Liczba postów : 400
29/10/2022 - okolice Wrocławia
Maurice dostał zadanie bojowe w czystej postaci. A on nie odmawiał dwóch rzeczy: krwi i dobrego zlecenia. Silvan raz mu wysłał wiadomość i, gdyby to była sama prośba, to by z pewnością odmówił. Ale zawierała ona cały plik, pięciostronicowy dokument z wytycznymi, ostrzeżeniami i detalami całego przedsięwzięcia. Zaintrygowało to łowcę. Spodobało mu się wyzwanie, choć wiązało się z nią. Babsztylem, który zatruwał jego życie, odkąd wtarabaniła się w te rodzinne więzy, które i tak były niebywale skomplikowane. Wlazła z przytupem, a raczej została wciągnięta i już nie wyszła. Nie powinien był jej winić, bo nie prosiła o to. To była decyzja jego ojca, a nie Idy. Niemniej, Maurice dodawał dwa do dwóch i w tym przypadku wychodziło mu pięć. Obwiniał ją za zburzenie ładu, a tym bardziej za spełnianie marzeń Silvana. Było to egoistyczne, ale on taki właśnie był. Nastawiony na własny sukces i zaabsorbowany swoim życiem, chęciami i potrzebami. Dla zabawy polował na ludzi nie ważąc na ich życia, więc nic dziwnego, że nie miał za dużo empatii wobec sytuacji laborantki. Niby raz jej pomógł z Hugo. Zatuszował wszystkie ślady i do tego dnia policja nie ustaliła co się stało. Bo w końcu zgłoszono zaginięcie mężczyzny, ale w mieszkaniu nic nie znaleziono. Ślady krwi były specjalnie starte, aby przy użyciu wszelkich chemikaliów ukazało się jak najmniej. A próbek nie dało się już zebrać, więc nie było nawet szans, żeby dowiedzieć się czy jego, czy nie. Sprawa nie została zamknięta, ale też już nikt z nią nic nie zrobił. Został kolejną ofiarą nieszczęśliwego zaginięcia, a rodzina nie miała żadnych odpowiedzi. I Maurice żył z tym spokojnie, zapomniał wręcz, że to się wydarzyło. Nie rozmyślał o tym wieczorze za wiele, a jedyną pamiątką była butelka od Idy, której do tego czasu nie ruszył, z nieznanych mu powodów. Oraz rachunek za użycie krematorium. Nie podliczył jej i nie zamierzał, bo uważał to za kurestwo. Ciągnąć od niej, a w rezultacie od ojca, za pozbycie się chłopa. Przecież Silvan jeszcze by zadawał pytania, czemu przesłała Maurycemu przelew. A tego też nie chciał. Co prawda, tym razem zapowiedział się, że podliczy tatę za zadanie bojowe. Ale był to raczej test, czy naprawdę mu tak zależy, żeby pojechał z Idą na to całe polskie wesele.
Nie wiedział w ogóle czego się spodziewać. Wziął ze sobą dwa garnitury, oba skrojone na zamówienie, dwie koszule, jedną białą, drugą kremową oraz jeden zestaw na powrót, czyli dżinsy i sweter od Ralpha Laurena. Jego styl można było nazwać eleganckim. Wyglądał i ubierał się jak modele droższych firm. Nie raz można by mu zrobić zdjęcie i udać, że to najnowsza kampania Hugo Bossa. Nikt by się nawet nie zdziwił. Szczerze, to on nie chciał jechać na to całe wesele. Nie miał ochoty spędzać tyle czasu z Idą, bo najzwyczajniej w świecie nie był jej fanem. Ale ktoś musiał jej przypilnować, a kto inny jak nie syn jej oprawcy. Znaczy się mężczyzny, który ją przemienił. Polecieli wieczornym lotem z Paryża do Wrocławia, gdzie na lotnisko dostali się oddzielnie. Nadał bagaż, w którym również przewoził zapas krwi w bidonach w torbach termicznych, a potem udał się na kawę. Czekał na Idę pod gatem, z napojem ze starbucksa, nogą założoną na nogę i książką w ręce. Czytał akurat biografię M syn stulecia i szczerze się zastanawiał, czy może był gdzieś wymieniony. Spotkali się przed lotem na chwilę, aby później rozdzielić się w samolocie. Gorzej było na miejscu, ponieważ większość komunikatów była po polsku, a te po angielsku brzmiały jakby ktoś żuł kotleta i mówił na raz. Ida musiała go przeprowadzić przez lotnisko, a potem złapali taksówkę do pierwszego hotelu. Tam też mieli oddzielne pokoje, więc posiedział do wschodu słońca, a potem udał się do snu, żeby nabrać energii na wesele. Nie wiedział za dużo co się z czym wiąże. I naiwnie myślał, że może być nawet spokojnie. Plan był taki, nie iść na ceremonię, a dopiero na samo przyjęcie, które wyjaśni się spóźnieniem samolotu. Nie chcieli w końcu stać na słońcu i ryzykować usmażenia.
Wystroił się chłopak pierwsza klasa. Miał krawat, czarną marynarkę, spodnie tego samego koloru, białą koszulę oraz również czarne eleganckie buty. Zegarek miał złoty, tak samo jak spinki do mankietów. W końcu nie mógł nosić srebra. Włosy zostawił kręcone, ale również je ułożył, aby nie był to paryski nieład. Perfumy użył takie jak zawsze, nie za mocne, a jednak ładne, drogie. Wyglądał i pachniał jak sukces. Spotkali się z Idą na dole, w recepcji. Nie mógł powiedzieć, żeby źle wyglądała. Była to w ogóle bardzo ładna kobieta, ale nie doceniał to przez animozje, które powstały między nimi przez te wszystkie lata. Zakładał, że były one głównie po jego stronie. Bo jakim sposobem miałaby blondynka go nie lubić? Przecież był inteligentnym, sprytnym, zaradnym, przystojnym, zabawnym wampirem. No i do tego bogatym. Nic tylko brać. Sprawa z goła wyglądała inaczej, ale on o tym nie wiedział. Aczkolwiek, coś w nim się tam tliło, co można było zebrać i dobrze wykorzystać. Brakowało mu kogoś w życiu, kto by wyciągnął z niego dobro. Najpierw musiałby znaleźć, pomóc mu wyjść z agonii, którą było dla niego darzenie innych uczuciami. Nawet nie wiedział, w którym momencie stracił w sobie empatię. Nie wiedział, gdzie jest, trzeba było ją na nowo odkryć. Ale to chyba było niemożliwe. Raczej na tym świecie nie było takich desperatek, co by chciały zatruć sobie życie takim wyzwaniem, które zakrawało o Mission Impossible.
- Ładnie wyglądasz – powiedział sztywno i szybko nie poświęcając jej więcej uwagi. Odwrócił wzrok i spojrzał na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Najprawdopodobniej będą ostatni, bo wszyscy przyjadą z ceremonii. Jednakże ich spóźnienie nie będzie na tyle spektakularne, na ile mogłoby być. Weszli do taksówki, usiedli z tyłu i oczywiście, rozmawiali tylko po francusku. Maurice znał jeszcze wiele innych języków, ale tylko ten oboje dzielili.
- Czyli jestem twoim francuskim kolegą, poznaliśmy się w labie pracując? – Spytał aby potwierdzić wersję wydarzeń. Nie wiedział, że będzie uchodzić za chłopaka Idy. Przecież na to by się nie zgodził, gdyby Silvan mu powiedział, że będzie grał jej ukochanego. Kochankowie kobiety kończyli w gangsterskim krematorium, Maurice wolał nie iść w ślady poprzedniego, którego notabene, sam tam wpakował. Do miejsca, gdzie odbywało się wesele, nie było daleko, więc nie mieli za dużo czasu na ten temat porozmawiać. To była kwestia minut, aż mieli być zaraz powitani przez tabuny babć, ciotek, wujków i braci. A chłopak ledwo co spamiętał imiona najbliższych członków jej rodziny, żeby nie popełnić faux pas.
Maurice dostał zadanie bojowe w czystej postaci. A on nie odmawiał dwóch rzeczy: krwi i dobrego zlecenia. Silvan raz mu wysłał wiadomość i, gdyby to była sama prośba, to by z pewnością odmówił. Ale zawierała ona cały plik, pięciostronicowy dokument z wytycznymi, ostrzeżeniami i detalami całego przedsięwzięcia. Zaintrygowało to łowcę. Spodobało mu się wyzwanie, choć wiązało się z nią. Babsztylem, który zatruwał jego życie, odkąd wtarabaniła się w te rodzinne więzy, które i tak były niebywale skomplikowane. Wlazła z przytupem, a raczej została wciągnięta i już nie wyszła. Nie powinien był jej winić, bo nie prosiła o to. To była decyzja jego ojca, a nie Idy. Niemniej, Maurice dodawał dwa do dwóch i w tym przypadku wychodziło mu pięć. Obwiniał ją za zburzenie ładu, a tym bardziej za spełnianie marzeń Silvana. Było to egoistyczne, ale on taki właśnie był. Nastawiony na własny sukces i zaabsorbowany swoim życiem, chęciami i potrzebami. Dla zabawy polował na ludzi nie ważąc na ich życia, więc nic dziwnego, że nie miał za dużo empatii wobec sytuacji laborantki. Niby raz jej pomógł z Hugo. Zatuszował wszystkie ślady i do tego dnia policja nie ustaliła co się stało. Bo w końcu zgłoszono zaginięcie mężczyzny, ale w mieszkaniu nic nie znaleziono. Ślady krwi były specjalnie starte, aby przy użyciu wszelkich chemikaliów ukazało się jak najmniej. A próbek nie dało się już zebrać, więc nie było nawet szans, żeby dowiedzieć się czy jego, czy nie. Sprawa nie została zamknięta, ale też już nikt z nią nic nie zrobił. Został kolejną ofiarą nieszczęśliwego zaginięcia, a rodzina nie miała żadnych odpowiedzi. I Maurice żył z tym spokojnie, zapomniał wręcz, że to się wydarzyło. Nie rozmyślał o tym wieczorze za wiele, a jedyną pamiątką była butelka od Idy, której do tego czasu nie ruszył, z nieznanych mu powodów. Oraz rachunek za użycie krematorium. Nie podliczył jej i nie zamierzał, bo uważał to za kurestwo. Ciągnąć od niej, a w rezultacie od ojca, za pozbycie się chłopa. Przecież Silvan jeszcze by zadawał pytania, czemu przesłała Maurycemu przelew. A tego też nie chciał. Co prawda, tym razem zapowiedział się, że podliczy tatę za zadanie bojowe. Ale był to raczej test, czy naprawdę mu tak zależy, żeby pojechał z Idą na to całe polskie wesele.
Nie wiedział w ogóle czego się spodziewać. Wziął ze sobą dwa garnitury, oba skrojone na zamówienie, dwie koszule, jedną białą, drugą kremową oraz jeden zestaw na powrót, czyli dżinsy i sweter od Ralpha Laurena. Jego styl można było nazwać eleganckim. Wyglądał i ubierał się jak modele droższych firm. Nie raz można by mu zrobić zdjęcie i udać, że to najnowsza kampania Hugo Bossa. Nikt by się nawet nie zdziwił. Szczerze, to on nie chciał jechać na to całe wesele. Nie miał ochoty spędzać tyle czasu z Idą, bo najzwyczajniej w świecie nie był jej fanem. Ale ktoś musiał jej przypilnować, a kto inny jak nie syn jej oprawcy. Znaczy się mężczyzny, który ją przemienił. Polecieli wieczornym lotem z Paryża do Wrocławia, gdzie na lotnisko dostali się oddzielnie. Nadał bagaż, w którym również przewoził zapas krwi w bidonach w torbach termicznych, a potem udał się na kawę. Czekał na Idę pod gatem, z napojem ze starbucksa, nogą założoną na nogę i książką w ręce. Czytał akurat biografię M syn stulecia i szczerze się zastanawiał, czy może był gdzieś wymieniony. Spotkali się przed lotem na chwilę, aby później rozdzielić się w samolocie. Gorzej było na miejscu, ponieważ większość komunikatów była po polsku, a te po angielsku brzmiały jakby ktoś żuł kotleta i mówił na raz. Ida musiała go przeprowadzić przez lotnisko, a potem złapali taksówkę do pierwszego hotelu. Tam też mieli oddzielne pokoje, więc posiedział do wschodu słońca, a potem udał się do snu, żeby nabrać energii na wesele. Nie wiedział za dużo co się z czym wiąże. I naiwnie myślał, że może być nawet spokojnie. Plan był taki, nie iść na ceremonię, a dopiero na samo przyjęcie, które wyjaśni się spóźnieniem samolotu. Nie chcieli w końcu stać na słońcu i ryzykować usmażenia.
Wystroił się chłopak pierwsza klasa. Miał krawat, czarną marynarkę, spodnie tego samego koloru, białą koszulę oraz również czarne eleganckie buty. Zegarek miał złoty, tak samo jak spinki do mankietów. W końcu nie mógł nosić srebra. Włosy zostawił kręcone, ale również je ułożył, aby nie był to paryski nieład. Perfumy użył takie jak zawsze, nie za mocne, a jednak ładne, drogie. Wyglądał i pachniał jak sukces. Spotkali się z Idą na dole, w recepcji. Nie mógł powiedzieć, żeby źle wyglądała. Była to w ogóle bardzo ładna kobieta, ale nie doceniał to przez animozje, które powstały między nimi przez te wszystkie lata. Zakładał, że były one głównie po jego stronie. Bo jakim sposobem miałaby blondynka go nie lubić? Przecież był inteligentnym, sprytnym, zaradnym, przystojnym, zabawnym wampirem. No i do tego bogatym. Nic tylko brać. Sprawa z goła wyglądała inaczej, ale on o tym nie wiedział. Aczkolwiek, coś w nim się tam tliło, co można było zebrać i dobrze wykorzystać. Brakowało mu kogoś w życiu, kto by wyciągnął z niego dobro. Najpierw musiałby znaleźć, pomóc mu wyjść z agonii, którą było dla niego darzenie innych uczuciami. Nawet nie wiedział, w którym momencie stracił w sobie empatię. Nie wiedział, gdzie jest, trzeba było ją na nowo odkryć. Ale to chyba było niemożliwe. Raczej na tym świecie nie było takich desperatek, co by chciały zatruć sobie życie takim wyzwaniem, które zakrawało o Mission Impossible.
- Ładnie wyglądasz – powiedział sztywno i szybko nie poświęcając jej więcej uwagi. Odwrócił wzrok i spojrzał na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Najprawdopodobniej będą ostatni, bo wszyscy przyjadą z ceremonii. Jednakże ich spóźnienie nie będzie na tyle spektakularne, na ile mogłoby być. Weszli do taksówki, usiedli z tyłu i oczywiście, rozmawiali tylko po francusku. Maurice znał jeszcze wiele innych języków, ale tylko ten oboje dzielili.
- Czyli jestem twoim francuskim kolegą, poznaliśmy się w labie pracując? – Spytał aby potwierdzić wersję wydarzeń. Nie wiedział, że będzie uchodzić za chłopaka Idy. Przecież na to by się nie zgodził, gdyby Silvan mu powiedział, że będzie grał jej ukochanego. Kochankowie kobiety kończyli w gangsterskim krematorium, Maurice wolał nie iść w ślady poprzedniego, którego notabene, sam tam wpakował. Do miejsca, gdzie odbywało się wesele, nie było daleko, więc nie mieli za dużo czasu na ten temat porozmawiać. To była kwestia minut, aż mieli być zaraz powitani przez tabuny babć, ciotek, wujków i braci. A chłopak ledwo co spamiętał imiona najbliższych członków jej rodziny, żeby nie popełnić faux pas.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!