Liczba postów : 49
First topic message reminder :
Powietrze przesiąknięte było obcymi zapachami, okolicy brakowało soczystej litewskiej zieleni, ona sama wyglądała nietypowo, ale chociaż nocne niebo pozostawało bez zmian. Być może powinna spróbować oddalić się od rezydencji, ale myśl, że musiałaby w tym celu się odmeldować, znajdując de facto pod kontrolą i opieką ojca, skutecznie zniechęcała ją od podjęcia podobnych działań. Pozostawało jej więc jedynie zanurzyć się we własnej goryczy, otulić samotnością opustoszałego balkonu. Skoro zarówno Adonis, jak i Sahak pozostawali w środku była "bezpieczna" od kolejncych konfrontacji, które z pewnością nie przyniosłyby nic dobrego. Nie gdy palce dłoni zamiast na szyjce kielicha pragnęły zacisnąć się na czymś innym, paznokciami przebijając miękkość skóry. Rozrywając i rozszarpując aż znów to odzyska.
Wolność.
Przechyliła się przez balustradę balkonu, znajdując choć minimum stabilności w chłodzie kamienniego murka o który wsparła przedramiona. Kielich coraz mocniej tracił pion aż w końcu jego zawartość poczęła powolną stróżką wylewać się ku rozciągającym się poniżej krzewom. Spojrzenie zielonych oczu pozostało utkwione w rozświetlanym blaskiem księżyca karmazynie, próbując znaleźć pociechę w wyobrażeniu, że była to krew ulewana z czyjejś tętnicy szyjnej. Podobne myśli na ogół zdolne były nieco ukoić jej nerwy, zwłaszcza gdy towarzyszyło im wspominanie osób będących źródłem frustracji. Tym razem nawet ta sztuczka okazywała się mało użyteczna, pozwalając pozbyć się może co najwyżej tych najbardziej gniewnych z myśli. Żal wciąż jednak pozostawał, każąc unieść dłoń trzymającą naczynie i wziąć zamach, z zamiarem posłania go we wszystkie diabły. Ramię napięło się, nadgarstek wygiął, zanim jednak zdołała wykonać rzut coś przykuło jej uwagę. Muzyka.
Przez chwilę stała tak, w nienaturalnej pozycji, jakby niepewna czy rzeczywiście słyszy dźwięki, czy może mózg płata jej figle. Po chwili zaś opuściła rękę, odwracając się w stronę drzwi balkonowych i zostawiając za sobą plany pełne zniszczenia, by skupić się na tajemniczej melodii. Dała się porwać tej syreniej pieśni, która przynajmniej chwilowo pozwalała znaleźć inny cel dla tej nocy, niż oddanie się instynktowi zniszczenia. Nawet jej twarz przestała chwilowo prezentować towarzyszący jej od paru dni grymas cichego rozczarowania światem, ustępując czemuś na kształt nieśmiałego zaciekawienia. Nie zniknęło ono nawet, gdy w końcu mogła wyszukać spojrzeniem źródło tego nietypowego elementu wieczora, wpatrując się w mężczyznę usadowionego przed masywnym instrumentem, jakiego niedane jej było dotychczas podziwiać. Czuła potrzebę zbliżenia się, z bliska przyjrzenia jak smukłe dłonie przemykają po klawiszach, wydobywając z przedmiotu kolejne składowe utworu. Sama nie umiała grać na niczym, nie licząc nerwów, wszystko to było więc w jej oczach niby magia. Nie zauważyła nawet kiedy znalazła się już bardzo blisko, opierając niemalże biodrem o instrument, ze wzrokiem podążającym za palcami mężczyzny. Tak długo jak grał miał jej niepodzielną uwagę. I względny spokój od burzy uczuć, która chwilowo przycichła w jej piersi.
Come undone with me
Data: 14 lipca 1792 roku
Miejsce: Imperium Osmańskie (dzisiejsza Bułgaria)
Kto: Nasir i Raisa
Miejsce: Imperium Osmańskie (dzisiejsza Bułgaria)
Kto: Nasir i Raisa
Powietrze przesiąknięte było obcymi zapachami, okolicy brakowało soczystej litewskiej zieleni, ona sama wyglądała nietypowo, ale chociaż nocne niebo pozostawało bez zmian. Być może powinna spróbować oddalić się od rezydencji, ale myśl, że musiałaby w tym celu się odmeldować, znajdując de facto pod kontrolą i opieką ojca, skutecznie zniechęcała ją od podjęcia podobnych działań. Pozostawało jej więc jedynie zanurzyć się we własnej goryczy, otulić samotnością opustoszałego balkonu. Skoro zarówno Adonis, jak i Sahak pozostawali w środku była "bezpieczna" od kolejncych konfrontacji, które z pewnością nie przyniosłyby nic dobrego. Nie gdy palce dłoni zamiast na szyjce kielicha pragnęły zacisnąć się na czymś innym, paznokciami przebijając miękkość skóry. Rozrywając i rozszarpując aż znów to odzyska.
Wolność.
Przechyliła się przez balustradę balkonu, znajdując choć minimum stabilności w chłodzie kamienniego murka o który wsparła przedramiona. Kielich coraz mocniej tracił pion aż w końcu jego zawartość poczęła powolną stróżką wylewać się ku rozciągającym się poniżej krzewom. Spojrzenie zielonych oczu pozostało utkwione w rozświetlanym blaskiem księżyca karmazynie, próbując znaleźć pociechę w wyobrażeniu, że była to krew ulewana z czyjejś tętnicy szyjnej. Podobne myśli na ogół zdolne były nieco ukoić jej nerwy, zwłaszcza gdy towarzyszyło im wspominanie osób będących źródłem frustracji. Tym razem nawet ta sztuczka okazywała się mało użyteczna, pozwalając pozbyć się może co najwyżej tych najbardziej gniewnych z myśli. Żal wciąż jednak pozostawał, każąc unieść dłoń trzymającą naczynie i wziąć zamach, z zamiarem posłania go we wszystkie diabły. Ramię napięło się, nadgarstek wygiął, zanim jednak zdołała wykonać rzut coś przykuło jej uwagę. Muzyka.
Przez chwilę stała tak, w nienaturalnej pozycji, jakby niepewna czy rzeczywiście słyszy dźwięki, czy może mózg płata jej figle. Po chwili zaś opuściła rękę, odwracając się w stronę drzwi balkonowych i zostawiając za sobą plany pełne zniszczenia, by skupić się na tajemniczej melodii. Dała się porwać tej syreniej pieśni, która przynajmniej chwilowo pozwalała znaleźć inny cel dla tej nocy, niż oddanie się instynktowi zniszczenia. Nawet jej twarz przestała chwilowo prezentować towarzyszący jej od paru dni grymas cichego rozczarowania światem, ustępując czemuś na kształt nieśmiałego zaciekawienia. Nie zniknęło ono nawet, gdy w końcu mogła wyszukać spojrzeniem źródło tego nietypowego elementu wieczora, wpatrując się w mężczyznę usadowionego przed masywnym instrumentem, jakiego niedane jej było dotychczas podziwiać. Czuła potrzebę zbliżenia się, z bliska przyjrzenia jak smukłe dłonie przemykają po klawiszach, wydobywając z przedmiotu kolejne składowe utworu. Sama nie umiała grać na niczym, nie licząc nerwów, wszystko to było więc w jej oczach niby magia. Nie zauważyła nawet kiedy znalazła się już bardzo blisko, opierając niemalże biodrem o instrument, ze wzrokiem podążającym za palcami mężczyzny. Tak długo jak grał miał jej niepodzielną uwagę. I względny spokój od burzy uczuć, która chwilowo przycichła w jej piersi.