Liczba postów : 9
Czerwień agresji jaśniała w jego umyśle z każdym momentem, gdy stłumiony jęk rozbrzmiewał i odbijał się od ścian pomieszczenia. Z początku reagował: krótkim warknięciem, ostrym spojrzeniem, czasami groźbą. Godziny jednak mijały, a Sylvain zaczynał odczuwać zwyczajne znużenie. Znużenie czekaniem, pilnowaniem, myślami zakradającymi się do jego głowy, sugerującymi, że może nie powinien był reagować. Nie musiałby użerać się z tym wszystkim - począwszy od kolejnego istnienia na głowie, po uprzątanie ciał, pilnowanie szarpiącego się obiadu. Młody mężczyzna walczył zaciekle przez pierwsze kilkanaście godzin, w desperackich próbach uratowania własnego istnienia.
Cóż, nic dziwnego. Nikt nie chciał zostać pożartym żywcem.
Taki już był los ludzi. Rodzili się, przeżywali krótkie chwile wzlotów i upadków, by ostatecznie odejść w niepamięć. Zostać pożywieniem wygłodniałych wilkołaków, wampirów lub po prostu oddając się w objęcia śmierci. Żyli szybko i równie szybko umierali, słabi, nędzni. Niekiedy wybijali siebie wzajemnie; tak było też w tym przypadku. Silniejszy pożerał słabszego. Była słaba. Pozbawiona ręki, co zauważył w trakcie podróży do domostwa. Kaleka, żałosna, nie powinien w ogóle się nią przejmować. Ale była też taka młoda, krucha. Była w jego oczach dzieckiem, tak samo, jak jego córki. Może tylko ta świadomość nie pozwoliła mu przejść obojętnie.
Rozszarpałby każdego, kto tylko dotknąłby jego córek w sposób, w jaki oni dotknęli tej blondynki. Zabiłby za same myśli o tym. Odetchnął głęboko, poprawiając się w fotelu. Oparł łokcie o własne kolana i przetarł dłońmi twarz, zamyślając się. Zginęli w czasie niemalże jednego uderzenia serca. Byli, nie ma; nie żałował ich. Nie żałował tej trójki obrzydliwych mężczyzn, gdy rozerwał im tętnice. Zabawne, jak niektórzy ludzie myśleli, że są silni; że mogą wszystko, gdy w rzeczywistości byli jedynie niczym więcej, niż pył.
Wyprostował się z ociąganiem, dłonią sięgając do leżącego na stoliczku kieliszka. Zapach krwi wciąż unosił się w powietrzu, z początku męcząc wybitnie wampira. Z trudem powstrzymywał chęć rozszarpania leżącej na kanapie dziewczyny, jak i zakneblowanego, słabnącego mężczyzny. Z upływem czasu jednak było coraz łatwiej. Upił łyka wina zmieszanego z syntetyczną krwią, zerknął po wpół przytomnym człowieku. Zmarszczył delikatnie brwi. Już za jakiś czas proces przemiany powinien się zakończyć. Oby to nędzne truchło dotrwało do tego momentu.
A potem usłyszał krótki dźwięk ze strony przemieniającej się dziewczyny. Skierował ku niej wzrok, badawczo analizując jej wygląd, nim wreszcie odłożył kieliszek. Zwlekł się powoli z fotela, poprawiając rękawy czarnej koszuli. Postąpił dwa kroki i już stał przy mężczyźnie. Był całkiem dobrze zbudowany, silny, jednak teraz wydawał się być jedynie zastraszoną myszą. Pobladły, przerażony. Drgnął, kiedy wampir uklęknął obok. Dotknął jego włosów i zacisnął na nich palce.
— Patrz — mruknął niskim, cichym tonem, pozbawionym większych emocji. Uniósł głowę faceta tak, by mógł skierować swoje spojrzenie prosto na jeszcze nieprzytomną dziewczynę. — Z reguły nie zakładamy, że nasze ofiary odwrócą się przeciwko nam. Nie myślimy, że mogłyby stać się takimi potworami, jak my, hm?— kontynuował powoli, ignorując słabe próby wyszarpania się obiadu. Jego siły do walki kończyły się. Szkoda - będzie zbyt łatwym łupem dla młodej wampirzycy. Jeden kącik warg Favreau uniósł się w krzywym uśmiechu. — Ale spójrz, niedługo się przebudzi. Wtedy... zobaczysz prawdziwego potwora. Zobaczysz, jak się czuła.
Cóż, nic dziwnego. Nikt nie chciał zostać pożartym żywcem.
Taki już był los ludzi. Rodzili się, przeżywali krótkie chwile wzlotów i upadków, by ostatecznie odejść w niepamięć. Zostać pożywieniem wygłodniałych wilkołaków, wampirów lub po prostu oddając się w objęcia śmierci. Żyli szybko i równie szybko umierali, słabi, nędzni. Niekiedy wybijali siebie wzajemnie; tak było też w tym przypadku. Silniejszy pożerał słabszego. Była słaba. Pozbawiona ręki, co zauważył w trakcie podróży do domostwa. Kaleka, żałosna, nie powinien w ogóle się nią przejmować. Ale była też taka młoda, krucha. Była w jego oczach dzieckiem, tak samo, jak jego córki. Może tylko ta świadomość nie pozwoliła mu przejść obojętnie.
Rozszarpałby każdego, kto tylko dotknąłby jego córek w sposób, w jaki oni dotknęli tej blondynki. Zabiłby za same myśli o tym. Odetchnął głęboko, poprawiając się w fotelu. Oparł łokcie o własne kolana i przetarł dłońmi twarz, zamyślając się. Zginęli w czasie niemalże jednego uderzenia serca. Byli, nie ma; nie żałował ich. Nie żałował tej trójki obrzydliwych mężczyzn, gdy rozerwał im tętnice. Zabawne, jak niektórzy ludzie myśleli, że są silni; że mogą wszystko, gdy w rzeczywistości byli jedynie niczym więcej, niż pył.
Wyprostował się z ociąganiem, dłonią sięgając do leżącego na stoliczku kieliszka. Zapach krwi wciąż unosił się w powietrzu, z początku męcząc wybitnie wampira. Z trudem powstrzymywał chęć rozszarpania leżącej na kanapie dziewczyny, jak i zakneblowanego, słabnącego mężczyzny. Z upływem czasu jednak było coraz łatwiej. Upił łyka wina zmieszanego z syntetyczną krwią, zerknął po wpół przytomnym człowieku. Zmarszczył delikatnie brwi. Już za jakiś czas proces przemiany powinien się zakończyć. Oby to nędzne truchło dotrwało do tego momentu.
A potem usłyszał krótki dźwięk ze strony przemieniającej się dziewczyny. Skierował ku niej wzrok, badawczo analizując jej wygląd, nim wreszcie odłożył kieliszek. Zwlekł się powoli z fotela, poprawiając rękawy czarnej koszuli. Postąpił dwa kroki i już stał przy mężczyźnie. Był całkiem dobrze zbudowany, silny, jednak teraz wydawał się być jedynie zastraszoną myszą. Pobladły, przerażony. Drgnął, kiedy wampir uklęknął obok. Dotknął jego włosów i zacisnął na nich palce.
— Patrz — mruknął niskim, cichym tonem, pozbawionym większych emocji. Uniósł głowę faceta tak, by mógł skierować swoje spojrzenie prosto na jeszcze nieprzytomną dziewczynę. — Z reguły nie zakładamy, że nasze ofiary odwrócą się przeciwko nam. Nie myślimy, że mogłyby stać się takimi potworami, jak my, hm?— kontynuował powoli, ignorując słabe próby wyszarpania się obiadu. Jego siły do walki kończyły się. Szkoda - będzie zbyt łatwym łupem dla młodej wampirzycy. Jeden kącik warg Favreau uniósł się w krzywym uśmiechu. — Ale spójrz, niedługo się przebudzi. Wtedy... zobaczysz prawdziwego potwora. Zobaczysz, jak się czuła.