Catherine & Sonia

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 225
Długo nie potrafiła się pozbierać po akcji jaka miała ostatnio miejsce. Ocknęła się po wyciągnięciu kołka, odstawiona w totalnym szoku i niepewności co się stało przez kogo...jak mu było? Nawet nie pamiętała...nie wiedziała nawet czy się przedstawił. Postanowiła się przejść, po prostu pospacerować. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić i jak w sumie pozbierać wszystkie myśli. Babcia zmarła, nie miała nikogo z kim mogłaby podzielić troski i zmartwienia. Owszem, był jeszcze Pan Sander, ale wydawał się mieć dość swoich spraw na głowie a nie przejmowanie się jeszcze nią. W końcu nawet nie wiedziała kim był...a jej stwórca, wampir który powinien wziąć ją pod skrzydła, dać jej bezpieczeństwo i nauki po prostu olał wszystko. Potem jak na złość dowiedziała się, że stała się wampirem, który boi się własnego wyznania! No to już po prostu było zdecydowanie za dużo i pozostawało pytanie, czy los sobie robił jaja z niej, czy celowo prowokował stawiając na drodze siostry zakonne, czy kościoły katolickie. To właśnie przez to nie wychodziła początkowo z domostwa, potem po namowie Tahiry postanowiła zacząć walczyć z tym...niestety. Potem znowu pomoc wilkołakom...kolejna trauma, której raczej nie tak szybko zapomni a ostatnio...pieprzone Novusy. Wzięła wdech i starała się pozbierać krocząc przed siebie gdzieś kiedyś nagle zbliżając się do jakiegoś pubu dostrzegła znajomą sylwetkę, która właśnie przepychała się w stronę drzwi. Cath? Czy to była ona? Nie była sobie pewna, kojarzyła ją ze szkoły sprzed kilku lat. W końcu większość czasu spędziła w Paryżu.
- Cath?
Zagadnęła nieco niepewnie kładąc dłoń na jej barku. Nie była sobie pewna, czy to ona a jednak. Uśmiechnęła się lekko i przytuliła ją jakby nigdy nic. Nie ważne, czy się tolerowały, lubiły czy po prostu unikały. Cath była jedyną osobą, którą spotkała od przemiany. Oczywiście, Sonia była już nieco...inna. Zdecydowanie wyostrzyły się jej rysy co było zdecydowanie widoczne, a ponad to nie zmieniło się w niej nic. Nadal nosiła znoszone i o dużo za duże sweterki, spodnie nie były jakoś wyszukane, proste i najzwyczajniejsze. Całą jej posturę ukrywały sweterki, które były zdecydowanie za duże.
- Kopę czasu. Może...wejdziemy do środka?
Zagadnęła do niej z nadzieją, że ta nie odmówi i wejdą do środka. Ale co tam będą robić? Nie miała pojęcia. Przecież zawsze miała wszystko to, co robili jej dziadkowie począwszy od kanapek, po odzież. Nic co nie nie wyszło spod ich dłoni nie było dla niej. Cała jej garderoba na wyjście składała się ze wspomnianych rzeczy oraz apaszki w kolorze czerwieni, którą otrzymała od Sandera oraz delikatnego płaszczyku, który zasłaniał jej całą posturę.

Catherine Valette

Catherine Valette
Liczba postów : 41
Co właściwie ją podkusiło, żeby szlajać się wieczorami po pubach? Skąd tak durny pomysł wpadł jej do głowy, żeby przede wszystkim robić to samemu? Ani to mądre, ani bezpieczne, ona też nie jest typem osoby, która uchlewa się co weekend, bo przecież kto nie pije ten nie żyje. Zadawała sobie ten multum pytań na sekundę i tak w kółku, popalając papierosa. Zazwyczaj nie paliła, bo też w zapracowanym kalendarzu nie odczuwała takiej potrzeby, ale teraz to co innego. Stres z głupoty w połączeniu z adrenaliną podlotka spuszczonego ze smyczy sprawiły, że przy pierwszej okazji kupiła paczkę cienkich fajek i zapalniczkę (miała urocze kotki nadrukowane na opakowaniu, marketing po mistrzowsku).
W głębi ducha rozumiała doskonale, że ta durna inicjatywa wynikła z faktu, że prawie nie ma znajomych, z którymi się regularnie widuję, a przecież ma dziewiętnaście lat. Jak mieszkała z rodziną jej wyjścia towarzyskie były ograniczone do minimum, bo przecież wymagano od niej dyspozycyjności i wypełniania obowiązków. Najwyraźniej zachłysnęła się dobrobytem w postaci własnej wypłaty i tego, że nikt jej nie rozstawia po kątach. Szkoda tylko, że optymistyczne „idę w miasto!” zmieniło się w „debil, no debil”. Głupio będzie zadzwonić po podwózkę z powrotem po tak krótkim czasie. Dopalając papierosa postanowiła wejść do najbliższego pubu, który nie trącał rynsztokiem (czy to społecznym, czy dosłownym), wypić jedno piwo i wtedy zawinąć się do domu. Przynajmniej będzie mogła każdemu powiedzieć, że po coś jednak poszła w miasto.
Była bardzo skonsternowana słysząc swoje imię, ale w pierwszej chwili to zignorowała - przecież potencjalnie każda dziewczyna może mieć to samo imię co ona. Dopiero czując dłoń na swoim barku odwróciła się gwałtownie do tyłu, chwytając mocniej torebkę. Za dużo historii wyczytała w internecie, by nie zareagować nerwowo na niespodziewany kontakt fizyczny i to w tłumie. Wieczorem. W pubie. Po raz kolejny obśmiała samą siebie za ten idiotyczny wyskok.
- O.
To była autentycznie pierwsza reakcja jaka przyszła jej do głowy widząc Sonię. Pamiętała dziewczynę z korytarza szkolnego, nawet kilka razy rozmawiały ze sobą, ale Catherine nie powiedziałaby, że były jakimiś koleżankami. Postawiła na tej znajomości krzyżyk, wrzucając ją do worka podpisanego „twarze, które znam ze szkoły, ale z którymi nigdy więcej się nie spotkam”. Jak to się człowiek może pomylić.
- J-jasne, chętnie. - odpowiedziała niepewnie. Nie czuła się zawstydzona, po prostu nadal konsternował ją bądź co bądź bardzo korzystny dla niej obrót spraw. Wypicie piwa w towarzystwie już nie brzmiało tak żałośnie jak jej poprzedni plan.
Rozejrzała się po wnętrzu lokalu, który o tej porze robił się coraz bardziej zatłoczony. W końcu wypatrzyła wolne miejsce w kącie, a dzięki swojej wątłej budowie ciała przecisnęła się tam jak rasowa żmija. W takich momentach cieszyła się, że ma posturę wieszaka.
- Mogę skoczyć po piwo. - rzuciła już totalnie rozluźnionym tonem, jakby to całe spotkanie tak właściwie było od początku zaplanowane. Powiesiła płaszcz na oparciu drewnianego krzesła, które pamiętało lepsze czasy, przewiesiła torebkę przez ramię i spojrzała na Sonię.
- Co ci wziąć? Pierwsza tura na mój koszt. - dodała uśmiechając się zadziornie. Niech Sonia myśli, że jej się powodzi, a nie że chce w ten sposób podziękować jej za odsunięcie perspektywy zrobienia z siebie pajaca.

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 225
Gdyby tylko życie nie było tak bardzo skomplikowane, pewnie wszystko byłoby zdecydowanie inaczej. Ona nadal byłaby w domu dziadków...o ile jej schorowana babcia by nadal żyła. Ale jedno było pewne, nie byłaby teraz tutaj, nie byłaby tą osobą, którą była, tym stworzeniem którym się stała. Natłok ludzi powodował, że czuła się nieco niekomfortowo. Na szczęście starała się skupiać na Cath, która na jej widok była...zaskoczona? Tak, zdecydowanie można to tak ująć. Uśmiechnęła się lekko na jej reakcję by po chwili przenieść wzrok na wejście, do którego zdecydowanie się przepchały. Worek, w którym się znalazła w ogóle nie był zaskoczeniem, w końcu Sonia stała zawsze gdzieś z boku z dala od innych nie wchodząc w żadne interakcje. Najgorszy moment był w chwili, gdy świadomość o utracie dachu nad głową uderzyła w nią z siłą. Tamten dzień wszystko zmienił.
- Jasne...
Zgodziła się nieco zakłopotana. Ale czego się spodziewała? Była w barze, gdzie piło się drinki, piwo...i jeden diabeł wiedział co jeszcze! Co ona sobie myślała?! No ale...mogła się przecież tego spodziewać. Sama przecież zaczęła niedawno smakować wszystkiego co jest nowe, począwszy od pizzy, po czekoladę czy ciasto. Wszystko to było nowe, więc czemu by nie spróbować również alkoholu?
- Eee w sumie...może...to co Ty?
Wydukała zaraz za jedną drogą. Sama w tym czasie wskazała na jakieś stoliki oddalone od tłumu, z dala od wszystkich.
- A ja zajmę miejsce przy stoliku.
Dodała zaraz przenosząc wzrok na Cath by uśmiechnąć się wesoło do dziewczyny, w końcu co jak co, ale nie miała zamiaru po prostu od tak wycofać się z picia. Miała okazję na spróbowanie czegoś nowego i to z kimś, kto nie będzie zadawał nie wiadomo jakich pytań. Zaraz potem pognała we wskazanym kierunku zajmując miejsce dla siebie i Cath by mogły w spokoju popić i porozmawiać.

Catherine Valette

Catherine Valette
Liczba postów : 41
Plusy? Pub nie wyglądał na podrzędną mordowanie a Sonia wydawała się być równie zaskoczona zaistniałą sytuacją co ona. No dobra, ten drugi punkt nie brzmi jak plus, ale dla Catherine pokrzepiającym było, że ktoś jeszcze nie za bardzo odnajduje się tu i teraz. Niby wiedziała czym jest „tu”, niby dobitnie czuła konsekwencje obranego przez siebie „teraz”, ale to nadal było … nowe? Zaczynała odczuwać braki, które w jej młodzieńczym życiu poczynił rygor i wymagania rodziny, wręcz ukłuło ją poczucie oszukania. Miał być wyjazd na dwa tygodnie pod piramidy, a wyszedł tydzień w Kocopołuszkach Dolnych. W szałasie. Bez narzędzi.
Skinęła głową, po czym w myślach podwinęła rękawy i zaczęła z nową werwą przeciskać się do baru. Fakt, że po drodze oberwała tylko raz czyimś łokciem w ramię uznała za bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę jak bardzo tłum imitował batalistyczną scenerię. Nie żeby ktoś się bił, ale chaotyczny tłum w połączeniu z dobrym fotografem mogliby tutaj stworzyć iście renesansowe dzieło.
Entuzjazm Catherine szybko minął, gdy po odebraniu dwóch polecanych przez barmana piw spojrzała na drogę i ciżbę jaka dzieliła ją od wciśniętej w kąt Soni. Porzucająca się w ślimaczym tempie i wyginając przy tym jak cyrkowiec z zespołem Touretta dotarła w bezpieczną strefę prowadzącą do ich stolika. Postawiła szklanki na blacie i z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło.
- Odwiedzającym to miejsce wieczorami powinni podarować nieśmiertelniki na wejściu. Kto wie czyje zwłoki potem trzeba będzie zidentyfikować na podłodze. - powiedziała pół żartem, pół serio. Nie zdziwiłaby się gdyby kiedyś naprawdę ktoś tu umarł. Upiła łyk piwa oceniając je w skali przeciętnej, po czym oparła się wygodnie.
- Fakt faktem, dawno się nie widziałyśmy. Ogólnie rzadko się wydawałyśmy, jakby się tak nad tym zastanowić. Nie licząc mijania się na korytarzu. Co tam, jak tam? Nie wiem jak zaczynać takie rozmowy, żeby nie wyszło głupio. - zaśmiała się krótko, zerkając na Sonię i opierając brodę na dłoni. - Jakiś czas nie widziałam się z nikim ze szkoły. Ty nie byłaś rok niżej przypadkiem?

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 225
Prawda była taka, że trupów...zapewne tutaj było pod dostatkiem. I to takich no...żywych. Można powiedzieć, że to po prostu nic wielkiego. Jednak gdyby tutaj był ktoś inny, ktoś bardziej...lubujący się w posilaniu się świeżą krwią...pewnie Cath nie byłaby bezpieczna a tak...mogła odetchnąć, Sonia nie znosiła picia krwi prosto z żył, wolała zdecydowanie odgrzewaną. Uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, gdy ta wspomniała o trupach.
- Zapewne nie jednemu by się to przydało. Chociaż może nie będzie tak źle.
Zagadnęła do dziewczyny przenosząc wzrok na nią i nieco marszcząc brwi. Pytania, które nie do końca były takie jakich by mogła oczekiwać sprawiły, że poczuła się dość...nieswojo. Nie mniej, musiała obrać to wszystko jakoś w ładne kwiatki by nie wydać tego kim była. Nie chciała przez to mieć problemów, nie mówiąc już o Cath, która nie miała pojęcia pewnie z kim siedziała. Gdyby Sonia chciała, mogłaby ją zabić w mgnieniu oka. Nikt by jej nie powstrzymał, a jednak plus dla Cath, że nie była jednymi, którzy niegdyś z niej drwili. Jakby na wspomnienie jej oczy nieco pociemniały przez co odwróciła się pospiesznie by ta nie dostrzegła tego nagłego błysku.
- Co prawda, to prawda. Sporo się zmieniło przez ten czas. I tak, zgadza się byłam rocznik niżej...a u mnie. Eh...
Urwała na chwilę nie wiedzieć jak ma się odnieść do tego wszystkiego więc wzięła wdech i uśmiechnęła się lekko do niej.
- Nie martw się. Ja nic lepiej. W sumie...powiedziałabym, że nic wielkiego się nie wydarzyło a jednak. Jak wiesz, mój dziadek zmarł...babcia zachorowała więc musiałam się nią zająć. Ale zdrowie jej nie pozwoliło na przebywanie w domu...trafiła do szpitala. Potem zmarła.
To poszło tak szybko po skrócie nie wspominając o tym, że pojawiła się jej matka, która jakby nigdy nic uznała, że powinna wrócić w najbardziej nieodpowiednim czasie. Nie wspominając o tym, że była wampirem. Sporo się zmieniło. Bardzo sporo.
- Po śmierci babci trafiłam pod pieczę bliskich...
Skłamała. O dziwo całkiem łagodnie jej to poszło. Szybko i zwinnie.
- A u Ciebie co słychać? Pracujesz? Uczysz się dalej?
Zapytała zaraz zaciekawiona biorąc nieco ze szkła i popijając. Skrzywiła się czując dziwny smak a piana pozostała na jej ustach, gdzie zaraz oblizała się nieco ocierając końcem rękawa. Musiała przyznać, że dziwnie smakowało, ale było...dobre!

Catherine Valette

Catherine Valette
Liczba postów : 41
Catherine obserwowała koleżankę dosyć uważnie i nie dało się nie zauważyć, że ta zachowuje się dosyć …nerwowo? Może nieswojo czuła się w tym zatłoczonym miejscu? Nawet by to zrozumiała, ona też odzwyczaiła się od takich przybytków. Nie żeby kiedyś prowadziła wybitnie imprezowe życie, ale jednak w czasach szkolnych na korytarzu już człowiek walczył z tłumem wieśniaków, a komunikacją miejską wcale nie była lepsza. Odkąd zyskała własny kąt i podwózki prywatnym samochodem zupełnie odzwyczaiła się od codziennego zgiełku. Może w miarę upływu czasu, rozmowy i piwa obie poczują się jak ryby w wodzie i bardziej będą przypominały typowe nastolatki, które ledwo mogą legalnie zakupić trunki wszelkiej maści.
- Przykro mi. rzuciła w odpowiedzi na fale informacji o niezbyt optymistycznych perypetiach rodzinnych dziewczyny. Troche nawet pożałowała, że zadała tak ogólnikowe pytanie do nawiązania konwersacji, bo przytłoczyła ją ilość dosyć prywatnych wiadomości. Gdzieś w głębi ducha, w strefie, o której nikomu nie miała zamiaru mówić, ukłuło ją uczucie zadowolenia. Ot, egoistyczne poczucie, że ktoś też ma kiepsko, może nawet gorzej niż ona. Bardzo skrzywiona argumentacja pozwalająca niskiej samoocenie zaznać trochę spokoju - jak karmienie smoka, aby leżał w swojej jamie i zostawił mieszkańców pobliskiego królestwa w spokoju. Po trochu było jej głupio, że nawiedziły ją takie paskudne myśli, ale z drugiej strony pozwoliła im płynąć wychodząc z założenia, że póki jej to pomogą, nie okazuje tego na zewnątrz i nikogo tym nie rani to właściwie nie stanowiło to problemu.
- Ja? - zapytała bezwiednie, biorąc kolejne łyki piwa i patrząc gdzieś w tłum, jakby chciała poukładać sobie w głowie to, co w dosyć krótkim czasie zmieniło się w jej życiu. Tak gładko wsiąkła w nową pracę i mieszkanie samemu, że wspomnienie domu rodzinnego stało się zadziwiająco odległe - a nie minął nawet rok. Jak szybko człowiek potrafi się odciąć i wyprzeć niekorzystne elementy scenografii z pola widzenia.
- Niby chciała iść na studia, ale w sumie nie miałam jakiegoś konkretnego planu, więc skupiłam się na znalezieniu pracy, żeby wyprowadzić się z domu. Udało mi się znaleźć robotę z zakwaterowaniem, więc idealnie. Troche odżyłam, przyznaję. - uśmiechnęła się półgębkiem, ale wyjątkowo szczerze jak na tak mało wyraźną ekspresję. - Zaczęłam też kręcić mały biznesik na boku, choć raczej działam na bazie poczty pantoflowej, bo to dodatkowe hobby. Także jakbyś potrzebowała jakieś świeże pieczywo to dawaj znać.
Puściła jej oko, przybierając pozę, którą zawsze prezentują rekiny biznesu w serialach czy filmach. Nie była przystojnym dyrektorem korporacji pod krawatem, więc wyglądało to co najwyżej komicznie.
- Chciałabym kiedyś zarobić na własne mieszkanie. Albo dom, jakiś mały, poza miastem. Ale jeszcze daleka droga przede mną, więc tak to się żyje na tej naszej wsi. A ty? Jakieś plany na studia czy inną naukę? Nie będę pytać o małżeństwa, bo w sumie w tych czasach to w naszym wieku to mamy jeszcze w opór czasu. - rzuciła, zbliżając się do połowy kufla. - No chyba, że masz jakieś plany na bycie młodą żoną. - dodała poruszając sugestywnie brwiami i z lisim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 225
Czy była zdenerwowana? Owszem, w końcu co jak co, ale Sonia miała sporo na barkach. Zdecydowanie za dużo jak na tak młodą osobę. Z westchnieniem przeniosła wzrok na towarzyszkę od kufla i przekrzywiła nieco głowę słuchając uważnie jej słów. Było jej przykro? W tej chwili już niepotrzebnie. Ona miała przed sobą całą wieczność. Bólu pewnie jeszcze sporo przed nią nie miała pojęcia co jeszcze przyszłość jej przyniesie. Wszystko to było zdecydowanie przerażające bardziej niż świadomość utraty bliskich. A ona...ona miała teraz nową rodzinę, nowych bliskich. Zamarła na chwilę przyglądając się jej uważnie.
- Niepotrzebnie. Wszystko jakoś się poukładało.
Przyznała chociaż wewnątrz naprawdę gdzieś czuła się niepewnie mając świadomość, że została sama jak palec. Wszyscy, których kochała przepadli.
- Czyli nie jest tak źle. Powoli jakoś odnalazłaś się w dorosłym życiu.
Przyznała mając już niemal wypite w całości piwo. Musiała przyznać, że smakowało jej całkiem nieźle. Na wzmiankę o pieczywie uniosła brew. Pieczywo...o tak, pewnie skorzystałaby z tej propozycji, gdyby miała w sobie nieco inną ofertę...ale jakoś nie wyobrażała sobie by zamawiała chleb, bułki czy jakieś słodkości. W końcu co jak co, ale czemu by nie próbować chociaż co jakiś czas? Wszystko co jadała dużo prędzej wychodziło spod dłoni dziadków, czy jej samej. A teraz...miała okazję na spróbowanie czegoś innego, nowego.
- W sumie wiesz...na pewno skorzystam.
Uśmiechnęła się wesoło już nieco mniej spięta. Rozmowa z człowiekiem to dopiero coś...ostatnio rozmawiała z babcia i zamieniła kilka wrzeszczących słów z matką. A teraz Cath. Może nie jest tak źle...może w końcu mogłaby spróbować też uderzyć w stronę kościołów. Przez myśl przetoczyło się jej kilka możliwości ale czy to na pewno się by jej udało? Samo zbliżenie się powodowało u niej totalny przerażający strach.
- Własne lokum to całkiem niezły pomysł. Będę trzymała za Ciebie kciuki. A co do mnie cuż...
Urwała na chwilę i chrząknęła dopijając do dna piwo. Dostrzegła czmychającego kelnera i poprosiła o dwa kolejne ale tym razem na swój rachunek. W sumie nawet się nie zastanawiała kto czuwa nad nią od śmierci jej stwórcy. Ale teraz ją to nie interesowało, miała okazję na upicie się więc trzeba było z tego korzystać.
- Jeśli o mnie chodzi...mam plany pójść na studia wieczorowe...ale zobaczymy co z tego wyjdzie.
Uśmiechnęła się pod nosem i roześmiała zaraz słysząc o małżeństwie. Ona i ślub...naprawdę? Nie, to nie dla niej zdecydowanie nie!
- Proszę Cię ja i małżeństwo...wiesz jak na mnie spoglądali w szkole. Jak wołali...strach na wróble. Gdzie ktoś taki jak ja...nie, zdecydowanie nie.
Roześmiała się pod nosem i pokręciła głową. W sumie nawet nie wiedziała jak to by wyglądało w świecie w jakim żyła. Nie widziała by wampiry brały ślub. Jakoś nie wyobrażała sobie siebie w takiej sytuacji. Ledwo panowała nad pragnieniem mordu gdzie by tutaj myśleć o ślubie.
- A teraz...czym się w ogóle zajmujesz?
Zagadnęła z nadzieją, że nie odbije piłeczki.

Catherine Valette

Catherine Valette
Liczba postów : 41
Uniosła brwi, które w połączeniu ze zdezorientowanym uśmiechem wyglądały dość komicznie. Szybko ogarnęła, że musi prezentować się co najmniej średnio inteligentnie w tym momencie, więc jak najszybciej (i miała nadzieję, że jak najnaturalniej) wróciła do poprzedniego wyluzowanego wyrazu twarzy. Nie wiedziała jak ocenić swoje umiejętności grania mimiką, kontroli mięśni w tych partiach ciała i czy przypadkiem jej akcje nie były zbyt przerysowane. Trudno, płyniemy z prądem! Co nie zmienia faktu, że Cath była pod wrażeniem tempa w jakim piwo Soni zniknęło z kufla. Zaczęła się zastanawiać czy aby przypadkiem nie dołączyła do pierwszego młodociano-alkoholowego wyskoku koleżanki. Ewentualnie czy właśnie nie siedzi na przeciwko krypto piwosza z powołania, z tradycją sięgającą pięciu pokoleń wstecz. Kiedy dziewczyna domówiła kolejną kolejkę, ona spojrzała na swoją jedną trzecią zawartości. Trochę głupio będzie wyglądać jeśli otoczą ją kolejne porcję trunku, więc powinna jak najszybciej wlać w siebie złoty napój budżetowych bogów. Z drugiej strony szybkie spożywanie alkoholu sprzyja jeszcze szybszemu wstawieniu się, co może prowadzić do upicia. Szybko przekalkulowała swój kalendarz i z nową dozą optymizmu wychyliła resztę piwa na hejnał, w pełnej gotowości przygotowując się na następny rzut. Skoro jutro ma wolne to czemu by nie pofolgować sobie trochę? Jak zacznie jej za bardzo szumieć w łepetynie to zadzwoni po podwózkę. Byle się wyrobiła do północy - jak Kopciuszek.
- Ha, mówisz do kogoś kto też jest strachem na wróble. Może musimy szukać wróbli? Albo kruków? - wypaliła wesoło, odsuwając pusty kufel na krawędź stolika, aby ktoś z obsługi miał łatwiej w zabraniu go. Stukając palcem w podbródek spojrzała gdzieś pod sufit i zaśmiała się pod nosem.
- No taki „kruk” byłby może niczego sobie. Wiesz, wysoki jegomość z ciemnymi włosami i oczami, chodzący w ciemnym płaszczu, z mocno zarysowanym nosem. To brzmi całkiem fajnie. - fantazjowała, co jakiś czas unosząc brwi w znaczący sposób patrząc na koleżankę. - Chociaż znając życie to albo byłby totalnym debilem i chamem z obycia, albo tak naprawdę jest postacią z fanfika czy innego webkomiksu. Tajemniczy mężczyźni o nietuzinkowej urodzie i wyczuciu stylu to wytwór wyobraźni.
Wzruszyła ramionami i z westchnieniem włożyła fantazje o mistycznym romansie gdzieś między bajkami Disneya a obietnicami rządowymi. Może kiedyś zrobi chlebek w kształcie kruka?
- W każdym razie. Co planujesz studiować wieczorowo? Może tam spotkasz tajemniczego młodzieńca o bladej karnacji, który bywa w parku w pełnię księżyca.
Ostatnie zdanie wypowiedziała teatralnie konspiracyjnym szeptem, na koniec parskając śmiechem , uradowaną swoim niebywałym poczuciem humoru.

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 225
Można by powiedzieć, że taka młoda nie powinna pić. A w szczególności jeśli nie potrafiła. Cuż...pewnie by nie piła gdyby nie sytuacja, która spowodowała jej obecny stan psychiczny ale i wychowanie w rygorze, gdzie wszystko co wiąże się z nietrzeźwością jest zakazane, wszystko co jest z pochodzenia nieznanego jest zakazane. Nic dziwnego więc, że Sonia smakując nowych rzeczy nie przejmowała się późniejszymi konsekwencjami. Zadowolona ze smaku piła ile się dało, kufel za kuflem znikał w mgnieniu oka. Ona sama nim Cath opróżniła jeden kufel, miała już wypite półtora. I o dziwo, jeszcze nic jej nie było. Jeszcze. Mimo, że gdzieś tam już zaczynała się czuć dość dziwnie ale w pozytywny sposób.
- Uwierz, że na takie jak ja nie ma możliwości by spoczął chociaż na chwilę jakiś kruk.
Wyszczerzyła się rozbawiona bo jednak, no gdzie ona miałaby kogoś poznać? Nie mogła wychodzić za dnia, jedynie noce były jej przychylne. No i co miała powiedzieć? Nawet gdyby spotkała kogoś przystojnego to nie mogłaby się z nim spotykać za dnia. A noce...w końcu uznaliby ją za wariatkę czy coś. Nie by jakoś było jej wewnętrznie żal. Jednak gdzieś tam trochę coś ją zabolało. Odebrano jej w sumie najlepszy możliwy czas. Jednak w zamian dostała coś więcej. Coś, co mogła pielęgnować i może z biegiem lat...wieków...stanie się kimś więcej niż nieopierzonym pisklakiem, którym jakby nie było nadal była? Pociągnęła kolejny łyk piwa słysząc jej kolejne słowa. "Kruk" czarny przystojny...nie wiedzieć czemu przed oczyma zobaczyła nie wiedzieć czemu pewnego wampira. Zakrztusiła przełykając końcówki z kufla. Normalnie czy ona mówiła o Sanderze? Czy ona go znała?! Zaczęła kasłać klepiąc się między biustem nie za mocno ale na tyle by odchrząknąć i skinąć na kelnera. Przyniesiono kolejne piwa, które Sonia zaraz pociągnęła tak, by przeszło jej to dziwne uczucie. Musiała wziąć wdech by spojrzeć na Cath siedzącą przed nią.
- Uwierz mi, że znam osobiście właśnie taką osobę...i na pewno nie jest fiutem. A styl ma też całkiem niezły...gdybym mogła wybierać pewnie chciałabym, by mnie adoptował.
Zachichotała pod nosem na porównanie Sandera do tajemniczego Kruka. No co jak co, ale no wypisz wymaluj tajemniczy, mający styl...no kurwa wypisz wymaluj Sander jak się patrzy!
- Myślałam o medycynie sądowej.
Przyznała w końcu po dłuższej chwili milczenia. W końcu czemu by nie powiedzieć o tym o czym marzyła? Chciała iść w tym kierunku ale czy to wszystko się uda? Tego nie wiedziała, na razie musiała panować nad sobą. Nauczyć się panowania nad tym, czym się stała. A w medycynie miała za dużo pokus, za dużo niebezpieczeństwa, które mogłoby się źle skończyć.
- Czyżby ktoś lubił czytać mroczne książki? Czyżbym po tylu latach w końcu znalazła kogoś, kto podziela moją pasję?
Zaśmiała się pod nosem. O tak, zdecydowanie wyczuła, że Cath albo lubi fantastykę, albo po prostu ma taki humorek po trunku jaki spożywały.

Catherine Valette

Catherine Valette
Liczba postów : 41
Widząc kaszlącą Sonię zaśmiała się w głos i bynajmniej nie dlatego, że cieszyła się z jej ograniczonych w tym momencie możliwości oddechowych. Poruszyła sugestywnie brwiami i już miała rzucić coś o zgadywaniu typów facetów, ale koleżanka ją obiegła z wyjaśnieniami. Catherine uniosła jedną brew słuchając w rozbawieniu słów dziewczyny. Jej ekspresja najbardziej wyrażała coś pomiędzy śmieszkowym niedowierzaniem, które serwuje się dzieciom w odpowiedzi na ich niestworzone historie a czymś na kształt zaskoczenia, że jakimś cudem idealnie wstrzeliła się w punkt z opisem tajemniczego „Kruka”. Wszystko wzięło w łeb, gdy jej towarzyszka wieczoru wyskoczyła z jakimś fetyszem adopcyjnym, bo ruda zaczęła się wręcz panicznie śmiać i tylko cudem nie straciła kufla chowając głowę w ramionach, aby jej śmiech nie był zbyt donośny. Może i pub nie należał do najcichszych miejsc, ale i tak nie chciała nikomu uprzykrzać posiedzenia przy paru głębszych.
- A, rozumiem. Mogłabyś wtedy mówić mu „daddy”. - powiedziała ledwo łapiąc oddech z rozbawienia. Dopiero po chwili była w stanie się uspokoić. Aż musiała otrzeć łezkę z kącika oka.
- Skoro nie jest totalnym chujem to jaki jest jego problem? Żonaty? No wtedy faktycznie klops. Fetyszysta? Słuchaj, wszystko się da ogarnąć. Lubi dzieci? Nie no, nie wspominałaś nic o jego karierze sakralnej. Hm, wiem! Jest gejem.
Wyglądało to trochę jakby Catherine prowadziła śledztwo sama ze sobą albo gdyby miała rozdwojenie jaźni jak Gollum. Na szczęście szybko wróciła z monologu do dialogu, najwyraźniej czekając aż Sonia zdementuje lub potwierdzi jej teorie na temat jakiegoś jej znajomego. Odczuwała deficyt plotkowania i teraz chciała jak najwięcej podrążyć temat kruczego tatuśka, choćby dla samej rozrywki.
Na informacje i medycynie sądowej pokiwała głową i mruknęła z nieukrywanym podziwem „serious stuff”. Nie ogarniała ludzi idących na medyczne kierunki i tego jak ich głowy mieszczą taką ilość rzeczy. Chociaż taka praca w prosektorium - nie musisz przynajmniej bać się, że zabijesz pacjenta.
- Można tak powiedzieć, choć nie mam ich dużo w dorobku. - odparła z uśmiechem, dopijając swoje piwo. Tym razem to ona zamówiła kolejkę, skoro już tak wyszło, że się wymieniały płaceniem.
- Ostatnio czytałam kilka opowiadań Lovecrafta i muszę przyznać, że mnie urzekły jak mało co. Może stąd przyszedł mi do głowy ten jegomość w czerń odziany. - zachichotała. - Wiadomo, w książkach pełnych niebezpieczeństwa najłatwiej jest znaleźć odpowiedź na to jaki typ faceta może ci się podobać. Tak mi się przynajmniej wydaje, no bo wyobrażasz sobie, że jesteś w tej fabule. A skoro tam jesteś to wiesz, które zachowania postaci ci pasują w twoim wyobrażeniu. Co prawda ja tam swój typ póki co bardziej znalazłam w filmach niż w książkach i jest mało lovecraftowy, ale podejrzewam, że jakby mnie jakiś tajemniczy facet przekabacił do podmorskiego świata potworów to może nawet nie miałabym nic przeciwko. No chyba, że występowałby tam ołtarz ofiarny, na którym kończy się moją wędrówka - to wtedy niech spierdala.

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 225
No co jak co, ale cel w zgadywaniu miała niezły. Musiała przyznać, że Sander zdecydowanie pasował do opisu przystojnego i mrocznego nieznajomego. Ale co poradzić, skoro ona widziała go jako kogoś bliskiego? W galimatiasie jakim się znalazła tylko on zajął się jej osobą nie pytając o szczegóły gdy tego nie była w stanie wydusić z siebie. Starał się by nie myślała o cierpieniu, ale jednocześnie chciał by z siebie to zrzuciła. Szanowała go za to i traktowała jak wzór, osoby którą chciałaby kiedyś się stać. Wiedziała, że przed nią ogrom nauki i zdobywania wiedzy. W końcu co jak co, ale była ledwo młodym nieopierzonym pisklakiem, który ginął w świecie którego tak naprawdę nie zna. Życie boleśnie ją doświadczyło i to za życia i po śmierci ujawniając, że i tutaj i tam jest równie popierdolone. W świecie, gdzie rządzili ludzie, pewnie trafiłaby do rynsztoku, gdzie nie miałaby szans na rozwój, ale tutaj...teraz w tym świecie było inaczej. Tutaj liczyło się to, kim była, czym żyła i jak żyła. A żyła tym, co przynosił jej mrok każdego wieczoru. Świadomość, że wszystko mogłoby się zmienić...nie, nie chciałaby tego nigdy. Nawet świadomość, że mogłaby utracić nawet część z tego co miała teraz...nie mówimy tutaj o środkach niekończących się na karcie...mówimy tutaj o mocach jakie posiada. Była wampirem, była silniejsza, szybsza...mało tego, miała wrażenie, że wyczuwa gdy ktoś kłamie! Było to coś, czego się nie spodziewała ale było to też całkiem...przyjemne!
- Oj tam, oj tam. Ale zobacz...gdy tak do tego doszło...miałabym hot daddy!
Zaśmiała się już w głos czując jak alkohol (nawet nie wiedziała już który z kolei) zaczął na nią działać. Szczerzyła się pod nosem jak dziecko, świadomość że właśnie się chyba upiła była...NIEZIEMSKA!
- Em...chyba się upiłam...i wiesz co, jest to pierwszy raz! Moi dziadkowie nie pozwalali mi nigdy jeść ani pić niczego czego sami nie zrobili.
Zachichotała upijając kolejny kufel szczerząc się od ucha do ucha. Oj gdyby tylko Cath wiedziała tak naprawdę, z kim ma do czynienia...jej szepty o mrocznych przystojniakach i innych stworach stałyby się realne i to bardzo. Na wzmiankę o Sanderze roześmiała się w głos.
- Sander? Nie, no co Ty! On nie jest gejem! Na pewno nie. Chociaż...nie...zdaje mi się, że ostatnio czułam od niego zapach jakieś laski. No ale mniejsza...te progi nie są na moje nogi Cath.
Przyznała z powagą w głosie i westchnęła pod nosem. Oj gdyby tylko wiedziała ilu takich przystojniaków kręciło się w świecie mroku. Gdyby tylko wiedziała, że nie tylko wampiry ale i wilkołaki są cholernie realne a jeden z nich siedział przed nią pijąc piwo.
- Ale to tylko książki. Wiesz...wampiry, wilkołaki czy wiedźmy nie istnieją.
Chrząknęła bo jednak nie mogła przyznać się do tego, że jest jednym z potworów nie mogło ujrzeć światła dziennego. Potwory były wszędzie i niestety nie mogła ujawnić tego zwyczajnemu człowiekowi. Na wzmiankę o ołtarzu ofiarnym Sonia niemal wyobraziła sobie ołtarz w kościele...poczuła jak jej ciarki przechodzą przez całe ciało a ona zadrżała. Samo wspomnienie o księżach, ołtarzach czy kościołach...oraz wszystkim tym, co było z nimi związane sprawiało, że wpadała w panikę. Zadrżała i odgoniła myśli od tego przeklętego punku jaki siedział w jej głowie. Nie mogła przecież panikować teraz nad czymś, co na pewno nie było w myślach Cath!

Catherine Valette

Catherine Valette
Liczba postów : 41
Oj tak, zdecydowanie młodsza koleżanka szybciej odczuwała wpływ alkoholu na organizm, ale też czemu się dziwić - nie było w ogóle orzyzwyczajona, żłopała kufel za kuflem, a Catherine nawet nie wiedziała czy wcześniej cokolwiek wrzuciła do żołądka. Niby zdawała sobie sprawę, że obie były w wieku, w którym się wiele wybacza i sponiewieranie się wieczorem w pubie nie należało do szczególnych wyczynów, ale rudzielec akurat starał się nabierać dorosłych nawyków, jeśli chodzi o picie. Nie mieszanie procentowy, chyba że w górę, jedzenie przed piciem, uzupełnianie płynów wodą lub widą z cytryną w międzyczasie i tym podobne. Sęk w tym, że trochę się zagadała z Sonią i nie śledziła już tak ile kolejek mają na koncie, a o domówieniu wody zupełnie nie pomyślała. Pewnie przez to, że dawno nie miała okazji przeprowadzić luźniej, wręcz zabawowej rozmowy z kimś ze swojej grupy wiekowej. Nie miała od dawna okazji poczuć się faktycznie nastolatką, odwalić czegoś dzikiego, może nawet głupiego - byle nie tak głupiego, żeby ją ten dyrektor szpitala wywalił z roboty, bo wtedy by się załamała nerwowo. Jej też już zaczynało szumieć w głowie, choć na pierwszy rzut oka chyba nie aż tak jak Soni. Cóż, co się odwlecze to nie uciecze.
- Okej, więc ten nie-gej, który pachnie kobietami to „Sander”. - zaśmiała się pod nosem, po czym nagle wycelowała palec wskazujący w stronę Soni, prawie wywracając jej kufel. Złapała go szybko i przede wszystkim mało zgrabnie, po czym wróciła do celowania w dziewczynę.
- Czekaj, czekaj. Dlaczego wąchasz swojego hot daddy? Może jednak tutaj się jakieś romansidło kręci? Czy po prostu recenzujesz zapachy jego kochanek? - dodała rozbawiona wizją, w której koleżanka prowadzi ranking zapachowy kobiet wymykających się z sypialni w samych koszulach. Mogłaby jeszcze im dawać naklejeczki z otrzymanymi punktami. Niech wiedzą czy są akceptowalne.
Nawet w jej podchmielonym stanie uwaga o wampirach, wilkołakach i wiedźmach wydała się Catherine nieco od czapy, bo o niczym takim nie wspominała. Z drugiej strony były przy temacie mrocznej literatury, a te typy istot to taki klasyk klasyków w tej dziedzinie. Chyba, że właśnie w bardzo zawoalowany sposób dostała informację, że wygląda jak wiedźma. Albo jest zarośnięta jak wilkołak. Albo ma wystające zęby jak wampir. Zaraz, czy ona ją obraża? Nie no, powiedziała, że nie istnieją, a jakby na to nie patrzeć ciężko byłoby podważyć egzystencję rudzielca. Chyba, że to spotkanie to jedna wielka schizofrenia.
- No, niestety tak. - westchnęła upijając kolejne łyki. - Chociaz w filmach i książkach to te wszystkie wilkołaki i wampiry są boskoprzystojni, piękni, powabni, bogaci i jeszcze elokwentni. Gdyby nawet mieli istnieć to pewnie okazałoby się, że to jakieś zmutowane bestie i bliżej im do Dzwonnika z Notre Dame w kożuszku i wychudzonego bobra niż do Gary’ego Oldmana z Draculi. Co poczniesz, trzeba się pogodzić z myślą, że nie dla nas fanficowe romansidła w klimatach dziewiętnastego wieku. - dodała teatralnie przykładając dłoń do czoła, ubolewając nad swoim losem.

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 225
Sonia ciągnęła alkohol nie bacząc na nic, smakowało jej...no powiedzmy, początkowo nie do końca jej to podeszło w smaku, ale po kolejnym i jeszcze jednym nie miało znaczenia już jak to smakuje. Było dobre i to było najważniejsze. Uśmiechnęła się sama do siebie zadowolona, że w końcu powoli zaczyna odzyskiwać to, czego nie miała przez te wszystkie lata od kiedy wychowywali ją dziadkowie. Zaczęło się od pizzy, skończyło na alkoholu. Powiedzmy, w końcu nie wiedziała czy wszystkiego już próbowała. Jednego była pewna. Potrzebowała dużo...bardzo dużo alkoholu by w ogóle się spić i to było zastanawiające. Oj gdyby tylko wiedziała o czym myśli Cath, oraz o kim...pewnie zwinęłaby się w tryb miga. Na szczęście lekarzy było dużo...w sumie dyrektorów szpitali również...a dla kogo pracowała Cath nie obchodziło Soni. Dobrze się bawiła, spędzała czas na czymś nowym i nic...ani nikt nie zmieni tego. O mały włos, a jej piwo by się rozlało...no prawie, gdyby nie reakcja Cath, sama Sonia sprawiłaby, że kufel wróciłby na swoje miejsce, ale nie mogła przecież ujawnić swoich wampirzych zdolności przed śmiertelnikiem. Nie chciała by coś jej się stało. Nie potrafiłaby sobie wybaczyć, gdyby ta została wplątana w jej świat.
- Nie obwąchuje go! Po prostu czuć od niego damskie perfumy.
Wywróciła oczyma rozbawiona. Chociaż nie mogła powiedzieć, gdyby miała okazję spotkać właścicielkę perfumu pewnie by z chęcią przekonała się kim jest no i co ważniejsze...jaką ma grupę krwi...zaraz wróć! Potrząsnęła głową czując jak kły zaczynają ją świerzbić. Cholera jasna...pogrzebała w kieszeni starając się nie panikować. Nie miała fiolki z krwią. Pech. Niedobrze. Wzięła wdech starając się nie panikować. Przypomniała sobie czas, gdy musiała walczyć z pragnieniem. Wiedziała co powinna zrobić. Nie mogła stracić panowania nad sobą. Uśmiechnęła się więc delikatnie starając się zbytnio nie uśmiechać by nie ujawnić podwójnych pięknych lśniących kiełków. Rozcięła nieco sobie wewnętrzną wargę czując jak krew sączy się z ranki oblizała ją upijając nieco piwa tak, by ukryć błysk oczu głodnych oczu. Wzięła wdech i wydech by po chwili spojrzeć na Cath. Opowiadając o wampirach i wilkołakach niemal się zakrztusiła. Owszem, byli przystojni jakoś nie widziała między wampirami nikogo brzydkiego...w sumie wilkołaki jakie miała okazję poznać też nie byli jakoś...nieprzystojni. Oba gatunki miały w sobie to coś. To musiała przyznać. Oj gdyby tylko wiedziała jak bardzo się myliła...czasem żałowała, że nie miała nikogo w swoim wieku i to znajomego, który wspólnie z nią wiedziałby o wszystkim. A tak...musiała udawać, grać głupią. Nie znosiła tego.
- Ale...gdyby te romansidła miały możliwość bytu...nie chciałabyś być jej częścią?
Zapytała nie wiedzieć czemu. Była ciekawa odpowiedzi dziewczyny. Ona zawsze wiedziała, że nie pasuje do świata ludzi. Bała się pozostania na ulicy. Dziadkowie wynajmowali mieszkanie, po śmierci babci nie miałaby gdzie pójść. Nawet to, że jej matka się nagle pojawiła nie sprawiło dla niej żadnej różnicy. Dla Sonia ona nie istniała. Gdyby nie obecność wówczas pewnej wampirzycy jej matka straciłaby tam życie po tym jak Sonia traciła nad sobą panowanie czując wściekłość i furię.

Catherine Valette

Catherine Valette
Liczba postów : 41
Specyficznego, chwilowego zachowania Soni nawet nie zauważyła. Zresztą, nawet jeśli by zwróciła na to uwagę to wzięłaby to za jakiś specyficzny odruch pod wpływem. Zdawała sobie sprawę, że jej koleżanka ma już mocno w czubie, jej zresztą też szumiło w głowie, a cały świat nabierał treści. Może dlatego jej percepcja ograniczała się do stolika a reszta myśli wędrowała jednocześnie wolno i szybko.
Na pytanie dotyczące romansidła zamyśliła się i wyglądało to co najmniej jakby właśnie myślała nad decyzjami, które zaważą na całej jej egzystencji. Niby głupie pytanie, takie o fantastyczne dywagacje, ale kiedy procenty zaczynają się kumulować to najgłupsze tematy urastają do dysput filozoficznych. Tak było też w tym wypadku i Catherine poważnie starała się zsumować całą swoją wiedzę z mrocznego fantasy, które wpadło jej w dłonie.
- W sumie ciężko powiedzieć. No bo z jednej stron relacja z takimi stworzeniami za bardzo mogłaby zakrawać o pasożytowanie. I bym się potem zastanawiała czy ten tajemniczy, mroczny jegomość nie jest ze mną dla mojej grupy krwi czy tam innych korzyści. Zależy jaki stwór. - powiedziała z poważną miną, ściągając brwi jakby już zamierzała strofować tego wyimaginowanego nadnaturalnego Alvaro za interesowaniach relacji, która się nawet nie wydarzyła. Już ją wykorzystywali przez większość życia i podchodzono do niej bardziej przedmiotowo. Nie potrzebowała by potem jakiś pajac pod płaszczykiem milusich uczuć robił to samo.
- Z drugiej strony. - westchnęła i tym razem nawet się zauważalnie rozmarzyła. - Wyobraz sobie, że tacy faceci istnieją. Jakieś wampiry, czarownicy czy inni kultyści. Jeśli faktycznie - zaznaczam, faktycznie - ktoś taki by na mnie poleciał to w sumie… trochę można czuć się wtedy wyjątkowo, nie? No bo masz takiego chłopa, część z tych istot to pewnie żyje dłużej niż ludzie i taki gość widzący wiele różnych rzeczy w życiu postanawia „hej, bądź częścią mojego życia”. Huh, prawie jakby cię potrzebował. - dodała z nieco smutnym uśmiechem. Będąc zupełnie szczerą Catherine nie do końca była w stanie wyobrazić sobie, że ktoś ją potrzebuje w tym kontekście, a nie jako pracownicę czy w innym biznesowym podejściu. Może dlatego wyobrażenie romansidła rodem z Draculi Brama Stokera wydaje się tak kuszące - wyglądało tak samo nierealnie.

Sonia Evans

Sonia Evans
Liczba postów : 225
Mocno w czubie to ona na pewno miała i to pierwszy raz w swoim życiu jak i nieżyciu...więc nic dziwnego, że czuła się tak...dziwnie ale i przyjemnie jednocześnie. Jakby wszystko inne przestało mieć znaczenie. Na szczęście Catherine należała do osób, które nie do końca wierzyły w to wszystko. W przeciwieństwie do Soni, która powieściami o wampirach, wilkołakach czy wiedźmach po prostu zafascynowała się, mimo że jej dziadkom się to początkowo nie podobało. Po śmierci dziadka jej babcia nieco zmiękła nie wiedzieć czemu. Jednak nadal pozostawała w swoich twardych zasadach. Nie mniej, nie broniła jej czytać za co była jej wdzięczna. Gdyby tylko wiedziała co ją miało czekać...gdyby tylko wiedziała jak bardzo była do niej podobna za młodu. Gdyby wiedziała...gdyby wiedziała, że tamtej nocy spotka swojego stwórcę...chociaż nie. Z tego co mówił, obserwował ją. Znał wszystkie jej kroki, wiedział o niej każdy drobiazg. Westchnęła pod nosem gdy wspomnienia boleśnie zaczynały wracać. Odgoniła je gdy kolejna kropla krwi zmieszała się z odrobiną piwa, które upiła by zagłuszyć własne myśli i pragnienie które stawało się nie do zniesienia. Gdy ta wyjaśniała własne spostrzeżenie Sonia nieco przekrzywiła głowę w bok słuchając jej z ciekawością. Widziała ich jako pasożyty? Naprawdę? Może i inni posilali się na ludziach. Ale ona...ona nigdy nikogo nie ugryzła, nie posilała się na nikim! Nie była pasożytem...piła krew z worków zapewnioną przez gospodarza hotelu, nie musiała się przejmować w sumie niczym co mogłoby ją martwić gdyby była człowiekiem. Ale nie powiedziała nic w tym temacie. Słuchała dalej. Miała naprawdę wyobrażenie o ich świecie dość...fantastyczne. Niestety Soni początki takie nie były.
- Hm...ciekawe...ale wiesz...nie koniecznie tak może być. Poza tym...to tylko książki. Bajki i baśnie nic wielkiego.
Przyznała wzruszając ramionami. Ona też miała takie marzenia. Poznać kogoś, kto naprawdę ją pokocha, kogoś kto będzie ją chciał taką jaką była. Ale niestety...wpierw porzucili ją rodzice, potem stwórca...los był cholernie niesprawiedliwy.
- Swoją drogą...widziałaś może tych trzech oprychów co wiecznie mi dokuczali w szkole? Wiesz, szkolni macho.
Dodała zaciekawiona a jednocześnie mająca plany...mała iskierka w jej sercu poruszyła się pozwalając jej drobnemu ciału na za drżenie na samo wspomnienie. Pamiętała jak wówczas się czuła, a zaprzysięgła sobie, że zemści się gdy tylko będzie mogła. Więc...czemu by nie zemścić się teraz?

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach