Nie wiedziała czy to, co się dzieje między nimi jest właściwe. Jednak teraz kierowała nią zwyczajną słabość człowieka, który nie potrafi się przed czymś powstrzymać. Zmysły Miny płonęły żywym ogniem, przypominając sobie wszelakie tęsknoty oraz pragnienia uśpione przez dekady. Do tego miała przy sobie mężczyznę, który nie był jej obojętny. Chciała czuć jego dłonie na sobie, oddech na skórze i wszystko, co z nim związane. Nie myślała teraz o tym, co będzie później... Może jakoś podświadomie obstawiała, że sobie poradzą? Mogliby to potraktować, jak kolejny etap ich znajomości. W końcu miała pewność, że Archibald również tego chce. Starała się teraz, aby nie docierały do niej złe myśli, jak ta o jego zmarłej ukochanej. Powiedział jej przecież, że widzi w niej już tylko Philomenę, chciała, aby tak pozostało. Lepiej myśleć, że to dla nich nowy start, który może przynieść sporo dobrego. Po co nastawiać się na katastrofę?
Nie mógł się ciągle bać, że ponownie kogoś straci, przez to również nie potrafi żyć w spokoju. Deveraux jest silna, Jan widać bywa nawet dominująca, czego się Sinclair nie spodziewał. Wzięła sprawy w swoje ręce, pozostawiając mu prosty wybór. Pojawiła się przepaść między obecną Miną, a tą którą uratował sześćdziesiąt lat temu. Wiele przeżyła, wzmocniła się, teraz wiedziała, czego chce od życia oraz świata. Obecnie skupiała się na ich pragnieniach, chciała powrócić do zwiedzania drobnymi dłońmi jego ciała. Każda blizna była dla niej cenna, celebrowana. Każdy ten ślad kształtował go, poniekąd również mocno zniszczył. Jednak nie uciekał od jej dotyku, wręcz przeciwnie łaknął go. Serce chciało jej wyskoczyć z piersi, ponieważ dawno nie pozwalała nikomu na tak wiele. Ostatni raz ktoś ją w ten sposób dotykał, kiedy jeszcze była człowiekiem.
Ciężko było się oderwać od siebie, ale w końcu wyszli z lokalu. Chyba nigdy wcześniej aż tak szybko nigdzie nie dotarli, jak teraz. Sprawnie wspięli się po schodach prowadzących do jej mieszkania, oczywiście w międzyczasie wymieniając krótkie pocałunki. Pierwsze co to pozbyła się okrągłych kolczyków, które teraz jedynie przeszkadzały, odrzucając je gdzieś w kąt. Upadły z cichym brzdękiem, a wraz z nimi długi płaszcz Deveraux wylądował na podłodze.
- Tutaj mamy tylko siebie. - odezwała się cicho, stając na przeciwko niego i układając dłonie na karku mężczyzny. – Na czym to skończyliśmy? – dodała jeszcze, uśmiechając się figlarnie.
@Archibald Sinclair