Liczba postów : 25
Raphaël
podstawowe
wiek: narodziny: 1743 | przemiana: 1768 rok (24/256)
rasa: wampir przemieniony
rola we frakcji: mieszkaniec
znaki szczególne
• Ślad po wampirzym ugryzieniu na lewej stronie szyi.
• Średniej długości blizna na plecach, biegnąca na skos od prawej strony aż do lędźwi. Pamiątka po jednej z cięższych bitew.
• Poza tym klasyczna azjatycka uroda: ciemne oczyska, czarne kudły oraz oliwkowa cera.
• Czerwone ślepia pojawiające się pod wpływem silnych emocji lub głodu.
• Ślad po wampirzym ugryzieniu na lewej stronie szyi.
• Średniej długości blizna na plecach, biegnąca na skos od prawej strony aż do lędźwi. Pamiątka po jednej z cięższych bitew.
• Poza tym klasyczna azjatycka uroda: ciemne oczyska, czarne kudły oraz oliwkowa cera.
• Czerwone ślepia pojawiające się pod wpływem silnych emocji lub głodu.
biografia
Służ wiernie Szogunowi, jako i służyli Twoi poprzednicy, a być może dostąpisz wielkiego zaszczytu. Karmiony pokarmem oraz słowami powtarzanymi wersetami niekończącej się mantry chłopiec dorastał z roku na rok.
Zrodzony z niegodziwego związku został oczyszczony z plugawej hańby matki przez umiłowanego wuja, który w łasce i współczuciu przyjął go pod swoje skrzydła, ją natomiast pozostawiając własnemu losowi. Uczony kodeksu Bushido nigdy nie śmiał się mu sprzeciwić ani tym bardziej Rodzinie Tokugawa, tej, którą historia ludzi dobrze zapamiętała z kart starych ksiąg, której kłaniał się za młodu oraz w dalszych latach życia.
Historia "jego" dziejów nie znała litości, ni tym bardziej wobec "outsiderów", którzy jakkolwiek zaburzali doczesny porządek odizolowanego świata. Uniesieniem ręki chłopak ciął szybko i skutecznie wrogów w imię Szoguna, aż nie wpadł w sidła okrutnej manipulatorki - polityki. Ze wszystkich osób "On", jego zbawca, ukochany wuj był ostatnim podejrzanym.
Uknuta zdrada nie od razu wykiełkowała bujnym pędem do góry. Wpierw musiała dojrzeć stłamszona w twardym kokonie malutkiego nasionka. Chłopak przez długie dni i tygodnie obserwował, jak z wiekiem wuj coraz bardziej powątpiewał w mądrość swojego "Pana". Stojąc z boku, tylko patrzył na podupadające ideały, którymi kierowali się przez te wszystkie wiosny. U schyłku kolejnej w końcu nie wytrzymał i tako przełamał mur milczenia.
- Wuju, dlaczego? - spytał, przekroczywszy próg pokoju, w dłoni trzymając zakurzoną książkę. Mężczyzna spojrzał na podopiecznego spod połowicznie przymkniętych ocząt, lecz nie uraczył go odpowiedzią. Tamtej nocy zaprowadził go za to do domu, w którym wszystko się zaczęło.
Poznanie oraz zrozumienie nowej ideologii "buntowników", przez które "zdradził" nie przyszło od razu i nie było też łatwe. Na pierwszym spotkaniu chłopak z prychnięciem opuścił wówczas pomieszczenie, zmieszany tym, co wysłuchiwały jego uszy. Za nim wyszła kolejna osoba, miła i uczynna, aktywna w grupie rzeczonych pasożytów. Jednym spojrzeniem rozmyła wszelkie wątpliwości, a słowami zaczęła powolutku karmić duszę, zmywając z niej fałszywe iluzje.
On, Ona, Oni nie chcieli źle, tak po prawdzie w ogóle niczego nie pragnęli. Ich jedynym celem było niesienie pomocy potrzebującym w imię... No właśnie. Kogo? Na pewno nie Tokugawy.
Noc swojej przemiany pamiętał, jakby to było wczoraj. Padał wtedy deszcz, a z rąk spływała krew. Zmuszony do podjęcia trudnej decyzji, wybrał najwłaściwszą. Z bólem serca dawna przybłęda ścięła łeb wybawcy, tym samym zrywając więź ze światem, ale za to ratując honor skazanego na jego prośbę. Ukontentowany Pan rzekomo wybaczył chłopcu milczenie i przyjął pod swoje skrzydła, obiecał chwałę i bogactwa, a także nieopisaną potęgę za wierność wobec "Domu". Młokos mu uwierzył lub chciał wierzyć zamknięty w klatce nienawiści, choć tak naprawdę te nigdy nie nadeszły. Zamiast nagrody poczuł jedynie palący ból po przebiciu cieniutkiej warstwy jestestwa - po niej zapadła ciemność.
A wtedy z jej łona narodziła się idealna marionetka, której tak bardzo potrzebowali.
Stwórcą przebudzonego był rzekomo jeden z Tokugawa, wampir z krwi i kości podszywający się pod człowieka, jak nie wiadomo po co, to pewnie z głodu władzy. Chłopak służył mu długo i wiernie, aż nie dorósł na tyle, aby dokonać aktu zemsty za kłamstwo, zniewolenie, odebranie domu oraz człowieczeństwa. Kolejnym i ostatnim uniesieniem ręki po dokonaniu tylu mordów w imię "rodziny" ściął zbawcę i zdrajcę, a następnie jego ludzkich popleczników. Po wszystkim puścił "dom" z dymem, niejako też ze sobą, porzucając imię, nazwisko i historię. Tamtej nocy ziemie opuścił jako "Bezimienny Wygnaniec".
- Czemu wciąż we mnie wierzysz? - spytał uczeń mistrza w czasie jednej z podróży.
Nazwany imieniem anioła, Raphael, długo błąkał się po świecie. Unikał ludzi, nadnaturalnych oraz Inkwizycji: jej przedstawicieli właściwych oraz następców, broni i płomieni trawiących całe rzesze odmieńców, zarówno w pełnej chwale jak i ostatków tamtych lat. Ojca, zwącego siebie wampirzym zegarmistrzem Wergiliuszem, poznał w Europie, podczas jednej z kolejnych tułaczek. O początkach i rozwoju relacji nigdy nie miewał w zwyczaju mówić, jednak czyny zdradzały wystarczająco wiele: Mistrz stał się dla Ucznia ojcem, a Uczeń dla Mistrza synem.
Choć pijawki dzieliły setki lat różnicy, pochodzenie, poglądy i wiara, to właśnie nowy przybrany Ojciec zaszczepił zalążki nowych idei w umyśle młodszego. Poznawszy inną drogę Raphael poddał się odkupieniu, począł pomagać i nieść ulgę tym, których "do niedawna" musiał ścigać w "ich" imię, a także kunsztowi tworzenia zegarów. Na nowo wierny nowej wierze, złożył wówczas przysięgę, że już nigdy więcej nie sięgnie po broń. To właśnie wtedy po raz pierwszy na przypieczętowanie słów włączył swój własnoręcznie zbudowany od podstaw niewielki zegarek.
Lata współczesne nie minęły długowiecznemu w jakiś wyjątkowy sposób. Okres panowania Rady traktował obojętnie - być może z uwagi na niechęć wobec władzy, może przez kuriozalność konstruktu, a może przez traumatyczne wydarzenia z przeszłości, przez które kilkukrotnie zatracił siebie w imię ślepej wierności. Pytany o opinię zawsze odpowiadał tak samo, jako w podobnym tonie wypowiadał się na temat całkowitego przewrotu w strukturze nadnaturalnych istot. Fakt, że zgodził się przyłączyć do frakcji nie wynikał z przyjaznego usposobienia wobec mości panującego Duranda. Decyzję podjął w imię wygody, aka na poczet własnego bezpieczeństwa, aby móc dalej szlifować umiłowany kunszt po Ojcu.
Jego odejście bolało, ale wiedział o śmierci, która przyjąwszy zaproszenie, przyszła po swoje dziecię po wybiciu ostatniej godziny zero.
Tykanie wskazówek stopniowo osłabiało żałobę, aż po jej bycie nie pozostał żaden ślad. Dziś wampir prowadzi niewielki sklep z zegarami, które naprawia i własnoręcznie tworzy na nowo na specjalne zamówienie Klienta.
Zrodzony z niegodziwego związku został oczyszczony z plugawej hańby matki przez umiłowanego wuja, który w łasce i współczuciu przyjął go pod swoje skrzydła, ją natomiast pozostawiając własnemu losowi. Uczony kodeksu Bushido nigdy nie śmiał się mu sprzeciwić ani tym bardziej Rodzinie Tokugawa, tej, którą historia ludzi dobrze zapamiętała z kart starych ksiąg, której kłaniał się za młodu oraz w dalszych latach życia.
Historia "jego" dziejów nie znała litości, ni tym bardziej wobec "outsiderów", którzy jakkolwiek zaburzali doczesny porządek odizolowanego świata. Uniesieniem ręki chłopak ciął szybko i skutecznie wrogów w imię Szoguna, aż nie wpadł w sidła okrutnej manipulatorki - polityki. Ze wszystkich osób "On", jego zbawca, ukochany wuj był ostatnim podejrzanym.
Uknuta zdrada nie od razu wykiełkowała bujnym pędem do góry. Wpierw musiała dojrzeć stłamszona w twardym kokonie malutkiego nasionka. Chłopak przez długie dni i tygodnie obserwował, jak z wiekiem wuj coraz bardziej powątpiewał w mądrość swojego "Pana". Stojąc z boku, tylko patrzył na podupadające ideały, którymi kierowali się przez te wszystkie wiosny. U schyłku kolejnej w końcu nie wytrzymał i tako przełamał mur milczenia.
- Wuju, dlaczego? - spytał, przekroczywszy próg pokoju, w dłoni trzymając zakurzoną książkę. Mężczyzna spojrzał na podopiecznego spod połowicznie przymkniętych ocząt, lecz nie uraczył go odpowiedzią. Tamtej nocy zaprowadził go za to do domu, w którym wszystko się zaczęło.
Poznanie oraz zrozumienie nowej ideologii "buntowników", przez które "zdradził" nie przyszło od razu i nie było też łatwe. Na pierwszym spotkaniu chłopak z prychnięciem opuścił wówczas pomieszczenie, zmieszany tym, co wysłuchiwały jego uszy. Za nim wyszła kolejna osoba, miła i uczynna, aktywna w grupie rzeczonych pasożytów. Jednym spojrzeniem rozmyła wszelkie wątpliwości, a słowami zaczęła powolutku karmić duszę, zmywając z niej fałszywe iluzje.
On, Ona, Oni nie chcieli źle, tak po prawdzie w ogóle niczego nie pragnęli. Ich jedynym celem było niesienie pomocy potrzebującym w imię... No właśnie. Kogo? Na pewno nie Tokugawy.
Noc swojej przemiany pamiętał, jakby to było wczoraj. Padał wtedy deszcz, a z rąk spływała krew. Zmuszony do podjęcia trudnej decyzji, wybrał najwłaściwszą. Z bólem serca dawna przybłęda ścięła łeb wybawcy, tym samym zrywając więź ze światem, ale za to ratując honor skazanego na jego prośbę. Ukontentowany Pan rzekomo wybaczył chłopcu milczenie i przyjął pod swoje skrzydła, obiecał chwałę i bogactwa, a także nieopisaną potęgę za wierność wobec "Domu". Młokos mu uwierzył lub chciał wierzyć zamknięty w klatce nienawiści, choć tak naprawdę te nigdy nie nadeszły. Zamiast nagrody poczuł jedynie palący ból po przebiciu cieniutkiej warstwy jestestwa - po niej zapadła ciemność.
A wtedy z jej łona narodziła się idealna marionetka, której tak bardzo potrzebowali.
Stwórcą przebudzonego był rzekomo jeden z Tokugawa, wampir z krwi i kości podszywający się pod człowieka, jak nie wiadomo po co, to pewnie z głodu władzy. Chłopak służył mu długo i wiernie, aż nie dorósł na tyle, aby dokonać aktu zemsty za kłamstwo, zniewolenie, odebranie domu oraz człowieczeństwa. Kolejnym i ostatnim uniesieniem ręki po dokonaniu tylu mordów w imię "rodziny" ściął zbawcę i zdrajcę, a następnie jego ludzkich popleczników. Po wszystkim puścił "dom" z dymem, niejako też ze sobą, porzucając imię, nazwisko i historię. Tamtej nocy ziemie opuścił jako "Bezimienny Wygnaniec".
- Czemu wciąż we mnie wierzysz? - spytał uczeń mistrza w czasie jednej z podróży.
Nazwany imieniem anioła, Raphael, długo błąkał się po świecie. Unikał ludzi, nadnaturalnych oraz Inkwizycji: jej przedstawicieli właściwych oraz następców, broni i płomieni trawiących całe rzesze odmieńców, zarówno w pełnej chwale jak i ostatków tamtych lat. Ojca, zwącego siebie wampirzym zegarmistrzem Wergiliuszem, poznał w Europie, podczas jednej z kolejnych tułaczek. O początkach i rozwoju relacji nigdy nie miewał w zwyczaju mówić, jednak czyny zdradzały wystarczająco wiele: Mistrz stał się dla Ucznia ojcem, a Uczeń dla Mistrza synem.
Choć pijawki dzieliły setki lat różnicy, pochodzenie, poglądy i wiara, to właśnie nowy przybrany Ojciec zaszczepił zalążki nowych idei w umyśle młodszego. Poznawszy inną drogę Raphael poddał się odkupieniu, począł pomagać i nieść ulgę tym, których "do niedawna" musiał ścigać w "ich" imię, a także kunsztowi tworzenia zegarów. Na nowo wierny nowej wierze, złożył wówczas przysięgę, że już nigdy więcej nie sięgnie po broń. To właśnie wtedy po raz pierwszy na przypieczętowanie słów włączył swój własnoręcznie zbudowany od podstaw niewielki zegarek.
Lata współczesne nie minęły długowiecznemu w jakiś wyjątkowy sposób. Okres panowania Rady traktował obojętnie - być może z uwagi na niechęć wobec władzy, może przez kuriozalność konstruktu, a może przez traumatyczne wydarzenia z przeszłości, przez które kilkukrotnie zatracił siebie w imię ślepej wierności. Pytany o opinię zawsze odpowiadał tak samo, jako w podobnym tonie wypowiadał się na temat całkowitego przewrotu w strukturze nadnaturalnych istot. Fakt, że zgodził się przyłączyć do frakcji nie wynikał z przyjaznego usposobienia wobec mości panującego Duranda. Decyzję podjął w imię wygody, aka na poczet własnego bezpieczeństwa, aby móc dalej szlifować umiłowany kunszt po Ojcu.
Jego odejście bolało, ale wiedział o śmierci, która przyjąwszy zaproszenie, przyszła po swoje dziecię po wybiciu ostatniej godziny zero.
Tykanie wskazówek stopniowo osłabiało żałobę, aż po jej bycie nie pozostał żaden ślad. Dziś wampir prowadzi niewielki sklep z zegarami, które naprawia i własnoręcznie tworzy na nowo na specjalne zamówienie Klienta.
ciekawostki
• Kodeks Bushidō zna na pamięć, jednakże z uwagi, na których czyny dopuścił się w "przeszłości", nie śmie żyć według jego zasad.
• Prócz japońskiego dobrze posługuje się językami Angielskim oraz Łaciną. Francuski nie jest mu obcy, choć zdarzają się mniejsze/większe potknięcia, głównie akcentowe.
• Z pozoru wygląda na osobę pogodną duchem, choć nie miewa w zwyczaju opowiadać o sobie. Zamiast tego woli skupiać się na rozmówcy.
• Z uwagi na swoją przysięgę stroni od wszelkich walk i konfliktów wszelkiej maści. Użyteczność wobec frakcji ukazuje czynami opieki nad młodocianymi pisklętami oraz wchodząc w rolę wampirzego "terapeuty", gdy ktoś złapie dołek. Jest to kolejna bardzo cwana i celowa przykrywka.
• Jego zegary prócz bycia rękodziełem charakteryzuje zawsze obecny z widocznym miejscu mniejszy/większy kamień. Rzadko się zdarza, aby jego twory zdobiła ta sama błyskotka. Tą zawsze dobiera indywidualnie do osoby, dla której tworzy zegarek. Nie wiedzieć czemu oba elementy mają dla długowiecznego istotne znaczenie.
• Jest ogromnym miłośnikiem kultury z naciskiem na literaturę piękną. Lubuje się w czytaniu książeczek i nie tylko. W repertuarze nie brakuje mu komiksów.
• Nieodłącznym towarzyszem jego obecnego życia jest pieseł - tym razem nie chmurka.
• Prócz japońskiego dobrze posługuje się językami Angielskim oraz Łaciną. Francuski nie jest mu obcy, choć zdarzają się mniejsze/większe potknięcia, głównie akcentowe.
• Z pozoru wygląda na osobę pogodną duchem, choć nie miewa w zwyczaju opowiadać o sobie. Zamiast tego woli skupiać się na rozmówcy.
• Z uwagi na swoją przysięgę stroni od wszelkich walk i konfliktów wszelkiej maści. Użyteczność wobec frakcji ukazuje czynami opieki nad młodocianymi pisklętami oraz wchodząc w rolę wampirzego "terapeuty", gdy ktoś złapie dołek. Jest to kolejna bardzo cwana i celowa przykrywka.
• Jego zegary prócz bycia rękodziełem charakteryzuje zawsze obecny z widocznym miejscu mniejszy/większy kamień. Rzadko się zdarza, aby jego twory zdobiła ta sama błyskotka. Tą zawsze dobiera indywidualnie do osoby, dla której tworzy zegarek. Nie wiedzieć czemu oba elementy mają dla długowiecznego istotne znaczenie.
• Jest ogromnym miłośnikiem kultury z naciskiem na literaturę piękną. Lubuje się w czytaniu książeczek i nie tylko. W repertuarze nie brakuje mu komiksów.
• Nieodłącznym towarzyszem jego obecnego życia jest pieseł - tym razem nie chmurka.