Liczba postów : 848
Wzniosło się słońce ponad stan - wzniosło wysoko na błękitny nieboskłon - trwało dumnie w pełni chwały, aż nie opadł deszcz...
Wtem kropla uderzyła z hukiem o ziemię, za nią druga, trzecia i czwarta – potem zapadł zmrok, zniknęło ciepło, jasność oraz wszelka nadzieja. Rozbryzganej wilgoci nie przecierały żadne palce – tymi taszczono wycieńczone ciało: podrapane, pocięte - zhańbione fizyczną męką najróżniejszych tortur spod dłoni najokrutniejszych stręczycieli. Podobnej krzywdy nie zaznał nikt – jeno kilka istnień, których głosy odbijały się echem od usznych membran. To właśnie w nie wdarły się krzyki, płacz oraz błaganie o litość - po nich zapadła przeraźliwa cisza, której obawiała się niekiedy sama Śmierć.
Zasypane ciało poczęło się rozpadać pod potęgą siły rozkładu, a to spopielone w urnie osadzonej wewnątrz gigantycznego pieca przemijało szarym pyłem wraz z podmuchami wiatru. Oto okrutny Bóg w końcu wymierzył karę, by ze sprawiedliwości stała się zadość - karę, od której nikt nie raczyłby uciec, co najwyżej szaleńcy i Ci wyklęci za tak zwanego “zawczasu”, no i w końcu Oni: Ona i On, połączeni niegdyś cielesnym grzechem, nieczysta para, na którą ten sam Bóg nie już chciał patrzeć.
Ból miał pełne prawo przygniatać wszystkie kości, narządy, nerwy i mięśnie schowane pod potencjalnie posiniaczoną skórą. Jej oczy jednak nie oceniały - skupione wyłącznie na składaniu tego, co się dało - na obmywaniu śladów krwi – na cerowaniu rozdartych tkanek – na przemywaniu czoła i w końcu nad czuwaniem w poczet bezpieczeństwa ich jestestw w ukrytej norze – opuszczonego domku oddalanego od miejsca ucieczki o dobrych kilka godzin, o ile nie kilkanaście, jeśli tylko założyć, że zdołali przekroczyć granicę umiłowanego Paryża. Tutaj podobnież nic już im nie groziło, bynajmniej nie z ich strony. To pomagało w minimalnym opuszczeniu gardy – w wydychaniu i wdychaniu powietrza w czasie opieki nad nieprzytomnym.
Jego ciało miało szansę się zregenerować, pewnie nie tak szybko po wystawieniu na tak liczne srebrne krzywdy, ale nadal, tylko co z psychiką? Ją przecież także poddano próbom - szarpano, rozrywano i bezczeszczono na niemalże wszystkich płaszczyznach osobowości, których nie zdołałby ocalić nawet potężny wilk. Cichym westchnięciem skomentowała worek zmartwień wraz z goryczą, gdy tak siedząc na krańcu łóżka, spoglądała na mężczyznę tymi swoimi ciemnymi ślepiami.
Ich kształt, kolor... Smak i zapach cery... Jej faktura, budowa twarzy, szyi, ramion i całego umiłowanego jestestwa... Głos również miała tak łudząco podobny – heh, no właśnie, tylko do kogo? Trzask płomieni niósł jedyne świadectwo istnienia światła - płomyka wątłej nadziei pośród mroków chłodnego lasu.
@Marcus Wijsheid
Wtem kropla uderzyła z hukiem o ziemię, za nią druga, trzecia i czwarta – potem zapadł zmrok, zniknęło ciepło, jasność oraz wszelka nadzieja. Rozbryzganej wilgoci nie przecierały żadne palce – tymi taszczono wycieńczone ciało: podrapane, pocięte - zhańbione fizyczną męką najróżniejszych tortur spod dłoni najokrutniejszych stręczycieli. Podobnej krzywdy nie zaznał nikt – jeno kilka istnień, których głosy odbijały się echem od usznych membran. To właśnie w nie wdarły się krzyki, płacz oraz błaganie o litość - po nich zapadła przeraźliwa cisza, której obawiała się niekiedy sama Śmierć.
Zasypane ciało poczęło się rozpadać pod potęgą siły rozkładu, a to spopielone w urnie osadzonej wewnątrz gigantycznego pieca przemijało szarym pyłem wraz z podmuchami wiatru. Oto okrutny Bóg w końcu wymierzył karę, by ze sprawiedliwości stała się zadość - karę, od której nikt nie raczyłby uciec, co najwyżej szaleńcy i Ci wyklęci za tak zwanego “zawczasu”, no i w końcu Oni: Ona i On, połączeni niegdyś cielesnym grzechem, nieczysta para, na którą ten sam Bóg nie już chciał patrzeć.
Ból miał pełne prawo przygniatać wszystkie kości, narządy, nerwy i mięśnie schowane pod potencjalnie posiniaczoną skórą. Jej oczy jednak nie oceniały - skupione wyłącznie na składaniu tego, co się dało - na obmywaniu śladów krwi – na cerowaniu rozdartych tkanek – na przemywaniu czoła i w końcu nad czuwaniem w poczet bezpieczeństwa ich jestestw w ukrytej norze – opuszczonego domku oddalanego od miejsca ucieczki o dobrych kilka godzin, o ile nie kilkanaście, jeśli tylko założyć, że zdołali przekroczyć granicę umiłowanego Paryża. Tutaj podobnież nic już im nie groziło, bynajmniej nie z ich strony. To pomagało w minimalnym opuszczeniu gardy – w wydychaniu i wdychaniu powietrza w czasie opieki nad nieprzytomnym.
Jego ciało miało szansę się zregenerować, pewnie nie tak szybko po wystawieniu na tak liczne srebrne krzywdy, ale nadal, tylko co z psychiką? Ją przecież także poddano próbom - szarpano, rozrywano i bezczeszczono na niemalże wszystkich płaszczyznach osobowości, których nie zdołałby ocalić nawet potężny wilk. Cichym westchnięciem skomentowała worek zmartwień wraz z goryczą, gdy tak siedząc na krańcu łóżka, spoglądała na mężczyznę tymi swoimi ciemnymi ślepiami.
Ich kształt, kolor... Smak i zapach cery... Jej faktura, budowa twarzy, szyi, ramion i całego umiłowanego jestestwa... Głos również miała tak łudząco podobny – heh, no właśnie, tylko do kogo? Trzask płomieni niósł jedyne świadectwo istnienia światła - płomyka wątłej nadziei pośród mroków chłodnego lasu.
~Theme~
@Marcus Wijsheid
milestone 500
Napisałeś 500 postów!