Er ist wieder da!

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Marr

Marr
Liczba postów : 312
Powrót do Paryża - zaliczony, pierwsze dusze z Novus Ordo odesłane do Styksu. Odwiedziny synka - naturalna kolej rzeczy, uznajmy ją za wykonaną - bez wnikania w szczegóły. Pozostawało jeszcze przywitać się ze starym znajomym z dawnego miejsca pracy. Oj tak, ostatnimi czasy Marr była bardzo pracowita, dziwna seria zgonów wśród grupy o konkretnej przynależności sama się nie wykonała. Mało subtelne, tak samo jak zaprowadzone zgrubsza porządki na rodzimym terenie, lecz ta niewiasta nie uznawała siebie za ideał. Jej sekreciki należały do tych splamionych krwią, o ile ta nie odparowała wraz z resztą mięsa w wyniku planowanej eksplozji. Dowodów nie ma, lecz wielu rzeczy można się domyślić...
To ci widok istoty poczciwej, która i dzień dobry powiedziała - po czym ułożyła odpowiednią monetę na stoliczku przy wejściu. Niewiniątko, słowo harcerki. Zasiadła na jednym z fotelu, krzyżując nogi. Nie wypadało przecież od razu wpadać w wir różnych przyjemności, które to miejsce oferowało. Może basen? Albo zakupki w piwnicznym sklepiku? Tyle opcji, bądź mądry i coś wybierz!
Szturchnęła przy okazji jednego z przechadzających się po obiekcie pracowników: panie kochany, bądź tak miły przekaż tę oto kartę właścicielowi, zrozumie aluzję. Bo po ludzku powiedzieć, Marr wpadła, wyłaź z gabinetu Jun - nie godzi się. Z kolei jej osobisty symbol wymarłego rodu, trójgłowy smok - zawsze to odrobina dramatyzmu.
Bo jak nie wypytywać o newsy z Paryża eksperta w podsłuchu - przypadkiem, wina rozmówców, iż gawędzili w nieodpowiednim miejscu - to kogo innego? To oczywiście nic więcej jak pretekst pod konsumpcję herbatki, tej z gatunku lepszych, bo wykonanych konkretnymi rączkami. Tylko czy wypadało ją konsumować w obszarze roboczym? Podobno to zbrodnia.
Tyle filozofowania, zamiast powiedzieć proste: cześć.

@Jun

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Gość niezapowiedziany – o Ty chujku wredny, co łapek nie umiesz przy sobie trzymać! A niech straci ten nieszczęsny kitajec, któremu dostarczono karteczkę z notką: złaź na dół, bo inaczej nogi z tyłka Ci ktoś wyrwie. Czy to przypadek, a może śpiew wróbelków - nie miało to większego znaczenia. Dziwnym przeczuciem Azjata wysnuł teorie w związku z tożsamością autorki nieistniejącego liściku na materialnym dowodzie przynależności.
Zaiste pech to wielki mieć za rodowy symbol trójgłowego smoka, gdy na horyzoncie niszczyciel światów o nieszlachetnym pochodzeniu godnym niesławy kaiju Ghidorah.
Aż dziw, że i jej nikt do tej pory nie zaczął podejrzewać o konszachty z Ordo.
- Cukierek lub figielek. Wyspana? - mydlenie oczu, ale nie nam. I na Boga zostawcie tych biednych Novusków, bo zaraz gracze nie będą mieli kogo wyżynać. Prócz tego pełna kulturka: nie dość, że kitajec zszedł, odnalazł, to jeszcze się przywitał z gościem oraz żartem rzucił! Potem podał rąsię i uśmiechnął się śliczniutko, jak na dwulicową szuję przystało.
W przypływie jakże kolorowej nieopisanej euforii z radości życia i kołchozu Jun zamówił po kubeczku herbatki, kawusi, krwi, wina, wódy, whisky wedle życzenia Klienta. Potem zasiadł grzeczniutko obok, gdyż nie wypadało porywać od razu – wpierw należało poczekać na przybycie kelnera z zamówieniem.
- Tylko mi nie mów, że zatęskniłaś za chaosem. - bo uwierzyć w to nie zamierzał. Bardziej realny scenariusz operował pojęciem wpierdolu w dwojakim, trojakim i czworakim znaczeniu.
No dalej Marr, przyznaj się, brakowało Ci bitewek i dlatego postanowiłaś rzucić się w środeczek oka cyklonu.
On z kolei marzył o spokoju i pewnie dlatego bytnością ograniczył się do roli hotelarza. Fajna posada, ciepła, wygodna, dobrze opłacana, co by móc wzbogacić szafę o eleganckie ciuszki, dajmy na to takie zapinane na ostatni guziczek pod samiutką szyjkę, aby czyiś łapek nie prowokować.

@Marr

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Marr

Marr
Liczba postów : 312
Kitajec nie miał niczego do stracenia, z przywitaniem lub bez, Marr mogła napsocić bardziej - to kolejna zmienna w przyrodzie, będąca nie do uniknięcia. Za to zawsze mógł - rozgrywając tę partię jak przystało na cesarski zwyczaj - coś ugrać. Dla dobra ogółu? Wiele poczynań dało się pod to podciągnąć, ganiąc tych stojących w opozycji za krótkowzroczność. Dla siebie? Rzadko kiedy to nie stanowi głównego motoru napędowego dla danego przedsięwzięcia. Lub po prostu dać ponieść się chwili - dzika magia na propsie - i zobaczyć jakie karty podrzuci pod nos ślepy los. Nawet najbardziej pieczołowicie dopieszczany plan mógł spalić na panewce przez zwykł przypadek. W chaosie zawsze wszystko szło tak jak przewidywały założenia; zmienne niczym wiatr na morzu.
Czy Marr podejrzewano o konszachty z Novus Ordo? Z początku możliwe - uszu nie nadstawiała. Po eksmisji ich korpusu ekspedycyjnego ze Sztokholmu - raczej ewentualny pomost z oznaczeniem współpraca runą z hukiem. Między nią i tą ludzką organizacją po prostu nie było pojednawczej chemii. Tej różnicy poglądów nawet bizantyjscy dyplomaci nie zdołaliby załagodzić - a w przełożeniu na inny region świata - przebiegłe z nich bestie, równe Chińczykom.
- Kąpiel w basenie, masaż pleców, wtedy do wyspania możemy dołączyć zrelaksowanie - czyli odhaczony pełen wypoczynek - odparła z lekkim, łobuzerskim wręcz uśmieszkiem i posłała Junowi oczko. Jeśli zestawić to z dawnym wystąpieniem w sukni, coś się z jej główką naprawdę niedobrego stało.
Oczywiście wstała i rąsię uścisnęła, europejskim zwyczajem - no chyba, iż panicz wymagał muśnięcia ustami dłoni? Żadna uszczypliwość, lecz podobno to ona przewyższała niejednego samca ilością testosteronu.
Zamówienie było bardzo proste, herbatka. Preferowanie w stylu chińskim. Smakoszką Marr nie była, lecz zawsze można było raz na jakiś czas skusić się na coś bardziej orientalnego.
- Chaos? Ja? Nigdy w życiu. Od tego w Paryżu rezyduje inna jednostka, wyspecjalizowana w tej sztuce - rzekła, specjalnie nie wymawiając na głos imienia Egonka; zaraz też zapewne musiałaby dopowiedzieć drugie - jego partnerki w zbrodni i zarazem córeczki Juna. - Staram się dbać o środowisko i utylizację odpadów, ze szczególnym uwzględnieniem tropienia naczelnego śmieciarza - dopowiedziała w nabożnym tonie i z błyskiem w oku. Działała według prostego planu i dwóch dyrektyw, zwanych także preferencjami. Cel główny: unieszkodliwić Novus Ordo. Preferowanie z jak najmniejszymi stratami w szeregach związanych z długowiecznymi oraz bez rozbicia maskarady w drobny mak.
To wymagało paru subtelniejszych posunięć, połączonych ze sprzątaniem po zakończonej zabawie - coś czego chaos zwykle nie obejmował. Taki drobny, istotny szczególik.
- Widzę, iż urządzasz na nowo swoje królestwo - bardziej stwierdziła niż spytała, rozkładając rączki niczym Winston podczas oblężenia Continentalu - gdy panowie przyszli coś zapewniającego większą siłę ognia. - Sprawiali ci kłopoty? - Wyklęci z tego miejsca, oczywiście.

@Jun

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Nie próżnowała cna niewiasta – bez obaw, rąsi całować nie należało, co najwyżej przy odwróceniu ról, czego Jun się nie obawiał, ba, a nawet pokusił o gest, całkiem miły jak na powściągliwego kitajca, w imię przyjaźni... A nie zaraz, moment – Jun prócz akcji nie odmówił sobie małej uszczypliwości słowem i to zaraz na wstępie.
Żal, złość, rozczarowanie – paleta z najwyższej półki: ładna, zgrabna, zadbana, do tego szeroka jak ogon pawia. Prosimy nie oceniać zbyt surowo – nawet jeśli zasadnie uchodził za dwulicowego, nie odstępował przeciętnemu człowiekowi na krok i tak też na jego modłę czuł niesmak wobec bezsłownego zniknięcia na tak zwane wakacje - zresztą nie pierwsze w wykonaniu rzekomych ziomków.
Powodów, wymówek lub dróg na okrętkę wojowniczka mogła tkać wiele – ewentualnie przemilczeć sprawę na znak mnisiego spokoju ducha z Tybetu. Dla Juna usprawiedliwienie nie grało większej roli – co poradzić, poczuł się chłopak urażony i chociaż nie oczekiwał przeprosin, słusznie pielęgnował nieufność.
- A fakt, całkiem głośno o nich było ostatnimi czasy. - a mówili, że czego oczka nie widziały, tego serduszko nie żałowało - Novuskom trochę ubyło, innym przybyło - szkoda, że w aspekcie niesławy - o tyle bliskiej pewnemu czarodziejowi z ulubionym gadzim towarzyszem i karteczką na zaklęcie mordu instant.
Na pytanie, czy nieprzyjaciel nauczył się omijać rzeczoną parkę szerokim łukiem, odpowiedź nasuwała się sama.
Nie, wręcz sami chcieli się w nich pchać, a być może nawet schwytać z naciskiem na męskiego towarzysza, którego skutecznie zdołali wyprowadzić z równowagi na oczach niewtajemniczonej publiki i to nie byle jakim wykonaniu.
Biedny licytator pewnie do dziś leczył szczękę.
- Jak dotąd nikt. - i teraz gorycz poszła w bok. - Spokój i cisza – preferuję określenie hotelu mianem gniazdka emerytalnego. - bo jak mawiały gazetki dla nadnaturalnych: Novusom Jun powiedział nie po dokonaniu pierwszego i ostatniego występku.
Fakt, że z taką łatwością pochwycili bait świadczył o ich ilorazie inteligencji tudzież braku wśród tych mniej wprawionych jednostek. Cytując klasyka, zgadnij czego kolego - ach Ci młodzi, nigdy się nie nauczą.
- Na długo wpadłaś? - a teraz dość tego ględzenia. Skoro przyszły napitki, należało zmienić miejsce spotkanka.
Wybieraj Pani z mapy propozycji: pomieszczenie mniej czy bardziej prywatne? Gabinet, czytelnia, bar, sala konferencyjna? Do zbrojowni włazić nie wypadało, ale od biedy mała wycieczka po dawnych śmieciach nie miała prawa zaszkodzić.
Gdzieś kurła należało przeprowadzić rozeznanie z serii: czy Jun miał dalsze podstawy do żywienia nieufności wobec przybyłej? Z dwojga złego, chociaż nie żydził na porcjowaniu jedzonka na poczet uzupełniania braków informacyjnych.

@Marr

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Marr

Marr
Liczba postów : 312
Wymówki? Ależ wszystko musi zostać ładnie uzasadnione - jak nie drogą okrężną, czyli ubierać lenistwo w ładne słówka - to dla dobra uniwersum. W przeciwnym wypadku wszyscy Długowieczni byliby ubogimi nieudacznikami - kto to widział rozciągać półgodzinną pogawędkę na miesiąc? Albo nie zarobkować na sesji ani razu? Skandal! Nawet CEO musieli pojawiać się na meetingach, mówiąc sporo i nie wnosząc niczego do tematu.
- Jak to zniósł? - skromne pytanie o panicza Cadieuxa. Jego brat był glizdą, jak każdy polityk - ale co w rozmowach pod krawatem to jedno - a w gronie rodzinnym to drugie. Na miejscu Egona byłaby gotowa zjarać cały Paryż, jeśli wraz z nim spłonąłby zarząd Novus Ordo. Dziwnym trafem podejrzewała go o podobne rozumowanie. Cóż mogła poradzić, miała lekki bias wobec Duszków - nawet jeśli byłych i z małym stażem.
- Gniazdkiem emerytalnym... - powtórzyła i uśmiechnęła się lekko. Nie chodziło nawet o podważenie tego poglądu, może wieczysty urlop nie był wcale taką złą perspektywą dla pryków mających ponad tysiąc lat. Pozostawało tylko jedno ale. - Sielanka. Zwłaszcza z dziećmi - czyli powód do osiwienia. Marr znajdowała się w komfortowej sytuacji, miała tylko jednego nieletniego - i póki co był całkiem grzeczniutki. Juna z kolei... - wpadający w tarapaty Wei i będąca definicją kłopotów Valerie. Uosobienie Olki i Orzeszka, dokładnie w tej kolejności.
- Jeśli interesy pójdą gładko, okres umiarkowany - odparła w tonie nabożnym, jak przystało na dyplomatkę z Dalekiego Wschodu. Kłamstewko, ona to wiedziała, Jun tym bardziej - otoczenie niekoniecznie. I o to chodziło.
Wybór był prosty, gabinet. Inne opcje kusiły, lecz czyż nie lepiej ciągnąć za język w miejscu pozbawionym - prawdopodobnie - cudzych uszu? I tym razem nie chodziło o dwa kicające chaosy.
Wzięła przyniesione napitki na tackę, po czym udała z Junem w to ustronne miejsce. Głos zabrała dopiero po zamknięciu drzwi.
- Na czym stoimy w Paryżu? - spytała o ogólną sytuację w mieście. Snuć domysły mogła, lecz wolała znać fakty. - Włącznie z konsekwencjami... incydentu z Luwru - widziała nagrania, zarówno spreparowane jak i częściowo oczyszczone z edytowanego syfu - na tyle na ile to było możliwe. W mediach i sieci - tej do której nie szło dostać się przez google - trochę tego krążyło.
- Z mojej perspektywy wygląda to na zaproszenie do otwartego konfliktu - rzekła, lecz wbrew pozorom nie była do tego zbyt optymistycznie nastawiona. Fakt, to jej styl - lecz wątpiła aby w miarę świeży ród Wampirów i wataha Wilkołaków była gotowa. Nie wspominając już o tym, iż to szybko doprowadziłoby do posypania się maskarady. Dokładnie tej samej, w której mury uderzyło już kilka pocisków armatnich - tworząc szczeliny.

@Jun

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Niech mimika - póki co obojętna z przebłyskami serdecznego uśmiechu - postawi sprawę jasno. Jaśnie Pan na miarę Orzecha miał królewskiego focha, bynajmniej nie wobec Egona, ale to już śliczna Marr wiedziała. O rzeczonym rozbójniku Jun wypowiedział się krótko - źle - nie tylko w kontekście wystawy za to podczas spacerku z punktu A do punktu B. I nie żeby bezkarnie oskarżać, "ale" kto znał jego chaos, ten powinien wiedzieć, iż perspektywa spalenia Paryżu niezbyt odbiegała od czynu faktycznego spod egonowej łapki.
Pewnie dlatego Jun miewał tendencje spoglądać na Duranda. Oj przesrane miał chłop momentami z tym chłopakiem.
- Skuteczna prowokacja, jatka, wejście innych, obrona, użycie broni palnej, świadkowie... - no więc opis gabinetu chwilowo sobie darujemy - zdjątko też, bo z telefonu wrzucania go nie sprzyja. W ramach rekompensaty Jun od razu przeszedł do rzeczy, czyt. rzucił słowami kluczowymi, które w pełni rysowały obraz wojennej pożogi w wykonaniu Ordo.
A mówili, że to będzie tylko prosta wystawa. He.
No więc dawno i nieprawda.
- Prowokacje mieli iście obfitą. Podobno na licytację wystawili rzeczy związane z naszym światem ze schwytanym i zakołkowanym Michałkiem w roli głównej. Ekipa wprawdzie zdołała go odbić, a nawet uporać się z nieprzyjacielem, niemniej nie zabrakło ofiar i świadków postronnych. Do tego wszystkiego jeden taki bezkastowy dał pokaz tortur i ciamkania pechowo schwytanie niewiasty. Nie wspomnę już o akcjach na bokach. Porwanie Panny Olszewskiej, jakiejś innej młodej wampirzycy i napaść na zdaje się Twojego synka. Bez obaw, żyje i ma się dobrze. Valerie zajęła się zdjęciem z niego obroży i ponoć była bardzo delikatna. - na pytanie jakiej, Marr musiała sięgnąć po odpowiedź bezpośrednio do źródełka.
- Pokłosie mamy gotowe. Paryż żyje nagraniami z Luwru oraz wieścią o morderstwie dyrektora muzeum oraz postrzeleniu pomysłodawcy całego eventu, filantropa Canarda. To, że Novus próbują wyjść na otwartą wojnę to pewne, pomysł jej rozpętania w naszym wykonaniu to już kiepska perspektywa. - dokończenie krótkie i na temat. Z dostępnych opcji otwarta batalia nie przypadła Kunowo do gustu. On preferował działania podjazdowe, które na potwierdzenie podkreśliły kolejne słowa a w zasadzie wzmianka o rzuconej na nie tak dawnym zebraniu propozycji Elamu do twierdzy informatycznej ordo w wykonaniu Enzo.
Mame bądź dumna z synka.

@marr

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Marr

Marr
Liczba postów : 312
A jak wiadomo nawet Panicza dało się przekupić i foch znikał równie szybko, co przed nim pojawiało się sianko. Wtedy dawał się głaskać i fotografować, a czasem nawet wyspać z rana. Orzeszkowy humorek to bardzo przewrotna rzecz. I jako, iż Marr Uszami nie jest - reagowała na słowa, nie gesty - choć brewkę wyżej uniosła. Proste z niej stworzenie, pałacu cesarskiego niegodne - etykiety nieznające, jak to u barbarzyńskich pogan. Trzeba mówić wprost, niczym Jan Winnicki do sąsiadów z bloku Alternatywy 4.
Z gabinetem jak z koniem, jaki jest każdy widzi. Biurko, miejsca do usadzenia kuperka, coś na przerośniętą podstawkę pod herbatkę - reszta zmaterializuje się w razie potrzeby.
- Michał mówił co mu zrobili, zanim wpakowali do pudła? - spytała z czystej ciekawości, zakładając oczywiście tortury połączone z przesłuchaniem; to drugie bardziej przy okazji zapewne. To jedna z tych rzeczy, której żaden fanatyk nie odmówi - a z jego perspektywy ci nieprzyłączeni to automatycznie przeszkody, o ile od razu nie wrogowie. - I kto trzyma Egona na wodzy, aby nie zaczął przeprowadzać zasłużonego odwetu w zbyt mało subtelnej, nawet jak na mój standard, akcji odwetowej? - Durand? Agenci Juna? Valerie? Pytanie miało drugie dno, także te: kto młodym chaosem kierował ku pożytkowi ogółu. Marr miała swoje typy, lecz lubiła słuchać dyplomatycznych odpowiedzi Juna, przynajmniej niektórych. To taka specyficzna forma wypowiedzi, która poprawiała jej nastrój.
O bezkastowego ciamkacza nawet nie pytała, tutaj jak nic trud przerobienia tego spektaklu na coś innego został podjęty. To akurat zdrowy rozsądek i podstawowe działanie, tak długo jak strona zainteresowana była za ochroną maskarady.
Podobnie nie skomentowała porwań - zdaje się panną Olszewską napotkała jako pierwszą po powrocie. Temat skomplikowany, o ile nazwisko wypłynie ktoś tutaj połączy je z konkretnym imieniem.
Na wspomnieniu o Enzo Marr przymrużyła subtelnie oczka. Ostatnio nawet go napotkała, choć w osobliwych okolicznościach. Nie wnikajmy w szczegóły - jak poszła rozmowa - tego żadne fusy obecnie nie wywróżą.
- Podglądałeś? - pytanie retoryczne wypowiedziane w lekko figlarnym tonie, skoro padło pojęcie delikatności. Tak czy inaczej mame dumna była, młodzik zaczął rozrabiać i nawet nie tracił przy tym głowy. Może pora wezwać dodatkowe jednostki straży pożarnej, o ile pójdzie w jej ślady? Co jak co ale Paryżanie nie byliby zadowoleni z efektów końcowych, o ile podtrzymywać rodzinną tradycję co do joty.
- Więc jaką odpowiedź mają przygotowaną na tę okoliczność elity Długowiecznych?  Poza wojną podjazdową, jak mniemam - rozsiadła się wygodnie na kanapie, po czym nabożnie upiła herbatki - z błyskiem w oczku. Azjata mógł domyślić się jednego, ktoś tutaj w Paryżu zdążył już przelać nieco cudzej krwi. Wypadek, incydent, zbrodnia na tle narodowościowym i religijnym - wymówek dostatek. Mięsa do wypełnienia luki niekoniecznie, przynajmniej jeśli utrzymać tempo. - Zawsze lubiłam mit o wojnie trojańskiej - dodała na koniec, lustrując pana o grzesznym jabłuszku wzrokiem.
Piękna, antyczna opowieść o wpuszczaniu lisa do kurnika.

@Jun

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
- Nie do mnie to pytanie. Nie zagłębiałem się w zagadnienie ponad wiedzę o sukcesywnym uratowaniu go i doprowadzeniu do porządku. - tego Panicza niestety ugłaskać nie szło tak łatwo. Proces przebaczenia trwał długo - do tego wymagał mnóstwa pracy wraz z cierpliwością przy systematycznym podawaniu smaczków złożonych z pyszniejszych produktów niżeli sianko. Takowe sam se wpitalaj człowiek, a nie obrażonej szlachcie podajesz!
- Egonek, Valerie, inni frakcyjni z Durandem na czele wiedzą na pewno więcej w tej materii. Za czyny tego pierwszego natomiast ostatnio coś zaczęła odpowiadać ta druga dusza. Nie ukrywam, dobrze jej to idzie: rękę ma twardą i głowę solidnie osadzoną na karku. Potrafi dobrze ukierunkować jego zapędy, z których sam miewam tendencje niekiedy korzystać. - i tak oto rodziła się odpowiedź z przysłowiowym drugim dnem. Zarówno na drodze oficjalnej jak i prywatnej Jun nie skąpił na możliwości wykorzystywania samo odnawialnego zasobu gniewu do realizacji własnych planów: zadań dla samobójców, tudzież prac porządkowych przy oczyszczaniu własnego podwórka ze śmiech pod mianem Ordo.
Zresztą, kto normalny by z tego nie zrobił? Egonek pracowity chłop i dokładny jak potrzeba! Do tego miewał tendencje pracować za darmo, o ile zlecenie zaspokajało jego potrzeby. Żyć i nie umierać droga Pani.
Toć profil pracownika idealnego na umowę o dzieło z klauzulą o bezpłatnych nadgodzinach, obowiązkiem bycia pod teflonem 24/7 i możliwością wpisania firmy kołchozu do CV.
Na pytanie, ślicznie podkreślone gadzią kreską, retoryczne Jun zrobił minę Samoyeda. Oczywiście, że nie podglądał! Bo robić nie miał co?
- Wyglądam Ci na stalkera? - prosimy nie odpowiadać. Tak czy inaczej: właśnie przez pojęcie DELIKATNOŚCI i jej dwojakiego znaczenia Azjata nie posunął się do aktu obserwacji pary gołąbków. Raz – no błagam, ale nie z udziałem córki i dwa – gdyby coś narozrabiali i tak by się do wiedział. Trzy – nie zrobił tego nawet przy grze córeczki w szachy z pewnym Ereteinem.
- Etyka Geralta z Rivii nie pozwala mi wciskać noska w nieswoje sprawy. Nie siedzę w Reginowowych i Durandowych główkach, aby móc odpowiedzieć Ci na to pytanie. Pod tym kątem lepszym źródłem informacji byłby dla Ciebie Twój synek. Zakładam jednak, że jest tak, jak mówisz. Koncepcja wojny podjazdowej wydaje się wielce prawdopodobna, choć z uwagi na obecność pewnych bardziej bojowych jednostek, nie wykluczam przewinięcia się tematu wojny otwartej. Niektórym pewnie żadna z opcji nie przypadła do gustu. - na przykład takim paczaczom jak Sander. Typy jego pokroju zawsze były najgorsze, bynajmniej nie z uwagi na sceptycyzm. Jun to rozumiał, sam nie pochwalał otwartego wojażu ani zabawy w kotka i myszkę. Cenił sobie skuteczność oraz twarde fakty na beton pod fundament. Z tego samego powodu również usadził kuperek na wygodnym fotelu.
- Tą, która wybuchła z powodu kobiety? Ciekawe upodobanie. Znałem kiedyś kogoś, kogo mógłbym osadzić w tej roli. Niestety aktorka zniknęła bez słowa wyjaśnienia tak jak reszta jej orszaku z Tobą w pakiecie. Czyżby rodzinny wypad w góry? - Marr chciała, Marr dostała - bezpośrednią uwagę prosto w nosek i to przed poprawą kołnierzyka, co by nie kusić czyiś ślepek.
On dla przykładu nie gapił się na cycki!
Tak samo nie wypowiadał się na temat drugiej pary artystów: Seleny i Marcusa wobec których również żywił ambiwalentne uczucia.

@Marr

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Marr

Marr
Liczba postów : 312
Dawniej Uszy kicały na zewnątrz i sianko było dla nich rarytasem - nie marudź. Grzeczny bądź to kinderka dostaniesz. Nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy ktoś wykonywał zamach na azjatycki noseczek. Zaraz się ucałuje, ojoja i będzie jak należy.
Na samą wzmiankę i Michałku kiwnęła głową, to akurat nie był temat, dla którego była gotowa dostać kociej mordki.
- Jak by nie patrzeć, jeszcze za czasów istnienia Duchów, tak jakby zajmowali się praniem naszych brudów - odparła, unosząc przy tym brewkę. Ależ nikogo nie oskarżała o defraudację środków Rady - nie aby to ich kieszenie nie obrywały w pierwszej kolejności - lecz czasem był to system naczyń połączonych. Chociażby Marr, posłała parkę do Wenezueli aby ci załatwili sprawę z dostępnością jej kompanii najemniczej - jak znalazł będącej kartą do użycia gdyby Novus Ordo zaczęło szaleć bardziej aniżeli miało to teraz miejsce. - Zgrany duecik - dodała dwa słówka, z typowo chińską manierą i uśmiechem na końcu. Całkiem zgrabnie dobrane przeciwieństwa, przynajmniej z perspektywy roboczej. Prywatnie - nie stalczyła.
Wstała Marr kochana z wygodnego fotela i wolnym krokiem okrążyła Juna. Znajdując się za nim pochyliła, po czym wyszeptała prosto do jego uszka.
- Tak - rzekła, po czym powróciła na swoje miejsce, przeciągając wcześniej kontakt wzrokowy. Azjata oczywiście raczej nie był skory do podglądania swojej córki podczas gry w szachy - i innych - lecz od czego miał swoich ludzi? Starczyła znajomość fucktów.
- Gdybyśmy wiedzieli, co siedzi w głowach innych, ludzkość nie dożyłaby chwili zmutowania pewnego wirusa. Co innego fakty wydane w postaci dyrektyw, na papierze lub ustnie - a to drugie czasem jest uwieczniane na innego rodzaju nośnikach - powiedziała, a następnie upiła nieco herbatki. Co do Enzo zaś. - Na tyle na ile go akurat znam, zapewne wybrał trzecią opcję - zgodną z jego mocnymi stronami - czyli atak wirtualny, zapewne wymierzony w ich środki płynne. Nasranie na nieruchomości wymagało dokładniejszego researchu poszczególnych finansistów. - I cóż jednostki niezadowolone z zaprezentowanych w rodach rozwiązań byłyby skłonne, może niekoniecznie uczynić, lecz zaproponować? - spytała, gdyż jedną prawdę znała; znali aż za dobrze - krytykować każdy potrafił, a robić nie ma komu. Każdy jest ekspertem, o ile nie musi samemu prowadzić danego interesu.
- Kobieta kobietą, pretekst do podboju i złupienia bogatego miasta jest zawsze mile widziany. Lubiłam ten mit z uwagi na sztuczkę z koniem trojańskim - i wcale a wcale nie podejrzewałaby Juna o wpuszczenie takowego dla Novus. Przenigdy!
Trudno było gapić się na cycki Marr - ten jeden guziczek za dużo był cały czas zapięty.
- Jedni przed rozwiązaniem pewnego interesu, inni po postawieniu kropki nad "i". Swoją drogą, niewdzięcznej roboty - bez patrzenia na zysk, tytuły, dodania paru centymetrów dla własnego fiutka, tudzież hodowlę takowego od zera - lecz brak nawet tej drobnej, cholernej wdzięczności za uporządkowanie syfu tuż po wojnie? Trochę kłuje - nawiązywała oczywiście do II wojny światowej, czyli okresu, gdzie cała maskarada była bliska posypania się; bardziej niż ma to miejsce teraz. Samo się nie posprzątało. I nie miała na myśli wspomnianej wdzięczności reszty staroci, lecz młodszych; relatywnie bo niektórzy nadal pamiętali ostatnie dekady Inkwizycji. - Odpowiedz mi na jedno pytanie, ty który wiesz gdzie wyląduje dana jednostka zanim w ogóle przekroczy próg pociągu lub samolotu - po jaką cholerę miałam tutaj nadal siedzieć? Rozwiązaliśmy Radę, rody zaczęły zbierać się w dwie pojedyncze kupy, stosownie do ras. Swój kawałek tortu sobie ukroiłeś, a całokształt niestety ma w sobie składniki na które mam alergię - krótko mówiąc nie miała czego tutaj szukać, bo była zwyczajnie zbędna - jak stary telefon z wysuwaną antenką w erze smartfonów. Brak przynależności; i koncepcji jak do jakiejś dążyć. Kilka setek na karku trochę horyzonty ograniczało.
- Rodzinny? Raczej wynikający z sentymentu do czegoś, co nie istnieje od kilku stuleci - czyli pewnej familii, której symbolem był trójgłowy smok widoczny wcześniej na maleńkiej karteczce. Niby można podnieść argument - a lisia matka? - lecz ta zaszyła się w swej samotni i od miesięcy nie dopuszczała do niej nikogo. Najwyraźniej sytuacja z Hannibalem - gdy przygarnięte kocię chce poderżnąć ci gardło - wstrząsnęła nią bardziej niż początkowo sądziła. Na to wystarczyło nałożyć PTSD po Inkwizycji i przepis na izolację jak znalazł. Marr z kolei czuła się w obowiązku do uporządkowania spraw na rodzimym terytorium, nawet jeśli rezydowały tam rody niemające wiele wspólnego z tym Ragnara. Zrobiła więc to co umiała najlepiej - katrupiła - po czym odeszła. Znowu, z tego samego powodu; była zbędna materią. - I jak zapewne doskonale wiesz, przemienieni przeze mnie, których mam bezpośrednio pod ręką - maja tendencję do przedwczesnego umierania - co nie było zaletą w przypadku macierzyństwa. Z dwojga złego lepiej dla Enzo, gdy przebywał w rodzie - a nie z reliktem przeszłości. O tyle dobrego, iż przynajmniej mu liścik pozostawiła. Naczelny stalker pewnie wiedział z grubsza co robiła - koteł niekoniecznie i tego mu oszczędziła.

@Jun

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
Daruj sobie wać Pani długie wywody! Kto kroczkami i dmuchnięciem uszko drażnił, ten przed powrotem na miejsce pierwotne musiał liczyć się z reakcją schwytania i przytrzymania podbródka w silnym potrzasku czyjejś łapci. Potem taksacją niby tych samych, ale kapkę innych błękitnych paczałków - broń boże z uwagi na odzyskane wspomnienia, nieważne - Jun dokładnie przeskanował osóbkę Marr. Końcowym gestem oczywiście ją wypuścił, a do tego skwitował większość wykładu dźwięcznym śmiechem.
- Pewne sugestie już padły na małym hotelowym zgromadzeniu, między innymi jedna z wesołą adnotacją o użyciu zdolności Twojego synka. Co będzie z nimi dalej? Tego nie przewidzą nawet święci. I tak samo nie udzielą Ci poprawnej odpowiedzi wobec kwestii stalczenia: nie jestem Tobą, aby poprzez udział własny, przez oko kamer czy ludzi aż tak dogłębnie wnikać w akcje i reakcje wykonawcze mojej córki. - słowem skrótu: ingerencja uderzała tylko raz i to w sytuacjach wybuchu Egonkowej furii, której nawet Val nie była w stanie powstrzymać. Z kolei na pytanie skąd Jun wiedział lub od kogo się dowiedział o udziale Marr w pewnej sesyjce z mateczką i asystentem, nie dowie się nikt, choćby i był najładniejszym kotkiem na świecie.
- No nie wiem, bo może znajomi tak robią? Bo ktoś może się przejmować? Martwić? Z czystej przyzwoitości? Gestu? No, chyba że abstrahując od wspólnego piracenia, paryskie gówno nic dla Ciebie w kwestii relacji nie znaczyło. Nie powstrzymywałbym Cię przed wyjazdem, ba, nawet byłbym skłonny zrozumieć powody, ale wiesz... Notka wyjaśnienia potrafi wiele znaczyć dla drugiej strony, którą zdążyły już kopnąć w zad inne cne niewiasty z bezjajnym wilkiem na czele. Szkoda, że prócz jak mniemam gestu wobec syna, pewnie z poczucia obowiązku, nie było Cię stać na podobny wobec mnie. A teraz nagle wbijasz na białym koniu, pokazujesz mi notkę z trójgłowym smoczątkiem i oczekujesz, że odpowiem na każde Twoje pytanie. To tak nie działa Marr. - kobieta chciała, kobieta dostała odpowiedź i to dość wylewną. Nawet jeśli tembr głosu wampir zachował spokojny, w jego oczach palił się prawdziwy żal - za bezsłowny wyjazd, brak wieści przez metaforyczne eony, ogólną wzgardę jego osoby w teorii o zbyt wybujałym ego a co ważniejsze, za beztroski powrót, jak gdyby nigdy nic się nie stało i nic o wielkim halo nie miało miejsca.
Nie, nie tak działała ta ustawa, choćby i wobec rzekomo wszechwiedzącego spokojnego kitajca, któremu w końcu puściły nerwy - pewnie dlatego zaczął tuptać po gabinecie. Wińcie Weia, nie jego, on mu pokazał, z czym jadło się okazywanie emocji.
To, że nie zawsze rysowano je kolorowymi kredkami - cóż, Bevin happens.
Najwyraźniej nie tak daleko padło jabłko od jabłoni. Pod pewnymi aspektami Jun na serio widział w odbiciu Marr jej “silną i niezależną” mateczkę, szkoda, że miejscami równie samolubną. Do tanga brakowało tylko Seleny, kolejnej artystki i hipokrytki tego konkretnego argumentu.

@Marr

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Marr

Marr
Liczba postów : 312
Skanowanie, piękna to czynność. Pytanie brzmiało, co w jego efekcie wyszło? Trzymając się przyziemności, zapewne obraz w określonej rozdzielczości - może 300 dpi w wypadku leniwców muzealnych? Nabożne 600? Broń cię Panie, pierdolnik z wytycznych nimozy? Albo jazda po całości, 2200 - na więcej pewien konkretny model skanera nie pozwalał, chcąc uzyskać jeszcze lepszy efekt.
Po zielonej stronie oczu Marr - wszystko było po staremu. Ten sam odcień, za którym tliła się pustka.
- Kiepski to widok, przynajmniej w odniesieniu do rodzicielki - i nie oceniam samych czynności. Z kolei następstwo, czyli walnięcie olbrzymią kulą w mur krzyczący: mężu, który pojąłeś mnie za żonę wyłącznie z powodu czystej polityki, nadal pamiętam o tobie pomimo twego zgonu przed stuleciami, choć uczucia między nami nie było i nie będzie. Metoda niesmaczna, efekt końcowy w postaci szczęścia, nawet jeśli na kilka miesięcy - pozytywny - i tego, co też szanowna Lisica wyprawiała z samym Egonisławem - w to już Marr noska nie wciskała. Upór to zaiste klątwa tej rodziny, choć do przełamania. O hipokryzji się nie wypowiadamy gdyż wtedy zgromadzeni w tym gabinecie mogliby porównywać poematy.
To, iż Marr miała specyficzne poczucie humoru - patrz obgadywanie Enzo, Cadieuxa i Val - to osobna kwestia. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy nie ploteczkował i śmieszkował.
Słuchając słów Juna początkowo siedziała twardo na fotelu, choć była strasznie spięta. Fakt łatwy do odczytania - pewien Kitajec zmienił się z powodu pewnego konkretnego bodźca - to nie tak, iż tego nie odnotowała. Na lepsze czy na gorsze, obstawiała to pierwsze. I fakt, lubiła miziać go o wybujałe Ego - bardziej z teasingu. W praktyce większy problem miałaby o to, iż strasznie lubił zgrywać najmądrzejszego - kompletnie nie biorąc pod uwagę perspektywy drugiej osoby. Emocje nie brały się znikąd.
W połowie wypowiedzi wstała, podeszła do okna i oparła się o parapet.
- Owszem, z obowiązku, bo nie chcę żeby skończył jak - rzekła jeszcze przed zwróceniem się w kierunku okna i pochyleniem łepka. Interpretacja rozległa, jednak z efektem widocznym jak na załączonym obrazku. - Wiesz dlaczego? - pytanie szersze, nawiązujące nie tylko do końcówki wypowiedzi - co skomentowała wpierw - ale do całości.
Jeśli bazować na tonie głosu w przypadku ostatnich dwóch słówek i mowie ciała, wszystko wskazywało na to, iż była w bojowym nastroju. Do czasu aż w końcu nie odwróciła się w kierunku Juna.
- I guess... I'm afraid - pomimo mnogości pięknych określeń w języku polskim, to angielski - wraz z pewną, zobrazowaną już w mediach prezencją i tonem wypowiedzi - oddawało bardziej to co tliło się w niej od jakiś czterystu lat. - Patrzyłam jak wybijają mi ród, od przemienionych z nominalnym pokrewieństwem, po tych bezpośrednio z drzewa genealogicznego, z ojcem na czele. Pomijając ten jeden wyjątek, wszyscy których spokrewniłam gryzą ziemię, w większości z moich rozkazów. Posyłałam ich na rzeź, zarówno obdarowanych długowiecznością z konieczności, zasług, jak i sympatii. Ci z czasów kiedy jeszcze potrafiłam funkcjonować jako zwyczajny człowiek - czyli w oparciu o koleżeństwo i przyjaźń - również zostali wyrżnięci. Raz za razem, wiek za wiekiem - od pierdolonej Inkwizycji do drugiej wojny światowej - powiedziała, a z każdym kolejnym zdaniem stawała się coraz bardziej emocjonalna. Zapewne była kopią swojej mateczki - rzekomo silna i niezależna - lecz z jedną tyci różnicą, ten pogląd funkcjonował w jej wypadku tylko w kontekście wojaczki. W głębi serca zdawała sobie z tego sprawę. Uczuciowo była wrakiem od dawna, łatając dziury czym popadło; trzymała się na szarej taśmie i starała o tym nie myśleć.
- Nie zniosę tego, nie po raz kolejny... - po tych słowach oczka jej się zaszkliły i powstrzymanie się od uronienia łzy kosztowało ją więcej niż wygrana niejednej batalii.
Zbliżyła się do krążącego po gabinecie Juna.
- Więc wolę żebyś mnie znienawidził, niż potem przeżywał moment, w którym nabiłabym się komuś na bagnet po raz ostatni. Bo moment w którym głowę straciłbyś ty, Lisica, Enzo... - nawet ktoś taki jak Sigyn miał swoje limity.
Ból po stracie kogoś - tego się bała - i dlatego budowała ściany z lodu wokół siebie, przynajmniej próbowała.
I pomimo goryczy przeplecionej z odrobiną złości - jej naturalną reakcją obronną - tej jednej łzy nie zdołała powstrzymać.

@Jun

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
- Pieprzysz. - bynajmniej nie w dobrym i przyjemnym kontekście. - Dość późno wzięło Cię na sentymenty, patrząc na rzeczy, które już się wydarzyły. Póki co walni się w łepetynę Marr. Wydaje mi się, że jesteśmy dużymi “dziećmi”, które z uwagi na fakt, że JESZCZE żyjemy, potrafią się bronić. Nie ty jedna widziałaś mord własnego rodu, dzieci, matki, ojca, babki, dziadka, wuja, stryja, kuzynki... Ględzisz mi tutaj o nienawiści, strachu i tym, że tak byłoby lepiej. To trochę samolubne nie uważasz? Uciekasz sobie bez słowa pod pretekstem lęku, a równie dobrze mógłbym wąchać kwiatki od spodu na długo przed Twoim łaskawym powrotem. Przynajmniej sumienie miałabyś czyste – minus jedna cegiełka do pozostałych win, prawda? - emocje brały górę nie tylko w ciele pewnej Pannicy. Ich ogrom, także w Junie był na tyle duży, by zmienić błękit oczu na czerwień, charakterystyczny kolor wampirów, nie wszystkich oczywiście, niektórych pod wpływem głodu lub... No właśnie... Uczuć.
- Tyle razy suszyłaś głowę matce, mnie zresztą też gadkami o pozostawieniu przeszłości, a teraz robisz dokładnie to samo. Serio jesteście takie same: Ty, ona i Selena na przodującym czele – trzy wielkie silne i niezależne kobiety, które wolą, aby je znienawidzić, bo a, b, c i d niżeli, zamiast przyjść i pogadać. A potem wybuchacie lamentem o tragicznej przeszłości, jakoby miałoby to zadziwić drugą stronę, szczególnie na równi z wiekiem. Do cyrku brakuje jeszcze Marcusa, daleko od Was nie odbiegał, przy czym był, chociaż łaskawy podzielić się swoimi troskami bez konieczności wydzierania ich siłą. Czego ode mnie oczekujesz? Że podejdę i Cię przytulę? Że powiem: wszystko będzie dobrze, nie martw się? A może powinienem wręcz spodziewać się kolejnego jebitnego odejścia bez choćby słowa, bo przecież nie jestem Twoim synkiem i lepiej, żebym Cię znienawidził! Tylko jedno jestem w stanie po części zrozumieć, tłamszenie w sobie rzeczy, bo momentami robiłem dokładnie to samo: ino do czasu. - oj słaba to była wymówka dla Juna.
Im dłużej mężczyzna wsłuchiwał się w wywód, tym więcej gniewu wzbierało się w jego ciele. Efektem końcowym poza zmianą koloru oczu, było również powstanie i nerwowe krążenie po gabinecie ze zwieńczeniem nalania sobie do szklanki whisky i opróżnienia jej na tak zwany raz.
- Kurwa, ból zawsze będzie taki sam, a nawet większy, gdy definiowany niewiedzą. - ostatnia puenta nie padła od razu. Wpierw Azjata musiał troszeńkę ochłonąć.
Czy przesadził? Pewnie tak.
Czy dał upust frustracji? Być może.
Czy przejmował się zbyt bolesnym rozbijaniem cegieł murów? Nie.

@Marr

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Marr

Marr
Liczba postów : 312
Powiadają, iż woda jest żywiołem górującym nad ogniem, potrafiąca stłamsić go nawet jeśli było jej wyraźnie mniej od niszczycielskiego płomienia. Jedni uznają to za prawdę, inni zaś okrzykną to kłamstwem - co rozsądniejsi rzekną: to zależy od wielu czynników. A na koniec do dyskusji włączy się Marr i rzuci na stół czwartym wariantem: fuzją obydwu zjawisk. Wpierw oczka miała szkliste, wręcz idealnie nadające się na dwa zielone lustereczka. Teraz płynnie przeszły w magmę, niby materię płynną - lecz palącą i roztapiającą wszystko na swej drodze.
- Przepraszam, mości kurwa cesarzu, że moje problemy są bliźniaczo podobne do tych z reszty naszego rozbitego, damskiego towarzystwa. Widocznie nas, relikty przeszłości, wirus ukształtował na podobieństwo konkretnej jednostki - wyrzuciła z siebie z czystą złością i mocno podniesionym głosem, zaś ostatnie zdanie wypowiedziała z ewidentnym sarkazmem. Widocznie całe ich ex-radne grono miało mocno przeoraną psychikę, z trzema konkretnymi duszami reagującymi bardzo podobnie, i dwoma zbiegami nim objawy zaczęły się ujawniać - Edme i Nun. - Silne i niezależne trio użerające się, z wzajemnością, z dwoma nieomylnymi Marcusami - dodała i oparła się dłońmi o biurko. Niewątpliwie obaj panowie uważali siebie za wzory do naśladowania i jedyne słuszne drogowskazy do interpretacji rzeczywistości. Wilczasty niemal sam pogrzebał watahę, zaś Kitajca wybranek serca musiał na nowo nauczać znajomości emocji.
Wszyscy równie pierdolnięci i dysfunkcyjni.
Wzięła kilka głębszych wdechów i zrobiła pauzę. Dała sobie kilka chwil na wyciszenie się i pozbieranie myśli. Wieńczyło to przymknięcie oczu, odchylenie głowy do góry i westchnięcie. Po wszystkim przeniosła wzrok na Juna, z kolorystyką stopniowo powracającą do zieleni.
- Co mam ci innego powiedzieć? Łgać, że jestem jednym z tych reliktów, które doskonale poradziły sobie ze stratami bliskich w odległej przeszłości - mimo posyłania sporej ich części na rzeź - w nadziei na uratowanie reszty? A może to, że lubię podramatyzować robiąc to, co ma z mojej - powtarzam, MOJEJ - perspektywy sens? - głos miała zaskakująco spokojny, zwłaszcza w porównaniu do tego przy wcześniejszej wypowiedzi. Dobrze czy źle - jeden rabin powie tak, inny powie nie - ale takie są fakty.
Punkt widzenia zależał od punktu siedzenia, a z perspektywy Marr miało sens zniechęcanie innych do siebie - co by machnęli ręką na wieść o jej śmierci. Jak by nie patrzeć jej styl życia mocno zwiększał szansę na ostatni taniec z kostuchą. Do tego, poza charakterem, w grę wchodziła pewna przypadłość - zdiagnozowana od dawna przez ludzi - ale nie przez samą Sigyn we własnym kontekście; co nawet jej przez myśl nie przeszło.
- I kim tak właściwie dla ciebie jestem, hmm? Paraliśmy się piractwem, bo to uderzało w Inkwizycję. Tworzyliśmy Radę, byle pozbierać świat Długowiecznych do kupy - relacja niby robocza, jak by nie patrzeć - wynikająca z tego jak wtedy wyglądała otaczająca ich rzeczywistość. Jak by nie patrzeć, nawet teraz początek mieli czysto techniczny. Zdawała sobie sprawę z tego, iż wisiało tutaj coś jeszcze, tylko nie potrafiła tego doprecyzować. - Jest tylko jeden moment w którym tak naprawdę usiedliśmy do czegoś innego niż tematu roboczego - i można dyskutować, na ile wynikał on z raczenia się pewnymi jabłkami; krótka chwila przyjemności zaznana swego czasu w salonie ich miejsca pracy.
- Czego oczekuję? Żebyś ten jeden raz spojrzał na to z mojej perspektywy, a nie przez pryzmat własnych doświadczeń, zwłaszcza tych świeższych ośmielę się dodać - dodała na koniec.

@Jun

Jun

Jun
Liczba postów : 1127
- Szkoda tylko, że nigdy nie uważałem się za nieomylnego, Marr. - emocje brały górę, ale może właśnie tego było potrzeba - wylania wiadra pomyj. Zgodnie ze słowami Azjata nie patrzył na siebie przez pryzmat "Boga" ani tym bardziej "Cesarza", przeciwnie - przez cały okres życia konstruktu Rady trzymał się raczej z boku i tylko robił za support, co w sumie mu odpowiadało.
Do czasu, aż wszyscy nie wypieli się do niego dupami.
- Pod tym względem daleko mi było do tego pajaca bez fiuta. I wiesz co? Nie żałuję. Powiem więcej, próbowałem Was zrozumieć - Ciebie zrozumieć. Głowiłem się, co poszło nie tak i nie potrafiłem niczego wykoncypować, aż wszystko chuj bombki strzelił. Potem było już mi to obojętne. - fuknął. - Chcesz to usłyszeć? Okej, rozumiem i co dalej? - w końcu Jun spasował i zaprzestał karmienia paszczy ognia porcjami oliwy. Zamiast tego podążył śladami wojowniczki i wziął głębszy wdech. Następnie nalał sobie kolejnego drinka, po nim nowego i tak w koło macieja, co rusz wypełniając przestrzeń pustej szklanki po tak zwanym sztachnięciu na raz.
Ten jeden raz Azjata bardzo pożałował wampirzego metabolizmu, przez który nie mógł się dobrze spić.
- Masz rację, łączyły nas tylko czysto "biznesowe" interesy. Czy to pytanie ma więc sens? - tym mocniej po kolejnych słowach. Ich echo bez większych problemów wleciało i wyleciało z uszu - gorzej z ukłuciem. Ugodzone nim serce wyraźnie zabolało - na tyle mocno, aby drobiny pokruszonego szkła rozlały się po podłodze wraz z resztkami alkoholu.
W tamtej chwili mężczyzna uciął myśl, która powoli umykała z ust.
"To w takim razie kim JA jestem dla Ciebie?"
- Jack już wie o Twoim powrocie? - zamiast niej pojawiło się pytanie - na tyle neutralne, aby już nie bawić się w cyrk na kwadratowych kołach - nie dłużej niż sięgnięcie po chusteczkę na rzecz otarcia ręki z kropel trunku.
- Jeśli nie, to zasługiwałby na wieść. Znaczy no... Tak myślę. Gdybyś natomiast chciała dowiedzieć się czegoś więcej o aktualnej sytuacji, to chyba najlepszym źródłem byłby ktoś z frakcji, może dyplomata. Fiazzo wydaje się być całkiem prawilnym egzemplarzem, w końcu brał aktywny udział w zabawach. Czasem tutaj wpada z wizytą, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem go. - dorośli ludzie - gorsi od dzieci słowo daję. Jak inaczej niż po "staremu" miałby zareagować kitajec, jeśli nie spokojem i próbą zachowania twarzy? Wewnętrzny ból nie miał znaczenia, bynajmniej nie wobec, w jego mniemaniu, jasno postawionej sprawy.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, nie zamierzam Cię oceniać. - jeno dodał dla rozwiania wszelkich wątpliwości.
- Wybacz mi moje uniesienie. Było niestosowne. - a także przeprosił kobietę.

@marr

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Marr

Marr
Liczba postów : 312
Niczym Petyr Baelish lub Lord Varys, dwie nieszkodliwe i trzymające się z boju jednostki. Pomijając inne elementy działalności, które w wypadku tych dwóch panów były dalece bardziej, kolejno destrukcyjne i destabilizujące. Człek w oku swym deski nie dostrzeże, lecz u bliźniego drzazgę już tak - czy jakoś tak. Pewnie dlatego dzisiejsza rozmowa była nieprzyjemna i diabeł dwie jak mocno naszpikowana nieporozumieniami. Ot kochana, ludzka natura.
- I nic, tylko tyle - bo co innego miała powiedzieć? Sprzeczać się dalej? Wskazywać palcami: panie, to należy rozumieć tak, tamto inaczej, a to przekręciłeś? Bezsens, zwłaszcza jeśli robić to tu i teraz, gdzie atmosferę równie dobrze można było ciąć nożem. Z resztą widać to po zachowaniu tej dwójki, walącym drinka za drinkiem Juna i Marr która przecież była zwykle równie interesująca i emocjonalna, co schnąca na ścianie szara farba.
- Nie, choć i w tym wypadku i ja nie wiedziałam, iż w ogóle przebywa jeszcze w Paryżu - ostatnimi czasy nicpoń to pojawiał się, to znikał, to znowu pojawiał i wyparowywał niczym rozlany na podłodze trunek. Na wspomnienie o Fiazzo skinęła jedynie głową, ot nie znała go - a farbki lubiły latać to w jedną, to w drugą stronę.
W manierze dyplomaty z Dalekiego Wschodu Jun może i powrócił do trybu domyślnego, lecz Marr niespecjalnie, bo jedno wyhaczyła już wcześniej, ale nie odniosła się do tego od razu. Mianowicie wszystko pomiędzy biznesem a zapytaniem o Jacka.
- Pytałeś o sens. Nic go nie ma, o ile nie nada się wypowiedzi lub zjawisku konkretnej perspektywy, tudzież zestawu zapytań pod jego rozpatrzenie. Przy czym chciałeś wtedy powiedzieć coś jeszcze - nie było żadnej subtelności, która mogłaby wtedy zamaskować kotłujące się emocje. - Więc...? - cóż mogła rzec, to miało większą wartość niż kurtuazyjny zapychacz.

@Jun

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach