Zapowiedział się, co w sumie nie było takie szokujące jak mogłoby być. Grzecznie wysłał krótką wiadomość tekstową z informacją o której jego lot ląduje w Paryżu. Oczywiście dodał, że byłoby mu niezmiernie miło, gdyby ktokolwiek na niego czekał. Szokować mogło w sumie to, że w ogóle jego nowa miała stanąć na paryskiej ziemi, w siedzibie rodu tak szalonego jak genialnego. Rodu, który zżerał masę funduszy. O, to pana Fiazzo interesowało szczególnie mocno. Czy z inwestycji mógł spodziewać się jakichkolwiek intrat, czy samym strat i utrapień? Miał również wiele pytań, które aż domagały się, by na nie ktoś odpowiedział. Ryba psuje się od głowy, dlatego póki co nie zdecydował się na zbieranie informacji od wszystkich wokół, tylko skierował się do kogoś, kto równie dobrze mógł wiedzieć, co się dzieje, albo być powodem tego, co się dzieje. Fiazzo, jak na ironię, miał ledwie dwie godziny lotu do Paryża. Tak blisko, a tak daleko. Nie leciał regularnym rejsem, tylko czarterem. Nie był na tyle rozrzutny by kupić własny odrzutowiec. Właściwie w ogóle nie był rozrzutny, chyba że brać pod uwagę okazjonalne ciskanie w Michaia banknotami. Na lotnisku jego oraz Michal - zbieżność imion na pewno przypadkowa - odebrał człowiek podstawiony przez głowę rodu. Trasę do siedziby spędził przeglądając na tablecie raporty za ostatni rok. Czerwony kolor podnosił mu ciśnienie równie dobrze jak bykowi przed corridą.
Milestone 100
Napisałeś 100 postów!
Mistrz Gry
Liczba postów : 848
2023-08-02, 14:23
Ktoś powiedziałby: stary ogarnij dupę, bo obrażasz Głowę Rodu. Śmiechu warte, tylko no właśnie: Mihai nie drgnął ani na jotę - nie poruszyło się ciało, ani brew – ba, nawet jaszczur ani myślał o zmianie pozycji. Wampir ze spokojem wsłuchał się w słowa i analizował - krok po kroku, literka po literce, a gdy zapadła cisza, potarł palcami brodę, po czym rzekł:
Ta sama procedura, ta sama droga od siedemdziesięciu lat. Byłaby w stanie przejść ją z zamkniętymi oczami, a gdyby ktoś spytał, potwierdzić liczbę kroków i kafelek na podłodze, które ułożono na trasie do biura Mihaia Draculi od wejścia do rezydencji. Znała układ słojów na drzwiach do gabinetu, wzorek utworzony przez wytarcie klamek dekadami chwytania za nie rękoma, minimalistyczny wystrój i że tkanina ledwie słyszalnie trzeszczała na oparciu siedzenia, które zwykle lubiła zajmować, gdy przychodziła na spotkania. Znała też troszkę samego Mihaia, a przynajmniej w takim poczuciu tkwiła od dłuższego czasu, jeszcze zanim rodzina przeniosła się do Paryża. Poczucie porozumienia wisiało smętnie na ostatniej nitce, odłożone na wieszak, dlatego po otrzymaniu wiadomości jechała do siedziby spięta jak agrafka. Czy będzie w biurze sama z nim? Czy znowu będzie zachowywał się jakby stracił rozum? Czy zostanie zbesztana lub ukarana za coś? Może chodziło znów o Sonię i opiekę nad nią, albo o tę wiadomość alarmową, którą wysłał jeszcze wcześniej? Pisał o wyjaśnieniach, gdzieś z tyłu czaszki, razem z lekko pulsującym ciśnieniem, kołatała się więc i nadzieja na taką rozmowę, jakie prowadzili kiedyś - poważną, z poczuciem, że siedzą sobie w mózgach i myślą o tym samym, że za nim nadążała, nawet jeśli nie była takim samym geniuszem… ale niepewność ich stosunków dławiła wszelkie przebłyski optymizmu. Nie zapukała sama, kazała się anonsować. Zawsze wysyłała familiantów przodem, trochę jak macki do wybadania terenu. A że chłopak, który dzisiaj miał obwieścić jej przybycie, wyglądał na zesranego ze strachu… dość powiedzieć, że jej to nie pomogło i nie uspokoiło. Bardzo klasycznie ubrana, jakby wyjęli ją wprost z planu jakiegoś filmu kostiumowego z lat trzydziestych: czteroczęściowy strój, z kamizelką garniturową i marynarką, plisowana spódnica do połowy łydek bujała się na boki, gdy szła. Niewielki kapelusik ze sztywnym piórkiem, przypięty asymetrycznie do włosów, buty pod kolor i cienkie rękawiczki, których nigdy nie zdejmowała. Stuk obcasów ustał, kiedy Constanza stanęła prawie na środku pokoju, badawczo łypiąc na obydwu mężczyzn. A więc jednak nie miała być sama. Jeszcze gorzej. Ten drugi wyglądał zupełnie jakby mógł być biologicznym bratem Mihaia. Taki zestaw cech wyglądu nie był w jej rodzimych stronach niczym nadzwyczajnym, a i tak myśl zakłuła natrętnie pod kopułą. Szybkie spojrzenie na stolik, ewentualne szklanki i alkohole, potem znów na mężczyzn. Spodziewała się inspekcji, a humor mógł zależeć od tego, ile wypili. Drzwi za nią były już zamknięte, nie było odwrotu. - Panowie. - Przywitanie bez uśmiechu. - Jakiej natury ma być to spotkanie? - rzuciła odrobinę sztywno, czekając bądź to na zapoznanie z obcym, bądź na zaproszenie do zajęcia miejsca. W końcu, jak cała rodzina wiedziała, mimo bycia postępową w technologiach, Renata była czasami dość staromodna w zwyczajach.
_________________
I said, "I would never fall unless it's You I fall into"
I said, "I would never fall unless it's You I fall into"
milestone 500
Napisałeś 500 postów!
Mistrz Gry
Liczba postów : 848
2023-08-05, 13:04
Mihai doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak mocno naruszył fundament zaufania i jego nieskazitelność. Powstała rysa burzyła porządek, perfekcjonizm oraz piękno majestatu! Niedopuszczalny był to zabieg, niemniej konieczny dla przeprowadzenia trudnej gry między nim a rzeczonym Kretem. Schwytanie go znacząco odciążyło barki, pozwoliło też na wynajem ekipy, która miała za zadanie ów rysę ślicznie wyeliminować. Mówiąc prościej: z takim lub innym ryzykiem MIhai musiał zagrać gorącą kartą, musiał odegrać to idealnie i w końcu musiał doprowadzić wszystkich do jeszcze większego obłędu, aby zyskać na tysięcznej wiarygodności, bo to właśnie dzięki niej, tak długo zdołał wodzić intruza za nos. - To była konieczność, aby odwrócić od wszystkich uwagę intruza. - skomentował krótko i spokojnie, biorąc na przysłowiową klatę lawinę gorących słów i kto wie, czy nie rękoczynów. Kobieta miała prawo czuć wzbudzenie, Mihai temu nie zaprzeczał, przeciwnie, był świadom reakcji po skrupulatnym przeliczeniu argumentów za oraz przeciw wraz z potencjalnymi stratami oraz zyskiem po wprowadzeniu planu w życie. - Nie jestem zadowolony z pewnych efektów, mianowicie naruszania Twojej wierności czy wierności kogokolwiek. Gdyby istniała inna droga, z pewnością bym ją wybrał. Wiem również, że ciężko przyjdzie Ci zrozumieć, niemniej wierzę, że dla rodziny zrobisz wszystko, tak jak zawsze, dlatego też wspomniałem Sanderowi o Tobie, bo wiem, że we dwójkę będziecie w stanie pewne rzeczy pociągnąć, ponieważ niestety, ale to, co ujrzałaś, jeszcze nie sprowadziło się ku końcowi. Powiem Ci to samo, co Sanderowi. Gdzie był jeden kret, znajdzie się i drugi. Chcę ściągnąć na siebie uwagę ich wszystkich, a jednocześnie zadbać o to, aby rodzina znalazła się w dobrych rękach. - ktoś niedawno stwierdził, że żartował - niestety: ani wtedy, ani teraz. Ród dla Mihaia od zawsze był najważniejszy i właśnie dlatego na jego twarzy non stop widniał jeden nudny obraz: powaga, a wręcz powaga śmiertelna.