13.01 Reversed

2 posters

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
First topic message reminder :

13.01 Reversed - Page 3 Phantomlake

Trzeźwość nie bolała ją tak jak śmiertelników, a jednak wciąż pozostawała tą ponurą, bladolicą siostrę upojenia u boku szarej codzienności. Czy conocności w przypadku wampirzych istnień. Tahira została pozostawiona przez dyrektora opery z mieszanymi uczuciami odnośnie do swojego jakże wyjątkowego prezentu z okazji dwusetnych urodzin. Ojciec miał poczucie humoru, to niewątpliwe. Zamiast dać jej to, czego pragnęła, dał jej to... być może to, czym chciałby, żeby się stała. Wycieczka zakończyła się w podziemiach, zalanych prawem ziemi, która nosiła na swoich barkach ukoronowanie ludzkiej kultury - operę, miejsce spotkań, intryg i snobistycznej egzaltacji, dam i gentlemanów nieświadomych, że fundamenty ich świata gniją niczym zalana piwnica najznamienitszej Opery Garnier.

Odprawiła go, nie chcąc widzieć przymilającej się twarzy, nerwowego języka oblizującego wargi. Było dwóch tajemniczych właścicieli, teraz jeden, równie dziwny, równie etniczny, tak mało francuski. A specjalnie przyszła na tę "wycieczkę" w karminowym dresie, z torbą fantów wprost od adidasa drażniącego oczy francuskim pudelkom. To wszystko nieistotne... Przeszła nieco bezrefleksyjnie po śmierdzącej stęchlizną i grzybem brei, luksusowych podziemi o łukowatym sklepieniu. Wilgoć wchodząca w buty, w nogawki, nie obchodziły jej w ogóle, jej umysł dryfował ponad tym, kierowany pustym spojrzeniem palisandrowych, matowych obecnie oczu. Ojciec naznaczał to miejsce, stygmatyzował je, a jednocześnie Tahira rozpaczliwie doszukiwała się w tym wszystkim znaku, omenu, odpowiedzi...

Przeszła te kilka, kilkanaście kroków do pomieszczenia, o którym jej powiedział ludzki zarządca, które zostało osuszone wyremontowane, przygotowane pod wystawę "Upiór w operze", jakże oryginalnie, skoro to ten budynek był bohaterem poczytnej niegdyś powieści i bardzo chętnie wciąż oglądanego musicalu. Teraz jednak pomieszczenie pozostawało puste, surowe, niczym płótno potraktowane białym gesso, czekającym na wybrane przez rękę stwórcy barwniki. Czy będzie to akwarela? A może jednak tłusty olej? Czuła gęstość i lepkość bieżącej chwili, jej nogi jak ołów z trudem wykonywały każdy krok. Saturnalia może nie były zbyt huczne, ale zwyczajnie, zbyt "rodzinne" jak na jej potrzeby. Zgodnie z oczekiwaniami, trzymanie fasady osoby absolutnie wyzbytej z zazdrości i narcystycznych odpałów, umęczyło ją niebywale. A życie wieczne trwało i nie zamierzało się skończyć...

Gdzieś nad powierzchnią z pewnością wybijała dopiero dziewiąta, kiedy kobieta rozsypywała krąg czarnej soli. Ustawiła też wonne kadzidła w miedzianych kwiatach lotosu, by przykryć miękką kołdrą wonności przestrzenie pachnące raczej bielą gipsu ukrywającego przegnity podziemnym jeziorem grób. Mokre części odzienia pozostawiła przy drzwiach, porzucając je niedbale, upatrując w nich symbol własnego zużycia i nieprzydatności. Myśli wibrowały coraz nachalniej, pytanie formowało się, a talia, jej pierwsza talia czekała owinięta czarnym aksamitem na swoją kolej. W końcu zasiadła w kręgu, ciepło jej ciała opadło tak, aby beton oddzielony od jej skory cienką poduszką nie zakłócał procesu.
Jak mam sobie poradzić... Jak mam żyć dalej, żyć znowu? – szeptała cicho niewielkim kartonikom tańczącym w jej drobnych dłoniach. Obrazy były mocno przetarte, zmęczone wiekiem wspólnych podróży i zaglądania pod halkę przyszłości. Prekognicja. To brzmiało tak dziwnie, ale rozmowy, które miała z Seleną a później z Marcusem, możliwość tego, że to, co czyta z arkanów jest prawdą bardziej niż jej domysłem i wrażliwością odbierania rzeczywistości. Tahira nigdy wcześniej nie pragnęła wierzyć w to mocniej niż dziś. Jak sobie poradzić z myślą o splecionych ciałach i duszach w ogniu chrzczonych?

Szelest tasu w końcu ustał a przed nią, karta po karcie zaczęły się pojawiać kolejne odpowiedzi. Karty, jej najdroższe przyjaciółki, pozostawały bezwzględne w swej surowej ocenie rzeczywistości. A więc kobiecość, pełnia dojrzałości i swobody cesarzowej przecięta związana niewiastą pośród ośmiu mieczy. Już nawet nie płakała, tylko krzywy uśmiech rozkwitł grymasem na ziemistej twarzy.
– No co wy powiecie... – wyrzuciła z siebie, otaczając mały krzyż wielkim. Kochankowie u podstawy zdziwili ją tylko przez chwilę, dalej kwintesencja, destylat działania, wisielec w koronie, jak napis nad głową Chrystusa, zawisł śmiejąc się z niej szyderczo. Odwrócony król mieczy, w którym zwyczajowo upatrywała swojego ojca nawet jej nie zdziwił. Karta przyszłości, co on jeszcze odwali...?
Korzystając z miejsca, ustawiła słup w dół, wypełniając płuca dymem z drewna cedrowego, szałwii i mirry. Z nich wszystkich złowrogie Słońce w pozycji oczekiwań i lęków najbardziej zarezonowało z jej duszą. Transparentność nigdy nie była mocną stroną ich kontaktu, tyle lat ile omijali ten temat, czy naprawdę chciała, aby to się zmieniło? A może wręcz przeciwnie, może obawiała się tego, że w końcu Sahak powie to, co powinno zostać wypowiedziane, zmuszając ją do konfrontacji z prawdą, o której wiedziała od dawna. Nigdy nie była dla niej konkurencją.

Tahira przymknęła oczy i spróbowała się wyciszyć, uspokoić wewnętrzne drżenia, na rzecz przyjmowania faktów i widzenie przez nie. Tak wiele rudymentarnych dla jej życia spraw, tak mało podpowiedzi. Szczególnie Kochankowie i przyblokowana droga do Cesarzowej, szczególnie patrzący na to z góry Wisielec i w końcu Słońce. Nadejdzie czas, w końcu przyjdzie ten moment. Próbowała ocenić czy czyje strach, czy ulgę na myśl o tym, co nastąpi, zatopiona w przyszłości dalszej niż tych kilka minut dzielących ją od dalszych wydarzeń nocy w piątek trzynastego...

@Louis Moreau
@Sahak Darbinyan obgaduje Cię, więc pomyślałam, że możesz być zainteresowany

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
– Tutaj stoi słup, na którym krzyż się wspiera. Kilka kart pozwalających skierować swe oko ku autorefleksji. Pierwsza - jak my się widzimy w tym wypatrywaniu kolejnego razu gdy ścieżki się przetną. Księżyc w pierwszym widzeniu wskazuje na pełnię, że w tamtym czasie będziemy szukać swoich istnień, lecz głębiej, jest to karta intuicji i przeznaczenia. Nocnych widm, rzeczywistości zakrzywionej miękkim kształtem cieni. Oboje wiemy, że nie będzie to umówione spotkanie, a jego posmak będzie tak jak i dwóch poprzednich. Niejasny... Inni widzą w tym naszą nierówność. Tu – pokazała na odwróconego bogacza z wagą rozdzielającego swe dobra – Inni widzą dysproporcje. Lat, doświadczeń, pozycji między nami. Czy to jednak mogłoby być przeszkodą? Nie zawsze zdanie innych ma cokolwiek do powiedzenia w tej kwestii. Dalej nadzieje i obawy co do trzeciej rozmowy... Odwrócone słońce hmm... to karta transparentności, oświecenia, wspaniałości, witalności. To karta pewności siebie wzajemnej, poczucia sprawczości i siły. Nawet odwrócony lśni, choć przykryty kilkoma chmurami... Nie powiedziałabym, aby ta karta patronowała naszemu... naszej relacji. Już bardziej właśnie księżyc, patron widzących przez mgłę. Więc czy słońce jest obawą czy nadzieją, jak sądzisz Wietrze? – podniosła ku niemu zaciekawione oczy. Nie było w tym skargi, choć można było zakładać, że to będą oczekiwania Tahiry wobec mężczyzny. By wiedzieć, nie tylko przeczuwać na czym stoi. Tymczasem kobieta od zawsze tkwiąca w układzie niedookreślonym, pozbawionym omówienia wciąż jątrzących się ran, nie wychodziła z pozycji wiedzy, lecz właśnie przeczucia, intuicji i czytania między wierszami w których tak szalenie łatwo jednak było o nieporozumienie. Pytanie jednak zawisło, a ona była ciekawa. W końcu układ nie był tylko dla niej. Był dla nich obojga.

@Louis Moreau

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Natury spotkań nie dało się jednoznacznie ubrać w słowa i nie pomogły w tym nawet karty. Z jednej strony ich wizja pokrywała się z tym, co faktycznie było prawdą - końcowa część natomiast była już nieco bardziej tajemnicza. Spytany o słońce Louis nie udzielił prostej odpowiedzi – zamiast niej rozłożył dłonie w teatralnym geście bezradności, a wraz z nim uśmiechnął się szeroko. Potem, bo przecież byłoby zbyt prosto, przyłożył eterycznie palec do ust Tahiry, jak gdyby chcąc uniemożliwić jej wypowiedzenie czegokolwiek jeszcze.
- Obie karty są kapryśne: potrafią pomóc lub znacznie utrudnić życie - trochę jak Los, Wiatr – jak Cień i Światło, które nie potrafią bez siebie istnieć. Nie warto się nad tym zastanawiać Tahiro, lecz iść za ciosem i zobaczyć, co faktycznie sami zdołamy utkać. Nasze rachunki zostały rozwiązane: Ty i Wei pokazaliście klasę, dlatego też, jeżeli zechcesz, pokażę Ci, czym jest płynięcie z wiatrem a nie pod prąd - pomogę Ci okiełznać cyklon, lecz dopiero po wybuchu w roli pierwotnego fundamentu. Nie zaleczę Twoich ran, ale mogę je załagodzić, byś Ty sama w końcu się z nimi uporała. Co Ty na to? Pokażę Ci świat swoimi oczami, jednakże: jego sekrety i nie tylko, o ile... - tutaj zamilkł, cały czas taksując i karmiąc kobiece lico uśmiechem, zupełnie jakby wróżba nie do końca dotyczyła jego, lecz w dużej mierze jej – kobiety, przed którą dopiero otwierały się mosiężne wrota skrywające wiele niespodzianek, a która mogła się w końcu odezwać, gdy ten niedotykający ją palec odsunął się, aby dłużej nie blokować potoku słów być może zbierających się na powierzchni języka.
Będziesz mi "oddana" i dochowasz tajemnicy.
- Niejasność jest zabawna – tak jak opinia innych. Moja złota rada: pieprzyć innych. - słońce miało do siebie też to, że niosąc chmury symbolizowało wszystko to, czym było życie: jego wzloty i upadki – podobnie relacje, które nie zawsze obfitowały w smakowite słodkości: czasami przyprawiając brzuch o mdłości, zaś twarz wykrzywiając w soczystym niesmaku.
Pewnie dlatego Louis w pewnym momencie pozwolił sobie na donośny śmiech, zupełnie nieprzejęty tym, po co faktycznie zjawił się u Tahiry oraz smutkami, które stety lub nie, odczytał z jej pamięci. Na rozmowę o tym i układanie tego mieli przecież sporo czasu.
- Ale wiesz, że... Bo tutaj karty mają rację, wkrótce znów zniknę. - dodał.

@Tahira Darbinyan

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Kiedy mówił, widział swoje odbicie w palisadrowych czernidłach na drobnej piegowatej twarzy. Tahira była rozgadana, wyszczekana, w narkotykowym szale ciężko było utrzymać jej język w stanie spoczynku. A jednak, potrafiła słuchać miała to wyryte w swoim sercu bardziej niż mógłby przypuszczać ktokolwiek, kto poznał ją dopiero w Paryżu. Jej ciepły oddech, bicie serca, zarumienione policzki, przywodziły na myśl pustynną różę, urokliwy kwiat będący piaskowym selenitem, kamieniem o ostrych płatkach.
Widział niewypowiedzianą odpowiedź na niewypowiedziane pytanie
Tak, będę. On już trzymał w dłoniach jej tajemnice, jej kruche jestestwo, dźwignie mogące zgnieść ją lub wyzwolić w deszczu iskier. Trzymał w dłoniach jej wstyd.

Gdy zabrał dłoń kolejny raz, skinęła głową na złotą radę pieprzenia opinii innych. Nawet uśmiechnęła się trochę, z jednej strony przez kontrast eterycznego istnienia, tajemniczej persony, która właśnie jak Wiatr, potrafi rzucić w twarz słowem, którego niekoniecznie możnaby się po nim spodziewać. A może właśnie trzeba było się spodziewać? Sacrum i profanum wirujace cząsteczkami powietrza, wyż i niż, lekki zefir i niszczycielski huragan. Nieprzewidywalny chaos w ciele szczupłego Azjaty. Były w jej życiu figury, pozwalające wewnętrznemu płomieniowi osadzać się, ogrzewać blaskiem i troskliwością nocnego życia otulać w zimnie. Były jednak figury, które nie były ziemią i drzewem konsumowanym niespiesznie, a tlenem sycącym, podjudzającym, wzmagającym to, co nieuniknione. Siedzieli w ciszy, w krótkochwilach dotyku, w kadzidle splecionym w jedno z wanilią. A jednak to nie kroplówka, a jego obecność przydawała jej sił. Wiatr Przemiany...

– Spotkamy się wtedy... gdy nastanie czas pokoju.– wypowiedziała nienaturalnym, zacisniętym znów głosem, niskim, lekko ochrypłym. Ujęła ostatnią kartę. Dziesięćkielichów i tęcza, radosna para z dwójką biegających dzieci. Wartości rodzinne, zadbane, zaopiekowane... Spotkamy się nigdy... – pomyślała Tahira, nie mając w sobie za grosz wiary – co zresztą karty wypominały jej regularnie – w to, aby nurt tej rzeki biegł w miejsce inne niż zatracenie i toksyczna zgnilizna.


[KONIEC]
@Louis Moreau

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach