Taras - schody do ogrodu

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Carol Moreau

Carol Moreau
Liczba postów : 64
First topic message reminder :

Tango, którego stała się świadkiem, było… czymś. Nie tańcem, nie po prostu tańcem, co widziała, czuła, wiedziała. Dwie osoby, matka i Sahak, który przecież też miał swoje miejsce w kręgu bliskich osób Carol, starły się ze sobą tak, że poleciały iskry.
Nie dosłownie, oczywiście, niemniej ich występ zdecydowanie nie miał sobie równych; tyle że prawdziwe jego znaczenie skrywało się przed większością tu zgromadzonych. Może i lepiej, nie każdy musiał – a raczej nawet nie powinien – dysponować taką wiedzą.
Oczywiście nie widziała dokładnie wszystkiego, musząc chociażby lawirować pomiędzy innymi, by dotrzeć do stołów. Ponadto jeszcze niegrzecznym by było całkowite zignorowanie towarzystwa w osobie Cerise i Silvana, z którymi poszła napaść na stoły. Niemniej nie przebywała w ich towarzystwie długo; tango nie trwało wiecznie, a gdy zauważyła, że matka wychodzi z sali…
Może to nie był najlepszy pomysł. Może powinna była nadal jej unikać, nie doprowadzać do spotkania oko w oko. W końcu zdawała sobie sprawę z tego, że Constanza bynajmniej nie popiera wyborów życiowych córki; w końcu zatrudnienie się w sklepie ezoterycznym Tahiry i zamieszkanie u Sahaka można było przyrównać do urwania się z choinki, eufemistycznie mówiąc.
Niemniej wciąż nosiła w sobie tę małą dziewczynkę, która została ocalona od podłego losu. Dziewczynkę, która oddała całe swoje serce wampirzycy, przyjęła ją za swą matkę. I ta właśnie dziewczynka tęskniła, łaknęła kontaktu, nawiązania nici porozumienia.
Dlatego przeprosiła towarzystwo i zgarnąwszy kieliszek z trunkiem ruszyła do wyjścia na taras, nie chcąc zgubić Connie z oczu. Może nawet potrąciła tego i owego, rzucając krótkie, zdawkowe „przepraszam”, bez poświęcania choćby jednego spojrzenia. Aż w końcu…
… przystanęła w drzwiach wiodących na taras, łapiąc świeże powietrze.
Dostrzegła ją.
Sylwetka w czarnej sukni, tego kroju co jej własna, siedząca na schodach prowadzących do ogrodu. Nie spuszczając spojrzenia z pleców Connie, upiła dość konkretny łyk, zanim postawiła krok. Następny. Jeszcze jeden. Aż w końcu zagarnęła wolną dłonią poły sukni i usiadła na tym samym stopniu, co Constanza, jednakże w odległości większej niż na wyciągnięcie ręki.
- Piękne tango – wyrzekła cicho, obserwując matkę jedynie kątem oka, oficjalnie wpatrując się gdzieś przed siebie.

@Constanza

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633
Nie powinna była wstawać ani tym bardziej odchodzić, odwracanie się plecami i kończenie rozmowy w ten sposób było niedojrzałe. Connie nie lubiła, gdy robiono tak wobec niej, starała się także nie czynić tego bliźnim – okazało się jednak, że ta sytuacja trochę ją przerosła. Wszystko było w porządku do momentu, gdy zobaczyła, jak w nieprzytomnych oczach Carol gromadzą się łzy i pstrzą pomalowane delikatnie rzęsy kropelkami jak rosa na źdźbłach trawy. Już wtedy Renata wiedziała, że trochę przesadziła z narracją, chociaż jakaś jej zagniewana część ducha podszeptywała mściwie, że to dobrze, że w końcu po takim czasie dotarło, odpowiednia zapadka trafiła w odpowiednie miejsce.
To nie była jednak wiodąca emocja Renaty. Nie chciała zrobić Carol krzywdy. W całej wizji nie skłamała ani razu i nawet nie musiała specjalnie koloryzować, rozłąka z córką oraz fakt, że dziewczyna wybrała Sahaka, co w rezultacie oznaczało, iż Renata straciła ich oboje naraz w tym samym czasie, bolała wystarczająco. Jak sam skurwysyn. Umiała sobie z tym radzić, pogodziła się z codzienną samotnością, przeniosła swoją uwagę na pracę i inwestycje, więcej czasu poświęcała też  pozostałym członkom rodziny – z zewnątrz wyglądało to tak jakby królowej lodu nic nie ruszyło. Ruszyło, bardzo. Po prostu dbała o to by być zawsze zajętą i nie obnosiła się ze swoimi słabościami. Nie była aż tak głupia.  
A więc, obawiając się, że przeholowała i że reakcja Carol na to wszystko mogła być, delikatnie mówiąc, niepożądana, Renata oddaliła się dla bezpieczeństwa swojego i jej. Gdyby Carol zareagowała negatywnie, agresją bądź jadem, Connie nie dałaby rady tego znieść. Nie po tym, co wygrzebała z pamięci specjalnie po to, by przekazać córce razem z krwią. To na wszelki wypadek, mówiła sobie. Jeśli miały się sprzeczać, nie chciała robić tego tutaj.
Na szczęście się przeliczyła.
Nie pierwszy raz, nie ostatni.
Brzdęk kieliszka. Kiedy usłyszała wołanie, zatrzymała się natychmiast, serce zamarło i przeskoczyło rytm o kilka sekund. Już moment później obejmowały się mocno, splecione ciasno jak więzy krwi, które je łączyły. Renata zatopiła twarz we włosach córki, nabrała głęboki wdech, wypełniając płuca zapachem jej kosmetyków i perfum. Były praktycznie tego samego wzrostu, miały ten sam kolor włosów. Tylko po fałdach czerni i czerwieni ich sukien widać było, która jest która.
- Ćśśśś… - próbowała ją uspokoić, bo nic innego nie chciało przejść jej przez zaciśnięte gardło. Pogłaskała plecy, kark, uścisnęła znów. Zupełnie jakby nie minął prawie rok, od kiedy ostatni raz okazały sobie czułość. Connie przełknęła ciężko, czując, jak gorąca fala próbuje wydostać się spod powiek. Obrazy przekazane młodszej wampirzycy też pod nimi tańczyły, jak widma spełzającego powoli snu, w słonych kroplach zduszanych łez.
Nie możemy płakać. Rozmaże nam się makijaż.

Carol Moreau

Carol Moreau
Liczba postów : 64
Zamknęła oczy, wtulając się w matkę. Świat zniknął, skurczył się, przybrał na ten moment kształt Connie. Tylko ona się teraz liczyła, nic więcej. Ona i te wszystkie niedopowiedzenia, wzajemne krzywdy – urojone bądź nie, pokłosie ostatniego roku – zdecydowanie wymagające wielu godzin rozmów, przepracowania ich. Ale spychała je teraz gdzieś w cień, skupiając się na tej nici pomiędzy nimi, która się właśnie rozwijała. Czy stanie się wystarczająco mocna, żeby przezwyciężyć konflikt pomiędzy nimi? Czy uda się przekroczyć przepaść, na nowo zbudować most?
W tej chwili miała cichą nadzieję, że tak, ale nie wyrażała tego słowami w obawie, że wszystko przepłoszy i na nowo zaprzepaści. I tak było już trudno i tak.
Matka i córka – był w tym chyba jakiś chichot historii, biorąc pod uwagę, jak bardzo były do siebie podobne. Tym większy, że nie miały pojęcia, skąd się to podobieństwo brało, że faktycznie łączyło je coś więcej niż jedynie więź Stwórcy z jego dzieckiem.
Matka i córka – ponownie razem. Nie płakała, nie mogła sobie na to pozwolić, choć zwilgotniałe oczy aż się prosiły o uwolnienie potoków rzęsistych łez, o zburzenie wszystkich tam, pieczołowicie wznoszonych przez ostanie miesiące, jeśli nie dłużej. O uwolnienie wszystkiego, co tak skrzętnie upychała po kątach, udając, że tego nie widzi, a właściwie to nawet nie istnieje, więc tym bardziej nie ma jak zobaczyć.
Nie płakała – ale jakimiś resztkami rozsądku usiłowała uspokoić oddech. Nie znajdowały się tu same; zbyt wiele oczu, zbyt wiele uszu, i tak już zbytnio się odsłoniła, choć tym już się akurat nie przejmowała, nie w tej chwili. Może za dzień, dwa, tydzień – a może nigdy. W każdym razie starała się uniknąć pogorszenia sytuacji, rozmazania makijażu, co wymagałoby zamknięcia się na długą chwilę w łazience, żeby doprowadzić się do co najmniej akceptowalnego stanu, jak na wydarzenie tej rangi.
Choć w tym przypadku akceptowalny równał się z perfekcją.
Nie, zaraz, to też nie było istotne.
Uścisk się nieco wzmocnił, wzięła jeszcze jeden, głęboki wdech. Spokój. Musiały być spokojne, nie czas i nie miejsce na coś więcej. Powinna była odsunąć się, żeby nie przykuwać większej uwagi, ale nic tego, nie potrafiła – nie chciała – wypuścić matki z objęć.
Zbyt wiele czasu upłynęło.
- Nawet nie wiesz, jak tęskniłam – szepnęła cicho, na granicy słyszalności.

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Nie wiedziała, co powiedzieć. Co byłoby w tej chwili odpowiednie, całkowicie czytelne, krótkie, a jednocześnie wystarczająco delikatne, by znów nieopatrznie nie zasiać między nimi zgrzytu. Być może zwykłe, ciepłe „kocham cię” by wystarczyło, spełniało wszystkie powyższe kryteria, ale przecież Connie nadal była trochę zła, jak zresztą szczerze przyznała. Można było gniewać się, a nadal miłować, złość była wszak przejściowa, jak zachmurzenie, a miłość wymalowana błyskotkami gwiazd na firmamencie, pewną kosmiczną stałą. Była, jest i będzie na długo po nich, przetrwa nawet tych długowiecznych.
Tak myślała o sobie i swoich uczuciach, dlaczego więc tak łatwo było popaść w pułapkę i zacząć myśleć o kimś innym i jego miłości jak o czymś, co może przestać istnieć równie łatwo, jak płomyk na główce zapałki, zgaszony poślinionymi palcami? Łatwiej było myśleć, że córka w ogóle za nią nie tęskni, że jej nie potrzebuje, dlatego się oddaliła – czarno-białe emocje, nic pomiędzy, żadnych odcieni szarości – a sama przecież znajdowała się w dokładnie takiej samej sytuacji. I tyczyło się to zarówno Carol, jak i Sahaka. Czasami wybieramy samotność nie rozumiejąc nawet, że nie jest ona dla nikogo lekarstwem, lecz ostatecznym węzłem wieńczącym pętlę wisielca gotową do dokonania dzieła.
Renata tęskniła za czasami, w których nie musiały z Ashkhen tańczyć wokół siebie po skorupkach jajek, a nie była nawet w stanie wskazać konkretnej przyczyny, dla której to się zmieniło, ani dokładnego momentu. Była jednak skłonna pochylić głowę i wykonać krok do tyłu, żeby spojrzeć na ich rodzinny portret z szerszej perspektywy. Niekoniecznie gotowa na drastyczną zmianę, ale gotowa na wykonanie jakiejś pracy.
— Odwiedź mnie może — zaproponowała szeptem, głaszcząc Carol po włosach, nadal nie wypuszczając dziewczyny z objęć. — Masz czas w weekend? Zobaczyłabyś moje nowe mieszkanie. Jeśli nie, to chociaż po zmierzchu, w kawiarni…
Jeżeli i spotkanie we dwie nadal jawiło się jako zbyt onieśmielające i ryzykowne, mogły przecież posiedzieć w otoczeniu, które obydwie je zniechęciłoby do dramatycznych posunięć. Neutralny grunt.
Posiadłość Scalettich na pewno takim nie była.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

Carol Moreau

Carol Moreau
Liczba postów : 64
Słowa w takich chwilach wydawały się być wręcz niewystarczające. Zbyt płytkie, mdłe, nieoddające rzeczywistości. Źle dobrane, źle użyte mogły zburzyć kruchą konstrukcję pojawiającego się porozumienia. Dlatego choć wiele słów kłębiło się w samej Carol, pragnącej wyrzucić z siebie o wiele, wiele więcej niż tylko tęskniłam, to już wolała zmilczeć.
Żeby nie zepsuć.
Bo choć prościej byłoby próbować dalej się odciąć, twardo stać na dotychczasowym stanowisku i zapierać się, że to wszystko wina matki, skoro nie zechciała zaakceptować tego, że Carol zapragnęła czegoś innego niż dotychczas…
… to tak naprawdę w tym wszystkim dało się odnaleźć o wiele więcej niuansów. Czerń i biel nie istniała, jedynie mnóstwo odcieni szarości, wśród których zagubić się było bardzo, bardzo łatwo. A znaleźć wyjście – bardzo trudno.
Dlatego też trwała tak, bez słowa, nadal wtulona w matkę, jakby się bała, że ta wymknie się z objęć, rozpłynie w tłumie zgromadzonych gości.
Że zniknie.
Na zawsze.
Och, gdyby móc tak cofnąć czas! Czy podjęłaby wtedy inne wybory? Z tą wiedzą, którą dysponowała obecnie, możliwe, że inaczej by do wszystkiego podeszła, inaczej zareagowała. Może nie wybuchłaby kipiącą złością, nie trzasnęła drzwiami z nazbyt wielką siłą. Może…
… lecz teraz musiała – obie musiały – radzić sobie z tym, co miały. Złością. Żalem, który przecież nie zniknął jak za pstryknięciem palców, choć to naprawdę wiele by ułatwiło.
Nadzieją, że być może uda się wrócić na ścieżkę podobną do tej, którą kiedyś kroczyły – bo przecież nie dało się wejść dwa razy do tej samej wody. Jakieś blizny, supły na ponownie zawiązanej nici pozostaną i będą przypominać.
Przez wieczność.
- Dobrze – zgodziła się równie cicho. Być może rozsądniej byłoby naciskać na neutralny grunt, na wypadek, gdyby jednak wszystko znowu się popsuło i miały latać kubki. Być może. Ale też chciała znowu dotknąć życia matki, życia, w którym…
… obecnie nie było jej. Choć powinna.
- Odwiedzę ciebie w weekend – obiecała, rozwiewając wszelkie ewentualne wątpliwości co do tego, którą opcję wybrała.

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Gdyby kamień spadający z serca mógł wydać słyszalny dźwięk, ten Renaty przebiłby się nawet do głównej sali, przez rzępolenie orkiestry i gwary rozmów. Ulżyło jej. Nagle poczuła nowy przypływ animuszu – nawet jeśli z perspektywy obserwatora stara wampirzyca przez większość czasu prezentowała się światu tak, jakby nigdy go nie traciła w pierwszej kolejności. Zawsze dumna i elegancka, zawsze miała w zanadrzu strategie radzenia sobie z przeciwnościami, niczym królowa panowała nad sytuacją. Nikt nie był w stanie przejrzeć jej perfekcyjnej, porcelanowej powłoki, pod którą kryły się rozpaczliwe ruiny i pogorzeliska.
Nic dziwnego, że jej własne dzieci ledwie dawały sobie z nią radę.
— Wspaniale — uśmiechnęła się delikatnie. Miała bardzo zmęczone oczy, pełne jakiegoś niewysłowionego, trzymanego na uwięzi żalu. — To nieduże mieszkanie, ale bardzo przytulne. Blisko do miłej restauracji i parku… — zaczęła opowiadać. Rozmowa o niczym? Owszem, lecz jeśli nie z takich pogodnych bzdur składały się nasze życia codzienne, to z czego…? Gdy ludzie nie mówili sobie takich przyziemnych rzeczy, więzy przecierały się i strzępiły.
Constanza znów pogładziła czoło córki, ujęła jeden kosmyk i owinęła go sobie delikatnie wokół palca.
— Kupiłam sobie tę śmieszną wycieraczkę z Fallouta, którą kiedyś widziałyśmy w Pulp’s Comics… pamiętasz? „Witaj w Krypcie 111, ten schron jest zabezpieczony przed atakiem nuklearnym”… — parsknęła. A zaraz po tym trochę jakby się zasępiła. Nadal miała na twarzy uśmiech, pełen miłości, lecz smutny. — I mam twój ulubiony kubek.
Naprawdę lubiła to mieszkanie. Starała się je lubić, przynajmniej. A jednak nie mogła rozwinąć dla niego przywiązania. Traktowała je raczej jak hotel, z którego kiedyś będzie mogła się wymeldować i wrócić do prawdziwego domu. Jej serce zostało wszak gdzie indziej, razem z większością jej ubrań, książek, winyli, ozdób, pamiątek z podróży i fotografii w drewnianych ramkach.
Może jeśli Carol wypełni to tymczasowe leże swoim głosem i zapachem, kolejne noce będą łatwiejsze do zniesienia.

Carol Moreau

Carol Moreau
Liczba postów : 64

Widok zmęczonych oczu Valeryi w niewytłumaczalny sposób sprawiał, że Carol czuła ukłucie w klatce piersiowej. Poczucie winy wzbierało, przypominało, że nie tak to powinno być, nie tak wyglądać. Ale jednak, stało się. Najważniejsze, że były tu i teraz, najwyraźniej nawiązujące nić porozumienia, może nawet więcej niż tylko jedną, cienką nić.
Nie uciekała od ręki matki; w tej chwili zresztą chyba próżno szukać w Carol tej zbuntowanej wampirzycy, jaką się stała prawie rok temu. Prędzej można było w niej dostrzec Ashkhen, a przynajmniej cień tej dziewczyny, którą kiedyś była – iście po psiemu przywiązaną do starszej wampirzycy.
- Och, naprawdę? – wyglądała na całkiem miło zaskoczoną; w końcu gdy myślała o matce, to jakoś obok niej nigdy nie pojawiały się typowo nerdowskie rzeczy. Chyba że były powiązane z… no właśnie – W takim razie tym bardziej muszę wpaść i ją przy okazji obejrzeć – uznała, aczkolwiek zdecydowanie nie dlatego, że nie wierzyła Connie, skąd. Niemniej chciała nasycić oczy takim widokiem.
Kubek. Wciąż miała kubek.
Z jakiegoś powodu Carol go pozostawiła, gdy się wyprowadzała – nawet nie była pewna, dlaczego. Czy zapomniała w złości i szybkości, z jaką się pakowała, czy też może w ten sposób składała niewypowiedzianą obietnicę, że nie zrywa więzi na zawsze, że w jakiś sposób wciąż będzie trwać u boku Connie, nawet jeśli wydawałoby się, że jest zgoła inaczej.
Może, gdyby spytać Carol – zapewne nie umiałaby udzielić odpowiedzi. Co nie zmieniało faktu, iż zachowanie tego nieszczęsnego kubka najzwyczajniej w świecie cieszyło.
Ot, świadectwo, że nie wszystko przepadło.
- Cieszę się – wyrzekła z pewnym trudem, z powodu ściśniętego nagle gardła. Zamrugała kilka razy, szybko, co było dość podejrzane, a przynajmniej prawdopodobnie powinno stanowić swego rodzaju alarm.
Jednakże wampirzyca nie zamierzała usiąść i rozryczeć się jak małe dziecko z nadmiaru emocji cz innych powodów, bynajmniej. W każdym razie, rozmowa wiecznie trwać nie mogła; co miało początek, musiało mieć i koniec. Toteż ostatecznie kobiety skierowały się z powrotem do wnętrza sali balowej, gdzie później na własne oczy się przekonały, że to nie koniec wrażeń tego dnia.

|zt x2

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach