BAZA

+3
Jun
Theo Lacroix
Universal Person
7 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Universal Person

Universal Person
Liczba postów : 508
Opis Bazy pojawi się, kiedy dotrą na miejsce.


@Jack Riche  @Jun  @Kjellmar Storstrand  @Theo Lacroix  @Amelia Van der Eretein

Informacje o polowaniu docierały do zainteresowanych różnymi drogami. Jedni otrzymali wezwanie z racji przynależności do frakcji, inni byli powiązani z mediatorem - Junem. Każdy otrzymał datę i godzinę (20 luty, 19:30), kiedy ma pojawić się w przylotniskowej kawiarni. Wtedy też mieli otrzymać dokumenty uprawniające do odbycia lotu do Rosji. Rejs miał rozpocząć się lotnisku Charlesa De Gaulle'a, a zakończyć na lotnisku Nowosybirsk-Tołmaczowo. Z racji przewożenia broni, konieczne było wyczarterowanie samolotu i zdobycie potrzebnych pozwoleń. Wszystko to było w posiadaniu Juna, bezpiecznie schowane w teczuszce.
Polowanie przewidziano na dłuższy okres, dlatego każdy z wezwanych musiał zaopatrzyć się w ubrania oraz potrzebne do przeżycia przedmioty - tak, mowa o laptopach i innych używkach.

Sesja pod opieką UP, odpisy co 72h.
Na czas trwania podróży, nie obowiązując ograniczenia post na turę, nie będzie też narracji z UP.
Na lotnisku w razie W można dokupić rzeczy, których się zapomniało.
istnieje możliwość przetestowania w akcji prototypowej broni, ale proszę o opisanie jej działania / pochodzenia w pierwszym poście.

Theo Lacroix

Theo Lacroix
Liczba postów : 830
Nie do końca był pewien, że rozważnym było, żeby jechał z nimi, ale widział już w swoim krótkim, marnym życiu tyle śmierci, że nie chciał ryzykować iż kolejne znane mu osoby staną się jedynie imionami na nagrobkach.
Przybył więc na miejsce spotkania przedwcześnie, zajął miejsce przy stoliku zamariając sobie bananowe smoothie, bo czemu nie? Lubił banany w każdej formie. Dlatego tez kusiło go ciasto bananowe, ale nie ufał mu na swój sposób.
Westchnął ciężko, wciągając pićko i lampiąc się przed siebie pustym wzrokiem. Co jeśli jednak nie uda mu się zatrzymać morderstwa? W końcu sam jedzie tam w średnich celach, jednak stojąc przed wyborem inni czy swoim, podjęcie decyzji nie było takie trudne.
Odchylił się na krześle i nie spuszczał spojrzenia z blatu stolika, tak ładnie przetartego po poprzednich klientach. Nie był też pewien czy powinien ze sobą zabierać coś ekstra, więc zapakował podstawę, gacie, dwie pary skarpet i inne pierdoły tego typu, żeby nie łazić tam jak śmierdziel, choć na pewno mają tam sklepy. Co jednak też  dopiero do niego docierało, że to w sumie jego druga wycieczka za granice. Okoliczności były słabe, ale w trakcie pierwszej wycieczki też najlepsze nie były. Mówi się, że do trzech razy sztuka, to może kolejny wyjazd nie będzie związany z konfliktem i mordem. Pociągnął noskiem, chcąc wyłapać znajome zapachy w powietrzu i wrócił do pisia bananów.

_________________

Caught you like the cold or a flu
Praying that I'll someday be immune
Nigdy się nie nauczą
Zrób coś mega głupiego na sesji.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Gdyby to była Polska – na szczęście to nie w niej toczyła się akcja. Tak czy inaczej, przekupstwo i “koneksje” poszły w ruch, dzięki czemu Jun mógł pozałatwiać zabawki dzieciom: klocki Lego, cebule i inne takie, w tym kilka dla siebie z kalibru SMITH&WESSON 500 z pakietem amunicji w posrebrzanym kapturku – wszystko przy odpowiednich zgodach na posiadanie w trzech kopiach z pieczątką marynarza i odpowiednimi “futerałami” pod znakiem: kurna no lecimy na zlot fanów zabawek. Noże oraz inne błyskotki: sygnety i takie tam można było przetestować po napełnieniu brzusia.
20 kilo szczęścia - nie, to tylko bagaż, a w nim same podstawowe rzeczy: termoaktywne ubranka, odpowiednie obuwie, wygodna bielizna (pzdr dla Amelki), rękawiczki, google na oczka w razie “W”. Z oczywistych względów w pakunku brakowało krwistego pokarmu – ten należało zdobyć na miejscu. Wszelkie kosmetyki: formalność.
Zaś pakunek podręczny - kocyk dobra podusia na czas lotu. Do tego słuchawki no i laptop/tablet, aby móc grać w pasjansa i ewentualna książeczka na poczet rozwoju umysłowego.
Ludzkie papu oraz wodę podróżnik chwilowo sobie podarował: i tak zamierzał kupić po ustaleniu detali i zjedzeniu ciasteczek.
- Bu. - rzucił Jun po dotarciu na miejsce spotkania i rozpoznaniu “Theosia” i to wcale nie z powodu bliźniaczego podobieństwa do Enzo, z którym pracował niemalże na co dzień!
- Długo czekasz? - potem sobie cupnął obok i zaraz wyciągnął telefon, aby wysłać pozostałej Drużynie Pierścienia wieść o treści: jesteśmy “tu”, czekamy na Was.

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Kjellmar Storstrand

Kjellmar Storstrand
Liczba postów : 155
Kjellmar zjawił się na czas w umówionym miejscu. Miał na sobie ubiór typowo outdoorowy, a ze sobą miał wypakowany dobrem wszelakim plecak (ciuszki, w tym takie na wyjątkowo niskie temperatury) dodatkowe buty, parę survivalowych przydasiów, śpiwór a i coś co było opisane jako beef jerky, tyle że... z ludziny. Tak na wszelki wypadek gdyby Kjellmara dopadł głód. Ot na pierwszy i drugi rzut oka wyposażenie w plecaku mogło przypominać to, jakie brano ze sobą na dłuższe piesze wyprawy gdzieś w dzicz. Takie bardzo high endowe, Kjellmar mógł sobie pozwolić na to by zapłacić trochę euro więcej za jak najniższą wagę tych rzeczy.
Poza plecakiem Kjellmar miał ze sobą jeszcze torbę sportową, a w niej swój ukochany (w miękkim futerale, który w razie czego mógł zarzucić na plecy) karabin wyborowy Arctic Warfare Magnum, do tego walało się tam parę paczek nabojów, w tym specjalnych na wilkołaki i Beretta M9. Gdzieś tam jeszcze znajdzie się latarka zwykła i czołówka, dodatkowy power bank i paczka flar, a no i jeszcze ze dwa noże taktyczne.
W ramach bagażu podręcznego miał książkę, lekkiego laptopa oraz oczywiście telefon.
-Bonjour- rzucił do zebranych. Nieco zaskoczony obecnością Theo. Jedna z brwi mu podeszła nieco wyżej kiedy zorientował się, że Jun wziął ze sobą jankeską broń. No niby była skuteczna, ale... fuj. Dobrze, że miał swoją własną. Oczywiście z całą papierologią do kompletu. Zresztą już raz czy dwa bywał w Rosji z bronią pod pretekstem polowań, znał proces.
- Powiedzcie mi... czemu nie lecimy moją maszyną?- zapytał nie mogąc powstrzymać nieco zdegustowanego tonu. Czyżby stał się zbyt wygodny by lecieć zwykłym plebsowym samolotem? Być może, w końcu do dobrego łatwo można się przyzwyczaić, co nie?

Amelia Van der Eretein

Amelia Van der Eretein
Liczba postów : 186
Musiała przyznać, że takiej wiadomości od Juna się nie spodziewała. Jako tako się znali, chociaż nie jakoś bardzo. Nie mogła jednak odmówić jego prośbie. Wypad poza Paryż, nie ważne w jakim celu, dobrze jej zrobi. Średniej wielkości walizka, była wypełniona samymi niezbędnymi rzeczami, wliczając w to dużą ilość kosmetyków i słodyczy (tak, one też są ważne). Biały, podbity futrem płaszczyk i ocieplane botki na obcasie (również białe), sprawiały wrażenie, że Amelia pasowała tam jak pięść do oka, jednak było to tylko wrażenie. Kobieta miała zamiar się przebrać po dotarciu na miejsce. Niewiele wiedziała o takich wyprawach, był to jej pierwszy raz i musiała zrobić konkretny research co zabrać, jednak była pewna, że ma ze sobą wszystko co potrzebne.

I wchodzi ona, cała na biało, dosłownie w tym przypadku. Pomachała radośnie do Juna, a widząc Theo, niemal pisnęła ucieszona i podbiegła by mocno przytulić chłopaka.
- Theo pączuszku, ciebie to się tu nie spodziewałam. Już wiem na co ten twój urlop. - z uśmiechem poczochrała chłopakowi włosy, a następnie podeszła do Juna, by również z nim się przywitać. Jednak nie przytulasem a grzecznym ukłonem, typowym dla Azjatów. - Witaj Jun, dawno się nie widzieliśmy. Ostatni raz chyba na otwarciu twojego hotelu, mam rację? - uśmiechnęła się pogodnie, a no końcu odwróciła się do Kjellmara. - A my się chyba nie znamy, prawda? Amelia van der Eretein, miło mi. - również jemu skłoniła się w grzecznym powitaniu. Czy jeszcze na kogoś muszą poczekać? Zaraz się dowie.

Theo Lacroix

Theo Lacroix
Liczba postów : 830
Skupiony na otoczeniu jednym ze swoich silniejszych zmysłów, wyłapał jakiś zapach, lekko znajomy, ale do kogo należał? Coś mu dzwoniło, nie wiedział jednak w którym kościele. Dopiero gdy usłyszał głos, wszystko się połączyło w elegancką układankę. Odchylił głowę i z uśmiechem spojrzał na wampira. Nie mieli ze sobą zbyt wiele styczności, a mimo tego go lubił, a może właśnie mało kontaktu sprawiało, że jeszcze nie żywił do niego żadnej urazy?
-Z pół godziny. Wolę być za wcześnie niż się spóźnić.-zerkną mu w telefon.-Łyka?-zapytał, podsuwając mu swoje smoothie, niby słonka polizana, ale mógł też po prostu upić ze szklanki.

Niedługo później dołączył do nich Kjel. Theo zauważył jego minę, poleciał za jego wzrokiem, spojrzał na Juna, na Kjela... No znów się poczuł, jak szczeniak.
-To nieekologiczne, żeby uruchamiać taką maszynę tylko dla kilku osób.-odpowiedział na jego pytanie.-I chyba prywatny samolot przewożący broń wzbudziłby większe podejrzenia niż samolot publiczny, gdzie jest masa obostrzeń pilnowanych przez stertę ludzi.-nie to, że to nie miało sensu, ale nie znał się na lataniu ani trochę. Dwie podróże raptem miał za sobą.

Zmrużył oczy gdy Amelia go poczochrała po głowie, ale nie mógł się nie uśmiechnąć. Ostatnio była dla niego bardzo łaskawa, szczególnie gdy po śmierci Sahaka i Constanzy dopadła go wielka depresja, która dalej go nieco trzymała. Chciał o nich myśleć, wspominać dobre czasy, ale nie umiał tego robić bez szklanych oczu, dlatego teraz nie myślał o tym, zerknął tylko na różańcową obrączkę jaką dostał od mężczyzny i upił porządnego łyka swojego napoju.

_________________

Caught you like the cold or a flu
Praying that I'll someday be immune
Nigdy się nie nauczą
Zrób coś mega głupiego na sesji.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Tulas nie przyszedł do Juna, to Jun polazł po tulasa, lecz wpierw przywitał się z Theo – uśmiechem od ucha do ucha i przyjęciem poczęstunku pod postacią smacznego smoothie. Przepisy BHP – Panie idź Pan w “choj” - wampira zarazki nie straszyły, toteż wziął łyka i to ze słomki!
Boże miej w opiece Theodora, aby nie lękał się przejęcia pałeczki konsumenta po wampirze.
- Ej, dobre to, dzięki. - nie jemu oceniać, bo w ten czas sięgnął po nagrodę numer dwa - przygarnął i, wcale nie obwąchując - nie bardziej niż wilczka przez całkowity przypadek, prawilnie przywitał się z Amelką bez patrzenia w biust, który tak namiętnie uwielbiała eksponować.
Dobrze wiedzieć, przynajmniej będzie kim przekupywać urzędników i inne służby porządkowe.
- Chyba? Być może... Co tam u Ciebie? - powiedzmy to tak: radosne pytanie padło po oddaniu przestrzeni osobistej Pannie Eretein i coś troszkę po amerykańskich wyrzutach Pana Kleja.
- W punkt. Tutejsza ludność bywa bardzo podejrzliwa. - a co dopiero nadnaturalni! Nie mówiąc o zwiększonym ryzyku uszczuplenia majątku łapkami miejscowych złodziejaszków. Widok grubych ryb, tym żwawiej wychodzących z prywatnego “odrzutowca” przyciągał takowych lepiej niż lampy fruwające ćmy. - Wtapiając się w tłum, unikniemy niepotrzebnej uwagi. Komuś kawki, herbatki, ciasteczka, soczku? - rzekł przy tym kitajec.
Na obronę mógł jeno dodać: ROSJA LEŻAŁA PRZY CHINACH.

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Amelia Van der Eretein

Amelia Van der Eretein
Liczba postów : 186
Przytulasy były czymś co Amelka uwielbiała, a każdy kto ją choć trochę znał, doskonale o tym wiedział. Dlatego szczęśliwa przytuliła mocno Juna, później siadając przy stoliku, tuż obok Theo. Nie wtrącała się w rozważania czym lepiej udać się na miejsce, bo dla niej nie robiło to różnicy. Zamiast tego, postanowiła poprowadzić rozmowę na nieco swobodniejsze tony.

- U mnie raczej w porządku o dziwo. Od jakiegoś czasu planuję przeprowadzkę salonu. Chyba się domyślasz dlaczego. - westchnęła spokojnie, zdejmując z ramion płaszcz. Pod spodem miała jedynie jeansową sukienkę na szelkach. Zapowiadało się, że będzie jedyną kobietą w grupie, ale absolutnie jej to nie przeszkadzało. Poprosiła o kawę i ciastko, skoro Jun proponował i rozsiadła się wygodniej z telefonem w dłoni. Jej salon został zamknięty na czas jej wyjazdu, jednak nie mogła się powstrzymać by nie pilnować kamer. Nie do końca ufała firmie ochroniarskiej. Musiała czym prędzej przenieść biznes by czuć się trochę bardziej bezpiecznie.

Kjellmar Storstrand

Kjellmar Storstrand
Liczba postów : 155
Nie mógł się powstrzymać i przewrócił oczami słysząc argument Theo o ekologii. Jakby ekologia była ważna, ale Kjellmar nie uważał, żeby jednostki mogły coś zmienić. Pałeczka leżała po stronie organizacji i firm, a no i jeszcze ludzie i problem przeludnienia, ale jakby nie patrzeć z tym ostatnim Kjellmar czynnie walczył, prawda?
-No niby tak, z drugiej strony to Rosja, wystarczy odpowiednio dużo zapłacić i polać wódki, żeby całe miasteczko zaświadczyło, że w danym dniu Cię tam nie było. Ba, nawet ktoś uzna, że byliśmy w Moskwie. - wzruszył ramionami. Nie raz i nie dwa miał do czynienia z łapówkami na terenie tego ogromnego kraju. To... dawało wiele możliwości. No i jak odpowiednio się zakręciło ludźmi to nie sposób było dojść do prawdy. Taki piękny kraj. Taki dziki.
No ale to nie on był organizatorem tej wycieczki, więc nie zamierzał się czepiać. Miał nadzieję jedynie, że lot im upłynie w komforcie. Miał nadzieję, że to nie jeden z tych samolotów, które miały na pokładzie jedynie klasę ekonomiczną. Okropność.
Jego brew powędrowała nieco wyżej widząc ubiór wampirzycy. Jedno... to że miała na sobie jeans, który wydawał się Kjellmarowi mało praktyczny. Plus to jeans. Paskudztwo. Druga rzecz... to czy sukienka była dobrym wyborem na ich eskapadę? No i ich lot wcale nie miał być taki krótki. No ale nic nie powiedział, to nie jego rzecz, co nie?
-Nie, dzięki- odpowiedział na poczęstunek Juna. Umówmy się lotniskowe żarcie nigdy do niego nie przemawiało.

Jack Riche

Jack Riche
Liczba postów : 130
Ostatnie ogniwo zawitało w kawiarni, obarczone tylko plecaczkiem z lekkim latopem i teczką w środku. Jack Riche, przybrane dziecko radnej, syn Ryuu, bratanek Juna, wyglądał jakby pomylił okoliczności. Nie miał przy sobie żadnego bagażu. Żadnej broni, żadnych ubrań na zmianę. Miał tylko to, z czym stał.
Oraz wygodną nalepkę poświadczającą nadanie bagażu wcześniej. Sukinkot nadał bagaże o niestandardowych kształtach i rozmiarach zawczasu.
- Dobry wieczór - Uśmiechnął się uprzejmie i lekko zawachlował teczką w ręce. Teczką, którą miał mieć Jun, a która wylądowała w rękach jego bratanka. Bilety, przepustki, zestawy dokumentów oraz wszystko, co było konieczne do tego, żeby opuścić Paryż na pokładzie wyczarterowanego samolotu.
- Czy wszyscy już są? - Pytająco spojrzał na wuja. To Jun odpowiadał za zebranie drużyny przed wyruszeniem w podróż. Czarne oczy powiodły po obecnych. No... to znał Juna. Świadomość takiego stanu zaowocowała automatycznym pojawieniem się na ustach uprzejmego, ale w żadnym razie nie zaangażowanego uśmiechu.
Dla Kjellmara dobrą informacją było to, że młody wampir miał na sobie szyte na miarę, włoskie i francuskie ciuchy. Półgolf, na to założona marynarka, ukryte pod płaszczem w ciepłym odcieniu brązu, prawie rudym.
Jeśli Jun potwierdził, że na nikogo już nie czekają, chłopak otworzył teczkę, by rozdać bilety i przepustki, potwierdzające, że to oni i nikt inny ma się znaleźć na pokładzie samolotu.

Theo Lacroix

Theo Lacroix
Liczba postów : 830
Uśmiechnął się szeroko na pochwałę jego picia przez Juna. Od razu mu się cieplej zrobiło, a napój jeszcze lepiej smakował.
Zerknął na Amelię gdy wspomniała przeprowadzkę salonu. Czyli to tak na poważnie i raczej postanowione. Szkoda, bo obecna lokacja, sam budynek miał w sobie kilka ważnych wspomnień, więcej niż myślał, że będzie mieć.
Zamówienie dziewczyny padło, a Theo odstawił swój napój i wstał.
-Ja pójdę.-zgłosił się na ochotnika do wyprawy po jedzenie. Kawa, ciastko, do tego domówił dwa smoothies, jedno bananowe, drugie borówkowe. Bananowe dla Juna, albo dla niego i Juna, albo borówkowe dla Juna, nie wiedział, które będzie chciał, albo czy w ogóle będzie jakiekolwiek chciał.
No więc poleciał po zamówienie, wracając z nim dość szybko. Rozstawił rzeczy na stoliku. Za smoothies zapłacił z własnej kieszeni, bo przecież nie będzie kupował Junowi jedzeniowego prezentu za Junowe pieniądze, to by było głupie. Jeśli wampir wybrał już sobie smak napoju, bo Theodor swoje smoothie wystawił w stronę Kjellmara, jakby oferując mu spróbowanie, a później ten sam gest wykonał w stronę Amelii. Jezus dzielił się bułką, a Theo miksem owocowym. Corporate wants you to find the difference between this picture and this picture. They're the same picture.

Zaraz pojawił się nowy osobnik, co cóż... spóźnił się na smoothie. Wilkołak zasiorbał pićko, przelatując po chłopaku od góry do dołu i od dołu do góry. Co to był za typ? Zerknął na Juna, na Amelię i Kjela, chcąc wyczytać na ile kolesia rozpoznają.

_________________

Caught you like the cold or a flu
Praying that I'll someday be immune
Nigdy się nie nauczą
Zrób coś mega głupiego na sesji.

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Kochany Theoś - i weź tu takiego nie pomiziaj za uchem. W podzięce Azjata puścił wilkowi oczko, a jeśli był dostatecznie blisko, to i zmierzwił czuprynę w przypływie euforii! Potem zanurzył “dzioba” w bananowym smoothie. Ciacho i inne smakołyki zostawił reszcie.
- Dobry i dziękuję. Teraz wszyscy jesteśmy w komplecie. - słowom niech będzie chwała - grzecznie się ten nasz kitajec przywitał z Jacusiem, uśmiechnął, docenił gest, rękę podał i ręką też odebrał swój komplet dokumentów.
- Dla każdego coś dobrego. - kolejny łyczek owocowej mikstury w akompaniamencie słownego żartu wypuszczonego z ust, powędrował do brzuszka - następnego już nie było, ponieważ atencja Juna “spoczęła” na sprawach chwilowo ważnych i ważniejszych, mianowicie przedstawienia Jacusia szanownemu gronu zebranych.
- Z dobrych nowin przynajmniej nikt nam nie będzie przeszkadzał. - rzekł po wszystkim wampir ku pokrzepieniu czyjegoś serduszka. No nie miał sumienia go ranić.
- Czeka nas jeszcze odprawa, ale do tego czasu możemy sobie pojeść i się napić. Ostrzegam, że to nie jest wakacyjny wypad. Czeka nas niełatwe zadanie "okiełznania” zdziczałych “łaków”. - mówiąc “dzikich” Jun mówił serio, nie krył się w tym żaden podtekst. Z tego samego powodu spojrzał jeno ukradkiem na Theo w lekkim zmartwieniu, czy aby na pewno chłopak podoła zadaniu. Potem jego oczy spoczęły na Amelce.
- Warunki pogodowe też nie będą nam sprzyjały. - by na koniec rzucić nieprzypadkowym komentarzem, wcale niezwiązanym z ubiorem.

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Amelia Van der Eretein

Amelia Van der Eretein
Liczba postów : 186
Amelia siedziała spokojnie, zupełnie nie przejmując się krzywym spojrzeniem, jakie posłał jej nieznany wilczek. Nie miała zamiaru głowic się nad tym co myśli o niej ktoś inny. Grzecznie poczekała, aż zamówione przysmaki pojawią się na stole, a Theosiowi, który tą kulinarną rozkosz dostarczył, posłała w powietrzu całusa. Oczywiście skorzystała z poczęstunku w postaci owocowego miksu, pociągając drobny łyczek przez słomkę.

- Mmm pyszne. Mogłam sobie też zamówić. - uśmiechnęła się, chwilę później wbijając widelczyk w ciastko. Nowo przybyłemu skinęła głową na powitanie, a potem Jun zaczął przemowę, więc na poznanie się przyjdzie czas potem. Odebrała dokumenty, które schowała do niewielkiej podręcznej torby, chwilowo przypiętej u góry walizki. Słuchała przewodniczącego który ich tu zebrał, konsumując swoje słodkości, a kiedy wspomniał o stroju, przy tym wyraźnie patrząc na nią, wskazała widelczykiem swój bagaż.

- Spokojna twoja rozczochrana, zdążę się przebrać. - jest jaka jest. Trochę dziecinna i lekkoduszna, jednak wiedziała kiedy do czegoś trzeba podejść na poważnie.

Jack Riche

Jack Riche
Liczba postów : 130
Jack przywitał się z obecnymi, wymieniając spojrzenia z osobami, które uraczyły go atencją. Wuj Jun wprowadzał ich w technikalia wyjazdu, uświadamiając jaka rola im przypadnie. Pokiwał głową, sygnalizując, że rozumie powagę tego wydarzenia.
- Odprawa zacznie się - podniósł przed siebie rękę, patrząc na smartwatcha. - za pół godziny. Odprawa dotyczy sprawdzeniu, co jest wniesione na pokład, ale nasz czarter jest przewidziany jako VIP, więc nie będą przeszukiwać wszystkich toreb.
Uzupełnił informacje, o których dowiedział się przygotowując się do podróży. Jack powiódł wzrokiem po stoliku ze słodyczami i smoothie. Usłyszał komentarz Amelii, więc grzecznie spytał.
- Będę zamawiał dla siebie, chcesz bananowy? - Jeśli potwierdziła, to zamierzał zamówić jej takowy, tudzież inny smak, który wskaże.
Pójście po napoje i słodycze nie trwało znowuż długo. Postawił zamówienie przed Amelią, uśmiechając się uprzejmie. Skądinąd młody Riche był w niektórych rysach podobny do Juna, a dokładniej do jego brata.
- Czy mamy pracować po cichu? - spytał Juna po wszystkim.

Theo Lacroix

Theo Lacroix
Liczba postów : 830
Czy spodziewał się pomiziania przez Juna? Nie wiedział sam, ale gdy tylko zobaczył uniesioną dłoń,natychmiast nachylił się do niego bardziej, dając się wyczochrać. Przymrużył jeszcze zaraz oczka na gest Amelii. Niech go tak rozpieszczają! Z resztą kto wie, może właśnie w ten sposób skupują się w jego łaski dzięki czemu im pomoże? I tak im pomoże, Kjelowi też i temu temu... Jak mu było?
Zastanowił się w myślach licząc ile to półgodziny, ale był trochę zbyt rozkojarzony piciem i otoczeniem, by faktycznie wyliczyć coś ważnego i to do tego poprawnie. Z resztą nie on był tutaj przywódcą wycieczki, to nie on miał pilnować czasu.
Już złapał się krzesła by wstać i iść po zamówienie, ale facet go uprzedził. Puścił więc krzesło i popatrzył na niego, na Amelię, odchylił się spokojniej na krześle. To sobie nie pochodzi, okej... Dziwnie mu z tym było, ale to nic.
Jack poszedł, a Theo wyciągnął rękę do Juna, chwycił jego krzesło i szarpnięciem przyciągnął go do siebie, nie przejmując się zgrzytaniem nóżek mebla o podłogę. Przysunięty blisko wampir zaraz poczuł na ramieniu głowę wilkołaka, co przymknął oczy. Był zmęczony, już nie mógł się doczekać, aż wejdą na pokład i będzie mógł spokojnie zasnąć, licząc, że w ogóle da radę zasnąć a nie, że się za bardzo zestresuje i nie będzie mógł zmrużyć oczu.

_________________

Caught you like the cold or a flu
Praying that I'll someday be immune
Nigdy się nie nauczą
Zrób coś mega głupiego na sesji.

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach