Liczba postów : 25
First topic message reminder :
Czas i miejsce akcji – zapewne luty gdzieś w siedzibie wampirów: dajmy na to bibliotece o pięterku nieznanym i broń Cię ręka żydowska gnojku jeden się interesować. Nie pytaj, bo kociej mordki dostaniesz i nici będą z pisania: nie powiedział nigdy wampir.
Raphael, gdyż to o nim właśnie mowa – jaki był wiedział i widział każdy zainteresowany. Ponoć swój chłop, spokojny, z wagonem cierpliwości w pakiecie i precyzją rąk, które wręcz ubóstwiały zabawy w kunszt zegarmistrza. Nie dziwotą, po ocenie zamiłowania, miejscem jego dzisiejszego przystanku stała się czytelnia. Przestronna, gustownie urządzona z rzędem mnóstwa drewnianych regałów ślicznie uginających się pod ciężarem książeczek. Na widok ich zadbania niejeden księgarz złapałby się za głowę i to bynajmniej nie z powodu załamki.
Jak na grzecznego mieszkańca przystało, wampir sprawował pieczę nie tylko nad tutejszymi zegarami, kilkoma z klasycznej kolekcji mości Duranda. Pod swoje skrzydła przyjął także obowiązek opieki nad materiałem pisanym: doborowym dobytkiem, skarbem wiedzy autorstwa anonimów w liczbie niezdatnej do zliczenia na palcach obu rąk. Jemu nie grało to większej roli – nie zagłębiał się na tyle, aby poza klasyczną wędrówką w poszukiwaniu czegoś na zabicie czasu, śledzić historię danego twórcy - nie bardziej i nie mniej niż na ruch dłoni otwierającej i zamykającej oszklone drzwiczki jednej z gablot.
Z o wiele większą miłością podchodził do zegarów.
Usadzon i milczon na przystosowanym stanowisku – przy stole na wygodnym fotelu przy smukłej lampce z kubeczkiem ciepłej herbatki i przezabawną opaską ze szkiełkiem powiększającym na tak zwanym oczku. Raphael jak mało kto potrafił w jednej chwili pojawić się znikąd, aby zaraz w tym samym “znikąd” rozpłynąć jak rasowy dym. Cień domeny, nikt ważny - nie jemu było oceniać, ni tym bardziej przebierać w określeniach jakże obwicie słanych pod nogi przez miejscowych ludzi. Każdemu się kłaniał i witał uśmiechem, przynajmniej wtedy, kiedy chciał, bo i w palecie kolorków miewał ten wampir humorki i nie zawsze odwzajemniał gest.
Z tego samego powodu zamiast kota jako kompana dobrał dla siebie psa, który dzielnie leżał sobie obok Pana.
@Iseul Kim
_________________
Czas i miejsce akcji – zapewne luty gdzieś w siedzibie wampirów: dajmy na to bibliotece o pięterku nieznanym i broń Cię ręka żydowska gnojku jeden się interesować. Nie pytaj, bo kociej mordki dostaniesz i nici będą z pisania: nie powiedział nigdy wampir.
Raphael, gdyż to o nim właśnie mowa – jaki był wiedział i widział każdy zainteresowany. Ponoć swój chłop, spokojny, z wagonem cierpliwości w pakiecie i precyzją rąk, które wręcz ubóstwiały zabawy w kunszt zegarmistrza. Nie dziwotą, po ocenie zamiłowania, miejscem jego dzisiejszego przystanku stała się czytelnia. Przestronna, gustownie urządzona z rzędem mnóstwa drewnianych regałów ślicznie uginających się pod ciężarem książeczek. Na widok ich zadbania niejeden księgarz złapałby się za głowę i to bynajmniej nie z powodu załamki.
Jak na grzecznego mieszkańca przystało, wampir sprawował pieczę nie tylko nad tutejszymi zegarami, kilkoma z klasycznej kolekcji mości Duranda. Pod swoje skrzydła przyjął także obowiązek opieki nad materiałem pisanym: doborowym dobytkiem, skarbem wiedzy autorstwa anonimów w liczbie niezdatnej do zliczenia na palcach obu rąk. Jemu nie grało to większej roli – nie zagłębiał się na tyle, aby poza klasyczną wędrówką w poszukiwaniu czegoś na zabicie czasu, śledzić historię danego twórcy - nie bardziej i nie mniej niż na ruch dłoni otwierającej i zamykającej oszklone drzwiczki jednej z gablot.
Z o wiele większą miłością podchodził do zegarów.
Usadzon i milczon na przystosowanym stanowisku – przy stole na wygodnym fotelu przy smukłej lampce z kubeczkiem ciepłej herbatki i przezabawną opaską ze szkiełkiem powiększającym na tak zwanym oczku. Raphael jak mało kto potrafił w jednej chwili pojawić się znikąd, aby zaraz w tym samym “znikąd” rozpłynąć jak rasowy dym. Cień domeny, nikt ważny - nie jemu było oceniać, ni tym bardziej przebierać w określeniach jakże obwicie słanych pod nogi przez miejscowych ludzi. Każdemu się kłaniał i witał uśmiechem, przynajmniej wtedy, kiedy chciał, bo i w palecie kolorków miewał ten wampir humorki i nie zawsze odwzajemniał gest.
Z tego samego powodu zamiast kota jako kompana dobrał dla siebie psa, który dzielnie leżał sobie obok Pana.
@Iseul Kim
_________________
The lives we play behind the mask, a constant rain of pain... Our minds belong to those who ask, to those who seek to change. I don’t know if I can anymore so watch me break.