nich przyzwyczajać, ale miała wrażenie, że już nie będzie mogła bez nich przeżyć. Miękkie usta Maurice'a stały się jej własnym, osobistym narkotykiem. Już nawet nie chodziło o seks, a o tę więź porozumienia, która się między nimi pojawiła, o ten dźwięczny śmiech, którego najprawdopodobniej miała nie usłyszeć już prawie nigdy. Zaczynało jej być szkoda tego, co mieli utracić wraz z opuszczeniem tego pokoju.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach