Catherine & Sonia

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 239
First topic message reminder :

Długo nie potrafiła się pozbierać po akcji jaka miała ostatnio miejsce. Ocknęła się po wyciągnięciu kołka, odstawiona w totalnym szoku i niepewności co się stało przez kogo...jak mu było? Nawet nie pamiętała...nie wiedziała nawet czy się przedstawił. Postanowiła się przejść, po prostu pospacerować. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić i jak w sumie pozbierać wszystkie myśli. Babcia zmarła, nie miała nikogo z kim mogłaby podzielić troski i zmartwienia. Owszem, był jeszcze Pan Sander, ale wydawał się mieć dość swoich spraw na głowie a nie przejmowanie się jeszcze nią. W końcu nawet nie wiedziała kim był...a jej stwórca, wampir który powinien wziąć ją pod skrzydła, dać jej bezpieczeństwo i nauki po prostu olał wszystko. Potem jak na złość dowiedziała się, że stała się wampirem, który boi się własnego wyznania! No to już po prostu było zdecydowanie za dużo i pozostawało pytanie, czy los sobie robił jaja z niej, czy celowo prowokował stawiając na drodze siostry zakonne, czy kościoły katolickie. To właśnie przez to nie wychodziła początkowo z domostwa, potem po namowie Tahiry postanowiła zacząć walczyć z tym...niestety. Potem znowu pomoc wilkołakom...kolejna trauma, której raczej nie tak szybko zapomni a ostatnio...pieprzone Novusy. Wzięła wdech i starała się pozbierać krocząc przed siebie gdzieś kiedyś nagle zbliżając się do jakiegoś pubu dostrzegła znajomą sylwetkę, która właśnie przepychała się w stronę drzwi. Cath? Czy to była ona? Nie była sobie pewna, kojarzyła ją ze szkoły sprzed kilku lat. W końcu większość czasu spędziła w Paryżu.
- Cath?
Zagadnęła nieco niepewnie kładąc dłoń na jej barku. Nie była sobie pewna, czy to ona a jednak. Uśmiechnęła się lekko i przytuliła ją jakby nigdy nic. Nie ważne, czy się tolerowały, lubiły czy po prostu unikały. Cath była jedyną osobą, którą spotkała od przemiany. Oczywiście, Sonia była już nieco...inna. Zdecydowanie wyostrzyły się jej rysy co było zdecydowanie widoczne, a ponad to nie zmieniło się w niej nic. Nadal nosiła znoszone i o dużo za duże sweterki, spodnie nie były jakoś wyszukane, proste i najzwyczajniejsze. Całą jej posturę ukrywały sweterki, które były zdecydowanie za duże.
- Kopę czasu. Może...wejdziemy do środka?
Zagadnęła do niej z nadzieją, że ta nie odmówi i wejdą do środka. Ale co tam będą robić? Nie miała pojęcia. Przecież zawsze miała wszystko to, co robili jej dziadkowie począwszy od kanapek, po odzież. Nic co nie nie wyszło spod ich dłoni nie było dla niej. Cała jej garderoba na wyjście składała się ze wspomnianych rzeczy oraz apaszki w kolorze czerwieni, którą otrzymała od Sandera oraz delikatnego płaszczyku, który zasłaniał jej całą posturę.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Catherine Valette

Catherine Valette
Skrót statystyk : WADY
— Alergik [gorczyca żółta, -1 PRC]
— Bezpłodny

ZALETY
— Mistrz skupienia [+2 skup]
Liczba postów : 56
- No tak, niestety. Do dupy to wszystko. - mruknęła opierając głowie na dłoni. Fuknęła nawet pod nosem, jakby obrażona na ten paskudny świat, który postanowił dać takie piękne i kuszące wręcz wyobrażenia, ale zostawić je w strefie fantazji. Kto tak robi? Gdzie jej wampir w wiktoriańskiej szacie? Gdzie jej czarownik z błyskiem w oku? Gdzie jej demon, który by wodził ją na pokuszenie? Gdzie jej bestia, nawet jeśli ona nie była taka piękna? No gdzie? Jak można pozwolić ludzkości tak skonstruować literaturę i potem oczekiwać, że zadowolą się rzeczywistością? Odjedli to wpływ jakiegoś Boga czy innej istoty wyższej to była okrutnym manipulantem karmiącym się cierpieniem i niespełnionymi marzeniami. Gnój.
Wszystkie emocje Catherine mocno odbijały się w jej mimice na tym etapie ich radosnego, piwoszowego posiedzenia. Mimo, że to tylko browar to pity w takim tempie i w takiej ilości, gdy nie było się zaprawionym w boju bywalcem takich miejsc, robił robotę i szumiał. Nawet częste latanie do łazienki nie nadążało z pozbywaniem się tego nadmiaru procentów. Była wstawiona, jak nic, może nawet na prostej drodze do upicia się. I było jej smutno z powodu zasad rządzących światem. Stan upojenia sprawiał, że każdą emocją była kilkukrotnie bardziej wyrazista. W sumie trochę czuła się jakby była przed okresem i miała właśnie wahania emocjonalne. Tylko tak trochę w bardziej leniwy sposób.
- No coś kojarzę, ale nie jestem pewna czy na tyle by rozpoznać na ulicy. - mruknęła, starając się sobie przypomnieć o kim mówiła Sonia. Miała wrażenie, że pamięta sytuacje, ale mało szczegółów delikwentów. W przypływie alkoholowego „szaleństwa” zamiast kolejki piwa zamówiła shoty. Dużo szotów. Różnych, a co, młodsza koleżanka sobie popróbuje. I ona też.
- A co z nimi? - zapytała, po czym wychyliła jeden kieliszek, kamikaze tak sądząc po kolorze.

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 239
No wypraszam sobie...piękną Draculę miała przed sobą. Może i nie była płci brzydkiej jakiej pewnie oczekiwałaby ale była! Była nieśmiertelną, czy jak oni to sobie wyobrażali. Była siedziała pijana tuż obok a ona marzyła o jakimś bohaterze w pelerynie?! SERIO?! No sooory nie tym razem! Upojenie pod jakim się obecnie znajdowały dawał jej pewność, że w końcu będzie miała kaca...chyba. Tak czy inaczej miała zamiar dobrze się bawić! Opróżniła kolejny kufel piwa zadowolona z obrotu sprawy. Nie chciała wracać myślami do tego co było, mogła w końcu zacząć wszystko od nowa, zacząć wszystko od początku, dowiedzieć się na ile może sobie pozwolić i gdzie są jej granice. Spróbować wszystkiego na nowo, tak jak dane było jej na nowo poczuć zapach deszczu po przemianie, smak lodów i czekolady, usłyszeć szum wiatru. Wszystko było znowu przed nią. Znowu mogła poczuć się jak wtedy, gdy Raphael ją przemienił, gdy obudziła się i gdy odnalazła schronienie pod pieczą Mihail'a. A teraz...w sumie kto się nią teraz opiekował? Czy miała do kogo pójść w razie problemów i niepewności? Czuła się totalnie zagubiona. Jednak teraz ważnym było tylko to, by poczuć się chociaż raz inaczej.
- Tak tylko pytam...szukałam ich od jakiegoś czasu.
Przyznała z niewinnym uśmiechem wiedząc już jedno...czas zemsty był bliski. Nie mniej, na razie musiała dojść do siebie na tyle, by wyjść z tego przybytku i dopaść tych gagatków by wymierzyć sprawiedliwość. Gdy opróżniła kolejny kufel i zamiast piwa na stole wylądowały kieliszki z jakimiś dziwnymi trunkami jak to ujęła Cath...shoty...Sonia miała dylemat jak to pić. Odczekała oczywiście aż jej znajoma pierwsza przechyli alkohol. Dopiero po niej, przechyliła swój uśmiechając się zadowolona nie wiedząc nawet co wzięła. Wypiła zadowolona a piekące uczucie w gardle tylko podrażniło ją jeszcze bardziej. To było dobre!
- Ej...dobre to!
Zamruczała zadowolona szczerząc się od ucha do ucha.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Catherine Valette

Catherine Valette
Skrót statystyk : WADY
— Alergik [gorczyca żółta, -1 PRC]
— Bezpłodny

ZALETY
— Mistrz skupienia [+2 skup]
Liczba postów : 56
Czy mądrym było to, co obecnie robiła? Nie. Czy i tak będzie kontynuować dzieło autodestrukcji? Oczywiście. Kamikaze jeszcze nie weszło w reakcję z piwem w jej żołądku, ale była to tylko kwestia czasu - szczególnie, że na przyniesionej tacy były jeszcze przynajmniej cztery inne kolory. Wychyliła kolejny, tym razem czerwony. Obstawiałaby dodatek żurawiny, pewnie w postaci soku lub likieru. Może być.
Wpadła w jakąś dziwną spiralę myśli schodzących na złe tory. Co jakiś czas starała się je naprostować na chociaż neutralny grunt, jeśli nie pozytywny, ale wychodziło średnio. Myślała, że będzie stabilnie, w końcu nie przychodziła pić na smutno, więc dlaczego? Nie miała ostatnimi czasy powodów do narzekań - dobrze płatna praca, święty spokój, ładna okolica, w sumie całkiem wyrozumiały szef. Dlaczego?
Odpowiedź odbijała się gdzieś z tyłu głowy Catherine i pomimo szczerych chęci nie była w stanie jej ignorować zbyt długo, nawet jeśli była to informacja niewygodna dla jej obecnej narracji życiowej. Samotność. Kiedy już miała możliwości ogarnięcia swojego życia, ustabilizowania się to jeszcze bardziej zaczęło jej doskwierać to, że nikogo tak do końca nie ma. To nie tak, że potrzebowała tabunów przyjaciół, wiedziała też na co się pisze w związku z pracą poza miastem. Po prostu… te dywagacje o tajemniczych nieznajomych czy innych baśniowych dżentelmenach uwydatniły pewien rażący brak w serduszku rudzielca. Nie miała tej jednej osoby. Tej jednej specjalnej. Nie potrzebowałaby nic więcej. O ile lubiła trochę osób, naprawdę nieźle dogadywała się z niektórymi w dworku Doriena to nie do końca mogła powiedzieć, że im ufa. Ech, głupota.
- Szukałaś gnojków, którzy ci dokuczali, hm? - uniosła brew odkładając pusty kieliszek, którym bawiła się nieświadomie podczas swoich egzystencjalnych dywagacji. Call of the Void szeptał do ucha by rzucić kieliszkiem w ścianę, ale na szczęście była na tyle zrównoważona psychicznie i asertywna, by odmówić demonom. Skoro i tak żaden nie odzywa się by podrywać tylko chce niszczyć kieliszki to niech zamknie japę i siedzi na dupce w kącie.
- Ty się w nic nie wpakuj. No, chyba, że masz jakiś konkretny plan. Bo - popraw mnie jeśli się mylę - chcesz się na nich odegrać? Z jakiego innego powodu byś miała szukać chłopaków, którzy ci uprzykrzali życie przez kilka lat. Tylko to nadal nie brzmi zbyt bezpiecznie także lepiej miej jakiś porządny plan. Chyba, że ten twój sugar daddy jest specem od usadzania gówniarzy. - puściła jej oczko, wychylając kolejny shot, tym razem biały. Obstawiałaby Malibu, ale obecnie to już zaczynały jej się smaki mieszać, więc zostawiła przemyślenia dla siebie.
- Jeśli tak to słuchaj, też bym miała zleconko, jakoś się dogadamy.
Nachyliła się nad stolikiem i średnio konspiracyjnie udała szept. Mimika Catherine to obecnie było coś pomiędzy rozbawieniem, a zupełną powagą. I upojeniem. Reakcja zaczęła ukazywać efekty radosnego mieszania kolorowych trunków.

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 239
Można powiedzieć, że nic nigdy by nie wyszło z jej ust związane z tym, kim była, czym się stała. To wszystko było takie...inne. Nowe smaki, nowe doznania...odczucia. Spojrzała na koleżankę od kieliszka ale i jeszcze za życia ludzkiego i cicho westchnęła. Gdyby tylko wiedziała jak to wszystko mogłaby ogarnąć mając u boku kogoś ze swojego świata. Chociaż jedną osobę. Jedną. Przygryzła nieco wargę zastanawiając się co zrobić. Stan upojenia zaczynał dopiero działać, w przeciwieństwie do towarzystwa w którym się znajdowała. Biedna Cath, miała sporo w czubie, co było poniekąd zabawne mogąc obserwować pijanego człowieka. Pierwszy raz w życiu...czy raczej swoim (nie)życiu. A jednak uczucie równie zabawne. Mało tego, miała wrażenie, że nie tylko ona czuła się poniekąd samotna. Ale może się myliła? Może to alkohol i jego skutki tak działały na nią? A może to rzeczywistość, która uwidaczniała się z każdym kolejnym drinkiem. Wypiła kolejny kieliszek popijając go na domiar złego gazowanym napojem po czym spojrzała na Cath. Na pytanie o poszukiwania tylko się uśmiechnęła tak tajemniczo i niewinnie. Owszem, szukała. Jednego udało się jej dopaść. Ale co z tego? Był jeden...a ich było zdecydowanie więcej. Nie mogła odpuścić sobie zemsty. Nie teraz, gdy była od nich silniejsza i mogła wykonać sprawiedliwy osąd by ocalić nie tylko inne dziewczęta od tych przeklętych bandziorów, ale i dać upust samej sobie, by mieć świadomość że przeszłość jest za nią.
- Powiedz mi jeśli się mylę...nie marzy Ci się zemsta na tych, którzy i Tobie dokuczali? Którzy próbowali się do Ciebie dobrać wbrew Tobie? Wyobraź sobie, że możesz się teraz zemścić za wszystkie te lata...przeszłość w końcu zostanie za Tobą, a rachunki zostaną wyrównane. Nie chciałabyś tego?
Powiedziała tajemniczo mrużąc oczy. Uśmiechnęła się lekko pod nosem wyobrażając sobie swoich oprawców z wybałuszonymi bebechami. Oblizała usta przyglądając się przyjaciółce.
- Plan...plan jest jeden...zemsta.
Wzruszyła ramionami. Czy to była ona? Nie. Zdecydowanie to nie Sonia, nie jej prawdziwa twarz i jej oblicze. Prawdziwa Sonia była niewinną dziewczyną, która brzydziła się zemstą i agresją. Jednak prawdziwe demony budziły się dopiero gdy zostawała wyłączona od rzeczywistości.
- Prawda jest taka, że nic mnie nie trzyma tutaj...moi dziadkowie nie żyją. Matka i ojciec zostawili mnie lata temu. Nie mam nikogo komu by na mnie zależało. Ciągle kręcą się dookoła mnie obcy ludzie...stworzenia, których staram się unikać od czasu, gdy gromada debili próbowała się mnie pozbyć. Gdyby nie pomoc faceta, którego w sumie nawet nie znam, pewnie byśmy dzisiaj nie rozmawiały. Nie masz pojęcia jak to wszystko jest popierdolone Cath.
Wyrzuciła w końcu z siebie chowając twarz w dłoniach. Do kogo miała się odezwać? Do kogo zwrócić o pomoc kiedy była sama jak palec w tym całym bagnie? Uciekłaby do dziadków, skryła się u nich ale ich już nie było. Została sama.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!

Catherine Valette

Catherine Valette
Skrót statystyk : WADY
— Alergik [gorczyca żółta, -1 PRC]
— Bezpłodny

ZALETY
— Mistrz skupienia [+2 skup]
Liczba postów : 56
Totalna zmiana narracji i kierunku, w którym zmierzała konwersacja nawet dla wstawionej Catherine była zaskakująca. Pewnie tak to wygląda na takich obficie zakrapianych alkoholem wyjściach, ale nie była do tego przyzwyczajona, więc jej mózg zaliczył małą przerwę w pracy systemu. Zaczęła się nawet zastanawiać czy jej nie odcięło i nie pominęła jakiejś części wymiany zdań albo monologu Soni, ale nic na to nie wskazywało. Wszystkie znaki na niebie, ziemi i stole świadczyły o tym, że wystarczyło dosłownie trącenie tematu niedalekiej przeszłości, aby jakąś niewidzialna tama we wnętrzu koleżanki puściła i to z hukiem. Zemsta? Wyłapywanie gnojków, którzy mają wątpliwy typ rozrywki w czasach szkolnych? Ton jakiego używała obecnie Sonia sugerował jakąś poważną inbę rodem z filmów akcji. Może o czymś nie wiedziała? Może ci idioci zrobili dziewczynie coś znacznie gorszego niż myślała początkowo? Musiała brać to pod uwagę, w końcu nie były ze sobą tak blisko przez te ostatnie lata. Z drugiej strony powinna też uwzględnić scenariusz, w którym podpita Sonia po prostu poleciała po bandzie z planami odwetu. Może naoglądała się jakiś seriali czy coś? Tyle opcji, a mózg nie w pozycji do dywagacji taktycznych i dyplomatycznych. Nie żeby kiedykolwiek było to jej mocną stroną.
- Hola hola, Desperado, wstrzymaj konie. - powiedziała podnosząc dłonie do góry, na wszelki wypadek, gdyby dziewczyna potrzebowała też przekazu niewerbalnego, aby zrozumieć aluzję.
- Znaczy no, chyba rozumiem, co masz na myśli, ale nie róbmy z tego jakiegoś the Crow tribute czy coś. Albo innego Drakuli. Jasne, ci debile potrafili być naprawdę uciążliwi i mam nadzieję, że prędzej czy później któryś zleci ze schodów czy właduje się z rozpędu w ścianę. No ogólnie liczę, aby mieli pecha. Mimo wszystko jednak szkoła się skończyła, ja znalazłam taką robotę, że jestem w stanie się od tego całego gówna odciąć. Od nich, od rodziny, od wszystkich upierdliwych spraw. To chyba bardziej mój sposób na radzenie sobie z tym. No wiesz, regeneracja, wewnętrzne zen, takie tam. Oczywiście, gdyby tonęli i miałabym linę z kołem ratunkowym to zrobiłabym z niego ozdobę na ścianie, niech toną, ale nie mam tyle samozapłonu, żeby angażować się w zemsty. Może to mój przywilej, bo nikt nie zrobił mi czegoś na tyle paskudnego.
Wzruszyła ramionami i wychyliła kolejnego szota. Trochę skłamała, bo prawdopodobnie, gdyby miała więcej wewnętrznej energii, środki i znajomości to z najszerszym uśmiechem patrzyła by na zagładę swojej rodziny. Sęk w tym, że wolałabym na to patrzeć powoli, delektować się tym. Nie była fanem szybkich trupów czy błyskawicznych efektów, gdy przychodziło do odgrywania się. Cierpliwa z niej kobieta, przynajmniej w takich przypadkach. Zostawiała to jednak w sferze fantazji na pocieszenie w cięższe dni. Let it go, i tak dalej.
Poklepała Sonię po ramieniu, gdy ta chyba faktycznie zaczęła się rozklejać. Robiło się trochę niezręcznie, Catherine nigdy nie wiedziała jak podchodzić do osób w kryzysie emocjonalnym czy psychicznym. Co się wtedy mówi? Co się robi? Jak nie zaszkodzić bardziej? Tyle pytań, zero odpowiedzi. To, co wyrzucała z siebie koleżanka nie pomagało, bo brzmiało co najmniej dziwnie i niepokojąco. Tym bardziej nie wiedziała jak to ugryźć i chyba wolałaby już, aby dziewczyna uzewnętrzniała się pawiem z przepicia. Tutaj mechanizmy przynajmniej są wybitnie proste.
- …To fakt, nie mam pojęcia. I nie mam pojęcia co ci powiedzieć czy jak ci pomóc. - podrapana się za uchem w zakłopotaniu. - Jakbyś potrzebowała się wygadać czy czasem z kimś pośledzić czas to luzik. Świat po prostu jest pojebany. Zawsze był, zawsze będzie. Na to raczej nie ma lekarstwa, ale wiesz, zawsze mogło być gorzej niby, nie? To znaczy, oznacza to, że jeszcze może się bardziej popsuć, to fakt, ale również, że hej, nie jest tak tragicznie. Nie pomagam, prawda?
Spojrzała na Sonię znad kolejnego szota z miną, jakby już doskonale znała odpowiedź na to pytanie.

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach