Liczba postów : 904
First topic message reminder :
Nie była to dobra dzielnica. Nie było tu lamp olejowych, kolorowych proporczyków przy straganach, a starsi mężczyźni w turbanach nie grali w carrom. Przy zniszczonym budynku, częściowo rozebranym, częściowo nadal niszczejącym, kręciły się dzieci, lecz żadne nie grało w ghommemah z opaską na oczach. Ich spojrzenia nie nosiły radości i ciepła, lecz w ciemnościach błyskały białkami wygłodniałych dzikich zwierząt.
Ponad dekadę wcześniej, gdy brytyjczycy postanowili przejąć tereny Egiptu z rąk Francuzów, udając siły wyzwoleńcze, a tak naprawdę tylko podbijając kolejną kolonię dla Królewa Brytyjskiego, krew mieszkańców Kairu spłynęła jego ulicami, pozostawiając na nich osierocone dzieci. Tylko najsilniejsze, najbardziej sprytne pomogły przetrwać.
Brat Sahak siadał piąty dzień w tym samym miejscu, zapalając świecę, która wyznaczała mu godziny do wschodu słońca swoim płomieniem, na ukruszonym stopniu. Obok siebie, na płóciennej szmatce rozkładał garść daktyli, kilka orzechów oraz jedną porcję Fuulu. Fuul należał do jednych z dań ulicznych, do kupienia za niewielki pieniądz w nieco lepszej dzielnicy, zawierający fasolę Fava zmieszaną z lokalnymi przyprawami oraz jajkiem, podawany w płaskiej picie. Otwierała księgę i czytał.
Wilk nie sprawiał przyjaznego wrażenia, bardzo wysoki, z gęstą brodą i czarnymi ślepiami. Oprócz białego turbanu, założonego niezbyt starannie na głowę, bez wprawy, cały był odziany w kir, a stopy miał bose, niczym biedak. Codziennie jednak, jak się zdawało, czytał, bowiem przekładał kartki księgi. Nic nie jadł, a i to pozostawiał, gdy odchodził, na dwie godziny przed porankiem.
Nikt go nie przepędził. Raz widział jedynie żołnierzy w jasnych mundurkach, jednak ci nie obdarzyli go ani jednym spojrzeniem, chcąc jedynie odbębnić swój patrol. Siedział więc przy studni i czekał, a ślepia dzieciaków w ciemnościach śledziły każdy jego ruch.
_________________
Głupiec — Dziecię jest sumą możliwości, które dopiero nadejdą
Data: 16 lutego 1812 roku
Miejsce: Kair, Imperium Osmańskie
Kto: Sahak i Tahira
Opis: Początki znajomości Sahaka i Tahiry.
Miejsce: Kair, Imperium Osmańskie
Kto: Sahak i Tahira
Opis: Początki znajomości Sahaka i Tahiry.
Początek ¤ Spontaniczność ¤ wiara
Dziecię jest sumą możliwości, które dopiero nadejdą, a więc ma potencjał do uczynienia wszystkiego. Niewinne, trzyma smycz potężnego wilka o mocy niszczenia. Dwie idee o sprzecznych znaczeniach, czystość i okrucieństwo, balansują się wzajemnie. Dziecię jest początkiem życia, podczas gdy wilk ma moc, aby je zakończyć. Karta głupca reprezentuje narodziny i śmierć. Oba są naturalną ekspresją cyklu wszechświata.~ Tarot Zakonu Złotego Świtu
Nie była to dobra dzielnica. Nie było tu lamp olejowych, kolorowych proporczyków przy straganach, a starsi mężczyźni w turbanach nie grali w carrom. Przy zniszczonym budynku, częściowo rozebranym, częściowo nadal niszczejącym, kręciły się dzieci, lecz żadne nie grało w ghommemah z opaską na oczach. Ich spojrzenia nie nosiły radości i ciepła, lecz w ciemnościach błyskały białkami wygłodniałych dzikich zwierząt.
Ponad dekadę wcześniej, gdy brytyjczycy postanowili przejąć tereny Egiptu z rąk Francuzów, udając siły wyzwoleńcze, a tak naprawdę tylko podbijając kolejną kolonię dla Królewa Brytyjskiego, krew mieszkańców Kairu spłynęła jego ulicami, pozostawiając na nich osierocone dzieci. Tylko najsilniejsze, najbardziej sprytne pomogły przetrwać.
Brat Sahak siadał piąty dzień w tym samym miejscu, zapalając świecę, która wyznaczała mu godziny do wschodu słońca swoim płomieniem, na ukruszonym stopniu. Obok siebie, na płóciennej szmatce rozkładał garść daktyli, kilka orzechów oraz jedną porcję Fuulu. Fuul należał do jednych z dań ulicznych, do kupienia za niewielki pieniądz w nieco lepszej dzielnicy, zawierający fasolę Fava zmieszaną z lokalnymi przyprawami oraz jajkiem, podawany w płaskiej picie. Otwierała księgę i czytał.
Wilk nie sprawiał przyjaznego wrażenia, bardzo wysoki, z gęstą brodą i czarnymi ślepiami. Oprócz białego turbanu, założonego niezbyt starannie na głowę, bez wprawy, cały był odziany w kir, a stopy miał bose, niczym biedak. Codziennie jednak, jak się zdawało, czytał, bowiem przekładał kartki księgi. Nic nie jadł, a i to pozostawiał, gdy odchodził, na dwie godziny przed porankiem.
Nikt go nie przepędził. Raz widział jedynie żołnierzy w jasnych mundurkach, jednak ci nie obdarzyli go ani jednym spojrzeniem, chcąc jedynie odbębnić swój patrol. Siedział więc przy studni i czekał, a ślepia dzieciaków w ciemnościach śledziły każdy jego ruch.
_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!