the birds won't sing for you anymore

2 posters

Go down

Sylvain Favreau

Sylvain Favreau
Liczba postów : 9
Czerwień agresji jaśniała w jego umyśle z każdym momentem, gdy stłumiony jęk rozbrzmiewał i odbijał się od ścian pomieszczenia. Z początku reagował: krótkim warknięciem, ostrym spojrzeniem, czasami groźbą. Godziny jednak mijały, a Sylvain zaczynał odczuwać zwyczajne znużenie. Znużenie czekaniem, pilnowaniem, myślami zakradającymi się do jego głowy, sugerującymi, że może nie powinien był reagować. Nie musiałby użerać się z tym wszystkim - począwszy od kolejnego istnienia na głowie, po uprzątanie ciał, pilnowanie szarpiącego się obiadu. Młody mężczyzna walczył zaciekle przez pierwsze kilkanaście godzin, w desperackich próbach uratowania własnego istnienia.

Cóż, nic dziwnego. Nikt nie chciał zostać pożartym żywcem.

Taki już był los ludzi. Rodzili się, przeżywali krótkie chwile wzlotów i upadków, by ostatecznie odejść w niepamięć. Zostać pożywieniem wygłodniałych wilkołaków, wampirów lub po prostu oddając się w objęcia śmierci. Żyli szybko i równie szybko umierali, słabi, nędzni. Niekiedy wybijali siebie wzajemnie; tak było też w tym przypadku. Silniejszy pożerał słabszego. Była słaba. Pozbawiona ręki, co zauważył w trakcie podróży do domostwa. Kaleka, żałosna, nie powinien w ogóle się nią przejmować. Ale była też taka młoda, krucha. Była w jego oczach dzieckiem, tak samo, jak jego córki. Może tylko ta świadomość nie pozwoliła mu przejść obojętnie.

Rozszarpałby każdego, kto tylko dotknąłby jego córek w sposób, w jaki oni dotknęli tej blondynki. Zabiłby za same myśli o tym. Odetchnął głęboko, poprawiając się w fotelu. Oparł łokcie o własne kolana i przetarł dłońmi twarz, zamyślając się. Zginęli w czasie niemalże jednego uderzenia serca. Byli, nie ma; nie żałował ich. Nie żałował tej trójki obrzydliwych mężczyzn, gdy rozerwał im tętnice. Zabawne, jak niektórzy ludzie myśleli, że są silni; że mogą wszystko, gdy w rzeczywistości byli jedynie niczym więcej, niż pył.

Wyprostował się z ociąganiem, dłonią sięgając do leżącego na stoliczku kieliszka. Zapach krwi wciąż unosił się w powietrzu, z początku męcząc wybitnie wampira. Z trudem powstrzymywał chęć rozszarpania leżącej na kanapie dziewczyny, jak i zakneblowanego, słabnącego mężczyzny. Z upływem czasu jednak było coraz łatwiej. Upił łyka wina zmieszanego z syntetyczną krwią, zerknął po wpół przytomnym człowieku. Zmarszczył delikatnie brwi. Już za jakiś czas proces przemiany powinien się zakończyć. Oby to nędzne truchło dotrwało do tego momentu.

A potem usłyszał krótki dźwięk ze strony przemieniającej się dziewczyny. Skierował ku niej wzrok, badawczo analizując jej wygląd, nim wreszcie odłożył kieliszek. Zwlekł się powoli z fotela, poprawiając rękawy czarnej koszuli. Postąpił dwa kroki i już stał przy mężczyźnie. Był całkiem dobrze zbudowany, silny, jednak teraz wydawał się być jedynie zastraszoną myszą. Pobladły, przerażony. Drgnął, kiedy wampir uklęknął obok. Dotknął jego włosów i zacisnął na nich palce.

Patrz — mruknął niskim, cichym tonem, pozbawionym większych emocji. Uniósł głowę faceta tak, by mógł skierować swoje spojrzenie prosto na jeszcze nieprzytomną dziewczynę. — Z reguły nie zakładamy, że nasze ofiary odwrócą się przeciwko nam. Nie myślimy, że mogłyby stać się takimi potworami, jak my, hm?— kontynuował powoli, ignorując słabe próby wyszarpania się obiadu. Jego siły do walki kończyły się. Szkoda - będzie zbyt łatwym łupem dla młodej wampirzycy. Jeden kącik warg Favreau uniósł się w krzywym uśmiechu. — Ale spójrz, niedługo się przebudzi. Wtedy... zobaczysz prawdziwego potwora. Zobaczysz, jak się czuła.

Shuuin

Shuuin
Liczba postów : 5
OST

Pamiętała. Wszystko. Dokładnie. "Cześć skarbie." Pociągnięcie za łokieć. Pamiętała jak otoczyło ją czterech młodych mężczyzn w kwiecie wieku. Pamiętała swoją bezradność, swoją złość, swoją... furię. Dotykali jej ciała tak jak dotykać się kobiety nie powinno. Z powodu braku lewej ręki wysoki brunet trzymał ją wolnym ramieniem pod żebrami, unosząc piersi lekko ku górze. W dłoni lewej pięści miażdżył jej nadgarstek, pozwalając innym przeszukiwać jej kieszenie i oobłapiać piersi i pośladki.
Złość pozwoliła jej na uderzenie piętą w stopę oprawcy, ten cofnął się, ale nie puścił nadgarstka Shuuin. Obróciła się chcąc uderzyć go lewą ręką w twarz, ale nie miała jak... Bezradność. Szybko zaimprowizowała uderzenie czołem w nos trzymającego. Puścił ją, ale zaraz inny złapał jej ramię i przycisnął do swojego brzucha. Poczuła twardy penis opierający się o jej pośladki. Nie chciała znowu... Nie chciała. Odchyliła głowę, uderzając kolejnego oponenta, a potem wymierzając cios pięścią w krocze delikwenta, który chciał ukarać ją przez kopnięcie w brzuch. Przewrócili ją na ziemię, przycisnęli rękę do pleców, głowę do brudnego bruku. Myślała, że zedrą z niej spodnie, więc broniła się jak umiała - teraz tylko szarpiąc się. Poczuła uderzenie w bok. Potem drugie. Zakwiliła z bólu. Podobało im się to. Mówili coś do niej, coś mówili między sobą, ale ona nie słyszała i nie miała zamiaru słyszeć. Nie chciała oddać się dobrowolnie teraz, kiedy tak bardzo się... bała.
Nie czując na sobie żadnych rąk przekręciła się na bok, żeby wstać. Ból. Ból. W czerni swego umysłu widziała, jak krępy blondyn uderzył ją brzuch aż zżygała się na jego buty. "Obrzydliwe", powiedział i kopnął ją jeszcze raz, trafiwszy tym razem w wątrobę, która pękła z mlaśnięciem niesłyszalnym dla ludzkiego ucha. Krew zaczęła się wytaczać do jej organizmu. Pamiętała jaki czuła przy tym ból. Jak jucha rozpierała jej ciało. Pamiętała też, że nie mogła skupić się na tym wrażeniu. Brunet przewrócił ją na plecy i przycisnął wskazał dłonią na innego z towarzyszy, który butem zakleszczył rękę Rosjanki nad jej głową.. Jej gruba bluza przeszła błotem naniesionym z pobliskiego parku czy rynsztoku. Pamiętała zapach ziemi przerwany intensywnym bólem, gdy kopnięto ją w klatkę piersiową. Piątą.
Kaszlnęła wtedy krwią, dusząc się.
Któryś usiadł na niej i zaczął przeszukiwać kieszenie bluzy. "Hej, zobaczcie!" Rzucił podekscytowany, wydobywając ze spodni nóż motylkowy. Potem przestała rozróżniać słowa. Rozpięli jej bluzę, by sprawdzić wewnętrzne skrytki. Nastąpiła chwila błogości. Mimo to była jeszcze przytomna, gdy podjęli decyzję. Była przytomna, gdy zagłębiali niewprawnie nóż w jej jelitach, macicy i płucu... Dopiero potem nastała czerń.
______
Ocknęła się. Czuła, że leży na czymś miękkim. Bolało ją całe ciało, czuła się okropnie słaba. Jej oddech przyspieszył się, spłycił. Właśnie to usłyszał Favreau. Gdy usłyszała męski głos, pobicie raz jeszcze przewinęło się jej przed oczami i wcześniejsze wspomnienie gwałtu. I wszystkich tych dresiarzy, których kopała po jajcach myśląc, że jest silna.
Nie była silna.
A teraz była w miejscu przepełnionym obcym, męskim zapachem. Została porwana? Nie była skrępowana, ale jak związać komuś nadgarstki, jeśli ma tylko jeden? No... były sposoby, ale żadnego nie użyto.
"Ale spójrz, niedługo się przebudzi." Usłyszała. "Wtedy... zobaczysz prawdziwego potwora." Kolejnych słów nie usłyszała zbyt przerażona myślą, że autor tych słów zacznie się nad nią znęcać. Było jeszcze za wcześnie by zrozumiała, że część bólu jaki czuje wcale nie pochodzi od ran a z głodu, nie wiedziała jeszcze, że ma mięśnie pozwalające jej wysunąć kły.
Jej umysł był jednocześnie pusty i jednocześnie przepełniony przerażeniem. Bała się otworzyć oczy. Musiało to jednak nadejść. Wiedziała, że była obserwowana i udawanie nieprzytomnej nie miało żadnego celu. Mogli ją rozbudzić kolejnymi kopniakami... Zapiekły ją oczy z bezradności.
Powoli uchyliła powieki. Były ciężkie, jakby spała kilka dni. Zrozumiała, że całe jej ciało takie było. Spojrzała na biały sufit. Rozejrzała się, nie ruszając głową. Dostrzegła jedynie lampę. Poruszyła z ledwością palcami. Po dłuższej chwili była w stanie stwierdzić, że leży na kanapie w swoich jeansach i białej koszulce, która przykleiła się do jej ciała przez pot i krew. Krew...
Jeszcze raz przypomniała sobie wszystko. Została dźgnięta. Bezwiednie podniosła dłoń i położyła sobie na brzuchu. Koszulka była twarda od skrzepniętej krwi, nie poczuła żadnego dodatkowego bólu ani dziury gdy wodziła po sobie palcami. Czuła jedynie echo cierpień jakich doznała, bolały ją oczy od światła i ociężałość swojego ciała.
Przewróciła głowę i dostrzegła ich. Młodego mężczyznę stojącego nad swoim rówieśnikiem, który mówił te rzeczy. Dotarło do niej w końcu znaczenie jego ostatnich słów. Bała się odezwać, ale emanowała przerażeniem i niezrozumieniem widocznym nawet dla mało percepcyjnego wampira. Poczuła przeszywające zimno. Chciała otworzyć usta i coś powiedzieć, ale... bała się. Trzęsła się. Była na granicy załamania nerwowego.

Sylvain Favreau

Sylvain Favreau
Liczba postów : 9
Pomimo trzystu lat, jakie przyszło mu spędzić w swojej obecnej postaci, wciąż, za każdym razem, zadziwiał się siłą wampirzego jadu. Scalał zniszczone ciało, zasklepiał rany na skórze, na narządach; leczył to, nad czym lekarze załamaliby ręce. Podobno także ożywiał tych, którym przyszło odejść z tego świata. Nigdy nie miał okazji tego zaobserwować - gdyby było inaczej to może przestałby się dziwić.

Jad jednakże nie leczył ran zadanych psychice.

Była w tragicznym stanie. Na granicy życia i śmierci, z rozdartym brzuchem, krwią uciekającą z ciała. Jej zapach tępił jego zmysły, mamił, korcił, by dokończyć to, co zaczęli mężczyźni. Jedynie resztkami silnej woli oderwał się od wgłębienia w kobiecej szyi, gdy wpuścił jad do jej żył. Dobroduszny, łaskawy wręcz czyn, tak bardzo gryzący się z wizerunkiem, jaki wokół siebie kreował. Ale nie jedyny, jakiego dokonał na przestrzeni lat swojego życia. Może w ten sposób próbował wybielić własne sumienie. Może, ale tylko może, odzywały się w nim resztki tego, które winny były umrzeć wraz z Nią. Tego, którego zagrzebał już dawno pod fasadą całkowitej obojętności i zimna.

Nienawidził momentów, kiedy się odzywały.

Nienawidził też niepewności, jaka powoli rodziła się w jego świadomości. Rany owszem, wyleczyły się, jednak nie mógł powiedzieć tego o umyśle nieprzytomnej dziewczyny. Ludzka psychika (ale nie tylko ludzka, patrząc po Lilianie) była krucha, łamała się niczym gałązka pod wpływem silniejszego wiatru. Nie potrafił przewidzieć w jakim stanie będzie blondynka, jak się zachowa, co zrobi. Była źródłem potencjalnych problemów, a tych miał na swojej głowie wystarczająco wiele. Cóż, w ostateczności pozbędzie się i jej, by następnej nocy udawać, że nic się nie stało. Przynajmniej nie musiałby tłumaczyć się przed Mihailem.

Ignorował stłumione okrzyki przerażonego mężczyzny, wpatrując się w leżącą kobietę. Przytrzymywał włosy zbira, by nie wierzgał zbytnio; nie było to trudne, w końcu przez cały ten czas nie jadł, nie pił, był na skraju wycieńczenia. Mimo to wciąż, popędzany adrenaliną, szarpał się słabo, niczym zwierzę w ostatnich chwilach własnego życia. Tym, w gruncie rzeczy, właśnie był. Favreau frustrowało użeranie się z nim. Miał ochotę samemu ukręcić mu łeb i lada moment by to zrobił, lecz wtedy młoda wampirzyca otworzyła oczy. Wstrzymał na moment oddech. Młody mężczyzna chyba także to zauważył, bo nagle zawył w panice. Sylvain jedynie szarpnął go mocniej za włosy, nim wreszcie wstał, nie wypuszczając kosmyków z palców. Dźwignął jego cielsko za sobą.

Trzęsła się. Była przerażona. Wyglądała żałośnie. Parsknął jedynie pod nosem, decydując się nie komentować jej stanu.

Musisz być głodna — stwierdził sucho, nim szarpnął jej oprawcą, rzucając go po podłodze w kierunku kanapy. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Przez ułamek sekundy pomyślał, że szkoda będzie tych wszystkich mebli. I ścian. Ale na martwienie się o nie było już za późno. Spojrzeniem namierzył nóż, ten sam, którym wyrządzono dziewczynie krzywdę. Nie miał pojęcia, że do niej należał. Pochwycił narzędzie i zbliżył do szyi faceta. Rozciął jego skórę, uważając jednak, by nie uszkodzić tętnicy - tym miała się zająć kaleka. — Pij — polecił krótko, nim rzucił nożem na bok.

Proste polecenie, żadnych wskazówek. Wierzył, że zapach krwi i instynkt same powiedzą dziewczynie, co powinna zrobić. Odszedł na bok, by osunąć się ciężko na fotelu. Ponownie pochwycił kieliszek, z którego upił łyk wina. Nie spuszczał wzroku z kobiety i jej obiadu.

Shuuin

Shuuin
Liczba postów : 5
OST | Próba lektorstwa

Nie rozumiała sytuacji, w której się znalazła. Nie rozumiała dlaczego ten młody mężczyzna, zapewne niewiele starszy od niej, trzyma ją na kanapie w pomieszczeniu bez okien. Lampa świeciła dość jasno, a jednak w oczach młodej wampirzycy czaił się tu jakiś trudny do zdefiniowania mrok.
Pewność siebie mężczyzny przyprawiała ją o dodatkowe bodźce stresowe i strach wzmagał się. Do tego bolała ją ręka. Ból był nie do zniesienia. Fantomowy ból. Wywołany stresem. Jęknęła z cicha dokładnie w momencie, gdy wypowiedział do niej swoje pierwsze słowa.
Zrozumiała je. I zrozumiała, że część bólu jaki odczuwa pochodzi niekoniecznie z okolic ran, ale żołądka. Głodna... tak... Była głodna. Ale stres też ściskał jej brzuch.
Drgnęła, gdy osłabiony brunet runął na podłogę. Był skrępowany, nie stanowił wyzwania... O czym ja myślę? Żachnęła się. Wtedy zobaczyła swój własny nóż i na moment straciła wzrok. Zdołała wziąć tylko głębszy wdech będący jedyną oznaką paniki.
I poczuła krew. Gdyby tak się zastanowić, odkąd się obudziła czuła różne zapachy. Piżmo, mężczyznę, pot, strach mieszający się z jej własnym. Coś obcego... coś starożytnego.  Nie odnotowała, że tamten usiadł w fotelu, a tym bardziej nie zauważyła, że sięgnął po wino, chociaż jego słodki zapach podrażnił jej nos.
Krew... Podniosła się powoli, oddając się tej przemożnej chęci i ssaniu w żołądku. Jej ciało wciąż było takie ciężkie... takie słabe. Starała się o tym nie myśleć, gdy podpierała się swoją jedyną ręką o kanapę, a jej jasne włosy osunęły się na jej policzek. Usiadła.
Mężczyzna pod nią kwilił, starając się wyplątać z więzów, próbował wypchnąć językiem szmatę, która więziła jego mowę. Szarpał się, coraz bardziej bez przekonania, im dłużej w bezruchu pozostawała wampirzyca. Jednak ona w końcu osunęła się na ziemię i wyciągnęła rękę ku szyi dawnego oprawcy. Oddychała przez usta i jak nigdy brakowało jej lewej ręki, która teraz bolała tak, jakby dotykała rany mężczyzny.
Głód.
Poczuła jak kły wysuwają się jej spomiędzy zębów i przeraziła się, a jednocześnie w jej umyśle nastała cudowna pustka. I głód. Głód, głód... Przestała znów widzieć na moment. Nie wiedziała jak to się stało, że przycisnęła szyję mężczyzny do ziemi i zaczęła lizać jego ranę.
W przebłysku rozumu poczuła obrzydzenie.
Wtedy on się szarpnął, uwalniając spod jej głowy. Piszczał, a ona tego nie słyszała. Poczuła się żałośnie słaba. Nie mogła przytrzymać swojej ofiary. Ofiary...? Trafiło do jej umysłu. I wtedy odezwał się w niej głos. A co mi tam? Bardzo silny głos poparty ssaniem w brzuchu. Znów straciła świadomość. Gdy ją odzyskała, siedziała na kolanach, prawą ręką przygniatając prawe ramię mężczyzny, a usta wpijając w jego szyję.
Nie było w tym nic wyrafinowanego.
Właściwie, wyglądało na zezwierzęcone.
Obrzydliwe.
Łzy popłynęły po jej policzkach, kiedy wgryzała się mocniej i mocniej, nie rozumiejąc jak ssać. Krew wypełniła jej usta. Ofiara przestała się szarpać, bojąc się utracić część szyi. A może stracił już przytomność ze strachu? Nie była pewna. Po prostu... przestał się ruszać.
Wtedy coś się zmieniło. Krew, która wypełniła jej usta i spływała po brodzie z powodu silnego ugryzienia przestała płynąć tak obficie, a zaczęła trafiać do przewodów kłów i żołądka wampirzycy.
Nie mogła się oderwać.
Nawet gdy głód słabł i słabł, nie mogła się oderwać.
Wyssała go do ostatniej możliwej kropli.
Dopiero wtedy puściła jego zmasakrowaną szyję. Sylvain nie musiał martwić się o meble i ściany, przyssała do ofiary wargi tak, że krew nie trysnęła. Tym bardziej, że nie trafiła w tętnicę i spowodowała tylko krwotok wewnętrzny. Gdy dziewczyna odsunęła się, zobaczyła fioletowosiną szyję z wysuszoną niewielką raną ciętą i niemal oderwanym kawałkiem ciała.
Chciała zwymiotować.
Coś podeszło jej do gardła i poczuła słodki, metaliczny smak. Zrozumiała, że jeżeli zwymiotuje, to krwią, która wypełniła jej żołądek. Z pewnością zostało mu jeszcze krwi w żyłach, skoro nie trafiła, ale niewielki żołądek miała już pełen... Tym bardziej chciało się jej wymiotować. Wtedy przypomniała sobie o obecności kogoś jeszcze.
Kogoś, kto rzucił tym rosłym mężyczną-ofiarą jak szmacianą lalką.
Podniosła wzrok i utkwiła zagubione spojrzenie na Favreau. Błądziła po nim wzrokiem w poszukiwaniu odpowiedzi. Nie potrafiła jednak otworzyć swoich upodlonych ust. Krew ciekła jej po brodzie, kapiąc na zakrwawioną od jej własnej krwi koszulkę. Wciąż... się bała. Wampira popijającego wino i... samej siebie.

Sponsored content


Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach