Liczba postów : 1257
Najdłuższa noc w roku była świętem wampirów z samego swojego faktu istnienia. Czasami składano sobie w czasie jej trwania życzenia, czasami ubolewanie i kondolencje, wynikające z faktu, że teraz już coraz mniej czasu będzie pijawkom dane spędzać na ulicach.
Dla Tahiry i Silvana był to jednak czas zupełnie odcięty od całej społeczności, który zastał ich niespodziewanie. Polityczne przemiany, status Tahiry, to wszystko zlewało dni w miesiące piekła i gdy w końcu przyszedł ten dzień, kobieta zdała sobie sprawę, że nie dopięła przygotowań tak jak chciała. Oczywiście, nie oznaczało to, że nie była przygotowana... Po prostu, wobec STU LAT ich znajomości, bledło to co zrobiła, a cała pokiereszowana dusza wampirzycy krzyczała, że było ZA MAŁO.
To jednak co było... musiało wystarczyć.
Otworzyła mu drzwi do swojego apartamentu w tej samej sukience, w której była tego wieczoru, gdy się poznali... A przynajmniej w jej wierną replikę, bowiem po tym co przeżyli tamtego wieczoru, złezłocistej kreacji pozostały tylko okrwawione strzępy... Jej czarne włosy teraz ulizane na modłę lat 20, podobnie makijaż, krwistoczerwone usta i delikatnie tylko podkreślone oczy, teraz mniej miodowe, ciemniejsze, mroczniejsze, ale też - w co nie miał prawa wątpić - wypełnione miłością i oddaniem, w miejsce dawnego zaciekawienia i niewinnego (jak na standardy Tahiry) flirtu.
Jej mdły apartament, bezpłciowo ociekający bogactwem, okryty był ciepłą kołdrą przygaszonego światła. Jedyny jasny punkt znajdował się w saloniku, który został przearanżowany tak, aby imitował przestrzenie wagonu restauracyjnego. Miast rzędu stolików jednak znajdował się ten jeden konkretny, z właściwą zastawą, kolorem serwetek, kształtem sztućców. Obok jednego z talerzy leżało pierwsze wydanie Potwora Frankensteina przewiązany złotą wstążką. Tak zamiast winietki...
– Jesteś... – powiedziała zamiast przywitania i odsunęła się z progu by mógł wejść. Zdawała się zdziwiona tym faktem, a przecież byli umówieni, jeszcze tego dnia potwierdzali sobie, że będą.
_________________
Dla Tahiry i Silvana był to jednak czas zupełnie odcięty od całej społeczności, który zastał ich niespodziewanie. Polityczne przemiany, status Tahiry, to wszystko zlewało dni w miesiące piekła i gdy w końcu przyszedł ten dzień, kobieta zdała sobie sprawę, że nie dopięła przygotowań tak jak chciała. Oczywiście, nie oznaczało to, że nie była przygotowana... Po prostu, wobec STU LAT ich znajomości, bledło to co zrobiła, a cała pokiereszowana dusza wampirzycy krzyczała, że było ZA MAŁO.
To jednak co było... musiało wystarczyć.
Otworzyła mu drzwi do swojego apartamentu w tej samej sukience, w której była tego wieczoru, gdy się poznali... A przynajmniej w jej wierną replikę, bowiem po tym co przeżyli tamtego wieczoru, złezłocistej kreacji pozostały tylko okrwawione strzępy... Jej czarne włosy teraz ulizane na modłę lat 20, podobnie makijaż, krwistoczerwone usta i delikatnie tylko podkreślone oczy, teraz mniej miodowe, ciemniejsze, mroczniejsze, ale też - w co nie miał prawa wątpić - wypełnione miłością i oddaniem, w miejsce dawnego zaciekawienia i niewinnego (jak na standardy Tahiry) flirtu.
Jej mdły apartament, bezpłciowo ociekający bogactwem, okryty był ciepłą kołdrą przygaszonego światła. Jedyny jasny punkt znajdował się w saloniku, który został przearanżowany tak, aby imitował przestrzenie wagonu restauracyjnego. Miast rzędu stolików jednak znajdował się ten jeden konkretny, z właściwą zastawą, kolorem serwetek, kształtem sztućców. Obok jednego z talerzy leżało pierwsze wydanie Potwora Frankensteina przewiązany złotą wstążką. Tak zamiast winietki...
– Jesteś... – powiedziała zamiast przywitania i odsunęła się z progu by mógł wejść. Zdawała się zdziwiona tym faktem, a przecież byli umówieni, jeszcze tego dnia potwierdzali sobie, że będą.
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!