Moje wielkie polskie wesele

3 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
29/10/2022 - okolice Wrocławia

Maurice dostał zadanie bojowe w czystej postaci. A on nie odmawiał dwóch rzeczy: krwi i dobrego zlecenia. Silvan raz mu wysłał wiadomość i, gdyby to była sama prośba, to by z pewnością odmówił. Ale zawierała ona cały plik, pięciostronicowy dokument z wytycznymi, ostrzeżeniami i detalami całego przedsięwzięcia. Zaintrygowało to łowcę. Spodobało mu się wyzwanie, choć wiązało się z nią. Babsztylem, który zatruwał jego życie, odkąd wtarabaniła się w te rodzinne więzy, które i tak były niebywale skomplikowane. Wlazła z przytupem, a raczej została wciągnięta i już nie wyszła. Nie powinien był jej winić, bo nie prosiła o to. To była decyzja jego ojca, a nie Idy. Niemniej, Maurice dodawał dwa do dwóch i w tym przypadku wychodziło mu pięć. Obwiniał ją za zburzenie ładu, a tym bardziej za spełnianie marzeń Silvana. Było to egoistyczne, ale on taki właśnie był. Nastawiony na własny sukces i zaabsorbowany swoim życiem, chęciami i potrzebami. Dla zabawy polował na ludzi nie ważąc na ich życia, więc nic dziwnego, że nie miał za dużo empatii wobec sytuacji laborantki. Niby raz jej pomógł z Hugo. Zatuszował wszystkie ślady i do tego dnia policja nie ustaliła co się stało. Bo w końcu zgłoszono zaginięcie mężczyzny, ale w mieszkaniu nic nie znaleziono. Ślady krwi były specjalnie starte, aby przy użyciu wszelkich chemikaliów ukazało się jak najmniej. A próbek nie dało się już zebrać, więc nie było nawet szans, żeby dowiedzieć się czy jego, czy nie. Sprawa nie została zamknięta, ale też już nikt z nią nic nie zrobił. Został kolejną ofiarą nieszczęśliwego zaginięcia, a rodzina nie miała żadnych odpowiedzi. I Maurice żył z tym spokojnie, zapomniał wręcz, że to się wydarzyło. Nie rozmyślał o tym wieczorze za wiele, a jedyną pamiątką była butelka od Idy, której do tego czasu nie ruszył, z nieznanych mu powodów. Oraz rachunek za użycie krematorium. Nie podliczył jej i nie zamierzał, bo uważał to za kurestwo. Ciągnąć od niej, a w rezultacie od ojca, za pozbycie się chłopa. Przecież Silvan jeszcze by zadawał pytania, czemu przesłała Maurycemu przelew. A tego też nie chciał. Co prawda, tym razem zapowiedział się, że podliczy tatę za zadanie bojowe. Ale był to raczej test, czy naprawdę mu tak zależy, żeby pojechał z Idą na to całe polskie wesele.

Nie wiedział w ogóle czego się spodziewać. Wziął ze sobą dwa garnitury, oba skrojone na zamówienie, dwie koszule, jedną białą, drugą kremową oraz jeden zestaw na powrót, czyli dżinsy i sweter od Ralpha Laurena. Jego styl można było nazwać eleganckim. Wyglądał i ubierał się jak modele droższych firm. Nie raz można by mu zrobić zdjęcie i udać, że to najnowsza kampania Hugo Bossa. Nikt by się nawet nie zdziwił. Szczerze, to on nie chciał jechać na to całe wesele. Nie miał ochoty spędzać tyle czasu z Idą, bo najzwyczajniej w świecie nie był jej fanem. Ale ktoś musiał jej przypilnować, a kto inny jak nie syn jej oprawcy. Znaczy się mężczyzny, który ją przemienił. Polecieli wieczornym lotem z Paryża do Wrocławia, gdzie na lotnisko dostali się oddzielnie. Nadał bagaż, w którym również przewoził zapas krwi w bidonach w torbach termicznych, a potem udał się na kawę. Czekał na Idę pod gatem, z napojem ze starbucksa, nogą założoną na nogę i książką w ręce. Czytał akurat biografię M syn stulecia i szczerze się zastanawiał, czy może był gdzieś wymieniony. Spotkali się przed lotem na chwilę, aby później rozdzielić się w samolocie. Gorzej było na miejscu, ponieważ większość komunikatów była po polsku, a te po angielsku brzmiały jakby ktoś żuł kotleta i mówił na raz. Ida musiała go przeprowadzić przez lotnisko, a potem złapali taksówkę do pierwszego hotelu. Tam też mieli oddzielne pokoje, więc posiedział do wschodu słońca, a potem udał się do snu, żeby nabrać energii na wesele. Nie wiedział za dużo co się z czym wiąże. I naiwnie myślał, że może być nawet spokojnie. Plan był taki, nie iść na ceremonię, a dopiero na samo przyjęcie, które wyjaśni się spóźnieniem samolotu. Nie chcieli w końcu stać na słońcu i ryzykować usmażenia.

Wystroił się chłopak pierwsza klasa. Miał krawat, czarną marynarkę, spodnie tego samego koloru, białą koszulę oraz również czarne eleganckie buty. Zegarek miał złoty, tak samo jak spinki do mankietów. W końcu nie mógł nosić srebra. Włosy zostawił kręcone, ale również je ułożył, aby nie był to paryski nieład. Perfumy użył takie jak zawsze, nie za mocne, a jednak ładne, drogie. Wyglądał i pachniał jak sukces. Spotkali się z Idą na dole, w recepcji. Nie mógł powiedzieć, żeby źle wyglądała. Była to w ogóle bardzo ładna kobieta, ale nie doceniał to przez animozje, które powstały między nimi przez te wszystkie lata. Zakładał, że były one głównie po jego stronie. Bo jakim sposobem miałaby blondynka go nie lubić? Przecież był inteligentnym, sprytnym, zaradnym, przystojnym, zabawnym wampirem. No i do tego bogatym. Nic tylko brać. Sprawa z goła wyglądała inaczej, ale on o tym nie wiedział. Aczkolwiek, coś w nim się tam tliło, co można było zebrać i dobrze wykorzystać. Brakowało mu kogoś w życiu, kto by wyciągnął z niego dobro. Najpierw musiałby znaleźć, pomóc mu wyjść z agonii, którą było dla niego darzenie innych uczuciami. Nawet nie wiedział, w którym momencie stracił w sobie empatię. Nie wiedział, gdzie jest, trzeba było ją na nowo odkryć. Ale to chyba było niemożliwe. Raczej na tym świecie nie było takich desperatek, co by chciały zatruć sobie życie takim wyzwaniem, które zakrawało o Mission Impossible.

- Ładnie wyglądasz – powiedział sztywno i szybko nie poświęcając jej więcej uwagi. Odwrócił wzrok i spojrzał na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Najprawdopodobniej będą ostatni, bo wszyscy przyjadą z ceremonii. Jednakże ich spóźnienie nie będzie na tyle spektakularne, na ile mogłoby być. Weszli do taksówki, usiedli z tyłu i oczywiście, rozmawiali tylko po francusku. Maurice znał jeszcze wiele innych języków, ale tylko ten oboje dzielili.

- Czyli jestem twoim francuskim kolegą, poznaliśmy się w labie pracując? – Spytał aby potwierdzić wersję wydarzeń. Nie wiedział, że będzie uchodzić za chłopaka Idy. Przecież na to by się nie zgodził, gdyby Silvan mu powiedział, że będzie grał jej ukochanego. Kochankowie kobiety kończyli w gangsterskim krematorium, Maurice wolał nie iść w ślady poprzedniego, którego notabene, sam tam wpakował. Do miejsca, gdzie odbywało się wesele, nie było daleko, więc nie mieli za dużo czasu na ten temat porozmawiać. To była kwestia minut, aż mieli być zaraz powitani przez tabuny babć, ciotek, wujków i braci. A chłopak ledwo co spamiętał imiona najbliższych członków jej rodziny, żeby nie popełnić faux pas.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Bardzo zależało jej na tym, żeby pojechać na wesele brata. Była przez całe dwa tygodnie szczególnie miła dla Silvana, nie korzystając w ogóle z sarkazmu, ironii i zgryźliwych docinek. Ba! Nawet obiad mu zrobiła. Przyniosła do jego mieszkania pierogi, z miną "musisz spróbować, to polskie, tak polskie jak to wesele". Na szczęście Silvan nawet zbytnio nie odmawiał. Sporządził długi plan z wypisanymi wszystkimi złymi rzeczami które mogłyby się wydarzyć, razem z potencjonalnymi rozwiązaniami. I jedyny problem jaki mogła mieć, to przywoitka, którą jej wciśnięto. Była pewna, że to Silvan wybierze się z nią do Wrocławia, ale została poinformowana, że w podróż życia miał się wybrać z nia Maurice. Ten Maurice, który ostatni bliższy kontakt z nią miał, kiedy przypadkowo zabiła Hugo.
Nie kłóciła się o to. Nie miała potrzeby, w końcu Maurice był inteligentnym, sprytnym, zaradnym, przystojnym, zabawnym i bogatym wampirem. Jak wejdzie z takim na wesele to wszystkie ciotki będą zbierały cycki z podłogi. Nie musiały przecież wiedzieć jak wyglądała sytuacja między nimi i że po imprezie rozejdą się do osobnych pokoi.
Na lotnisko pojechała razem z Silvanem, plan był taki, że spotka się z Maurycym dopiero po przejściu przez ochronę, głównie dlatego, by dwie super-zimne osoby nie musiały przejść kontroli po sobie. Nie chcieli zwracać na siebie więcej uwagi niż było to konieczne. Na pożegnanie nie powstrzymała się i przytuliła się do niby-ojca, dziękując mu po raz kolejny za to, że zgodził się pomóc jej w tym przedsięwzięciu. Pomachała mu na pożegnanie i weszła na lotnisko już całkiem sama.
Jej powitanie z Maurycym było chłodne, praktycznie jak na stopie biznesowej. Ida przyszła z dwoma kawami, jednak okazało się, że Maurycy już kupił sobie jedną sam. Uzgodnili szczegóły spotkania po locie, po czym rozdzielili się. Nie potrzebowali spędzać ze sobą więcej czasu niż było to konieczne. W samej Polsce jednak musieli współpracować, bo Ida miała wrażenie, że od jej wyjazdu kilka lat temu nic się nie zmieniło i dalej ciężko było z jakąkolwiek znajomością języka obcego u ludzi, a przecież Maurycy znał tych języków kilka. Zamówiła im taksówkę, w której się prawie nie odzywali, po czym odebrała klucze w recepcji ich hotelu. Poprosili wcześniej Ceri, żeby sprawdziła czy nikt z rodziny państwa młodych się w nim nie zatrzymał, w końcu nie chcieli, żeby ich plan "samolot się spóźnił" spalił na panewce.
Wstała na tyle wcześnie, żeby zdążyć się samej ogarnąć. Nie miała zamówionej fryzjerki ani kosmetyczki, a przecież nie chciała wyglądać jak wieśniak. Udało jej się zakręcić trochę włosy i nawet zapleść je w całkiem stabilnego koka, który pewnie i tak się rozleci kilka godzin później. Makijaż zrobiła delikatny, bardziej rozświetlający jej twarz niż ciężki i mocny. Jedyne co, to pomalowała usta na krwistoczerwony kolor. Było to bardzo praktyczne rozwiązanie, gdyby chciała napić się czegoś więcej niż wódki. Czarna sukienka, którą wybrała kilka dni wcześniej pasowała na nią idealnie. Wiedziała, że któraś ciotka się doczepi do wyboru czerni na wesele, ale średnio ją to obchodziło. Dorzuciła do tego złote dodatki, trochę ulubionych perfum i czarne sandałki, najwyższe jakie udało jej się znaleźć. Jak dowiedziała się, że Maurice będzie jej partnerem przeszukała kilka sklepów, żeby różnica między nimi nie była taka horrendalna. Spakowała torby i ruszyła w stronę recepcji, gdzie umówili się dzień wcześniej. Maurycy już za nich płacił, więc ona zajęła się zamówieniem taksówki. Wcześniej myśleli o wynajęciu auta, ale pomysł ten zniknął, kiedy Maurycy zobaczył co oferuje lotniskowa wypożyczalnia.
Nie spodziewała się komplementu, ale oczywiście podziękowała i go odwzajemniła. Chociaż chyba nie musiała łechtać ego Hoffmana, na pewno sam wiedział, że prezentuje się zjawiskowo. Babcia na pewno padnie, gdy zobaczy jaką sztukę wyrwała sobie jej wnuczka. Wpakowali się do taksówki, gdzie Ida powiedziała po polsku gdzie chcieliby dojechać i zaczęli omawiać ostatnie szczegóły.
Tak, jesteś moim chłopakiem, poznaliśmy się w labie. Możesz się przestawić jako syn doktora Rohrera. — Uśmiechnęła się, bo nie sądziła, że Maurice bez żadnego narzekania zgodzi się na udawanie jej chłopaka. Przez to, że francuski nie był jej pierwszym językiem to nie pomyślała o tym, że mogą mieć na myśli inne znaczenie słowa copain. Dla niej to było oczywiste, że na wesele to idą pary, więc nie uściśliła będąc pewną, że obydwoje mają to samo na myśli.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 529
Gdy tylko taksówka zajechała pod miejsce wesela, babcia Jadwiga w swojej bordowej garsonce z prędkością Edwarda na widok Belli, dopadła wnuczki i jej towarzysza. 
- Ida kochanie! - wykrzyknęła, zamykając, o ile Ida na to pozwoliła, dziewczynę w uścisku, gdy samochód już odjechał. - Matko boska już się bałam, że was nie będzie. Dałam nawet księdzu Piotrowi dodatkowe 50 złotych, by się pomodlił, że dotrzecie. Boże jak ty wypiękniałaś, ale chyba w tej Francji nie ma za dużo słońca, co? Coś blada jesteś. Jesz dużo mięsa? Może zrobię ci schabowe na drogę? Zresztą nie ważne i tak wyglądasz pięknie. Jak zawsze. - Po tych słowach kobieta wreszcie zwróciła uwagę na Mauricego, uważnie obejrzała go od stóp do głów, zalotnie puściła mu oczko i znowu spojrzała w stronę ukochanej wnuczki. 
- Jezu, a co to za przystojny kawaler? Nawet dziadek Tadek w młodości tak nie wyglądał! I pewnie jeszcze mądry. Ida złotko jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś to bierz się za niego, bo dzieci byście mieli piękne! - Teraz kobieta z szerokim uśmiechem, łamanym angielskim, zwróciła się do drugiego wampira - Hello. You very…um… handsome! You have beautiful children. Beau-ti-ful. Very beautiful!
Gdzieś tam za kobietą, z otworzonego na oścież okna sali weselnej, rozległy się jakieś bełkotliwe wrzaski i wiązanka polskich przekleństw w wykonaniu nieznanego mężczyzny, który widocznie już zdążył bliżej zapoznać się z wódką. Babcia Jadzia jedynie pokręciła głową.
- Biedna Jagoda. Taka miła dziewczyna i taka piękna panna młoda, a część rodziny ma taką jakby się z cyrku urwali. Zresztą nie wiesz tego ode mnie, ale podobno jej kuzyn był przez chwilę akrobatą w cyrku Zalewski. Nie wiem, ja bym w życiu dziecku na coś takiego nie pozwoliła, ale co mi tam do tego. Każdy ma własny sumienie, a i tak ostatecznie to Bóg nas wszystkich będzie osądzać, prawda? Boże Iduś! Ale wy przecież dalej macie walizki. Szybko do recepcji! - Tu wskazała wejście do hotelu, na którego parterze odbywało się wesele i w którym część gości miał zostać na noc. - Recepcjonistka już wszystko wie. Przemiła kobieta, chociaż podobno rozwódka z dzieckiem. No szybko, szybko, bo rodzice czekają.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice naprawdę nie wiedział na co się pisał. Myślał, że to będzie zwykłe wesele, trochę się popiją i tyle. Mężczyzna nie znał prawdziwej polskiej rodziny, nie wiedział, że go oblezą jak muchy słodkie, że wypytają, ile zarabia na złotówki i zasugerują, że 33 lata to najwyższy czas na dzieci. Miał nadzieję, że nie będzie się musiał odzywać i tyle. Maurice Hoffman z labu, to miało wszystkim wystarczyć i tyle. Aczkolwiek, mylił się chłopak zakładając, że jego wkład ograniczy się tylko do pilnowania Idy. Pierwszym błędem było już to, że założył, że idą jako przyjaciele. Francuski – język głupi, nie dogadali się co do znaczenia jednego, prostego słowa. Dlatego też był przekonany, że nie będzie pytań o to co, kiedy i jak. Miał być tylko przystojnym kolegą, nawet liczył, że poderwie jedną na noc i wyssie trochę krwi… Ale o tym nie mówił na głos, bo by go chyba zabili.

Zaczęło się od ataku. Starsza Pani ubrana niczym Angela Merkel, z prędkością światła równą 3×108 m/s doskoczyła do nich i już wtedy Maurice niczego nie zrozumiał. Stał ze swoją zblazowaną miną, zapominając się uśmiechać. W tym czasie poszedł wyjąć walizki, z którymi wrócił akurat kiedy Babcia zaczęła mówić do niego łamanym angielskim. Rozwarł szeroko oczy i spojrzał na Idę, a potem na kobietę.

- Thank you, but I’m childless and si- miał dokończyć single, ale wtedy zorientował się, że został wrobiony. Spojrzał na Idę, tak że gdyby wzrok zabijał, to by była sztywna jak Hugo. Odwrócił się zaraz do babci i uśmiechnął. Już nie zamierzał rujnować wesela przy pierwszej okazji. Uznał, że musi zmienić cennik usługi i, że stary Silvan naprawdę się wykosztuje. Ale to już nie był problem Maurycego. – I’m seriously thinking about it. I promise you, you will be the first person to know once we are ready. – Dokończył nienaganną angielszczyzną z brytyjskim akcentem, który nabył po latach spędzonych w UK. Z tyłu głowy cały czas sobie powtarzał, że nie wybaczy tego Idzie. Rzucił jej jeszcze morderczy wzrok, a potem skrzywił się słysząc jakieś krzyki. Ktoś się już za dużo napił, a on dopiero przyjechał. Poprawił krawat w oczekiwaniu na dalsze instrukcje.

Babcia zaprowadziła ich do hotelu, gdzie dostali tylko jeden klucz. Maurice od razu podszedł do niej wykłócić się, że ich jest dwójka, ale po spróbowaniu wszystkich języków, które znał. Okazało się, że się nie dogadają. Ściskał tak mocno tę jedną kartę do pokoju hotelowego, że myślał, że ją złamie. Odwrócił się już twarzą do Idy i po niemiecku jej rzucił.
- Zabiję Cię we śnie – choć nie znała języka, mogła się domyśleć, że nie było to wyznanie miłości. Zostawił jej walizkę, żeby sobie sama ciągnęła i poszli odłożyć bagaże. W pokoju zamknął za nimi drzwi i w końcu odetchnął głęboko, jakby przez ten cały czas wstrzymywał oddech. Na reszcie mógł powiedzieć co myśli na temat tego wszystkiego, bo byli sami, a zaraz znowu miała otoczyć ich ferajna rodzinki.

- Jak myślisz, że będziemy spać w jednym łóżku za rączkę, to wiedz, że skończysz sztywno jak swój były. Spróbuj mnie tam na dole pocałować to zacznę się drzeć, że gwałcą. Za rękę nie chodzę, nie pocałuję w policzek, a nazwij mnie kurwa kochanie, to ci kark ukręcę. Rozumiemy się? – Mówił szorstko, ale na koniec się uśmiechnął prześmiewczo, aby ustalić jedną wersję wydarzeń. Był w stanie iść z Idą pod rękę i tyle planował. Prędzej by chyba się zrzygał, niż włożył język do jej ust. Pomimo wyglądania jak milion dolarów po opodatkowaniu (bo tylko Maurice mógł być pełną sumką) to i tak nie chciał mieć z nią nic do czynienia. Nie był w wieku, żeby rzucać się na kogoś tylko za ładną twarz i ciało. Gdyby to chciał to by chodził na wesela z Henriettą, czy nawet Halide. Ale nie bez powodu z jedną się spoufalał prywatnie, a z drugą tylko w karawanach. To był mężczyzna z zasadami.

Podszedł do swojej walizki i wyjął z niej butonierkę, a następnie torebkę krwi z torby termicznej. Poszedł do łazienki, aby nad zlewem przelać zawartość. Wrócił z pustym opakowaniem, który wrzucił do innej torby, a sam napił się krwi.
- Pamiętaj, krew nie idzie z alkoholem. Ja jestem przyzwoitką, ja mogę. Ty pijesz te wasze specyfiki. Jak będziesz rzygać to zamiast ci trzymać włoski, to cię za nie przytargam do hotelu. Przed wschodem mamy tu być i nie ma, że jeszcze jeden. Walca już wiesz jak tańczyć, podrywaj kogo chcesz.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Nie zdążyli porządnie się dogadać, a już była w uścisku babci Jadzi. Nie mogła sobie odmówić przytulenia kobiety, nie po tak długiej rozłące, nie, kiedy wiedziała, że może już nie będzie miała okazji się z nią zobaczyć. I to nie ze względu na jej poczciwy wiek, tylko swoją przypadłość.
Babcia, jak ja za tobą tęskniłam! — Odpowiedziała po polsku, nie wypuszczając jej z rąk. Miała wrażenie, że do jej oczu zbierają się łzy wzruszenia. Przyjęła komplementy, tylko lekko wzruszając ramionami na komentarz o słońcu. Ciężko było się opalić, kiedy promienie słoneczne mogły cię dosłownie spalić żywcem.
Jak zwykle babci było ciężko wciąć się w słowo, a naprawdę próbowała. Chciała przedstawić Maurycego, który po dżentelmeńsku poszedł wyjąć ich walizki, ale zanim zdążyła to zrobić, to babcia zaczęła atakować też jego. Ida przekręciła oczami, kiedy Jadwiga puściła oczko do Hoffmana i uśmiechnęła się sztucznie, na zdanie o usidleniu przystojnego francuza. Gdyby babcia wiedziała, jakie ich łączą konotacje to pewnie wystąpiłby u niej zawał na miejscu.
Nie myślimy o dzieciach. Krótko jesteśmy razem. Nie wystrasz go babciu. — Powiedziała, no ale co mogła zrobić na bardzo zaciętą Jadwigę? Ida nawet nie wiedziała, że jej babcia zna jakiekolwiek słowo po angielsku. Prędzej strzelałaby w rosyjski. Zastanowiła się przez chwilę, czy nestorka uczyła się po kryjomu, żeby móc się dogadać z jej znajomymi, jeżeli przyjechaliby kiedyś do Polski w odwiedziny. Musiała szybko opanować swój szok i się miło uśmiechnąć, ale niestety uśmiechł jej zrzedł jak usłyszała odpowiedź Maurycego i zobaczyła jego wzrok. Dopiero wtedy do niej dotarło, że być może wystąpiło jakieś nieporozumienie. Czyli co, teraz myśleli nad dziećmi?
Nie słuchała paplaniny swojej krewnej o jakimś krewnym Jagody. Co prawda jej brat był z narzeczoną na tyle długo, że zdążyły się poznać, to Ida nie miała wątpliwej przyjemności spotkać się z resztą jej rodziny i serio średnio ją interesowało kto brał udział w jakimś tam cyrku Zalewskiego, bo coś czuła, że większym cyrkiem będzie jej dzisiejsze przedstawienie z Maurycym.
Podążyła za babcią i swoim "chłopakiem" do recepcji, gdzie to on zajął się formalnościami, w końcu miał gotówkę, którą mieli zapłacić. Zatrzymała się, żeby sprawdzić ustawienie stolików, ale po chwili usłyszała jakiś raban i podeszła zobaczyć co się dzieje. Maurycy chyba każdym znanym sobie językiem próbował wytłumaczyć, że powinni dostać dwa osobne pokoje. Prawie strzeliła facepalma, że wcześniej o tym nie pomyślała. Ale jak miałaby wytłumaczyć bratu, że ze swoim partnerem potrzebują dwóch różnych pokoi? Westchnęła i nawet chciała interweniować, ale pani w recepcji przyznała, że mieli pełny hotel i nie było nawet pół wolnego pokoju. W końcu było wesele. Chłopak rzucił coś do niej po niemiecku, co zawsze brzmiało jak groźba lub rozkaz rozstrzelania, po czym obrażony ruszył w stronę ich pokoju. Dała buziaka babci, powiedziała, że Maurycy się chyba spodziewał lepszego pokoju i pobiegła na tych swoich wysokich szpilkach za chłopakiem, jednocześnie ciągnąć wielką walizkę. Weszła z nim do pokoju, gdzie porzuciła walizkę i stanęła naprzeciwko niego, odważnie patrząc mu prosto w oczy.
Kurwa — odruchowo zaczęła po polsku, ale pokiwała głową, przerzucając się płynnie na francuski — myślisz, że o niczym innym nie marzę, tylko o wpychaniu ci języka do gardła? To TY powiedziałeś, że myślimy o dzieciach. O dzieciach Maurice. — Machnęła rękoma, bo przecież nie było jej winą, że się nie dogadali. Nie było to niczyją winą, a ten się zachowywał jakby to był jej misterny plan zaplanowany z jego ojcem. — Byłam pewna, że wiesz, że chodzi o bycie chłopakiem. Na wesele idzie się z partnerem. Nie musimy razem spać, nie musisz mnie nawet dotykać za łokieć jak nie chcesz, proszę bardzo. No ale myślałam, że nie boisz się żadnego wyzwania. — Uśmiechnęła się złośliwie. Nie planowała żadnego okazywania sobie uczuć przy całej rodzinie, nawet jak zakładała, że Maurice się zgodził na udawanie związku. W końcu to nie był ich wieczór, żeby rodzina wymagała od nich głębokich spojrzeń w oczy i pocałunków. — A spać mogę w wannie. Albo na podłodze. Nie martw się, łóżko jest całe twoje. — Dodała, po czym sięgnęła do walizki po szminkę, którą rozmazała przez wycałowanie policzków babci. Wyciągnęła telefon, żeby nie podążyć za nim do łazienki i poprawiła makijaż. Wkurzył ją samą sugestią, że ona mogłaby chcieć się z nim całować czy nazywać kochaniem dla jakiejś przykrywki. Szczególnie, że to ona powiedziała, że są krótko razem i to nic wielkiego, a on wypalił, że myślą o powiększeniu rodziny.
A żebyś wiedział, że będę podrywała kogo będę chciała. — Dodała, nie komentując reszty jego wypowiedzi, bo te szczegóły mieli przedyskutowane po kilka razy. Ida wypiła krew na tyle późno, żeby nie była głodna i na tyle wcześnie, żeby się zbyt mocno nie napić wódką. Jeszcze przypadkiem rozwiązałaby jej język. — Idziemy? — Zapytała krótko, bo chociaż Maurice właśnie podniósł jej ciśnienie, to nie mogła już się doczekać, żeby rzucić się bratu na szyję i przytulić rodziców. Nie wiedziała ich od tak dawna, że nawet gburowaty i obrażony Hoffman nie mógł tego zepsuć. Podała mu kopertę z resztką własnych oszczędności w euro. W końcu to mężczyzna powinien dawać prezent parze młodej.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
W Maurice’u się wręcz gotowało. Jakaś obca baba go napastowała o dzieci, a ten jedynie chciał jej sprawić przyjemność i, żeby się odpierdoliła. Naprawdę żałował, że dał się zaciągnąć ojcu na ten cały padok żalu i wkurwa. Przecież on się nie nadawał na udawanie szczęśliwej pary, nigdy nie był w prawdziwym związku. Ida mogła o tym nie wiedzieć, ale on naprawdę nie wiedział jak powinien był się zachowywać. Miał jakieś pojedyncze dziewczyny, ale to wszystko nie było prawdziwą miłością. Maurice nawet nie wiedział jak to udawać, bo nie miał żadnych prawdziwych wzorców. Przykro mu nawet było z tego powodu, więc jeszcze bardziej się wściekał. Co on mógł rekreować? Renatkę i Silvana w swoim primie, jak rolowali nim, kto się zajmie synem? No chyba nie. Też nie miał kontaktów z dużą ilością par, jego znajomi i koledzy też byli samotnikami. Najzwyczajniej w świecie blondyn nie potrafił tak nagle zostać kochającym chłopakiem. Nie wiedział jak to jest kogoś kochać, nie umiał tego odwzorować. Oczywiście, nie było szans, żeby to powiedział na głos. Co prawda nie miał problemu z byciem wiecznym kawalerem. To jednak czuł, że oceniłaby go po tym. A nie potrzebował, żeby Ida miała dodatek do swojego arsenału obelg wobec niego. Romantyczne opóźnienie to nie jest coś czym by się chwalił na lewo i prawo. Chociaż i tak wiadome było, że drugiego takiego singla to szukać ze świeczką. Pod tym względem o wiele lepiej by się dogadał z Cerise. Obydwoje emocjonalnie opóźnieni, jeśli chodziło o romanse. Aczkolwiek, powiedział już A, znalazł się w Polsce, to trzeba było też B. Choć przez chwilę chciał to wszystko odwołać, to uspokoił się na tyle, żeby nie pierdolnąć się za okno.

- Bo chciałem być kurwa miły! Bo jestem kurwa kulturalnym i przyjemnym dżentelmenem, jakbyś do chuja nie zauważyła! Ty myślisz, że co? Że nie miałem odruchu wymiotnego? Prędzej bym się na łyso zgolił – Maurice naprawdę kochał swoje włosy – niż z Tobą dzieciaka zrobił! – Był znowu wściekły, bo jeszcze na niego zaczęła zwalać winę. Zachowywał się tak jak go wrobiła i miała wyrzuty. Przecież to ona przedstawiła go jako chłopaka, on sam się nie pakował w związki. Ta jeszcze machała rękoma. Zaraz ja jej kurwa machnę i się skończy zabawa, pomyślał.

- Ty myślisz, że ja się boję? Bać to się mogę kurwa czosnku. Ja po prostu nie chcę i nie chciałem tutaj przyjeżdżać, żeby twoja rodzina mnie napastowała o dzieci, buziaki i urocze zdjęcia. I tak nie mam z kim tu rozmawiać, a jak mi zaraz kolejna babcia wyskoczy to co? Ile mam oczami świecić, że tak Cię kocham, że aż nie dotknę? – Odparł już spokojniej, bo w końcu musiał kiedyś wrócić do normy. Za długo to nie można wpadać w histerię, bo się oszaleje. A Maurice był dobry w szybkim ochłonięciu. Zawodowo tak już miał. Musiał i tę sprawę na trzeźwo ugryźć jakoś. – Zresztą, ty myślisz, że na ilu polskich weselach byłem, żeby wiedzieć, że nie przychodzi się z kolegą? Co ja kurwa? Ekspert od kultury post sowieckiej? Ja się od tej waszej części Europy trzymałem z daleka. – Dodał złośliwie. No zresztą nie można było się spodziewać, żeby inaczej reagował. Maurice nie chadzał prawie w ogóle na wesela, co dopiero ludzkie i to w Polsce. Już wystarczająco wkurwiał go sam fakt, że nie zna jakiegoś języka. Co dopiero, że kultury i porządków. Googlował czego się spodziewać, ale połowy nie rozumiał, a druga brzmiała jak żart. Dlatego też, był naprawdę słabo przygotowany. Jakby nie patrzeć, był specem od brudnej roboty, a nie od chadzania na imprezy rodzinne. Silvan powinien był przewidzieć, że to wszystko przerośnie syna na tle emocjonalnym. Bo on takowych nie miał, żeby je wrzucić na warsztat i zrobić z siebie miłosnego imprezowicza. Najgorsze miało tylko nadejść, a na to wampir już nie był w ogóle gotowy.

- Tylko po cichu, bo jak mnie zdradzisz na oczach wszystkich to będziesz świeciła oczyma. Ja wtedy zrobię Ci taką francuską histerię, że żaden żabojad by się nie powstydził. – Powiedział i znowu napił się krwi. Schował butonierkę do wewnętrznej klapy czarnej marynarki i poprawił krawat. Przejrzał się w lustrze, aby zobaczyć czy włosy są na miejscu i jedynie przesunął kilka kosmyków. Wyprostował się elegancko i można było usłyszeć głośny wdech i wydech. Tak się uspokajał. Odwrócił się w końcu do Idy i wystawił rękę w jej stronę.
- Chodź Ida, twoja rodzina czeka – powiedział prawie, że miło. Tak właśnie romantycznie, zeszli razem pod rękę, aby już wcielić się w rolę. Ruszyli w kierunku Sali weselnej, z której już dobiegały odgłosy szczęścia, krzyki oraz muzyka. Maurice naprawdę nie był gotowy na to wszystko, ale zrobił dobrą minę do złej gry. Wszedłszy do środka, wiedział że nie ma już odwrotu. Było tam multum osób, dużo z nich odstrojone jak na ślub Królowej. Cała gama upięć, zapachów (perfum i potu), koronek, tiulów i źle dobranych garniturów, całkiem go przygniotła. Patrzył tylko, czy nie ma nigdzie obok Babci Jadzi, bo przed nią to by spierdolił. Natomiast dostrzegł kątem oka rozlewających sobie mężczyzn z dziwnej, nieoznaczonej butelki. Czyżby taką wodę pili? Nie wiedział, że tamta grupka już bimber waliła. Bimber, którym mieli go zaraz częstować.

- Uśmiechnij się ładnie, ludzie patrzą – wyszeptał do Idy, bo faktycznie zwrócili na siebie uwagę. Nic dziwnego, pewnie się dziwią, że takie babsko poderwało taką sztukę, jak ja, pomyślał skromnie. W uniwersum Maurycego, wszystko kręciło się wokół niego. Wcale to się nie wiązało na przykład z tym, że nikt nie widział Idy od lat. Wcale.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Co on nigdy komedii romantycznej nie widział? Przecież wystarczyłoby, żeby uśmiechnął się do niej kilka razy, objął ramieniem jej krzesło czy dał buziaka w policzek. Przecież musiał o tym wiedzieć, skoro wykrzyczał, że nie będzie tego robił. Idzie nawet nie chodziło o jakieś super intymne udawanie pary, po prostu nawet nie pomyślała o innej opcji. Gdyby przedstawiła go jako kolegę byłoby jeszcze gorzej – każdy by rzucał za nimi jakieś dwuznaczne teksty, a tak, kiedy mieli już łatkę "para" powinno im być łatwiej. Przynajmniej tak jej się wydawało. Z drugiej strony, chociaż nie przyznałaby tego na głos, chciała, żeby Maurice był obok niej. Nie była pewna jak zareaguje na imprezę pełną ludzi i już nawet nie chodziło o głód, bo z tym nauczyła się całkiem dobrze radzić. Bała się, że w pewnym momencie może ją to wesele przerosnąć, że może się rozpłakać na widok mamy. I dlatego chciała mieć go obok, bo już raz jej udowodnił, że mimo ogólnej niechęci w jakimś stopniu mogła na niego liczyć. Czy się lubili? Nie. Ale była między nimi taka cienka nić porozumienia, która utworzyła się pewnej nocy na łazienkowej podłodze. Jego dotyk potrafił ją uspokoić, dlatego zależało jej na tym, by był obok niej.
Skąd mogła wiedzieć, że Maurice to niezbyt związkowy gość. Ona była przekonana, że facet co chwila łamał kolejne serca, a od adoratorek nie mógł się odpędzić. Nie pomyślała, żeby zapytać czy kogoś miał, a założyła, że w tym momencie jest sam. Po prostu ciężko jej było sobie wyobrazić chłopa z dwusetką na karku, który nigdy wcześniej nie był nawet w przelotnym związku. Gdyby o tym wiedziała pewnie nie narażałaby go na takie rzeczy, nie chciała wymagać od niego czegoś, z czym nie czuł się komfortowo. Wzięłaby Cerise, nawet jeżeli babcia Jadzia mogła tego nie przeżyć. Przynajmniej ksiądz Piotr by zarobił na mszach w intencji wypędzenia z niej tęczowej zarazy.
Obiecywanie mojej babci prawnuka to dla ciebie bycie miłym? Trzeba było ją kurwa w rękę cmoknąć i się głupio uśmiechnąć, zamiast wkładać jej do głowy obraz jak się ruchamy. — Chyba odwoje lekko przesadzali, ale tak to już było, kiedy w średnio normalną relację dodamy niedomówienie. — Zaraz ja się zrzygam, bo o tym pomyślałam. I nie mówię o twoich włosach. — Wzięła głęboki wdech jak on, bo naprawdę ta dyskusja zaczynała być coraz bardziej niebezpieczna. Dwa wkurwione wampiry na takiej małej przestrzeni nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Szczególnie dwa tak temperamentne wampiry jak Maurice i Ida.
Przecież nikt od ciebie nie będzie wymagał dotykania mnie. Nie jesteśmy parą młodą. Po prostu, nie wiem, przestań rzucać we mnie mordercze spojrzenia i będzie okej. Możesz mówić, że się pokłóciliśmy, I don't give a fuck. — Spojrzała gdzieś w bok, żeby wrócił jej normalny oddech i tętno. Niepotrzebnie się denerwowali, nic już nie mogli zrobić. — Co do czosnku to uważaj na te białe sosy co stoją obok ziemniaków. Często są z suszonym czosnkiem, który nie jest tak dobrze wyczuwalny jak prawdziwy. — Dodała jeszcze, już też spokojnym tonem. Podeszła nawet do pobliskiego okna, żeby sprawdzić czy zasłonka wytrzyma poranek. Wyglądało, że powinna, a jeżeli nie... to cóż, Maurycy miał spać na łóżku, tak?
Myślałam, że pan najlepszy w swoim fachu robi research przed zadaniem. Nie trzeba być ekspertem, wystarczy wpisać hasło w reddita. — Pokręciła oczami, bo oczywiście pan stary wampir musiał wszystko przeżyć, żeby mieć na ten temat wiedzę i wiadomości. Tak jakby nowoczesne źródła wiedzy nie istniały. idy nawet nie obchodziła zbytnio historia, wolała nauki ścisłe niż zapatrzenie w przeszłość. Maurycy by się pewnie za głowę złapał, gdyby zobaczył jak nikłą wiedzę miała o Mussolinim, z którym on najwyraźniej pił kawkę.
Ach czyli pies ogrodnika, nie dasz mi buzi, ale nikt inny też nie może? Cudownie. — Skomentowała jego francuską histerię ironią i przewróciła oczami. Przecież zamierzała spędzić czas z rodziną, a nie latać za jakimś polskim chłopakiem, szczególnie, że większość pewnie już się zataczała pod stołami. Nie spóźnili się jakoś szczególnie długo, zachód słońca był o 17:40, więc na miejscu byli chwilę po 18, ale najwyraźniej tyle wystarczyło.
Chwyciła go za wystawione ramię, kiedy nagle odezwał się jakimś cywilizowanym tonem. Zadarła nieco podbródek, żeby wyglądać bardziej dostojnie i ruszyła razem z nim w stronę sali balowej. W końcu wyglądali jak milion dolarów, każdy musiał zwrócić na nich uwagę. Maurice'owi brakowało jedynie kubka z kawą, ale nie udało im się wymusić na taksówkarzu przerwy na orlenie.
Zdecydowana większość mojej rodziny umie francuski. To tak, żebyś wiedział. Mogą do ciebie zagadać. — Powiedziała jeszcze do niego, chwilkę przed tym zanim weszli do sali. Było to też swego rodzaju ostrzeżenie, że nie mogli się kłócić się w tym języku, bo wszystko zaraz wyjdzie na jaw. Kiedy wkroczyli na salę miała wrażenie, że tam upadnie. Przytłoczyło ją to wszystko. Gama zapachów, ale i też znajome twarze. Chwyciła się mocniej chłopaka, bo jej nogi były jak z galaretki, a on był jedynym czego mogła się złapać. Nagle się do niej nachylił i kazał uśmiechnąć. W sumie fakt, w tym całym napięciu zapomniała o uśmiechu, ale nic straconeego. Chwilę później jej usta rozciągnęły się w najbardziej szczerym uśmiechu jaki widziano od lat.
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 529
Weselna sala okazała się dużym pomieszczeniem o jasnych beżowych ścianach i dekoracjach, wyglądających jakby ktoś czerpał inspirację z Pinteresta, ale w połowie zabrakło mu do tego motywacji. Dlatego też niektóre stoły dekorowały eleganckie kwiatowe aranżacje, gdy na innych postawiono zwyczajne bukiety w brzydkich wazonach, a granatowej ściance, na której można było porobić sobie mniej lub bardziej poważne zdjęcia z głupawymi rekwizytami, zdecydowanie brakowało dużego wyboru tychże wlaśnie rekwizytów. Całości tego weselnego krajobrazu zabawy i chaosu dopełniał natłok gości, głośna, chociaż jak na razie przyzwoita muzyka, starsze panie o spojrzeniu bardziej oceniającym od samych księży podczas kazania i dzieci biegające po całej sali bez żadnego nadzoru dorosłych, które najwidoczniej bawiły się w dekapitację porozrzucanych na podłodze balonów, co jakiś czas przyprawiając tym samym kogoś o niewielki zawał serca. 
- Gorzko! Gorzko! - krzyczano w kierunku pary młodej, akurat gdy Ida i Maurice weszli na salę. Świeżo upieczony małżeństwo jedynie przewróciło oczami, jakby nie było to takie pierwsze żądanie w ciągu ostatniej godziny, ale pocałowało się ku uciesze i wiwatach zgromadzonych.
Gdy tylko państwo Olszewscy zobaczyli nowo przybyłych od razu podeszli uściskać córkę i przywitać się z jej towarzyszem.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę, że tutaj jesteście - oznajmiła matka po francusku, gdy już zdążyła się upewnić, że jej córka ma się dobrze. - Długo nie dawałaś odpowiedzi, czy na pewno będziesz, a teraz jeszcze to opóźnienie.
Ojciec Idy, chociaż również ucieszony ze spotkania, wpatrywał się w Maurice'a dziwnym sppjrzeniem.
- Hugo inaczej wyglądałeś na zdjęciach - odezwał się w końcu kompletnie, nie rozumiejąc czemu żoną właśnie posyła mu wymowne spojrzenie.
W tym samym czasie grupka, pijących alkohol z nieoznakowanej butelki, mężczyzn również dostrzegła parę wampirów.
- Te Zbyszek - rzucił jeden z nich do krewniaka obok. - [b]To chyba ten Francuz naszej Idy. Trzeba chłopaka popadnie powitać w Polsce.[/b
Wujek Zbyszek jedynie skinął głową, wyciągnął spod stołu kolejną butelkę i nieco chwiejnym krokiem ruszył w kierunku Maurice'a.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- No ja mam nadzieję, że nie mówisz o moich włosach – odpowiedział pasywno-agresywnie. Nikt mu aparycji nie będzie obrażał. To on chadzając z kawką ze starbucksa i papierosem w buzi, rozgrzewał serca paryskich dam. Nie Ida! A gdyby miała czelność podważać jego majestat, to by się wkurwił. Już zignorował fragment o babci, bo nie chciał się kłócić. To jej zależało na tym weselu, nie jemu. Według Marurice’a powinna była wziąć pod uwagę, że i on został wzięty z zaskoczenia. Nie spodziewał się, że pójdzie na tę imprezę jako chłopak Idy, którym nie był i nie zamierzał nigdy być. Nie chciał nikomu wkładać obrazu jak uprawia seks z nią, bo sam za Chiny Ludowe, by nie chciał tego widzieć. Pomimo zaniechania animozji na balu, ponownie zaczęła go wkurwiać i to z impetem. Najchętniej by rzucił wszystko w cholerę i wrócił do Paryża. A najlepiej zahaczając o Alpy, żeby sobie pojeździć na nartach i z majestatem pić grzane wino na stoku. Ale nie mógł tego zrobić, zobowiązał się do czegoś, a Maurice raczej był słownym gościem. Zaczął zlecenie to zamierzał je dokończyć, nie ważne, że nastawiał się na godzinne tortury przez rodzinę Idy. Zastanawiał się co za ludzie ją wychowali i już się bał. Miał wrażenie, że ta nieznośność mogła być dziedziczna. Cholera, jakby miał znosić kilkadziesiąt takich Id, to by sobie strzelił. No, ale trudno, już było za późno na wycofanie się. Zapamiętał poradę z czosnkiem, zanotował z tyłu głowy, żeby nie jeść niczego podejrzanego, a najlepiej, żeby po prostu spasować z posiłkami. Popijał już krew, żeby się uspokoić. Nie był to dobry pomysł, ale nie spodziewał się tego co miało nadejść. Myślał, że będzie raczyć się winem w trakcie wesela. A tu miał być plot twist.

- Powodzenia w szukaniu informacji o polskich weselach w innym języku jak polski. Wiesz jak tłumacz to tłumaczy? CHUJOWO. – Obruszył się, bo podważała jego umiejętności w zawodzie. On zrobił co miał, a że nigdzie nie było napisane, że chodzi się tylko z partnerami romantycznymi, to już nie jego wina. Pokręcił znowu głową słysząc kolejne słowa. Jego bardziej nie mogło nie interesować co Ida robiła z kim. Maurice by jej nawet podstawił jakiegoś frajera, żeby tylko odjebała się od jego samego. Problem był taki, że nie mogli sobie pofolgować w sytuacji, w której byli parą. Przecież to by obruszyło całą jej rodzinkę i by się wywiązały dramaty pokroju telenowel brazylijskich.

- Ida, misiu kolorowy ty mój, dla mnie możesz się ruchać nawet z drzewem. Droga wolna. Ale czy ty chcesz tłumaczyć, czemu zdradzasz swojego zabójczo przystojnego chłopaka? No kurwa nie wiem. – Powiedział ze spokojem i chyba właśnie to podkreśliło jego zmęczenie tematem. Ile można było wałkować podstawy kultury? Czy ta młodzież dzisiejsza zdradzała wszystkich na lewo i na prawo? Czy nie rozumieli, że nie można wystawić tak Maurycego, bo nikt i tak nie uwierzy, że ktoś mógł popełnić tak gargantuiczny błąd, jak zostawienie go? Faktycznie, trzeba było przyznać. Taki błąd nigdy nie nastąpił. A to, że on po prostu nigdy nie miał prawdziwej dziewczyny to już inna sprawa. Malutki czynnik w tej całej sytuacji.
Razem udali się na miejsce wesela, którego eklektyczność powalała z nóg. Tu kwiatki, tam już wazony, gdzieś jakaś niebieska ścianka, no było na bogato. O mało nie usłyszał Idy, bo był tak zachwycony dekoracjami. Faktycznie zdjęcia w internecie nie kłamały. Polskie wesela były czymś innym.

- A już myślałem, że będę enigmatycznie milczeć – wyszeptał, żeby nikt go nie usłyszał, skoro znali francuski. Żałował, że nie podawał się za Niemca, bo wtedy mógłby jedynie szprechać w tym pięknym języku i wtedy to tylko by się śmiali, że wygląda jak Hitler-Jugend. Wpierw napadła ich kobieta, która okazała się matką Idy. A tak przynajmniej założył patrząc na podobieństwo między nimi. Obok stał mężczyzna, zapewne ojciec. Maurice się nie odzywał, dopóki nie padło imię Hugo. Ciężko mu było powstrzymać śmiech, który został wywołany tą pomyłką. Po pierwsze to on był ładniejszy, a po drugie to żywy w przeciwieństwie do byłego chłopaka Idy. No, ale jedynie się uśmiechnął i wystawił dłoń, wpierw w kierunku matki. Tak kultura nakazywała.

- Maurice, pracuję z Idą – przywitał się nie podając nazwiska, żeby w razie czego go nie próbowali wyśledzić. Następnie podał rękę ojcu i w jego kierunku się uśmiechnął. Zaraz po tym stanęła grupka mężczyzn koło niego ze szklanką (nie kieliszkiem) wody.
- O, dziękuję – powiedział łamanym polskim, ponieważ uczył się podstawowych słów w samolocie. Wziął dużego łyka i w momencie, w którym połowa szklanki znalazła się w jego gardle, zrobił wielkie oczy. Przełknął to z trudem, ale myślał, że umrze. Wypalało mu to przełyk i kupki smakowe, a mężczyźni patrzyli na niego jak na zawodnika roku. Tak Maurice zapoznał się z bimbrem.
- Ah du Scheiße – wymamrotał trzęsąc głową. Spojrzał na Idę prawie, że morderczym wzrokiem i spytał się już po francusku. – Co to? – Ledwo wymówił te proste słowa, bo jeszcze umierał po bliskim spotkaniu z alkoholem.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Twoje włosy to jedyna rzecz związana z tobą, którą w tym momencie mogę ścierpieć. — Odburknęła, w jakiś pokraczny sposób nawet go komplementując. No cóż, musiała przyznać, że chłopak był przystojny. Nie było sensu kłamać i udawać, że wcale tak nie sądzi. Stojąc obok siebie, tak odstrzeleni, wyglądali jak para modelów z okładki jakiegoś pisemka o modzie. Nikt nie mógł im zarzucić, że nie są piękni, bo by po prostu skłamał. Ciężko więc było rzucać jakieś złośliwe komentarze bez pokrycia, o jego aparycji.
Dobrze, że nie ciągnął tematu babci, bo naprawdę nie miała ochoty na dalsze roztrząsanie ich domniemanych dzieci. Już wystarczyło, że wyobraziła sobie Maurice'a, który powoli całuje jej szyję i rozpina sukienkę... Nie, stop. Nawet potrząsnęła głową, żeby ten obraz zniknął z jej głowy, chociaż wcale nie zostawiał jakiegoś nieprzyjemnego posmaku. Gdyby postacią w jej wyobrażeniach nie był Maurycy, to może nawet by pozwoliła sobie zobaczyć, co się stało, gdy sukienka zsunęła się z ciała.
Zignorowała jego mierne tłumaczenie o nieudolnym translatorze. W końcu na pewno nie była jedyną polką jaką znał i mógł się kogoś zapytać. Przecież nawet ona by mu opowiedziała o tradycyjnym polskim weselu, gdyby ją zapytał. A jego duma nie pozwoliła mu prosić o pomoc i skończył jak skończył. Mogli usiąść obok siebie w samolocie i porozmawiać jak cywilizowane wampiry, ale nie, po co.

Powiedziałabym im, że zacząłeś do mnie mówić po niemiecku, to od razu by zrozumieli. — Powiedziała już żartobliwym tonem, który miał na celu chyba rozładowanie tej napiętej atmosfery. Koniec, musiała skończyć wkurwianie się na niego, bo przez resztę wesela skazani byli na siebie. Nawet jeżeli będą stali na dwóch końcach sali przez większość imprezy, to zapewne będzie konieczność jakiegoś zapozowania do fotki czy posiedzenia przy stole podczas krojenia tortu. Nie mogła sobie pozwolić na jakieś wielkie frustracje. Maurice nie mógł jej zepsuć tego wieczoru, na który tak długo czekała.
Uwierz mi, też bym wolała, żebyś musiał enigmatycznie milczeć. — Odszepnęła mu, ale nie zawracała sobie już tym głowy, bo zobaczyła jak w ich kierunku suną jej rodzice. Jej uśmiech jeszcze bardziej się powiększył, jakby było to w ogóle możliwe. Zapomniała, że dobre maniery nakazywały przedstawienie swojego partnera. Przytuliła mamę tak mocno jak tylko mogła i ledwo powstrzymała łzy, które zaczęły jej się zbierać w kącikach oczu. Tęskniła.
Wiesz mamo, długo nie mogliśmy dostać przepustki z pracy. — Umówili się, że ich "praca" jest tak tajna, że nie mogą o tym wspominać. — No i potem samolot się spóźnił i czekaliśmy ponad godzinę na walizki. Przykro nam, że się spóźniliśmy na ceremonię, mam nadzieję, że macie jakieś filmiki. — Uśmiechnęła się promiennie i ręką zgarnęła tę zdradliwą, pojedynczą łzę, która faktycznie popłynęła po jej policzku. Przytuliła się do taty, równie mocno co do mamy i już miała przedstawiać swojego partnera, kiedy pierwszy się odezwał właśnie jej ojciec, a Idzie aż zabrakło powietrza w płucach. Przed oczami stanęło jej martwe ciało jej byłego kochanka, a to nie była zbyt dobra rzecz do wspominania w tej chwili. Na szczęście wtedy do gry wszedł Maurice, który chyba wyczuł moment i uznał, że czas się przedstawić. Dał jej chwilę na pozbieranie myśli, na co bardzo się ucieszyła, bo dzięki temu jej rodzice chyba nie zauważyli jej nagle skwaszonej miny. Przez to nie zobaczyła katastrofy, która nadeszła do jej chłopaka chwiejnym krokiem i szklanką w ręku.
Nie pi... — Nie zdążyła dokończyć zdania, a alkohol już wylądował w gardle Maurice'a. Przymknęła oczy i odetchnęła, szybko licząc w głowie do dziesięciu. A w sumie, niech sobie pije co chce. Może jak się wstawi będzie bardziej do życia. Przyglądała mu się jak się lekko skrzywił i potrząsnął głową. Przygryzła wargę, żeby się nie zaśmiać, bo w sumie to było trochę komiczne. Z drugiej strony, jak to była przepalanka wujka Zbyszka, to mogła mu współczuć. — To bimber. Pewnie robiony z cukru przez któregoś z wujków, ponad dwa razy mocniejszy od wódki. — Odpowiedziała powoli, po czym podeszła do wujków i przywitała się z nimi krótko, ściskając każdego po kolei. Ona też dostała szklankę z alkoholem, na co się uśmiechnęła i upiła trochę. Skrzywiła się jeszcze gorzej niż Maurycy, ale przynajmniej wujostwo było zadowolone. Obiecała, że na pewno jeszcze się tego wieczoru zobaczą i pociągnęła wampira do jednego z głównych stołów, gdzie stała karteczka z "Tosia" i "Chłopak Tosi". Rzuciła swoją torebkę na krzesło i stanęła przy Hoffmanie tak, że dla ludzi co zapewne ich obserwowali wyglądało, jakby mu poprawiała krawat. Ona jednak, pamiętając wcześniejsze ostrzeżenie, nawet go nie dotknęła.
Uważaj na bimber, sieka gorzej niż ruski szampan. I nie mówię tylko o tym, że można się szybko najebać, po prostu kac następnego dnia jest nie z tej ziemi. — Uśmiechnęła się jeszcze, po czym odwróciła się do stołu i chwyciła kilka frytek. Maurycy może nie chciał nic jeść, ale ona nie zamierzała sobie odmawiać pierogów, bigosu i schabowego. Nie przywitała się jeszcze z bratem i jego żoną, ale byli w tym momencie niezmiernie zajęci. I nagle nie wiedziała co zrobić, bo przecież nie mogła zostawić Maurycego samego przy stole. Zaczęła dostrzegać minusy ich planu. — Emm, chcesz coś zjeść? Albo zatańczyć? — Zapytała niezbyt inteligentnie, a fakt, że właśnie leciał jakiś polski szlagier średnio pewnie zachęcał do jakiegokolwiek tańca. Szczególnie kiedy w myślach Idy taniec Maurycy kojarzył się już tylko z klasycznym walcem.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
- Niemiecki to piękny język, zostaw go w spokoju – odparł broniąc swojego pierwszego, najbliższego mu języka. Mieszkał w niemieckiej części Szwajcarii, więc to właśnie on był dla niego takim najważniejszym, w pewien sposób, najbardziej naturalnym. Potem dopiero doszedł francuski i włoski, a z czasem angielski. Ten ostatni najmniej lubił, ale pracując w UK nawet podłapał akcent. Taki poliglota był z niego, akurat nauka języków była dla niego niesamowicie prosta. Uzdolniony był, to fakt. Tylko, że nie robił z tym za wiele, wybierając pracę daleką od naukowej. Zmarnowany potencjał, jeden by powiedział. Ale drugi rabin już by uznał, że spełnia się pracując z pasji. Tylko jaka to pasja, chowanie trupów? Podawanie się za policjantów? Śledzenie, kradzieże i fałszowanie? No to ciężko było nazwać hobby. Jednakże znał się na emocjach, potrafił rozpoznawać, gdy ktoś kłamał i łatwo łączył fakty. Żal było tego nie wykorzystać, bo tworząc syntetyczną krew, nigdy by nie zarobił takich pieniędzy. Lokował je w bankach i nieruchomościach. Miał swój domek w Saint Moritz, najchętniej tam by zamieszkał i już nie wrócił. Ale nie mógł. No i też nie chciał odcinać się od rodziny, skoro po tylu latach byli w końcu razem. Może i nie zdawało się, ale to było ważne dla niego. Doceniał takie chwile jak udawanie inspektora i agentki Interpolu z matką. Tylko czemu musiała podrywać akurat Sahaka… No ale i to przebolał, podchodząc do tego już obojętnie. Jak chciała przerywać celibat mężczyzny, to niech to robi. Jedynie nie zamierzał temu kibicować.

Odgryzłby się Idzie, gdyby nie fakt, że już dorwali ją jej rodzice. Widział, jak ociera łzę, ale nie zamierzał reagować. Gdyby ją przytulił to jeszcze by jej przypomniał o Hugo i dopiero by się działo. Wiedział, że pomylenie tej dwójki musiało jakoś wpłynąć na Idę, ale to nie był już jego problem, ani obowiązek. On zrobił co mógł, ciała nigdy nie odnaleziono, a wino które za to dostał wciąż czekało w specjalnej lodówce. Nie wiedział, czemu to zrobił, mógł je przecież wypić samemu. Ale dziwne to dla niego było, zachował ten prezent chyba z jakiejś niezrozumiałej nostalgii. Czekało na coś ważniejszego niż samotny poranek.

- To moja wina, nie dostałem urlopu, a powinniśmy byli dzień wcześniej przylecieć, nie gniewajcie się na Idę – powiedział cienkim głosikiem, jakiego kobieta jeszcze nie słyszała. Maurice wczuł się w rolę potulnego chłopaka i trochę z dobrej woli, a trochę na pozór, wziął całą winę na siebie. W końcu chodziło o jej rodzinę. A rodzina to świętość dla niego, chociaż jego własna była zlepkiem przypadkowych osób o przypadkowej porze. Bimber go zmiótł z planszy i szybko musiał popić, dlatego też wyjął butonierkę i zalał gardło krwią. Na ten widok wujkowie jeszcze bardziej zdębieli. Pewnie myśleli, że on bimber zagryza wódką. No aż zamilkli, a potem poklepali go po plecach mówiąc coś po polsku, czego absolutnie nie zrozumiał.
- Dwa razy? – Spytał w szoku. Smakiem trochę przypominało mu lokalne górskie, ziołowe nalewki. Dlatego nawet zasmakował mu ten specyfik. Chociaż i wypalił krtań. Miał mieszane odczucia, ale nie wykluczał, że jeszcze po niego sięgnie. Tylko to po czasie… Bo Maurice nie wiedział, że na polskim weselu cały czas się pije.

Ida zabrała go do stołu, gdzie musiała mu pokazać jego krzesło. Nie wiedział co dalej ze sobą zrobić. Nie znał nikogo i był trochę zależny od blondynki, co mu się naprawdę nie podobało. Nie lubił sytuacji, w których musiał na kimś polegać. To czego go matka nauczyła, to to, że trzeba sobie samemu radzić. Umiesz liczyć? Licz na siebie. I z taką dewizą Maurice szedł przez życie, aż tu nagle znalazł się w szponach polskiej rodziny. W ogóle nie wiedział jak taka grupa funkcjonuje. On nie miał dziadków, kuzynów, ciotek ani nawet normalnego rodzeństwa. Zawsze był tylko on i rodzice, którzy potem sprawiali sobie nowe dzieci. Tylko to były obce wampiry dla niego, nikt spokrewniony, zero jakiejkolwiek więzi. Może i dla ‘’rodzin” z samymi przemienionymi to wyglądało inaczej. Jednakże on był ewenementem, urodzonym wampirem. I może za bardzo się poczuł, więc nie akceptował Idy i Carol jako rodziny. Ale czy to źle?

- Ja chyba na razie spasuję, najchętniej to bym – i tu nie dokończył, ponieważ trzech kuzynów Idy podbiegło do nich z flaszką wódki. Maurice jedynie zrobił wielkie oczy, czy to znowu czas na picie?
- Tośka! Przywiozłaś chłopaka? Mówi po polsku, czy niemowa? – Spytali patrząc raz na Idę, raz na jej partnera. Ten tylko uśmiechnął się sztucznie, nie pokazując zębów, ani nie ruszając żadnego innego mięśnia na twarzy. Wyglądał na lekko opóźnionego, bo nie miał pojęcia co się dzieje. – Czyli nie mówi. Dobra, nie ważne, pijemy! – Wykrzyknęli i polali im wszystkim wódki do kieliszków. To Maurice zrozumiał i wraz z resztą się napił. Kuzyni po chwili odeszli, a on stał tak jak debil i odetchnął głęboko.
- Ja tu umrę chyba – wydusił z siebie. – Jak chcesz to możemy zatańczyć – dodał rozkojarzony, akurat melodia się zmieniała i był ciekawy co zaraz poleci. I w tym momencie, jakby anioł na niego spojrzał. Włączyło się „The way I are”. Ulubiony szlagier Maurycego, który wyczaił podczas eskapad do klubów. Jego twarz jakby rozjaśniała i złapał Idę za nadgarstek. – Z pewnością idziemy!
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Nie kłóciła się z nim nad pięknem języka niemieckiego, bo w sumie miała to gdzieś. Nie była typową konserwatystką, która na sam dźwięk niemieckiego miała w podorędziu kilka żartów. Jej ojciec mógłby mieć z tym problem, jak dla niej Niemcy to po prostu kraj sąsiadujący, do którego warto jeździć po proszek do prania. Zazdrościła czasami swoim znajomym wampirom znajomości tak wielu języków. Ona niestety nigdy nie miała do tego głowy, o czym mógł świadczyć fakt, że nawet angielskiego nie znała jakoś wybitnie. Znała głównie słownictwo i wyrażenia potrzebne jej do pracy naukowej. Zapewne mogłaby toczyć z Mauricem dysputy po angielsku na temat równania Shroedingera niż jakiejś innej, bardziej przyziemnej rzeczy. To francuski był zawsze przy niej i to nim się umiała najlepiej posługiwać. Może gdyby kiedyś miała ochotę to poprosiłaby kogoś o pomoc w przyswojeniu niemieckiego czy włoskiego, na razie jednak to były jakieś plany "na zaś".
Zagryzła zęby i szybko usunęła ze swojej głowy obraz trupa. W końcu minęło od wtedy już całkiem sporo czasu, a dzisiaj na pewno nie był dzień, kiedy powinni to wspominać. Ona już nawet zapomniała o tym winie co posłała do mieszkania Hoffmana kilka dni po całym incydencie, a na pewno nie sądziła, że wampir tego nie ruszył. Prędzej by obstawiała, że butelka wylądowała w koszu bez spróbowania zawartości, niż że czekała na specjalną okazję.
Mrugnęła szybko kilka razy, kiedy Maurice idealnie wszedł w rolę kochanego chłopaka. Wziął winę na ich spóźnienie na siebie, a nawet poprosił, by się na nią nie gniewali. Położyła rękę na jego ramieniu, jakby chciała go objąć w ochronnym geście, ale szybko zrezygnowała, udając, że zdejmuje jakiegoś paproszka. Wyraził się jasno, zero czułości, nawet tych udawanych. Ucałowała jeszcze raz rodziców, którzy usunęli się z drogi wujaszkowi, zapewne obawiając się, że oni też zostaną poczęstowani jego specyfikiem. Nie skomentowała, kiedy chłopak wyciągnął piersiówkę i popił bimber krwią. Jeżeli nie umiał zdzierżyć jej na trzeźwo, to proszę bardzo, niech się upija. W końcu musiał mieć jakąś lepszą tolerancję na alkohol, skoro pije od ponad 150 lat, prawda? Wujek powiedział mu, że jest swój chłop i obiecał, że jeszcze go znajdzie – wszystko po polsku – i faktycznie, pozostawił ich samych, co blondynka wykorzystała, ewakuując się ze zbyt widocznego miejsca. Na jej nieszczęście stół to także nie było miejsce gdzie mogli odetchnąć i porozmawiać, bo zanim Maurice odpowiedział jej na pytanie, to znikąd wyłonili się jej przygłupi kuzyni od strony matki, którzy uznali, że muszą się z nią przywitać. Uśmiechnęła się, prawie tak samo sztucznie jak Maurycy i wycałowała oboje.
Zgromiła kuzynów spojrzeniem, kiedy nazwali ją drugim imieniem. To była ta część jej życia, której nie dzieliła ani z Silvanem, ani z Cerise, a co dopiero z Mauricem. Miała nadzieję, że polsko brzmiące imię będzie zbyt kłopotliwe do zapamiętania przez wampira i pozostanie przy Idzie, którą i tak zdarzało mu się przekręcać na jakieś inne twory.
Mówi po francusku. I po angielsku. Jakbyś nie był tłukiem, Dawid, i nauczył się chociaż jednego języka obcego, to mógłbyś narzekać. — Halo, nie będą jej chłopaka obrażać. Znaczy, nie chłopaka tylko syna swojego opiekuna, ale i tak. W tym momencie jednak był jej jakby partnerem. A za tym kuzynem i tak nigdy nie przepadała. Dawida to jednak najwyraźniej nie wystraszyło, bo po prostu sięgnął do ich pustych kieliszków, co stały przy niewykorzystanych jeszcze talerzach i polał wódki tak, że aż powstał menisk. Ida mocno chwyciła szkło i przechyliła je na raz, wypijając wszystko tym razem nawet się nie krzywiąc. Po bimbrze, wódka była czymś całkiem w porządku.
Masz, napij się. — Nalała chłopakowi ze stojącego nieopodal dzbanka, zimnej wody z cytrynką, miętą i limonką. Sama też popiła smak wódki, który pozostał jej na języku. — Jak będziesz pił dużo wody będzie lepiej. I kaca takiego nie będzie następnego dnia. — Prawdziwe porady z Polski. Tutaj pili na potęgę, każdy musiał umieć sobie jakoś poradzić, szczególnie w takich krytycznych przypadkach jak wujkowie polewający bimber.
Nie spodziewała się, że Maurycy jest fanem weselnych tańców. Szczególnie, że muzyka, która leciała nie przypominała ani klasycznej, do której można było tańczyć te wszystkie tańce towarzyskie, ani typowa klubowa, którą można było usłyszeć na paryskich parkietach. Była to bardziej mieszanka w stylu ESKA top dekady, przemieszana z ulubionymi utworami młodych.
Nie protestowała kiedy chłopak chwycił ją za nadgarstek i wyciągnął na parkiet. Rozejrzała się na ludzi dookoła i rzuciła pod nosem cichą kurwę, bo prawie wszyscy się trzymali za ręce i tańczyli jak jakieś przedszkolaki. Ona nie miała zamiaru zarzucać rąk na kark Maurycego, żeby kiwać się z nim do rytmu bez wyczucia. W końcu bała się tego skręcenia karku, a co gorsza, to była zbrodnia na tanecznej piosence. Wiadomo, że chłopak umiał prowadzić, potwierdziło się to na balu, gdzie zatańczyli nawet udanego walca, ale nie spodziewała się, że weźmie ją także w obroty na weselu. Sądziła, że po prostu będą się bujać i skakać obok siebie, ewentualnie czasami się o niego otrze biodrem, a tutaj Maurice przejął prowadzenie i złapał jej rękę, obracając ją raz po raz. Co jeszcze dziwniejsze, on śpiewał. Już wiedziała jak musieli się czuć Silvan i Cerise na balu, bo sama zaczęła się zastanawiać czy nic nie było w tym bimbrze, bo może akurat wujek sobie eksperymentował z jakimiś niegroźnymi psychodelikami. No ale cóż, nie zamierzała narzekać i odbierać jemu i sobie zabawy. Podnosiła ręce do góry i kręciła biodrami kiedy tylko pozwalał jej na to jej partner, a poza tym dośpiewywała mu tekstu. Może to nie była jej ulubiona piosenka, ale bawiła się całkiem nieźle. No i największy sukces - minęło już kilkanaście minut i nie nastąpiła żadna większa katastrofa, Silvan mógłby być z nich dumny.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Dotyk Idy go trochę zdziwił, ale wcale nie wyrwał z roli. Niezmiennie się uśmiechał, choć chciał strącić jej rękę. Maurice chyba miał problem z dotykiem. Ale z czym on nie miał problemu? Na pewno nie z alkoholem, ponieważ popijał go brawurowo przez cały czas i zagryzał jeszcze krwią z piersiówki. To był jego sposób na przeżycie imprezy, który szybko okazał się skuteczny. Akurat leciała piosenka, którą lubił. Miał słabość do starego popu, ale udawał, że nie słucha takiej muzyki. Niemniej, rozluźniony już szklanką bimbru, szotem wódki i krwią, postanowił, że zatańczy. Obracał Idą i tańczył bardziej klubowo, niżeli weselnie. Ciotki w kółku przystanęły jedynie, żeby patrzeć na tę parę zrobioną w niebie. Jedno było ładniejsze od drugiego, a do tego wyglądali na naprawdę zgraną parę. Zdawałoby się, jakby Maurice śpiewał to dla niej, co nie było do końca zgodne z prawdą. Niemniej, lubił ten koncept bezgranicznej miłości. Nie wierzył w to, nie było na to szans, żeby usiadł i pewnego dnia uznał, że to możliwe. Aczkolwiek, czasem sobie wyobrażał, że ktoś go tak kocha. On sam nie był w stanie choćby pomyśleć, że obdaruje kogoś takim uczuciem. Dlatego zostało mu jedynie śpiewać i tańczyć.

Po zakończonym numerze, poczuł że mu gorąco i, że w ogóle to go suszy. To chyba ten bimber tak na niego zadziałał. Poklepał się po marynarce i poza piersiówką wyczuł paczkę papierosów i jego zapalniczkę zippo, która pasowała do złotego zegarka firmy Cartier. A sama ozdoba już komponowała się ze spinkami od mankietów. Wszystko w stylizacji Maurycego było przemyślane, nie było tam miejsca na pomyłkę, czy też niedopasowanie kolorystyczne. Utrzymywał idealny balans czerni, bieli i złota. W końcu nie mógł nosić srebra, to zostawała co najwyżej platyna. Czerwone Marlboro były na miejscu, więc puścił dłoń Idy i oznajmił.

- Chodź zapalimy – rzucił i ruszył w kierunku wyjścia na taras. Ponownie, tak jak kilka dni wcześniej, znaleźli się we dwoje na papierosie. Sam nie wiedział czemu to robił, czemu wracał do niej, choć mógł się izolować. Przecież jej nie lubił. Ostatnim razem jak chciała się czegoś o nim dowiedzieć, to uciekł. A jednak pozwolił, aby sytuacja mogła się powtórzyć, ponieważ tak samo jak wcześniej. Zaczął mówić.
- Wielką masz rodzinę, jak ty ich wszystkich imiona pamiętasz? – Spytał szczerze. Jego rodzina liczyła całe dwie osoby i mu się z tym świetnie żyło. A Ida miała i braci i kuzynów, ciotki, babcie. Maurice nie byłby w stanie rozmawiać z nimi wszystkimi na raz, a tu trzeba było się integrować. Cieszył się, że nie każdy mówił po francusku, bo wtedy by jeszcze do niego podchodzili. A tak, to był samotny, tak jak lubił. No a w sumie nie do końca, bo stał z blondynką. Wyciągnął w końcu paczkę i dał jednego papierosa kobiecie, a drugiego wziął dla siebie. Najpierw jej odpalił, a potem sobie i schował zapalniczkę, jak i szlugi, do wewnętrznej kieszeni marynarki. Ta akurat znajdowała się po drugiej stronie, jak ta gdzie miał piersiówkę. Pić mu się strasznie chciało, a nigdzie wokół nie było niczego wodnistego. Jedynie kuzyni gdzieś obok czaili się z wódką. Ci akurat wyglądali młodo, piętnastolatka i szesnastolatek, tak na oko. Maurice się skrzywił i znowu odezwał się do Idy.

- Ja w ich wieku to… to w sumie trupy do rzeki wrzucałem. A chciałem już pouczać. – Zaśmiał się, choć to wcale nie był żart. Taka była naga prawda, że on miał problem od małego. Niemniej, pragnienie nie ustało, a nie chciał kraść dzieciom alkoholu. Dlatego też napił się krwi, którą trzymał cały czas przy sobie. Wiedział, że to nierozsądne, ale po dłuższych deliberacjach, uznał że chce się zabawić. Rzadko kiedy to robił, a w sumie to prawie nigdy. Nawet na balu był sztywny, a tu miał prawdziwe polskie wesele. W razie czego by się szybko ogarnął, a miał okazję napić się, zatańczyć i cieszyć się jak raz życiem, mając tylko jednego świadka. A nie zależało mu na opinii Idy, więc mógł zrobić z siebie kretyna. Tylko był jeden problem. Tak długo udawał, że już nie pamiętał kim tak naprawdę był. Nie umiał już być szczerze szczęśliwym. Bo on to był zdolnym dzieckiem, które sobie kiedyś wymyśliło kim będzie. I tak to sobie wymyślił, że nikt już nie potrafił się połapać jakie procesy zaszły. I nawet on nie był w stanie stanąć w prawdzie i zostać sobą. Ale znał na to rozwiązanie. A był nim alkohol. Po większych dawkach, to właśnie dzięki niemu, Maurice potrafił powrócić do prawdziwego siebie. Zazwyczaj robił to w samotności, ale może to miał być wieczór, gdy pokaże siebie komuś innemu. Nic mu w sumie nie szkodziło.
- Idziemy się napić? Może przywitasz się z bratem?
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Ida Olszewska

Ida Olszewska
Skrót statystyk : S: 0/5
SPT: 3/5
PRC: 3/5
OP: 2/5
WT: 2/3

SPECJALIZACJE I CECHY
— Aktorka
— Nauki ścisłe: chemia (WT)

MUTACJE NEGATYWNE
1. Nadwrażliwość [-2 PRC]
2. Alergiczka: ananas, laktoza [-2 PRC]
3. Potępiona: Islam [-1 skup]
4. Nienasycona [-2 OP]
5. Niestabilna [bezsenność, PTSD -4 OP]

MUTACJE POZYTYWNE
1. Farciara
2. Predatorka [+1 PRC]
3. Szósty zmysł [+1 S,OP]
4. Mistrzyni skupienia [+2 OP, skup]
5. Syta [+2 OP w przypadku głodu]
Liczba postów : 1144
Ida w sumie nigdy się nie wsłuchiwała w teksty piosenek do których zazwyczaj kręciła biodrami w klubie. Ważne, że miały dobry rytm i mogły być nawet o zielonym baranku, a ona i tak by traktowała ją jak kolejną piosenkę, do której mogła się dobrze bawić. Dopiero kiedy Maurice śpiewał kolejne linijki w jej kierunku zrozumiała, że cały tekst był całkiem romantyczny. I chociaż parsknęła śmiechem, kiedy Maurice nucił pod nosem o byciu dobrze wyposażonym, to bawiła się całkiem w porządku. Nie spodziewała się, że będą się tak dopełniać. Ubrani na czarno na parkiecie wyglądali jak dwoje aniołów, którzy zostali zesłani na ziemię, by wodzić na pokuszenie. Nie było wątpliwości, że gdyby chcieli, to obydwoje by znaleźli partnerów do tańca już do końca wieczora. Pewnie każda kuzynka dałaby się pokroić, żeby Maurice choć na chwilę ją złapał za rękę, a Ida wcale nie była tym podekscytowana. Miała o wiele szerszy pogląd na sytuację i zdawała sobie sprawę, że to była rolą którą przybrał. A że zrobił to dla niej tylko komplikowało sprawę. Chyba wolałaby, żeby pojawił się z nią Silvan. Mogliby przynajmniej zagrać na nosie tym porąbanym sąsiadkom, przypadkiem gubiąc zdjęcie zrobione na ściance.
Cała ta sytuacja była na tyle dziwna, że Ida kilka godzin wcześniej nie umiałaby sobie go nawet wyobrazić w takim środowisku. Zaskakiwał ją, a jej się to nie podobało. Wolałaby, żeby był normalnym Mauricem, który miał zawsze wszystko przekalkulowane. Jeszcze zbyt mocno polubi tą spontaniczną wersję i co wtedy? Będą się umawiali na wieczorki karaoke? Żart, i to w dodatku taki nieśmieszny.
Na szczęście piosenka, choć w myślach Idy trwała wiecznie, skończyła się dość szybko. W pierwszym odruchu pożałowała, że nie będzie jeszcze jednego obrotu, kolejnego przyciągnięcia jej ciała, do ciała Maurycego, ale szybko wybiła sobie te myśli z głowy. Nie mogli się polubić. Pop prostu nie. Chłopak puścił jej dłoń, na co trochę odetchnęła, ale ten zaproponował jej papierosa. Musiała odetchnąć, więc się zgodziła i podążyła z nim na dwór. Nie powiedziała tego na głos, ale zobaczenie całej swojej rodziny w jednym miejscu trochę ją poruszyło. Zawsze miała dobry kontakt z większością, więc ta rozłąka i dystansowanie się przez ostatnie dwa lata mocno ją poruszyły. Z drugiej strony, nie chciała, żeby skończyli jak Hugo, więc rozumiała konieczność takiego traktowania. Tego wieczoru jednak znowu byli razem i mogła chociaż przez chwilę udawać, że odzyskała dawne życie.
Jak z kimś spędzasz większość życia, to jakoś same te imiona wchodzą. Chociaż polskie wesela mają to do siebie, że zapraszasz jak najwięcej osób. Wielu z nich widzę po raz drugi w życiu i ich imion też nie pamiętam. — Odpowiedziała mu na jego pytanie, bo przecież nie było w tym nic złego. Skoro był ciekawy, to czemu miałaby odmówić mu wyjaśnienia? Rozumiała, że wampiry mają trochę inne relacje rodzinne. Widziała, że dla innych może być córką Silvana, chociaż jej takie stwierdzenie nie przeszłoby przez gardło. Tak samo jak Maurycy nigdy nie będzie dla niej bratem. Miała jednego, który właśnie się hajtnął. Jej wystarczało.
Stali tak sobie we względnej ciszy, która wcale nie była niekomfortowa. Z sali wydobywał się jakiś bas, którego próbowała nie słuchać. Próbowała także nie skupiać się na rozmowach na sali. Była na tyle świeżym wampirem, że takie rzeczy ją mocno przytłaczały. Nie umiała do końca wyciszyć wszystkich bodźców i czasami czuła się przytłoczona tym wszystkim. Nie mówiła o tym Mauricemu, bo po co? Pewnie by ją tylko wyśmiał, że mały wampirek jest przerażony piskliwym głosikiem cioci Iwony.
Skupiła wzrok na dzieciakach, akurat jak zrobił to chłopak. Akurat tej dwójki nie znała, musieli być od strony panny młodej. Przypomniały jej się czasy, kiedy to ona kitrała alkohol na rodzinnych imprezach i starała się nie pokazać rodzicom, że wypiła te dwa kieliszki. Nie zamierzała psuć zabawy dzieciakom, nie była przyzwoitką. Jeżeli chcieli wypić za zdrowie pary młodej, to czemu miała im odmawiać?
To zabrzmiało całkiem smutno. Wrzucałeś trupy do rzeki w wieku piętnastu lat? Nic dziwnego, że coś z tobą nie tak. — No nie potrafiło się dziewczę ugryźć w język. Mogła zakończyć swoją wypowiedź po pierwszym zdaniu, ewentualnie pierwszych dwóch. Chwała komukolwiek na górze, że mówili na tyle szybko i cicho, że postronnej osobie ciężko było zrozumieć, że gadali o trupach. Na weselu. Nie sądziła, że będzie musiała słuchać o innych trupach niż biesiadnikach pod stołem, a jednak to była już druga sytuacja, jak zwłoki pojawiły się przed jej oczami. Taki już chyba urok Maurice'a, że jak nie ma tematu, to czas podjąć ten o martwych ludziach. Gdyby między nimi była lepsza relacja to może by się nawet jakoś wytłumaczyła, ale nie miała takiej potrzeby. Zaciągnęła się dymem papierosa, który dzisiejszego wieczora smakował lepiej niż na balu, i spojrzała w coraz ciemniejsze niebo. Gdyby między nimi była lepsza relacja, to pewnie podzielili by się tą krwią z piersiówki i obydwoje mieli lepszy wieczór. Na ich nieszczęście musieli się zadowolić tym co było między nimi w tej chwili.
Kiedy zaproponował przywitanie się z bratem, mógł zauważyć nagły spadek jej humoru. On ostatnio postanowił się przed nią w jakiś sposób otworzyć w związku z Connie, więc postanowiła odbić piłeczkę.
Trochę się boję z nim spotkać tak blisko. Zawsze byliśmy nierozłączni, boję się, że pozna, że coś jest nie tak. On zawsze potrafił ze mnie czytać jak z otwartej karty, bardzo przeżył nasze nagłe ochłodzenie kontaktów, a ja po prostu nie mogłam go okłamywać. — Zgasiła papierosa o jasny murek i rzuciła petem do kratki odpływowej przy drzwiach. Byli w Polsce, tutaj nie obowiązywał savoir-vivre, a skoro w pobliżu nie było popielniczki to nie zamierzała jak debil za nią biegać. Jej rodzice na pewno nie spodziewali się, że ich córeczka pali, a ona w sumie nie chciała ich wyprowadzać z tego błędu. Nawet jeżeli fajki nie mogły już jej zrobić krzywdy. — Ale jeżeli chodzi o napicie się, to pewnie. Mówisz o wódce, prawda? — Wolała się dopytać, żeby między nimi nie pojawiło się kolejne niedopowiedzenie jak to z chłopakiem. Ona wiedziała ile może wypić, pomnożyła to razy trzy, biorąc pod uwagę jej nowy stan i wampirzą regenerację. Notowała w głowie każdy kielonek, żeby wiedzieć, kiedy powinna przestać, ale na razie była bardzo daleko od tej granicy. Nie przepijając alkoholu krwią jak jej partner mogła sobie pozwlić na naprawdę wiele.

_________________
You better run like the devil 'cause they're never gonna leave you alone
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
Szczęściarz
Na jednej sesji wylosuj w kościach 3 sukcesy pod rząd.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 529
Maurice i Ida nie musieli zbyt długo szukać brata wampirzycy, bo brat znalazł się sam. A właściwie to na widok siostry od razu pobiegł do niej i bez ostrzeżenia chwycił ją w uścisku, jednocześnie lekko podnosząc do góry i obracając.
- Tosia jesteś! - wykrzyknął po polsku, gdy już nieco odsunął się od kobiety. - Wiesz jak ciężko było wytłumaczyć cioci Jagodzie, że po prostu masz problemy z samolotem? Twierdziła, że pewnie w tej… czekaj jak ona to nazwała? Satanistycznej Francji zostałaś jakąś wiedźmą i boisz się wchodzić do kościoła. - zaśmiał się. - Powiedziałem jej więc dość dyplomatycznie, by zajęła się własnym życiem, to strzeliła focha i teraz siedzi obrażona, ale kogo tam ona. Ważne, że jesteście. Jak wam się podoba? Jak ścianka do zdjęć? Sam robiłem.
Teraz jego spojrzenie powędrowało ku Mauricemu, którego, chyba że tamten się wymigał, przysunął do siebie i poklepał po plecach.
- Hej. Paweł jestem. Chyba mogę sobie darować jakieś groźby, nie? Oboje wiemy, że jakbyś coś jej zrobił, to Ida sama by cię zabiła. - oznajmił po francuski, tonem sugerującym, że cały czas żartował.
Niemniej, jak bardzo fascynującym mężczyzną nie byłby Maurice, uwaga Pawła ponownie skupiła się na siostrze. Chciał znowu powiedzieć coś zabawnego, ale cokolwiek to było utknęło mu w ustach, gdy dłużej przyjrzał się siostrze. Spoważniał. Przez chwilę bez słowa, wodził wzrokiem po jej twarzy, marszcząc brwi, jakby przeczuwał, że coś jest nie tak, ale nie potrafił określić co.
- Tosia czy wszystko w porzą… 

Teraz będzie numer jeden a mnie jest na imię Edek!
Ryk muzyki i głośne okrzyki sprzeciwu części gości, zakłóciły dalszą wypowiedź mężczyzny, gdy z głośników poleciała pewna specjalna piosenka. Do sprzętu, z którego puszczano muzykę, od razu podbiegła panna młoda, bezskutecznie próbując odciągnąć od laptopa któregoś z kuzynów, najwyraźniej odpowiedzialnego za zmianę playlisty. Zdezorientowany Paweł patrzył to w tamtą stronę, to na siostrę i jej partnera, nie wiedząc, czy upewnić się czy wszystko jest dobrze, czy pomóc swojej żonie w walce z głupia muzyką i jeszcze głupszymi członkami rodziny.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach