Liczba postów : 1257
First topic message reminder :
Trzeźwość nie bolała ją tak jak śmiertelników, a jednak wciąż pozostawała tą ponurą, bladolicą siostrę upojenia u boku szarej codzienności. Czy conocności w przypadku wampirzych istnień. Tahira została pozostawiona przez dyrektora opery z mieszanymi uczuciami odnośnie do swojego jakże wyjątkowego prezentu z okazji dwusetnych urodzin. Ojciec miał poczucie humoru, to niewątpliwe. Zamiast dać jej to, czego pragnęła, dał jej to... być może to, czym chciałby, żeby się stała. Wycieczka zakończyła się w podziemiach, zalanych prawem ziemi, która nosiła na swoich barkach ukoronowanie ludzkiej kultury - operę, miejsce spotkań, intryg i snobistycznej egzaltacji, dam i gentlemanów nieświadomych, że fundamenty ich świata gniją niczym zalana piwnica najznamienitszej Opery Garnier.
Odprawiła go, nie chcąc widzieć przymilającej się twarzy, nerwowego języka oblizującego wargi. Było dwóch tajemniczych właścicieli, teraz jeden, równie dziwny, równie etniczny, tak mało francuski. A specjalnie przyszła na tę "wycieczkę" w karminowym dresie, z torbą fantów wprost od adidasa drażniącego oczy francuskim pudelkom. To wszystko nieistotne... Przeszła nieco bezrefleksyjnie po śmierdzącej stęchlizną i grzybem brei, luksusowych podziemi o łukowatym sklepieniu. Wilgoć wchodząca w buty, w nogawki, nie obchodziły jej w ogóle, jej umysł dryfował ponad tym, kierowany pustym spojrzeniem palisandrowych, matowych obecnie oczu. Ojciec naznaczał to miejsce, stygmatyzował je, a jednocześnie Tahira rozpaczliwie doszukiwała się w tym wszystkim znaku, omenu, odpowiedzi...
Przeszła te kilka, kilkanaście kroków do pomieszczenia, o którym jej powiedział ludzki zarządca, które zostało osuszone wyremontowane, przygotowane pod wystawę "Upiór w operze", jakże oryginalnie, skoro to ten budynek był bohaterem poczytnej niegdyś powieści i bardzo chętnie wciąż oglądanego musicalu. Teraz jednak pomieszczenie pozostawało puste, surowe, niczym płótno potraktowane białym gesso, czekającym na wybrane przez rękę stwórcy barwniki. Czy będzie to akwarela? A może jednak tłusty olej? Czuła gęstość i lepkość bieżącej chwili, jej nogi jak ołów z trudem wykonywały każdy krok. Saturnalia może nie były zbyt huczne, ale zwyczajnie, zbyt "rodzinne" jak na jej potrzeby. Zgodnie z oczekiwaniami, trzymanie fasady osoby absolutnie wyzbytej z zazdrości i narcystycznych odpałów, umęczyło ją niebywale. A życie wieczne trwało i nie zamierzało się skończyć...
Gdzieś nad powierzchnią z pewnością wybijała dopiero dziewiąta, kiedy kobieta rozsypywała krąg czarnej soli. Ustawiła też wonne kadzidła w miedzianych kwiatach lotosu, by przykryć miękką kołdrą wonności przestrzenie pachnące raczej bielą gipsu ukrywającego przegnity podziemnym jeziorem grób. Mokre części odzienia pozostawiła przy drzwiach, porzucając je niedbale, upatrując w nich symbol własnego zużycia i nieprzydatności. Myśli wibrowały coraz nachalniej, pytanie formowało się, a talia, jej pierwsza talia czekała owinięta czarnym aksamitem na swoją kolej. W końcu zasiadła w kręgu, ciepło jej ciała opadło tak, aby beton oddzielony od jej skory cienką poduszką nie zakłócał procesu.
Jak mam sobie poradzić... Jak mam żyć dalej, żyć znowu? – szeptała cicho niewielkim kartonikom tańczącym w jej drobnych dłoniach. Obrazy były mocno przetarte, zmęczone wiekiem wspólnych podróży i zaglądania pod halkę przyszłości. Prekognicja. To brzmiało tak dziwnie, ale rozmowy, które miała z Seleną a później z Marcusem, możliwość tego, że to, co czyta z arkanów jest prawdą bardziej niż jej domysłem i wrażliwością odbierania rzeczywistości. Tahira nigdy wcześniej nie pragnęła wierzyć w to mocniej niż dziś. Jak sobie poradzić z myślą o splecionych ciałach i duszach w ogniu chrzczonych?
Szelest tasu w końcu ustał a przed nią, karta po karcie zaczęły się pojawiać kolejne odpowiedzi. Karty, jej najdroższe przyjaciółki, pozostawały bezwzględne w swej surowej ocenie rzeczywistości. A więc kobiecość, pełnia dojrzałości i swobody cesarzowej przecięta związana niewiastą pośród ośmiu mieczy. Już nawet nie płakała, tylko krzywy uśmiech rozkwitł grymasem na ziemistej twarzy.
– No co wy powiecie... – wyrzuciła z siebie, otaczając mały krzyż wielkim. Kochankowie u podstawy zdziwili ją tylko przez chwilę, dalej kwintesencja, destylat działania, wisielec w koronie, jak napis nad głową Chrystusa, zawisł śmiejąc się z niej szyderczo. Odwrócony król mieczy, w którym zwyczajowo upatrywała swojego ojca nawet jej nie zdziwił. Karta przyszłości, co on jeszcze odwali...?
Korzystając z miejsca, ustawiła słup w dół, wypełniając płuca dymem z drewna cedrowego, szałwii i mirry. Z nich wszystkich złowrogie Słońce w pozycji oczekiwań i lęków najbardziej zarezonowało z jej duszą. Transparentność nigdy nie była mocną stroną ich kontaktu, tyle lat ile omijali ten temat, czy naprawdę chciała, aby to się zmieniło? A może wręcz przeciwnie, może obawiała się tego, że w końcu Sahak powie to, co powinno zostać wypowiedziane, zmuszając ją do konfrontacji z prawdą, o której wiedziała od dawna. Nigdy nie była dla niej konkurencją.
Tahira przymknęła oczy i spróbowała się wyciszyć, uspokoić wewnętrzne drżenia, na rzecz przyjmowania faktów i widzenie przez nie. Tak wiele rudymentarnych dla jej życia spraw, tak mało podpowiedzi. Szczególnie Kochankowie i przyblokowana droga do Cesarzowej, szczególnie patrzący na to z góry Wisielec i w końcu Słońce. Nadejdzie czas, w końcu przyjdzie ten moment. Próbowała ocenić czy czyje strach, czy ulgę na myśl o tym, co nastąpi, zatopiona w przyszłości dalszej niż tych kilka minut dzielących ją od dalszych wydarzeń nocy w piątek trzynastego...
@Louis Moreau
@Sahak Darbinyan obgaduje Cię, więc pomyślałam, że możesz być zainteresowany
_________________
Trzeźwość nie bolała ją tak jak śmiertelników, a jednak wciąż pozostawała tą ponurą, bladolicą siostrę upojenia u boku szarej codzienności. Czy conocności w przypadku wampirzych istnień. Tahira została pozostawiona przez dyrektora opery z mieszanymi uczuciami odnośnie do swojego jakże wyjątkowego prezentu z okazji dwusetnych urodzin. Ojciec miał poczucie humoru, to niewątpliwe. Zamiast dać jej to, czego pragnęła, dał jej to... być może to, czym chciałby, żeby się stała. Wycieczka zakończyła się w podziemiach, zalanych prawem ziemi, która nosiła na swoich barkach ukoronowanie ludzkiej kultury - operę, miejsce spotkań, intryg i snobistycznej egzaltacji, dam i gentlemanów nieświadomych, że fundamenty ich świata gniją niczym zalana piwnica najznamienitszej Opery Garnier.
Odprawiła go, nie chcąc widzieć przymilającej się twarzy, nerwowego języka oblizującego wargi. Było dwóch tajemniczych właścicieli, teraz jeden, równie dziwny, równie etniczny, tak mało francuski. A specjalnie przyszła na tę "wycieczkę" w karminowym dresie, z torbą fantów wprost od adidasa drażniącego oczy francuskim pudelkom. To wszystko nieistotne... Przeszła nieco bezrefleksyjnie po śmierdzącej stęchlizną i grzybem brei, luksusowych podziemi o łukowatym sklepieniu. Wilgoć wchodząca w buty, w nogawki, nie obchodziły jej w ogóle, jej umysł dryfował ponad tym, kierowany pustym spojrzeniem palisandrowych, matowych obecnie oczu. Ojciec naznaczał to miejsce, stygmatyzował je, a jednocześnie Tahira rozpaczliwie doszukiwała się w tym wszystkim znaku, omenu, odpowiedzi...
Przeszła te kilka, kilkanaście kroków do pomieszczenia, o którym jej powiedział ludzki zarządca, które zostało osuszone wyremontowane, przygotowane pod wystawę "Upiór w operze", jakże oryginalnie, skoro to ten budynek był bohaterem poczytnej niegdyś powieści i bardzo chętnie wciąż oglądanego musicalu. Teraz jednak pomieszczenie pozostawało puste, surowe, niczym płótno potraktowane białym gesso, czekającym na wybrane przez rękę stwórcy barwniki. Czy będzie to akwarela? A może jednak tłusty olej? Czuła gęstość i lepkość bieżącej chwili, jej nogi jak ołów z trudem wykonywały każdy krok. Saturnalia może nie były zbyt huczne, ale zwyczajnie, zbyt "rodzinne" jak na jej potrzeby. Zgodnie z oczekiwaniami, trzymanie fasady osoby absolutnie wyzbytej z zazdrości i narcystycznych odpałów, umęczyło ją niebywale. A życie wieczne trwało i nie zamierzało się skończyć...
Gdzieś nad powierzchnią z pewnością wybijała dopiero dziewiąta, kiedy kobieta rozsypywała krąg czarnej soli. Ustawiła też wonne kadzidła w miedzianych kwiatach lotosu, by przykryć miękką kołdrą wonności przestrzenie pachnące raczej bielą gipsu ukrywającego przegnity podziemnym jeziorem grób. Mokre części odzienia pozostawiła przy drzwiach, porzucając je niedbale, upatrując w nich symbol własnego zużycia i nieprzydatności. Myśli wibrowały coraz nachalniej, pytanie formowało się, a talia, jej pierwsza talia czekała owinięta czarnym aksamitem na swoją kolej. W końcu zasiadła w kręgu, ciepło jej ciała opadło tak, aby beton oddzielony od jej skory cienką poduszką nie zakłócał procesu.
Jak mam sobie poradzić... Jak mam żyć dalej, żyć znowu? – szeptała cicho niewielkim kartonikom tańczącym w jej drobnych dłoniach. Obrazy były mocno przetarte, zmęczone wiekiem wspólnych podróży i zaglądania pod halkę przyszłości. Prekognicja. To brzmiało tak dziwnie, ale rozmowy, które miała z Seleną a później z Marcusem, możliwość tego, że to, co czyta z arkanów jest prawdą bardziej niż jej domysłem i wrażliwością odbierania rzeczywistości. Tahira nigdy wcześniej nie pragnęła wierzyć w to mocniej niż dziś. Jak sobie poradzić z myślą o splecionych ciałach i duszach w ogniu chrzczonych?
Szelest tasu w końcu ustał a przed nią, karta po karcie zaczęły się pojawiać kolejne odpowiedzi. Karty, jej najdroższe przyjaciółki, pozostawały bezwzględne w swej surowej ocenie rzeczywistości. A więc kobiecość, pełnia dojrzałości i swobody cesarzowej przecięta związana niewiastą pośród ośmiu mieczy. Już nawet nie płakała, tylko krzywy uśmiech rozkwitł grymasem na ziemistej twarzy.
– No co wy powiecie... – wyrzuciła z siebie, otaczając mały krzyż wielkim. Kochankowie u podstawy zdziwili ją tylko przez chwilę, dalej kwintesencja, destylat działania, wisielec w koronie, jak napis nad głową Chrystusa, zawisł śmiejąc się z niej szyderczo. Odwrócony król mieczy, w którym zwyczajowo upatrywała swojego ojca nawet jej nie zdziwił. Karta przyszłości, co on jeszcze odwali...?
Korzystając z miejsca, ustawiła słup w dół, wypełniając płuca dymem z drewna cedrowego, szałwii i mirry. Z nich wszystkich złowrogie Słońce w pozycji oczekiwań i lęków najbardziej zarezonowało z jej duszą. Transparentność nigdy nie była mocną stroną ich kontaktu, tyle lat ile omijali ten temat, czy naprawdę chciała, aby to się zmieniło? A może wręcz przeciwnie, może obawiała się tego, że w końcu Sahak powie to, co powinno zostać wypowiedziane, zmuszając ją do konfrontacji z prawdą, o której wiedziała od dawna. Nigdy nie była dla niej konkurencją.
Tahira przymknęła oczy i spróbowała się wyciszyć, uspokoić wewnętrzne drżenia, na rzecz przyjmowania faktów i widzenie przez nie. Tak wiele rudymentarnych dla jej życia spraw, tak mało podpowiedzi. Szczególnie Kochankowie i przyblokowana droga do Cesarzowej, szczególnie patrzący na to z góry Wisielec i w końcu Słońce. Nadejdzie czas, w końcu przyjdzie ten moment. Próbowała ocenić czy czyje strach, czy ulgę na myśl o tym, co nastąpi, zatopiona w przyszłości dalszej niż tych kilka minut dzielących ją od dalszych wydarzeń nocy w piątek trzynastego...
@Louis Moreau
@Sahak Darbinyan obgaduje Cię, więc pomyślałam, że możesz być zainteresowany
_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!