We will meet again

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
First topic message reminder :

W radiu leciała ,,Jolene” Dolly Parton, okna były otworzone i przez nie wpływało gorące powietrze. Był środek lata, godzina dwudziesta druga, a Viola i Stanford wracali z dwudniowego przyjęcia u jednego z kontrahentów. Mężczyzna prowadził auto, czarne, najnowsze Dodge Challenger. Było nastrojowo, palił papierosa i kiwał głową w rytm piosenki. Z łatwością mógł powiedzieć, że był szczęśliwy. Od kilku lat pracował jak tylko chciał, parał się nielegalnymi działalnościami, opływał w luksusach i to wszystko u boku kobiety. Z przekonaniem mógł powiedzieć, że nigdy wcześniej takiej nie spotkał. Była ona wyjątkowa. Starsza, bardziej doświadczona, ciepła i z taką samą smykałką do przestępczości jak on. Rozumieli się na wielu stopniach, jedynie emocjonalnie nigdy nie byli sobie bliscy. Aczkolwiek to już wynikało z natury Stanforda. On był zdystansowany, nie umiał współczuć, ani nie miał w sobie za dużo empatii. W sumie to za dużo o sobie nie wiedzieli. Viola nie miała pojęcia, że Stanford Heisenberg to tak naprawdę Maurice Zimmerman. To było częścią ich umowy, jedno nie wiedziało o drugim. Dzięki temu mogli czuć się bezpieczni i nawet gdyby któreś chciało zdradzić, wsypać drugie, to nie miałoby za dużo do powiedzenia. Chroniło ich to przed poznaniem niewygodnych tajemnic, łatwiej im się żyło bez pewnej wiedzy. To już przeszło pięć lat odkąd ze sobą pracowali. Nie byli parą, choć żyli razem. Udawali małżeństwo, ale żadnej przysięgi nie było. Dla Forda to był idealny układ, wszystko miał pod kontrolą, miał babkę koło siebie i do tego nie musiał się angażować. Żyło mu się świetnie. Akurat zjeżdżali z drogi w stronę Gables Estates, gdzie mieli swoją willę. Koszulę miał rozpiętą u góry, ponieważ było wyjątkowo gorąco, a włosy mu powiewały wraz z wiatrem, który się tworzył przez zawrotną prędkość, z którą jechał.

- Na zimę musimy jechać na Barbados. Cassian, wiesz, ten szczurowaty, nas zaprasza. Mówi, że tam mają wyjątkowo dobrą krew. - Odezwał się, gdy akurat przełączał muzykę. Stanęło na najnowszą piosenkę ABBY, SOS. Od razu się uśmiechnął, choć robił to rzadko i zaczął śpiewać. Jak na kogoś tak toksycznie męskiego, dużo czasu spędzał przed lustrem i na słuchaniu szwedzkiego popu. Oczywiście, gdyby jechał z kimś innym to by wybrał inne nuty. Aczkolwiek zgrał na kasetę takie szlagiery i teraz je puszczał na okrągło. Mieli z Violą zasadę, że co podróż, to inne wybiera soundtrack. Teraz była jego kolej, więc brunetka musiała jakoś to przełknąć i kiwać się z nim albo pod nosem marudzić.

W końcu dojechali do domu, Stan wyskoczył pierwszy z auta i poszedł otworzyć drzwi kobiecie, żeby i ona wysiadła. Bądź co bądź, można było wymienić jego wiele złych cech. Narcystyczny, egoistyczny, nieczuły, chłodny jak skurwysyn, aczkolwiek kulturalny to on był. Wyciągnął kolejnego papierosa i zapalił go wchodząc do środka.
- Noc jeszcze młoda, idziemy na basen? - Zapytał rozpinając jedną ręką koszulę. Było tak okrutnie gorąco. Gdy Violka się zgodziła, poszedł przebrać się w spodenki do pływania, zgarnął szkatułkę z towarem i rurką do wciągania, a następnie popędził na dwór. Usiadł na jednym z leżaków i zaczął im sypać kreski w oczekiwaniu na kobietę. Na dworze mieli ustawione radio, więc teraz była jej kolej wybrać muzykę. Jakoś musieli się dzielić, bo obydwoje to były uparte bestie i inaczej pół godziny by się kłócili co i kto puszcza. A tak, mieli system na zmianę i jakoś szło. Jak już do niego dołączyła, to wciągnął kreskę. Odchylił się do tyłu i jeszcze kilka razy pociągnął nosem. To było coś. Jako wampir nie musiał się martwić, że przedawkuje, więc zawsze sypał grube i długie. Takie co by zabiły niejednego.
- Dobry ten towar, najlepszy - wydusił z siebie i starł palcem resztki proszku z nosa. Jak on uwielbiał ten brak zobowiązania. Sama myśl, że nie jest nic jej winny sprawiała, że żyło mu się lepiej. Dlatego też spojrzał się na nią ciepło, tak się chłopak rozmarzył tym wszystkim.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Charlotte Stewart

Charlotte Stewart
Liczba postów : 46
Viola bywała niezwykle naiwna. Czasami na siłę doszukiwała się w ludziach to co chciała widzieć. Może dlatego kończyła w taki, a nie inny sposób? Może stąd jej problemy  w nawiązaniu trwałej relacji z drugą osobą? Wiedziała jaki był Stan, a i tak postanowiła to zignorować. Brak jego odpowiedzi na jej słowa było sporą podpowiedzią. Czyżby o to się rozchodziło? Nie zamierzała jednak nic zrobić. Zachowywać się normalnie, dzień jak co dzień. Zamierzała dokończyć z nim ten taniec, może przeciągnąć jeszcze do godziny. Musiała posprzątać, przygotować kolację, pójść się wykąpać i potem położyć się w łóżku. Zapewne nie zaśnie, ale nie zamierzała mu niczego utrudniać. Cokolwiek chciał zrobić, droga wolna. Nie mogła nikomu narzucać swojej woli i tego co chciała. Nawet jej coś takiego przez myśl nie przyszło.
Skończyli tańczyć, a ona zajęła się tym czym zawsze. Ogarnęła ich ogród, posprzątała stoliku, zabrała ręczniki i rozwiesiła je w łazience. Zrobiła im makaron taki jaki lubił, wybrała nawet ich najlepsze wino. Miało zostać na jakąś okazję, ale już nie pamiętała jaką. Nie miało już to chyba znaczenia. Najwyżej ukradną inne, jeszcze lepsze. Próbowała domyśleć się co zamierza zrobić. Przeczuwała, że coś jest nie tak, ale milczała. Nakryła do stołu, nałożyła im oboje jedzenia. Nie chciało już jej się zbierać naczyń i ich myć, mogła to zrobić później. Poszła na górę, zrobiła sobie kąpiel, zajęła łazienkę na długo, ale trudno miał drugą. Leżała w wannie, była spokojna, skupiona. Spokój tylko spokój mógł nas uratować. Po kąpieli poszła do sypialni. Tam nakładała balsam do ciała i czekała aż Stan przyjdzie. Gdy przyszedł wstała go pocałować. Przyciągnęła go do siebie i na łóżku. Ostatni taniec, ostatnie zbliżenie.
Próbowała zasnąć, ale nie dała rady. Nie kręciła się, nie wierciła, leżała po swojej strony i patrzyła na zegarek na to jak czas mijał. Nie mogła zasnąć, a obecność Stana ją z jakiegoś powodu drażniła. Wstała, ubrała się. Powiedziała, że pójdzie sprawdzić co u Rory, bo wydawała się czymś zmartwiona. Pojechała pod jej dom, ale widząc wszystkie światła zgaszone zawróciła. Nie chciała jeszcze wracać, pojechała więc nad wodę. Tam usiadła na brzegu. Czekała aż zrobi się na dworze na tyle jasno, że będzie musiała wrócić. Nie chciała przecież spłonąć żywcem. Zamieszanie jakie, by to spowodowało. Nie warto było. Myślała nad tym co się stało w domu. Nie dawało jej to spokoju, a im dłużej nad tym myślała tym gorzej się czuła. Wsłuchała się w szum wody, który był dla niej uspokajający. Przypomniała sobie zimne wieczory w Szkocji, ciemną plażę i wysokie skały.

Maurice Hoffman

Maurice Hoffman
Liczba postów : 400
Maurice wiedział co musi zrobić, jedynie nie wiedział jak. Więc dzielnie przeżuwał kolację, choć jeść wcale nie lubił. Pił wino i próbował prowadzić jakiś small talk. Starał się jak najbardziej normalnie zachowywać, chociaż jeszcze tamta wersja Maurycego, miała pewne usterki. Przeciekały nieznacznie przez niego różne emocje i choć obiektywnie dobrze się trzymał. To Viola mogła coś dostrzec. Małe przestawienie się sytuacji. Nie posprzątali, nie miał nawet głowy do mycia talerzy, nastawiania zmywarek i takich pierdół. W jego głowie realizował się plan, praca koncepcyjna pełną parą. Miał spakowaną walizkę awaryjną, był to must have w jego zawodzie. Musiał jedynie przenieść całą zawartość jego sejfu, ponieważ mieli oddzielne i się zawinąć. Zostawić Stanforda Heisenberga w Miami, wrócić do Maurice’a Zimmermana i Europy. Nie było to dla niego łatwe, zostawić wszystko za sobą. Szczególnie ciężkie dla niego było zostawienie Violi. Wbrew pozorom, wcale nie chciał jej porzucać. Gdyby tylko potrafił, gdyby tylko mógł, zostałby z nią i zgodził się może nie na ślub, ale na normalne bycie razem. W podkoloryzowanej, optymistycznej rzeczywistości, pewnego dnia, by się jej oświadczył. Wiedział jakie lubiła pierścionki, nie raz jej kupował prezenty bez okazji, więc stał się pewnego rodzaju ekspertem od biżuterii, którą kobieta lubiła nosić. Wybrałby najpiękniejszy, najdroższy i klęknąłby na to jedno kolano i poprosiłby ją o rękę. Ślub byłby huczny, wszyscy ich koledzy na miejscu, Lilith i Isaac by się naćpali. Cordelia by omijała Loya na kilometr, Saxa i Cassian pewnie by skończyli płacząc. Thaddeus i Aurora by już byli z małym dzieciakiem. Kokaina by się sypała, białe róże, sukienki, garnitury, porcelanowa zastawa. Pojechaliby na podróż poślubną gdzieś daleko od Kanady. Codziennie by się kochali, wyznawali sobie miłość i cieszyliby się własnym towarzystwem, Potem by mogli mieć dzieci, gdyby tego chcieli. Małe wampirzątka bawiłyby się z dziećmi ich przyjaciół. Jeździliby na wspólne wakacje z Rory i Deusem, żeby ich pociechy miały towarzystwo. Nie ominąłby ich cały szał kupowania ładnych ubranek, uroczych smoczków i kolorowych zabawek. Stan by zbudował domek na drzewie, żeby ich syn lub córka mieli się, gdzie bawić. Kupiliby te bujane fotele i z nich oglądali jak w nocy dzieci się bawią. Potem by znowu zostali sami, kontynuowaliby szalone życie hedonistów, ale wspólnie. Maurice wiedział co traci, był tego całkowicie świadomy. Nie umiał zapomnieć też tych wszystkich wspólnych chwil. Viola była starsza, cieplejsza, wyrozumiała. Traktowała go dobrze, bardzo dobrze. Razem kradli, napadali i mordowali. Świetnie się razem bawili. Mieli wspólnych znajomych, wspólne tematy do rozmów. Jeździli na wszelakie wakacje, zwiedzał z nią Amerykę Południową oraz północną. Spędzili razem pięć lat. I może dla wampira to krótko, ale dla Maurice’a to były piękne czasy, jedne z najpiękniejszych w jego życiu. Przygniatało to go od środka, dusił się wręcz pod ciężarem wspomnień i żalu. Tylko, że on naprawdę nie umiał wejść w tę relację. Nie było go stać na wyznawanie miłości, nie umiał i nie chciał podejmować tej decyzji. I choć wizja ślubu, którą zaimplementowała mu w głowę V, była piękna. To on tego nie chciał. To nie było dla niego. On był z domu Zimmerman. Był synem Silvana i Renaty. Nie był archetypem kochanka, a antagonisty, który zostawia za sobą tylko śmierć i zgliszcza. Pogodził się z tym i tym razem miał grać rolę tego złego. Balans musiał pozostać zachowany. Maurice nie chciał żony, nie chciał dzieci, nie chciał zobowiązania. Kochał swoje życie bez obowiązków i nie był gotowy wymienić je na cokolwiek innego. Był za młody, za głupi i monotonia życia codziennego zupełnie nie była dla niego. Dlatego też podjął decyzję o ucieczce.

Nie spał, czekał aż Viola zaśnie, ale i ona miała z tym problem. Dopiero, gdy wstała i usłyszał furkot zamykającej się bramy, poderwał się. Złapał awaryjną walizkę, wziął drugą i zaczął do niej wrzucać rzeczy z sejfu. Zegarki, pieniądze, broń, diamenty, złoto. Wszystko. Łapał torby jak leci i wsypywał do nich jego majątek. Wziął kilka ulubionych ubrań, bardzo mało i ze wszystkimi tobołkami zleciał na dół. Wpakował wszystko do bagażnika jego auta i wrócił tylko na chwilę pożegnać się z domem. Bardzo lubił co wspólnie w nim stworzyli. Popatrzył z nostalgią na ich fotele, symetrycznie postawione przed kominkiem. Po co był im kominek na Florydzie? Nie wiem. Ale mieli. A nad nim wisiał ich portrecik. Bez większego namysłu, chwycił ramę i ściągnął go ze ściany. Spakował wszystko do auta i z piskiem opon, opuścił dom. Słońce już wschodziło, więc jechał jak najszybciej, żeby zatrzymać się w jakimś hotelu. Płakał. Zaczęły mu lecieć łzy z oczu i nie potrafił ich powstrzymać. To był koniec. Nie oszukiwał się, że kiedyś się jeszcze zobaczą. Nie wierzył w to. Ba, wolał żeby już nigdy więcej się nie widzieli. W świecie Maurice’a nie było miejsca na miłość, słabość i związki. Lepiej dla ich dwójki będzie, żeby zapomnieli o sobie i żyli dalej. Szczerze życzył Violi, żeby szybko o nim zapomniała i znalazła kogoś nowego. Wiedział, że czas nie wyleczy ran, że rany będzie musiał leczyć sam. Ale też był świadomy tego, że podjął jedyną możliwą decyzję. Miał ponad dwieście na liczniku i palił. Łzy się lały po jego policzkach, a on jechał jak najdalej. Z dala od ich miejsca. Nie wiedział co czuł, był w pewnej apatii i jedyne czego był pewien to to, że zaraz się rozbije jak nie przestanie płakać. Udało mu się dojechać do hotelu przy porcie, zamierzał przebyć drogę do Europy rejsem. Takim sposobem mógłby ominąć promienie słoneczne, chowając się w kajucie za dnia. Gdy już słońce zaszło, miał w ręce bilet, fałszywy paszport, a za sobą bagaże. To był koniec. Wielki koniec Stanforda Heisenberga. Było mu przykro, że już nigdy nie będzie miał kontaktu z Cassianem, Cordelią, czy też Loyem. Zasługiwali na ładne pożegnanie. Tak samo jak Viola. Tylko, że był świadomy tego, że gdyby miał się żegnać, to by tego nigdy nie zrobił. Jego odwaga kończyła się tam, gdzie zaczynały się zakamarki uczuć. Musiał je zwalczyć, pozbyć się ich. Ostatni raz spojrzał się na Miami już będąc na statku. Kierunek? Portugalia. Stamtąd się przedostanie gdziekolwiek w głąb Europy. Musiał po prostu szybko uciec, szybko zakopać zwłoki, którymi była jego relacja z V.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Charlotte Stewart

Charlotte Stewart
Liczba postów : 46
Wyjście z domu było rozsądne. Wracała do niego nie śpiesząc się zbytnio. Cieszyła się tą chwilą ciszy przed burzą. Intuicja jej podpowiadała, że to co może spotkać wcale jej się nie spodoba. Jednak co mogło się stać z czym, by sobie nie poradziła? Zaszła już tak daleko, nieszczęśliwe małżeństwa, wojna. Spędziła tutaj dobry czas, robiąc to co chciała. Mogła się wyszaleć. Była przede wszystkim Stanowi wdzięczna za ten czas. Podobało jej się co tutaj stworzyli razem. Lubiła ich znajomych, lubiła tą okolicę. Lubiła noce nad wodą, która była tusz po zachodzie słońca przyjemnie ciepła. Lubiła swoje letnie sukienki, okulary przeciwsłoneczne. Lubiła swoją snajperkę, którą od niego dostała. Podobało jej się ich wspólne życie. Szczęśliwe małżeństwo, rozpieszczona, ale opiekuńcza żona. Ta sztuka była niezwykle przyjemna w odgrywaniu. Poznanie Stana było pewną przygodą samą w sobie. Widząc go po raz pierwszy wiedziała, że to będzie coś więcej niż bycie zwyczajnie partnerami w biznesie. Podobało jej się jak od razu się zgrali, wiedzieli co mają robić. To tym ją zaciekawił to sprawiło, że nie odpuściła. Normalnie po takim niewypale opuściłaby to miejsce, zabrała się i wróciła. Została dla niego, bo chciała go bliżej poznać. Była ciekawa gdzie ich to zaniesie. Nie planowała, by tak wszystko się potoczyło. Naprawdę chciała tylko bliżej poznać tą tajemniczą postać, mężczyznę, który ramię w ramię strzelał z nią tak jakby robili to od lat.
Jechała powoli, minęła sklep jubilerski na który napadli po raz pierwszy. Stał w szeregu z innymi budynkami. Zdobyli plany, dostali się górą. Była pełna podziwu, że utrzymali biznes po tym. Wspominała z rozczuleniem tą niepewność jaką jeszcze czuła przy pierwszym razie. Zastanawiała się czy na pewno jej nie wystawi? Poznali się w sytuacji kryzysowej, musieli współpracować, bo pojedynczo, by nie dali rady. No, ale potem? Miał pełne prawo zrobić ją w chuja gdyby chciał, ale tego nie zrobił. Jak do tego doszło, że zamieszkali razem? Najpierw mieszkanie, a potem wybudowali sobie swój dom. Viola zrobiła plan. Pamiętała te nerwy jakie odczuwała z każdym pociągnięciem ołówka. To miał być ich dom, musiała to być najpiękniejsza budowla. Niestety amerykanie nie znali się ani trochę na architekturze. Patrzyli na nią jak na idiotkę gdy uwzględniła kominek. Zależało jej od zawsze, by w domu był kominek. Dla niej to było takie serce. Można było przy nim siedzieć z rodziną wspólnie. Ktoś czytał, ktoś oglądał telewizję. Oczywiście w jej domu w Szkocji był kominek. Może to kwestia dobrych wspomnień? Stanowi spodobał się plan i jej zamysł. Zamieszkali razem. To był ciekawy proces gdy z planu tworzył się dom. Bo to raptem tylko ściany, podłogi, okna i dach. To co wnosiło się do niego i z kim żyło tworzyło to miejsce domem. Ich dom był duży, pokaźny, zdobionymi dziełami sztuki. Kochała go, było to ich miejsce. Jednak przede wszystkim to ich dwójka tworzyła ten dom, nikt inny. Bez niego to ponownie była posiadłość, miejsce tylko z o wiele większą ceną. Może dlatego zdecydowała się na to na co się zdecydowała.
Wróciła do domu i zastała go pustego. Stanęła w salonie, patrzyła na ślad jaki po sobie zostawił obraz nad kominkiem. Było dokładnie widać gdzie wisiał. Mówiła mu, że to pora odmalować ściany. Ale serio to też musiał zabrać? Rozejrzała się orientacyjnie, by wiedzieć co zabrał, liczyła, że nie wziął nic z jej rzeczy. Zabrała swoje walizki i zaczęła je spokojnie pakować. Jej się nie śpieszyło. Była spokojna, bo co innego miała zrobić? Płakać za nim? Odszedł, żadna łza go nie przywróci, nie sprawi, że zawróci. Nawet jej na tym nie zależało. Wyjechał to znaczyło, że tak chciał postąpić i to jego wybór. Nie mogła tego zmienić, to nie była jej rola. Ona miała go wspierać, wykazać się cierpliwością i zrozumieniem. To też zrobiła. Rozumiała, że tak poczuł, że tak chciał. Nie kwestionowała tego. Wiedziała jak to jest. Ile razy jej intuicja kazała się zabierać i wyjeżdżać? Sama wyjechała od rodziny, prowadzona swoją skomplikowaną logiką. Myślała o nich pakując się. Robiła to za każdym razem gdy się pakowała. Myślała, że powinna wrócić, że powinna pojechać do nich, a wybierała przeciwny kierunek. Chciała wrócić, chciała powiedzieć, że zostanie, że się zmieni. Marzyła, by móc przyjechać i pochwalić się bratu swoim osiągnięciem, powiedzieć Reni, że ogarnęła się, że poznała siebie i wiedziała co chce w życiu. Prawda leżała bardzo daleko od tego. Nie było jej ani trochę blisko do ogarniętej osoby, pewnej swojego miejsca i tego co chciała. Obiecała sobie, że wróci gdy będzie mogła żyć spokojnie obok nich. Nie mogła tego obecnie zapewnić im. Nie chciała im psuć życia swoja osobą. Dlatego jeszcze raz wstrzymała sie od powrotu.
Myślała gdzie się wybierze. Stan nie zostawił jej żadnej wskazówki gdzie on się wybiera. Naturalnie udałaby się w przeciwnym kierunku. Może Hiszpania? Pasowały jej ciepłe kraje. Była to pewna opcja.
Położyła się spać, ale tylko po to, by mieć siły prowadzić auto. Wolała nie zasnąć za kierownicą. Spakowała swoje ulubione ubrania, dokumenty i najważniejsze dla niej rzeczy. Spakowałaby ich portret, ale drań ją uprzedził. Gdyby wiedziała, że zamierza wyjechać nie oddałaby mu tego. Czemu niby on miał większe prawa do niego jak ona? Ona zleciła namalowanie go! Liczyła, że nigdy go już nie spotka, bo tego obrazu to nie daruje mu. Oczywiście będzie chciała zwrotu.  
Obudziła się wraz z pierwszym budzikiem. Miała bardzo niespokojny sen. Przewracała się z jednego boku na drugi. Zaniosła swoje rzeczy do auta. Nie mogła wcześniej, bo był już dzień. Teraz w spokoju poukładała wszystko. Liczyła, że za bardzo nie obciąży auta. Lubiła nawet amerykańskie pojazdy. Miały swój urok. Będzie musiała w Europie kupić kolejne. Może Madryt? O tak, to było idealne. Ubrała się wygodnie na podróż, jeansy, koszulka, płaskie buty. Włosy związała w warkocze. Za uchem miała papierosa. Nie mogła jeszcze zapalić, musiała najpierw zrobić coś ważnego. Poszła do garażu, wyjęła kilka kanistrów z benzyną. Wróciła do budynku. Zaczęła od przestawienia ich foteli. Zawsze stały prosto, bo on tak chciał, a pod ukosem wyglądały o wiele lepiej. Czemu on tego nie dostrzegał? Polała je i przeszła dalej. Zalała  każdy z pomieszczeń. Przechodząc z ich sypialni zauważyła srebrną zapalniczkę, którą chyba kiedyś zakosiła ze stacji benzynowej gdy jechali do domu, ot sprzedawca ją zirytował wtedy. Schowała ją do tylnej kieszeni. Wyszła na ogród, tam podlała wszystkie krzewy, drzewa i trawnik. Akurat była jej kolej ogarnąć ogród. Na stoliku stała jeszcze butelka alkoholu, złapała za nią i wzięła łyk. Niechcący trawnik się zapalił.  
Stanęła przed domem, opróżniła butelkę, wypijając resztkę alkoholu duszkiem. Wyjęła z walizki jakąś apaszkę. Napełniła butelkę benzyną, upchała do niej materiał, a następnie podpaliła go. Drzwi do domu były otwarte, wycelowała nią do środka. Tam stał stos papierów, które należało spalić. Nikt nie mógł ich namierzyć, Viola i Stanford to była przeszłość i tam mieli pozostać. Usiadła na masce auta i obserwowała jak wszystko zajmuje ogień. Zrobiła nawet pamiątkowe zdjęcie, które wrzuciła do schowka w aucie. Przypomniała sobie o papierosie, odpaliła go i usiadła za kierownicą. Zwinęła się gdy przyjechała straż pożarna. Kierunek: przed siebie, tylko nie do Kanady.
[zt x2]

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach