BAZA

+3
Jun
Theo Lacroix
Universal Person
7 posters

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 508
First topic message reminder :

Opis Bazy pojawi się, kiedy dotrą na miejsce.


@Jack Riche  @Jun  @Kjellmar Storstrand  @Theo Lacroix  @Amelia Van der Eretein

Informacje o polowaniu docierały do zainteresowanych różnymi drogami. Jedni otrzymali wezwanie z racji przynależności do frakcji, inni byli powiązani z mediatorem - Junem. Każdy otrzymał datę i godzinę (20 luty, 19:30), kiedy ma pojawić się w przylotniskowej kawiarni. Wtedy też mieli otrzymać dokumenty uprawniające do odbycia lotu do Rosji. Rejs miał rozpocząć się lotnisku Charlesa De Gaulle'a, a zakończyć na lotnisku Nowosybirsk-Tołmaczowo. Z racji przewożenia broni, konieczne było wyczarterowanie samolotu i zdobycie potrzebnych pozwoleń. Wszystko to było w posiadaniu Juna, bezpiecznie schowane w teczuszce.
Polowanie przewidziano na dłuższy okres, dlatego każdy z wezwanych musiał zaopatrzyć się w ubrania oraz potrzebne do przeżycia przedmioty - tak, mowa o laptopach i innych używkach.

Sesja pod opieką UP, odpisy co 72h.
Na czas trwania podróży, nie obowiązując ograniczenia post na turę, nie będzie też narracji z UP.
Na lotnisku w razie W można dokupić rzeczy, których się zapomniało.
istnieje możliwość przetestowania w akcji prototypowej broni, ale proszę o opisanie jej działania / pochodzenia w pierwszym poście.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
- No i jak tu nie doceniać Jacka? To mój ulubiony i jedyny w swoim rodzaju bratanek. - żeby nie było, że Jun nie przyznawał się do rodziny i gorzej, że jej kurna nie przedstawił! Łatka Lariana na lukę szybko naprawiła niedopatrzenie, a potem mignęła przed ślepkami, gdy ktoś postanowił szarpnąć krzesełkiem.
Przedtem jednak...
- Nie. - padło zaprzeczenie, bo: a) byli Suicide Squad, b) nawet gdyby chcieli, to i tak wyszłaby z tego kaszanka na grilla, c) a kto by się tam przejmował w Rosji kilkoma trupami przerośniętych wilkołaków?
Nie należało odbierać dzieciom radości z siania chaosu. Grunt, aby potem móc po nich posprzątać, ale to już leżało w geście Juna w roli opiekuna z przypadku.
Pytanie retoryczne - odpowiedź krótka - bardziej zgodna z realiami niż chęciami.
- Jeśli ktoś potrzebuje się w coś zaopatrzyć to teraz albo "nigdy". -  przejdźmy do konkretów: jednym z nich było drgnięcie ramienia i to nie z powodu strachu a zaskoczenia. Po jego ustąpieniu Azjata, wyłowiwszy sugestię, zaczął przeczesywać Theosiowe kudełki i miziać miejsce za uszkiem. Całość doprawiały spokój oraz wieczna towarzyszka wanilia w roli słodkiego zapachu, którym emanował (a dla innych capił) długowieczny.
- To samo tyczy się uzupełnienia sił. - w skrócie: zjedzenia mięsnej przekąski lub wypicia “pomidorowego” soczku z kartoniku lub kogoś - jak kto wolał.
Jun był gotowy, aby w każdej chwili udać się na odprawę. Bagaż podręczny: check i główny też. Wszelkie zabawki – nie interesuj się wać Pan, bo kociej mordki dostaniesz i papiery do łapci.

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Kjellmar Storstrand

Kjellmar Storstrand
Liczba postów : 155
Przyglądał się tylko scenie rozgrywającej się z jego udziałem. Jak to miał w swoim zwyczaju nie odzywał się, szczególnie, że nie miał nic specjalnego do powiedzenia.
Pokręcił jedynie głową kiedy Theo podsunął mu napój do spróbowania. Zaraz potem jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej kiedy dostrzegł jak Theo nadstawia się Junowi. Kundel, nie wilk, zero godności. Te przemyślenia jednak pozostawił tylko dla siebie.
Z niejaką ulgą przyjął informację, że nie będą musieli zbytnio się martwić działaniem po cichu. To im dawało znacznie szersze pole do działania już na miejscu. Nie żeby Kjellmar był zwolennikiem bezpośrednich starć, ale ot zawsze to parę rzeczy mniej do ogarnięcia.
Kiwnął głową w stronę Jacka kiedy ten oznajmił, że za pół godziny miała się rozpocząć ich odprawa. Wszystko miał przygotowane, jedynie musiał się przemieścić do odpowiedniego miejsca i tyle. W końcu kto lubił przebywać na lotnisku dłużej niż to było absolutnie konieczne? No na pewno nie on. Zdecydowanie wolał spędzać czas gdzie indziej. Czasem jednak nie było wyjścia.

Amelia Van der Eretein

Amelia Van der Eretein
Liczba postów : 186
Korzystając z oferty Jacka, poprosiła żeby wziął jej na wynos bananowo-czekoladowe smoothie, wręczając mu przy tym pieniądze. Z Theo miała zamiar rozliczyć się w później czasie. W końcu to jego widywała najczęściej, z wiadomych przyczyn. Pół godziny czasu to wystarczająco by zdążyć się jeszcze "dotlenić" przed podróżą. Wcześniej jednak wysłuchała co Jun ma do powiedzenia, a kiedy skończył i nikt inny nic nie dodawał, podniosła się z miejsca, składając razem talerzyk i filiżankę po kawie.

- Theoś skarbie, miej proszę oko na moją walizkę, muszę się przewietrzyć. - uśmiechnęła się do wilczka i ruszyła do wyjścia, biorąc ze sobą podręczną torbę. Po drodze też odniosła po sobie naczynia. Na zewnątrz odpaliła jagodowego papierosa i stanęła nieco z boku by nie dmuchać dymem na innych wchodzących i wychodzących klientów kawiarni. Nie spieszyła się zbytnio, raczej delektowała się przed długim potem, a po około pięciu minutach, wróciła do środka i oparła dłoń na walizce, informując w ten sposób, że ona jest gotowa. Posilać się teraz nie zamierzała, najwyższej później przy polowaniu. Uczestników tej osobliwej wycieczki poinformuje, żeby trzymali od niej bezpieczny dystans, jak poleje się krew. Nie chciała zrobić krzywdy "swoim"

Jack Riche

Jack Riche
Liczba postów : 130
Na pieniądze od Amelii spojrzał niechętnie, ale nie zamierzał toczyć bojów z gatunku, kto za co płaci. Oddał jej resztę, co do eurocenta.
Potem Jack rozprawił się z przekąską. Na lotnisko przyszedł nachlany młodzieżą z okolicznego liceum. To, kiedy z danej młodzieży spuścił sanguis to już wtórna kwestia. Nie brakowało jednostek na liście obecności, więc kto by się interesował tym, że jakaś panna znalazła sobie egzotycznego chłopaka, który lubił jak była bledsza.
Komplement ze strony Juna była nie do końca spodziewany, ale skomentował go raptem uniesieniem brwi. Wuj to był niezły... No nie rymujmy.
- Czy ktoś tam będzie na nas czekał? - Pytanie brzmiało trochę sentymentalnie, bardzo ludzko, ale kryło dno, które Jun mógł bez problemu wyczuć. Czy nas tam ktoś oczekuje, zamówił nas i nam za wszystko zapłaci?
Czy mieli gdzie dniować? Czy czeka ich pobyt w głuszy, zasypanych pod ziemią? Jun mógł powiedzieć o wiele więcej, chociaż został porwany przez Theo, co już zdziwiło. A kiedy wilkołak, - bo to totalnie musiał być wilkołak - domagał się głaskanka, to i druga brew dołączyła w podniesieniu.

Jeśli wszyscy wszystko wiedzieli, a Amelia wróci z dymka, mogli udać się do odprawy.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Niechluj, czuj, pluj, psuj – dokończ wać Pan rym swój i nie bądź gorszy zbój! Oj zniewaga to była wielka i grzeszna niczym prawdziwa męka. Poezji Jacusia posłał Jun spojrzenie jeno, godne okrutnego kata brutalnego.
A potem z błyskiem w oczku i uśmieszkiem na ustach, rozpoczął przemowę krótką, by rozwiać wątpliwości i zasiać niesmak w czyjejś kości w imię Wuja Wrednego I Trolla Upartego Azjatyckiego.
- Owszem. „Zaopiekuje” się nami moja dobra znajoma: odbierze nas, ugości w bazie, swoim domostwie. – kłaczek. – Jest dość specyficzna ja na wilkołaka i to wcale nie dlatego, że nosi się czasem w „lateksie” czy z powodu bzyczenia niczym królowa os. Zwie się Grimm. Gwarantuję, że jej NIE da się nie rozpoznać.  – z dwóch opcji wygrywała trzecia, mianowicie brak ryzyka zaliczenia bliskiego spotkania z wrogim ulem, raczej niewystępującym w tak nieprzychylnych warunkach – i niechaj będzie chwała boska łaską płynąca na Jacusiowe ramiona, podczas przeczesywania kolejnych pasm bujnych „loczków” Theosiowej główeczki.
Pod bródką też posmyrać?
- Możemy się w sumie zbierać. Po odprawie będziemy mieli więcej czasu na rozmowy. – wszystko, co dobre musiało się kiedyś skończyć. Jeżeli nikt nie wyraził sprzeciwu, dla Theodora cmoknięcie w noseczek w ramach rekompensaty za przerwanie filmu rozpustnego nieba, Azjata zamierzał zebrać przedszkole, Jacka i Kleja na odprawę, tj. poprowadzić do odpowiedniego okienka, od którego zaczynała się prawdziwa zabawa w prześwietlenie bagażu podręcznego i osobistą poprzez przejście przez brameczki.

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Theo Lacroix

Theo Lacroix
Liczba postów : 830
Nie potrzebował się w nic zaopatrzać, bo jedyne czego potrzebował to odrobina miłości, którą zaraz dostał, gdy przysunął do siebie Juna, co się nie sprzeciwiał mizianiu, jak to niektórzy by mogli. Bo taki Kjellmar w życiu by go nie wygłaskał. No chyba, że byłby w formie lupusa i spojrzałby na niego wielkimi oczyma. Chociaż... No... Nie wiedział czy nawet wtedy by się przekonał.
Tak czy inaczej mieli jeszcze półgodziny na robienie kompletnie niczego. I właśnie takie nic miał zamiar robić. W sumie to nic, ale też i stróżował. Skinął Amelii głową, biorąc na siebie odpowiedzialność za jej bagaż i odprowadził ją wzrokiem.
Czas mijał spokojnie, gdy wampiry jadły czy nie jadły, a kiedy już wszyscy znów znaleźli się w jednym miejscu zaczęła być im przekazywana kolejna porcja planu. Grimm, co? Słaba z niej tajna agentka jak nie są się jej nie rozpoznać, ale może o to chodzi, może taką sieczkę robi tam gdzie jadą, że samym swoim widokiem odstrasza tych złych.
Z przymkniętymi oczkami dopraszał się dalszego miziania i zabawy włosami. Pod bródką też by mizianie zaakceptował.
Skinął subtelnie głową, przyklepując tym samym słowa Juna, że czas się zbierać. Do tego dostał buziaka w nos i zrobiło mu się ciepło w środku, ale tak z dwóch przyczyn, pierwsza, że było mu zwyczajnie miło, druga, że horny boi to jednak dalej horny boi, czy coś takiego, sam nie wiedział, z resztą, to nie on. Choć koniec końców pewne wnioski w głowie miał, pewne myśli i postanowienia. Każdy ma prawo czasem pocieszyć się męskim dotykiem, prawda? No właśnie i to miał zamiar robić w czasie podróży w tej czy innej formie.

_________________

Caught you like the cold or a flu
Praying that I'll someday be immune
Nigdy się nie nauczą
Zrób coś mega głupiego na sesji.

Kjellmar Storstrand

Kjellmar Storstrand
Liczba postów : 155
Cóż, też był ciekaw co ich czeka na miejscu, ale z drugiej strony był w stanie dostosować się do każdej ewentualności. To, że kiedy tylko mógł otaczał się rzeczami wygodnymi i luksusowymi nie oznaczało, że nie poradziłby sobie w warunkach iście spartańskich. Wiele w swoim życiu przeszedł i w różnych sytuacjach już się znajdował.
Chociaż informacja o tym, że ich "gospodyni" nie da się nie rozpoznać nieco go zaintrygował. Co było w niej takiego charakterystycznego? Czy nazwisko do niej pasowało? Tego pewnie się dowie już niedługo, więc nie musiał spędzać dłuższego czasu na rozmyślaniu, bo przecież nie wpadło mu do łba, żeby otworzyć gębę i zapytać. To byłoby za proste.
-Jasne- zgodził się z Junem, żeby się już potoczyć w stronę odprawy i pozbyć się większych walizek. Zresztą zawsze istniało ryzyko, że przez ich specyficzny "ładunek" jakim była broń zejdzie im nieco dłużej niż standardowo. Szczególnie przy sprawdzaniu papierologii i różnych takich. Nic strasznego, ale no, chwilę zwykle to trwało.
-Przypomnij mi, o której będziemy na miejscu?- zapytał jeszcze. Mniej więcej kojarzył ile się leci do Moskwy z Paryża, ale na to konkretne lotnisko miał przylecieć po raz pierwszy.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 772
Rączka wędrowała tu i tam - na brodę i szyjkę, a potem z powrotem na uszko oraz czuprynkę. Karczek i plecki nie pozostały zignorowane - im wampir także podarował odpowiednią ilość uwagi.
-Idealnie na nową noc. - rzekł Jun po (niestety) przerwaniu słodkiego snu, a w czasie wędrówki na odprawę. Jej przebieg z uwagi na "klasę" ą i ę przebiegł bezproblemowo - podobnie załadunek na pokład samolotu.
Podróż nie wymagała większej ingerencji - każdy mógł odpocząć porozmawiać.

~***~

Chłód uderzył w twarze - w końcu Rosja, ale z dwojga złego po przybyciu na lotnisko, na miejscu czekała na drużynę wspomniana wilkołaczyca. Jej wygląd był bardzo charakterystyczny: długie białe włosy, czarna skóra, maska na twarzy z ćwiekami - dopełnieniem były oczywiście wzrost (długie nogi) i smukłość ciała przy zachowaniu tego, co wilczki i wampiry lubiły najbardziej - było na czym zawiesić oczko.
Podróż przez zimne ziemie niegościnnego miejsca minęła jak dusza zażyczyła - grunt, że udało się dotrzeć do wspomnianej bazy - dworku, rezydencji: ogółem tryskającej architektonicznym przepychem oraz wnętrzem posesji i to ze złotym kiblem!
Lokum składało się z parteru, pięterka oraz piwnicy w rozkładzie: drugie tyle co na powierzchni w myśl, by i wampirom żyło się "za dnia" dobrze. W bazie wypadowej nie brakowało niczego - od elementów do codziennego funkcjonowania po zbrojownię na tak zwany wszelki wypadek, gdyby jednak grupa przybyłych nie zdołała sprowadzić do Rosji własnych zabawek.
Noc była młoda, nadnaturalni mogli w spokoju zebrać rzeczy z autka Grimm, zanieść je do środka i rozpakować.
Wilczyca w ten czas porwała Juna na chwilową pogawędkę (nie przyjmując protestów, bo to Grimm), gościom natomiast oddając posesję do dyspozycji.

/Jedna luźna kolejka na takie "o". Potem zaczniemy już akcję. Smile

Theo Lacroix

Theo Lacroix
Liczba postów : 830
Dawał się macać wszędzie, już dawno przestał dbać o to że jako facet tuż przed trzydziestką powinien chodzić z neseserem do pracy w korpo, a zamiast tego daje się czochrać prawie obcemu facetowi, którego ręce wiedziały doskonale co robią i gdzie pomiziać. Gdyby był w formie lupusa, na pewno tylna noga zaczęła by latać jak szalona. Szczęśliwie zrobiła to dopiero w samolocie, bo Theo oczywiście siadł blisko Juna, opierając się o niego i domagając się dalszego miziania. Zerkał też co chwila na Amelię, licząc, że i od niej jakiś głask czy dwa mu skapną. A jak była za daleko, to spróbował ją chociaż nogą sięgnąć. Jego kochana szefowa. Rozważał odejście z pracy jeśli przeniosłaby się za daleko, ale z drugiej strony ma wieczność na życie, utrata 20 minut więcej dziennie na dojazd do roboty nic mu nie zrobi.

Dotarli w końcu na miejsce, co szalenie ucieszyło wilkołaka, ale tak w duchu. Miał dosyć latania samolotem. Zdecydowanie bardziej wolał helikoptery, a najbardziej wolał jeździć samochodem, albo na motorze, albo na facecie, cooo. Anyway Grimm wyglądała ciekawie i na swój sposób go peszyła swoją obecnością. Nie znał jej i ten pies nie bardzo uda obcym, chociaż obcym facetom ufał... Może to kwestia płci? Samice go jakoś tak onieśmielały, zupełnie jak Amelia gdy przyszedł prosić ją o przyjęcie go do pracy.
Nie podobało mu się też to, że zabrała mu Juna.
-Myślisz, że co tam będą robić?-zagadał do Amelii szeptem. Może ona wiedziała coś więcej? Czy oni byli kochankami? Czemu wszystko w głowie gra mu w stylu miłości i rzeczy dziwnych? To przez to głaskanie! Jest okropny, przyszli tu mordować niewinne, młode wilkołaki, a jemu amory w głowie. No wariat, głupek, będzie mieć wyrzuty sumienia, jak nic.

_________________

Caught you like the cold or a flu
Praying that I'll someday be immune
Nigdy się nie nauczą
Zrób coś mega głupiego na sesji.

Kjellmar Storstrand

Kjellmar Storstrand
Liczba postów : 155
Temperatura go zupełnie nie zaskoczyła. Co jak co, ale parę razy w swym długim życiu gościł na północy Rosji w zimie. Zresztą, był całkiem dobrze ubrany jak na taką temperaturę. Skądś jeszcze w terminalu wyciągnął kolejną warstwę będącą kurtką i czuł się całkiem komfortowo.
Istotnie w myślach zgodził się z opinią Juna, wilkołaczycy nie dało się pominąć, była wyjątkowo charakterystyczna. Uniósł nieco brew widząc posesję w progi której przybyli. Była… nieco pretensjonalna jak na jego gust, ale kimże był, żeby oceniać. Ważne, że wszystko wskazywało na to, że w środku będzie wygodnie.
Zgarnął swoje graty z samochodu ich gospodyni i ruszył w stronę budynku. Tam dość szybko zajął jeden z wolnych pokoi i korzystając z okazji odpalił swojego laptopa, żeby ogarnąć nieco czy coś ważnego się nie wydarzyło w jego pracy. Zwykle jego podwładni całkiem dobrze radzili sobie z dodatkową autonomią, ale nigdy nie było wiadomo kiedy wybije jakieś szambo. Lepiej było mieć rękę na pulsie niż później ogarniać płonący burdel. No ale cóż, skądś miał swoje dochody, to trzeba było na nie zapracować.

Amelia Van der Eretein

Amelia Van der Eretein
Liczba postów : 186
Ich gospodyni, zgodnie ze słowami Juna, była widoczna już z daleka. Amelka ciasno owinięta futrem, zerkała na nią niemal przez całą drogę, od wyjścia z samolotu, aż do przyjazdu do rezydencji. Białowłosa najwyraźniej wpadła wampirzycy w oko. Nie było jednak okazji by nawiązać rozmowę, gdyż kobieta ulotniła się gdzieś z organizatorem wycieczki, trudno. Ważniejsze teraz było to, że w budynku było przytulnie ciepło. Amelia spodziewała się, że może być zimno, ale nie aż tak. Musiała przyznać, że to ją zaskoczyło.

Nie kłopocząc się na razie wyborem pokoju, usadowiła się wygodnie w przestronnym salonie, wyciągając z walizki dużą paczkę karmelowych pralinek. Wyszła z założenia, że skoro nie dostali informacji, że powinni się szykować, to można chwilę pochillować.
- Theo pączuszku, dotrzymasz mi towarzystwa? - uśmiechnęła się uroczo do wilkołaka, kusząc go czekoladkami i potencjalnym miziankiem. Kto znał Amelię, doskonale wiedział, że kobieta uwielbiała fizyczny kontakt tak samo jak rozpieszczanie znajomych.

Theo Lacroix

Theo Lacroix
Liczba postów : 830
Kjellmar uciekł niemalże od razu. Theo się mu nie dziwił, w końcu jeden chłop uciekł i został sam z... Zaraz, nawet jakby jeden chłop nie uciekł, to i tak zostałby z pojebem, co się daje miziać po uszkach mając bisexual panic. Theodor Puchaty, zesłany przez boga, by testować granice silnej woli i cierpliwości Kjellmara. Im bardziej się opierał, tym bardziej Włochaty Anioł chciał by się w końcu złamał. Ale póki co...
-Jasne.-uśmiechnął się, natychmiast przystając przy Amelii, choć obrócił się tęsknym wzrokiem zerkając na drzwi za jakimi zniknął Jun. Nie byli teraz w pracy, prawda? Czy byli? W sumie zostali wynajęci, ale co z tego. Nieważne, na razie mają wolne. Spojrzał na kobietę, nachylając się lekko w jej stronę, żeby przytknąć swoją czuprynę do jej w czułym geście, przekazując jej nieco swojego zmartwienia. Nie był ostatnio w najlepszym humorze, a dzisiaj o wczoraj, to już w ogóle wszystko się plątało. Może chemia mu się w głowie zmienia, co by nie było dziwne. Morderstwa, zabójstwa, zniknięcia, cały czas coś na głowie, coś zawala, wygłupia się po chwili z uśmiechem. Za bardzo chaotycznie było, zupełnie jak kiedyś gdy stawiał pierwsze kroki w nadnaturalnym świecie, co w sumie nie nie było aż tak daleko.
-Myślisz, że damy radę?-oni raczej tak, a on? Nie miał tyle doświadczenia w zabijaniu, ani tyle przekonania do tego. Pacyfizm trochę za mocno płynął mu w żyłach. Co innego gdyby wilkołaki zagrażały bezpośrednio Enzo, wtedy by się nie wahał. Tylko teraz Enzo nie było, był inny Enzo, bo w końcu ktoś ma w tym kraju brata, siostrę, matkę, ojca, którym te wilkołaki zagrażają. Skoro dbałby o swoją rodzinę, to powinien też dbać o rodziny tych, którzy sami sobie nie poradzą.

@Amelia Van der Eretein

_________________

Caught you like the cold or a flu
Praying that I'll someday be immune
Nigdy się nie nauczą
Zrób coś mega głupiego na sesji.

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 772
Czasowo: wątek Theo oraz Amelii został przeniesiony do oddzielnego tematu.

Jun razem z Grimm zniknęli na około 20 do 30 minut. Absolutnie "nikt" nie miał prawa podejrzewać, co wyczyniało się za zamkniętymi drzwiami, bo kolejny raz absolutnie nikt nie widział spojrzenia, jakim wilkołaczyca pożerała mężczyznę.
Po zakończeniu prywatnej debaty wampir został wypuszczony. Chwilę rozejścia się drużyny w taki czy inny sposób, do takich czy inszych miejsc wykorzystał na poprawę fryzury oraz ubrania. Po doprowadzeniu się do względnego ładu oraz składu długowieczny raczył zebrać towarzystwo, posyłając im krótką wiadomość na telefony o treści: spotkajmy się w salonie na parterze za 5 minut.
Grimm nie pojawiła się na zebraniu. Jako samotniczka wolała sama załatwiać swoje sprawy. Przed zrobieniem magicznego "poof" oczywiście przekazała najistotniejsze informacje Junowi.
- Pewnie rozejrzeliście się już nieco po posesji. Naszą wyprawę zaczniemy jutro o zmierzchu, także będziemy mieli czas na regenerację i przygotowanie. W piwnicy znajdziecie uzbrojenie, gdyby ktoś takowego potrzebował, a także zapas krwi oraz mięsa. Ponieważ nie znamy Waszych gustów, warianty są różne, choć w ograniczonych ilościach. Wszystko zostało odpowiednio podpisane. - Azjata zaczął wstępem, nie bacząc na spoczynek - wolał postać.
- Celem naszej wyprawy jest eliminacja rozszalałych wilkołaków, które zaczęły dość mocno zagrażać tajemnicy. Z rozeznania wynika, iż nie mają żadnego związku z Ordo, niemniej z uwagi na swoje "zachowanie" i ryzyko popsucia szyków, również organizacji nadnaturalnych, podlegają pod proces pacyfikacji w każdym aspekcie. - Czy mężczyzna specjalnie użył ślicznie dobranych słów? Być może. Czy pod tym wszystkim nie kryło się żadne głębsze znaczenie prócz angażu osób trzecich dla podszlifowania ich zdolności na wypadek obrony przed właściwym wrogiem, a ku uciesze Grimm, której rozbrykane szczenięta psuły nerwy? Z pewnością.
- Działanie w trudnym terenie to tylko połowa belek pod nogami. Aby zwiększyć skuteczność walki, zaplanowaliśmy z Grimm, iż najlepszą taktyką będzie podział na dwie grupy. W ten sposób oddzielimy dominujące osobniki od reszty. - Czyli w skrócie: On i wilkołaczyca zamierzali zająć się tą niby "gorszą" i w teorii mniej liczną. Bardziej rozbrykane, ale w większej ilości Crinosy chcieli zostawić reszcie drużyny.

Kjellmar Storstrand

Kjellmar Storstrand
Liczba postów : 155
Po otrzymaniu wiadomości Kjellmar punktualnie zjawił się o danej godzinie. Akurat zdążył wydać ostatnie dyspozycje i coś przeczuwał, że na jakiś czas mógł mieć fajrant. Cóż, jego podwładni byli przyzwyczajeni do tego, że raz na czas Storstranda nie dało się dopaść żadną drogą kontaktu, ale byli też dość rozumni by sobie z tym fantem poradzić. Zresztą, Kjellmar znikał maksymalnie na parę dni i zwykle uprzedzał ich o tym fakcie.
Wysłuchał spokojnie tego co miał do powiedzenia Jun. W myślach odnotował sobie, że na wszelki wypadek pożywi się tym co było w posiadłości jutro w ciągu dnia. Tak żeby być jak najdłużej sytym w razie jakichkolwiek komplikacji.
Uniósł nieco brew słysząc o podziale na dwie grupy. Miało to sens, ale z drugiej strony oznaczało, że miał do upilnowania dwójkę młodziaków. Theo był... sobą, a Amelia nie wyglądała na kogoś zaprawionego w bojach. Oby się mylił i ta dwójka okazała się być w miarę samowystarczalna w trudnych warunkach. No i w ogóle przydatna.
- Czy mamy jakąś informację gdzie ich jest najwięcej i gdzie najlepiej się na nich przyczaić?- zapytał Juna.
-Jak sobie radzicie w starciu?- zapytał Theo i Amelię.

Theo Lacroix

Theo Lacroix
Liczba postów : 830
Życie jakie jest każdy wie, czasami człowiek musi popracować, a czasami pojeść pyszności w zamkniętym pokoju. Czekolady Amelii były naprawdę dobre, a sama Amelia była jeszcze lepsza. Przyjemności nie mogą jednak trwać wiecznie, bo nie przyjechali tu rozmawiać o projektach ogrodu, a o zabijaniu niewinnych wilkołaków.
Tak więc spotkanie się rozpoczęło. Akcja ma rozpocząć się łagodnie, jeszcze chwilę mają na przygotowanie. Theodor przyglądał się Junowi lekko skonfundowany. Pachniał... Ciekawie.
Tłumaczenie planu również było zrozumiałe. W skrócie obejmowało one zamordowanie każdego kto jest względnie zdziczały. Słowo ,,pacyfikacja" ni jak tu nie pasowało. Do tego podział na grupy. Co jeśli znów coś zawali? Co jak się wystraszy czy będzie naiwny, za słaby albo zwyczajnie głupi? Mógł polegać na innych i ich poleceniach, ale nie chciał być kimś kto wykonuje tylko rozkazy. Do tego spora odpowiedzialność spadała na Kjellmara. O ile niechęć do niego już mu nieco zmalała, tak nie do końca chciał mu podlegać i nie był pewien czy nie wejdą mu do głowy dziwne przekonania.
-No... Wiesz... Nie miałem do nich zbyt wielu okazji, a jak już miałem, to nie było dobrze.-odpowiedział Kjellowi. Słaba autoreklama, ale lepiej być szczerym niż udawać mocarza.-Swoją drogą musimy ich zabijać? Nie warto chociaż części zostawić przy życiu? Novus zabija masę naszych, a tu mamy świeżą krew gotową do wychowania.-rzucił zapytanie w kierunku Juna, licząc, że może kilka ze szczeniaków zostanie oszczędzonych.

_________________

Caught you like the cold or a flu
Praying that I'll someday be immune
Nigdy się nie nauczą
Zrób coś mega głupiego na sesji.

Sponsored content


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach