Cuddle Puddle

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Były dziesiątki opcji do dostania się do mieszkania Elisabeth. Wystarczyło odciąć alarm, zrobić kamerom freeze'a i w zasadzie hulaj dusza piekła nie ma. Okno: wybić, usunąć metodą "na remont", posłużyć się drucikiem o ile jest uchylone. Drzwi, najlepiej na Balcerka, sprawdzić czy nie zapomniała zamknąć lub wejść do środka dzięki wytrychowi. Tudzież, jak zrobiła Marr, użyć klucza, gdyż ten miała w swoim posiadaniu. W końcu komu innemu go powierzyć, jak nie własnej pierworodnej?
Godzina? Wczesna, ledwie koło 23, więc rolety były w pełni odsłonięte i dawały całkiem niezły widok na miasto. Dalej, lodóweczka - tak jak mogła się tego spodziewać - pełna niczym znajdujący się relatywnie blisko baryk. Dlatego skorzystała z okazji i dokonała najazdu, racząc się wykwintnym... kakałkiem oraz przekąską, kinder bueno. Alkohol był przereklamowany, a czekoladą należało się delektować; bo co będzie jeśli zabraknie firmy produkującej akurat tę?
Usadziła swój kuperek na kanapie i od niechcenia zabrała się za odhaczanie formalności na laptopie. Ochota na to ujemna, jednak odkładając to na później - zaległości zaczną się mnożyć, a telefon grzmieć jak gdyby sam szef skarbówki wzywał na przesłuchanie - więc nie warto.
Tylko jedno zasadnicze pytanie, dlaczego tu a nie w siedzibie rady lub własnych czterech kątach?
Na to nie potrafiła odpowiedzieć.
Zwyczajnie poczuła potrzebę urwania się z tych oficjalniejszych czterech ścian i zaszycia w nieco bardziej, z braku lepszego słowa ujmijmy to tak, cieplejszych. Młodzież rozrabiała, Rada rozrabiała i gdyby Marr miała odpowiedzieć na pytanie - ale o co chodzi - to ni cholery nie wskaże nawet punktu zaczepienia, i zapewne coś jak zwykle czaiło się za rogiem byle zepsuć im dzień. Pesymizm? Owszem. Przynajmniej teraz, gdy rutyna jest bardziej uciążliwa niż zwykle, a ona sama nawet nie jest w stanie  wskazać przyczyny.
A może chodziło o coś zupełnie innego?

@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Ostatnie kilka dni były dla wampirzycy wyczerpujące i to już nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Cała ta rozmowa z Louisem, obudzenie jego brata, rozmowa z Marcusem i próba ogarnięcia zaległości, jakie miała wyssało ją z energii. Gabinet wydawał się danej nocy czymś, co wolała wyjątkowo uniknąć. Odpowiednie rzeczy przygotowała dla swoich familiantów, rozdysponowała kolejne zadania zastrzegając, aby nie forsowali się i spokojnie brali czas na odpoczynek. Ona sama również tego potrzebowała, ale największy ciężar odpowiedzialności ciążył właśnie na niej. Mimo wszystko wzięła jakąś tekę z dokumentami, laptop i pojechała do własnego apartamentu.
Wylądowała w nim około północy, a widok jaki tam zastała był dla niej nie lada zaskoczeniem. Totalnie nie spodziewała się córki u siebie w apartamencie, choć prawdą było, iż ta posiadała do niej klucze. Powoli odstawiła swoją torbę na szafkę wraz z dokumentami i zdjęła swój szary płaszcz. Przerzuciła go przez oparcie fotela i podeszła do wampirzycy.
- Marr... - zaczęła i zaraz właściwie urwała. W sumie nie miały okazji porozmawiać na temat tego, co działo się na początku stycznia, a minęły już dwa szalone miesiące. Tak, szalone jak dla starszej wampirzycy. Działo się wiele i czułą się tym już straszliwie przytłoczona. nie byłą również pewna jak bardzo zła była na nią jej własna córka i jak bardzo ją zraniła. Domyślała się, że mocno i tego się obawiała. Nie było to nigdy przecież jej intencją, wręcz przeciwnie.
Blondynka przykucnęła przy nogach swej pierworodnej zabierając na chwilę laptopa i odkładając na bok. Były w domu, same...bez oficjalnych spraw wokół. Chyba był czas aby być zwyczajną rodziną chociaż przez chwilę. Ujęła następnie dłonie swej ukochanej córki w swoje drobne łapki i spojrzała w jej oczy. Milczała jednak. Nic nie mówiła. Zwyczajnie czekała na jej reakcję jakąkolwiek i była gotowa nawet na pełną złość z jej strony. Teraz liczyła się tylko i wyłącznie jej córka, której była winna właściwie najwięcej.

@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Mówiąc wprost Marr nie chciała odbywać tej rozmowy, trudna dla Liska oraz miała wrażenie, iż i dla niej nie będzie to lekka przeprawa. Dlatego unikała matki tak mocno jak tylko się dało, a wymówek zawsze było dostatek. Nawet nie chodziło o micromanagement na miejscu, a zwyczajną delegację poza Francję. Akurat posadka Radnego, niezależnie od roli, zapewniała takich rzeczy na pęczki - zwłaszcza po wysłaniu któregoś z bardziej zaufanych podkomendnych na przymusowy urlop lub wyręczenie Ducha przebywającego na L4. Dziwnym trafem nadstawianie karku nie było taką złą wizją, w porównaniu z rozmową o poronieniu matki...
Gdy Elisabeth wróciła do mieszkania, Marr nie odrywała wzroku od laptopa i robiła swoje. Jeszcze jedna wytyczna, jeszcze jeden raport, jeszcze tylko jedna odpowiedź na krytycznego dla funkcjonowania Długowiecznych maila, jeszcze tylko...
Nic z tego, laptop został odłożony na bok.
Milczała podczas czynności wykonywanych przez matkę, jedynie się w nią wpatrując. Samo spojrzenie nie było ani wesołe ani smutne, brakowało w nim też oskarżycielskiego tonu lub odpowiednika towarzyszącego ułożeniem łapek w piramidkę; lub pogładzenia ostrza jak to miała sama w zwyczaju. Prawdę powiedziawszy nadal rozważała to, co w ogóle powinna powiedzieć. Dlatego, by kupić sobie więcej czasu, wpierw wysunęła łapki z liskowego uchwytu, by następnie samej ułożyć się na podłodze oraz ułożyć łepek na udach blondynki.
- Może zaczniesz od samego początku...? - doskonale wiesz czego; i dlatego nie wypowiedziała tego. Choć oczywiste, tak zapewne byłoby jeszcze bardziej kłujące, gdy sprecyzowane głośno i wyraźnie. Jednocześnie pogładziła delikatnie policzek Elisabeth własną dłonią.

@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Wiadome było, że ten temat ich nie ominie. Za dużo się wydarzyło i choć mogłyby się jeszcze wzajemnie unikać przez jakiś czas, no to jednak nie wieczność. Zwłaszcza, iż ich współpraca była jednak dość bliska w aktualnych czasach. Kiedyś było inaczej, bo każda podążała własną drogą. teraz jednak obie Radne w jednym mieście, przesiadujące często w jednym budynku.
Blondynka nieco sama się przy okazji poprawiła opierając plecy o kanapę i przesuwając nogi, aby nieco wygodniej były ułożone. Delikatnie zaczęła gładzić włosy swojej córki cichutko wzdychając gdy padło, aby zaczęła od początku. Spojrzała w oczy Marr z czułością.
- Wybacz mi kochanie. Nie chciałam ogólnie tego mówić z kilku powodów. Jedno to to, abyś nie musiała oglądać mojego cierpienia, byś sama nie cierpiała i... byś nie znała powodu dlaczego tak się stało. - Zamilkła na chwilkę przygryzając dolną wargę w geście zastanowienia, jak rozpocząć to wszystko. W teorii najłatwiej byłoby pokazać wspomnienia, jednak obawiała się, że mogłyby być zbyt bolesne dla jej pierworodnej. Opowieścią przez własne słowa mogłaby nieco załagodzić cały wygląd sytuacji. Jednak czy tak tez powinno być, aby dalej wszystko ukrywać? Miała straszliwy dylemat co do tego, jak właściwie to wszystko przedstawić. Nie chciała bardziej ranić swojej ukochanej córki, jednak obawiała się, że nie ważne jak to przedstawi, to i tak będzie cierpieć. Przez cały ten czas nie przestawała gładzić włosów Marr.
- Sigyn... Jeżeli bym miała zacząć od początku, to musiałabym się cofnąć do momentu Twoich narodzin. Pytanie... czy jesteś gotowa na to? I czy chcesz to usłyszeć z moich ust, gdzie nie gwarantuję, że... Mimowolnie mogę przekształcać obraz na korzyść twojego ojca, czy chcesz zobaczyć to, co się działo moimi oczami pijąc moją krew? - zapytała córki dając jej wybór w tej kwestii i uświadamiając, iż może różnie to wyglądać. -  Proszę cię jednak od razu, abyś mi wybaczyła skrywanie tego i pamiętała, iż na prawdę kochałam twojego ojca - zastrzegła od razu. Owszem, dla wielu mogłoby się wydawać, iż to było zwykłe uzależnienie od niego. Może i faktycznie tak było, ale wciąż od tego wszystkiego bolało, zwłaszcza iż zaledwie dwa dni wcześniej przeżywała to na nowo ukazując to dla Louisa, aby zrozumiał jej zachowanie i dylematy.

@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Jednym z największych bullshittów wymyślonych przez ludzi, praktykowanych przez Długowiecznych, było wszystko zaczynające się od formułki typu: wybacz, nie chciałam xyz dla twojego dobra. Od kiedy insynuacje i ukrywanie ważnej dla relacji informacji było dobre i mogło zakończyć się, już nawet nie mówmy o pozytywizmie bo to z definicji odpada, neutralnie? Szanse mierne, a im więcej czasu upływało tym mogło być tylko gorzej. To samo z siebie tworzyło węzeł gordyjski i na pewnym etapie zamiast bardziej komplikować splot, jedynie podmieniało materiał na coraz twardszy, który w końcu uniemożliwiłby jego przecięcie.
- Więc dlatego męczyłaś się z tym przez nawet nie wiem ile lat, żeby w końcu nie wytrzymać i wyskoczyć z tym przy innych, bardziej obcych - skwitowała krótko, i jak to miała w zwyczaju, bez posłodzenia. Jakkolwiek nie byłoby to bolesne,konsekwencje zwlekania będą tylko solą na rany, i Marr jest tą która ją właśnie zastosowała. Z jej perspektywy to był wybór porównywalny do: upierasz się przy obronie danego punktu i tracisz całą dywizję lub wycofujesz i w skutek tego ginie tylko jej część. Dylemat mniejszego zła, gdzie w perspektywie strategicznej sam punkt nie miał znaczenia. Co najwyżej mógł chwilowo podkopać prestiż dowodzącego, co mógłby przyćmić skutecznym manewrem podczas tej samej kampanii.
- Nie chcę żadnych ładnych słówek mających maskować popierdoloną rzeczywistość. Żadnych niedopowiedzeń, wodzenia za nos, ukrywania istotnych informacji oraz detali - odparła bez namysłu. Czarować, z lub bez umiejętności rodowej, to mogła innych dla celów biznesowych i politycznych. Córa w bagno obłudy wpadać nie zamierzała. - Krew - dodała. W końcu dlaczego miałaby chcieć czegoś innego niż prawdy; i jak niby miałaby przygotować się na nią, jeśli chcieć to odroczyć? To równie abstrakcyjny koncept co przygotowania do walki w kosmosie z innymi istotami - za dużo scenariuszy by dało się rozpisać i spamiętać strategię na każdy z nich.
Czekała więc, aż poda jej dłoń, by móc się w nią wbić i odczytać całość. Powtórzy raz jeszcze, całość.

@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
każde słowo córki było niczym dodawanie kolejnej szczypty soli na obolałe serce, na którym znajdowała się otwarta na nowo rana. Rozumiała jednak ją i nie była zła na to, iż takie a nie inne słowa padły z jej ust. Elisabeth sama sobie była temu wszystkiemu winna i w pełni rozumiała pretensje córki wobec tego, co się wydarzyło. Faktycznie w końcu nie wytrzymała i to, co zrobiła przy innych nie powinno było mieć miejsca. Wtedy jednak była emocjonalnie na granicy, a słowa Val nacisnęły tą nieszczęsną strunę, która zwyczajnie w końcu puściła gdyż była już zbyt mocno napięta, strzeliła im wszystkim w pyszczki robiąc demage na każdej z obecnych, choć ze względu na bliskość Marr, ona oberwała na pewno najsilniej.
Skinęła delikatnie głowa na wybór córki. To nie tak, że robiłaby to z pełną premedytacją. Znała po prostu siebie i wiedziała jakby to wyglądało, gdyby zaczęła opowiadać to wszystko swoimi słowami. odruch obronny i ochronny sam się uruchamiał wobec córki czy tego chciała czy nie. Podała więc swoją rękę dla Sigyn, a wręcz podstawiła pod pyszczek, by ta mogła wbić kły w jej skórę i dowiedzieć się tego, co chciała.
Przed oczami Marr pojawiło się jak zakonnice uczyły ją pokory biczem. Jak wbijały jej do głowy to, jak powinna zachowywać się dama, nieokazywania emocji, słuchanie męża, dbanie o jego dobro, czytania, pisania i wielu innych typowo dworskich manier damy tzw. uświęconej, jak to twierdziły. Wiedziała, kim był jej ojciec, ale nikomu o tym za ludzkich czasów nie mówiła. Wystarczyło jej, że żyła i miała co potrzebne do życia bez płaszczenia się w rynsztokach.
Kolejnym wspomnieniem był moment poznania Ragnara, który wtedy przedstawił się jako Michael. To, jak rozmawiali, jak ją oczarował swym zachowaniem udając kupca i to, jak wzięli ślub, by ostatecznie tej nocy dopiero wyjawić kim jest na prawdę i przemienić ją dla Nocy. Kobieta była zakochana w nim po uszy i choć była w szoku, to nie miała do niego żalu. Chciała przy nim być przez wieczność, w końcu po to złożyli sobie śluby.
Kolejny moment, jaki ukazał się dla młodszej wmpirzycy było tuż po porodzie, gdy jedna z familiantek odebrała spiące dziecię z dłoni Lisicy. ragnar kazał jej wyjść i pokazać dziecię rodzinie, a sam miał zamiar chwilę spędzić czas ze swoją małżonką. Nie było to jednak nic przyjemnego. Elisabeth była zmęczona po długim porodzie, a on zaczął ej wytykać, że zawiodła, bo pierwszym potomkiem powinien być syn, że nie tego spodziewał się po królewskiej krwi. Wampirzyca nigdy mu nie wspominała o swym pochodzeniu i choć mogłoby się wydawać, że odczytał on to z jej osocza, to też by się mylił. Wyjawił wtedy, że przez lata ją obserwował i od początku wiedział czyją córką jest, zwykłym bękartem z królewskiej krwi. To czego nie pokazała dla Louisa, ale zaś dla swojej córki to moment, gdy dusząc jej wręcz wysyczał, że jest słabym ogniwem. Po tym puścił ją i wyszedł.
Kolejne elementy historii ukazywały to, jak wielokrotnie próbowała przypodobać się mu, aby do niej wrócił, chciał z nią być. Wciąż go kochała i bolało ją za każdym razem, gdy specjalnie organizował orgie tylko po to, aby zadać jej kolejny cios prosto w serce. Przyjmowała na siebie każdy cios trwając z uśmiechem i chroniąc córką jak tylko mogła i okazując jak najwięcej miłości dla pierworodnej. Ragnar nigdy więcej nie spędził nocy z Elisabeth.
Ogólne odczucia samej wampirzycy były znane, iż czułą się powyżej tego, co ojciec by sobie o niej myślał, a jednak dała się owinąć wokół palca dla wampira pozostając właściwie kim? Ah, tak... Choć znana była informacja, ze wyjechała aby zająć się kupiectwem, to tak na prawdę została odesłana, bo jej mąż nie chciał jej widzieć już na oczy. Wciąż jednak swoimi działaniami próbowała zaskarbić sobie jego uwagę. Dbała o fundusze rodowe na odległość, o ich funkcjonowanie, transport i tym podobne sprawy. Choć i to nie dawało odpowiedniego efektu. Właściwie do momentu jego śmierci nigdy więcej się nie widzieli, a sama wampirzyca z nikim się nie spotykała, nawet nie śmiała tego zrobić. Poza tym, nawet nie odczuwała takowej potrzeby.
Spotkanie Louisa i jego brata Ryuu było czymś, co wzbudziło w niej pragnienie bliskości. To, jak o nią dbali. Ta ich delikatność, fascynacja, to jak ją podziwiali. Louis wzbudził w niej to coś, co spowodowało, że go pragnęła. Ich rozmowy, herbatki, spotkania w Paryżu czy też w Anglii. Oczywiście oszczędziła pokazania córce tego, jak się kochali, bo przecież nie w tym rzecz. Pokazała jednak moment, kiedy się zorientowała, że jest w ciąży i to, jak rozmawiała z Louisem, który obiecał ją w tej kwestii wspierać i pomóc wychować potomka wraz z nią, jak zapewniał, ze nie będzie sama.
Przyszedł jednak kryzys. Kobiety, a zwłaszcza akuszerki, miały to swoją wiedzę rozpoznania płci dziecka bez robienia usg, którego wtedy przecież nie było. Zaczął się ich zachwyt, że będzie dziewczynka, a Lisica wpadła w panikę. We własnych komnatach panikowała, ze znów zawiodła, bała się reakcjo Louisa bo mimo wszystko nie wiedziała, czy chciał mieć syna czy było mu to obojętne. Dodatkowo zaczęła czuć, że zdradziła Ragnara, choć przecież ten już nie żył więc nie była uwiązana niczym wobec niego. Stres, w jaki wpadła, to zamknięte koło, doprowadziło do poronienia i jeszcze większego cierpienia. Poinformowała oczywiście Louisa o nieszczęściu, choć nie chciała wyjawiać powodów ani o tym rozmawiać. Ich romans się zakończył choć nie odcięła się od niego. Wpadła znów w tryb zadaniowy.
Ostatnią wizją była rozmowa z Louisem sprzed trzech dni, gdy w końcu mieli rozmowę na ten temat i sobie tą kwestię wyjaśnili. Wizje zakończyły się, a Marr mogła poczuć, jak skapują na nią pojedyncze łzy, które spływał z policzków pochylonej nad nią matki.

@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
O Ragnarze mogła powiedzieć dwie rzeczy. Z perspektywy politycznej był zajadłym graczem, którego w zasadzie jedynym większym poślizgiem było wymsknięcie się pewnych dwóch gałęzi klanu spod własnej despotycznej kontroli. Regionalnie dominował w zasadzie od początku swych rządów aż do śmierci, zaś inne rodziny musiały się z nim liczyć. Z kolei jaki mąż i ojciec był zwykłym skurwysynem, o czym Marr przekonała się nie raz na własnej skórze. Co z tego, że nie miała kutasa - nawet jeśli robiła lepiej to czego oczekiwałby od pierworodnego syna - nigdy nie mogła go zadowolić. Z kolei gdy w końcu dorobił się takowych, z innych żon, to na swój osobliwy sposób skakał z radości gdy ci wyrabiali połowę jej normy. Kwestia mariażu zaś, odpuścił dopiero gdy kolejnego kandydata odesłała mu w kawałkach; tak zapakowanego iż regeneracja nie mogła zadziałać. Czy ją uderzył? Nie raz, jednak za którymś razem otrzymał uderzenie zwrotne. Drobna uwaga, różnica wieku między Marr i Ragnarem była względnie niewielka; więc to odczuł i to dosadnie. Tak, to był początek pięknej awantury, jednej z wielu...
- Twoje małżeństwo z tym sukinsynem zostało unieważnione w chwili, gdy cię odesłał - podsumowała krótko i na głos, nazywając rzeczy po imieniu. Nie dało się zjeść ciastka i mieć ciastka; a kulturowo mariaże wikingów opierały się na wartościach którymi wobec Lisicy się nie kierował. Dziw, że ta nie wzięła formalnego rozwodu, czego nikt w otoczeniu nie miałby za złe; nie stały za nim żadne polityczne sojusze.
Z kolei to, iż w końcu Elisabeth postanowiła poszukać szczęścia w objęciach innego, jak w ogóle miałaby mieć jej to za złe? Była wolną kobietą, zamężną tylko w teorii; w praktyce wdową jeszcze za życia ojca. Poronienie zaś, a raczej jego powód, tutaj aż zacisnęła pięści.
- Jego szczęście, że jest martwy - nie, nie uderzyłaby go. Wpierw przyjebałaby mu tak mocno, jak tylko byłaby w stanie i jeszcze doprawiła krwawym orłem. Nie dla wpojenia rozumu, lecz za karę - za długą listę grzechów. Owszem, przemawiały przez nią emocje, jednak taka przecież domena Berserkerów; nie wszystkich aktywowały używki. Z kolei czy urżnęłaby mu łeb? Nie. Ojcobójstwo to trochę za wysoka kara; lepiej byłoby pokąsać dłużej i ostatecznie dotkliwiej. Teraz jednak nie miało to znaczenia, stali przed obliczem skutków.
Gdy mama szlochała, ona podniosła się i sięgnęła po kołderkę. Następnie zgarnęła ją w objęcia i opatuliła, tak samo jak i siebie, cieplutkim materiałem.
- Nie płacz bo w niczym nie zawiniłaś, i patrząc na to przez pryzmat tamtych lat, nie miałaś na to wpływu. Poronienie nie dyskredytuje cię w żadnym stopniu jako kobiety i matki - powiedziała cichutko i ucałowała Liska w czółko, delikatnie przy tym pogłaskując...

@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Nie oszukujmy się, gdy brała ślub z Ragnarem nie wiedziała jeszcze tak na prawdę w co weszła. Wszystko zostało ujawnione dopiero po owych zaślubinach, które wzięte zostały na styl duński. Ot coś w stylu wypożyczenia kobiety. Może i faktycznie odesłanie świadczyło o zerwaniu małżeństwa, jednak wampirzyca oddała mu nie tylko swe ciało, ale również serce i duszę. Kochała go, dała mu się bezgranicznie omotać, za co płaciła po dziś dzień. Nigdy nie myślała o rozwodzie i poniekąd wewnętrznie nie przyjmowała do siebie faktu, iż właśnie on poniekąd tego dokonał oddalając ją od siebie.
- Ja... Nie chciałam nigdy tego do siebie przyjąć. Niby jestem świadoma tego, co mi uczynił ale... twoja matka należy do tych istot, które się zatraciły w tym, w czym nie powinny - westchnęła cicho.
Właściwie formalnie, w momencie gdy spiknęła się z Louisem, to Lisica byłą już wdową. Więc z czystym sumieniem mogła pozwolić sobie na to, aby szukać pocieszenia w ramionach innego mężczyzny, a zwłaszcza takiego, który ją szanował. Problem jednak polegał na tym, iż jej umysł był zbyt spaczony przez jej martwego już wtedy małżonka, aby móc wybrnąć z tego bagna, w którym się znalazła.
Kobieta pochwyciła pięści swej córki zaczynając gładzić jej dłonie. Choć Louis już rozumiał, to wampirzyca wciąż nie umiała sama sobie wybaczyć tego, co się stało. Ból przy tym był ogromy.
- Czasu już nie cofnę... A i teraz... Choć powoli dociera do mnie to wszystko... Nie wiem co bym zrobiła nadal, gdybym zaszła w ciążę... - przyznała, choć z ogromnym bólem widocznym w jej ciemnych tęczówkach. Przytuliła się mocno do swej córki. Teraz to ona wyglądała na to nieszczęsne dziecko, które potrzebowało troski innych. łzy płynęły mimowolnie, drugi raz w ciągu ostatnich kilku dni po latach, gdzie nie okazywała tego typ emocji.
- Skrywałam to wszystko bo się bałam i nie chciałam, abyś odczuwała moje wewnętrzne cierpienie. Chciałam dla ciebie na prawdę jak najlepiej. Wiem, że nigdy tego nie odpłacę. Proszę, wybacz mi moją głupotę. Ja... Ja nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ostatnimi czasy... Jestem zwyczajnym wrakiem, który nie wie, czy jeszcze jest w stanie na cokolwiek. Nigdy nie chciałam, abyś szła tą samą uczuciową drogą co ja, abyś nie była w stanie wyrażać emocji jak ja. AByś nie cierpiała tak jak ja, a zarazem mam świadomość, że nie byłam dla ciebie odpowiednim wsparciem - przymknęła swe oczy obejmując mocno własną córkę. Odnosiła wrażenie, że jednak zawaliła będąc matką, bo nie ochroniła własnej córki tak jak powinna.

@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Cną istotę poznaje się nie po tym jak zaczyna - pierwsze wrażenie można spartolić równie łatwo co prawić - lecz kończy. Wszakże wady, te dobitne i najmniej przyjemne w odczuwaniu na własnej skórze, z czasem zawsze wyjdą. Na dobrą sprawę jedyne co można o Ragnarze powiedzieć to fakt, iż gdyby był jakimś bardziej zachodnioeuropejskim-katolickim lub islamskim władcą-wampirem, Elisabeth miałaby - lekko mówiąc - przesrane. Długowieczni przecież zazwyczaj mocno odzwierciedlali kulturę ludzi, w której się wychowywali.
- Jesteś uparta jak osioł, co jest akurat cechą rodzinną. Może i przez to pewne rzeczy łapiemy wolniej, lecz nadal w końcu je pojmujemy. W twoim wypadku to zatracenie kończy się tu i teraz - stwierdziła za Elisabeth i niechaj nawet mateczka nie raczy negocjować; do tego pola tutaj nie było. Broń boże Marr nie kazała zapominać jej o Ragnarze, jednak należało oddzielać osiągnięcia jednostki od tego co prezentowała prywatnie; a tutaj kontrasty są wielkie i nie jest to odosobniony w historii przypadek. Rzadko kiedy dało się pogodzić wielkość z sympatycznym usposobieniem.
- Urodziła ślicznego bobasa, na tyle na ile można tak o tych małych kreaturkach powiedzieć - tutaj Marr wzdrygła się teatralnie. Dla niej noworodki to małe paskudy; brzydkie, płaczliwe i srające pod siebie. Niby też taka była ale... z tego się wyrasta. Na szczęście. - I wychowała najlepiej jak umiała, a ze masz w tym już nieco wprawy... - Szczerze? Pierwsze zawsze będzie wychowane niewzorowo, to bardziej króliczek doświadczalny. Z kolei dawniej standard był inny i nie am co przekładać wczesnego/środkowego średniowiecza na czasy obecne. To nie miało racji bytu; nawet gdyby rozstrzał epok był mniejszy.
Marr, poczciwa okazyjnie istota, przez cały czas delikatnie pogłaskiwała mateczkę i nie wypuszczała spod kołderki, a co dopiero własnych objęć. Każdy od czasu do czasu - nawet jeśli miałoby to być raz na tysiąc lat - potrzebował odrobiny czułości. Tak już ci ludzie - i rasy pochodne - działały.
- I tak byłabym wojowniczką, a w tym kontekście ojcowski wzorzec był dobry - pomijając oczekiwania i brak wacława, wyszkolił ją do wszelakich zdań bardzo dobrze; bo dziadzieć jako polityk zaczął dopiero w nowożytności, czyli na kilkadziesiąt lat przed śmiercią. - Co z definicji oznacza zerową ekspresję sporej gamy emocji dla świata: swoim gdyż nie mogą wyczuć w tobie zawahania, zaś przeciwnicy obawy i strachu. Bez urazy ale twoja kupiecka natura byłaby niewystarczająca, lecz zanim zrozumiesz mnie źle to wiedz, iż ci zbrojni musieli otrzymywać skądś finansowanie - odparła, widząc świat i własne grono z podziałem na role. Jedni walczyli, inni zarabiali hajs na to i inne niezbędne wydatki, kolejni politykowali by coś z tej inwestycji złota i krwi mieć; a jeszcze potrzebne było funkcjonujące za tą kurtyną społeczeństwo.

@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Fakt, ze wtedy zapewne byłoby jeszcze mniej przyjemnie. Chociaż.. Właściwie ciężko stwierdzić jak byłoby ostatecznie. W końcu inne wychowanie, inna kultura potrafią niezwykle mocno namieszać. Nie ma co jednak gdybać już w tej kwestii. Stało się jak się stało, czasu nikt nie cofnie, tak samo jak nie wymaże się tego z ich własnych kart historii.
- Coś w tym jest, że upartość osła jest u nas rodzinna, po kimś to masz - mimowolnie się uśmiechnęła, choć czy faktycznie dało się to zatracenie ot tak zakończyć tu i teraz, w danej chwili? Osobiście w to wątpiła, w końcu to było wiele setek lat takowego zatracenia. Delikatnie odwróciła głowę spoglądając gdzieś w dal z nieco bardziej ponurym wyrazem twarzy. Może i nie miała zapomnieć o swoim byłym mężu, ale odcięcie się od przeszłości i pozwolenie sobie na całkiem nowe życie, bez rozpamiętywania tamtych czasów było niezwykle trudne. Nie była pewna, czy potrafiła w ogóle tego dokonać.
Powróciła wzrokiem do swej córki i położyła obie dłonie na jej twarzy patrząc wprost w jej oczka.
- Och moje dziecko drogie... Też byłaś przeuroczym szkrabem. Nie wiem jednak, czy nadaję się jeszcze na matkę takiego maleństwa, poza tym... Wątpię bym w ogóle zaszła w ciążę. - odparła już nieco spokojniej. Objęła córkę tuląc się do niej i opierając swą głowę o jej ramię. Przyjemnie tak wspólnie było siedzieć pod wspomnianą kołderką, która dodawała tego charakterystycznego ciepełka. Westchnęła cichutko zastanawiając się nad tym wszystkim.
- Kochanie... Może i tak, ale mam wrażenie, że sama również za mocno zamknęłaś się w swojej zbroi. Twój ojciec był znacznie bardziej otwarty. Może niekiedy do przesady, ale nawet on potrafił okazywać swe emocje, jak i wielu innych wojowników, z którymi miałaś doświadczenie. Brak okazywania emocji na mnie odbił się bolesną czkawką i wrzodami żołądka... - oczywiście tak w przenośni, ale nadal mocno odczuła to, jak radziła sobie aktualnie po tych wszystkich latach za kurtyną spokoju i delikatnego uśmiechu, wzmocnioną pracą i finansami nadnaturalnych. Brak okazywania emocji, w tym i czystej zazdrości, bardzo jej zaszkodził chociażby już w samej relacji z Ragnarem. Brak tejże umiejętności odbił się na niej boleśnie, bo choć była Lisicą, to dla wielu zdawało się, ze nie ma ona w sobie żadnego pazura, którym mogłaby zadrapać to i owo. Była bez wyrazu, mdła, nijaka, tak przynajmniej to teraz odczuwała. Znów cichutko westchnęła. Dobrze, że chociaż córka była wojowniczką, to tu jej tego nikt nie powie, acz z drugiej strony kreowała się na całkowicie niedostępną dla kogokolwiek.

@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Marr pokiwała jedynie główką na słowa mateczki, te które padły po ujęciu jej lica w drobne dłonie. W ramach rewanżu wplotła swój paluszek w kosmyk jej blond włosów i zaczęła się nim bawić. Głos zabrała dopiero po krótkiej chwili.
- Zwłaszcza gdy obrzuciłam przybocznego ojca, czasowo mego protektora, zgniłymi jajami - odparła, apropo bycia uroczym szkrabem. Na pewno rozrabiającym i wycinającym numery tym którzy nie pozwalali jej, co o było, wyjść na światło słoneczne w odpowiednio dobranym odzieniu? Chyba o to poszło i dlatego nieszczęśnik oberwał, podobnie jak Ragnar, Marr niespecjalnie przepadała za odmową. Fakt, nie zbił jej za to, jednak staruszek już tak. Może gdyby wkurzała faceta nie na oczach reszty rodu... - Tego nie wiesz. Jakoś wątpię abym ja była zaplanowana, patrząc na płodność naszej rasy - dodała i zaśmiała się lekko. Chyba bardzo starali się o cudo podczas nocy poślubnej i paru kolejnych, gdy jeszcze zauroczenie nie opadło i parę prawd nie wypłynęło na wierzch. Wątpiła też aby noc z pewnymi Chinolami miała cel rozrodczy; z tego co przekazała jej we krwi chodziło o zupełnie coś innego.
- Taka rola lidera, być w pewnym sensie dostępnym, a i do czasu był towarzyski. Potem, zwłaszcza, polityka go przytępiła. Inni wojownicy zaś, oni zazwyczaj wpisywali się w utarty schemat: żyj pełnią życia, znajdź bliską sercu duszę, zadbaj o potomka lub córę, padnij na polu chwały. Ginęli za tych których kochali, to dobra śmierć - rzekła, a z każdym kolejnym słowem jej głos tracił na pogodności. Sama też nieco bardziej skuliła się w kołderkowym opatuleniu. - Jednych kochałam, innych respektowałam, wszystkich posłałam na rzeź i po bitwie nad Łabą nie ostał się nikt przeze mnie spokrewnionych. Kolejne lata to śmierć większości bliższej rodziny oraz tych z upadłego już rodu - powiedziała i odsunęła się od Liska, by zaraz wysunąć z kołderki i znaleźć na dystansie mniej więcej pół metra. Próbowała zachować kamienną twarz, jednak ten temat cholernie mocno kłuł ją w serce i fakt, iż praktycznie nigdy go nie poruszała trochę tej postawie szkodził.
- Jeśli historia czegoś uczy to jednego, kolejne kamienie milowe znaczone są rozlewem krwi, niezależnie od rasy. W końcu coś znowu pierdolnie i znowu będziemy musieli chwycić za broń. Może polegnę, może nie, jednak nie przywiązuję się do przemienionego, wąskiego grona powojennego oraz nie pozwalam sobie na coś podobnego z ich strony. Co osoba to inny próg bólu i strat, które może znieść, a mój limit jest w zasięgu wzroku - dodała, przedstawiając mateczce własną filozofię życia, tudzież genezę jej izolacji. Za dużo śmierci, za dużo strat - więcej nie chciała - więc wolała zacząć działać jak maszyna: bez-emocjonalnie robić swoje i ignorować nieliczne próby przełamania tego stanu rzeczy przez innych. Z własnym szczęściem co do uchodzenia z życiem, dla dobra próbujących.
Na dobrą - a może złą? - sprawę uroniłaby więcej niż jedną łzę wyłącznie po Lisku; jednak nawet sama nie potrafiłaby odpowiedzieć na pytanie, czy jej limit tutaj nie zostałby przekroczony.

@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Mimowolnie się uśmiechnęła słysząc o tym, jak to Marr dorwała przybocznego zepsutymi jajkami. Stanowczo nie było jej tego żal, chociaż z przyjemnością zobaczyłaby to na własne oczy gdyby mogła. Musiało wyglądać to wręcz epicko. Niestety niektóre akcje młodocianej były dla niej niedostępne ze względu na sytuację jaka panowała wtedy pomiędzy nią, a Ragnarem. Wtedy też może i udałoby się obronić jej córkę przed zbiciem. Tak, w teorii nie powinna by była, bo jak nauczyć dziecko pewnych zachowań? Ona osobiście wychodziła z założenia, że lepszą metodą jest rozmowa. No ale co rodzic, to i swój styl miał, a i nie wszystko było zawsze idealne. Taki był już ten świat.
- Ja może i nie planowałam, twój ojciec na pewno - uśmiechnęła się lekko. - Nie żałuję jednak bycia w ciąży z tobą ani odrobinkę. Co jednak do moich możliwości... Na obecnym stanowisku mógłby to być problem kochanie - westchnęła cicho, choć chyba wewnętrznie bardziej by się bała, że zwyczajnie by nie podołała i nie była pewna, czy chciała. Choć... Może wtedy też powinna bardziej wtedy uważać z Egonem? Bo w sumie ostatnio to z nim szalała, a jak tak dalej pójdzie to kij wie co wyniknie. Przeszył ją mimowolny dreszcz strachu na myśl o tym, że by zawaliła.
Zamilkła przy kolejnych słowach córki. To nie tak, że się z nimi nie zgadzała, zwyczajnie poczuł dziwne kłucie słysząco ginięciu za tych, których się kochało. Wiedziała, że Ragnar za nią by nie zginął. Ona była po to, by dawać pieniądze, zbierać wsparcie i przybyć by samej się podłożyć. Ta świadomość była niczym młot, którym oberwała teraz w głowę. On doskonale wiedział, że zginęła by za niego, jednak natura się temu sprzeciwiła blokując morze.
Wampirzyca chwilę słuchała tego, co jej córka mówiła Chciała, aby i ona zrzuciła z siebie to, co było potrzebne. W pełni rozumiała ból jaki nosiła w swym sercu. Zrzuciła z siebie kołderkę i wstała aby podejść do niej i objąć ją mocno.
- Kochanie, posłuchaj teraz siebie i tego co chciałaś ode mnie. Wieje hipokryzją nie sądzisz? Ja wiem, że może i moja wizja twojego ojca różni się od tego jak ktokolwiek inny widział to z zewnątrz. Mimo wszystko go kochałam i dlatego tak bardzo mnie to wszystko boli. A jednak chcesz chociażby ty, abym pozwoliła sobie na coś więcej, złamanie swoich własnych zasad, przyzwyczajeń, strachu. A sama przy tej okazji wciąż zapierasz się, aby się nie otworzyć. Spójrzmy prawdzie w oczy, obie jesteśmy uparte jak osły, zamknięte w sobie konserwy, które nie chcą pozwolić wkraść się nikomu do ich wnętrza zwanego sercem. Ranimy siebie wzajemnie nie mówiąc o tym i nie próbując nawet takich możliwości bojąc się, że nasza granica jest tuż obok. Zaraz pęknie zostawiając nas z niczym poza myślą o wyjściu na słońce, aby dać się w końcu spopielić. Prowadzi nas to donikąd. W ślepą uliczkę w labiryncie, z którego nie wyjdziemy bez siebie nawzajem, bez otwarcia swych umysłów na coś innego. Zaślepione dawnymi latami utknęłyśmy obie nie pozwalając ani zasklepić się starym ranom, ani na to by nasi przyjaciele nam pomogli. Ty masz mnie, ja mam ciebie, a nawet w tej kwestii nie pozwalałyśmy sobie się opatrzeć. Nasz limit jest tutaj, właśnie stoimy nad nim Sigyn. Stoimy nad granicą, którą tylko my możemy przesunąć - westchnęła cicho. Zaciągnęła ją spowrotem do kołderki i przykryła je obie. Znów ujęła jej twarz w obie dłonie by móc spojrzeć w jej oczy. Dla niej samej słowa, które wypowiadała były niezwykle trudne, a zarazem co raz więcej do niej przy tej okazji docierało. Chciała jednak, aby córka wkroczyła wraz z nią na nową ścieżkę.
-Kochanie... Nie mam zamiaru cię swatać ani zakochać się w kimkolwiek. Ale proszę cię, abyś się bardziej otworzyła na innych tak jak chcesz tego ode mnie - dłonie z jej buźki przesunęła na jej dłonie mocno je chwytając. - Mamy siebie i to jest pewne. Nasze drogi są tuż obok siebie, idźmy nimi razem i wspólnie przesuńmy te granice bólu. Obie wycierpiałyśmy i wiemy doskonale po tych latach, że śmierć i nas nie ominie, a znacznie bardziej przywiązałyśmy się do tego niż ktokolwiek inny. My, długowieczni, zabijający do krwi... Czy zgodzisz się ze starą matką ruszyć do przodu? - zacisnęła mocniej swe dłonie patrząc wprost w jej oczy.

@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Córeczka jak to córeczka, bardzo kochana istotka, jedynie pokiwała główką i zaczęła stukać języczkiem o podniebienie, tym samym wydając z siebie charakterystyczne odgłosy - patatającego konika. Ragnar na pewno wiele rzeczy planował, w to wierzyła, jednak do robienia dzieci podchodził bardziej, jakby to ująć, matematycznie. Zazwyczaj zakładał średnią do tego, ile należało poczekać aby z kolejnej dawki mleczka coś wykiełkowało. Obstawiała, iż w jej wypadku był bardziej niż zaskoczony.
- Popraw mnie jeżeli się mylę ale stanowisko Radnej nie ma żadnego wpływu na płodność ani własną ani kochanka - odparła zaraz po przybraniu pozy istnej myślicielki. Nie szczędziła przy tym złośliwego uśmieszku, wcale a wcale nie kąsała ukochanej mamusi. Jedynie dla swojego dobra, co by nie wywoływać na czyimś uroczym pyszczku pewnego grymasu, wolała użyć zamiennika aniżeli od razu wspomnieć o Egonku. Tematu lateksu lub pigułek w ogóle wolała nie zaczynać, póki co.
Następnie wysłuchała kolejnych słów Elisabeth, a raczej całej litanii, w ciszy i bez ani jednego zmrużenia oczka; tudzież innych reakcji. Punkt widzenia zależał od punktu siedzenia i to co dla jednego wydawało się oczywiste, drugiemu wcale nie musiało takim być. Czy Marr była uparta? Pewnie, niczym jej starzec, do tego ociekała hipokryzją i Odyn wie czym jeszcze. Jednak z nią wszystko obijało się zawsze o jedno, kwestię zawodową. Lisek była cywilem, ona wojowniczką; zawsze na służbie.
Nie dała się ani wciągnąć pod kołderkę ani nią okryć.
- Nie - odpowiedziała krótko. - Naprzód lub wstecz, to nie są terminy które mają do mnie zastosowanie. Stoję w miejscu, bo to jedyny stabilny grunt pod moimi nogami. I nie, nie widzę potrzeby otwierania się przed innymi ani tym bardziej nie mam ku temu powodu - a raczej: nie chciała. Jest uparta jak osioł, to raz. Dwa, ma setki lat praktyk polegania w zasadzie wyłącznie na sobie. Trzy, coś co nie przechodziło przez jej jaźń ale pośrednio padło na głos - PTSD - gdy tracisz kolejne bliskie sobie duszyczki, w końcu przestajesz zabiegać o nowe; i upewniasz się, że te próbujące przebić mur skończą mocno pokaleczone i ostatecznie zniechęcą się i odpuszczą.

@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Elisabeth Riche

Elisabeth Riche
Liczba postów : 635
Zaskoczenie niespodziewaną ciąża to jedno, choć wtedy z tego jeszcze był zadowolony. bardziej była kwestia zaskoczenia i zawiedzenia w kwestii płci, o której to już wspominaliśmy w tutejszej sesji. To jednak można już odstawić nieco na bok. Było jak było, a wampirzyca czy się w końcu z tym upora to już zupełnie inna kwestia. Lisica była bardzo zranioną wewnętrznie kobietą, do czego przez te wszystkie lata oczywiście nie chciała się przecież przyznawać.
- Dziękuję ci Marr za to przypomnienie, na pewno postaram się, aby przy kolejnej okazji zabawy z moim kochankiem odpowiednio się zabezpieczyć... - odparła patrząc na to co wyczyniała jej córka. tak, stanowczo to do niej dotarło, zrozumiała i zapewne będzie musiała poniekąd jakoś obgadać to ze wspominanym właśnie Egonem. Jeszcze nie miała pojęcia jak, ale no pewnie będzie trzeba. Choć musiała przyznać, iż nie była pewna jak on sam na to zareaguje, ani w jaki sposób zabierze się do tego tematu.
Wampirzyca zrezygnowana porzuciła kołderkę na kanapie i odsunęła się od własnej córki. Powoli podeszła do wielkich drzwi balkonowych, które otworzyła by móc wpuścić świeże powietrze do wnętrza jej apartamentu. Nocne niebo pięknie wyglądało, tak samo jak rozświetlony nocnymi światłami Paryż. Stała tak chwilę, pozwalając podmuchowi wiatru poruszać jej blond włosami.
- Ewidentnie masz to po mnie. hipokryzja jest u nas rodzinna. A skoro nie chcesz ze mną iść do przodu, to ja zostanę z Tobą w miejscu. Nie umiem wydostać się ze swojej złotej klatki stworzonej wieki temu. Choć... Nie... Nie była ona nigdy złota, sama ją sobie tym złotem przyozdobiłam, aby poczuć się lepiej. Choć i mam teraz kochanka, to czy jestem w stanie ruszyć dalej? Nie... Mnie też obezwładnia strach przed wpuszczeniem kogokolwiek tak daleko do swego serca jak dawniej Ragnara. Nawet, jeśli na to nie zasługiwał, to i tak go kochałam, byłam dla niego. Nie chcę być znów zraniona. W sumie... Masz rację... Nie ma potrzeby otwierania się przed nikim... Bezpieczniej... - przyznała ostatecznie wychodząc na taras. Wsparła się o balustradę patrząc na miasto, w którym tyle sama stworzyła przez te wszystkie lata. Lubiła Egona, nawet bardzo. Było jednak wygodne to, iż nie musieli tego określać. Wolna od zobowiązań, strachu. Nie musiała go wpuszczać do własnego serca, przywiązywać się ani bać porzucenia po kilku latach gdyby mu się znudziła niczym szmaciana lalka. Może i nie był jak Ragnar, ale kto wie co będzie za te kilka lat? Kto wie co by się stało, gdyby postanowiła na głębszą relację? Nie... to zły pomysł, bardzo zły. lepiej faktycznie w tej kwestii było pozostać w tym jednym, konkretnym i bezpiecznym miejscu.

@Marr
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Dla dobra nas wszystkim, uznajmy iż Marr jest wystarczająco dojrzała, by powstrzymać się na głos od dalszego komentarza. Co innego w myślach. Bo widzicie, drodzy państwo, dzieci biorą się z zalewania mleczkiem pełnym kijanek wrót nr 1. Czasem raz, innym razem przez aplikację ponad tysiąca dawek. Nadal tak długo jak organizmy nie były przeterminowane ani w jakimś stopniu wadliwe, z było sobie życie dokonujące interakcji z innym powstaje kolejne. 500+, 800+ i ile tam jeszcze dadzą+, Rada nie wypłaca ani złotówki. Przypomnieć należy, iż Elisabeth i tak narzekała na brak wolnego czasu, a to było przed poznaniem Egona. Małe dziecko dopiero rozora jej plan dnia. No i czy sama pierworodna chciała mieć młodszego klona, z tym że zamiast militarnego, to nastawionego na chaos?
To musiało wyglądać zabawnie. Gdy Lisica wygłaszała monolog i wyszła na taras, pozwalając swej czuprynie dać się porwać wiatrowi, Marr tez tam stała i jej brązowe włosy zachowywały się niczym chorągiewka. Te miała przecież długie, wprost idealne do zaplatania na nordycką modłę. Z kolei w jej ustach siedział zapalony papieros, bardzo rzadki dodatek do jej osoby. Najczęściej lądował w dłoni w momentach, kiedy albo stres osiągał wysoki poziom lub zwyczajnie nie miała pojęcia jaki ruch wykonać i musiała robić cokolwiek byle nie pozostać w pełni statyczną.
- Więc dodam też coś od siebie, efekt mieszanki oślego uporu i hipokryzji. Choćbyś zaprzeczała, wrzeszczała, tupała nóżką i robiła inne dziwne rzeczy, wyciągnę cię z tej złotej klatki. Jeśli zamkniesz się w niej na siłę, rozwalę drzwiczki; porąbię na drobne kawałki, zmasakruję zamek obuchem lub zwyczajnie je wysadzę - mówiła, a jej wzrok skupił się na jednej ze spadających gwiazd, lub jak ci lubujący się w psuciu nastroju sprostowywali, meteorów. Elisabeth powinna doskonale zdawać sobie sprawy z jednego, w rozwiązaniach siłowych Marr miała fizyczną przewagę w zasadzie nad każdym poszczególnym członkiem rady, przynajmniej w przeliczeniu ich możliwości na suche liczby. - Lub naślę na ciebie Egona, nawet opłacę wam miesiąc miodowy byle jak najdalej od Paryża. Będziesz protestować ale jestem świecie przekonana, że twój ulubieniec znajdzie więcej niż jeden sposób aby wbić ci do głowy, między innymi, nieco rozumu - dopowiedziała i wykonała głębszy wdech, a następnie wydech wraz z papierosowym dymem. Na całe szczęście ten leciał w kierunku przeciwnym do pozycji mateczki.
- Tylko po to żeby mieć przynajmniej jeden problem z głowy, twoje wieczne oglądanie się wstecz. Nazwiesz to hipokryzją, lecz różnimy się jednym. Ty masz w ręku narzędzie, a może raczej kogoś, kto jest czynnikiem mogącym cię z tej dziury wyciągnąć. Ja wręcz przeciwnie. Więc bądź tak miła i rusz tyłek do cieszenia się życiem. Porzuć to wieczne, ale przecież Ragnar to, Ragnar tamto, Ragnar siamto. Ragnar sramto. - To zaskakujące ale głos miała stonowany, nawet bardziej niż zwykle. Ciężki to kawał chleba, powstrzymać gniew i inne skrajne emocje, zwłaszcza że co kolejne odczucie to bardziej niedopasowane do sytuacji. W tej gierce najlepsza nie była.
- Wtedy przynajmniej tę jedną rzecz odhaczę z zeszyciku "do zrobienia" i będę mogła skupić się na pozostałych 99 problemach - podsumowała i tapnęła fajkę, co by nadmiar popiołu spadł na balustradę. Widzisz, mamuś, ciężko zadbać o samą siebie kiedy chciała i o ciebie; a współpracować nie chciałaś. Ponadto lepiej uczyć się na cudzych błędach - tudzież czerpać od innych wzorce zachowań. Edukacja u dziecka przez naśladownictwo, jest takie zjawisko w pedagogice.

@Elisabeth Riche
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach