Gdyby nie okoliczności radość była by wielka

2 posters

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
First topic message reminder :

Marcus właśnie odprawił swojego kamerdynera, gdy dosłownie chwilę wcześniej dostał do niego obydwa listy. Katrine, jeśli stała już pod drzwiami, mogła usłyszeć trzask pękającego szkła, krótką wymianę zdań między Marcusem i swoim Francoisem. Po wyjściu mężczyzny Marcus zasiadł do swojego biurka i czytał pognieciony list. Widać było głęboki smutek na jego twarzy, przemieszany z gniewem i poczuciem niezrozumienia. Marcus wdech i wydech, Wszystko jej wyjaśnisz - odezwał się Wilk. - Kurwa przecież niczego przed nią nie ukrywałem. - odwarknął Marcus, bijąc ręką w stół. - Później Marcus ktoś do nas idzie - Po tych słowach poczuł zapach kogoś stojącego za drzwiami. Zapach w pewnych nutach dziwnie znajomy, a zarazem tak obcy. Wstał od biurka swoje kroki skierował w kierunku rozbitego szkła, i płynu rozlewającego się po drewnianej podłodze. To ewidentnie nie był jego dzień, oby ten ktoś, kto do niego przychodził, miał łatwą i przyjemną sprawę, bo mógł dziś łatwo wybuchnąć, tak jak miało to miejsce z Tahirą prawie miesiąc wcześniej. Czekał, aż osoba zapuka do jego drzwi, gdy te się rozległo, powiedział - Otwarte - głos miał nieco chłodny, ale nie gniewny. To, że był zdenerwowany, kobieta mogła dostrzec dopiero po wejściu.

@Katrine Storstrand

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
- No ale to i tak było bez sensu. Jak nadejdzie Ragnarok Fenrir i tak zrzuci te łańcuchy. I tak i tak przeznaczenie się dopełni. A prawdę mówiąc w taki sposób dali mu do łap powód, żeby koniec świata potem rozpętać. Chociaż nie powiem, ja bym mu tam w łeb dała z cyklu siad piesek i się zachowuj. Więc mogę narzekać, że fenrirowe potomstwo może nie być dobrze przyjęte w Valhalli, ale zrobili jedyną słuszną rzecz. – wykrzywiła wargi w trochę smutnym uśmiechu. W końcu jakby się zastanowić, wilkołaki nawet w popkulturze były uznawane za bestie, to najczęściej wampiry przerabiano na romantyczny obraz. Kiedy tylko spojrzał na nią czerwonymi ślepiami lekko odwróciła wzrok, znów wbijając sobie pazurki w udo. Wprawie koloru nie widziała, ale to było raczej oczywiste, odcień szarości się zmienił. Keep fuckin’ calm. Pójdziesz sobie potem postrzelać. Albo zorganizujesz worek bokserski. Nie wkurwiaj alfy.To ja bym najpierw poprosiła o listę tych praw, bo coś mi się wydaje, że się nie będę umiała dopasować. – uniosła brwi, uśmiechając się ślicznie, kiedy udał, że się boi. – No ktoś tu ma sklerozę, bo moje wycie to już miałeś okazję słyszeć i nawet nie narzekałeś… dziadku! – uśmiechnęła się jeszcze szerzej, nie pokazując jednak ząbków.
 
Wychowywała się w porządnym stadzie, tam najpierw wpoili jej jakąś hierarchię i posłuch, a potem stwierdziła, że jeśli trafi się na dobrego alfę, to po prostu warto słuchać. A po co się sprzeciwiać, jeśli jest dobrze? – A weź się. Prawie mnie szczeniak w ciula zrobił. – wzdrygnęła się. – Udawał takiego wiesz, wystrachany, niewinny… A potem się okazało, że se jaja gnój robił. – zawarczała niczym rasowy i bardzo wkurzony wilkołak, bo co jak co, ale takich zabaw to nie robiła. Machnęła ręką w kwestii rachunku. – Luz, to tylko koszt lakieru. Bardziej irytuje fakt robienia ze mnie debila. I nie wiem, od kogo jest, nie pytałam. – parsknęła, a teraz to i nawet notesu nie potrzebowała, żeby wyrecytować personalia małego gnojka.
 
Spojrzenie Kat było zaiste wymowne, gdy stwierdził w „naszej rodzinie”. Takie typowe „facet, ale to Twoja rodzina, nie moja”. Pomijając już fakt, że idąc tym tropem to Kjel powinien dostać wisior, a nie ona, ale to była najmniej istotna kwestia w tej chwili. – No to widzę u nas jest kompletnie inaczej. – stwierdziła, ale z delikatnym zaciekawieniem w głosie. No bo jednak miło było posłuchać o historii innych nordyckich rodzin, skoro o swojej nie wiedziała nic. – Skąd pomysł, że po prawie 240 latach będę pamiętać, jak pachniał ojciec…? – zainteresowała się, ale w zasadzie co jej szkodziło. Częściowa zmiana nie była aż tak trudna, dlatego bez wahania to zrobiła, łapiąc zapach i powoli zabierając się za identyfikację. Po kilku wdechach dopiero wróciła do ludzkiej postaci, z wyraźnie zamyśloną miną. – No w zasadzie niby masz rację… - łypnęła na niego, teraz jednak z olbrzymią dozą nieufności. Jak cholera przestało jej się podobać to wszystko i tak zwana kobieca intuicja mówiła jej, że cokolwiek teraz padnie, nie spodoba jej się to. Słysząc o wisiorku bez wahania złapała go w dłoń z obronną miną. Za cholerę mu go nie odda, może ją w wilczy ogon pocałować. Przełknęła ślinę, z oczami wbitymi w Marcusa. Wyglądała, jakby jej się system zawiesił, a tym razem nie padło z jej ust klasyczne „pierdolisz”. Nawet jeśli powinna. W chwilę później oparła łokcie o biurko i ukryła w dłoniach twarz. I właśnie dlatego potrzebowała bliźniaka obok siebie… Podpory i wsparcia. Kurwa. I co miała w tej chwili zrobić? – I nic mi kurwa nie powiedział. No jasne. Zajebiście psia krew. Bo po co. – wywarczała w dłonie, nie odsłaniając jednak twarzy. Słychać za to było jej szybki oddech, jasno wskazujący, że miała spore problemy, żeby to wszystko ogarnąć. – Wujek Wijsheid, psia krew… - ale słychać było, że nie było to pod jego adresem, a bardziej do siebie samej. W końcu niecodziennie dostajesz młotem w łeb, a właśnie tak się czuła po rewelacjach Marcusa. Po naprawdę długiej chwili objęła się ramionami, patrząc na Marcusa spod włosów, nie umiejąc w ogóle zebrać słów i wyartykułować pytań, które cisnęły się na usta. – Dlaczego…? – nie do końca sama jednak wiedziała, o co chce spytać, dlatego po prostu machnęła ręką, żeby nawet nie silił się na odpowiedzi.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Wyrd bið ful ãræd* - Powiedział - Niezbadane są wyroki Norn. Siedzą pod Igdrasilem i splatają nasze nici. Być może daremny był wysiłek Bogów. Może los świata jest przesądzony, a swoim postępowaniem, Bogowie opóźnili jedynie to, co nieuniknione, albo musiało się stać, zeby przepowiednia się dopełniła. - Cóż na wizerunek wilków niewiele mógł poradzić, z natury byli dzicy, jednak nie można było zarzucić im prostactwa. Wilki również potrafiły być dostojne. Jednak na zmianę postrzegania potrzeba było czasu. Przez chwilę musiał zastanowić się, co miała na myśli, mówiąc o wyciu. Czyżby jednak pamięć go zawodziła? W natłoku spraw w ostatnim czasie mogło przecież mu coś umknąć prawda? Kwestii dziadka jednak nie komentował.

Wysłuchał tyrady dziewczyny, kręcąc delikatnie głową z lekkim uśmiechem. Cóż młodość rządziła się swoimi prawami. Co prawda nigdy nie miał problemów z adaptacją, jednak za aktualnymi czasami, jednak czasem nie nadążał.
- Myślę, że będziesz pamiętać. - dodał z przekąsem. Był tego wręcz pewien. Gdy dobrze się skupił, sam pamiętał zapach swojego Ojca, a minęło przecież ponad tysiąc lat, jak sam skrócił jego żywot. Tłumacząc jej wszystko, obserwował uważnie jej reakcje, nie spodziewał się wylewnego rzucenia się na szyje, ani niczego podobnego. W zasadzie spodziewał się wszystkiego, gdyż nie codziennie dowiaduje się o starych krewnych, choć by i dalekich. Widząc, jak złapała za amulet, podniósł rękę - Spokojnie, nie zamierzam ci go zabierać. - wyciągnął ponownie swój młot spod koszuli. - Twój, osobiście dałem twojemu Dziadkowi, kiedy mój ojciec dokonał żywota. - nie zamierzał, na razie, tłumaczyć jej jak jej pradziadek zginął. - Mój brat opuścił stado dobrowolnie, po walce ze mną. Chciał odebrać moją pozycję przywódcy stada. Przegrał, wstyd nie pozwolił mu zostać, a ja uszanowałem jego decyzję. Ta skaza jest śladem po naszej walce. - dodał, wyjaśniając. - Twój ojciec, musiał otrzymać go po śmierci Haralda. Nazywam się Horik Haraldson, twój dziadek a mój brat to Harald Haraldson. - powiedział, wyjaśniając dalej. Spojrzał za okno i kontynuował. - Leif Haraldson i ty Katrine Leifdottir. - znów spojrzał na kobietę. - Podejrzewam, że wstyd, honor nie pozwalał mówić o przeszłości. Spotkałem twojego ojca, lata temu. Proponowałem, żeby powrócił do stada, jednak odmówił. Duma jego ojca nie pozwoliła, na powrót do rodziny. - Powiedział ze smutkiem. - Mam nadzieję, że ty będziesz mądrzejsza od swoich przodków i wrócisz tam, gdzie wasze miejsce od wieków. Niewielu zostało z naszej krwi, niestety. - w tych słowach mogła wyczuć bardzo głęboki smutek, który znów zawładnął twarzą Marcusa. - Z przyjemnością przyjmę Cię do siebie, tak jak przyjąłbym twojego ojca i dziadka, gdyby tylko chcieli do nas powrócić. Nie chowam urazy, skorzystał z przysługującego mu prawa.

*Wyrd bið ful ãræd — Przeznaczenie jest wszystkim





   

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
- Tylko Norny wiedzą, jaki jest ich cel i jaki nas czeka koniec. – podsumowała spokojnie, choć na wargach błąkał jej się drobny uśmieszek. Uśmieszek, który jedynie się powiększył, gdy Marcus pominął najpierw kwestię wycia, a potem „dziadka”. Technicznie mogła go dziadkiem nazywać, aczkolwiek to byłoby wredne. Choć nadal słuszne. A co do wycia… Czekała, aż sobie przypomni pewne zwycięstwo w bitwie. Aczkolwiek faktem było, że nie tylko ona wtedy wyła.
 
W zasadzie miał rację, pamiętała… Zapach ojca, Gwen, praktycznie całej watahy… Ale po zmianie formy zrozumiała jeszcze jedną rzecz. Wcześniej nie miała jak tego sprawdzić, ale teraz to było jasne… A kolejne słowa Marcusa miały jej wnioski jedynie potwierdzić. – A spróbowałbyś tylko. – jednak mimo doboru słów nie brzmiały jak groźba. Prędzej jak próba utrzymania jedynej znajomej rzeczy w świecie, który właśnie zmieniał swoje ścieżki i to dosyć poważnie. Nie zmieniało to jednak faktu, że Marcus był dla niej bardziej obcy niż bliski, a Kat wcale nie była zbytnio wylewna. Nie zamierzała mu mówić, że wbrew wcześniejszym słowom wisiorek znaczył dla niej o wiele więcej, niż była skłonna przyznać. Wpatrzyła się uważnie w oczy Marcusa, nagle się na coś decydując. – Byłam tam wtedy. Schowana w skrzyni pod ścianą. Wszystko słyszałam. – powiedziała spokojnie, szorstkim głosem. To nie były łatwe wspomnienia, Marcus mógł nie chować urazy do jej ojca, ale ona i owszem. Za Kjela, za tamte razy, które nadal piekły, gdy o nich myślała. – Pamiętam głównie zapach, który został w pokoju, gdy już wyszłam z kryjówki. Wtedy byłam za mała, żeby zrozumieć, o czym rozmawiacie. – mruknęła, a nawet teraz nie była w stanie przytoczyć tamtej rozmowy między Marcusem a jego bratankiem. – Wiedziałeś, że to był jeden z nielicznych dni, gdy zachowywał się… normalnie? I był trzeźwy? – wykrzywiła w ironii usta. – Niewielu… Nigdy nie próbowałeś szukać innych…? – zaciekawiła się, choć w jej głosie nie było wyrzutu. Pamiętała dom, nie było tam zbyt wiele śladów obecności dzieci. Gwen się starała zrobić dom dosyć przytulnym, ale w zasadzie ich rzeczy były głównie w ich pokojach. Nie walały się po domu. Portretów też nie było, poza portretem matki. Nie miała do Marcusa żalu, że nawet nie skojarzył, że Leif dorobił się potomstwa. – Nie wiem, czy się w ogóle nadaję. O dziadku nie wiedziałam, a ojca zasadniczo nawet nie znam. Gdzie mi do takich staroci. Ja prosty wilk, wiele mi nie trzeba do życia. – spod lekkiego oszołomienia zaczęło przebijać się jednak delikatne rozbawienie. Jak chuj zostanie, chociażby po to, żeby powyciągać z mężczyzny historię rodziny. Takie niewinne marzenie, zawsze chciała wiedzieć, jaki był jej dziadek, pradziadek i tak dalej… A nie miała kogo spytać.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Nie śmiałbym sprzeciwiać się woli mojego Ojca. Nawet jeśli los pokazał, że się mylił. - Powiedział, potwierdzając wcześniejsze słowa dotyczące młota i uspokajając dziewczynę jeszcze raz. - Zdaje sobie sprawę, że twój świat właśnie się odwraca do góry nogami. Mój też i uwierz mi, żałuję, że nie wiedziałem tego wcześniej. - Z uwagą wysłuchał słów dziewczyny i uśmiechnął się smutno. On doskonale pamiętał tę rozmowę. Gdyby się postarał, przytoczyłby ją słowo w słowo. Tylko jakie to miało teraz znaczenie? - Wiem, jednak nie wiń go. Mógł zrobić coś o wiele gorszego niż sięgnąć po szklankę. - Powiedział, a Dziewczyna mogła wyczuć, że nie są to jedynie czcze słowa, że kryje się za nimi głębsza prawda. - Sam zrobiłem wiele rzeczy, których po dziś dzień żałuje. Przez bardzo podobne okoliczności.

Pytanie dziewczyny, w innych okolicznościach pewnie przywołałoby bolesne wspomnienia. Teraz jednak sytuacja była zgoła inna, wspomnienia kipiały w nim, nawiedzały go z dnia na dzień od blisko dwóch miesięcy. Wspomnienia, które ciążyły mu z dnia na dzień, od rozmowy z Louisem przy figurce, od rozmowy z Seleną przy ognisku, czy wreszcie od rozmowy z Elisabeth podczas świąt. - Miałem dwoje rodzeństwa. - zaczął. - Siostrę i Brata. - wzrok wbił w sztylet, który niewiadomo kiedy znalazł się w jego ręku. Złoty sztylet, który kiedyś otrzymał od swojej przemienionej córki. - Siostra zginęła bezdzietnie. Mój brat po nieudanym pojedynku, opuścił stado. Próbowałem, uwierz mi, próbowałem nakłonić go do powrotu, jednak był zbyt uparcie honorowy - parsknął, po raz kolejny zdając sobie sprawę, jakim sam jest hipokrytą. - O twoim i twojego brata istnieniu nie wiedziałem. - zakręcił sztyletem, raniąc sobie delikatnie palec. Spojrzał na spływającą po dłoni kroplę krwi. - A moja rodzina... - zamilkł, zamykając oczy. - Zginęła. - zamilkł, a po policzku spłynęła łza, kolejna tego wieczoru.

Oczy otworzył, gdy Kat odezwała się ponownie. - Nadajesz się, chociażby z prawa krwi. To prawo jest niezbywalne Katrine. Nadajesz się, bo wiedziałem, co potrafisz, co prawda było to ponad 80 lat temu, jednak śmiem twierdzić, że udoskonaliłaś swoje umiejętności, znając ciebie. - Spojrzał dziewczynie prosto w oczy - A o dziadkach, cóż mamy wieki, na opowieści. o twoim Ojcu wiem, niewiele, znałem go niestety krótko, Dziadka znałem jednak sporo. - Powiedział, siadając nieco wygodniej. - Za wielki powrót? - Zapytał, unosząc napełnioną przed chwilą szklankę.








_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Była spokojniejsza, to fakt. Jednak dłoń, choć nie zaciskała się aż tak kurczowo na wisiorku, nadal na nim została. Tak, miał rację. Odwracał się do góry nogami i prawdę mówiąc w tej chwili wisiorek był jedyną stałą, skoro miała go już tyle dekad przy sobie. Czuła się po prostu zagubiona w tym wszystkim. – Nie Twoja wina… W domu nie było za dużo śladów naszego istnienia. – rzuciła szorstko, trochę grubszym głosem niż wcześniej. Tylko po to, by zaraz się wkurzyć i trzepnąć dłonią o blat. – Nie, Marcus. Będę go winić. Do końca mojego pieprzonego życia. A wiesz za co będę go winić? – wściekła się, naprawdę ją wkurzył. – Że zapomniał, że ma dzieci. Że alkohol był ważniejszy od rodziny. Że obca kobieta dała nam więcej rodzinnych uczuć niż facet, który był naszym ojcem. Że nawet nie potrafił z nami rozmawiać, tylko krzyczał. I używał pasa, bo nie byliśmy tacy, jacy według niego powinniśmy być. Że mieszkając z nami pod jednym dachem był obcym facetem. Że flaszka była ważniejsza niż dwójka niemowlaków potrzebujących rodzica. Więc mi nie pierdol z łaski swojej, że mógł zrobić coś gorszego, bo jedynie dzięki Gwen i reszcie watahy czułam się chciana. Bo ojciec zachowywał się wręcz przeciwnie.  – oczy jej lśniły wkurzeniem. Dorosła mogła zrozumieć dużo, ale nigdy nie rozumiała, co oni ojcu zawinili. Nie zamierzała Marcusowi opowiadać wszystkiego, bo to mijało się z celem. Nie dałby rady cofnąć czasu, a tym bardziej czegokolwiek zmienić.
 
Chyba obydwoje przypominali sobie bolesne wspomnienia. Pożałowała swojego wybuchu, ale nie powiedziała ani słowa, skupiając się na jego opowieściach. Zawsze to szczątkowe informacje o rodzinie, ale coś czuła, że zwłaszcza o śmierć siostry nie powinna w ogóle pytać. Dopiero pod koniec spojrzała na niego i wstała z krzesła, z wahaniem obchodząc biurko mężczyzny i nachylając się do niego i trochę niezgrabnie obejmując go ramionami. – Wiem, że nie wiedziałeś. Nikt Ci nie powiedział. – powtórzyła, bez śladu wyrzutu w głosie. Chyba nawet ktoś taki jak ona miał ludzkie uczucia… Domyślała się, co właściwie mógł czuć po śmierci swojej rodziny. Pewnie tak samo by się czuła, gdyby straciła bliźniaka. Objęła go trochę mocniej. – Ale wiesz, i tak i tak Ci wpierdolę, jak mnie wkurwisz, dziadek czy nie dziadek. – mruknęła mu do ucha, oferując pocieszający uścisk i uśmiech, a potem odsunęła się i wróciła na swoje miejsce.
 
- O ojcu ja wiem wystarczająco, więc historie o nim mnie mało obchodzą. Za to… zawsze się zastanawiałam, jacy byli dziadkowie. Pradziadkowie. Ogólnie jak wyglądał mój klan. – mruknęła cicho, jakby lekko zawstydzona przyznaniem się do tego. Znowu pogładziła wisiorek, by wykrzywić lekko wargi. – Co potrafię… napierdalać się potrafię i strzelać. A no i naprawiać samochody, motocykle… Helikoptery. Mam nawet jeden, ale w Prowansji, z czasów II wojny światowej. – może w trochę gruboskórny sposób zmieniła temat, ale nie chciała się rozkleić, a nie brakowało jej do tego zbyt dużo. Niecodziennie się w końcu dowiadujesz, że ojciec był niechlubnym wyjątkiem w rodzie… Choć to duży żal, że nikt więcej nie został. – Ano za powrót. I spotkanie. – sięgnęła po swoją szklaneczkę, stuknęła nią o tę Marcusa i upiła solidny łyk alkoholu.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Tylko po części masz racje, bo gdybym po niuchał nieco, poczułbym waszą obecność. - dodał z przekąsem. - Jednak chciałem zachować, zasady gościnności, nie przybierałem formy pośredniej bez zgody właściciela domu. - spojrzał ze smutkiem na kobietę - Nie dokładaj sobie Marcus, mami i tak spierdoloną psychę, nie pogarszaj sytuacji, ciebie nikt nie naprostuje od szaleństwa. - Słowa Wilka uderzyły w odpowiednią nutę. - Masz rację, choć przyznaje, że gdybym was znalazł, nie odpuściłbym tak łatwo jak wtedy. Choć by dla waszego dobra. - Widząc, jak dziewczyna kurczowo trzyma się swojego młota, zastanowił się chwilę nad czymś. - Co o tym myslisz? Dać jej teraz, czy poczekajmy, aż wrócimy? - Zapytał Marcus w myśli. Ostatnio coraz częściej rozmawiał ze swoim AlterEgo. - Daj, nie wiesz, co wydarzy się w podróży, a wszystko wskazuje na to, że nie będzie to wycieczka krajoznawcza. - jej gwałtowna reakcja zaskoczyła go nieco. - Uwierz mi, mógł nadal zrobić coś o wiele gorszego. Uwierz mi, wiem, o czym mowie. - dodał, nieco posępniejąc. - Może i nie znam do końca waszej historii, Ty jednak też jeszcze nie znasz mojej. Uwierz mi na słowo, mógł postąpić o wiele gorzej. - przed oczami stanęły mu obrazy, które później, dziewczyna miała okazje, dziwnym zbiegiem okoliczności czytać.

Zaskoczyła go, podchodząc i obejmując mężczyznę. Było to zarazem dziwne, jednak gdy chwila się dopełniła, zdał sobie sprawę, jak bardzo tęsknił za czymś takim. Czuć, że ma wsparcie kogoś ze swojej rodziny, kogoś, kto był krwią z jego krwi. W końcu po wielu latach miał jakąś rodzinę, prawdziwą rodzinę. Była jeszcze Selena, jednak to było nieco coś innego. Wiedział, że ma jej wsparcie, jednak wybranka jego serca, to mimo wszystko, co innego, inne uczucie, inna emocja, równie potrzebna, jednak inna. - To kiedy mam zacząć? - zaśmiał się, odwzajemniając uścisk.

- Jeszcze będzie czas, żeby o tym porozmawiać. W końcu mamy całą wieczność przed sobą. - odpowiedział. Wzrok jednak miał nieco mętny, jak by uciekł myślami daleko w przeszłość. - Umiesz więcej niż niejeden członek naszej rodziny Kat, nie bagatelizuj tego. - po czym upił solidny łyk ze szklaneczki.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Przewróciła oczami. Szczerze, z politowaniem i wyraźnie z miną z cyklu „Marcus serio?”. – Marcus, wrzuć na luz, co? – parsknęła na niego. – Ja Ci tego za złe nie mam, jakbym wiedziała, coś za jeden, to sama wylazłabym z tej skrzyni. Było, minęło, pierdolić temat, teraz za to będziesz mieć mnie na łbie i to całkowicie z własnej woli. Jeszcze tego pożałujesz. – wytknęła mu bezczelnie, ale z nieukrywanym rozbawieniem. Nie, żeby ośmielała się mu grozić, no bez przesady. Ot chodziło głównie o to, żeby się nie obwiniał o coś, co miało miejsce całe wieki temu. W końcu nic się nie stało. Zresztą gdyby wtedy ich zabrał, nie zostałaby żołnierzem z dużym doświadczeniem na polu bitwy. Nie zamierzała gdybać, czasu się w ten sposób nie zmieni. Przyglądała mu się za to uważnie, gdy się nagle zamyślił, a przynajmniej tak to wyglądało z jej strony. W końcu nie była świadoma, że rozmawiał ze swoją wilczą częścią. – Nie mów sierocie, że mogła mieć w życiu gorzej. Odpuść temat, bo się nie dogadamy, serio. Ty masz swoje zdanie, ja mam swoje. Nie zmienię ani zdania, ani opinii na temat ojca. Sołi. Więc zostawmy temat, bo się wkurwię, a powiedzmy, że aktualnie to cholernie łatwe. – powiedziała mu wprost, żeby nie był zdziwiony, jak nie wyrobi i po prostu wleci w wersję wkurzony wilkołak. Po dwóch pełniach bez przemiany nie było to trudne do osiągnięcia.
 
Patrząc po minie Marcusa, był tym objęciem zaskoczony mniej więcej tak samo, jak ona sama. – Nie jestem zbyt wylewna, wylewność nie sprzyja strzelaniu do innych. – burknęła tylko, uciekając na swoje miejsce, czując jakąś taką wewnętrzną potrzebę usprawiedliwienia tego ruchu. Ona też musiała się nauczyć tego, że ma jakąś „dodatkową” rodzinę, a nie tylko zgubionego brata bliźniaka. Dziwnie było się nagle dowiedzieć, że wszystko było odrobinkę inne niż myślała. – Najlepiej po pełni. Będę mieć lepszą kontrolę. – rzuciła bez wahania, szczerząc ząbki. Wątpiła, żeby się nie domyślał, w jakim jest obecnie stanie po tym, co mu powiedziała
 
- Nooooo powiedzmy, że wieczność. – pominęła oczywistość, że przecież zawsze ktoś może ją kropnąć, nawet z branży. Albo i dostać zlecenie. On też mógł źle trafić i zginąć. Ale ogólnie rzecz biorąc raczej miał rację, choć nie śmiała przerywać mu tego błądzenia myślami. – Skoro tak twierdzisz. – wzruszyła ramionami. Była dobra w tym, co robiła, musiała być, żeby nie wylecieć z obiegu. – Więc wiesz, jakbyś potrzebował mechanika, daj znać. – po tymczasowej chwili wzruszenia na szczęście już nie było śladu, w czym skutecznie pomógł dobry alkohol. Wprawdzie w jej mieszkaniach nigdy nie było grama alkoholu, ale lubiła wyjść z kimś do baru i się napić. Byle towarzystwo było dobre.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Dla ciebie to błahostka, dla mnie cóż... - zamilkł, zastanawiając się jeszcze krótką chwilę. Przyglądał się dziewczynie dość otwarcie i uważnie. W końcu cmoknął w powietrze, okazując tym samym, delikatny protest - Zobaczymy, kto będzie tego żałował. - uśmiechnął się delikatnie. Widział za to jej rozedrgane emocje. Czy przejmował się tym, że mogła się przemienić z natłoku emocji? Nie, jednym poleceniem zmusiłby ją do posłuszeństwa. A szkody, cóż to jedynie przedmioty. Co cenniejsze miał schowane, w sejfach.

- Uwierz mi, też mam swoje tajemnice, choć niektóre pewnie niebawem ujrzą światło dzienne. - Powiedział, odwracając na krótką chwilę wzrok. - Strzał to czasem konieczność, jednak nigdy nie powinien być drogą do celu. - powiedział nie wiedzieć czemu. Zamyślonym wzrokiem zerknął za okno. W oczach pojawiła się iskierka bólu, zwiastun trudnych czasów dla rodziny i samego Marcusa. - Uwierz mi, za młoda jesteś, by wyrządzić mi, choć cień krzywdy, a nawet jeśli trafisz, moje rany zasklepią się szybciej niż twoje ode mnie. - oczy zaświeciły fioletem, a na twarzy pojawił się złośliwy nieco uśmiech. - Z drugiej strony, po co czekać do pełni. - wstał, podszedł do jednej z szaf, wyciągnął z niej jakieś klucze. - Chodź ze mną. - Po tych słowach, najpierw zaprowadził ją do jednego z mniejszych pomieszczeń budynku. Tam otworzył mały sejf. Wyciągnął z niego małe zawiniątko. - Jeśli dotrzymasz mi kroku na sali treningowej, to zawiniątko jest twoje. - Powiedział, chowając je pod ramie. Zamknął sejf, po czym ruszył z dziewczyną, na salę treningową.

Po wejściu na salę, z delikatnym namaszczeniem odłożył zawiniątko na jedno ze stołów. Odszedł od stołu, robiąc dwa kroki w tył, a gdy odwracał się do dziewczyny, jej uszom dobiegł dźwięk, pękających ubrań. - Pokaż dziadkowi, na co cię stać! - warknął, stojąc naprzeciw niej, w pełnej wilczej formie, siwo szare futro połyskiwało od promieni księżyca wpadającego przez okna. Oczy Wilka chwile wcześniej świecące fioletem teraz były o dziwo złote. Kolor, którego już całe wieki nie przybierały.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Nie do końca błahostka, ale nie widziała sensu, dla którego miałby się obwiniać za tamtą sytuację. Prawdę mówiąc dla niej winnym był tylko i wyłącznie jej ojciec, który krewnemu powinien przedstawić szatańskie pomioty w postaci bliźniaków. A skoro tego nie zrobił, no to jego wina. I po co dalej roztrząsać temat? Zaraz potem jednak jej wargi rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. – To jest groźba… dziadku? – zakpiła sobie ewidentnie, choć teraz ostatnie słowo odnosiło się już bardziej do ich pokrewieństwa, niż wieku Marcusa. Oczywiście, że była świadoma, że nie miałby problemu, by zmusić ją do posłuszeństwa. Raz, był starszy. Dwa, pewnie silniejszy. Trzy? Był alfą, na Odyna! – Ależ ja Ci wierzę. Nie mam powodów, żeby nie wierzyć. I tylko z szacunku nie pytam, co to za tajemnice. – puściła mu oczko, z iskierkami ciekawości we własnych. Nie pytała jednak, widziała ból w jego oczach, widziała, jak odwracał wzrok. Przynajmniej póki nie błysnął jej czymś dziwnym. Zmarszczyła nosek – powinna odpowiedzieć własnym błyskiem w oczach, ale cholera, nie umiała rozpoznać koloru. Był szary. Nie tak szary jak czerwony, ale nadal szary. Kurwa, co to za kolor?! – Ja się nie boję pokaleczyć, a Ty? – rzuciła bez wahania, bo na taką prowokację nie było innej odpowiedzi. Zerwała się z miejsca, kiedy wyciągnął klucze. Czemu czekać do pełni? Hm. – Może po to, że nie lubię walczyć bez kontroli nad sobą. Wtedy łatwo o błędy. Gdzie idziemy? – jednak posłusznie ruszyła za wilkołakiem, niczym mała ciekawska piłeczka. Z odruchu zapięła kurtkę, obserwując jego poczynania.
 
Widok zawiniątka wywołał jeszcze większą ciekawość wilczycy. Oczywiście, od razu zaczęła węszyć, by zorientować się, co może być w środku. – Co w nim jest? Pokaż! Proooszę! – oczy błyszczały jej złotem, gdy wyciągnęła łapki, by zorientować się, co właściwie wyjął z sejfu. No chyba nie sądził, że zostawi to bez zadawania pytań. Od razu też skierowała się w jego stronę, gdy odłożył tobołek na stół, gdy usłyszała pękające ciuchy. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Szerokiego i radosnego, gdy błyskiem zmieniła formę, nie przejmując się zniszczeniami poczynionymi w ubraniach. Otrząsnęła się z resztek rzeczy, ignorując nawet, że jej skóry trafił szlag i stanęła naprzeciwko Marcusa, w wersji uszczęśliwiony Crinos. Jej futro było zwyczajnie szare, jednak gdzieniegdzie bywały obszary jaśniejsze i ciemniejsze, choć wciąż w odcieniach szarości. Na szczęście nie musiała się przejmować kolorystyką, dla niej świat był zawsze szary. – Uważaj, żeby Ci dysk nie wypadł! – odwarknęła, w ogóle nie obawiając się stojącego przed sobą wilka. Złoty kolor oczu akurat umiała rozpoznać, ale głupio było spytać o tamten z gabinetu. Za to bez wahania rzuciła się na niego, celując w lewe kolano, choć tak naprawdę chciała rozorać mu bark.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Stwierdzenie faktu, groźby są karalne w tym kraju - uśmiechnął się. Spojrzał na nią kątem oka z lekkim uśmiechem - Szacunek niewiele tu ma do rzeczy, kwestią inną jest to, że niekoniecznie chce się dzielić pewnymi rzeczami, bo nie ze wszystkiego jestem dumny. - powiedział, spoglądając na dziewczynę, a w jego oczach przemknęła iskierka gniewu przemieszana ze wstydem. Gdy zerwała się z miejsca, uśmiechnął się jedynie, w reakcji na jej pytanie. - No to uznaj to za trening, kontroli nad sobą, gdyby taka sytuacja miałaby się z jakichś przyczyn powtórzyć. - dodał, uśmiechając się do niej.

- Spodoba ci się, zobaczysz. - powiedział jedynie, nie zaspokajając jej ciekawości. Postawił jej konkretne wyzwanie, jeśli chce się dowiedzieć, cóż musi się postarać. Po przemienieniu się wyciągnął w jej kierunku łapy i znanym we współczesnej kinematografii, gestem zaprosił do tańca. - Dla bycia sprawiedliwym, używać będę jednej ręki - mówiąc to, cofnął jedną łapę za plecy. Była to oczywista prowokacja, gdyż wiadomo, że nie będzie stał bezczynie z jedną ręką z tyłu jeśli będzie go atakować. Widząc, jak ruszyła na niego, wykorzystał jej pęd, odskoczył delikatnie na bok i pacając ją delikatnie w kark, pchnął ją na jedną ze ścian. - Nie atakuj chaotycznie, jesteśmy maszynami do zabijania, ale nie jesteśmy bezmózgami, rusz głową. - warknął, a brzmienie tego warkotu z można było uznać za śmiech. Prowokował ją, skoro była rozkojarzona przez pełnie, grzechem było tego nie wykorzystać. - Może jeszcze mam zawiązać sobie oczy?

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Jakoś tak miała wrażenie, że Marcus kwestią karalności gróźb w ogóle się nie przejmował, a hasło było po to, żeby sobie pożartować. Ewentualnie zakpić. Mniejsza o to, nie podchwyciła tematu, chociaż wyraz jej twarzy mógł mu jasno powiedzieć, co to tym sądzi. – Każdy z nas ma takie rzeczy, z których nie jest dumny. Więc… luz. Ja się na Ciebie drzeć nie będę, było, minęło, pewnie miałeś powód. Co to był za kolor oczu? – nie wytrzymała jednak, musiała zadać to pytanie, bo ciekawość by ją chyba zeżarła. A że przy okazji mogła zmienić temat, pozwalając Marcusowi nie ciągnąć czegoś, czego ewidentnie się wstydził… I chyba do tego coś go złościło. A dwa wkurzone wilkołaki to kiepskie zestawienie. – Czytaj: po prostu masz ochotę kogoś sprać, a ja jestem pod ręką. Mnie to pasi! – zaśmiała się głośno. Jaka by nie była jego motywacja, upuszczenie pary było dobrym pomysłem. Najprawdopodobniej dla nich obojga, a już na pewno dla niej.
 
Zawarczała na jego odpowiedź, ale bardziej żartobliwie, że nie chciał zaspokoić jej ciekawości, niż z jakiegoś większego oburzenia. No dał jej motywację, nawet jakby miał ją przemielić na kotlety potem. Chciała się dowiedzieć, co jest w środku, bardzo chciała. - A jasne, że będziesz, jak Ci odgryzę drugą! – odwarczała rezolutnie, kłapiąc zębami z daleka na ruszające się palce. No co za bezczelny dziad… Takiego go pamiętała z wojny, dokładnie takiego. Nie dała się popchnąć na ścianę, wyhamowała zręcznie kawałek dalej, odwracając się przodem, by złapać jego rękę. Prowokował ją, była tego świadoma, specjalnie ją wkurzał i miała ochotę się temu całkowicie poddać. Zresztą sam chyba mówił, że mu nic nie zrobi… - Zawiąż, będziesz łatwiejszy. – odpaliła, nieświadoma tego, że mogła zabrzmieć dwuznacznie, zbyt skupiona na jego ruchach. Znów zaatakowała, w podobny sposób, ale tym razem w ostatniej chwili wybiła się, tylko po to, by wskoczyć mu na plecy. A jeśli by się to nie udało, to by lądując na glebie móc go podciąć i przewrócić.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Pytanie dziewczyny nieco zdziwiło Marcusa. - Nie znasz hierarchii? - spytał nieco zaskoczony. - Gamma, Omega, Beta, Alfa - spojrzał na dziewczynę - Naturalny kolor, Niebieski, złoty, czerwony - zaczął wyliczać po kolei - Gamma to zdziczałe, bezstadne wilki, Omega, czyli przed chwilą jeszcze ty, Wilk bez stada, lecz ze świadomością. Beta, wilk stadny, mający nad sobą Alfe. Alfa przywódca stada. - zamyślił się i znów zmienił swój kolor oczu, przybierając Fioletowy kolor oczu - Mamy jeszcze True Alfę. Alfa wszystkich Alf. Jeden jedyny na całym świecie. Zdobycie tej pozycji jest możliwe jedynie poprzez zabicie poprzednika. - dodał, wyjaśniając.

- Na razie dużo mówisz, mało robisz. - warknął do niej. Czekał na kolejny jej ruch. - Coś czuje, że z opaską na oczach dalej byłbym dla ciebie wyzwaniem. - podlewał oliwy do ognia. - No, chyba że, zamierzasz się popłakać, bo niedobry wilk cię denerwuje. - Znów uskoczył na bok, tak by być poza zasięgiem jej łap. - Znasz bajkę o trzech świnkach? Który domek wybierasz? - zaśmiał się, znów prowokując ją do ataku.

Sparing trwał przeszło dwie godziny. - Wystarczy - warknął w końcu z zadowoleniem. On z kilkoma zadrapaniami, które goiły się praktycznie od razu, ona z kilkoma bolesnymi siniakami. Celowo używał pięści, by nie zadać jej ran, które goiłyby się prawie jak u zwykłego człowieka. Raz jedynie zatrzymał pazury, tuż przy jej gardle pokazując, że już byłaby martwa. Jednak musiał oddać jej sprawiedliwość, walczyć i bronić się umiała, musiała najpierw zapanować nad gniewem. Wrócił do ludzkiej formy, oczy jednak ze złotej zmieniły się na czerwone. Ubrał się w leżące na ławce ciuchy. Jego familiant przyniósł dwa komplety ubrań dla niego i dla niej. - Zasłużyłaś na to. - mówiąc to, sięgnął po pakunek - Jednak tylko jeden trafi w twoje ręce, drugi oddam twojemu bratu, jak tylko go znajdziemy. - dodał, rozwijając pakunek. Jej oczom ukazały się dwa, zdobione topory do rzucania.. - Należały do mojego Ojca, a twojego prapradziadka. Jeden należy do ciebie. - uśmiechnął się, wyciągając do niej pakunek.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Westchnęła. Długo, przeciągle i na samym końcu pacnęła czołem w biurko, mamrocząc kilka charakterystycznych komentarzy, jednak na tyle niewyraźnie, że Marcus nie był w stanie niczego zrozumieć. Dopiero po chwili podniosła głowę, patrząc na niego jak na idiotę, nawet jeśli to on robił idiotkę z niej. – Nie, mój drogi dziadku. Wujku? Chuj z tym. – machnęła ręką. – Oczywiście, że znam hierarchię. O tru alfie też słyszałam – współczuję swoją drogą. Nie widzę kolorów. Dla mnie świat jest piękny, uroczy i szary jak srajtaśma w latach 60 w Polsce. „Odróżniam” kolory po odcieniach szarości. Niebieski to w zależności od odcienia szaro-srebrzysty. Złoty to taki jaśniejszy szary. Czerwony? Ciemniejszy. A ten, którym mi błysnąłeś to koszmarnie dziwny szary i nie umiałam go umiejscowić. – skrzyżowała ręce na piersiach, łypiąc na niego niezadowolona. Niechętnie się przyznawała do braku widzenia kolorów, mniej więcej tak samo jak do szpiczastych uszu, które na szczęście zasłaniały skutecznie włosy. Jakby od razu powiedział, że fioletowy, to wszystko byłoby jasne i oczywiste.


- Ja nie płaczę. Ja rozwalam paszcze wszystkim, którzy mają czelność mnie lekceważyć! – zawarczała, na poziomie frustracji spowodowanej brakiem przemian i wściekłości z zachowania Marcusa. I to był mniej więcej moment, w którym spuściła się ze smyczy całkowicie, chcąc po prostu udowodnić, że alfa-nie alfa, krewny-nie krewny, ale co jak co, braku umiejętności bitewnych to jej wypominać nie będzie.
Pary spuściła sporo, nie dało się tego ukryć. Była zmęczona, zmachana, obolała w niektórych miejscach, ale ogólnie szczęśliwa. Dawno nie miała dobrego sparring partnera, nawet jeśli jasno jej pokazał, że raczej bez wrażenia mógłby ją zatłuc. Jakby nie wiedziała tego sama, umówmy się. Mogła być wkurzona na świat i życie, ale to nie oznaczało od razu, że głupia. Rozwaliła się na podłodze, nadal w wersji Crinos, żeby uspokoić oddech i po prostu jeszcze przez chwilę lecieć na haju wywołanym upuszczeniem pary. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak mocno ostatnio musiała się wstrzymywać, żeby nie zrobić czegoś naprawdę głupiego. Dopiero wtedy pozbierała się do kupy, wróciła do ludzkiej formy i sprawnie narzuciła na siebie ubrania, ciesząc się z zapobiegliwości familianta. I z istnienia Sali treningowej zdolnej przetrzymać dwa wilkołaki i to w stanie w miarę niezmienionym. – Ooooo! – ucieszyła się ewidentnie, słysząc, że jednak zasłużyła na zawartość tobołka i błyskiem znalazła się obok Marcusa, zerkając mu przez ramię. – Kjel na pewno się znajdzie. Kiedyś. Możliwe, że zmienił nazwisko, dlatego nie potrafię go odnaleźć. – westchnęła, z nutami tęsknoty w głosie. Nie dało się ukryć, że brakowało jej bliźniaka, nawet jeśli jego ekspresja w wyrażaniu uczuć ssała bardziej niż u niej. Z nabożną wręcz czcią sięgnęła po toporek, a jej oczy błyszczały jakimś takim zachwytem i szacunkiem. Prawdziwe, wikingowe topory. Prawdziwe. Od razu oceniła je wzrokiem znawcy. Dobrze wyważone, leżące w dłoni, na upartego nawet w Crinosie nie miałaby z nimi problemu… Czym ucieszyć normalną kobietę? Dać jej kwiaty albo czekoladki. Czym ucieszyć Kat? Dać jej broń. No, dobra wódka też by się nadała. Bez wahania rzuciła się Marcusowi na szyję, z piskiem radości. Nawet nie szło wydobyć słów, była szczęśliwa jak taka mała piłeczka pełna energii.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Parsknął śmiechem, jak by tak dłużej się nad tym zastanowić, musiała wiedzieć to wszystko, inaczej nie żyłaby tak długo, ze świadomością. - Wybacz - z trudem powstrzymał śmiech - Pewne oczywistości nie docierają do mnie w ostatnich tygodniach. Zbyt wiele cholernych problemów. - dodał, spoglądając na dziewczynę - Nie wiedziałem, że nie widzisz kolorów. Trochę to niespotykane u wilków czy Wampirów. Wirus zwykle leczy wszystkie schorzenia. - dodał, uśmiechając się pocieszająco.

- Za trzy dni zwołałem zebranie rodu, na który chciałbym, żebyś przyszła. Przedstawie cię wtedy rodzinie i powiem wam o czymś ważnym. Powstrzymaj się od włażenia do siedziby rodu bez uprzedzenia, mogą cię nie wpuścić. - Powiedział, a na słowa o Bracie dodał - Jak pozałatwiam pewne sprawy, którymi muszę się zając, pomogę ci go odszukać. - Gdy wskoczyła mu na szyję, był nieco zaskoczony, spodziewał się entuzjastycznej reakcji. Nie pozostało mu nic innego jak objąć dziewczynę i szepnąć jej do ucha - Witaj w domu.

[zt x2]

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach