26.IV - Risk you took was calculated...

2 posters

Go down

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Siedem dni.
Tyle zajęło im drążenie tematu i pierwsze namacalne efekty poszukiwań. Podeszli do tego wielowektorowo, te starocie z Rady. Z jednej strony po nitce do kłębka, czyli prześledzili trasę od końca do niemalże jej samego początku - przesyłki składającej się z pendrive i anonimowego liściku oczywiście. Ludzie wiedzieli niewiele, lecz ich otoczenie mówiło nieco więcej, a za nimi konkretne twarze. Tutaj dopiero nastąpiło prawdziwe rozgałęzienie stalkerstwa, choć trudno mówić o soczystych owocach.
Dodatkowe kamery również zrobiły swoje i odkryły nieco podejrzanych ruchów w samym długowiecznym sercu Paryża. Jedno konkretne wzmogło uwagę Marr i tyczyło się jej asystenta; którego znała od lat i nie mogła doszukać się w jego zachowaniu znajomej logiki. Gdy podjęli temat Kreta to od razu go wykluczyła, jednak stosując zasadę ograniczonego zaufania nawet wobec osobników pewnych, raz jeden fakt przeinaczyła, czego rezultaty i dziwne połączenie z jego strony znalazło się w centrum jej uwagi.
Przypadek? Chciała tak sądzić.
Złapanie na gorącym uczynku podczas tego nietypowego rendez-vous skutkowało krótką wymianą ognia i to za dnia. Jeden trup, drugi uciekł - niestety ze zwłokami - trzecim był jej człowiek którego pochwyciła. Nie obyło się bez paru obić i zadrapań, jednak w końcu przyłożyła facetowi wystarczająco, by ten udał się do krainy snów. Na pewno nie z całą przyjemnością po swojej stronie, a więcej niż łyżką dziegciu - i to nie w beczce miodu a własnym pysku.
Swojej prawej ręki, jako ten zdradliwej, to wzięło ją z zaskoczenia.

***

Lochy Rady stosunkowo niedawno temu pożegnały się z lokatorem znanym pod pseudonimem Hannibal. Na całe szczęście tego wieczoru wzbogaciły się o nowego rezydenta, Wanga Ren. Dla jasności, nie znajdowali się w przytulnej celi lecz komnacie szczerości; prędzej czy później do niej tutaj dochodziło. Czy człowiek wytrzyma dłużej od pojmanego wilkołaka, to się okaże. To co mógł poczuć po otwarciu oczu to lekki szum w głowie i obolałą okolicę karku, gdzie wcześniej padł cios który pozbawił go przytomności. Jak konkretnie wyglądało to miejsce, cóż - z nogami przykutymi do krzesła i rękami przymocowanymi kajdanami do stołu nie mógł tego wymacać, a lusterka raczej nikt mu nie poda. Wokół panował półmrok który uniemożliwiał stuprocentową identyfikację zgromadzonych tutaj zabawek. Z kolei przed nim siedziała Marr, z niewinnie wyglądającym długopisem i zeszycikiem leżącym tuż przed nią.
I ex-szefowa raczej nie była zadowolona z okoliczności tego spotkania.
Więc może lepiej nie przeciągać struny.
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 834
Świadomość powoli wracała. Ból głowy był nieznośny, chciał przejechać dłonią po karku, potylicy i skroni, które bolały najbardziej. Chciał ruszyć ręką, ale towarzyszący temu, metaliczny dźwięk, zatrzymał ją praktycznie w miejscu. Ostrożny ruch resztą ciała potwierdził jego przypuszczenia. Czas na przesłuchanie. Tylko przez kogo? Przez nich? Przecież zrobił to czego oczekiwali. Przez nią? Nie. Przecież mu ufała, a on zadbał o to, by nie trafiła na jego ślad. Ciąg rozważań jednak przerwały napływające obrazy. Próbował przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia.

Dostał SMS z zastrzeżonego. "Tam, gdzie zawsze". To był ich kretynizm, podejrzewał, że prędzej czy później wpadnie przez to w kłopoty, zawsze spotykali się w tym samym miejscu. Parc de l'île Saint-Germain, tam mieli się spotkać i tak też się stało. Zdziwiło go jednak to, że chcieli spotkać się za dnia. Co prawda Wiedział, że było to możliwe, w końcu nie raz pomagał Marr przy robocie. Ona zawsze była w pewien sposób pojebana, ale cóż dobrze płaciła, no i nie nudził się przy niej. Co to, to nie. Wszystko wyglądałoby nieco inaczej gdyby, postanowiła w końcu go przemienić. Ale to nie jedyny powód.
Przybył do Parku, Chcieli kolejnych informacji o tym jak Rada zareagowała na wiadomość o tym, że mają Marcusa. Czy wiedzą coś więcej ponad to co ten zapchlony Wilczur powiedział im do tej pory? Wiedział niewiele, w końcu gdy padła informacja o krecie stali się dużo ostrożniejsi. Na szczęście nie wystarczająco. Marr go nie podejrzewała, a przy odpowiednio zadanym pytaniu, mógł dowiedzieć się to i owo nie zwracając na siebie uwagi. Reszty mógł się już domyślić.
Ktoś nas zaatakował podczas rozmowy. Jakaś inna grupa? A może to było przedstawienie, żeby go przestraszyć? Yakuza słynęła z takich zagrywek. Tak Szybko zorientował się z kim ma do czynienia, choć nie wszyscy mieli typowe dla nich tatuaże.
Po chwili jednak przypomniał sobie, twarz którą zobaczył tuż przed tym gdy zgasło światło.

- Marr - Powiedział spokojnie, bez oznak nerwowości. Po wypowiedzeniu jej imienia otworzył oczy, spojrzał swojej szefowej prosto w oczy. W jego oczach było widać o dziwo spokój, ale też i pogodzenie się ze stanem rzeczy, jaki dość szybko ułożył się w jego głowie. - Skoro jeszcze jestem żywy, najpierw czeka mnie bolesne przesłuchanie, jak z synem twojej Matki. Chcesz wiedzieć, zrozumieć, poznać mój tok myślenia, motywacje. Mam racje? Kacie Rady - na twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Dlaczego nie mógł sobie nieco pozwolić skoro i tak był pewien, że śmierć jest mu przeznaczona.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
W oczach Marr nie przelatywały żadne z dziesiątek pytań: kiedy? Jak? Dlaczego? Żadnego żalu, zero pretensji, zwątpienia, zawahania i czego tylko dało się spodziewać po osobie, której - w przenośni - wbiło się nóż w plecy po latach wspólnej pracy; i znajomości. Nie ukrywajmy, Ren miał sporo swobody oraz względów którymi rzadko kiedy obdarowywano familianta. Często to on miał pod sobą wampiry, a nie kogoś pośredniczącego między nim i Radną; taki urok prawej ręki. To co mniej oczywiste, może nawet martwiące, to fakt iż na jej licu nie malowała się chęć chwycenia go za pysk, przyciśnięcia go do ściany i zrobienia kilku kółek w tym pomieszczeniu. Procentowo ten scenariusz powinien przecież mieć największą szansę na zostanie zrealizowanym.
Nie podjęła gry w pyskówki, ochota zerowa oraz nie widziała w tym żadnego sensu. Siedziała niewzruszona jego uśmieszkiem i ani mrugnęła, wręcz ignorując wszystko co padło do tej pory z jego ust. Jedyne co zrobiła to po chwili ciszy przeniosła wzrok na zeszycik i długopis, by zaraz spojrzeć na człowieka.
- Nazwiska. Rysopisy. Fałszywe tożsamości. Lokacje. Zabezpieczenia... - wyrecytowała kilka słów, po których zrobiła pauzę. Brzmiała neutralnie - niczym zardzewiały nóż tnący nadwrażliwą skórę, której rany co chwilę posypywano solą, a na noc wystawiano nieszczęśnika na mróz - bez szansy na iskierkę optymizmu. - Kontekstu nie muszę ci przypominać, znasz go doskonale - dodała i zamilkła, układając palce dłoni w piramidkę i póki co nie interesując się żadnym narzędziem mogącym wyrządzić krzywdę drugiej osobie. I nie żeby oczekiwała jakiejkolwiek sensownej lub szczerej odpowiedzi; jedno rozczarowanie więcej nie zrobi jej większej róznicy.

@Mistrz Gry
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 834
Gdyby nie znał wampirzycy, jej wzrok wywoływałby niepokój, on jednak znał ten wzrok. Obojętność którą kobieta miała wymalowana na twarzy, wzbudzała strach. Nie raz widział, jak jej ofiary pod wypływem tego wzroku, tej mimiki zaczynali śpiewać. Niczym zbolały pies skomleć o wybaczenie o łaskę. Nie on. On znał już ten wzrok za dobrze, zbyt wiele razy był jego świadkiem, oraz rozmów które toczyły się zaraz po wyjściu z sali tor.. Przesłuchań.
Nie raz zastanawiał się, jak to jest po tej drugiej stronie, kiedy to samemu było się ofiarą wielkiej Marr, zimnej obojętnej Marr. Czy spodziewał się jakiejkolwiek reakcji ze strony kobiety? Oczywiście, że nie, ba zdziwiłby się gdyby tak łatwo dała się wyprowadzić z równowagi.
- Nie znam. Co zapewne dobrze już wiesz. - zamilkł z lekkim uśmiechem. Spojrzał kobiecie prosto w oczy. Było w nich wyzwanie, nie lęk, nie gniew, jedynie czyste wyzwanie. Jak daleko się posuniesz.
- Znam twoje metody, nie raz w nich uczestniczyłem, Musisz się bardziej postarać. - dodał, zaśmiewając się na koniec. Czy jednak mówił prawdę? Czas pokaże prawda? - Wiesz, zawsze zastanawiałem się, jak to jest, być po tej drugiej stronie, czuć fizyczny strach, widząc twoje spojrzenie, czuć chęć swoistej spowiedzi. Powiedzenia wszystkiego, czego chcesz usłyszeć. Niekoniecznie prawdy, byle zadowolić kata. - znów się zaśmiał. - Dobry kat, potrafi spowodować to, że przyznasz się do tego, że jesteś różowym osłem w fioletowe łaty. Jeszcze lepszy? Spowoduje, że w to uwierzysz. Jakim jesteś ty? - zapytał - Już wiesz, jak to jest? Zostać zdradzonym? - ostatnie pytanie zadał, spoglądając kobiecie głęboko w oczy.



milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Znała to uczucie doskonale. Czasy Inkwizycji to istny pokaz zdradliwości familiantów, zwykle dla pieniędzy ale czasem dla zachowania życia własnego lub członka rodziny. Ostatnie dwa czasem stosowano też na innych Długowiecznych, o ile prowadzący jego sprawę człowiek miał więcej niż dwie szare komórki. Ponadto fakt, w pewnym momencie osoba torturowana przyzna się do wszystkiego lub wsypie innych, przy jednoczesnym sfałszowaniu zarzutów - idealnie ukazywało to NKWD podczas Wielkiej Czystki. W przypadku tych potrafiących odczytać wspomnienia z krwi, tortury to nic więcej jak słodka zemsta lub kara; to już zależało od jednostki.
- Jesteś na tym świecie od 33 lat, znamy się od 12 i już znasz mnie od podszewki - rzekła i pokiwała głową, po czym mozolnie zaczęła kartkować zeszyt. Nie siliła się na krycie treści przed nim więc Ren mógł zaglądać do woli, na pewno rzucą mu się w oczy słowa klucze - te których nie chciał od tak wyjawić.
- Wiesz co różni Radnych od pozostałych? Wbrew pozorom nie jest to sam wiek, idące za nim możliwości naszych ciał czy zwykły tytuł, który częściej jest jedynie zlepkiem słów a nie gwarantem autorytetu. Można nas ukatrupić łatwo, tymi samymi sposobami które wpoiłam ci do głowy, a czasem nawet jeszcze prościej. Prawdę powiedziawszy gdybyś podarował mi butelkę alkoholu naszpikowaną trucizną, to po paru minutach miałbyś oddzielony mój czerep od reszty cielska - rozpoczęła drobny monolog bez nawiązywania kontaktu wzrokowego. - Różnią nas reguły gry, te które zachowały balans i do których stosujemy się na co dzień. Idiotyczni, krótkowzroczni, niezdolni do stanowczego działania... tyle pięknych przymiotników, lecz to dzięki nim reszta może je artykułować. Jak wyglądał świat bez nich? Jak to jest być po drugiej stronie? - spytała retorycznie i dopiero teraz przeniosła wzrok na Asystenta. Wróć, ex-Asystenta. W momencie zdrady sam złożył rezygnację z tego stanowiska.
- Jako mój potomek, twoja historia byłaby krótka. Przed, ujmę to tak, Wielką Wojną miałam dosłownie kilku przemienionych. W czasie starć z Inkwizycją dziesiątki. Wszyscy zginęli w podobny sposób, na polu walki, czasem ciesząc się darem-przekleństwem raptem kilkanaście dni. Raz za razem patrzyłam jak padali od srebra przeciwnika, zarówno moi ulubieńcy których szkoliłam od pisklęcia, ci zasłużeni i wreszcie przemienieni z desperacji. Motywacji kilka, finał ten sam, maszerowałam z nimi na śmierć lecz ta jakoś mnie omijała - rozpoczęła krótką opowiastkę, raptem skrót z setek lat własnego życia; pewien wycinek samego streszczenia. Może chciała mu ładnie, choć niezgrabnie, wyłożyć fakt iż przemiana z jej kłów to nie był wielki zaszczyt? Może chciała się wygadać? To bez znaczenia, nie po faktach dokonanych. -Każdorazowa strata bolała bardziej niż dwa tuziny bagnetów wbitych we własne mięso. A jednak jakoś przez to Piekło przemaszerowałam, tak samo jak reszta obecnych stołkowiczów, każde z nas zaznało tej kaźni, różniła się jedynie kosmetyka.  Wtedy życie było prostsze: morduj, zdominuj, kontroluj - albo giń. Przełóż to na czasy obecne, gdy czara goryczy zostanie wypełniona... - dokończyła i pokiwała głową, po czym rzuciła otwartym notatniczkiem przed zakutego człowieka, pismem w jego kierunku.
- Wybacz, rozgadałam się, ale czasem lepiej wyartykułować to co leży na wątrobie i frustruje. Odpowiadając na pytanie, jak to jest być zdradzoną? Nijak, gdyż obecna sytuacja nie zasługuje na miano problemu. To drobne utrapienie, porównywalne z muszką latającą koło uszka gdy próbujesz usnąć - rzekła i nachyliła się, by zaraz ułożyć paluszki w piramidkę. - Gdy byłeś nieprzytomny, wypiłam twoją krew i dowiedziałam się wszystkiego czego chciałam. Większość już by oczu nie otworzyła, tobie dałam szansę. - Jedną więcej niż innym, jak Ren mógł się domyślić. Jeśli to nie było wyrazem uznania dla jego osoby, co innego mogłoby nim być?
- Jak brzmiał nasz układ? - doskonale wiedziałeś o co pytała.

@Mistrz Gry
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 834
- O ile można tak powiedzieć o prawie.. - zastanowił się chwile - Przeszło tysiąc letniej pijawce? Znam cię na tyle, no ile mi pozwoliłaś, nie zmienia to faktu, że stać cię na więcej niż zeszycik z notatkami. Takie rzeczy to w kiepskich filmach detektywistycznych. - szyderczy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Pojawiła się w nich nawet pewna nuta wyzwania. Pokaż, na co cię stać, skoro mam umrzeć zróbmy to, z hukiem. mówiły jego oczy. Czy był świadom tego, że istnieje szansa na uratowanie skóry? Raczej nie brał jej pod uwagę.

Z uwagą przyglądał się notatkom Kobiety. Z uwagą też słuchał jej słów. Bądź co bądź był arogancki, był zły, zdradził, pewnego szacunku wobec niej nigdy się nie pozbędzie.
- No tak Radni, ci którzy uważają się, za najważniejszych a są tacy jedynie dlatego, że mieli szczęście przetrwać. Tak, hipokryci którzy pozbyli się poprzedniej rady, by wprowadzić swój porządek. Szkoda, że wasz piękny sojusz i jak to powiedziałaś "tytuł" działa jedynie w Paryżu i to nie zupełnie tak jak byście chcieli prawda? - Nie spuszczał wzroku z oczu kobiety, mimo iż ta unikała kontaktu wzrokowego. - Chowacie się za tym waszym kodeksem, którego przestrzeganie kuleje poza waszą ukochaną Francją. - dodał z szyderstwem w głosie. - A im dalej od was tym jest gorzej. To kwestia czasu kiedy przyjdą po wasze głowy. To tylko kwestia czasu kiedy skrócą o nią ciebie i twoją sztywną jak kłoda Mamusie. Szkoda, że jej synek nie dokończył dzieła. - Czy przegiął? Czas pokaże, na pewno wiedział, że jego słowa nie spłyną po Wampirzycy. Co to, to nie.

Zaśmiał się otwarcie - Układ? Ten który skrupulatnie omijasz? - zamilkł, znów przez chwilę warząc w głowie jej słowa. - Mój najlepszy czas mam za sobą. Obiecałaś mi przemienić mnie kiedy będę jeszcze świeży, przed 40 czy jakoś tak, w zamian za udaną służbę. - zamilkł na krótki moment, a w jego oczach pojawił się dla odmiany żal. - Przez chwilę myślałem, że po tylu latach bezgranicznej służby, zasłużyłem na ten radosny moment kiedy docenisz. Widziałem twoje notatki, rozmowy ustalenia z Beatrice. O ja naiwny myślałem, że to mnie dotyczą ustalenia. Potem jednak pojawił się ten szczeniak. Podlotek zmieniony z ulicy. Co takiego zrobił dla ciebie, że zasłużył na twój dar? Co zrobił więcej niż ja? - słowa zaczęły być wyrzucane w złości jeden po drugim. - Co jeszcze musiałbym zrobić! Żebyś w końcu mnie zauważyła! - po ostatnich słowach zamilkł, gdyż zdał sobie sprawę, że powiedział ciut za wiele. Powiedział coś, o czym nie chciał z nią rozmawiać.





milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
Gdyby był Stauffenbergiem i zostawił tutaj swoją walizeczkę, może i umarłby z hukiem w ramach odpłacenia pięknym za nadobne. Na żaden tego typu numer jednak mu Marr nie pozwoliła; zwyczajnie zgarnęła go do lochu przed dogodnym dla ex-asystenta terminie. Mimo to musiała przyznać jedno, w swoim gniewie chłopak był zawsze zabawny. Problem tkwił w tym, iż tej bolącej szpileczki nie mógł jej wbić z bardzo prostego powodu, znała go wystarczająco długo by wiedzieć gdzie uderzy i dlatego odpowiednio wcześniej zafundowała sobie detoks; niemalże post-nut clarity.
- Owszem, jednak w dalszym ciągu rekord siły Sojuszu należy do nas, nie uważasz? - spytała retorycznie i ułożyła dłoń na ustach, by nie zaśmiać się bardziej. Swoją drogą, cóż za nagła odmiana w jej wykonaniu. - Przyjść po głowy to jedno, wyjść z zachowaną własną drugie. Nie twierdzę, że komuś to się nie uda, wręcz przeciwnie. Żadne z nas nie jest nieśmiertelne ani tak wszechmocne jak mogłoby chcieć, a jednak przez stulecia wielu próbowało i jak widać czegoś zawsze zabrakło - dodała i zaraz westchnęła, po czym pokiwała głową z głębokim rozczarowaniem w oczach.
- Poważnie, sztywną jak kłoda? Jesteś kilka minut od egzekucji i chcesz zostawić po sobie tak podłe wrażenie, po bądź co bądź solidnej robocie wykonywanej przez lata? Co dalej, wyjedziesz mi z tekstem z serii: twoja stara? -  powiedziała z pełną szyderczością będącą lustrzanym odbiciem tej którą mężczyzna sam zastosował. Sam dostarczał amunicji. - Nasza umowa przewidywała przemianę przez 40'stką o ile służba będzie zadowalająca. Masz 33 lata i jak sam raczyłeś spojrzeć na moje zapiski, przewidywana przemiana miała nastąpić za 2 lata. Podlotek z ulicy był spokrewnieniem przypadkowym; efekt polowania na większą zwierzynę i co z niego wyrośnie, nie wiem lecz intratnej posadki od tak nie dostanie. Z nepotyzmem nigdy nie było mi do twarzy. Zaś co sam mógłbyś zrobić by otrzymać to jedno ugryzienie, które zrobiłoby z ciebie wampira z nominalną przynależnością do Van der Eretein? Zapytać, czyli coś z czym zwykle problemu nie miałeś - wyłożyła przysłowiowe karty na stół i złączyła obie rączki. Tylko albo i aż tyle, zważywszy na łączący ich układ i fakt, iż Marr umów dotrzymywała. Prawdę mówiąc nie musiałby specjalnie silić się z argumentacją za.
- Lecz zamiast tego wolałeś wbić scyzoryk w plecy i połasić się do innych, zaryzykuję stwierdzenie mniej zaufanych z racji samego charakteru działalności. Coś ci powiem, nie zaakceptowaliby cię jak swego i mam wątpliwości czy dożyłbyś do tej 35 na karku. Nawet po przegranej stronie ci najwierniejsi mogą liczyć na siebie nawzajem, zdrajcami nie przejmował się nikt; ani dawni przyjaciele ani nowi pracodawcy. Sprzedał swoich raz, kolejnym razem przyjdzie mu to łatwiej, taki stygmat - zakończyła swój wywód i z jednym mogłaby się zgodzić, też nie chciała z nim o tym rozmawiać. Słowa to wiatr, liczyły się czyny; a akty dokonane sprowadziły ich do tego miejsca. Jedyne co pozostało to zakończyć ten epizod.
Marr wstała i udała się do stolika znajdującego się za plecami Rena. Mogłaby go torturować bardzo długo, lecz benefit byłby żaden. Chwyciła więc za miecz, typowo skandynawski ze wczesnego średniowiecza; niemalże ceremonialny. Niestety charakter świąt był pochmurny.
- Ostatnie słowa? - spytała, stając za nim i unosząc ostrze wyżej, będąc gotową do wbicia go w kark i przerwania kręgów szyjnych. Szybka śmierć; tyle była mu winna.

@Mistrz Gry
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Mistrz Gry

Mistrz Gry
Liczba postów : 834
- Brzmisz, jak byś była zmęczoną wieczną tułaczką. - podchwycił temat, spostrzegając westchnienie, strzelał na ślepo, jednak cóż stało na przeszkodzie przeciągnięcia odrobinę rozmowy. - Dlaczego zatem sama nie zakończysz własnego życia, skoro tak masz tego dosyć. - delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach, słysząc kolejne słowa.
- Wiesz, przynajmniej mnie zapamiętasz. Jak to mówią, nieważne co o tobie mówią, ważne by mówili. Nieprawdaż? Choć znając ciebie, dołożysz wszelkich starań, żebym pozostał zapomniany. Biedny naiwny człowiek, wiecznie w cieniu Wielkiej Marr.

Kolejne jednak słowa, przygasiły temperament mężczyzny. Czy faktycznie mógł dostać to czego pragnął, gdyby tylko przyszedł i poprosił? Czy faktycznie wszystko było tak proste? Z jednej strony nigdy nie wątpił w słowa wampirzycy, skoro znali się już tyle lat, zdążył ją poznać na tyle, by wiedzieć, że jej słowo warte było więcej niż góra złota. Jednak zwątpił, przez być może własną pychę zwątpił. Jednak karty układały się na tacy, faktycznie zapiski nie mówiły, kto ma zostać przemieniony i kiedy. Nie było żadnego imienia, mówiącego dla kogo szykuje miejsce w jednym z większych rodów w Paryżu. A jednak mimo wiary i zaufania, które niegdyś miał do kobiety, zwątpił. Poddał się emocjom, które dotąd nie kierowały jego życiem. Potrafił odciąc się od emocji, kiedy wyruszał na robotę, tym razem uległ. Może było to wynikiem podszeptów tego, który później okazał się wtyką dla tej pieprzonej organizacji. Musiał przyznać, skutecznie potrafili zasiać ziarno niepewności, namieszać. Gra psychologiczna, której stał się uczestnikiem i ofiarą.
Kobieta miała racje, nigdy nie byłby u nich "swój" już do końca żyłby z piętnem zdrajcy wypisanym na czole. Może za setki lat, udałoby się to znamię z siebie wymazać, ale czy na pewno? Czy kiedykolwiek ktokolwiek zdołałby mu zaufać? Teraz stracił szansę na wszystko, teraz przez własną pychę stracił szansę.
Wyraz twarzy się zmienił. Zniknęła dawna buntowniczość, zniknęło szyderstwo. Opuścił ramiona zrezygnowany, w końcu przegrał. Znów stał się pionkiem na zatracenie, jednak tym razem, mając przed sobą jedynie wizje tego, że zaraz zostanie strącony z szachownicy.
- Wybacz. - szepnął, zamykając oczy i unosząc delikatnie głowę, będąc pogodzonym z własnym losem.
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Marr

Marr
Liczba postów : 318
- I odebrać innym tę przyjemność? - spytała retorycznie i uniosła wyżej brew, niespecjalnie mając ochotę na skorzystanie z tak milutkiej porady. To niestety cecha wojowników, nawet jeśli chcieli zginąć to w boju; z mieczem albo innym preferowanym orężem w ręku i okrzykiem bojowym lub przekleństwem na ustach. Każda inna śmierć byłaby poniżej ich godności, a samobójstwo szorowało po dnie. Mieć myśli samobójcze, nawet Marr się zdarzało, to co innego od ich realizacji. - I na niewiele Ci się to zda - skomentowała krótko. Pamiętała wielu zabitych przeciwników, poległych druhów, umierających ze starości znajomych i podkomendnych oraz zdrajców poddanych egzekucji. Tylko co z tego, skoro żadnemu z nich życia to i tak nie przywróciło?
Życie wbrew pozorom było proste, tylko zbyt wielu ludzi - i Długowiecznych - to komplikujące wszystko barany. Jedni szukali sposobu na zrozumienie i podryw kobiety, inni jak osiągnąć potencjalną nieśmiertelność i wieczną młodość, kolejni gonili za sukcesem i coraz to większą mamoną... - jedno życzenie jest skomplikowane samo w sobie, a co dopiero zlepek paru. W tym wypadku Ren miał karty po swojej stronie, a zamiast tego wymienił je na najgorszą możliwą talię. Marr nie wybaczała. Może inaczej, była pamiętliwa, na pewne rzeczy wyczulona i jedną z nich była - co jest uniwersalne - zdrada. Lubiła gościa, wystarczająco by zacząć dopinać jego przemianę i miejsce w świecie na ostatni guzik, lecz po przekroczeniu tej granicy ten kupon został odcięty już na stałe.
Buntowniczość, szyderstwo, autorefleksja, rezygnacja, żal. To tylko słowa, zlepek liter identyczny do tych towarzyszących grze na rzecz strony przeciwnej. Ostatecznie liczyły się fakty dokonane; czyli punkt w którym stali. Wybacz - to słowo odbiło się echem w jej głowie, podobnie jak podsumowanie całokształtu służby familianta. Gdyby życie było prostą matematyką, w dalszym ciągu wyszłaby liczba dodatnia i rezultat tego wieczoru byłby względnie pozytywny. Problem tkwi w tym, że tak nie będzie, bo i ta wampirzyca jest baranem kierującym się odwiecznymi zasadami; może nawet jakimś credo.
Miecz ciążył jej w dłoniach i przez chwilę zachwiał się miast stać nieruchomo niczym trzymany przez posąg. Jej jedno głębsze westchnięcie było niemalże słyszalne dla otoczenia. Oczy przez chwilę zaszkliły się. Mimo to wiedziała, co musi zrobić, a raczej co stanie się za chwilę. Miecz błyskawicznie opadł i zakończył żywot jej Asystenta.
Szybka śmierć.
Podtrzymała martwe ciało, po czym delikatnie ułożyła je na stole, w miarę jak wyciągała z niego to żelastwo. W ponurym milczeniu podeszła do stolika znajdującego się za nią, sięgnęła po tkaninę i otarła je. Zgarnęła jeszcze notatki i skierowała się do wyjścia, dopiero będąc w progu drzwi odwróciła głowę w kierunku Rena. Jej usta rozchyliły się jak gdyby chciała coś powiedzieć, lecz słowa stanęły jej w gardle. Jedyną reakcją była zaciśnięta w pięść wolna dłoń i jednokrotne uderzenie w ścianę.
Kolejne lico do kolekcji, którego pochówkiem musiała się zająć.

End
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Sponsored content


Powrót do góry

- Similar topics

 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach