Liczba postów : 318
Siedem dni.
Tyle zajęło im drążenie tematu i pierwsze namacalne efekty poszukiwań. Podeszli do tego wielowektorowo, te starocie z Rady. Z jednej strony po nitce do kłębka, czyli prześledzili trasę od końca do niemalże jej samego początku - przesyłki składającej się z pendrive i anonimowego liściku oczywiście. Ludzie wiedzieli niewiele, lecz ich otoczenie mówiło nieco więcej, a za nimi konkretne twarze. Tutaj dopiero nastąpiło prawdziwe rozgałęzienie stalkerstwa, choć trudno mówić o soczystych owocach.
Dodatkowe kamery również zrobiły swoje i odkryły nieco podejrzanych ruchów w samym długowiecznym sercu Paryża. Jedno konkretne wzmogło uwagę Marr i tyczyło się jej asystenta; którego znała od lat i nie mogła doszukać się w jego zachowaniu znajomej logiki. Gdy podjęli temat Kreta to od razu go wykluczyła, jednak stosując zasadę ograniczonego zaufania nawet wobec osobników pewnych, raz jeden fakt przeinaczyła, czego rezultaty i dziwne połączenie z jego strony znalazło się w centrum jej uwagi.
Przypadek? Chciała tak sądzić.
Złapanie na gorącym uczynku podczas tego nietypowego rendez-vous skutkowało krótką wymianą ognia i to za dnia. Jeden trup, drugi uciekł - niestety ze zwłokami - trzecim był jej człowiek którego pochwyciła. Nie obyło się bez paru obić i zadrapań, jednak w końcu przyłożyła facetowi wystarczająco, by ten udał się do krainy snów. Na pewno nie z całą przyjemnością po swojej stronie, a więcej niż łyżką dziegciu - i to nie w beczce miodu a własnym pysku.
Swojej prawej ręki, jako ten zdradliwej, to wzięło ją z zaskoczenia.
Lochy Rady stosunkowo niedawno temu pożegnały się z lokatorem znanym pod pseudonimem Hannibal. Na całe szczęście tego wieczoru wzbogaciły się o nowego rezydenta, Wanga Ren. Dla jasności, nie znajdowali się w przytulnej celi lecz komnacie szczerości; prędzej czy później do niej tutaj dochodziło. Czy człowiek wytrzyma dłużej od pojmanego wilkołaka, to się okaże. To co mógł poczuć po otwarciu oczu to lekki szum w głowie i obolałą okolicę karku, gdzie wcześniej padł cios który pozbawił go przytomności. Jak konkretnie wyglądało to miejsce, cóż - z nogami przykutymi do krzesła i rękami przymocowanymi kajdanami do stołu nie mógł tego wymacać, a lusterka raczej nikt mu nie poda. Wokół panował półmrok który uniemożliwiał stuprocentową identyfikację zgromadzonych tutaj zabawek. Z kolei przed nim siedziała Marr, z niewinnie wyglądającym długopisem i zeszycikiem leżącym tuż przed nią.
I ex-szefowa raczej nie była zadowolona z okoliczności tego spotkania.
Więc może lepiej nie przeciągać struny.
Tyle zajęło im drążenie tematu i pierwsze namacalne efekty poszukiwań. Podeszli do tego wielowektorowo, te starocie z Rady. Z jednej strony po nitce do kłębka, czyli prześledzili trasę od końca do niemalże jej samego początku - przesyłki składającej się z pendrive i anonimowego liściku oczywiście. Ludzie wiedzieli niewiele, lecz ich otoczenie mówiło nieco więcej, a za nimi konkretne twarze. Tutaj dopiero nastąpiło prawdziwe rozgałęzienie stalkerstwa, choć trudno mówić o soczystych owocach.
Dodatkowe kamery również zrobiły swoje i odkryły nieco podejrzanych ruchów w samym długowiecznym sercu Paryża. Jedno konkretne wzmogło uwagę Marr i tyczyło się jej asystenta; którego znała od lat i nie mogła doszukać się w jego zachowaniu znajomej logiki. Gdy podjęli temat Kreta to od razu go wykluczyła, jednak stosując zasadę ograniczonego zaufania nawet wobec osobników pewnych, raz jeden fakt przeinaczyła, czego rezultaty i dziwne połączenie z jego strony znalazło się w centrum jej uwagi.
Przypadek? Chciała tak sądzić.
Złapanie na gorącym uczynku podczas tego nietypowego rendez-vous skutkowało krótką wymianą ognia i to za dnia. Jeden trup, drugi uciekł - niestety ze zwłokami - trzecim był jej człowiek którego pochwyciła. Nie obyło się bez paru obić i zadrapań, jednak w końcu przyłożyła facetowi wystarczająco, by ten udał się do krainy snów. Na pewno nie z całą przyjemnością po swojej stronie, a więcej niż łyżką dziegciu - i to nie w beczce miodu a własnym pysku.
Swojej prawej ręki, jako ten zdradliwej, to wzięło ją z zaskoczenia.
***
Lochy Rady stosunkowo niedawno temu pożegnały się z lokatorem znanym pod pseudonimem Hannibal. Na całe szczęście tego wieczoru wzbogaciły się o nowego rezydenta, Wanga Ren. Dla jasności, nie znajdowali się w przytulnej celi lecz komnacie szczerości; prędzej czy później do niej tutaj dochodziło. Czy człowiek wytrzyma dłużej od pojmanego wilkołaka, to się okaże. To co mógł poczuć po otwarciu oczu to lekki szum w głowie i obolałą okolicę karku, gdzie wcześniej padł cios który pozbawił go przytomności. Jak konkretnie wyglądało to miejsce, cóż - z nogami przykutymi do krzesła i rękami przymocowanymi kajdanami do stołu nie mógł tego wymacać, a lusterka raczej nikt mu nie poda. Wokół panował półmrok który uniemożliwiał stuprocentową identyfikację zgromadzonych tutaj zabawek. Z kolei przed nim siedziała Marr, z niewinnie wyglądającym długopisem i zeszycikiem leżącym tuż przed nią.
I ex-szefowa raczej nie była zadowolona z okoliczności tego spotkania.
Więc może lepiej nie przeciągać struny.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!