Come undone with me

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49

Come undone with me

Data: 14 lipca 1792 roku
Miejsce: Imperium Osmańskie (dzisiejsza Bułgaria)
Kto: Nasir i Raisa


Powietrze przesiąknięte było obcymi zapachami, okolicy brakowało soczystej litewskiej zieleni, ona sama wyglądała nietypowo, ale chociaż nocne niebo pozostawało bez zmian. Być może powinna spróbować oddalić się od rezydencji, ale myśl, że musiałaby w tym celu się odmeldować, znajdując de facto pod kontrolą i opieką ojca, skutecznie zniechęcała ją od podjęcia podobnych działań. Pozostawało jej więc jedynie zanurzyć się we własnej goryczy, otulić samotnością opustoszałego balkonu. Skoro zarówno Adonis, jak i Sahak pozostawali w środku była "bezpieczna" od kolejncych konfrontacji, które z pewnością nie przyniosłyby nic dobrego. Nie gdy palce dłoni zamiast na szyjce kielicha pragnęły zacisnąć się na czymś innym, paznokciami przebijając miękkość skóry. Rozrywając i rozszarpując aż znów to odzyska.
Wolność.
Przechyliła się przez balustradę balkonu, znajdując choć minimum stabilności w chłodzie kamienniego murka o który wsparła przedramiona. Kielich coraz mocniej tracił pion aż w końcu jego zawartość poczęła powolną stróżką wylewać się ku rozciągającym się poniżej krzewom. Spojrzenie zielonych oczu pozostało utkwione w rozświetlanym blaskiem księżyca karmazynie, próbując znaleźć pociechę w wyobrażeniu, że była to krew ulewana z czyjejś tętnicy szyjnej. Podobne myśli na ogół zdolne były nieco ukoić jej nerwy, zwłaszcza gdy towarzyszyło im wspominanie osób będących źródłem frustracji. Tym razem nawet ta sztuczka okazywała się mało użyteczna, pozwalając pozbyć się może co najwyżej tych najbardziej gniewnych z myśli. Żal wciąż jednak pozostawał, każąc unieść dłoń trzymającą naczynie i wziąć zamach, z zamiarem posłania go we wszystkie diabły. Ramię napięło się, nadgarstek wygiął, zanim jednak zdołała wykonać rzut coś przykuło jej uwagę. Muzyka.
Przez chwilę stała tak, w nienaturalnej pozycji, jakby niepewna czy rzeczywiście słyszy dźwięki, czy może mózg płata jej figle. Po chwili zaś opuściła rękę, odwracając się w stronę drzwi balkonowych i zostawiając za sobą plany pełne zniszczenia, by skupić się na tajemniczej melodii. Dała się porwać tej syreniej pieśni, która przynajmniej chwilowo pozwalała znaleźć inny cel dla tej nocy, niż oddanie się instynktowi zniszczenia. Nawet jej twarz przestała chwilowo prezentować towarzyszący jej od paru dni grymas cichego rozczarowania światem, ustępując czemuś na kształt nieśmiałego zaciekawienia. Nie zniknęło ono nawet, gdy w końcu mogła wyszukać spojrzeniem źródło tego nietypowego elementu wieczora, wpatrując się w mężczyznę usadowionego przed masywnym instrumentem, jakiego niedane jej było dotychczas podziwiać. Czuła potrzebę zbliżenia się, z bliska przyjrzenia jak smukłe dłonie przemykają po klawiszach, wydobywając z przedmiotu kolejne składowe utworu. Sama nie umiała grać na niczym, nie licząc nerwów, wszystko to było więc w jej oczach niby magia. Nie zauważyła nawet kiedy znalazła się już bardzo blisko, opierając niemalże biodrem o instrument, ze wzrokiem podążającym za palcami mężczyzny. Tak długo jak grał miał jej niepodzielną uwagę. I względny spokój od burzy uczuć, która chwilowo przycichła w jej piersi.

Nasir Al Rasheed

Nasir Al Rasheed
Liczba postów : 17
TRIGGER WARNING: STANY DEPRESYJNE, MYŚLI AUTODESTRUKCYJNE

🎶
theme

Chłód klawiszy był momentami bardzo kojący. Przesuwając palcami po wcale nietaniej klawiaturze z najprawdziwszej kości słoniowej, mógł poczuć się na chwilę oderwany od rzeczywistości. Ciężar świata, który z całą mocą napierał na jego barki i który dusił mu klatkę piersiową, zdawał się na moment ulatywać nieco pod sklepienie.
     Powinien się cieszyć – w końcu był nieśmiertelną istotą o możliwościach nieosiągalnych dla zwykłych ludzi. Mógł śmiało powiedzieć, że ma wszystko to, czego najbardziej pragnął w swoim poprzednim życiu – możliwości. Jak się jednak okazywało, nawet realizowanie największych ambicji i wampira nie uchroni przed zderzeniem z czarną rzeczywistością; gdy zaś dekada goni dekadę, a lustro nadal uparcie ukazuje tę samą twarz – zbyt młodą, zbyt nierealną, zbyt obcą, by można było ją już rozpoznać. Wszyscy, których niegdyś znał, albo już nie żyli, albo zapewne byli już nie do poznania. Jego twarz natomiast – jakby zaklęta w marmurowym posągu.
     Nie pamiętał już, jak wiele luster kaleczyło mu już dłonie w jego sporadycznych napadach chęci powrotu do rzeczywistości. Zdawał się z niej nieustannie ulatywać, choć z drugiej strony coś jednak cynicznie go tu trzymało – niby na uwięzi. Ból był niekiedy wyzwoleniem, choć nietrwałym, biorąc pod uwagę ironiczną w tym kontekście zdolność regeneracyjne jego ciała.
     Innymi razy zdawało mu się, że może jednak umarł na dobre. Może tak naprawdę nie stał się bliską doskonałości istotą posilającą się ludzką krwią, a jedynie swym własnym cieniem, zbłąkaną duszą, której z jakiegoś powodu nie dane było na dobre przekroczyć całunu życia i śmierci? A może i to się dokonało, może właśnie był już w piekle, czego wyrazem miała być niekończąca się gehenna jego duszy?
     Adonis twierdził, że nie jest odosobnionym przypadkiem, że melancholia to coś może nie tyle powszechnego, co bardziej nie niespotykanego wśród młodszych nieśmiertelnych. Jeśli wierzyć starszemu wampirowi – objawy miały minąć samoczynnie, choć można temu pomóc, znajdując sobie jakieś konkretne zajęcie, coś do zajęcia głowy, nadać sobie jakiś cel. Al Rasheed próbował więc – malarstwo, muzyka, morderstwa, zezwierzęcone wręcz spółkowanie takoż z kobietami, jak i mężczyznami, torturowanie śmiertelników, alkohol czy też inne substancje wpływające na percepcję rzeczywistości...
     I nic.
     Nawet jeśli na jakiś czas udało mu się wyzwolić z duszących kajdan marazmu i anhedonii, po jakimś czasie potrzebował coraz więcej, coraz mocniej, coraz głębiej. Nawet jego dotychczas wierny towarzysz, ból, który jako jedyny z podobnym powodzeniem rozrzedzał smolistą pustkę oblepiające jego trzewia, opuścił go, pozostawiając na jego duszy skazę, przez którą sama perspektywa fizycznego dyskomfortu napełniała go lękiem i odrazą.
     Nie miał już nic, a masywne zasłony na oknach okazywały się zbyt ciężkie, gdy niejednokrotnie już chciał raz na zawsze zerwać tę barierę oddzielającą go od idiotycznie radosnego blasku słońca.

     Przełknął gorycz własnego życia razem z dozą gęstej śliny. Z zamkniętymi oczami przelewał resztki swego człowieczeństwa w głęboką czerń instrumentu, z którą miał nadzieję w końcu się zlać i na dobre uciąć żałosną melodię jego własnej beznadziei.
     Ktoś przekroczył próg pomieszczenia. Jego powieki rozwarły się w ułamek sekundy, lecz nie odwrócił wzroku, utkwiwszy go już w niewidzialnym punkcie poza granicami ludzkiej percepcji. Kilka nut wybrzmiało zdecydowanie głośniej, aniżeli powinny, jakoby dając wyraz jego irytacji. Zarówno Adonis, jak i Sahak zdawali sobie sprawę, że gdy Nasir grał, nie należało mu przerywać – możliwe że łudzili się, że z każdym kolejnym utworem mężczyzna był coraz bliżej wydobrzenia.
     Wiedział doskonale, kim był intruz – a raczej intruzka. Nowoprzybyła kobieta o egzotycznym zapachu, tak dziwnie niespotykanym w tej części świata, już od pewnego czasu przykuwała jego uwagę, nie mógł pogodzić się z myślą, że czuje w niej coś zadziwiająco znajomego.
     Z każdym jej krokiem kolejne nuty wyrywały się poza ramy swoich tonów, jakby wampir chciał własną muzyką odstraszyć niechcianą przybyszkę. Nie powinno jej tu być, był cały nagi, pozbawiony maski obojętności, którą zzuwał za każdym razem, gdy zasiadał za klawiaturą – ręce miał zajęte, nie było jak włożyć jej z powrotem.
     Kobieta oparła się o fortepian.
     Nasir odetchnął, choć linia jego szczęki wyraźnie odznaczała się przez mocno zaciśnięte zęby.
     Nie miał już sił.
     Jego zamglony wzrok z trudem przebijał się przez brejowatą rzeczywistość, lecz w końcu dojrzał oczu Raisy – gdy jego własne, zmęczone, ziały bólem i nigdy niewypowiedzianą prośbą.

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
Zapewne nawet nie wyłapała zmiany w głośności wydobywających się z instrumentu dźwięków, nieświadoma przekazywanej w ten sposób irytacji, która innych domowników mogłaby zniechęcić do podejmowania interakcji. Zresztą, nawet gdyby jakimś cudem domyśliła się znaczenia za tym pozbawionym słów ostrzeżeniem, zapewne zignorowałaby je. Jej kariera w tym domu opierała się obecnie przede wszystkim na testowaniu cudzej cierpliwości, przekraczaniu granic oraz działaniu na tyle swobodnie, na ile nie ograniczały ją punkty Kodeksu.
Stanęła więc, w jego przestrzeni, z fortepianem na wyciągnięcie ręki - nic więc dziwnego, że dłoń pozbawiona kielicha wysunęła się a palce przesunęły po lakierowanej powierzchni, smakując opuszkami wibracje. Najchętniej zajrzałaby do środka, prześledziła sposób działania, ale ten dziecięcy instynkt poznania świata musiał chwilę zaczekać.
- Czemu grasz, jeśli nie sprawia ci to przyjemności? - zapytała, przekrzywiając lekko głowę, jakby w pełni skupienia próbowała sama odgadnąć odpowiedź na to pytanie, pojąć zagadkę czającą się w mężczyźnie. Jego wygląda i zachowanie pozostawały dla niej zupełnie nietypowe.
Po pierwsze w kwestii fizyczności, różnił się znacznie od tego, do czego nawykła w północno-wschodnim rejonie Europy, gdzie skóra brązowiała co najwyżej wobec chłopskich prac w polu. Matka zapewne kazałaby jej nie gapić się tylko dlatego, że ktoś wyglądał nieco inaczej, opowiadając jej o różnych kulturach świata. Na szczęście nie było jej tutaj, by zwrócić uwaę swej latorośli na konieczność przestrzegania dobrych manier, zwłaszcza że obiekt jej zainteresowania nie wydawał się szczególnie cierpieć pod spojrzeniem zielonych oczu.
Drugą zaś kwestią, niepojętą dla niej, była ta aura melancholii jakby wszyta w jego postać. Przypominał jej zwierzęta znajdowane w leśnych wnykach, ilekroć zbyt długo pozwolono im w nich leżeć. Zbyt zmęczone już szarpaniem się, skrzywdzone przez własne starania gorzej, niż uczyniła to sama pułapka, z rezygnacją przyjmujące dowolny los czekający na nie z ludzkich rąk. Była niemal pewna, że gdyby tylko znały przeznaczenie sztyletu w dłoni same rzuciłyby się na niego, byle tylko zakończyć swój smętny los.
Skąd jednak podobne nastawienie u jednego z nich? Przecież zgodnie ze słowami Adonisa jego potomkowie stanowili wampiry przemienione, więc w teorii tych tym bardziej rozumiejących szczęście, jakie stanowił wampiryzm. W końcu nie musieli przejmować się takimi bzdurami jak zarazy, wojny czy nieurodzaje - wszystko to jedynie poszerzało ich jadłospis, dając szansę lepiej wtopić się przy tym w tłumy uciekające przed klęskami. Nie czyhało już też nieuniknione widmo śmierci, Ponury Żniwiarz musiał odpuścić sobie skoszenie ich głów, zamiast tego pozdrawiając co jakiś czas niby starego znajomego spotykanego na drodze.
Powinni być więc ponad zwyczajne smutki a jednak to właśnie cierpienie duszy zdawało się wylewać na świat z mężczyzny, tajemniczością odciągając ją od jeszcze przed chwilą przepełniającego ją gniewu. Przynajmniej przez chwile frustracje zeszły głębiej, wciąż wyczuwalne, ale nie stanowiące najważniejszego akcentu w jej postawie. O dziwo podchodziła do tej rozmowy z dość otwartą głową, znacznie spokojniejsza niż przy poznawaniu Adonisa czy Sahaka, bez wystawionej z góry oceny, do sporządzenia sktórej potrzebowała większej ilości informacji.

Nasir Al Rasheed

Nasir Al Rasheed
Liczba postów : 17
Drgnął, gdy kobieta przesunęła palcami po powierzchni fortepianu, czując, jakby jej opuszki dosięgły jego własnej skóry. Muzyka ucichła, gdy tylko zabrała głos. Powietrze zdawało się rozrzedzić nieco, jej słowa zawirowały krótko ponad ich głowami, by po chwili ulecieć przez okno w mrok lipcowej nocy.
     – Kto powiedział, że nie sprawia? – uniósł brew, a wyraz jego twarzy zmienił się niemal nie do poznania. Spojrzenie nie było już zamglone, a bystre i pełne przenikliwości. Żuchwa rozluźniła się nieco, a rysy mężczyzny stężały, przywodząc na myśl kamienny posąg. Dokładnie jakby wraz z muzyką i słowami, z pomieszczenia umknął również duszący swąd apatii.
     Nasir wstał i skierował się do znajdującego się niedaleko nich wysokiego stolika, na którym stały zdobiona butelka i kilka kieliszków. Napełnił dwa z nich ciemnym winem, po czym powrócił do swojej rozmówczyni. Niby chciał być sam, lecz z drugiej strony kobieta wydała mu się intrygująca. Poza tym, skoro już tu była...
     – A wy, pani? – spytał niemal nagle, podając jej kieliszek z winem. – Odkąd tylko przybyłaś, udręka zdaje się wsiąkać w te ściany. – Wzruszył ramionami, dając wyraz temu, że w jego intencji było wyłącznie stwierdzenie trudnego do zanegowania faktu, po czym, patrząc w głąb swojego puchara, pociągnął z niego łyk.

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
Zauważyła jego reakcję, wpatrywała się wszak w niego niby zahipnotyzowana, z muzyką rozbrzmiewającą jedynie w tle. Jakże oryginalnie, fascynująco. Chciała tego więcej. Zobaczyć jakie jeszcze intrygujące poczynania gotowy był jej zaprezentować mężczyzna w odpowiedzi na jej zupełnie nonszalanckie zachowanie.
- Wybacz jeśli moja insynuacja była na wyrost. Wydawałeś się jednak dość zatroskany jeszcze chwilę temu - teraz zaś był inny, zmieniając swoją posturę, całą aurę jaka go otaczała. Sprawiał, że brunetka znów musiała zastanowić się - która z tych postaw była tą prawdziwą. A może obie były jedynie różnymi stronami tej samej monety? Trudno było stwierdzić, z nieustającą jednak fascynacją podążała za nim wzrokiem, gdy pozostawił ją na chwilę samą przy instrumencie, organizując dla nich napitek. Czuć mógł jak jej spojrzenie wbija się w jego plecy, jakby próbowała między żebrami zajrzeć do wnętrza, odkryć co naprawdę kłębi się w kołaczącym z kostnej klatce sercu.
Gdy powrócił stała już w nieco innym niż wcześniej miejscu, przesuwając się tak, by znaleźć bliżej zakrytej teraz klawiatury oraz siedziska. Jeśli zdecydowałby się przysiąść musiałby znaleźć się znacznie bliżej jej niż wcześniej, niemal tak blisko jak w momencie gdy podawał jej puchar. Palce niby mimochodem musnęły rękę mężczyzny z której go otrzymała, wyraz twarzy nie zmienił się jednak ani odrobinę - jakby dotyk był jedynie niezauważonym przypadkiem.
- Nie jestem tu z własnej woli, stąd też i moja dyssatysfakcja obecnym położeniem - westchnęła, po raz kolejny tej nocy już utyskując na sytuację. - Przykro mi, jeśli mój nastrój zdołał udzielić się domownikom - nie, wcale nie było jej przykro. Zwłaszcza jeśli jej neizadowolenie otarłoby się chociaż trochę o głowę tego domostwa, ścierając mu z twarzy uśmiech i zastępując sny nieprzyjemnymi majakami. Tegoż i wiele więcej życzyła mu, może również i jego najstarszemu potomkowi, ale ten stojący przed nią nie zawinił jej niczym. Nie życzyła mu źle a jeśli mieliby razem pogrążyć się w mniej lub bardziej gniewnym rozczarowaniu żywotem, to gotowa była za to wypić.

Nasir Al Rasheed

Nasir Al Rasheed
Liczba postów : 17
Pierwsze pytanie kobiety miało pozostać bez odpowiedzi. Może i była intrygująca w swej egzotyczności i przy tym bardzo atrakcyjna, niemniej jednak nadal pozostawała obca, a Nasirowi jeszcze kilkadziesiąt lat miało zająć piłowanie własnej arogancji. Nawet jeśli w środku aż skręcało go, by spędzić z nią trochę czasu nie musiał od razu dawać tego po sobie poznać, prawda?
     Jego usta rozchyliły się nieznacznie, gdy poczuł na skórze obcy dotyk.
     – Nikt nie przychodzi na świat z własnej woli – mimowolnie nieco obniżył głos, gdy ich spojrzenia się przecięły. Przygryzł dolną wargę, własnym spojrzeniem nie pozwalając intruzce na odwrócenie wzroku.
     – Niemniej mówi się, iż miarą wielkości jest adaptacja – pozwolił, by ciszach po tych słowach w pełni wybrzmiała. – Jak długo po waszej przemianie, jeśli wolno mi spytać? – ta ostatnia kwestia akurat go ciekawiła. Podejrzewał, że kobieta dopiero co przebudziła się jako wampirzyca, może miała kilkadziesiąt lat, ale na pewno nie była starsza od niego samego. Zresztą, gdy w perspektywie jest cała wieczność – jakie ma to w ogóle znaczenie?

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
Ścięgnęła lekko brwi, gdy jej pytanie pozostało bez odpowiedzi, niby dziecko, któremu sprzed nosa odsunięto apetyczny deser. Chciała wiedzieć, pogoń za tym nowym króliczkiem skutecznie odciągała ją od tego starego, umorusanego krwią i pragnącego zaprowadzić ją pod dom kolejnej z osób, której rodzinę należało ukarać za uczynione prostemu ludowi krzywdy. Nie zamierzała jednak na głos żalić się, domagać informacji - mimo wszystko była na to zbyt dumna.
Zamiast tego skryła się na chwilę za brzegiem kielicha, wypijając już drugi tegoż wieczora. Nie dość, by zaczęło szumieć w głowie, ale wszystko w swoim czasie. Może z pomocą alkoholu udałoby jej się jeszcze skuteczniej pozbyć wciąż trapiącego ramiona napięcia, przymknąć powieki bez obrazów odległej krainy. Być może nawet wspominać spojrzenie, które teraz podtrzymywała, nie mając absolutnie zamiaru uciekać wzrokiem.
- W takim razie dobrze, że nigdy nie zależało mi na wielkości - wzruszyła lekko ramionami, za nic mając podobnie abstrakcyjne pojęcia, tym bardziej zaś nie przejmując się tym co "się mówi". Większość nie tylko ludzi, ale też ich własnych pobratyńców, nie miała żadnych kwalifikacji do wygłaszania osądów a co najwyżej za długie języki, którymi mielili na własną zgubę. - Przemianie? - zapytała, znów lekko przekrzywiając głowę. - Ta część egzystencji nigdy nie była moim udziałem. Jestem nieśmiertelną z urodzenia, Adonis był zaś jedynie kochankiem mojej nieboszczki matki. Tyleż jeśli chodzi o jego udział w mym stworzeniu.
Ostatnie słowa wybrzmiały gorzko, jakby nie lubiła przyznawać faktu, iż cokolwiek ją z nim faktycznie łączyło i że tylko przez to jedno zbliżenie z nieżyjącą już wampirzycą miał czelność rościć sobie prawo do tytułu jej zwierzchnika.

Nasir Al Rasheed

Nasir Al Rasheed
Liczba postów : 17
Nasir uniósł brew. Kobieta nie przestawała go zadziwiać.
Adonis opowiadał mu, że podobne narodziny były możliwe, choć nie należały do najczęstszych. Sam Al Rasheed nigdy nie spotkał nieśmiertelnego od urodzenia. Nigdy – aż do teraz.
– Przykro mi – rzucił, gdy padło na zmarłą matkę. Czy było to szczere – trudno stwierdzić, choć niewykluczony, że śmiertelniczy rodowód pozostawił w nim jakąś cząstkę człowieczeństwa. Nie wiedział, jak kobieta się czuje, lecz wiedział na pewno, że jego własna matka z całą pewnością już nie żyje – przynajmniej tyle łączyło ich w tej kwestii.
Nie trzeba było być specjalnie obeznanym z odczytywaniem cudzych emocji, by wyczuć gorycz płynącą z ostatnich słów kobiety.
– Nigdy wcześniej nie poznałem nikogo wam podobnego, pani. Nietrudno zauważyć, że nie jesteś z tych stron, a do tego, jeśli mnie pamięć nie myli, pierwszą jesteście od urodzenia nieśmiertelną, którą przyszło mi poznać. To dla mnie doprawdy prawdziwy zaszczyt – skłonił się lekko samą głową z delikatnym uśmiechem kwitnącym w kąciku jego ust. Trudno było uwierzyć, że nawet cień uśmiechu tak bardzo jest w stanie rozświetlić jego ściągnięta zwykle twarz.
– Mniemam, mam nadzieję, że będziemy częściej się widywać, zatem – uniósł swój kielich w jej kierunku – Nasir. Nasir Al Rasheed.

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
Dla niej kwestia jej urodzenia, nie zaś stworzenia, była chlebem powszednim. Ciekawostką, która co najwyżej komplikowała nieco jej życie, czyniąc jej sieć powiązań bardziej skomplikowaną niżli powinna być.
- Nie musi być - pokręciła głową, nie potrzebując z niczyjej strony wyrazów współczucia. Jakkolwiek to brzmiało, śmierć matki była jedną z najlepszych rzeczy, jakie wydarzyły się w egzystencji Raisy, dając jej przynajmniej kilka miesięcy niczym nieskrępowanej wolności. Coś, do czego tęskniła teraz o wiele mocniej, niż do prób naprostowania jej skrzywionego charakteru przez mocno oddaną ludzkości matkę. Można wręcz powiedzieć, że jej śmierć z rąk człowieka nie była kwestią "czy" ale "kiedy", tak blisko i nieostrożnie z nimi postępowała. Pozostawało się jedynie cieszyć, że nie pociągnęła za sobą córki, dając jej za to bezpośredni dostęp do jej pierwszych prawdziwych ofiar.
- Jesteś chyba pierwszym uznającym poznanie mnie za zaszczyt, panie - zaśmiała się, stawiając nacisk na ostatnie słowo, brzmiące tak obco w jej ustach. Bawiły ją te wszystkie ludzkie maniery, których mogła przestrzegać dla dobra ich gry pozorów, ale nie tutaj. Tu były zupełnie zbędne, wszak oboje wiedzieli, że są jedynie mocno dystyngowanymi mordercami. Wilkami w oczej skórze, które nie miały co chować w tym momencie zębów.
Uniosła kielich, znając ten gest, ale raz jeszcze nie wydając się przykuwać do niego większej uwagi.
- Raisa. Po prostu Raisa… Być może będziemy. Zwłaszcza, jeśli zwabisz mnie podobnie przyjemną dla uszu melodią albo czymś równie zachęcającym - na przykład własną osobą zdawało się mówić jej spojrzenie, z lekko przymrużonych teraz oczu. Oczywiście nie zamierzała powiedzieć tego na głos i to nie przez względy na własną cnotliwość. Nie chciała po prostu zbytnio ułatwiać mu zadania.

Nasir Al Rasheed

Nasir Al Rasheed
Liczba postów : 17
Z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem powietrze między nimi gęstniało coraz bardziej. Mężczyzna miał poczucie, że zaczyna go powoli brakować. Nabrał powietrze do płuc i powoli wypuścił nosem, starając się wyrównać oddech. Na pewno nie uszło to uwadze Raisy, toteż posłał jej spojrzenie wyraźnie rozbawione tą ich powolną grą pozorów – markowaniem dobrej miny do złej gry. Chyba że kobieta chciała ulotnić się z posiadłości, a on z jakichś powodów stał jej na drodze i po tej nocy w pokoju zostanie już tylko jego bezgłowe truchło. Cóż, dla pewnych rzeczy warto było ryzykować własną dekapitacją.
     – Cóż na przykład? – zbliżył się do niej na niebezpieczną wręcz odległość. Mogła wyczuć od niego korzenne olejki eteryczne, które mieszały się już nieznacznie z zapachem potu wywabionego na skórę nadmierną ekscytacją. Uniósł dłoń ku jej twarzy, złote pierścienie na jego palcach błysnęły złowieszczo, gdy przejął od niej kielich, który właśnie opróżniła i nie zdążyła jeszcze odsunąć go od swojej głowy.
     Płomienie świec zamigotały w jego czarnych oczach; zdawać by się mogło, że to cały pożar szaleje w jego wnętrzu, gotów swym żarem dosięgnąć i spopielić wszystko wokół. Spojrzał głęboko w jej oczy, po czym bez ogródek odwrócił się do niej plecami.
     [b]– Co oprócz muzyki może być we mnie zachęcającego? –[b] niby pająk złączył nitki rozmowy w jedną sieć, czekając, aż ofiara w nią wpadnie. Raisa nie mogła tego widzieć, lecz Nasir uśmiechał się teraz z zadowoleniem do trunku, który właśnie nalewał.

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
W odpowiedzi na spojrzenie otrzymał od niej półuśmiech przywodzący na myśl kota kładącego łapy na pochwyconym ptaku. Gotowego pobawić się z nim jeszcze chwile, przerzucając go między łapkami lub też z miejsca przetrącić mu kark, by posilić się. Gdyby tylko wiedział, że nikt kto faktycznie podjął się spędzenia z nią nocy nie zdołał przetrwać do poranka, zabierając ze sobą wspomnienie chwil z nią do grobu. Dotychczas bowiem nie czuła większej potrzeby faktycznego cieszenia się bliskością drugiej osoby, wykorzystując to jedynie jako jedną z licznych strategii dobieranych do potrzeb danego polowania. Niczym syrena była skłonna zwieść nieszczęśnika ku jego zgubie, nie czując większego przywiązania nawet do pełnego zrealizowania swych wypowiedzianych rozgorączkowanym głosem obietnic. Była więc o wiele mniej z ich dwójki doświadczona, chociaż w jej zachowaniu trudno było doszukiwać się najmniejszego śladu niepewności, jakby wcale nie poruszała się po wciąż tylko połowicznie zbadanym gruncie.
- Och, na pewno macie tu jakieś rozrywki godne naszej dwójki - powiedziała, bez choćby najmnijszego drgnięcia, gdy zbliżył się. Język przesunął się po zaróżowionych ustach, gdy tylko odjęto jej od nich kielich, nim znów wystąpił na nie delikatny uśmiech.
Tym razem spojrzenie nie zatrzymało się na plecach mężczyzny, gdy odwrócił się do niej a przesunęło się po całej sylwetce, niebezpiecznie długo zatrzymując na szyi. Wciąż igrali ze sobą, bawili się słowami, ale na koniec dnia to jej drapieżna natura domagała się dania jej w końcu odrobiny wolności. Tak długo nosiła cywilizowaną maskę, że dalsze jej podtrzymywanie w miejscu wymagało skupienia, na które nie bardzo miała w tym momencie siły.
- Och, znalazłoby się kilka ujmujących cech. Ale jeśli stanowią podobną niewiadomą mogę cię zostawić, panie, byś sam pomyślał o podobnej liście - usłyszeć mógł szelest materiału, jakby rzeczywiście zbierała się do ruszenia z miejsca. W rzeczywistości tylko przesunęła się nieco, odwdzięczając pięknym za nadobne. Nie była ofiarą. Nie ona.

Nasir Al Rasheed

Nasir Al Rasheed
Liczba postów : 17
Nie dawała za wygraną. Dobrze – on też nie zamierzał. Gra trwała więc nadal. Może i miał teraz trudny okres, ale nie zmieniało to jego ogólnej natury. A był osobą nienawykłą do przegrywania – przynajmniej nie po tak krótkiej potyczce.
     Kobietę do stolika, przy którym właśnie kończył nalewanie trunku, dzieliło może kilka kroków. Przebył je nonszalancko, wbijając wzrok w poszczególne części jej ciała, kończąc na oczach, przekrzywiając przy tym nieco głowę w sposób, jaki się ją przekrzywia podczas oglądania malowideł czy rzeźb.
     Znalazł się pomiędzy Raisą a siedzeniem, które zajmował na początku. Niebezpieczną bliskość między ich twarzami zakłócał jedynie kielich, który jej podawał, uśmiechając się przy tym zachęcająco. Następnie usiadł, spływając wręcz wzdłuż jej ciała i narkotyzując się jego zapachem.
     – W takim razie mniemam, że towarzystwo naszego ojca bądź brata jest dużo ciekawsze od mojego? – spojrzał na nią znad kieliszka, z bezczelną wręcz niewinnością w oczach.

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
Dla niej nie była to aż tak gra, ile zabawa ofiarą znajdującą się już pod jej łapą. Pozostawało tylko zdecydować czy zechce skonsumować swoje zwycięstwo, czy po prostu zostawi zdobycz, oddalając się ku innym rozrywkom. Tym razem jednak na rzecz celu zdawał się działać fakt, że zwyczajnie nie miała nic innego do roboty. Siedzenie i smętne patrzenie za okno zdecydowanie przegrywało z okazją do spędzenia reszty nocy na czymś dużo bardziej przyspieszającym tętno.
W momencie w którym kielich został w jej stronę wysunięty pochyliła się jeszcze, jakby chciała niezwykle ostrożnie przejąć naczynie, czyniąc odległość między nimi już niemalże zupełnie nieistniejącą. Przez chwilę nie tylko ich zapachy, ale też ich oddechy mieszały się, gdyby zaś tylko nieco bardziej się pochyliła mogłaby pozbyć się już tej ostatniej bariery, dotykając go. To jednak nie nastąpiło, nie kiedy kolejna jego wypowiedź skutecznie skłoniła ją do wyprostowania się.
- To jakby przyrównywać muły do dextrariusa - mruknęła, zdecydowanie niechętna przywoływaniu akurat tej dwójki do ich jakże czarującej konwersacji.
Za bardzo groziło to może nawet nie tyle pogorszeniu jej nastroju, co ponownemu wyrwaniu na wierzch tej mniej opanowanej wersji brunetki, która choćby dla popsucia humoru Adonisa gotowa była do skandalicznego zachowania na tymże fortepianie. Przynajmniej przy okazji przetestowałaby ileż mógł on wytrzymać w kwestii wagi. Ot połączenie przyjemnego z pożytecznym.

Nasir Al Rasheed

Nasir Al Rasheed
Liczba postów : 17
Z pewnością gdyby Nasir wiedział, że właśnie stał się ledwie rozrywką z racji braku lepszych, jego duma musiałaby długo się z tego wylizywać. Kiedy był wystarczająco zajęty, aby na moment zapomnieć o wewnętrznej pustce ściskającej jego narządy wewnętrzne, nie można było odmówić mu pewności siebie – teraz zaś był wyjątkowo zajęty.
     Nie przeszkadzała mu z jakiegoś powodu różnica poziomów między nimi, spowodowana faktem, że znajdował się w pozycji siedzącej. Możliwe że błędnie odbierał puszczane mu sygnały, lecz wychodził z założenia, że jeśli Raisa nie byłaby nim w jakikolwiek sposób zaintrygowana, nie ciągnęłaby tej rozmowy – a przynajmniej nie w takiej formie.
     Jego odpowiedź ewidentnie jej nie podeszła. Dobrze. Przez twarz Nasira przemknął cień uśmiechu samozadowolenia. Słysząc jej metaforę, zapytał:
     – A ja? Do czego przyrównałabyś mnie?

Raisa Litauer

Raisa Litauer
Liczba postów : 49
Szczęśliwie wiele rzeczy pozostawało niedopowiedzianymi w tym domu a już zwłaszcza w tej rozmowie. Tym bardziej było to dobrym, gdy Raisa miała spojrzeć na wszystko z perspektywy czasu - głupio byłoby zepsuć coś, co miało stanowić fundament jej życia przez kolejne stulecia tylko dlatego, że początkowo nie mogła się poznać do końca na istotności mężczyzny dla własnego szczęścia. Wciąż była w tym momencie po prostu młoda i, może nie tyle głupia, co pozbawiona zdolności patrzenia na wydarzenia w szerszej perspektywie.
A teraz nawet perspektywa patrzenia z góry powoli przestawała jej pasować. Tak, było w tym coś naprawdę mile łechczącego ego, potrzebowała więcej. Więcej tego, czego obietnica pobrzmiewała za wciąż grzecznymi słowami. Cierpliwość nie była najmocniejszą z jej cnót, była już zbyt mocno nadwyrężona wydarzeniami ostatnich dób i teraz stanowiła niemalże zupełnie wyschnięte źródło. A w połączeniu z niezadowoleniem z ostatniej odpowiedzi była więcej niż skłonna wykonać ruch zdecydowanie nieprzystały młodej damie.
Wypiła większość zawartości kielicha, po czym odłożyła go na taflę instrumentu.
- Skoro pozostajemy w tematyce wierzchowców. Koń fryzyjski. Miły dla oka. Przyjemny chód. Wydajesz się dobrym do jazdy - jedno z jej kolan oparło się o siedzisko na którym spoczywał mężczyzna, jej udo przyległo do biodra mężczyzny, gdy pochyliła się nad nim. Ich twarze dzieliły teraz tylko centrymetry, ale pozostawiła ten złudny bufor.

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach