You owe me somethimg - rezydencja: pokój

3 posters

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Jun

Jun
Liczba postów : 1123
Rozstania nigdy nie niosły ze sobą radości - czasem świstek nadziei na ponowne spotkanie i... Niepewność. Czy druga strona się zgodzi? Czy zaakceptuje? Gorsze od samotności było już tylko odrzucenie - gorzkie, zimne - jak kubeł wody wylanej prosto na głowę. Między Wami było inaczej - choć otuleni cieniutką granicą, nie przekroczyliście żadnej ze stron. Panował bowiem u Was balans, a przynajmniej Ty tak myślałeś, aż nie uderzyła w Ciebie pierwsza fala.
Słodki posmak ust jeszcze przez długo gościł na czyiś wargach. Chociaż ciałem wampir zawitał znów w środku sali, jego umysł nieustannie krążył wokół myśli niezwiązanych z balem i dyplomacją. Odchodząc od wszelkich nieporozumień: a tych już liczyć nie chciałeś w obawie przed brakiem wolnych palców na dłoniach. Nie żeby Cię to w jakikolwiek sposób ruszało, niemniej sugestywne wspomnienie rogalika o rzekomej obrazie jej osoby budziło niepokój. Niech Niebiosa mają Was wszystkich w opiece, bo podskórnie czułeś, że będzie to trzeba potem odkręcać. Tymczasem...
Po zakończonej rozmowie z Rogalikiem wampir ponownie zagościł w głównej "komnacie". Rozluźniony, grzeczny wobec gości - wypisz, wymaluj jak z początku tej historii. Jedyne czego mu brakowało, to szaty otulającej ramiona, ale to nic, w końcu nie paradował po obiekcie nagi ani półnagi. Ciało przysłaniał jasny top i pseudo rękawy opinające dłonie: od przedramion aż po ręce. Ukrycie w nich wachlarza było niemożliwe, a szkoda - jedyna pseudo rozpacz po odzieniu, które już do właściciela nie wróci. A to pech - no cóż, postanowiłeś zatopić smutek w kieliszku wypełnionym dobrym napitkiem. Jeden łyk, drugi - obserwacja otoczenia szła Ci wyjątkowo dobrze. To nie tak, że oczami wypatrywałeś konkretnej sylwetki...

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Wei nie był zainteresowany ostatnim punktem programu tego balu. Polowanie brzmiało jak coś, w czym stanowczo nie chciał brać udziału. Rozumiał może zamiłowania niektórych do krwawych zabaw, bo tak widział dzisiejszy harmonogram? Niekoniecznie też uśmiechało mu się bawić w inne zabawy udające polowanie. Po prostu nie były to jego zainteresowania. Poniekąd nauczył się tego od swojego Stwórcy. Wiatr nigdy nie polował na ludzi, nie urządzał nagonek. Nauczył go pozyskiwać krew godnie, nie kradnąc. Miał oczywiście okres, w którym nie dało się inaczej, ale to była jego hańba i grzechy.
Nieco podpity już alkoholem, czując jego delikatny wpływ, zauważył, że Wiatr się rozgląda. Cały ten bal ostrożnie pilnował go wzrokiem. Badał sytuację. Z kim jest blisko, jakich ma wrogów, kto czuje coś więcej... Bał się zapytać, dlatego obserwacja była dobrym rozwiązaniem.
Przemknął między gośćmi zręcznie, nikt nie zwracał na niego większej uwagi. Dla grupy tutaj był No Name co dawało mu przewagę. Prędko znalazł się za Louisem.
- Widzę, że nie tylko ja się tak niegrzecznie ubrałem Wietrze, pozornie zarzucając na wierzch coś bardziej stosownego. - mruknął do niego cicho, szeptem, na ucho. Pieścił jego zmysły i umysł tym strojem. Wyglądał pięknie, zjawiskowo, idealnie.
- Kogo tak wypatrujesz? - zapytał ciekawy udając, że kompletnie nie ma pojęcia o co chodzi, ani o kogo. Wszak cały świat nie kręcił się wokół jego osoby, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Był tylko jednym z wielu na drodze Wiatru.
- Nie pociągają mnie polowania, a to niedługo się zbliża. Niezależnie od tematu i wykonania tegoż ostatniego punktu... Proponuję wspólne spędzenie czasu chyba, że jako Członek Rady musisz brać w tej farsie udział? - rzucił uśmiechając się delikatnie, może nieco zbyt śmiało, ale odsunął się odkładając pusty kieliszek.

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1123
Sławetne polowanie - byłbyś o nim zapomniał, a przecież otrzymałeś broszurę. Nie byłeś zwolennikiem takich zabaw - nocnych spotkań, upojnych seansów owszem, ale nie przebieranki w Boga. Mógłbyś powiedzieć kilka słów na ten temat, ale czy było warto? Jako że o gustach nie dyskutowałeś, a i do obrazy gospodarzy było Ci daleko, zdanie na temat zbliżającej się atrakcji zachowałeś dla siebie. Ciekawsze okazało się przechadzanie z miejsca na miejsce - krokiem miękkim i eleganckim jak przystało na prawdziwego artystę. Skłamałbyś, mówiąc, że nikogo konkretnego nie wypatrywałeś. Nienaturalnie jasne oczy dobrze wiedziały, czyjej sylwetki szukały, a która ośmieliła się zakraść niebezpiecznie blisko drapieżnika.
Pięknie na nim zagrałeś - usytuowany w jakże niebezpiecznym położeniu - Ty, drapieżca zza zarośli tworzących Ci płachtę cienia. Jakże przykro było patrzeć - ale tylko z pozoru - na to przypadkowe oparcie się plecami o pierś i pochwycenie ręki, nim ta zdołała uciec. Wybacz, działał pod wpływem instynktu...
Chyba...
- Czyżbyś miał coś konkretnego na myśli? - finalnie Wei nie miał większych problemów z odstawieniem naczynia. Prawdę powiedziawszy Wiatr wykorzystał tę chwilę, aby odwrócić się przodem do napastnika. Oczy dociekliwe sunęły wzdłuż sylwetki: od dołu aż po sam czubek głowy. To, czy przyuważył coś niestosownego w garderobie syna chwilowo otulała tajemnica. Wampir nie chciał naraz prezentować całej talii kart. Mimo wszystko grunt, po którym stąpali wciąż był zbyt cienki, a zaufanie chwiejne. A jednak...
- Jak myślisz? - eterycznym ruchem ręki pozwoliłeś sobie na nakreślenie drogi po gładkim policzku - od skroni drogą w dół. Znów to zrobiłeś - pojechałeś dalej po boku szyi i ramieniu, dopóki nie palcem nie zahaczyłeś o miejsce dziwnego załamania pod szatą. Nie żeby wymagało ono wyjaśnienia, wszak to nie my mieliśmy na sobie siateczkę pod spodem.
- Czuję się zobligowany zaprosić Cię na wspólne czytanie, jak za dawanych lat. - pomiędzy wierszami kokieteryjnej gry: niech będzie to i pierwszy krok ku odbudowie. Obiecałeś mu to - poprawę i nadrobienie czasu i słowa tego zamierzałeś dotrzymać. Inna kwestia, że pomiędzy wierszami wyłapywałeś mniej grzeczne aluzje, czego dowodem był nie tylko ubiór, ale i zachowanie Chińczyka: sposób wymowy, ustawienia ciała - nawet prozaicznie niewinne wydechy kipiały dwuznacznością, szczególnie jeśli mieć na uwadze roznegliżowane miejsce zetknięcia się powietrza ze skórą. Być może dlatego nie tak dawno temu przez Twoje ciało przeszedł dreszcz, a jego powierzchnię przyozdobiła gęsia skorka.
- Chodź. - prostym ruchem pochwyciłeś szczupły nadgarstek. Potem stało się coś jeszcze - palce samoistnie zsunęły się niżej - centralnie na rękę, splatając się z nią. Wiatr nic na ten temat nie powiedział - zajęty prowadzeniem syna przez sale do kolejnego pomieszczenia a z niego po schodach na górę.
W opustoszałym korytarzu nie było nikogo, kto mógłby zakłócić spokój. Wtem wampir skorzystał z okazji i wypuścił towarzysza z objeć bliskości. Krokiem cichym i miękkim przechsdzał się z miejsca na miejsce - ot wzdłuż ściany,na której wisiało wiele wspaniałych ozdób. Atletyczny, kokieteryjny - w czasie swojego spaceru wcale nie kusił - na pewno nie tanecznym kołysaniem bioder czy napięciem mięśni odkrytych ramion.
- Jako członek rady mam inne obowiązki... - subtelny półuśmieszek nie mówił wiele, za to wiek zdradzał. Między niebem a ziemią - poczuciem winy a pragnieniem odkupienia - głupcem byłby Wiatr wypierając się tęsknoty za towarzystwem syna pod każdym aspektem. Pozostawało pytanie, czy ten podąży za odgłosem niewinnie poruszanej przez Wiatr klamki od drzwi.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Kto tu był ofiarą, a kto był myśliwym? Obaj siebie szukali, ale podczas gdy Wiatr zajął się sprawami dyplomatycznymi, Wei mógł go obserwować i mieć cały czas na oku. Dlatego był na tyle do przodu, by móc go zaskoczyć. Przyjemnie, bo oczywiście w żaden sposób mu nie zagrażał. Nie śmiałby nawet. Louis był dla niego kimś wyjątkowym, ale nie zamierzał w żaden sposób zdradzać nikomu jego słabości choćby miało to oznaczać śmierć.
Słowa Louisa sprawiły, że odpowiedział mu tylko lekkim uśmiechem, ponownie tym delikatnym, przesyconym i drugim znaczeniem. Oczywiście, że Wiatr wiedział o co chodzi. Wei nie był tutaj na pokaz. Wystroił się dla jednej osoby, która kiedyś wielce go pożądała. Był ciekaw czy był ponownie wzbudzić te dawne uczucia. Czy cokolwiek się jeszcze z nich ostało? Miał wiele pytań i zamierzał poznać na nie odpowiedzi. Prędzej czy później.
Wei zadrżał na dotyk. Tak subtelny, tak kuszący, niepowtarzalny. Wywoływał w nim dreszcze. Szczególnie, gdy ten zaczął opuszczać dłoń, coraz niżej i niżej, wyczuwając opuszkami fakturę ubrań, jakie ma założone pod spodem jego syn. Doskonale wiedział, że Wiatr wyczuł i już wyobrażał sobie jak to może wyglądać i pobudzać zmysły. Zamierzony efekt i zamierzone działanie.
- Doprawdy? Ciekawe... Ale chętnie... - mruknął nawet rozbawiony takim gładkim acz dwuznacznym zaproszeniem. Nie. Wiatr na pewno nie chciał teraz czytać poezji. Tu chodziło o coś więcej, o nadrobienie czasu, obiecane zresztą.
Wei ruszył chętnie za nim choć gdy ich dłonie splotły się w uścisku, zacisnął swoją na jego ciasno. Dawno nie miał do tego okazji. Mocniejszy rumieniec pokrył jego blade lica. Jego serce biło wyjątkowo szybciej niż zazwyczaj. Ta sytuacja go ekscytowała. Budziła te uczucia, które ukrył pod wieloma maskami. Nie potrafił się oszukiwać przed Wiatrem. Tęsknił za nim, bardzo, może za bardzo, bo nadal nie wiedział o nim wszystkiego. Bardzo chciał choć trochę poznać jego przeszłość. Utwierdzić się w przekonaniu, że to ten sam Wiatr, którego znał sprzed wojenny czasów.
- Inne obowiązki? A jakie? Zdradź mi... - zapytał spokojnie, niby nie zwracając uwagi na to, że nieco zwiększył się dystans między nimi gdy Ojciec puścił jego rękę. Jednak nie mógł ukryć, że nęcił przyjemnie jego zmysły każdym ruchem swojego idealnego ciała. Hot... Zbyt gorąco się robiło, a zbyt wiele warstw ciuchów zaczęło przeszkadzać.
Podążył jednak za nim, chętnie w głąb pokoju, którego drzwi otworzył jego Stwórca. Wiedział, że krzywda z ręki Wiatru nie może się mu przytrafić więc ufał mu bezgranicznie.
Wszedł i rozejrzał się po komnacie. Ściągnął szal, który opasał ciasno jego biodra, by nieco poluźnić wierzchnie szaty. Nie odkrywały jeszcze nic, ale pomagały mu pozbyć się tego nadmiaru ciepła.
- A więc cóż za poezję chcemy dzisiejszego wieczoru zgłębiać? - wymruczał cicho każde słowo przesycając kokieterią i flirtem. Nie mógł się powstrzymać gdy byli tak sam na sam.
- Gdzież się podziały twoje ubrania? Czyżbyś podarował je jakiejś damie w potrzebie?

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1123
Cóż zwiastowało przybycie do pokoju - niespodziankę, jakże by inaczej! Kunsztowne, czyste pomieszczenie z antycznymi meblami, ciężkimi kotarami, obrazami i brakiem donic z nikomu nieznanych powodów. Poświęciłeś krótką chwilę na omotanie wszystkiego wzrokiem w poszukiwaniu... No właśnie, czego? Niech nie zaśmieca sobie tym umysłu nikt,kogo nie interesowały wyrobione nawyki - ot należało wybaczyć staremu dziwaków, który wyłącznie z troski o syna przeczesywał lokum w poszukiwaniu ukrytych kamer i pluskiew. Gdy takowych nie znalazłeś, zrobiłeś krok w przód - znów cichy i elegancki w próbie kokieterii tego, który i Tobie nie ustępował kroku. Byłeś piękny, gdy Twe lico zdobił rumieniec a ciałem targało zniecierpliwienie. Każdy mięsień, drgnięcie, przełknięcie czy zwilżenie warg - nic nie miało prawa umknąć bacznej uwadze, która nieustannie wszystko rejestrowała. Zastygniętej w jedynie metaforycznym bezruchu oczy solidnie przeszywały jestestwo na wskroś. Nie bój się, nie było w tym nic bolesnego - On otwierał przed Tobą siebie - swoje ja, duszę - wszystko to, co sobą reprezentował - bez niedomówień, pułapek - jedynie tam po lewej stronie widniały zamknięte drzwi. Obaj nie byliście gotowi na pełne zwierzenia ale nic nie szkodzi, bowiem droga ku przyszłości zahaczała o wiele przystanków, przy których mogliście spocząć i porozmawiać, ot po ludzku z łyżeczką większego zaufania niż poprzednio. Myślę, że to dobra metoda, zgodzisz się?
- Dbanie o relacje ze zwiększonym naciskiem na... Najbliższych. - jeden szal opadł, drugi - kobiecy, podarowany w ramach podzięki - wciąż okrywał część ciała. Wiatr dopiero teraz sobie o nim przypomniał. Po jego ściągnieciu wykonał kolejny ruch - płynny i szybki na poczet zarzucenia prowizorycznego "lassa" na czyjąś szyję. Schwytaną "ofiarę" zaś przyciagnął i pochwycił w pułapkę ramion, nie chcąc dłużej odgrywać roli nudnego radnego.
Wtedy też rzuciłeś to wszystko w kąt - obowiązki, zasady... Maskę... Z odwzajemnionymi tęsknotą, głodem i niedosytem ponownie połaczyłeś parę warg.
Wampir wbił się w Syna - niezbyt łapczywie czy też gwałtownie - delikatnie acz że szczyptą bezczelności natychmiastowego rozchylenia kuszących ust i mocnego splotu dwóch językow. Ani myśląc o oswobodzeniu, delektował się każdą sekundą, muśnięciem i dotykiem - smakiem i oddechem... Już dłużej nie chciał się powstrzymywać - wodzac dłonią po ciele, ulokował ją centralnie na karku i to tam, gdzie widniał malutki tatuaż. Druą splótl z chłodną dlonią, tą, ktorą do niedawna przyszło mu trzymać w czasie wycieczki przez salę, po schodach i korytarz aż tutaj.
- Można tak powiedzieć. Chwilowo nie będą mi potrzebne. - niełatwo było o czymś rozmawiać w czasie całowania. Szczęśliwie praktyki Ci nie brakowało - w przerwach na wydechy rzucałeś pojedyncze słowa - prawidze z tym, co faktycznie miało miejsce. Nie dało się jednak ukryć, że o wiele bardziej interesowała Cię osoba Weia. W momentach takich jak te, bogatszą skarbnicą wiedzy była mowa ciała - gestów, reakcji i nieprzerwanego kontaktu wzrokowego - bramy do sedna samej duszy, tudzież ściany czy łóżka, do których zbliżał każdy kolejno na oślep stawiany krok.

@Wei Liu

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453
Pokój był pięknie wystrojony. Tak jak Wei podejrzewał po wystroju sali balowej i całej rezydencji. Bogactwo, luksus, pokazanie statusu. Wszędzie było to widać i wcale nie zamierzał narzekać. Otaczanie się pięknymi rzeczami było samą przyjemnością. Tak samo jak przebywanie w pobliżu kogoś tak nieziemskiego. Wiatr od zawsze był dla niego niczym coś nieosiągalnego. Czymś co chciał pochwycić, ale zawsze mu umykało. Nie łatwo było złapać Wiatr...
Przyglądał się mu jak ten w nawyku przeszukuje pokój. Tak. Nikt z nich nie chce czasem trafić na języki co ważniejszych osób. Wei nie miał nic do stracenia, ale pozycja jego Stwórcy wymagała dyskrecji. Póki co. Wszak każdy miał prawo do prywatnego życia, ale zdawał sobie sprawę, że może być jego słabością, którą kiedyś ktoś może chcieć wykorzystać.
- Niesamowicie interesujące zajęcie... - przyznał z zadumą w głosie, po czym zerknął na kobiecy szal. Pachniał Seleną, a więc domyślił się, że musiał się z nią spotkać i wtedy nastąpiła mała wymiana. Był ciekaw czy wziął go w pewnym celu, otrzymał, a może nawet nie zorientował się kiedy mu go wręczono? Tyle myśli, tyle emocji, a brak upustu wdawał się we znaki.
Zadrżał gdy Wiatr znalazł zastosowanie dla tego kawałka materiału. Poczuł jak opada na jego ramiona i zaraz pociągnięty, oparł dłonie o tors swego Stwórcy. Wydał z siebie ciche westchnięcie, cichy syk napięcia... Ale po chwili już samemu wpił się w te upragnione usta. Ich smak był dokładnie taki, jaki zapamiętał, tak samo jak ich miękkość, faktura... Zwinny język połączył w tańcu z jego, wijąc się nim, pozwalając na nowo poznać, ugasić to piekielne pragnienie.
Wei mimowolnie zadrżał czując gdzie na karku ulokował swą dłoń Wiatr. Tatuaż był dla niego osobliwy, symboliczny, dlatego tak delikatny, ale ważny... Z drugą z chęcią ponownie splątał palce. Zamruczał głośno, zadowolony, niczym rozpieszczony kociak idąc wraz z nim w kierunku ściany, do której bezczelnie go docisnął... Tak... Nie zamierzał być taki grzeczniutki.
Zaraz zrzucił z ramion wierzchnią jedwabną szatę i rzucił ją na krzesło nieopodal odsłaniając to w co był ubrany. Czarny top przechodzący w siateczkę, odsłaniający brzuch i biodra. Skórzany, ciasno opinający harness ze złotymi kółkami. Bezczelnie do niego przylgnął i wsunął mu kolano między nogi, trącając jego krocze. Pożerał go wzrokiem, głodny, spragniony więcej...

@Louis Moreau

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1123

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1123



_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1123

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1123

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Wei Liu

Wei Liu
Liczba postów : 453

_________________
In front of the hidden sun
You can’t shut me down

Run without hesitation
Until it burns up

Jun

Jun
Liczba postów : 1123

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.

Sponsored content


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach