Tytuł: As a child, you would wait and watch from far away...
Data: 23 listopada 1933 r.
Miejsce: Monachium, Rzesza Niemiecka
Kto: Galahad & Tahira
Źrenice Galahada delikatnie rozszerzyły się wraz z chwilą odsłonięcia klawiszy zaprezentowanego instrumentu. Z uwagi na szczątkową wiedzę handlarza odnośnie pianina, miał wiele obaw związanych z transakcją, z tym czy ta nie będzie stratą czasu na czele. Na pierwszy rzut oka to zdawało się mieć potwierdzenie w stanie obiektu, ten ulokowano w zapomnianym przez boga i ludzi magazynie, gdzie warstwa kurzu miała kilka dobrych milimetrów. Niewiele pozostało z blasku dawnej czerni, szczególnie, że tę w wielu miejscach zwyczajnie zdarto. Nóżki instrumentu nie wyglądały na stabilne i Delacroix z powodzeniem obstawiłby to, że z nieznanych przyczyn ktoś dwie przednie lekko podpiłował. Elementy metalowe zdawały się dzielnie znosić próbę czasu i podłego środowiska, ani śladu rdzy.
- Steinway… - Wypowiedział cicho, ośmielając się otworzyć pokrywę i dramatycznie dmuchnąć na wnętrze na tyle na ile pozwalały mu płuca. Za tak parszywą formę przechowywania cennego instrumentu miał szczerą ochotę uderzyć pajaca, jednak zaniechał tak małostkowego czynu i zadowolił się kaszlem brodacza. Tak długo jak mógł, wolał zachowywać się w sposób cywilizowany oraz zależało mu na egzemplarzu jeszcze sprzed tego stulecia. - Z pewnością dojdziemy do porozumienia, lecz ostateczna kwota będzie uzależniona od tego, jak dobrą melodię jest w stanie wydobyć z siebie ten egzemplarz. Oprawa jest do renowacji. - Zaczął od oczywistego, ignorując pretensjonalne spojrzenie Żyda i przysuwając pierwsze lepsze krzesełko, które wpadło mu w oczy. - Jednak doskonale zachowane i w pełni sprawne wnętrze sprowadzi to do roli drobnego mankamentu. - W myśl wpojonych mu przed ponad dwiema setkami lat zasad, natychmiast dopowiedział pozytyw balansujący wypowiedź. Zbyt wiele czasu poświęcił na znalezienie zdatnej sztuki, by utracić możliwość jej pozyskania z powodu własnego niewyparzonego języka.
Pierwsza melodia wydobywająca się pianina nie miała niczego wspólnego z jakąkolwiek kompozycją. Galahadowi daleko do wirtuoza, mienił się ledwie amatorem, lecz ocenić sprawność urządzenia potrafił. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech, gdy to co usłyszał odpowiadało dźwiękom wydobywanym przez instrument na którym wcześniej praktykował.
- Dojdziemy do porozumienia, Panie Blau. Proszę przygotować papiery.
Zapoczątkowana tym wymiana zdań ostatecznie wprawiła sprzedawcę w ruch, który udał się do swojego pobliskiego mieszkania po odpowiednie dokumenty. Jedyne co musiał to przejść przez ulicę, o ile pominąć szemraną i nieoświetloną uliczkę, którą należało przebyć w celu dotarcia do magazynu. Oby nic mu się nie stało w trakcie wędrówki.
Korzystając z okazji, Galahad zaczął strzelać paluszkami, nie mogąc oprzeć się pokusie dalszej eksploatacji swego rychłego nabytku. Ściągnął rękawiczki, chcąc poczuć klawisze własną skórą, po czym zaczął grac, grać i jeszcze raz grać. Przez pierwszych kilkadziesiąt sekund spoglądał uważnie na to, gdzie wylądują własne palce. Następnie myślami zaczął przenosić się wszędzie indziej, tylko nie do tej stęchłej dziury, w której tkwił. Po minucie otaczająca go rzeczywistość przestała mieć znaczenie, a mowa ciała zdawała się wskazywać na jedno, wczuł się w rolę artysty aż za mocno.
Data: 23 listopada 1933 r.
Miejsce: Monachium, Rzesza Niemiecka
Kto: Galahad & Tahira
Źrenice Galahada delikatnie rozszerzyły się wraz z chwilą odsłonięcia klawiszy zaprezentowanego instrumentu. Z uwagi na szczątkową wiedzę handlarza odnośnie pianina, miał wiele obaw związanych z transakcją, z tym czy ta nie będzie stratą czasu na czele. Na pierwszy rzut oka to zdawało się mieć potwierdzenie w stanie obiektu, ten ulokowano w zapomnianym przez boga i ludzi magazynie, gdzie warstwa kurzu miała kilka dobrych milimetrów. Niewiele pozostało z blasku dawnej czerni, szczególnie, że tę w wielu miejscach zwyczajnie zdarto. Nóżki instrumentu nie wyglądały na stabilne i Delacroix z powodzeniem obstawiłby to, że z nieznanych przyczyn ktoś dwie przednie lekko podpiłował. Elementy metalowe zdawały się dzielnie znosić próbę czasu i podłego środowiska, ani śladu rdzy.
- Steinway… - Wypowiedział cicho, ośmielając się otworzyć pokrywę i dramatycznie dmuchnąć na wnętrze na tyle na ile pozwalały mu płuca. Za tak parszywą formę przechowywania cennego instrumentu miał szczerą ochotę uderzyć pajaca, jednak zaniechał tak małostkowego czynu i zadowolił się kaszlem brodacza. Tak długo jak mógł, wolał zachowywać się w sposób cywilizowany oraz zależało mu na egzemplarzu jeszcze sprzed tego stulecia. - Z pewnością dojdziemy do porozumienia, lecz ostateczna kwota będzie uzależniona od tego, jak dobrą melodię jest w stanie wydobyć z siebie ten egzemplarz. Oprawa jest do renowacji. - Zaczął od oczywistego, ignorując pretensjonalne spojrzenie Żyda i przysuwając pierwsze lepsze krzesełko, które wpadło mu w oczy. - Jednak doskonale zachowane i w pełni sprawne wnętrze sprowadzi to do roli drobnego mankamentu. - W myśl wpojonych mu przed ponad dwiema setkami lat zasad, natychmiast dopowiedział pozytyw balansujący wypowiedź. Zbyt wiele czasu poświęcił na znalezienie zdatnej sztuki, by utracić możliwość jej pozyskania z powodu własnego niewyparzonego języka.
Pierwsza melodia wydobywająca się pianina nie miała niczego wspólnego z jakąkolwiek kompozycją. Galahadowi daleko do wirtuoza, mienił się ledwie amatorem, lecz ocenić sprawność urządzenia potrafił. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech, gdy to co usłyszał odpowiadało dźwiękom wydobywanym przez instrument na którym wcześniej praktykował.
- Dojdziemy do porozumienia, Panie Blau. Proszę przygotować papiery.
Zapoczątkowana tym wymiana zdań ostatecznie wprawiła sprzedawcę w ruch, który udał się do swojego pobliskiego mieszkania po odpowiednie dokumenty. Jedyne co musiał to przejść przez ulicę, o ile pominąć szemraną i nieoświetloną uliczkę, którą należało przebyć w celu dotarcia do magazynu. Oby nic mu się nie stało w trakcie wędrówki.
Korzystając z okazji, Galahad zaczął strzelać paluszkami, nie mogąc oprzeć się pokusie dalszej eksploatacji swego rychłego nabytku. Ściągnął rękawiczki, chcąc poczuć klawisze własną skórą, po czym zaczął grac, grać i jeszcze raz grać. Przez pierwszych kilkadziesiąt sekund spoglądał uważnie na to, gdzie wylądują własne palce. Następnie myślami zaczął przenosić się wszędzie indziej, tylko nie do tej stęchłej dziury, w której tkwił. Po minucie otaczająca go rzeczywistość przestała mieć znaczenie, a mowa ciała zdawała się wskazywać na jedno, wczuł się w rolę artysty aż za mocno.