Skrót statystyk : WADY
— Wadliwa pamięć krótkotrwała [-1]
— Alergik [pyłki, -1 PRC]
— Naznaczony [-1 skup]
ZALETY
— Spowiednik
— Wadliwa pamięć krótkotrwała [-1]
— Alergik [pyłki, -1 PRC]
— Naznaczony [-1 skup]
ZALETY
— Spowiednik
Liczba postów : 114
Pojednanie z Bogiem, co? Andre nie był przekonany do tej idei. Ani trochę. Ani tyci-tyci. Naprawdę i szczerze wątpił w to, by Marcus przykładał do duchowej sfery życia jakąkolwiek wagę: przyziemny, chłodny, uwiązany do ziemi niemalże betonem. Po prostu nie. Brak wiary w tę nagłą i zupełnie niezapowiedzianą chęć do odwiedzenia domu Bożego urósł w nim tym mocniej, gdy w rozmowie, już nawet nie pamiętał, jak i od kogo, wyszedł ten temat. Chwilę później, albowiem Chevalier to człowiek czynu, byli już w trasie, długiej – bo przecież nie zabrał go do pierwszego lepszego kościoła, a czasu na pogłębianie wątpliwości miał aż nadto.
Tylko żadnymi się nie podzielił. A przynajmniej nie bardziej niż za pośrednictwem kontrolnych zerknięć w stronę pasażera, pojawiających się raz na paręnaście minut głębokich westchnięć i ust, składający się w coś na wzór „dlaczego?”. Milczał, o ile sam Gołąbek Pokoju nie zechciał go trapić. To zresztą nie było jedynym powodem uzasadniającym ciszę w pojeździe – francuz wciąż miał w pamięci moment, w jakim przyszło im się rozstać w mieszkaniu Vanina. Co prawda, potem wykonywali pracę tak, jak zawsze. Gdzieś w środku gryzła go myśl, iż Białorusin był świadkiem takich, a nie innych widoków. Nie wstydził się choroby. Ale słabości – już tak.
Po niespełna godzinie, może z paroma zagubionymi minutami, dotarli pod świątynię; zwykły, mały kościółek, w większości z drewna. Po prostu wiejski – niemniej, urokliwy. Ewidentnie nie był miejscem na więcej, niźli trzydzieści osób. Mijane na drodze znaki jedynie to potwierdzały – rzeczywiście, miejscowość, w której teraz byli, nie należała do najbardziej zaludnionych. Vanin z całą pewnością słyszał o niej kiedyś, może nawet był, kto wie. Koniec końców, nie była daleka od Paryża, a gdyby nie obecność korków na drogach, pewnie byliby tu szybciej. Cóż, minusy wielkich miast.
Francuz wysiadł jako pierwszy, rozprostował kości i nim udał się na modły czy inne cuda zrobił to, co robił zawsze. Oparł się o bok samochodu, swojego!, i zapalił. W 1/3 gilzy cisza zaczęła mu przeszkadzać. Może nawet uwierać. To powodowało natłok myśli, niekoniecznie tych dobrych, a wizyta w kościele miała w zwyczaju je mnożyć. Z oczywistego powodu nie zamierzał sobie na to pozwalać. Gdyby był sam… Cóż, nie był.
— Coś czuję, że woda święcona cię spali — rzucił, strzepując popiół. Dopiero teraz spojrzał na Marcusa bez krycia się, że to robi.
Tylko żadnymi się nie podzielił. A przynajmniej nie bardziej niż za pośrednictwem kontrolnych zerknięć w stronę pasażera, pojawiających się raz na paręnaście minut głębokich westchnięć i ust, składający się w coś na wzór „dlaczego?”. Milczał, o ile sam Gołąbek Pokoju nie zechciał go trapić. To zresztą nie było jedynym powodem uzasadniającym ciszę w pojeździe – francuz wciąż miał w pamięci moment, w jakim przyszło im się rozstać w mieszkaniu Vanina. Co prawda, potem wykonywali pracę tak, jak zawsze. Gdzieś w środku gryzła go myśl, iż Białorusin był świadkiem takich, a nie innych widoków. Nie wstydził się choroby. Ale słabości – już tak.
Po niespełna godzinie, może z paroma zagubionymi minutami, dotarli pod świątynię; zwykły, mały kościółek, w większości z drewna. Po prostu wiejski – niemniej, urokliwy. Ewidentnie nie był miejscem na więcej, niźli trzydzieści osób. Mijane na drodze znaki jedynie to potwierdzały – rzeczywiście, miejscowość, w której teraz byli, nie należała do najbardziej zaludnionych. Vanin z całą pewnością słyszał o niej kiedyś, może nawet był, kto wie. Koniec końców, nie była daleka od Paryża, a gdyby nie obecność korków na drogach, pewnie byliby tu szybciej. Cóż, minusy wielkich miast.
Francuz wysiadł jako pierwszy, rozprostował kości i nim udał się na modły czy inne cuda zrobił to, co robił zawsze. Oparł się o bok samochodu, swojego!, i zapalił. W 1/3 gilzy cisza zaczęła mu przeszkadzać. Może nawet uwierać. To powodowało natłok myśli, niekoniecznie tych dobrych, a wizyta w kościele miała w zwyczaju je mnożyć. Z oczywistego powodu nie zamierzał sobie na to pozwalać. Gdyby był sam… Cóż, nie był.
— Coś czuję, że woda święcona cię spali — rzucił, strzepując popiół. Dopiero teraz spojrzał na Marcusa bez krycia się, że to robi.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!