That's the best apology I got. Take it or leave it.

2 posters

Go down

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Te nocne spacery rzeczywiście stały się dla nich pewną tradycją. Philomena jest pierwszą i jedyną osobą, którą przemienił. Nie miał pojęcia jak miał podejść do tego całego tematu bycia Stwórcą. Do tej pory był zdany tylko i wyłącznie na siebie. Pojmany na samym początku swojej nadnaturalnej przygody przez Inkwizycję, dekady później uratowany przez Marcusa. Nie miał zbyt wielu okazji do zgłębiania tematu własnej rasy. Z resztą przez wiele wieków i właściwie po dziś dzień uważał swoją przypadłość za przekleństwo. Był cholernym pasożytem i niczym więcej. Nie wnosił nic do naturalnego balansu. Po tym co zrobiła mu Inkwizycja zamknął się w sobie. Nie przebywał z innymi wampirami, izolował się. Chociaż przemienił ją już wiele dekad później, nawet wtedy miał bardzo mgliste pojęcie o tym jak to wszystko powinno działać.
Jego metodą były właśnie te wieczorne spacery. Z początku Mina obawiała się wychodzenia po zmroku. Naturalnie, miała z tym traumatyczne wspomnienia. Specjalnie wybierał wtedy miejsca, gdzie ktoś mógłby ich napaść by pokazać jej, że nie jest już tak bezbronna, a tym samym by nabrała więcej pewności siebie. Kolacje, obiady, które jej później przygotowywał miały być swoistym łącznikiem z dawnym życiem. Byciem człowiekiem. Nie chciał by to zatraciła. Powinna być lepsza niż on. Połączyć ludzką wrażliwość z wampirzą bezwzględnością. Z czasem te spacery stały się po prostu jedną z tradycji, nawet kiedy zamieszkali już osobno, a ona stanęła na nogi o własnych siłach.
To rzeczywiście był chyba najlepszy sposób by zadośćuczynić za to, jak zniknął z jej życia. Nocne powietrze zawsze przynosiło ukojenie. Nawet w takim mieście jak Paryż. Po drodze zgarnęli oczywiście kilka rzeczy od lokalnych dostawców, jak to mieli w zwyczaju. Nikt tego nie wiedział, lecz Archie był cholernie dobrym kucharzem. To jego forma terapii.
Wchodząc do jej mieszkania czuł się jak u siebie. Nic się nie zmieniło. Ściągnął płaszcz oraz marynarkę w przedpokoju, buty zostawił przy wejściu. Od razu wziął się za rozpakowywanie zakupów, a gdy to było gotowe już podwijał rękawy by wziąć się do roboty.
- Masz jakieś życzenia co do dzisiejszej kolacji? - spojrzał na nią obierając już cebulę nie wiedząc tylko jeszcze jak powinien ją poszatkować.
Trzeba było przyznać, że całkiem dobrze wyglądał w kuchni. Z tą ściereczką przewieszoną przez ramię i eleganckiej kamizelce. Teraz w dobrym świetle mogła pewnie dostrzec, że trochę zarósł. Wyraźnie nie dbał o siebie szczególnie dobrze w ostatnich miesiącach, a może nawet i latach.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Jak to się mówi - "przez żołądek do serca", także kolacja brzmiała obiecująco. Tym bardziej, że pamiętała, jak dobrze potrafi gotować Archie. Kiedyś dbał o to, żeby codziennie jedli ludzki posiłek, aby nie zatracili całkowicie resztek własnej ludzkości. Co do spacerów... Kiedyś to była pewnego rodzaju ich tradycją. Początkowo wychodzenie po zmroku paraliżowało ją, ciągle miała wrażenie, jakby ktoś na nią polował. Trudno się dziwić, blizny piekły ją na samo wspomnienie wieczoru, kiedy jej ukochany postanowił ją zabić. Dlaczego? Ubzdurał sobie coś o zdradach, puszczaniu się, padło wtedy mnóstwo przykrych dla Miny słów, które pamiętała aż do dziś. Ciężko było jej się otworzyć na kogoś nowego, jednak Sinclair był całkiem inny. On również wydawał się poraniony przez egzystencję, chociaż nigdy o tym nie rozmawiali. Poza tym dał jej drugie życie, otrzymała ogromny dar. Ponownie zaufała, dlatego tak bardzo bolało ją odejście mężczyzny. Chciałaby, aby kiedyś mógł spojrzeć na siebie jej oczami, przestając tak bardzo się dołować.
Zwyczajne posiłki nie zaspokajały głosu, który nadal bywał okropnie upierdliwy. Jednak mogła sobie przypomnieć ulubione potrawy albo spróbować czegoś całkiem nowego. Chyba najbardziej tęskni za wyrazistym smakiem szarlotki, którą piekła kiedyś jej matka. Niestety te czasy nigdy nie wrócą, może kiedyś sama spróbuje odtworzyć ten smak. Lubiła się przygotować Archibaldowi, kiedy gotował. Wydawał się wtedy nieco weselszy, poza tym spędzali wspólnie czas, ponieważ zawsze mu pomagała w przygotowywaniu posiłku.
Zgarnęli zakupy, przeszli się kawałek, chłodne powietrze przyjemnie omiatało ich twarze. Ulice nocą mają w sobie coś magicznego, słabe światło latarni dodawało jedynie lekko niebezpiecznej atmosfery. Po wejściu do mieszkania zdjęła odzienie wierzchnie, zostawiła też buty w korytarzu, odrzucając jeszcze klucze na szafkę przy wejściu.
- Zdaję się na Ciebie, zaskocz mnie. - puściła mu oczko, a sama przeszła w kierunku szafek, aby wyciągnąć z nich dwa kieliszki. - Spróbujesz substytutu? Czy masz ochotę na lampkę klasycznej krwi? - zapytała, uśmiechając się lekko. Zazwyczaj raczyła się głównie zamiennikiem, ponieważ należała do grupy wampirów, które musiały jeść częściej niż siedem dni.
- Opowiesz mi coś o swoich podróżach? - teraz widziała go w dobrym świetle, zauważyła wszelkie zmiany wyglądu Sinclaira. - Potrzebujesz strzyżenia! Taki przystojny mężczyzna, a nie dba o siebie. - zacmokała niezadowolona, pewnie po kolacji zajmie się jego fryzurą. Ma pewną rękę, w końcu pomaga też w taki sposób swoim pacjentom.

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Dbał o to, by Philomena nie zatraciła kontaktu ze swoją ludzką stroną. Cholernie szybko można się zatracić w byciu długowiecznym. Zapomnieć o prostych, ludzkich przyjemnościach, poddać się znieczulicy egzystencji. On już na samym początku został zredukowany do roli wampira. Demona nocy. Tylko obiektu doświadczalnego dla Inkwizycji. Zupełnie wyprany z własnego człowieczeństwa. Ponad wiek dochodził po tym do siebie. Odnalazł kilka wątpliwych przyjemności w życiu, które pozwalały nie zwariować, jednak ciężko powiedzieć by po dziś dzień odzyskał chociaż połowę człowieczeństwa, które kiedyś posiadał. Pewnych rzeczy się po prostu nie zapomina. Pragnął oszczędzić jej podobnego losu, więc dokładał wszelkich starań by jej życie wyglądało w miarę normalnie.
- Nie wystarczy, że już cię dziś zaskoczyłem swoją obecnością? - uniósł na nią wzrok z delikatnym uśmieszkiem zaczynając już szatkować cebulę z niebywałą precyzją - Może być substytut. Nie jestem wybredny.
Dla niego krew nie miała większego znaczenia. Przez pierwsze dekady organizm przyzwyczaił się już do bardzo ograniczonej ilości pokarmu dzięki czemu teraz mógł pożywiać się raz na kilkanaście dni. Nie czerpał z tego żadnej wielkiej przyjemności. Traktował to bardziej jako powinność. Zazwyczaj nie wyczuwał jakichś wyrafinowanych nut smakowych w ludzkiej krwi, jak niektóre wampiry toteż syntetyk był mu kompletnie obojętny. W ten sposób przynajmniej nie musiał się pożywiać na niewinnych ofiarach, chociaż zdarzało się od czasu do czasu zatopić kły w kimś bardziej winnym, który napatoczył mu się w jakimś zaułku. Zdawał sobie również sprawę, że pod tym względem z Miną również byli różni. Ona potrzebowała krwi o wiele częściej, a nietaktem byłoby jej teraz odmówić. Pewne, wpojone za dzieciaka, zasady nadal obowiązywały.
- Tych kiedy zniknąłem w ostatniej dekadzie, czy te, sprzed wieków? - spojrzał na nią pytająco krzątając się po kuchni - Świat teraz nie jest tym samym, co kiedyś. Zmienił się. Na gorsze. - westchnął cicho wkładając ciasto na pastę do lodówki - Bez technologii wszystko miało większą wartość. Praca była doceniana. Rzeczy wykonywane ręcznie mają swoją duszę, te na masowej produkcji tylko ładnie wyglądają. Przede wszystkim... Było mniej ludzi. - skrzywił się nad patelnią - Teraz ciężko jest się ruszyć w jakiekolwiek miejsce bez turystów. Krajobrazy niszczeją, konsumpcja szaleje. - przystanął na chwilę kilka razy mrugając i spoglądając w jej stronę - Ale chyba niekoniecznie to chciałaś usłyszeć. W takim razie... Hmm... Norwegia czy Stany Zjednoczone? - spojrzał na nią pytająco próbując sosu.
Czyż nie był po prostu promyczkiem słońca, którego każdy potrzebował w swoim życiu? Przesiąknięty marazmem wampir rzadko kiedy był dobrym towarzyszem do konwersacji przy kolacji. Dlatego właśnie raczej nie udzielał się społecznie. Nie było o czym. Jednak zamierzał jej to wynagrodzić i tym razem naprawdę opowiedzieć o podróży, a nie swoich odczuciach względem końca świata.
- Hmm..? - pogładził się po brodzie po jej komentarzu i rzeczywiście była o wiele dłuższa niż zazwyczaj - Nie było takiej potrzeby. Dla kogo mam się golić? - wzruszył jedynie ramionami wracając do wałkowania ciasta.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Pomimo biegu lat nadal nie porzuciła resztek ludzkiej natury, chociaż może to kwestia tego, że jest jeszcze stosunkowo młodym wampirem. Archibald ma na karku ponad trzysta lat, także mógł już nieco się zatracić. Chociaż Philomeną uważała, że jest naprawdę bardzo ludzki warto dbać o takie drobnostki, jak jedzenie czy też wyjście między ludzi. Początkowo ciężko było jej przyzwyczaić się do natłoku bodźców z zewnątrz, ma teraz o wiele lepszy wzrok oraz słuch. Jednak teraz już potrafiła sobie radzić, dlatego często wychodziła do np opery, czy też na różne koncerty, etc. Lubiła przebywać między żywymi, nigdy nie patrzyła na nich, jak na chodzący posiłek.
Nie wiedziała o tym, co zrobiła mu inkwizycja... Miała nadzieję, że kiedyś się otworzy przed nią na tyle, aby powiedzieć wszystkie te złe rzeczy, które go spotkały. Mogłaby jakoś spróbować mu przepracować zeszłe krzywdy, znaleźć sposób, aby teraz być szczęśliwym. Nawet jeśli miałby odnaleźć radość bez niej to... Nadal by mu kibicowała i kiedyś próbowała się wyleczyć z Archibalda.
- Cóż poradzę na to, że lubię niespodzianki? – zaśmiała się, a potem posłała mu szeroki uśmiech. – Już nalewam. – jak powiedziała, tak właśnie zrobiła. Rozlała krwiopodobną ciecz do kieliszków, a potem podeszła bliżej mężczyzny, podając mu jeden z nich i opierając się o blat kuchenny. Philomeną wyczuwała różnice smaku między substytutem, a zwyczajną krwią, ale nie potrzebowała ciągle się żywić jedynie klasykiem. Zresztą w ogóle wolała nie polować, chyba, że ktoś mocno na to zasłużył wtedy po prostu się mściła. Jest zodiakalnym skorpionem więc potrafi okazać kolec z jadem.
- Chętnie posłucham o tym i o tym. Rzadko mówisz o swojej przeszłości, przecież wiesz, że mi możesz powierzyć najciemniejsze sekrety, nie musisz się krępować. – on wiedział o niej wszystko, ponieważ po tym, jak prawie pożegnała się z tym światem wiele musiał z nią przepracować, aby mogła funkcjonować w miarę swobodnie. – Niestety przyznam Ci rację... Nawet za czasów mojego dzieciństwa było nieco lepiej, a ludzie bardziej się szanowali. Potem przyszła wojna, działy się okropne rzeczy, zanim człowiek się zorientował to nagle żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Niesamowite. – westchnęła, upijając łyk z kieliszka. – Ale jest również kilka plusów Archie, naprawdę, tylko trzeba dokładnie się przyjrzeć. Szkoda mi jedynie przyrody, która dogorywa, a za niedługo nie będziemy mogli się nią cieszyć. – dodała jeszcze, pozwalając sobie na delikatne przejeżdżanie dłonią po jego plecach, kiedy szykował dla nich posiłek. Znowu było, jak dawniej... Tak cholernie jej tego brakowało.
- Norwegia brzmi bajecznie, widziałam ją jedynie na zdjęciach. – rozmarzyła się, jeśli miałaby wyjechać to prawdopodobnie do krajów Wikingów, ewentualnie interesowała ją jeszcze jego rodzinna Szkocja, która wydawała się być pięknym obszarem. Przywykła do jego marazmu, nadal się nie poddawała i starała się jakoś obudzić w nim iskierkę radości.
- Jak to dla kogo? Dla mnie oczywiście! Po kolacji się Tobą zajmę i przywrócimy wygląd Archibalda z czasów świetności, a pożegnamy Włóczykija. – zaśmiała się głośniej, przeczesując jego troszkę za długie włosy. – Tak stoję i stoję... Jak Ci pomóc? Czuję się winna, że nic nie robię. – dlaczego nie potrafił dostrzec, jak bardzo mogliby być razem szczęśliwi. Mieliby kogoś bliskiego na kim zawsze mogliby polegać, a długowieczność nabrałaby wtedy jaśniejszych barw.

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Philomena była jedyną osobą, która potrafiła sprawić, że czuł się odrobinę młodziej. Pomimo tego, że próbował jej nie zrazić do bycia wampirem, jego przesiąknięta marazmem dusza wielokrotnie uzewnętrzniała się na temat tego jakimi to pasożytami nie są. Starał się to ograniczyć, naprawdę. Przejście z tamtego świata na ten nigdy nie jest proste i mało kto wie o tym lepiej niż on. Niemniej pomimo jego narzekań i ogólnej niechęci ta młoda wampirzyca nie straciła swojego blasku. Nadal miała chęci do życia, podróży, poznawania nowych osób. Pod tym względem zupełnie nie przypominała jego zmarłej ukochanej. Była jej zupełnym przeciwieństwem. Miło było popatrzeć na kogoś, kto jeszcze czerpie radość ze swojego żywota. Była młoda, jak na wampirze lata i jeśli dobrze pójdzie miała jeszcze przed sobą kilka dobrych wieków. Chciał by nigdy tej iskry nie zatraciła. Bardzo szanował ją za to, że w ogóle ją posiadała.
Nawet teraz, pomimo tego, że zrobił jej niezłe świństwo potrafiła wszystko obrócić w żart i szeroko się uśmiechnąć. Wbrew swojej delikatnej budowie była całkiem silną dziewczyną. Czasami ją za to kochał, a podczas swoich bardziej depresyjnych epizodów prawie że nienawidził. Wtedy naprawdę było lepiej jeśli nie wychodził do ludzi. Unikał nawet jej żeby nie sprzyjać jej przykrości. Dziś na szczęście złapała go w tym neutralnie upierdliwym nastroju, więc chyba nie będzie tak źle.
Odebrał od niej kieliszek i pociągnął od razu pierwszy łyk. Jak zawsze, absolutnie bez jakiegokolwiek smaku. Krew jak każda inna. Przynajmniej teraz będzie mógł sobie odpuścić polowanie na kilkanaście dni, chociaż może nie powinien? Jeśli ma spłacić dług powinien być w pełni sił.
- W mojej przeszłości nie ma nic, co mogłoby cię zainteresować. - powiedział nieco oschle za chwilę znów zwilżając gardło - Uwierz mi... - dodał już o wiele cieplej.
Nie bez powodu nie wspominał jej zbyt dużo o swojej przeszłości. Nie było potrzeby wywlekać na wierzch wszystkich bestialskich rzeczy, które zrobiła mu inkwizycja ani tego, co on zrobił swoim oprawcom w zamian. To były ciemne, ciężkie czasy. Lepiej było dać im porosnąć kurzem w zakamarkach jego umysłu. Nie było też sensu straszyć jej inkwizycją, która już nie istnieje, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Wojna... Widziałem ich już kilka, lecz to, co działo się w obu pokazało tylko jak bardzo ludziom brakuje empatii. Na szczęście jesteś za młoda żeby pamiętać wszystkie okrucieństwa drugiej wojny. To, co opisują w podręcznikach nie jest nawet połową tego, co naprawdę się wtedy działo. - zawiesił na chwilę wzrok na filetowanej akurat krewetce, jednak po kilku chwilach wrócił do roboty - Jak jakiś znajdziesz to daj mi znać, chętnie zobaczę. - uśmiechnął się do niej delikatnie.
To zabawne, jak historia potrafi zataczać koło. Kiedyś to on wykonywał podobny gest z głaskaniem pleców względem swojej ukochanej. Teraz, po latach robiła to ona. Role tak ironicznie się obróciły. Nigdy by nie pomyślał, że skończy w kuchni.
- Norwegia... Jedno z pierwszych państw, które świadomie odwiedziłem. Ich styl życia jest czymś innym. Potrafią żyć w zgodzie z naturą. Pozwalać ją eksplorować, lecz nie eksploatować. Kiedy tam mieszkałem nie było jeszcze tak wielu samochodów, a przynajmniej ja takiego nie miałem. Dużą część kraju zwiedziłem konno. Spędziłem wiele długich wieczorów nad ich fiordami, wyglądają niesamowicie. To było moje pierwsze spotkanie z ludźmi po- - tu na chwilę urwał prawie ujawniając to, że był kiedyś w niewoli, chociaż to nie tak, że nie miała żadnych podejrzeń.
W końcu widziała chociaż część jego blizn. Mieszkali razem to nieuniknione, jak bardzo nie starał się tego ukryć. Niektóre zawsze wychodziły zza kołnierza czy mankietów.
- Od kilku dekad. Z takimi prawdziwymi, żywymi ludźmi. To tam nauczyłem się, że nie muszą być tylko i wyłącznie pokarmem. Nauczyłem się też, co to jest wędzenie. - uśmiechnął się do niej całkiem dziarsko, chociaż przez moment.
W między czasie zdążył już pokroić makaron i wrzucić go do wody. Jeszcze kilka minut i będą mogli siadać do stołu. We wszystkim naprawdę przypominał szefa kuchni. Każdy ruch miał jakiś cel, nic nie zostało marnowane. Doskonale wiedział, co robił.
- Czasy świetności? Tych już nie pamiętam. - zaśmiał się gorzko - Ale jestem ci coś winien, więc w ramach przeprosin możesz mnie wystylizować tak żeby ci się miło patrzyło. - przytaknął spoglądając w te jej niesamowite oczy - A teraz nakryj do stołu bo zaraz nakładam. - pogonił ją ściereczką bo znów zaczynała być nieco za blisko, robiło mu się wtedy nieco niezręcznie.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45

Uważała, że wiek to jedynie liczba, jeśli człowiek jest młody duchem to zachowa dar młodości do końca swoich dni. Chociaż pewnie mówiłaby inaczej, gdyby miała na karku aż trzy wieki. Jednak Archibald miewał swoje bardzo dobre momenty, dla niej był całkiem inny niż dla reszty. Potrafił wykazać się ciepłem, troskliwością, empatią i całym szeregem pozytywnych uczuć. I za to go... Kochała. Kiedy odszedł jej serce pękło na milion kawałeczków. Cisza w mieszkaniu stała się dobijająca, nagle nic już nie byli takie samo. Wtedy zrozumiała, jak bardzo się od jego uzależniła i obawiała tego momentu. Mimo wszystko nie potrafiła zapomnieć o uczuciach, które do niego żywi. Byliby łatwiej, gdyby y traktowała go jedynie jako przyjaciela, a tak to ciągle żyła nadzieją, że kiedyś im się uda.
Czy kiedykolwiek będzie w stanie na nią spojrzeć, jak na Minę? Podobieństwo do dawnej ukochanej jest dla Deveraux prawdziwym przekleństwem... Chociaż pewnie gdyby nie to, to w ogóle by jej nie przemienił. Była kimś zupełnie odmiennym, zresztą kobiety kiedyś nie pozwalały sobie na tak wiele, nie miały swojego zdania, ona nie zatracała siebie. Może gdyby zaczął ją postrzegać jak Minę to mógłby... Otworzyć się na nią. Cóż, porozmawiałby z nim o tym, ale niestety nic nie wiedziała o zmarłej partnerze sprzed lat.
Miejmy nadzieję, że ta iskra będzie jej towarzyszyć przez resztę egzystencji i kiedyś ją go zarazi. Chociaż nawet doceniała ten jego marazm... Nauczyła się być silna, szczególnie po tym, jak ją zostawił. Teraz już radziła sobie sama, nie potrafiła się długo na niego gniewać, ponieważ tęsknota wzięła górę. Podczas depresyjnych epizodów tym bardziej nie chciała mu dać spokoju, wiedziała, jak źle działa na kogokolwiek bicie się w samotności z okrutnymi myślami. Poza tym nic sobie nie robiła z upierdliwości Sinclaira, wszystko zawsze obróciła w żart i jakoś poprawiała mu humor. Jeszcze nie udało mu się wyprowadzić Philomeną porządnie z równowagi, ale wszystko przed nimi.
- Ciągle czuję, że coś przede mną ukrywasz... Ty znasz moją przeszłość , chciałabym kiedyś dowiedzieć się więcej. – nie była głupia, zdążyła zauważyć, że Archie unika tematu. Zresztą widziała blizny na jego ciele, ale zawsze głupio było jej o nie zapytać. – Niech będzie. – westchnął ciężko, a potem upiła kolejny łyk z kieliszka. Pewnie ów Marcus wiedział o wiele więcej, skoro pomagał Archibaldowi, ale nie znała go... I chyba nie chciałaby go dopytywać.
- Brak empatii okropnie mnie boli, byłam jeszcze zbyt młoda, żeby wszystkiego aż tak mocno doświadczyć... Ale czytałam o bestialstwie niektórych jednostek. Nie mówmy już o tym, pora porzucić przeszłość, zacząć cieszyć się teraźniejszością, oczywiście pamiętając, aby nie popełniać błędów przodków. – dodała jeszcze, uśmiechając się na koniec delikatnie. Wywróciła tylko oczami, dla niej codziennie było wiele plusów. – Plusem jest chociażby nasze spotkanie. – zgrabnie odbiła piłeczkę, posyłając mu szeroki uśmiech. Oby częściej lądował w kuchni! W końcu nie znała lepszego kucharza niż Archie!
- Zazdroszczę... Chciałabym zobaczyć te malownicze fiordy. – przyznała rozmarzona, upijając kolejny łyk z kieliszka- Pierwsze spotkanie po? – próbowała pociągnąć temat, ponieważ w końcu się zapomniał. – Wędzenie? O proszę! – obserwowała, jak kończy przygotowywać dla nich potrawę.
- To ja Ci przypomnę czasy świetności! W tym tygodniu wychodzimy wieczorem w miasto, czy Ci się to podoba, czy nie. – zaśmiała się, potem pewnie zajmie się jego brodą i włosami, żeby nie zarósł całkiem. Pokiwała jedynie głową, zabierając się za nakrywanie do stołu. Ponownie od niej uciekał, kiedy była niebezpiecznie blisko... Przeszli do salonu, gdzie wszystko przygotowała, a potem zajęli się jedzeniem.
- Było pysznie, dziękuję. Brakowało mi Twojego gotowania. – przyznała, dopijając resztkę substytutu z kieliszka. – Zostaniesz na noc? Czy uciekasz do siebie? – zagaiła nieśmiało, oczywiście nie miało to żadnych podtekstów. Po prostu kiedyś spędzali wspólnie wiele czasu, a nawet zdarzało się, że kiedy miała kryzys to nawet sypiali w jednym łóżku, aby czuła się bezpiecznie.

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Duch Archiego umarł razem z nim w momencie przemiany. Wtedy, kiedy rzucił się na własną rodzinę. Ta zbrodnia będzie się za nim ciągnąć po wieki wieków i nie ma za nią żadnego odpustu. Nikt mu tego nie wybaczy, a już na pewno nie on sam. Inkwizycja natomiast... Inkwizycja go złamała. Nie pozostawiła mu nawet cienia godności czy człowieczeństwa. Stracił wszystko. To, jaki był kiedyś... Takiego by go polubiła. Wszędzie go było pełno. Z każdym lubił porozmawiać, poznać swoją służbę. A jego ludzie, wojownicy, wielbili prawie jak boga. Te czasy miał już jednak daleko, daleko za sobą. Nie był nawet pewien, czy pozostały po nich wspomnienia. Wiele z nich po prostu wyparł z pamięci. Nie były mu już potrzebne, nie przynosiły ukojenia dla egzystencjalnego bólu. Wręcz przeciwnie.
- Oczywiście, że coś przed Tobą ukrywam. Mogę Ci nawet powiedzieć, że dużo przed tobą ukrywam. - można mu było zarzucić wiele, aczkolwiek raczej nie to, że był z nią nieszczery.
Unikał czasami odpowiedzi, celowo omijał jakiś temat, aczkolwiek zapytany zazwyczaj udzielał jej szczerej odpowiedzi. Tyle był jej winien po tym jaki los na nią sprowadził. Z resztą i tak by go przejrzała. Spędzili za dużo czasu razem by nie wychwyciła pewnych subtelnych niuansów w jego zachowaniu. Była bardzo percepcyjna, a on niekoniecznie dobry w ukrywaniu swoich intencji.
- Przeszłość ma do siebie tę ironię, że lubi się powtarzać. Macki czasu sięgają bardzo daleko i chętnie wciągają nieuważnych z powrotem w swoje objęcia. - odpowiedział jej nieco markotnie dość wyraźnie odnosząc się do swoich koszmarów, których była świadoma.
W końcu nie raz widziała go krzątającego się po mieszkaniu w godzinach popołudniowych, kiedy nie mógł, a raczej bał się iść w powrotem do łóżka. Chociaż oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał bo to znaczyłoby, że musiałby powiedzieć jej o tym coś więcej, a tego nie chciał. Nie zamierzał obciążać jej ciężarem własnych doświadczeń.
- Że też jeszcze Ci się one nie znudziły... - pokręcił delikatnie głową, aczkolwiek na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Jej energia oraz optymizm nawet jego potrafiły na chwilę zarazić. Tylko na chwilę!
- Mam tam chatkę, więc jeśli chciałabyś się kiedyś wybrać wystarczy, że mi o tym powiesz. Wszystko Ci załatwię. - celowo nie powiedział, że poleciałby tam razem z nią, nadal wierzył, że powinna trzymać się od niego z daleka, ułożyć sobie życie gdzieś indziej - Po... Bardzo długiej przerwie od ludzkiej gościnności. - uśmiechnął się do niej bardzo zgrabnie wymijając temat.
Na wzmiankę o tym, że chce go gdzieś wyciągnąć tylko usłyszała jak sobie złowróży pod nosem nakładając każdemu z nich odpowiednią porcję. Wychodzenie naprawdę nie było w jego stylu. Z pewnych powodów był zatwardziałym domatorem.
Po kolacji, jak zawsze od razu zajął się sprzątaniem. Wypił już wszystko ze swojej lampki, a głęboko wierzył, że porządek musi być zachowany. Brudne blaty w jakiś sposób bardzo go irytowały. Podobnie jak naczynia zostawione w zlewie. Jego własna rodzina by go nie poznała, jednak to nie było już jego zmartwieniem gdyż wszyscy już dawno odeszli z tego świata. Obawiał się tego pytania. Spodziewał się go i doskonale wiedział, że odpowiedzią powinno być nie, jednak ciężko było odmówić tym pięknym oczom. Zawsze trochę się do niej naginał.
- Ty wybierz. - spojrzał na nią przelotnie akurat prawie że polerując blaty.
Nie było to nie. Bliżej temu do nie wiem. Decyzję pozostawił w jej rękach.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Trudno się dziwić, w końcu przeszedł mnóstwo okropnych rzeczy, spotkało go wiele krzywd. Chyba każdy po czymś takim straciłby pogodę ducha... Mina nie miała pojęcia o tym wszystkim, dlatego ciągle próbowała przywrócić radość w życiu Sinclaira. Wydawało jej się czasem, że nawet jej to wychodzi! W końcu nie raz wybuchał śmiechem albo pozwalał sobie na szczery, szeroki uśmiech. Role poniekąd się odwróciły i teraz to właśnie Deveraux chciała go uratować przed ciągłym marazmem. Może faktycznie wieki temu jakoś łatwiej byłoby im się dogadać, ale nie jest sztuką pokochać kogoś podczas lat jego świetności... Znała jedynie taką wersję Archibalda, chociaż dla niej bywał bardziej przystępny niż dla reszty świata. Gdyby tylko wiedziała o jego krzywdach (i o ile inkwizycja nadal by istniała) to porachowałaby kości jego oprawcom, pewnie ruszyłaby w bój bezmyślnie, co skończyłoby się niekoniecznie odpowiednio, ale liczą się intencje.
- I to właśnie jest bardzo nie w porządku! Ty wiesz o mnie wszystko. - posłała mu wymowne spojrzenie. Niestety nie potrafiła nic z niego wyciągnąć, oby kiedyś przyszedł taki dzień w którym powie nieco więcej na temat własnej przeszłości. Przynajmniej był szczery, nigdy nie mogła mu zarzucić tego, że ją oszukuje, chociaż czasem prawda bywała bolesna.
- To prawda, ale na szczęście istnieje sporo ludzi, którzy nie pozwalają na to, aby historia zatoczyła koło. - zawsze musiała znaleźć jakieś "ale", poniekąd to jest właśnie piękne, ponieważ ciągle pojawiał się jakiś plus. Istnieje naprawdę niewiele spraw w których Mina faktycznie pozwala sobie na pełny pesymizm, najwidoczniej musiałoby w ogóle już nie być żadnej nadziei na horyzoncie.
Próbowała kiedyś poruszyć temat koszmarów, ale nadal ją zbywał. Wtedy po prostu starała się być przy nim, zarywając popołudnia, rezygnując ze snu. Kiedy mieszkali razem to funkcjonowało im się lepiej, jej również zdarzały się koszmary z poprzedniego życia, a on zawsze wtedy był przy niej. Później brak Sinclaira bolał podwójnie, musiała się nauczyć radzić sobie sama. Mimo wszystko nie zmieszała go z błotem, kiedy się pojawił, dusiła w sobie wszelkie bóle, skupiając się jedynie na pozytywnych emocjach.
- I raczej zbyt szybko się nie znudzą. - dodała jeszcze. - Bardzo chętnie, może kiedyś akurat uda mi się wyjechać. - bardziej myślała o wspólnej wycieczce, ale nie będzie go namawiać na siłę. Chyba poniekąd nawet bała się wyjechać samotnie, nigdy nie ruszała się poza rodzinny kraj. Westchnęła tylko, uśmiechając się przy tym lekko. Kolejna, wymijająca odpowiedź... Kogo chciał na to nabrać?
Zaczęła pomagać przy sprzątaniu, ponieważ to on jest tutaj gościem więc nie mogła pozwolić na to, żeby jeszcze po nich porządkował wszystko... Wystarczy, że przygotował posiłek!
- W takim razie zostań. - zniknęła jeszcze na moment, żeby znaleźć w łazience wszelkie potrzebne rzeczy do ogarnięcia jego fryzury oraz brody. - Siadaj, a ja się Tobą zajmę. - uśmiechnęła się szeroko, wskazując na krzesło w salonie. Kiedy już to zrobił to przeczesała jego włosy dłonią, a potem zabrała się za swoje zadanie.
- Musisz dbać o siebie Archie. - odezwała się po chwili ciszy.

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Nie ważne ile z tych wymownych spojrzeń zamierzała mu posłać, on był niezłomny w swojej zmowie milczenia. Nigdy nie szukał cudzej sympatii, nie chciał jej. Współczucie dla jego przeszłości było bezsensowne. Może pomogłoby jej to zrozumieć w pewien sposób jego charakter, aczkolwiek sama wiedza by go nie zmieniła, a tylko to, jak na niego patrzy. Nie chciał być dla nikogo po prostu zepsutą zabawką. Zwłaszcza w jej oczach. Sama przeżyła całkiem traumatyczne chwile ze strony swojego... kimkolwiek on dla niej był. Znała niektóre horrory wojny, nie musiała jeszcze wiedzieć, że kiedyś może powrócić zło, jakim była inkwizycja. Niech jego stare brwi noszą brzemię wspomnień, a jej piękna twarz nigdy się nie zmienia. W momencie kiedy ją przemienił, wziął za nią odpowiedzialność. Wziął ją pod swoje skrzydła, obiecał chronić i to właśnie robiąc zatajając przed nią swoją przeszłość. Nikt jej już nie zmieni.
Już chciał jej coś odpowiedzieć na to jej małe ale, jednak po prostu ugryzł się w język. Nie zamierzał cały wieczór psuć jej humoru. Jeśli ci "ludzie", o których mówi to na przykład Marcus i jego koleżanki to nie wróżył temu światu zbyt dobrze. Chociaż on tak już chyba miał. Od blisko trzystu lat nie wróżył ani sobie ani światu najlepiej. Stracił wiarę w czyjąkolwiek dobroć po kilku pierwszych dekadach swojego wampirzego istnienia. Zwłaszcza, że zdawał sobie sprawę z tego, że jego wyzwolenie było po prostu dziełem przypadku. Zrządzeniem losu.
- W każdym momencie Mina. Wystarczy tylko poprosić. Może przydałaby Ci się trochę zmiana otoczenia. Nauczę Cię kilku zwrotów po norwesku. - uśmiechnął się do niej ciepło zbierając naczynia.
Zdawał sobie sprawę, że jest dość dużą częścią jej życia i nie zaszkodziłoby gdyby poznała trochę więcej osób. Może jakiegoś dobrego chłopaka, którego musiałby najpierw srogo prześwietlić zanim pozwoliłby się mu do niej zbliżyć. Niemniej może dobrze by jej zrobiło poznanie kogoś nowego, wyzbycie się tej, jego zdaniem, niezdrowej fascynacji jego osobą.
- Przecież o siebie dbam. Posilam się całkiem regularnie, od czasu do czasu wychodzę z mieszkania, nawet jeśli po to żeby stalkować Marcusa mając nadzieję, że wpakuje się w jakieś kłopoty. Całkiem normalnie. - uśmiechnął się nieco rozbawiony.
Trochę trudno było mu się skupić kiedy dziewczyna tak często nachylała się w jego stronę, a kiedy przyszło do strzyżenia brody musiał patrzeć jej prosto w oczy z całkiem małej odległości. Wzbudzało to pewne myśli, które musiał zawsze utrzymywać głęboko zakopane.

@Philomena Deveraux

Philomena Deveraux

Philomena Deveraux
Liczba postów : 45
Niezłomny? Chyba bardziej uparty... Tak, śmiało mogła go nazwać uparciuchem, który nigdy nie może złamać danego nawet samemu sobie postanowienia. Nie raz lekko ją to irytowało, ale nie mogła nic z tym zrobić, taki już był. Według Miny te wszelkie blokady to zwyczajna kara. Jakby nie chciał sobie pozwolić na szczęście, tutaj nawet nie chodziło o nią. W końcu nastaje czas, kiedy należy odpuścić demony przeszłości, zacząć żyć od nowa i próbować wdrożyć nieco ducha czasu w swoje jestestwo. Jej przychodziło to dość łatwo, ale to też dlatego, że ma na karku dopiero osiemdziesiąt pięć lat.
Nigdy nie spojrzałaby na niego, jak na zepsutą zabawkę. Każdy dźwiga swój własny krzyż, bagaż doświadczeń. Nie raz pacjenci, którymi się opiekowała, opowiadali o przeżyciach z czasów młodości, niektórzy nawet pamiętali wojnę i jej okrucieństwa. A teraz? Lądowali w domu spokojnej starości, gdzie pomału oczekiwali śmierci. Każdy pacjent był dla niej osobną duszą, która potrzebowała wysłuchania. Wracając jednak do Archibalda... Nie będzie go wiecznie namawiać, miała tylko nadzieje, że kiedyś odnajdzie należyty spokój.
- Pomyślę o tym, na razie mam trochę zobowiązań. - odpowiedziała z uśmiechem. Tak, bała się wyjazdu, a poza tym nie chciała na razie rezygnować z pracy. Kolejnym powodem był Sinclair, który pojawił się w Paryżu. A może na początek mogłaby powrócić do rodzinnej Prowansji? Nie, lepiej nie... Jeszcze ktoś mógłby kojarzyć jej rodzinę i zacząć drążyć temat, a tego nie potrzebowała.
Mężczyźni kręcili się gdzieś obok niej, jednak nie była zainteresowana. Niby przepracowała pewne traumy z przeszłości, ale ufała aż tak jedynie Archiemu. Nie była gotowa na kogoś nowego w swoim życiu. Poniekąd zdawała sobie sprawę z tego, że ta fascynacja Stwórcą jest niezdrowa... Ale nie mogła nic z tym zrobić.
- Nie chodzi mi jedynie o żywienie, ale też o wygląd. - zaśmiała się, nadal zajmując się jego włosami. Po chwili zaczęła doprowadzać do porządku jego brodę, a sam zapach mężczyzny nie pomagał jej się skupić... Przez moment łapała się na tym, że próbuje nawet wstrzymać oddech. To prawdziwa katorga, mieć go tak blisko... Istne tortury.
- Gotowe. - spojrzała prosto w jego tęczówki z lekkim uśmiechem, trwała chwilę w tej niebezpiecznej odległości aż sama ją przerwała. Nie chciała niczego między nimi popsuć, a wiedziała, że nie mogłaby się powstrzymać w pewnym momencie.

@Archibald Sinclair

Archibald Sinclair

Archibald Sinclair
Liczba postów : 42
Ta niezłomność, a raczej upartość, jak wolała to nazywać Mina, była czymś, co trzymało go przy życiu. Już w niewoli wielokrotne doprowadzali go na skraj śmierci, jednak on zawsze wracał nie chcąc zginąć w taki sposób. Nie potępiony na wieki wieków, chociaż co cwańsi mogliby się kłócić, że już teraz tak żyje na własną prośbę. Poniekąd dostał szansę na drugie, lepsze życie, jednak nie potrafił jej w żaden sposób wykorzystać. Blizny, choć zagojone na ciele, nadal przypominały o sobie praktycznie każdego dnia. Nie było takiego momentu, by nie złapał się na wspominaniu swojej krwawej przeszłości. To właśnie ten bagaż doświadczeń robił z niego tak posępnego osobnika.
Prawda była jednak taka, że chronił po części również siebie. Mógł sobie wmawiać, że chodziło tylko i wyłącznie o zachowanie jej optymistycznego światopoglądu, aczkolwiek miał w swojej przeszłości wiele rzeczy, których nie chciał wyjawić. Nie chodziło jedynie o krzywdy wyrządzone jemu, aczkolwiek również o te, które sam wyrządził. Dla niej mógł być bohaterem romantycznym, jednakże według niego nic honorowego, ani romantycznego w nim nie było.
- Pacjentów? Będziesz mieć jeszcze kilka dobrych stuleci by się nimi zajmować. Jeśli chcesz zobaczyć piękno tamtejszych krajobrazów radziłbym zrobić to jak najszybciej. Ludzie bardzo szybko niszczą tę planetę. - pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą.
Nawet jeśli kilka dekad nie doświadczył świeżego powietrza, tak nadal miał kilka stuleci by zaobserwować degradację środowiska, która niestety z każdym rokiem tylko przyśpieszała. Ludzie nigdy nie mieli poszanowania dla natury, a na pewne zmiany może być już za późno. Dziewczyna powinna się nacieszyć tym, póki jeszcze jest ku temu okazja. Można im odebrać wiele, aczkolwiek nigdy wspomnienia. Sam zdążył już zobaczyć kilka cudów tego świata, które nigdy nie zostaną odtworzone, było to po prostu niemożliwe.
- Nie było dla kogo się pindrzyć ostatnie kilka dekad. - uśmiechnął się delikatnie spoglądając jej w oczy i to był błąd. Duży błąd.
To właśnie te tęczówki były czymś, co całkowicie odróżniało ją od dawnej ukochanej. Mina miała absolutnie niepowtarzalne oczy, których nie dałoby się podrobić. Z tej odległości widział tylko ją, nikogo innego. Co było dość niebezpieczne. Na szczęście miała więcej rozumu niż on, szybko przerywając ten nieprzewidywalny moment.
- Dziękuję. - wstał z krzesła i kładąc jej dłoń na policzku, złożył na drugim delikatny pocałunek, nieśmiały buziak, po wszystkim jeszcze przez chwilę patrząc na nią i gładząc jej policzek - Kanapa dla starego stwórcy? - uśmiechnął się powoli opuszczając swoją dłoń.

@Philomena Deveraux

Sponsored content


Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach