Liczba postów : 1122
First topic message reminder :
Domena Wijsheid - to nie tak, że jej mieszkańcy (ludzcy oraz nadnaturalni) nie zostali poinformowani o przybyciu Radnego, przeciwnie: wieść tą szanowny "skośny" puścił dwa dni wcześniej, czyli 6 kwietnia, a potem dnia następnego: 7 kwietnia na wypadek, gdyby coś miało ulec zmianie, lub komuś rzeczony termin spotkania jednak by nie odpowiadał. Brak wiadomości zwrotnej świadczył o akceptacji przyjazdu, toteż ten odbył się ustalonego dnia, 8 kwietnia o ustalonej wieczornej godzinie.
Louis, aka Jun, ponieważ tym imieniem raczył się już posługiwać, na miejsce nie przybył sam. Towarzyszyła mu para ludzi, kobieta oraz mężczyzna w wieku około 25 lat o typowo europejskiej urodzie, nie takich byle jakich, bo ze stosownym oznaczeniem na nadgarstkach, świadczącym o przynależności do grona pracowników Radnego.
Potencjalnie wszelkie procedury na poczet zachowania bezpieczeństwa nie powinny napotkać trudności: zarówno wampir, jak i ludzie nie mieli przy sobie broni palnej, oręża białego bądź niebezpiecznych substancji: co najwyżej mały poczęstunek w postaci kawki oraz paczki pączków zakupionych w umiłowanej cukierni pod skrzydłem nieobecnego Jacusia dla osłodzenia goryczy przyszłych rozmów, którymi wkrótce miały nasączyć się ściany rezydencji.
Temat tych debat nie był wielką tajemnicą chwały - od początku było mówione, że celem wizyty Juna będzie dyskusja o Marcusie, tego, jak radzi sobie ród bez jego osoby oraz czy w czasie nieobecności zaginionego, wydarzyło się coś, co mogłoby wzbogacić zasób wiedzy zarówno Wijsheid jak i samej Rady. Prócz tego Louis miał w kieszeni własny cel, mianowicie potwierdzenie kilku faktów, które z niewyjaśnionych przyczyn nie łączyły się z pozostałymi. Aby jednak je potwierdzić i odpowiednio powiązać, musiał posmakować wiedzy u samego źródła - rodu Marcusa.
Czas oczekiwania na przybycie reprezentanta lub reprezentantów nie odbiegał od rutyny: po wymianie uprzejmości z ludźmi, odwieszeniu garderoby na wieszaki, wampir oraz jego pracownicy udali się pod okiem "tutejszych" do pokoju gościnnego: salonu. Tam drogi Radnego niejako rozeszły się z familiantami, których raczył oddelegować do kuchni na rzecz "odstawienia" słodkiego poczęstunku, w ten sposób zostając w salonie sam.
_________________
Domena Wijsheid - to nie tak, że jej mieszkańcy (ludzcy oraz nadnaturalni) nie zostali poinformowani o przybyciu Radnego, przeciwnie: wieść tą szanowny "skośny" puścił dwa dni wcześniej, czyli 6 kwietnia, a potem dnia następnego: 7 kwietnia na wypadek, gdyby coś miało ulec zmianie, lub komuś rzeczony termin spotkania jednak by nie odpowiadał. Brak wiadomości zwrotnej świadczył o akceptacji przyjazdu, toteż ten odbył się ustalonego dnia, 8 kwietnia o ustalonej wieczornej godzinie.
Louis, aka Jun, ponieważ tym imieniem raczył się już posługiwać, na miejsce nie przybył sam. Towarzyszyła mu para ludzi, kobieta oraz mężczyzna w wieku około 25 lat o typowo europejskiej urodzie, nie takich byle jakich, bo ze stosownym oznaczeniem na nadgarstkach, świadczącym o przynależności do grona pracowników Radnego.
Potencjalnie wszelkie procedury na poczet zachowania bezpieczeństwa nie powinny napotkać trudności: zarówno wampir, jak i ludzie nie mieli przy sobie broni palnej, oręża białego bądź niebezpiecznych substancji: co najwyżej mały poczęstunek w postaci kawki oraz paczki pączków zakupionych w umiłowanej cukierni pod skrzydłem nieobecnego Jacusia dla osłodzenia goryczy przyszłych rozmów, którymi wkrótce miały nasączyć się ściany rezydencji.
Temat tych debat nie był wielką tajemnicą chwały - od początku było mówione, że celem wizyty Juna będzie dyskusja o Marcusie, tego, jak radzi sobie ród bez jego osoby oraz czy w czasie nieobecności zaginionego, wydarzyło się coś, co mogłoby wzbogacić zasób wiedzy zarówno Wijsheid jak i samej Rady. Prócz tego Louis miał w kieszeni własny cel, mianowicie potwierdzenie kilku faktów, które z niewyjaśnionych przyczyn nie łączyły się z pozostałymi. Aby jednak je potwierdzić i odpowiednio powiązać, musiał posmakować wiedzy u samego źródła - rodu Marcusa.
Czas oczekiwania na przybycie reprezentanta lub reprezentantów nie odbiegał od rutyny: po wymianie uprzejmości z ludźmi, odwieszeniu garderoby na wieszaki, wampir oraz jego pracownicy udali się pod okiem "tutejszych" do pokoju gościnnego: salonu. Tam drogi Radnego niejako rozeszły się z familiantami, których raczył oddelegować do kuchni na rzecz "odstawienia" słodkiego poczęstunku, w ten sposób zostając w salonie sam.
_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!