Orzeł (łac. Aquila Chrysaetos) — Szponami wpijał się w ramiona, dziobał wątrobę... krew kipiała w żyłach.

2 posters

Go down

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Orzeł (łac. Aquila Chrysaetos) — Szponami wpijał się w ramiona, dziobał wątrobę... krew kipiała w żyłach. OpfZAs0 Orzeł (łac. Aquila Chrysaetos) — Szponami wpijał się w ramiona, dziobał wątrobę... krew kipiała w żyłach. FGEBkGK Orzeł (łac. Aquila Chrysaetos) — Szponami wpijał się w ramiona, dziobał wątrobę... krew kipiała w żyłach. CyU5JP2

Orzeł (łac. Aquila Chrysaetos)

18 II 2023



Orzeł szponami wpijał się w ramiona,
dziobał wątrobę… Krew kipiała w żyłach.
A ty – Prometeusza wierna żona —
powiedz, Klimeno, jak ty wtedy żyłaś?
Klimena — Lina Kostenko


Let go
Come and claim me as your own
From now on
I depend on you alone

Unlimited, original
Sweet, subtle
Deepest of the deep
Seen by the sages
[...] Sit on the lotus of my heart


Willow & Jahnavi Harrison — Gajendra



Sen spełzł z jej powiek na godzinę przed zachodem słońca. Szczelnie zasunięte rolety zewnętrzne blokowały wszelkie światło, w sypialni panował kameralny mrok podobny do przedświtu. Czując ciężkie, muskularne ramię Sahaka przerzucone w poprzek na swoich piersiach, obróciła tylko głowę na poduszce i ogarnęła jego spoczywające ciało spojrzeniem zmrużonych, na wpół niewyspanych oczu.
Jeszcze pół roku temu, gdy mieszkała w wynajętym tymczasowo apartamencie przy parku - w mieszkaniu, którego nigdy nie polubiła i nie uważała za swoje - zawsze budziła się zbyt wcześnie, po dniach płytkiego, męczącego nie-spoczynku, i nie tracąc czasu ubierała się i wychodziła do La Rotonde przy Chaussée de la Muette. Nawet nie czekała na zapadnięcie zmroku; przemykała wąską uliczką, w cieniu okolicznych kamienic, by schować się w głębi restauracji, zawsze siadała sama przy stoliku postawionym najdalej od okna jak to tylko możliwe i w bezruchu, ledwie smakując zamówione danie, wpatrywała się w ruch uliczny jak pies wyczekujący przy drzwiach na powrót swojego pana. Zamawiała drogie jedzenie, za każdym razem inne, i nigdy nie dojadała go do końca. Nie miała apetytu. Wszystko było nie tak. Miejsca, osoby, zapachy, smaki. Nic nie było takie, jak powinno, kiedy nie było w pobliżu Jego. Drogie sercu rytuały stały się na pewien czas jedynie czczymi, mechanicznymi odruchami pustej w środku marionetki.
Każdego wieczoru, od kiedy na powrót wprowadzili się do kamienicy, przeżywała tę samą falę emocji na nowo, niezmiennie, nieprzerwanie. Był tutaj, ogrzewał ją, pościel nie raziła płaską pustką niezajętego miejsca, które należało wyłącznie do niego. Czuła wdzięczność i zachwyt. Gdy udawało jej się zbudzić przed nim, leżała przez jakiś czas obok, wyobrażając sobie, jak wyglądałyby wczesne promienie słońca padające miękko na ich twarze, jak przesuwałoby się po ich rysach z upływem czasu i w miarę wspinania się wyżej na nieboskłon. Znała każdą krzywiznę, zmarszczkę i wypukłość na licu Tigrana, dlatego potrafiła stworzyć ten wymalowany światłem obraz w swojej wyobraźni, mimo że kiedy sto dwadzieścia lat temu powrócili do siebie, byli już od dawna straceni dla dnia, a przyrzeczeni nocy, zaś kiedy byli jeszcze ludźmi - jego oblicze nadal nosiło znamiona chłopięctwa, było delikatne i mniej naznaczone troskami. Poza tym wtedy nie należał do niej. Nie w taki sposób.
Dyskretnym ruchem sięgnęła po telefon, sprawdziła godzinę i powiadomienia. Nic ważnego. Maurice był wtedy już pewnie w Maroko i nie dawał znaku życia, Silvan nie okazywał zmartwienia, była sobota, wszystkie sprawy świata zewnętrznego spoczęły na szarym końcu listy dzisiejszych priorytetów.
Odłożyła telefon z powrotem na szafkę nocną, delikatnie ucałowała Tigrana we włosy tuż nad czołem i spróbowała powoli wyślizgnąć się z sennego objęcia.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Przez ostatnie dni Tigran nie sypiał najlepiej. Często pozostawał w pracowni do późnych godzin dziennych, a na płótnie nie pojawiała się ani jedna kolejna smuga farby aż do rana lub cała biel była zamazana czernią i czerwienią bez ładu i myśli, w akcie żywej agresji, bardzo milczącej, bardzo skierowanej ku sobie samemu. Złożyło się na to wiele elementów. Najbardziej jednak zrywane kartki z datami. Modlił się też dużo więcej, klękając przed ikoną niekiedy na całe godziny, na tyle ile pozwalał mu na to świat. W tym wszystkim można by się spodziewać odsunięcia od Narine, ale było odwrotnie. Poświęcał przy tym wszystkim wyjątkowo dużo czasu, aby kupić dla niej ulubione praliny, zamówić nową konfekcję, z ręcznie dzierganymi koronkami, aby wielbić ją całą swoją osobą, jak czynią to wierni w święta majowe wobec posążków Maryji. Nie było to aż tak dziwne, w końcu przecież dopiero co się oświadczył, ale gdy nie patrzyła, w jego spojrzenie wkradała się wina.
Śnił o grobie. Wykopanym pomiędzy Abelardem i Héloise, wąskim na jedną osobę, głębokim, w którym spoczywali, on i Narine, w swoich objęciach, ich szkielety splecione ze sobą pod półprzejrzystą skórą, wibrującą złotem życia. Na wieki spleceni, niewidoczni dla innych.
Jego powieki zatrzepotały, uchylił oczy, spojrzał na ukochaną niewidomym spojrzeniem, wypełnionym jeszcze snem i pozwolił jej wymknąć się wraz z zachodzącym słońcem, wiedząc, że nie zniknie, jak sen. Nie była snem, była krwią i kością, mięśniami, skórą, tkankami które żyły w nim i poza nim. Kiedy wstawała, jeszcze tylko na chwilę oplótł jej biodra ręką i ucałował czule jej bok, nad kością, w odpowiedzi.
Obrócił się na plecy i otworzył bardziej świadomie powieki.
Patrzył na Boga i widział, jak jego sufit patrzył na niego. Milczącej modlitwy opuszczały bramy jego ust, rykoszetowały i lądowały prosto na jego oczach. Wszystko, co widział, zostało skażone kolorami oczekujących tęsknot. Pragnienie tak surowe, że wciąż można było zobaczyć plamki krwi zbierające się w szwach.
Czuł pewną słabość ciała, wynikającą z postu, ale też czystość umysłu. Słuchał ich mieszkania, wszystkich dźwięków, które zostały stłumione przez wygłuszenie. Dłonie świerzbiły go, gdy spoglądał na zasłonięte okno, nie w akcie ostatecznego zniszczenia, ale pokuty.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

— Բարի երեկո սիրելիս: — wyszeptała przy czułości.
Słyszał, jak Narine wsuwa na stopy miękkie domowe obuwie, jak wstaje i jak stare panele podłogowe przyjmują na siebie jej kolejne kroki, niemal niesłyszalne same w sobie dzięki aksamitnym podbiciom. Zaszumiały gładko bieżniki szuflad, kiedy wyjmowała bieliznę, stęknęły zawiasy dużych drzwi, zaklekotały wieszaki. Stanęła przed lustrem, ułożyła kopczyk ubrań na toaletce.
Gdy tak przyglądała się sobie w milczeniu, ubrana w swoją czarną, atłasową pidżamę z jedwabiu, z ciemnymi włosami skręconymi w gruby warkocz sięgający połowy pleców, wyglądała osobliwie smukło i imponująco. Mdły i słaby poblask z korytarza zacierał w jej rysach drobne niedoskonałości, które światło by uwydatniło: zmęczenie oczu, lekko wklęsłe policzki, linie wokół ust, ostrzejsze niż zwykle ramiona. Ona i tak je dostrzegała. Obróciła się kilka razy w miejscu, obejrzała wnikliwie skórę na łopatkach, szyję i dziwnie odstający materiał miseczek, po czym zdjęła szorty oraz koszulkę i zrobiła jeszcze raz to samo, całkowicie nago. Drobiazgowe wzorki po poparzeniach i nacięciach, rozciągające się w ornamenty, kwiaty, pnącza, mandale i posępnego kruka z rozpostartymi awanturniczo skrzydłami, zdawały jej się ciemniejsze niż zwykle, zwłaszcza w porównaniu do poszarpanych krawędzi zdrowej i całkowicie gładkiej tkanki, która wkradała się pomiędzy skaryfikacje jak morze wślizgujące się klinami między fiordy.
Nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale teraz widziała wyraźnie, że straciła na wadze. Miednica i obojczyki wystawały lekko, cienie w krzywiznach pogłębiły się, odrobinę zmalały piersi. Zdała sobie sprawę, że zapominała ostatnio jeść.
Z jakąś dziwną melancholią przesunęła palcem od szyi, wzdłuż mostka - teraz już całkiem paranoicznie - mając wrażenie, że czuje każdziutką nierówność kości tuż, tuż pod skórą, że jeszcze trochę a stanie się przezroczysta. W rzeczywistości wcale nie było aż tak źle, ale wystarczyło na pożywkę jej krytyczności. Każde najdrobniejsze uchylenie od perfekcji było nieakceptowalne. Sama sobie wydawała się niesmaczna.
— Na pewno nie chcesz zjeść ze mną śniadania? — spytała, nie odrywając chmurnego wzroku od lustra. Czasami tylko zerkała na Tigrana poprzez odbicie, jakby kontrolująco, czy i on na nią patrzył, czy i on widział, że się zaniedbała. Powinna spożywać więcej. — Jak długo to jeszcze będzie trwało, Sireli…?
On także marniał, co było zupełnie spodziewane przy długotrwałym poście. Krew, choć zaspokajała ich głód, nie do końca zaspokajała potrzeby nadal żywych ciał, a przecież spotkanie z Radnymi miał już za sobą, Narine sądziła, że post służył przygotowaniom do tego ważkiego wydarzenia, by zaprowadzić klarowność myśli - ale też, że skończy się wraz z mianowaniem. Tymczasem Tigran nadal trzymał się ascetycznego trybu życia, bardziej nawet niż zwykle.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Nie było tego do końca widać w lustrze, ale wcale nie patrzył na nieco bardziej wystające kości kręgosłupa czy łopatki, patrzył na znaki na jej skórze, wszystkie blizny, które tak skrzętnie ukrywała przed światem, rysujące przepiękne, wypukłe wzory. Cały jej ból, całe poświęcenie i niezłomność, ukryte w tych obrazach, a także w przestrzeni między piersiami, poszarpanej gładkości tkanki, którą sam rozerwał.
Odgarnął z twarzy kędziorki, które odstawały mu na wszystkie strony i powoli wstał. Sam sprawdził swój telefon, czy nie ma żadnych nowych wiadomości, po czym wyłączył urządzenie całkowicie. Tak jak ona przeglądała swoje ciało w lustrze, tak on przesunął kciukiem po bliźnie na ręce, po tej pod swoim lewym bokiem, jego stygmaty.
Nie istniało w tej chwili w nim większe pragnienie, niż uczucia nowej rany.
Oderwał się od myśli o własnym ciele i obrócił się w stronę patrzącego na niego odbicia Narine, podwijając jedną nogę pod siebie, drugą zostawiając opuszczoną na podłogę. Teraz już mogła z jasnością zauważyć, że spogląda w miejsce, gdzie na ikonach maluje się płonące serce, gdzie Matka Bolejąca jest przebita siedmiokrotnie, gdzie on sam zanurzył palce w jej skórze, mięśniach, gdzie rozerwał jej kości.
Minęły miesiące, odkąd dotknął tej przestrzeni po raz pierwszy, tam gdzie zniszczył pierwotny wzór, niepewnie, z niejaką trwogą przed jej reakcją. To, czego najbardziej się bał, to że się wzdrygnie. Uznawał to za żałosne, bo jej strach był dużo ważniejszy, niż jego zranione uczucia. To ona była ofiarą.
Sprężyny nie zatrzeszczały, uwolnione z ciężaru Tigrana, materac jeszcze pachniał nowością, zastępując poprzedni.
Wyglądasz pięknie — powiedział, obejmując ją i opierając podbródek o jej głowę. Skóra do skóry, ciepło i zimno, bijące ludzko serce i to zahibernowane.
Chciałem żeby trwał do dzisiaj — odpowiedział pewnym tonem. Wiedział, że ona wiedziała.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633

Objął ją, a ona ułożyła swoje ręce na wierzchu jego rąk, sunąc po nich powoli, niczym szron pokrywający sploty adorujących bluszczy. Policzek do policzka, spojrzenia znów spotkały się w lustrze. Renata delikatnie zmarszczyła brwi i zdawało się, że z pełną niewinnością ignorancji wypali zaraz: jak to, dlaczego?
Konsternacja trwała krócej niż uderzenie serca, po tym Sahak obserwował, jak w oczach umiłowanej coś się zmienia, jak zasnuwają się milczącym smutkiem zrozumienia i uciekają w dół, przed nim, i skrywają się za wachlarzem rzęs, w objęciach drobniutkich zmarszczek na powiekach, niedoskonałości, które półmrok wygładzał łaskawie, jakby ujmując jej lat.
Pewność śmierci, realna i nieubłagana, szczegółowa i ostra jak fotografia, usiłowała ją dosięgnąć i pochłonąć, usiłowała ją sparaliżować. Narine odsunęła ją z rozpaczliwym chłodem. Tym, co pamiętała w tej chwili najwyraźniej, była owa myśl, tłukąca się tamtej nocy w jej głowie jak bęben bojowy, jak puls: żyj, żyj, musisz żyć, żyj jeszcze trochę, żyj jeszcze trochę. Kiedy jej krew walczyła z ubitą zimnem glebą o miejsce do wsiąknięcia między kępy traw, kiedy Sahak kulił się nad nią, rozgrzebaną żywcem na skrawki, przyciskał do swojej klatki piersiowej to, co z niej zostało i wył, wył tak straszliwie, odgłosem, jakiego żadna żywa istota nigdy nie powinna z siebie wydawać, Narine powtarzała te słowa jak mantrę, żyj, żyj, aż stały się zupełnie bezsensowne i przestały cokolwiek znaczyć.
Na moment zapomniała, jak się oddycha.
Wreszcie zaczerpnęła haust, jak ktoś, kto wynurza się nagle z wody, i zatrzepotała rzęsami. Ścisnęła przedramiona Sahaka z miłością, ale zaraz po tym próbowała gładko wydostać się z objęcia. Teraz już nie chciała dłużej na siebie patrzeć. Potrzebowała się ubrać. Postanowiła, że nałoży dzisiaj kołnierzyk.
— Dobrze, już jest dzisiaj, w takim razie możesz już skończyć. Zjemy razem — zawyrokowała. Mimo że starała się nie brzmieć, jakby go karciła, odezwała się chyba nazbyt żywiołowo, bowiem bezsilność wobec własnej pamięci ścisnęła jej gardło. Dlatego też, podnosząc ubrania z toaletki, dla zmiękczenia tonu dodała ciszej: — Zostało nam trochę vada i kalagyosh… — …ale i tak pękła. — Proszę, Sireli, tylko nie rób z tego corocznej tradycji… Ja nie chcę o tym pamiętać.
Była rozdarta. Wiedziała, że cierpiał tak jak ona (ona uważała, że bardziej, on - że mniej), znała jego tendencje do samoumęczania się. Była przy tym, jak odbierał życia, tysiące żyć, kochała się z nim te tysiące razy w akcie pokuty, pozwalała mu szeptać gorzkie słowa skruchy między swoje piersi. Całowała jego blizny, pragnęła jego szczęścia i by przestrzeń u jej boku była jego świętą, spokojną. Jej Tigran, taki dzielny, taki silny, nieugięty, przeszedł tak długą drogę, przez cały czas niosąc na barkach ciężar potwornej wiedzy wieków, a ona, zamiast pomagać nieść mu jego krzyż, stała się jego koroną cierniową. Glorią i rekwizytem tortur. Krew jej wnętrzności spływała po pokaleczonym, zmartwionym czole, nie dając winnemu zapomnieć o tym, co sama tak walecznie wypierała ze świadomości.

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Przeszedł do komody, gdzie znajdowała się jego bielizna, ułożona równo w szufladach, pachnących mydłem, umieszczonych w nich dla świeżego zapachu. Zerkał na kobietę, jej mięsożerną miękkość. On nigdy nie zamierzał zapomnieć, ale w jego głowie całość była jedynie zamazanym obrazem czerwieni, rozpaczy i jej twarzy. Jego umysł wypierał szczegóły, ale nadal, dłonie trzęsły mu się, gdy sięgał po zwiniętą parę skarpet, kaszmirowo miękkich, lekko śliskich, jak są wnętrzności, wystawione na powietrze, poza mokrym ciałem. Granica między boskością a potwornością nie istnieje, a to, jak się ją kategoryzuje, zależy od tego, w co składa się swoją wiarę. Sahak wierzył, że potwory są świętymi patronami naszej błogiej niedoskonałości, dopuszczają i ucieleśniają możliwość tragedii.
Nie do końca mi o to chodziło, Sireli. Nasza pamięć będzie musiała być pokryta krwią, więc chcę, by była pokryta tak samo twoja, co i moją — zaczął powoli, zamykając po cichu szufladę. Niczego z niej nie wyciągnął. Oparty o blat, z napiętymi ramionami i zwieszoną głową, mówił dalej: — Chcę żyć w tobie, tak jak ty żyjesz we mnie. Tak w snach, o których sobie opowiadamy, ty wadera, ja baranek ofiarny. Rozwiń moje wnętrzności i zjedz moją wątrobę.
Z niepokojem czekał na jej reakcję, odwracając się jednak podczas mówienia, aby widzieć te minimalne ekspresje, zmarszczki, które tak skrzętnie ukrywała przed innymi. Nawet przed nim.
Ջիգյարդ ուտեմ, wygrawerowane na jego piórze, które od niej otrzymał, wyraz miłości. W ich rodzinnym języku właśnie tak, w tak groteskowy, krwawy sposób określano największe oddanie, bo czasami nie ma większego pragnienia, niż otworzenia tej drugiej osoby i pochłonięcia jej całkowicie, pożarcia, aby stać się już prawdziwie całością. Մեռնեմ ջանիդ, umrę na twym ciele, oddam swoje życie za twoje życie, մեռնեմ սրտիդ, umrę za twoje serce.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zrzuć swoją skórę i stań się wilkiem. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Constanza Moreau

Constanza Moreau
Liczba postów : 633
Spoglądał na nią i widział, jak jej spojrzenie na moment zastyga na odległym, nieobecnym absolucie, jak jej ruchy na ułamek chwili urywają się, palce przestają rozwiązywać tasiemkę braletki. Zdawało się, że nie zareaguje, ale okazało się inaczej, wampirzyca podniosła głowę i spojrzała ukochanemu w oczy, jakby szukając na jego twarzy zaprzeczenia, albo i więcej detali, jeszcze głębszej odpowiedzi. 
Nie żartuj sobie  wymamrotała cicho, jakoś bez siły przebicia. Nie karciła go, raczej: nie dowierzała. Prawie zwątpiła w zdolność swojego mózgu do przetwarzania danych. 
Po długich trzech wiekach swojej pokornej służby dla Wiecznej Nocy Narine w swej naturze nadal czuła się na wskroś ludzka; emocje, które się w niej rodziły, były ludzkie, pragnienia, odruchy i instynkty, choć naznaczone precyzją i niekiedy drapieżnością, były ludzkie. Jej miłość do bliskich, do gniazda, które razem uwili z Tigranem, przywiązanie do drobnych rytuałów, jak robienie śniadania, jadanie w restauracjach, podlewanie kwiatów, czytanie książek, przyglądanie się, jak Tigran się modli albo jak maluje, pisanie nowel i wierszy - ludzkie, wszystko ludzkie, poczciwe, rozumne, intencjonalne, przyziemne. Nawet zło, jakie czasem wyrządzała. Mogła się gniewać bądź pieklić bez litości, mogła płomiennie nienawidzić, a i wówczas nie było w jej uczynkach surowego bestialstwa, choć istniało w niej wszelkie dla niego przyzwolenie. Patrzyła, jak inni to robią i przyklaskiwała, sama natomiast posługiwała się jadowitym wyrachowaniem, nie - zwierzęcą siłą. Jej brutalność, sprytnie zakamuflowana, ubrana w schludny żakiet, umalowana szminką i kohlem, posługiwała się narzędziami, żywymi i nieożywionymi - lecz nie było miejsca na kły i pazury, pieśń żelaza mięśni. Jej ręce były zawsze zdradziecko, chytrze czyste. 
A on mówił o prostej zemście, oko za oko, żebro za żebro, wątroba za wątrobę. Dlaczego miałaby go krzywdzić? Decyzją, jaką podjęła w tym wszystkim, było wybaczenie. 
Jej miłosierdzie było jego karą. Jej bliskość i kruchość jej ciała w jego rękach, uświadomienie mu, jaką miał nad nią władzę i kazanie mu żyć z tym co dzień - jego pokutą. Miękkie, jagnięce runo narzucone płachtą na łoże z gwoździ.
Skąd… skąd ci to przyszło do głowy…? Dlaczego…?  Ostatnie słowo prawie bezgłośne, zduszone niewyobrażalnym zmartwieniem. Dlaczego chcesz mnie nakłonić do zadania ci bólu? Czemu wystawiasz mnie na próbę, jaki w tym sens? Przecież musiał istnieć jakiś inny sposób, sto sposobów, żeby ulżyć jego pokaleczonemu sumieniu. 

_________________

 
 

I said, "I would never fall unless it's You I fall into"

milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904
Czekał na nią, jak na poranną ciszę, jak czekał na ich czas, na mgliste, różane światło, na tę przerwę pomiędzy dniem i nocą. Pokój na pewno nadejdzie, ale nie mógł sobie wyobrazić innego pokoju niż pokój ich dwóch ciał połączonych razem, spojrzenia skierowanego na siebie. Wbrew swojemu przywiązaniu do Armenii, nie miał innej ojczyzny poza Narine.
Czuję tę zmianę, w moich kościach. Chcę, żeby waga została wyrównana — czasami bywały chwilę, gdy nawet po tylu latach gubił słowa, będąc przy niej. To co odczuwał wewnątrz, należało do kategorii znacznie większych, niż język i słowa. Mówili wieloma językami i dialektami, lecz nadal zdarzały się okruchy czasu, gdy żaden język świata nie mógł ująć ostre jak igła znaczenie, które kołatało się wewnątrz. Skomplikowane emocje bez nazwy.
Przybliżył się do niej, zapominając o odzieniu, które wyciągnął dla siebie, ujął jej dłonie, zamarznięte na sznurowanej tasiemce, obejmując je w swoje, jakby w modlitwie. Pierwszy świadomy dotyk, jak światło dnia stykające się z taflą jeziora, wywołując iskrzenie o zachodzie. Jej chłód skóry i gorąc jego. Mogliby być Pigmalionem i Galateą, ożywioną tchnieniem Afrodyty.
Nie chcę widzieć nas w dynamice ofiary i łowcy. Wiem, że to samolubne, nakłaniać cię do tego. Myślałem, że twoja obecność będzie najgorszą karą w całości miłości, jaką w sobie mamy. Ale mam wrażenie… że to nadal nie dość.
Nigdy się od tego tego nie uwolnią, dwie owce na rzeź, a dookoła nich woda i krew, bo taka była cena za ich chciwość, chciwość życia. Chciał, aby zatruła go przemocą i oczyściła, rozwinęła jego wnętrzności, jak najpiękniejszą, lśniącą wełnę i utkała jego jestestwo na nowo.
To było to pragnienie mroku, pożądanie tego, co może mu uczynić. Śnienie o byciu rozerwanym, żywe, płonące. To nie było zerwanie owocu z drzewa poznania dobra zła, to było pochłonięcie w siebie samego węża.
Jak świeży trup, nawozić róże jej istnienia, aby wiły się pomiędzy jego żebrami, orząc cierniami mięśnie, rozkwitające dzięki życiodajnej krwi, która je zasila, wspinające się w aranżacji z jego klatki piersiowej i czaszki.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach