Louis, aka Jun, ponieważ tym imieniem raczył się już posługiwać, na miejsce nie przybył sam. Towarzyszyła mu para ludzi, kobieta oraz mężczyzna w wieku około 25 lat o typowo europejskiej urodzie, nie takich byle jakich, bo ze stosownym oznaczeniem na nadgarstkach, świadczącym o przynależności do grona pracowników Radnego.
Potencjalnie wszelkie procedury na poczet zachowania bezpieczeństwa nie powinny napotkać trudności: zarówno wampir, jak i ludzie nie mieli przy sobie broni palnej, oręża białego bądź niebezpiecznych substancji: co najwyżej mały poczęstunek w postaci kawki oraz paczki pączków zakupionych w umiłowanej cukierni pod skrzydłem nieobecnego Jacusia dla osłodzenia goryczy przyszłych rozmów, którymi wkrótce miały nasączyć się ściany rezydencji.
Temat tych debat nie był wielką tajemnicą chwały - od początku było mówione, że celem wizyty Juna będzie dyskusja o Marcusie, tego, jak radzi sobie ród bez jego osoby oraz czy w czasie nieobecności zaginionego, wydarzyło się coś, co mogłoby wzbogacić zasób wiedzy zarówno Wijsheid jak i samej Rady. Prócz tego Louis miał w kieszeni własny cel, mianowicie potwierdzenie kilku faktów, które z niewyjaśnionych przyczyn nie łączyły się z pozostałymi. Aby jednak je potwierdzić i odpowiednio powiązać, musiał posmakować wiedzy u samego źródła - rodu Marcusa.
Czas oczekiwania na przybycie reprezentanta lub reprezentantów nie odbiegał od rutyny: po wymianie uprzejmości z ludźmi, odwieszeniu garderoby na wieszaki, wampir oraz jego pracownicy udali się pod okiem "tutejszych" do pokoju gościnnego: salonu. Tam drogi Radnego niejako rozeszły się z familiantami, których raczył oddelegować do kuchni na rzecz "odstawienia" słodkiego poczęstunku, w ten sposób zostając w salonie sam.
_________________
Who's gonna punish me? Oh believe in me...