Przy braku operatora Dron zaliczył randkę ze śniegiem. Mocna konstrukcja uchroniła urządzenie przed poważnym uszkodzeniem - może nie było w stanie się wzbić w powietrze od razu, ale na pewno dało radę po kilkukrotnym pomajstrowaniu przy pilocie. To właśnie dzięki temu
Amelia mogła zobaczyć gest Kleja, a w zasadzie jego część, zupełnie jakby na coś jej wskazywał.
-
Wracamy do Was. - rzekł Jun na poczet uspokojenia kobiety.
Klej w tym czasie mógł odetchnąć. Ranny ale żywy stał wokół trupów wilkołaków. Cel został osiągnięty, a mężczyzna cały. Czego chcieć więcej? Jedynym problemem był już tylko Theo, który choć chęci miał dobre, może ciut nieroztropnie poleciał za rosłym wilkołakiem i to z poważnie ranną łapą.
Theo ocalił stopę i postanowił udać się w pogoń. Szczek i pisk mimo iż kuszące, niestety nie mogły zbić z tropu wilkołaka. Potwór mógł być dziki, ale nie głupi - w dodatku kierowała nim złość. To właśnie pod jej wpływem
zrobił piękną odbitkę, dzięki które zamiast ucieczki, począł szarżować w stronę Theo. Zderzenie było nieuniknione, walka też. Dwa ranne wilkołaki, w tym jeden gotów walczyć o życie, niestety nie mogły się zaprzyjaźnić. Krocząc drogą wojażu lub skonania, potwór bronił się do ostatnich sił, a nawet dokończył dzieła braci,
odgryzając ranną stopę Theo.
Theo: traci stopę - ma dowolność w zabiciu wilkołaka, który niestety, ale nie zaprzyjaźni się z nim.Epilog: jeżeli nikt z drużyny nie będzie miał niczego do dodania to - wszyscy będą mogli spotkać w miejscu czatowania Amelki, do której wkrótce dołączył Jun oraz jego towarzyszka. Z ranami mniejszymi lub większymi, o dziwo nieobecnymi u przybyłej pary, ale dość mocno umorusanej juchą wilkołaków, wszyscy bezpiecznie powrócą do bazy wypadowej, w której każdy będzie mógł dojść do siebie nim dojdzie do powrotu do Paryża.
Jun oczywiście podziękuje wszystkim za pomoc - w imieniu swoim oraz Grimm, która jak to Grimm, po wykonaniu zadania opuści grono i uda się w swoją stronę.
[Koniec]