Liczba postów : 400
First topic message reminder :
W radiu leciała ,,Jolene” Dolly Parton, okna były otworzone i przez nie wpływało gorące powietrze. Był środek lata, godzina dwudziesta druga, a Viola i Stanford wracali z dwudniowego przyjęcia u jednego z kontrahentów. Mężczyzna prowadził auto, czarne, najnowsze Dodge Challenger. Było nastrojowo, palił papierosa i kiwał głową w rytm piosenki. Z łatwością mógł powiedzieć, że był szczęśliwy. Od kilku lat pracował jak tylko chciał, parał się nielegalnymi działalnościami, opływał w luksusach i to wszystko u boku kobiety. Z przekonaniem mógł powiedzieć, że nigdy wcześniej takiej nie spotkał. Była ona wyjątkowa. Starsza, bardziej doświadczona, ciepła i z taką samą smykałką do przestępczości jak on. Rozumieli się na wielu stopniach, jedynie emocjonalnie nigdy nie byli sobie bliscy. Aczkolwiek to już wynikało z natury Stanforda. On był zdystansowany, nie umiał współczuć, ani nie miał w sobie za dużo empatii. W sumie to za dużo o sobie nie wiedzieli. Viola nie miała pojęcia, że Stanford Heisenberg to tak naprawdę Maurice Zimmerman. To było częścią ich umowy, jedno nie wiedziało o drugim. Dzięki temu mogli czuć się bezpieczni i nawet gdyby któreś chciało zdradzić, wsypać drugie, to nie miałoby za dużo do powiedzenia. Chroniło ich to przed poznaniem niewygodnych tajemnic, łatwiej im się żyło bez pewnej wiedzy. To już przeszło pięć lat odkąd ze sobą pracowali. Nie byli parą, choć żyli razem. Udawali małżeństwo, ale żadnej przysięgi nie było. Dla Forda to był idealny układ, wszystko miał pod kontrolą, miał babkę koło siebie i do tego nie musiał się angażować. Żyło mu się świetnie. Akurat zjeżdżali z drogi w stronę Gables Estates, gdzie mieli swoją willę. Koszulę miał rozpiętą u góry, ponieważ było wyjątkowo gorąco, a włosy mu powiewały wraz z wiatrem, który się tworzył przez zawrotną prędkość, z którą jechał.
- Na zimę musimy jechać na Barbados. Cassian, wiesz, ten szczurowaty, nas zaprasza. Mówi, że tam mają wyjątkowo dobrą krew. - Odezwał się, gdy akurat przełączał muzykę. Stanęło na najnowszą piosenkę ABBY, SOS. Od razu się uśmiechnął, choć robił to rzadko i zaczął śpiewać. Jak na kogoś tak toksycznie męskiego, dużo czasu spędzał przed lustrem i na słuchaniu szwedzkiego popu. Oczywiście, gdyby jechał z kimś innym to by wybrał inne nuty. Aczkolwiek zgrał na kasetę takie szlagiery i teraz je puszczał na okrągło. Mieli z Violą zasadę, że co podróż, to inne wybiera soundtrack. Teraz była jego kolej, więc brunetka musiała jakoś to przełknąć i kiwać się z nim albo pod nosem marudzić.
W końcu dojechali do domu, Stan wyskoczył pierwszy z auta i poszedł otworzyć drzwi kobiecie, żeby i ona wysiadła. Bądź co bądź, można było wymienić jego wiele złych cech. Narcystyczny, egoistyczny, nieczuły, chłodny jak skurwysyn, aczkolwiek kulturalny to on był. Wyciągnął kolejnego papierosa i zapalił go wchodząc do środka.
- Noc jeszcze młoda, idziemy na basen? - Zapytał rozpinając jedną ręką koszulę. Było tak okrutnie gorąco. Gdy Violka się zgodziła, poszedł przebrać się w spodenki do pływania, zgarnął szkatułkę z towarem i rurką do wciągania, a następnie popędził na dwór. Usiadł na jednym z leżaków i zaczął im sypać kreski w oczekiwaniu na kobietę. Na dworze mieli ustawione radio, więc teraz była jej kolej wybrać muzykę. Jakoś musieli się dzielić, bo obydwoje to były uparte bestie i inaczej pół godziny by się kłócili co i kto puszcza. A tak, mieli system na zmianę i jakoś szło. Jak już do niego dołączyła, to wciągnął kreskę. Odchylił się do tyłu i jeszcze kilka razy pociągnął nosem. To było coś. Jako wampir nie musiał się martwić, że przedawkuje, więc zawsze sypał grube i długie. Takie co by zabiły niejednego.
- Dobry ten towar, najlepszy - wydusił z siebie i starł palcem resztki proszku z nosa. Jak on uwielbiał ten brak zobowiązania. Sama myśl, że nie jest nic jej winny sprawiała, że żyło mu się lepiej. Dlatego też spojrzał się na nią ciepło, tak się chłopak rozmarzył tym wszystkim.
W radiu leciała ,,Jolene” Dolly Parton, okna były otworzone i przez nie wpływało gorące powietrze. Był środek lata, godzina dwudziesta druga, a Viola i Stanford wracali z dwudniowego przyjęcia u jednego z kontrahentów. Mężczyzna prowadził auto, czarne, najnowsze Dodge Challenger. Było nastrojowo, palił papierosa i kiwał głową w rytm piosenki. Z łatwością mógł powiedzieć, że był szczęśliwy. Od kilku lat pracował jak tylko chciał, parał się nielegalnymi działalnościami, opływał w luksusach i to wszystko u boku kobiety. Z przekonaniem mógł powiedzieć, że nigdy wcześniej takiej nie spotkał. Była ona wyjątkowa. Starsza, bardziej doświadczona, ciepła i z taką samą smykałką do przestępczości jak on. Rozumieli się na wielu stopniach, jedynie emocjonalnie nigdy nie byli sobie bliscy. Aczkolwiek to już wynikało z natury Stanforda. On był zdystansowany, nie umiał współczuć, ani nie miał w sobie za dużo empatii. W sumie to za dużo o sobie nie wiedzieli. Viola nie miała pojęcia, że Stanford Heisenberg to tak naprawdę Maurice Zimmerman. To było częścią ich umowy, jedno nie wiedziało o drugim. Dzięki temu mogli czuć się bezpieczni i nawet gdyby któreś chciało zdradzić, wsypać drugie, to nie miałoby za dużo do powiedzenia. Chroniło ich to przed poznaniem niewygodnych tajemnic, łatwiej im się żyło bez pewnej wiedzy. To już przeszło pięć lat odkąd ze sobą pracowali. Nie byli parą, choć żyli razem. Udawali małżeństwo, ale żadnej przysięgi nie było. Dla Forda to był idealny układ, wszystko miał pod kontrolą, miał babkę koło siebie i do tego nie musiał się angażować. Żyło mu się świetnie. Akurat zjeżdżali z drogi w stronę Gables Estates, gdzie mieli swoją willę. Koszulę miał rozpiętą u góry, ponieważ było wyjątkowo gorąco, a włosy mu powiewały wraz z wiatrem, który się tworzył przez zawrotną prędkość, z którą jechał.
- Na zimę musimy jechać na Barbados. Cassian, wiesz, ten szczurowaty, nas zaprasza. Mówi, że tam mają wyjątkowo dobrą krew. - Odezwał się, gdy akurat przełączał muzykę. Stanęło na najnowszą piosenkę ABBY, SOS. Od razu się uśmiechnął, choć robił to rzadko i zaczął śpiewać. Jak na kogoś tak toksycznie męskiego, dużo czasu spędzał przed lustrem i na słuchaniu szwedzkiego popu. Oczywiście, gdyby jechał z kimś innym to by wybrał inne nuty. Aczkolwiek zgrał na kasetę takie szlagiery i teraz je puszczał na okrągło. Mieli z Violą zasadę, że co podróż, to inne wybiera soundtrack. Teraz była jego kolej, więc brunetka musiała jakoś to przełknąć i kiwać się z nim albo pod nosem marudzić.
W końcu dojechali do domu, Stan wyskoczył pierwszy z auta i poszedł otworzyć drzwi kobiecie, żeby i ona wysiadła. Bądź co bądź, można było wymienić jego wiele złych cech. Narcystyczny, egoistyczny, nieczuły, chłodny jak skurwysyn, aczkolwiek kulturalny to on był. Wyciągnął kolejnego papierosa i zapalił go wchodząc do środka.
- Noc jeszcze młoda, idziemy na basen? - Zapytał rozpinając jedną ręką koszulę. Było tak okrutnie gorąco. Gdy Violka się zgodziła, poszedł przebrać się w spodenki do pływania, zgarnął szkatułkę z towarem i rurką do wciągania, a następnie popędził na dwór. Usiadł na jednym z leżaków i zaczął im sypać kreski w oczekiwaniu na kobietę. Na dworze mieli ustawione radio, więc teraz była jej kolej wybrać muzykę. Jakoś musieli się dzielić, bo obydwoje to były uparte bestie i inaczej pół godziny by się kłócili co i kto puszcza. A tak, mieli system na zmianę i jakoś szło. Jak już do niego dołączyła, to wciągnął kreskę. Odchylił się do tyłu i jeszcze kilka razy pociągnął nosem. To było coś. Jako wampir nie musiał się martwić, że przedawkuje, więc zawsze sypał grube i długie. Takie co by zabiły niejednego.
- Dobry ten towar, najlepszy - wydusił z siebie i starł palcem resztki proszku z nosa. Jak on uwielbiał ten brak zobowiązania. Sama myśl, że nie jest nic jej winny sprawiała, że żyło mu się lepiej. Dlatego też spojrzał się na nią ciepło, tak się chłopak rozmarzył tym wszystkim.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!