I try to understand you as you are pure chaos

2 posters

Go down

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Starym zwyczajem kamiennej twarzy, w której osadzono dwa błękitne kamienie, jej nosiciel otaksował pomieszczenie, szafę i ciało, jeżeli tylko Egipska Księżniczka była skłonna zaufać na tyle, aby zezwolić Diabłu na zapięcie zamka jednej z sukienek. Jej delikatny materiał rozlał się falą jak niegdyś bujne loki, które dodawały piękna egzotycznej gwieździe. Żal ich ścięcia był ogromny, a nadzieja jeszcze większa, że w końcu odzyskały swoją dawną świetność.
Ciszę spowił świst ruchu i upadku kolejnych tkanin. Kreacje jedna po drugiej unosiły się i opadały w zachwycie oraz rozczarowaniu. Ta nie pasowała i tamte zresztą też. On w tym czasie bacznie obserwował i pomagał, niekiedy drażnił oddechem, lecz nigdy nie przekraczał pewnej granicy. Chociaż ciało skalały litry krwi, twarz skrywała setki tajemnic, oczy przeszywały na wskroś, a język karmił szyderstwami, Demon zachował fragment człowieczeństwa i niekiedy potrafił okazać wspaniałomyślność.
Szkoda, że działo się to niezwykle rzadko.
- Dlaczego tak bardzo chcesz tam iść? - w końcu padły pierwsze słowa. Formą pytania mężczyzna wyjął jedną z kart: “anielską” Lilith, w której płonął gorzki ogień, a na szyi wisiała wroga kosa.
Jun nie znał odpowiedzi ani na własną myśli, ani na motywy, które dyktowały decyzjami kobiety. Normalnie nie byłby zbytnio przejęty, ot w zwykłej ciekawości, lecz tutaj nie zaistniało dlań miejsce. Poznanie fragmentu czyjegoś życia zawsze odbijało się echem – w tym wypadku stało elementem jego jestestwa. Ból, złość - wszystko to znał, nawet lepiej na przestrzeni ostatnich miesięcy. Czemu zatem dalej drążył temat, skoro wszystkich innych odsyłał z kwitkiem?
Być może to naprawdę była ciekawość, nie tyle motywów ile siły, dzięki której jeszcze się “chciało”.
Wątpił, aby dała za wygraną.
- Nie obawiasz się ataku? - znów i znów z lekkim naruszeniem nieskazitelnej powierzchni maski uniesieniem brwi, jeno oddając pole przestrzeni osobistej dla kobiecego komfortu.


@Tahira

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Rok dobiegał końca. Zamknięty pięknie, romantycznie i delikatnie pieszczotami ukochanego, nadały mocno nostalgiczny ton rozmyślaniom Tahiry.

Choć jej serce było pełne miłości i uwielbienia do Silvana, wciąż obok ziała dziura wyrwanego z korzeniami ojca, który miał na istnienie Tahiry większy impakt niż kochanek od kilku miesięcy. Żałoba za straconym życiem, choć starała się jej nie pokazywać na co dzień była teraz znieodłączną towarzyszką dni i nocy. Zaraz obok paranoi.

Tahira miała swój plan, którym nie dzieliła się chętnie, właściwie wcale. Starała się najbliższym tłumaczyć we krwi - niemożliwym do odtworzenia informacjom, które nawet w przypadku złapania, byłyby tylko widoczne jako ugryzienie, jako odtworzenie wiadomości, nie zaś dowów.

Bo to, że wysoko rozwinięte wampiry współpracują z Ordo próbując ugrać sobie przewagę – nie miała wątpliwości.

To że Durand jest jednym z nich? Również była tego pewna.

Stała w milczeniu, jak posąg. Nawet sprężyste logi trwały w bezruchu. Rozmyślała, medytowała, kalkulowała. Czy ktokolwiek miałby szansę ugryźć jej obecnego patrona? Czy ktokolwiek ośmieliłby się wypić krew cesarza, by podejrzeć to spotkanie?

– I tak mam na głowie wyrok śmierci. To jeden z nielicznych sposobów, gdy miałabym szansę nawiązać jakiekolwiek kontakty z przedstawicielami Novus na neutralnym gruncie, pokazać im swoją postawą, że umiem i mogę funkcjonować pośród ludzi, a jako propagatorka sztucznej krwi nie stanowię zagrożenia dla ludzkiej rasy. To oficjalne przyjęcie, będzie tam wiele oczu, bezpieczniej tak, niż sam na sam u nich w siedzibie nie sądzisz Smoku?

Długimi palcami otworzyła kasetkę z biżuterią. Część ze szmaragdów wydobyła sama ze szkockiego zamku. Dorien miał jej towarzyszyć i teraz, Silvan na jej prośbę pozostał w domu. Musiała zrobić to sama.

Westchnęła ciężko.

– Jestem w klatce. Jeżeli nie uda mi się nic osiągnąć na tym wyjściu, myślałam o wyjeździe. Myśleliśmy oboje. – przyznała w końcu, bo w sumie powinna o tym Junowi powiedzieć, nawet jeśli ryzykowała tym utratę jego przychylności. – Wystawa ostatniej szansy. – Dodała gorzko nie wierząc w powodzenie misji którą sobie wyjaśniła. Nie miała w sobie seksapilu Raisy. Nie miała przebiegłości Constanzy. Nie miała opanowania Sahaka. Nagle poczuła się bardzo żałośnie w tej czerni, ze złocistym wężem pełzającym po krzywiźnie kręgosłupa.

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Głowa rodziła wiele myśli i domysłów - wszystkich wrzuconych do tego samego lnianego wora. Stanie za ciałem tylko z pozoru ucinało pole widzenia, albowiem jeno nieliczni potrafili spoglądać z innej perspektywy. Dłońmi mężczyzna nigdy nie powiódł dalej, niż powinien, co najwyżej wzdłuż po powierzchni podłokietników, po spoczynku na jednym z foteli usytuowanych w jej apartamencie. Jego wygoda skutecznie odprężała, toteż zarzuceniem nogi na nogę piekielny syn poprawił nieco posturę, tak jak włosy, które śmiał zaczesać do tyłu przy pomocy ręki.
Wtem blizna na twarzy po przygodzie w Chinach błysnęła w świetle lamp.
Lecz On pozostał nań niewzruszony.
- To miecz obosieczny. Ucieczką trwasz w klatce, a wyjściem ryzykujesz własną głowę. Nie sądzę, aby i pod worem argumentów zmienili zdanie, nie Ci, którzy sukcesywnie piorą łby innym oraz ci, którzy stoją na samym szczycie. Oboje wiemy, że to się nigdy nie skończy, póki jedna strona nie zdominuje pozostałych. - smakiem goryczy słowa wykrzywiły uśmiech w kwaśną minę - metaforycznie. Maska na zewnątrz nie uległa zmianie, podobnie i powieka, która uparcie trwała w lekkim uniesieniu.
Do czasu.
- Dokąd? - aż Smok nie opuścił wygodnego “leża” i ponownie nie naruszył przestrzeni osobistej kobiety – tym razem, aby potencjalnie pomóc przy zapięciu połyskującego łakocia pod postacią wybranego naszyjnika dla dopełnienia piękna i kunsztu kreacji o prawdziwie “gadzim” charakterze.
- Dasz mi o tym znać? - dotychczas “kark” pieścił gorący oddech, po tych słowach stał się chłodniejszy. W ślad za nim za ścianą lodu zniknęło ciepło spojrzenia – głównie wspaniałomyślność.
Zahartowany w ogniu i zimnie wcześniejszych odejść Smok nie zamierzał żywić żalu wobec kolejnego. Tym razem był dobrze przygotowany – opancerzony od stóp po samiutki czubek głowy nie obawiał się nadejścia ciosu. Zamiast tego jedynie prychnął na tyle głośno, aby wydźwięk dotarł do uszu Tahiry i cicho, aby nie śmiał wyjść poza obręb ścian pokoju.
Zdrajcy.
Teraz już kobieta mogła to sobie potwierdzić. Pytanie, które zadał jej wampir, miało charakter czysto (brutalnie) biznesowy i nie skrywało w sobie czy pod sobą nic, z czego słynął Smok.
Nie było w nim nawet upierdliwie malutkiego kamyczka drugiego dna.
- Ufam, że ktoś będzie Ci towarzyszył? - chłód znów opuścił usta. Tahira mogła udzielić dwóch odpowiedzi – obu poprawnych. Teraz to tylko od niej zależało, czy którą i czy w ogóle wyłoży kartę na stół.

@Tahira

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Smok okrążał ją bardziej jak sęp niż dostojne stworzenie, ale nie dawała tego po sobie poznać. Wschodni wiatr, którym był, lubił podczas rozmów być w nieustannym ruchu, okalać ją powietrzem, raz ciepłym raz chłodnym, w zależności od zmiennego nastroju. Zaskakujące, że spośród wszystkich Scalettich, jego wewnętrzny chaos był stałą, która ją cieszyła i koiła. Wbrew słowom Egona, to właśnie Jun był dla niej jedną z nieliczych osób w tym trudnym czasie, którym mogła zaufać. Była przekonana, że przysięgi złożone wobec historii krwi płynącej w obu żyłach znaczył dla cesarza więcej, niż gdyby traktował Tahirę jako piona. Być może się myliła, a ta pomyłka mogła ją kosztować życie. Cóż... Nie było ono teraz wybitnie smakowite, choć nie zamierzała poddawać się bez walki.

– To jest właśnie największy problem. Ciężko jest być dyplomatą, skoro każdorazowe wyjście z klatki może wiązać się z kołkiem między piersi. – poprawiła odstający włos na ulizanej głowie. Wąż. Tym była. Tym chciała być.

– To przyjęcie jest okazją do podjęcia rozmowy. Wątpię... nie chce mi się wierzyć, żeby zrobili na nim jakiekolwiek drastyczne kroki. Pośród ludzi spoza Novus... Ja też nie chcę robić drastycznych kroków... Poza tym chce się wesprzeć na ramieniu dyplomaty wilkołaków, pokazać, że jestem osobą do rozmowy, a nie odstrzału. A kto wie, może w końcu uda mi się ustalić z obiema kastami zasady karania, gdyby ktośz ich przedstawicieli naruszył neuralność naszego gruntu. Słyszałam, że Sander Fiazzo jest dyplomatą wampirów, zdaje się, że nasze pierwsze wrażenie podczas otwarcia azylu było pozytywne. Spróbuję i coś na tej linii zaaranżować. – tlumaczyła mu się jak uczniak przed profesorską katedrą i prawda była taka, że sama zmęczyła się tym tonem. Może i była u niego na garnuszku, ale nie musiała przecież aż tak sobie umniejszać.

– Nie wiem. Na pewno. Raczej tak. – odpowiedziała zbiorczo, z rozbawionym parsknięciem. – Zakładam, że jeśli zobaczysz kilkadziesiąt czerwonych kropek na moim czole, to sam zdecydujesz gdzie i po co pojadę, a nie że rozpłynę się w nocnej mgle smoku. Łączy nas więcej niż pasek hotelowej wypłaty pamiętasz? – próbowała mówić swobodnie, ale drażniła ją ta nieufność z jego strony. Cóż... Być może rzeczywiście zbyt wiele sztyletów poleciało w jego plecy przez ostatni czas.


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Wei wie? - proste pytanie popłynęło z metaforyczną falą zapachu perfum, którymi kobieta skropiła swoje ponętne ciało. To wcale nie było tak, że sęp czekał na jej potknięcie - nie do końca. Bacznym wzrokiem obserwował poczynania: mowę ciała i mimikę, a słuchem uważnie rejestrował ton. Raz wzgardzony Smok nie chciał ponownie tego powtarzać, bo to też nie było tak, że zapomniał.
Wczytany w morze wspomnień pamiętał je po dziś dzień. Każde słowo, szloch, krzyk, skwaszenie, śmiech czy obraz – wszystkie stały się jego częścią zarówno na podłożu “psychicznym” jak i duchowym. Wżarte niczym wieczny symbol zacierały granice pomiędzy jestestwami odczytywanych osób.
Gdyby ktoś go teraz zapytał, wymieniłby kilka najważniejszych - reszta z biegiem lat sukcesywnie zlewała się z nim, aż nim się nie stała.
- O tym, że wybierasz się na wystawę? On też tam zawita. - skrót myślowy, dość zawiły ulotnił się po przerwie przeznaczonej na zamysł. Jego odczyt nie był wielce trudny, przeciwnie, wyraźnie “pił” do wampira pod kontekstem pozycji i tego, że w taki czy inny sposób został nią zobligowany do sprawowania pieczy nad innymi członkami hotelu. O zawiść w związku z dezinformacją aż tak trudno nie było, ale kim był Smok, aby przymusić węża do posłuszeństwa? To “On” sam musiał zechcieć wyjść naprzeciw drogę mitycznego ptaszyska.
Byleby tylko nie spalić kolejnego mostu, bo tych i tak już brakowało.
- Mógłby pomóc, jeśli zechcesz tę pomoc przyjąć. - co innego sugestia wypowiedziana miękkim tonem jak dotyk płatków wolno opadających na odsłonięte ramiona podczas łagodnej zimy.
Smok w istocie oberwał wieloma sztyletami w plecy i znacząco schłodził momentami swój ton do poziomu faktycznego sępa, niemniej jak wtedy tak i teraz nie zapomniał o krwistej nici, którą przelali podczas “przypadkowego” spotkania.
Lecz czy była na tyle silna, aby przetrwać próby czasu? Czy stanowiła na tyle trwały fundament, aby rościć sobie prawo powoływania się na nią?
Bez wątpienia unosiła się nad szyjami mieczem obosiecznym. Mimo wszystko w tej bajce to nie tylko On został uwiązany kłębkiem tej nitki. Na nią również spadł ciężar odpowiedzialności.
- Wyjazd z Paryża może, ale nie musi ocalić przed oddaniem wystrzału po prostej linii lasera. Tutaj mimo wszystko masz osoby, którą mogą i chcą Cię chronić z wliczeniem w to mniej istotnej “stopy biznesowej”. Triada nie stacjonuje tylko dla ozdoby i tak samo neutralność. To, że Novus Ordo czują zaproszenie do hotelu, wcale nie chroni ich karków przed złamaniem. Jeśli nie dla własnej “emerytowanej” uciechy, to pragnienie ich eliminacji kieruję intencją opieki nad osobami pod moim skrzydłem, nawet jeśli te prędzej czy później i tak odwrócą się do mnie tyłem i odejdą bez słowa. - niniejszym wzgardzając dobrocią, która wciąż biła pod piersią.

@Tahira

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Wei... no tak, jeszcze nie nawykła do tego, żę niebieski ptak wolący widzieć siebie jako ognistego jest tu, obok, na wyciągnięcie ręki. W końcu w tej samej, choć okrojonej rodzinie.
– Nie pamiętam, ale też nie chcę zabawić długo. Znaleźć kogoś ważnego, pokazać mu jak niegroźna jestem... i wracać. – to brzmiało jak dobry plan. Co mogło pójść nie tak? Nad wszystkim miała kontrolę, na wszystko była zabezpieczona.

Wyminęła Juna i wyciągnęła z lodówki dwa silikonowe jabłka. Jedno postawiła przed smokiem, w drugie wgryzła się sama. Nie był to czysty syntetyk, a wzmacniający. Ostatnio czuła się... słabo. Drzemki zaczęły zdarzać się i w nocy. Zupełnie tak, jakby się starzała...

– Będzie dobrze, przed świtem powrócę do gniazda. Grubo przed świtem. – Tahira nie miała pojęcia jak prorocze to były słowa, że w murach hotelu będzie nie tylko przed świtem, ale nawet przed północą.

Słowa o laserze skwitowała smutnym uśmiechem i zrezygnowanym kiwaniem głową:
– Tak. Masz rację. Czasem oko cyklonu bylo najbezpieczniejszym, najcichszym miejscem. Chciałabym jednak... och, jak bardzo bym chciała, żeby było to już za nami, a ciała ordusów, podobnie jak głowa Duranda i tej suki ozdobiły łuk triumfalny i pola elizejskie... W końcu gazety miałyby o czym pisać. – odłożyła wyssane jabłko i ze złocistej cygaretniczki wyciągnęła wiśniową cygaretkę dla siebie, po czym zaproponowała swojemu pracodawcy, opiekunowi, obecnej głowie rodu, z hotelem zamiast rodu. Nim zapaliła, wyszła na balkon. Silvan nie lubił zapachu papierosów w apartamencie.

– Jun, wiesz, że nie możesz atakować tych, którzy zostali prawda? Źle jest, kiedy za grzechy płacą dzieci, które nie wyrzekły się ojca. Jeszcze się okaże, że gdy wrócą po paseniu świń, będziesz je lepiej traktować niż nas, pierworodnych, którzy trwają przy Twym boku. – mruknęła. Nie chciała go pouczać. Od przypominała mu prawdę zależności tak pięknie w Biblii ujęte.

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
Wyglądało to zabawnie, gdy Diabeł, opuściwszy swój łeb, odebrał podarek zakazanego owocu z kobiecych rąk, ale miało to pewien urok, pewien sens i nić zażyłości. Parą podwójnych kłów potwór przebił cieniutką skórkę, po czym zaczął spijać boski nektar w imię równości jestestw, bo choć te różniły “lata”, tak mężczyzna nie czuł się nigdy lepszy od Tahiry ni nikogo innego.
- Dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy? - po wszystkim, to znaczy, gdy długowieczny opóźnił całość, odsunął od ust, a te delikatnie przetarł, padło pytanie, zupełnie niezwiązane z Ordo czy rozpoznawalnością. Chodziło w nim o coś innego, centralnie związanego z nią, a w zasadzie z jej nietypową zmianą podejścia - jej, przyczajonej Tygrysicy o ostrych kłach i pazurach – jej, drapieżnej bestii, Węża pełzającego po ziemi pomiędzy ludźmi i w końcu jej, tej, która, choć grała własnymi kartami, ponad wszystko słusznie pragnęła zemsty za śmierć Ojca.
No, chyba że chodziło o zachowanie pozorów.
- Staram się, chociaż czasami nie chce mi się ukrywać rozczarowania ani tym bardziej podtrzymywać kija elegancji oraz opanowania. Wyjazd bez słowa nie daje podłoża na łudzenie się powrotem. Wybacz, jeśli Cię uraziłem, to po prostu reakcja obronna. Mimo wszystko doceniam Twój... Wasz pobyt tutaj i angaż, między innymi dlatego zapytałem, czy on wie. Chciałbym, aby każde z Was czuło się bezpieczne i docenione. Swoją drogą... - zapach fajek drażnił nozdrza i to nie tylko Silvanowe. Z nim skośny wampir mógłby przybić piątkę, ponieważ również nie należał do grona fanów wyrobów tytoniowych – raczej był ich przeciwnikiem.
Oczywiście nie ośmielił się na zwrócenie Tahirze uwagi, bo mimo wszystko “nieprawego” aktu kobieta dopuściła się na balkonie, a to już coś! Zamiast tego mężczyzna podążył jej krokiem, a gdy przywitał się ze skrawkiem otwartej przestrzeni, oparł plecy o barierkę.
- Brzmisz na wycieńczoną. Nie byłbym tym zdziwiony, niemniej, skąd tutaj Durand i jak mniemam, Montcalire? - kiedy opadły ostatnie cegiełki sztywnej cesarskiej elegancji, Jun schował kły i na powrót stał się "ludzkim" Louisem, przez którego przemówiła szczera ciekawość słowami kobiety. Nadal stał obok niej i podziwiał jej lico z tańczącym wokół śmierdzącym dymkiem fajki.
Teraz naprawdę wyglądali na równych sobie.

@Tahira

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
   Uśmiech przemknął przez jej piękną, umęczoną twarz. Jak pieta, która była matką właśnie, a córką, ściskającą nagie, poranione ciało swego ojca. Uśmiech, nie sięgający oczu, którym spogląda na plugawy świat zbrukany krwią rodzica. Nienawidziła Paryża całym sercem.
   
   – Jak mam być twoim głosem, skoro nie mogę przemieszczać się swobodnie? Jak mam dbać o interesy hotelu, skoro każde wyjście z niego może być okupione moim zgonem? Daleko mi do Twojej dawnej pupilki, aby wszystkim kierować zza żelaznej kurtyny rozsyłanych przez familiantów wiadomości. Lubię czuć w dłoniach to czym się zajmuje. – dym sunął wokół jej twarzy, lizał delikatnie skórę, przypominając o całospaleniu. Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz, bez względu na to jakbyś się szarpał. Byli tacy krusi.
   
  – To oczywiste, że to Durand i Montcalire to przekupne dupy, które wykorzystały okazję, zamieszanie, kto wie jak bardzo w tymże zamieszaniu brali udział, na ile je zainicjowali, zdradzając kluczowe pozycje głów do stracenia? Mają teraz władzę, mają nietykalność organizacji, która ma w core swojego istnienia wpisane wyrżnięcie wiecznych w pień. Organizacji, która chwilę temu rekrutowała bezkastowców, by teraz na nich polować bez wytchnienia, zmuszając do przyłączenia się do kasty. To jest jebany wolny chów. Za moment wsadzą ich w srebrne klatki jak kury i będą paść do swoich eksperymentów. To tylko kwestia czasu. Co bardziej przydatne jednostki, takie jak... szczęśliwie Silvan, mam nadzieję, zostaną przymuszone do prowadzenia tych badań. Albo go pokroją, aby zobaczyć jak działa jego genialny mózg. Constanza chciała to zrobić odkąd pamiętam. Po jego śmierci oczywiście. – odetchnęła swądem metropolii i z ulgą przyjęła, że w jakiś sposób mogła wybrać jaki swąd czuć.
   
   – Hotel dziś jest bezpieczny, mam nadzieję, że tak pozostanie, chociaż nie wiem... Może po prostu liczę, że rozpoznam głowę tej bestii i ją Tobie przyniose na lśniącej paterze? Mój trener personalny jest zadowolony z ostatnich postępów – przyznała na koniec nieco lżejszym tonem, mimo ewidentnie wisielczego nastroju.

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Jun

Jun
Liczba postów : 1122
- Znienawidzonej. - pupilki. - raczył zauważyć Jun bardziej żartobliwie niżeli w kąśliwej uwadze rzuconej kłodą pod nogi. - I tak już nim jesteś, bardziej niżeli byś chciała. Słońcu nie jest pisany cień, ale takowe ma wokół siebie. - następnie dodał, rozumiejąc przez to tych, którzy byli niejako pod ręką: błękitna ptaszyna, szalona tancerka a przede wszystkim Ci, co to dobrowolnie sprowadzali się do roli narzędzi - ostrzy gotowych do wykonania każdego cięcia i rozkazu szefa.
Zapatrzony w dym Smok zamilkł na dłuższą chwilę, wsłuchując się w melodię słów. Zamrożony w dziwnym transie bardziej przypominał posąg niż istotę żywą, tym od niej zimniejszą po nietypowym dla siebie zejściu na charakterystyczny wampirzy poziom. Wtem, wyzbyty wszelkich blokad czy też strachu, ułożył ostrożnie chłodne dłonie na ramionach Tahiry, zbliżył się, po czym otworzył usta i...
- Wszyscy dołożyliście... Wciąż dokładacie cegiełki do budowy bezpiecznej przystani. Jeżeli więc to coś znaczy, to usłysz moje słowa, ponieważ wypowiem je tylko raz. Zabiję ich... Zabiję wszystkich po kolei i bez wyjątku, tak jak poniekąd “zabiłem” konstrukt Rady. Zabiję każdego powiązanego z Ordo, choćbym i miał go ścigać na sam kraniec tego świata. Zabiję, nie pozostawiając im cienia szansy na odkupienie. Zabiję każdego, kto choć raz podniesie rękę na osobę pod moim skrzydłem. - a skoro już to zrobili i nikt prócz kilku jednostek, które były gotowe ruszyć, ich nie powstrzymał do tej pory...
Nasączona toksycznym jadem mantra wolno wypełzła spomiędzy warg, gdy Smok oparł na Tahirze cześć ciężaru ciała, aby w końcu móc rozłożyć czarne skrzydła i pokazać prawdziwe oblicze. To, czy Jun wierzył w zdradę Duranda oraz Montcalire lub ich powiązanie z Ordo stanowiło kwestię sporną. Póki co nie istniał na to żaden namacalny dowód, a i wiedza choć ograniczona, skupiała się wokół wysiłku i poświęcenia, jakie para włożyła w ratunek i budowę nowych konstruktów. Czy jednak to czyniło ich nietykalnymi? Czy w swojej bohaterskiej postawie naprawdę byli tak czyści, za jakich ich uważano? To się miało dopiero okazać.
Jedno na pewno odbiło się wyraźnym piętnem, słowa jakże prorocze dla przyszłych wydarzeń, które Jun zamierzał przerodzić w czyn i raz jeszcze skąpać dłonie w szkarłacie krwi.
- Nie wiem, co ostatecznie postanowisz zrobić. Nie wiem, jak się do tego odnieść. Jedyne, o co chcę teraz poprosić, to o krótką chwilę i nic więcej. - kiedy przygasły płomienie, a oczy na powrót spowił znajomy blask, ciało na powrót stało się ciepłe. Wtedy i właśnie wtedy Jun pozwolił sobie na delikatne, prawie eteryczne (i zupełnie wyzbyte podtekstu) wtulenie się w kobiece ciało.
W tym dziwnie niezrozumianym momencie wyglądał jak zagubione dziecko, które lgnęło do bliskości, jakby miała mu być ostatnim tchnieniem przed odejściem. Wampir nie bał się samotności, lecz tego, co szło za nią - zawodu. Pewnie dlatego nie oczekiwał niczego w zamian: słów ni odpowiedzi na gest. Póki mógł, póty trwał, a kiedy zegar wybił nową “godzinę”, potwór odsunął jestestwo, oddając egzotycznej księżniczce jej przestrzeń.
Nim się rozstali, spłacił dług pozostawiając Tahirze pucharek z krwią, a w niej wspomnienia z czasów, gdy faktycznie dopuszczał się straszliwych rzeczy.
Bo mimo wszystko nie tylko ona tańczyła w duecie z chaosem.

[KONIEC]

_________________
My words taking you for a spin... I'm already all gone, I can walk like this. Go on and deny your heart, okay for tonight.
Who's gonna punish me? Oh believe in me...
Stały bywalec
Loguj się codziennie minimum przez dwa tygodnie.
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach