Gdyby nie okoliczności radość była by wielka

2 posters

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Marcus właśnie odprawił swojego kamerdynera, gdy dosłownie chwilę wcześniej dostał do niego obydwa listy. Katrine, jeśli stała już pod drzwiami, mogła usłyszeć trzask pękającego szkła, krótką wymianę zdań między Marcusem i swoim Francoisem. Po wyjściu mężczyzny Marcus zasiadł do swojego biurka i czytał pognieciony list. Widać było głęboki smutek na jego twarzy, przemieszany z gniewem i poczuciem niezrozumienia. Marcus wdech i wydech, Wszystko jej wyjaśnisz - odezwał się Wilk. - Kurwa przecież niczego przed nią nie ukrywałem. - odwarknął Marcus, bijąc ręką w stół. - Później Marcus ktoś do nas idzie - Po tych słowach poczuł zapach kogoś stojącego za drzwiami. Zapach w pewnych nutach dziwnie znajomy, a zarazem tak obcy. Wstał od biurka swoje kroki skierował w kierunku rozbitego szkła, i płynu rozlewającego się po drewnianej podłodze. To ewidentnie nie był jego dzień, oby ten ktoś, kto do niego przychodził, miał łatwą i przyjemną sprawę, bo mógł dziś łatwo wybuchnąć, tak jak miało to miejsce z Tahirą prawie miesiąc wcześniej. Czekał, aż osoba zapuka do jego drzwi, gdy te się rozległo, powiedział - Otwarte - głos miał nieco chłodny, ale nie gniewny. To, że był zdenerwowany, kobieta mogła dostrzec dopiero po wejściu.

@Katrine Storstrand

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Po namyśle zdecydowała się zostać w Paryżu. Wprawdzie Niko dał dyla i zapadł się pod ziemię, ale przynajmniej zostawił jej warsztat. A że Paryż był jak każde inne miasto, to równie dobrze mogła zostać i tutaj. Ale skoro tak, to wypadało się załapać do jakiejś watahy. Problem polegał na tym, że jej znajomości były nikłe. Bardzo nikłe nawet, a skoro miała tu zostać, to lepiej było znaleźć alfę, którego chociaż trochę znała. W tym natomiast solidnie pomogły miejskie plotki. Wijsheida kiedyś poznała. Wprawdzie na krótko, ale raz, że ojciec w przypływie dobrego humoru kiedyś o nim wspominał, a dwa, że zetknęła się z nim osobiście. Nie wyglądał wtedy na psychola, więc czemu by tam nie uderzyć. Zawsze potem mogła odejść, jak sobie nie przypadną do gustu. Pierwszy raz by to w końcu dla niej nie był.
Z zaniepokojonym i zdenerwowanym kamerdynerem minęła się po drodze. Za to udało jej się usłyszeć trzask czymś w jakąś powierzchnię płaską. Przez chwilę zawahała się, bo alfa, o ile dobrze w ogóle trafiła, chyba nie był w sosie. Jednak odwagi jej nie brakowało, więc zapukała do drzwi. Chłodny ton nie nastrajał optymistycznie, ale przynajmniej nie brzmiał na wkurzonego, nie? Do odważnych świat należy! Skorzystała z zaproszenia i weszła do środka. Jej wzrok od razu padł na resztki szkła i płyn na podłodze. Błękitne oczy, spadek po ojcu, od razu otworzyły się w wyrazie lekkiego zaskoczenia, choć nie strachu.
- Kat Storstrand. – przedstawiła się z odruchu, bo technicznie miał pełne prawo jej kompletnie nie kojarzyć. – Jak pan jest zajęty czy coś, to ja mogę wpaść kiedy indziej? – zaproponowała grzecznie i ułożyła dłoń na klamce, nie chcąc facetowi przeszkadzać. Nie bawiła się w elegancki strój, dżinsy, glany i motocyklowa kurtka były w zupełności odpowiednie. Ewidentnie też się Marcusa nie bała, ot widziała jego zdenerwowanie i po prostu nie chciała przeszkadzać. W końcu zawsze lepiej się układać z dobrze nastawionym do świata alfą.

@Marcus Wijsheid

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Słysząc kroki kobiety przymknął na chwilę oczy, i wziął kilka głębszych oddechów. Spokój powoli na niego spływał. Gdy Kat weszła do biura, Marcus akurat wybierał kawałki szkła z podłogi, był wiec odwrócony do kobiety tyłem, słyszał jedynie jej głos. - Usiądź proszę, szturchnąłem butelkę i spadła z biurka. Nie przejmuj się. - było to oczywiste kłamstwo, gdyż na ścianie widać było ślad po uderzeniu szkła, no i odległość. Burko od ściany dzieliło prawie dwa metry. - Co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał już nieco cieplejszym tonem. Kiedy w końcu wybrał co większe kawałki szkła, wstał i spojrzał na kobietę. Był nieco zaskoczony, bo odnosił wrażenie, że kiedyś się już spotkali. Przez ostatnie 80 lat w Paryżu spotykał wiele osób więc i twaze mogły mu się zlewać, a aktualny stres nie poprawiał jego sytuacji. Wyrzucił szkło do pojemnika koło biurka, cały czas jednak przyglądał się kobiecie. - Katrine - powiedział w końcu - Wybacz kochana, nie poznałem cię w pierwszym momencie. Ile to już lat? - zapytał. Kąciki ust nieco uniosły się ku górze, co w dużym dopowiedzeniu można było uznać za uśmiech. - Co cię do mnie sprowadza? - Podszedł do barku - Napijesz się czegoś? - spytał, wyciągając kolejną butelkę podobną do tej przed chwilą rozbitej.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Wprawnym okiem najemnika oceniła odległość biurka od miejsca przebywania szkła oraz ślad na ścianie. Yhy, jasne, szturchnął… No chyba, że użył pełnej siły wilkołaka albo butelka miała skrzydełka. Ale skoro chciał się trzymać takiej wersji, no to niech mu będzie. Raczej powinien zdawać sobie sprawę, że oboje wiedzą, że to perfidne kłamstwo. A skoro podobno mu nie przeszkadzała, no to podeszła do biurka, siadając sobie na tyłku i lekko wyciągając nogi przed siebie. Przecież nie będzie siedzieć jak jakaś pensjonariuszka.
Z pierwszym pytaniem wilkołaka za to pojawił się drobny techniczny problem. Cholera, jakby to jakoś logicznie ująć… No ale wtedy się do niej odwrócił i zaczął przyglądać. Wyszczerzyła się w odpowiedzi, krzyżując ręce na piersi. A niech się patrzy, może do czegoś dojdzie.
- Ooo, a jednak poznałeś! – ucieszyła się z tego powodu, bo to pozwalało przenieść rozmowę na trochę normalniejszy sposób. – Nie no, nie przepraszaj, ja wiem, że mundur solidnie zmienia wygląd. Ostatnim razem to gdzieś na froncie na II wojnie, nie? Jeśli dobrze pamiętam. – pochyliła się lekko do przodu, opierając łokcie na kolanach. – Porządnej whisky, o ile masz? A jak nie, to cokolwiek się nada. – jak na najemnika i eks żołnierza przystało, nie była w ogóle wybredna co do alkoholi. Ważne, żeby było mocne i porządnie kopało. – Zasadniczo to postanowiłam sobie zostać w Paryżu. – powiedziała wprost. – Mam tu powiedzmy, że zajęcie, chociaż jak dorwę tę pijawę, to mu nogi z dupy powyrywam, no ale główny problem polega na tym, że wilkołak bez watahy to ma przesrane. Więc po prostu szukam miejsca, żeby się zaczepić. Z kimś sensownym jako alfą. – powiedziała całkowicie szczerze, bez owijania w bawełnę i tworzenia uroczych historyjek. No nikt nie chciał utknąć z alfą debilem, więc to naturalne, że najpierw uderzała do kogoś, kogo przynajmniej kojarzyła.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Oczywiście, że zdawał sobie sprawę, że kobieta raczej nie uwierzyła w kłamstwo. a już tym bardziej gdy dostrzegł z kim ma do czynienia. - Oczywiście, że rozpoznałem. - uśmiechnął się słabo. - Wybacz mały entuzjazm z mojej strony jednak mam w ostatnim czasie koszmarną ilość problemów, o których nie chciałbym na razie za wiele mówić. - dodał, znów uśmiechając się do kobiety jednak, w jego oczach widać było nieopisany smutek. - To prawda, sporo czasu upłynęło. Szkocka? - zapytał dla pewności. Jeśli potwierdziła, nalał jej prawie pełną szklankę, sobie zaś czystej wody. Samo to było dość nietypowe, nawet dla Kat, która co prawda znała Marcusa, dość krótko, jednak na tyle, by wiedzieć, że ten nie stronił od alkoholu. Wniosek był jeden, jeśli nie pił, butelka stała na biurku od dawna.
- Czyli szukasz Alfy? A cóż to za pijawka i jakie to zajęcie cię sprowadza? - zapytał bez ogródek. - Nie muszę ci przypominać, że aktualnie ataki na wampiry nie są mile widziane, ze względu na sojusz, którego jestem poniekąd udziałem. - dodał, zerkając na kobietę z zaciekawieniem. - Przyznam, że jeśli przyjmę cię do rodziny, a musisz wiedzieć, że jeśli zostaniesz moją betą, zostajesz członkiem rodu, wolałbym wiedzieć, w jakie kłopoty się pakuje - zaśmiał się delikatnie. Przez myśl nawet przeszła mu propozycja stanowiska dla kobiety jeśli faktycznie przyjmie ją do rodu. W końcu miał kilka wakatów, a dwa stanowiska, były nawet zgodne z jej umiejętnościami, jakie pamiętał z czasów kiedy się poznali.



_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Dmuchnęła w kosmyk włosów, rozciągając się wygodnie na krześle i spojrzała na Marcusa. – Proszę Cię, widzieliśmy się przelotnie dobre 80 lat temu. I to jeszcze w jakich warunkach. Jakbyś mnie nie poznał, to by mnie to wcale nie zdziwiło. W końcu nie dałam Ci w ryj, jak tamtemu gówniarzowi, żebyś mnie mógł skutecznie zapamiętać. – parsknęła ze szczerym rozbawieniem. – Słuchaj Marcus. Powiem tak. Jak potrzebujesz komuś skuć mordę, albo wyrwać nogi z dupy, to jestem zawsze chętna. Obiecuję policzyć Ci po niższej stawce. Jak potrzebujesz naprawić pojazd? Jestem mechanikiem, naprawę wszystko, od skuterka po helikopter. Z samolotami nie próbowałam, bo nie miałam dostępu. Potrzebujesz broni? Amunicji? Mięsa armatniego? Też załatwię. Chcesz kogoś zlikwidować? Daj nazwisko. – nachyliła się w jego stronę, czekając na odpowiedź. Szkocka mogła być, więc jedynie skinęła głową. Za to woda w jego szklance była czymś, czego się nie spodziewała. – Moje instynkty w tej chwili wyją. Wszystkie kurwa po kolei. Co jest nie tak? – i chuj, była protektorką i tyle. Może i znała go krótko, ale coś tu śmierdziało na odległość, a do pełni było zbyt blisko, by nie miała ochoty skuć kilku mord. A skoro Marcus miał problemy… Pomogę jak mogę, nie?
- Alfy i watahy. Do pełni stosunkowo blisko, a choć opanowanie mam, to… Samotnie jakoś chujowo. Stadna jestem, tak? Lubię mieć wilczych towarzyszy. – westchnęła lekko, wykrzywiając wargi na następne słowa Marcusa. No to będzie ciekawie, bo potencjalnemu swojemu alfie kłamać nie zamierzała, a jej poglądy mogły być kontrowersyjne. – Po kolei. Bo za dużo tych pytań. Pijawka nazywa się Niko Mrozov i jest skończonym chujem, bo dał dupy i zostawił warsztat, w którym pracuję. W sensie – ściągnął mnie do Paryża z Oslo, z jednego warsztatu do drugiego. I dał dyla nic nikomu nie mówiąc. Więc tak, nogi mu z dupy powyrywam, jak wróci, bo zasłużył. A warsztat mi zostawił, więc teraz jestem właścicielką. Zajebiście kurwa. A co do sojuszu – ja mam na niego wyjebane. Po całości. – powiedziała wprost, nic sobie w ogóle nie robiąc z faktu, że Marcus był Radnym, a do tego jeszcze współautorem sojuszu. – Mnie on do niczego nie jest potrzebny, jak ktoś będzie chciał współpracować, to mu sojusz nie będzie w tym ani pomagał ani przeszkadzał. A kłopotów ogólnie nie mam. Mniej legalnych zajęć tymczasowo też nie, ale sobie zastrzegam, że robię w ochronie i rezygnować z tego nie zamierzam. Dla swoich mogę dawać zniżki. – wykrzywiła wargi, sięgając po szkocką i opróżniła szklankę praktycznie jednym ruchem. Na ruską modłę chuchnęła w rękaw kurtki i mruknęła z aprobatą. - Sterk dritt.* – rzuciła z satysfakcją, odkładając szklaneczkę na biurko. Jakby alfa miał jakieś pytania, zamierzała odpowiadać. Ukrywanie tego nie miało sensu, zwłaszcza robienia za tak zwanego cyngla okazjonalnie i brudnej roboty w postaci ochroniarza bogatych gnojków załatwiających nielegalne interesy. A to że obije czasem ryj jakiejś pijawce? Toż tłukła się kiedyś na pięści w podziemiu. Na marginesie zostało jej to, chociaż sport już umarł.

*mocne gówno (norweski)

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
Uśmiechnął się, słysząc jej słowa. Przypomniał sobie jak pewna dziewczyna, w jednym z frontowych z pubów, bodajże w jeszcze w Niemczech, odwinęła się jego przybocznemu gdy ten bezczelnie złapał ją za tyłek. - O tak. Pamiętam to. Odgłos liścia słychać było chyba w sąsiedniej dzielnicy, miałaś szczęście, że też był wilkiem, człowiek mógłby tego nie przetrwać. - pokręcił głową z rozbawieniem. - Szeroki wachlarz usług jak na skromną dziewczynę z przedmieścia. - znów spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem, pił oczywiście do historii, jaką wtedy go nakarmiła. Czy była to historia prawdziwa? Czas pokaże prawda? - Jeśli dołączysz do mojej rodziny, gwarantuje ci stałe dostawy mięsa, nocleg w rodowej posiadłości. Jeśli chcesz mieszkać gdzieś na swoim, robisz to na swój koszt. Uwierz mi, będzie cię stać. Dodatkowo regularną pensję w wysokości powiedzmy 20 tys Euro za powiedzmy rolę protektora, bo akurat mam wakat. Jeśli będę chciał coś poza tym, płatne dodatkowo. Wpadniesz w kłopoty, dzwonisz do mnie, potrzebujesz pieniędzy, dzwonisz do mnie. - cóż nie było co owijać w bawełnę, jasne i proste warunki. Skoro kobieta nie bawiła się w ciuciubabkę, to i on nie miał zamiaru. - I twoje instynkty mają rację, nie jest dobrze, ale z tymi kłopotami, niewiele jesteś w stanie pomóc. - spojrzał na nią znów smutnym wzrokiem. - Chyba, że znasz jakiś sposób na głupotę - parsknął śmiechem - A tak poważnie, to kłopoty natury prywatnej. Takie, o których nie, chcę mówić. Wybacz. - dodał, upijając solidny łyk ze szklanki.

Słysząc wyjaśnienia kobiety, zastanowił się chwilę. Nikolai? Nikolai Morozow? Zastanowił się chwilę Dracul, Protektor jeśli się nie mylę. Odpowiedział Wilk. - Coś mi się obiło o uszy, że zniknął. - powiedział, przyglądając się kobiecie uważnie. - Mocne słowa jak na pięciolatkę. - skwitował słowa dotyczące sojuszu. - Jeśli do mnie dołączysz, sojuszu musisz przestrzegać. - zastrzegł. - W innym wypadku obiecuje ci, osobiście skrócę cię o głowę, zgodnie z kodeksem. - dodał, poważniejąc. - Wbrew wszystkiemu, jest on potrzebny zarówno mi jak i tobie. - dodał, wskazując na kobietę palcem wskazującym. - Co do twoich zajęć w czasie wolnym, to nie mój biznes, jedno jest ważne, jeśli podejmiesz się funkcji protektora, jesteś pod telefonem. Jeśli zadzwonię, rzucasz wszystko i lecisz do mnie. - Dodał stanowczym tonem.





_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Popatrzyła na mężczyznę spojrzeniem bardzo szczerym, niewinnym, takiego słodkiego łysego dresika pytającego, czy masz jakiś problem. Tylko kąciki ust drgały jej z rozbawieniem. - Jakby nie pchał łapek, gdzie go nie prosili, to by mu nikt nie poprawiał rysów twarzy. - wydęła lekko wargi, jasno pokazując tym samym, że nie żałowała ani trochę. - A co, skromna dziewczyna z przedmieścia może tylko piwo roznosić i mężowi obiadki gotować? - powiedziała z szerokim uśmiechem, słowo w słowo to samo, co powiedziała mu wtedy, gdy zdziwił się że kobieta skutecznie robi za żołnierza. I nawet to lubi. - Mieszkam aktualnie na zapleczu warsztatu, jakbyś coś potrzebował. - mruknęła, czując się minimalnie nieswojo. Tyle lat szlajania się, a tu dostęp do żarcia, zero problemów z noclegiem... I jeszcze płacą za robotę? Już chciała się odezwać, by zatchnęło ją na dobrą chwilę. Wakat... protektora? I chciał jej to dać? Zmrużyła oczy. Ni chuja, w życiu w takie szczęście nie uwierzy. Założyła nogę na nogę. - Pierdolisz. Gdzie jest haczyk? - żaden alfa nigdy nie chciał dać jej protektora. Pewnie na chujowych trafiała, ale to mniejsza. I co, Wijsheid ot tak, bo ma wakat? Za cholerę w to nie uwierzy. - Na głupotę? Jasne. - złożyła dłoń w pięść i z każdym innym pewnie podsunęłaby mu ją pod nos. Przy Marcusie jedynie zaimprowizowała gest Kozakiewicza. - Podobno głupotę można odpowiednio wybić... Ale raz, nie wyglądasz na kogoś, komu by to pomogło, a dwa napierdalanie się z Tobą jakoś mi nie pasi. - szczerość za szczerość, nie? Kat nie upiększała tematu. - Luz, facet. Co ja, Twoja ukochana, żeby Cię na zwierzenia wyciągać? Jak szukasz kumpla do chlańska to zapraszam. Samochód naprawię, jak wytrzeźwieję. - puściła mu oczko, jednak w ten pokrzepiający sposób kogoś, kto dla porządnego alfy był w stanie obiecać całą swoją lojalność i magazyn broni. O robocie cyngla nie wspominając.

- Ta, zniknął. Dupy dał debil pierdolony. - burknęła z urazą w głosie, wyraźnie niezadowolona z tego faktu. No ale czy mógł się jej dziwić? Biznesy bez szefów odpadały, a Kat nie uważała się za dobrego szefa. Ale warsztatu tracić nie zamierzała, to było uspokajające takie grzebać w maszynerii... Uśmiechnęła się ironicznie w kwestii pięciolatki. - Ha ha, mocne słowa jak na dziadka. Zafarbowałeś siwiznę? - uniosła wysoko brew, a potem popatrzyła na ten palec wycelowany w siebie... To był odruch. Po prostu błyskawicznym ruchem pochyliła się w jego stronę, by po prostu bezceremonialnie kłapnąć zębami na jego palec i wyglądając, jakby chciała mu go zeżreć. Najprawdopodobniej chciała. - Nie groź mi tym paluszkiem. - powiedziała nieco niższym głosem, bardziej zachrypniętym. Wprawdzie pełnia miała być dopiero za tydzień, ale... Kurwa Kat. Panuj nad sobą. Nie. Skaczemy. Do. Alfy. Nawet jeśli Cię rozsadza, bo nie znasz miasta i nie przemieniałaś się w ostatnią pełnię. upomniała sama siebie w myślach. Powoli się odchyliła, lekko kierując wzrok w bok i starając się nie patrzyć Marcusowi w oczy. Ułożyła się luźno na krześle, ukradkiem wbijając sobie paznokcie w udo, by zabolało, ale nie zrobiło krzywdy. Doraźny sposób na uspokojenie raz. - Przepraszam. - rzuciła lekko szorstkim głosem. - Ogólnie mi nie groź, bardzo proszę. Nie lubię tego. Po ciula mi ten sojusz? Pracowałam z wampirami zanim zrobiliście go w takiej wersji, jak jest teraz. Jak ktoś miał ze sobą problem, to się rozwiązywało takie rzeczy jeden na jednego. A poza tym ja nie latam na skargi, jak mnie ktoś obrazi, dostaje w mordę, co zresztą mogłeś już sobie obejrzeć. Sama nie atakuję. - no, co innego prowokować do bójki... No ale fakt, wszystko się potem ładnie regenerowało i jak ktoś był sensowny, to nawet można się było z nim napić. Sensownie i logicznie. - Jak będę w kiblu, to te 5 minut poczekasz. Reszta nie ma problemu. Jestem przyzwyczajona do bycia w gotowości. - wzruszyła ramionami układając łapki na karku. - Easy man, nie ma niczego, czego bym nie wykonała. - zmrużyła oczy, jakby zastanawiała się nad tym faktem, po czym wzruszyła ramionami. - W sumie póki nie każesz mi robić krzywdy bratu, to możesz lecieć jak w dym.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- No tak, bo ciebie to trzeba najpierw do tańca i do różańca zaprosić, a potem zaciągać na zaplecze - zaśmiał się. Pierwszy raz szczerze, bez tej nuty smutku w głosie. - No na panią domu to zdecydowanie się nie kwalifikujesz, prędzej wychowałabyś sobie tak faceta, niż sama zajęła się domem. - dodał, upijając łyk wody. Przyglądał się przez chwilę uważnie reakcji kobiety. - haczyk tkwi w tym, że posada protektora u mnie wieje nudą. - zaśmiał się - A tak poważnie, mój ostatni protektor wyjechał, bez słowa. Podejrzewam jego pobudki, ale na szczęście niezwiązane z rodem czy robotą u mnie. W ostatnim czasie mam sporo młodzików pod opieką a ci, co lepiej wyszkoleni są poza Paryżem, robiąc dla mnie co innego. Tak że jeśli chcesz, z warsztatu możesz zrobić sobie biuro, a mieszkać w rodowej. Co do jedzenia, wiesz lub nie ja w radzie odpowiadam za żywienie wilków i pijawek. Więc śmiesznie byłoby gdybym nie zadbał o własny ród prawda? - uśmiechnął się delikatnie znów. Widząc gest, spojrzał na nią pobłażliwie. - Poznaliśmy się, zanim zostałem radnym, wcześniej nie bałaś się sparingować, choć fakt nie wiedziałaś, z kim masz do czynienia. Obiecuję nie uszkodzić za bardzo jeśli będziesz chciała. No chyba ze się boisz - mówiąc to, zaczął machać ramionami, udając kogucika.

Skinął głową na potwierdzenie, że słucha. - Siwizna ma się bardzo dobrze, może dlatego, że jeszcze nie przyszła. - uśmiechnął się, w ostatniej chwili chowając sam palec. Poza tym pozostał niewzruszony. - Bo co? Odgryziesz? - zapytał, mimo delikatnego błysku rozbawienia nie pokazał ani odrobinę jak rozbawiła go jej reakcja - Jak za starych dobrych czasów po pysku i do pubu - cofnął rękę po słowach Kat, jednak dostrzegł jej zachowanie. Ktoś tu ma problemy z kontrolą. - Jak długo jesteś bez Alfy? - spytał zbywając nieco słowa dotyczące współpracy z wampirami




_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
- Do tańca. – skorygowała grzecznie, kciukiem ciągnąc za łańcuszek z przywieszką młota Thora. – Różańca nie odmawiam. – zawieszka była Marcusowi zdecydowanie znajoma, tę samą nosił kiedyś jej ojciec, Leif. Choć prawdopodobne, że kiedyś posługiwał się innym nazwiskiem, niż teraz jego córka. Ale wisiorek był ten sam. – Zresztą jeśli facet umie dobrze tańczyć, to całkiem prawdopodobne, że na zapleczu też sobie poradzi. Trzeba najpierw sprawdzić, nie? – zakpiła sobie, machając z rozbawieniem ręką. Natomiast na temat zajęcia się domem posłała mu tylko gniewne spojrzenie prawie że wilczych oczu. Prowokował ją, jak nic. – Zdajesz sobie sprawę, że to jest kurwa zbyt piękne, żeby było prawdziwe? Przerobiłam w życiu sporo watah i tyleż samo alf. Z żarciem i chatą to jeszcze spoko, za stary jesteś, żeby nie ogarniać takich rzeczy, spoko wodza. Ale… - zacięła się ewidentnie, nie wiedząc, jak z sensem ująć to w słowa. No bo co mu miała powiedzieć, że nikt nie chciał dać jej stanowiska, które najbardziej jej opowiadało? Ni chuja, proszę państwa. Parsknęła wymownie, wykrzywiając w rozbawieniu wargi. – Ja miałabym się bać? – leniwie podniosła tyłek z krzesła, opierając zaciśnięte w pięści dłonie o biurko. – Chyba mylisz adres. Po prostu trochę nie wypada podsuwać pięści pod nos komuś, do kogo się przylazło z prośbą o przyjęcie do stada… - chociaż po demonstracji kurczaka miała ogromną ochotę złamać mu ramię. Ot tak dla zasady, bo mogła, bo chciała i bo ją prowokował. Ale nadal się trzymała, jakoś. Trochę nie wypadało bez wyraźnej zgody próbować włupić swojemu potencjalnemu alfie. Nawet, jeśli robił wszystko, by spuściła wilka ze smyczy i bez względu na konsekwencje rzuciła się na niego.
 
- To chyba od dawna nie patrzyłeś w lustro, dziaduniu. – uśmiechnęła się niewinnym spojrzeniem dresika. – Obgryzę i wypluję. – potwierdziła z pełną powagą, trochę z ulgą, że jednak refleks miał dobry. To nie była przemyślana reakcja, ale całkowicie zgodna z jej charakterkiem. – Oczywiście! Spuścić pary, dać komuś w ryj, a potem możemy się napić. Tak się zawiązuje najlepsze znajomości. – uśmiechnęła się szeroko, zaraz potem lekko napinając mięśnie i łypiąc na Marcusa. Wcale nie miała problemów z kontrolą i wcale nie była aż tak długo bez alfy. No dobra. Miała problem z kontrolą. – Niecałe dwa miesiące.  – mruknęła niechętnie, wracając grzecznie na krzesełko. – Ale nie znam miasta i olałam dwie ostatnie pełnie. – i chuj, gorzej już nie będzie. Chociaż może przynajmniej będzie na tyle miły, żeby jej nie prowokować.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Ja też nie. - powiedział, zwracając uwagę na młot - Widzę, że ktoś jest przedstawicielem nordyckiego pochodzenia. Tak jak ja - uśmiechnął się, choć młot ewidentnie przykuł ego uwagę. Na dowód swoich słow, wyciągnął spod koszuli identycznie wyglądający młot, jednak jego był bez skazy. Drobny szczegół przykuł uwagę Marcusa, skaza na lewym ramieniu Młota. Postanowił jednak jeszcze nie poruszać tego tematu. Na to przyjdzie pora. - No oczywiście tylko najpierw trzeba go do siebie dopuścić, a nie lać po pysku. - jej gniewne spojrzenie puścił mimochodem, umówmy się każda kobieta reagowała tak jeśli choć mimochodem robiło się z niej kurę domową. Słysząc zaś, jej kolejne słowa spojrzał na nią, poważniejąc nagle. - Czy ty właśnie na samym początku naszej współpracy próbujesz kwestionować moje decyzje? - podniósł się z fotela. - No dobrze rozumiem, skoro wolisz jakąś nędzną posadkę, mogę dać ci, nie wiem, może mieszkańca? Skoro na starcie negujesz moje decyzje, po co mi ktoś takli na stanowisku - spojrzał kobiecie w oczy, ale mimo poważnej miny było widać przez chwilę błysk rozbawienia w jego własnych. - Zapamiętaj sobie, ja nie jestem wszyscy, ani nie jestem żaden, ja jestem Marcus, twój przyszły Alfa i będę ci jak ojciec. - te słowa padły kiedy wyciągnął do kobiety rękę. - Zgoda? - czekał chwilę na odpowiedź. Już miał coś powiedzieć à propos podsuwania pięści, jednak postanowił zaczekać na akceptację ze strony dziewczyny. Jeśli ta zapadła dodał - I sparing partnera. Bo jeśli się uczyć to od lepszych od siebie.

- A widzisz tu jakieś? Zresztą, na co mi one skoro się w nich nie odbijam? - spojrzał na nią z ukosa. - Dobra masz mnie, nie jestem wampirem. - po tych słowach parsknął śmiechem, w końcu wszystkich bawiły popkulturowe mity dotyczące długowiecznych. - Tia najpierw musisz mnie złapać. - uśmiechnął się serdecznie do dziewczyny. Widać było, że na chwilę zapomniał przy niej o problemach. Może faktycznie niepotrzebnie tkwił sam ze wszystkim? Cóż niebawem podejmie ostatni krok. - To prawda. Przynajmniej te najtrwalsze - dodał, nieco kręcąc głową.

Kolejne słowa dziewczyny znów wywołały poważną minę mężczyzny, - Dwa miesiące. I zapewne poprzednią pełnię pominęłaś? - zapytał, choć w głębi duszy znał odpowiedź. Lepiej było pominąć jedną pełnię niż wpadać powoli w obłęd. Jednak nerwy, i pewna wybuchowość były ceną, jaką trzeba było za to zapłacić. - Kurwa. - Dwie pełnie to zdecydowanie grubsza sprawa. Wiedząc jednak o tym, że przy najbliższej pełni go nie będzie, musiał poważnie zastanowić się co robić. Co prawda planował poprosić Mikaylę o pomoc podczas jego nieobecności, jednak czy dziewczyna będzie słuchać kogoś, komu mimo wszystko nie złożyła przysięgi? No i czy był gotów złożyć na stół Przyjaciółce taki ciężar, jakim mogła okazać się młoda kobieta. - Dobrze, że do mnie przyszłaś. Jednak podczas najbliższej pełni moja rodzina pójdzie z kimś innym niż ja. Proszę, abyś była jej posłuszna tak jak to bym był ja. - Powiedział poważnym tonem, tonem, który wskazywał na to, że tym razem nie miał ochoty na żarty. - Skąd masz ten młot? - zapytał, nagle zmieniając temat.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
Asymetryczny, lekko ironiczny uśmiech zamienił się w ten szerszy, ciepły, gdy pokazał swój własny wisior. Spotkać drugiego Norda w Paryżu to było zdecydowanie coś wartego upamiętnienia. - Gå til Valhalla. Hvis hun dør i kamp, ​​før henne til portene hennes.* - rzuciła, odkładając wisiorek na miejsce, obok nieśmiertelników, pamiątek z wojska. Więcej biżuterii nie było jej potrzebne, zresztą pomijając samochody, motocykle czy broń, była skrajną wręcz minimalistką. – Z całym… A chuj, bez szacunku. Moje życie uczuciowe to nie jest Twój zasrany interes, alfa czy nie alfa. Tak samo jak to, kogo do siebie dopuszczam a kogo nie. – zjeżyła się, prawie dosłownie, a w niebieskich oczach było widać wilka. Zdaje się, że właśnie zaczęli taniec wzajemnego wkurwiania się, ale na logikę, kontrola Marcusa była lepsza. Skoro on wstał, to ona tak samo, oparła się rękami o biurko, jednak nie wkurwiona jeszcze na tyle, by przejść chociażby połowiczną przemianę. – Nie, kurwa, zadaję pytania. Nie znam Cię. Przelotne spotkanie i wspólny kielich to jest kurwa za mało, żeby nie mieć wątpliwości. Nie wjebie się w coś, czego będę potem żałować, bo z doświadczenia, jak ktoś z dupy próbuje spełnić 90% twoich marzeń, to musi być pierdolony cyrograf. – zmarszczyła nos, zamykając na chwilę oczy, by wciągnąć kilka oddechów. Widać było po niej wiek i doświadczenie, rodowa zdolność po starym też skutecznie pomagała w kontroli. – Wykreśl to o ojcu. Mój był tak chujowym skurwielem, że drugiego takiego zdecydowanie kopnę w zad. Wystarczy mi ktoś, z kim można po prostu pogadać i wyrazić wątpliwości. – cóż, rozbawienie Marcusa uciekło jej uwadze. Może to lepiej, może nie, kto wie, do czego mogło to doprowadzić. Jednak rękę wilkołaka uścisnęła, mocno, po męsku, jednak po prostu miała taki styl, to nie była żadna próba sił. – Zgoda. A sparing zawsze i wszędzie. – uśmiechnęła się, szeroko, z niejakim zadowoleniem. Nie dało się ukryć, że kamień spadł jej z serca.
 
- Trupem nie pachniesz, więc na pewno nie jesteś pijawką. – zakpiła bezczelnie, korzystając z tych samych uprzedzeń i stereotypów, które wykorzystano w popkulturze. Niejako cieszyła się, że Marcusowi poprawił się humor, bo zawsze lepiej było dyskutować w atmosferze śmiechów i żartów. – Nie bój żaby, nie na takich się polowało. – wyraźnie sama była już spokojniejsza, widmo utraty kontroli się po prostu oddaliło, choć pewnie będzie musiała pójść gdzieś upuścić pary. Na szczęście mniej więcej wiedziała już, jak. – Marcus, spokojnie. Tak jak ja daję kredyt zaufania Tobie, tak Ty daj mi. – mogła się domyślić, o co mu chodzi i wcale jej to nie dziwiło. A tym bardziej nie uraziło, bo miał prawo nie być pewnym jej zachowania. Sama wiedziała, że dosyć łatwo traciła kontrolę ostatnio, choć jak dotąd nie straciła jej całkowicie. – Ostrzegłeś, że będzie ktoś za Ciebie? Tyle mi wystarczy. Sprzeciwiać się nie zamierzam, bo wtedy musiałabym olać i trzecią pełnię, co się skończy rzeźnią najprawdopodobniej. – była jaka była, klęła nie gorzej niż ludzie z najgorszych spelun, ale nie była głupia. No i znała swój własny, wybuchowy charakter. Chyba dlatego brakowało jej brata pod ręką, dziwnym trafem w jego obecności łatwiej przychodziła jej kontrola. – Młot…? A, wisiorek. – zaskoczył ją zmianą tematu, jednak wzruszyła ramionami, grzebiąc w pamięci. – Gwen mi go dała, jak odchodziłam z watahy. Powiedziała, że powinnam go nosić, tak jak nosili go wszyscy wojownicy w rodzinie. Podobno przechodził z ojca na syna, ale Gwen stwierdziła, że po moim ojcu powinnam nosić go ja, bo to ja jestem wojownikiem, a nie Kjellmar. Gdyby nie postawiła sprawy w taki sposób, to pewnie bym go nie przyjęła. Nie chcę mieć niczego, co należało kiedykolwiek do mojego starego. – streściła mu pokrótce, w jaki sposób weszła w posiadanie własności swojego ojca. – A czemu pytasz…? – cała Kat, typowy żołnierz. Najpierw odpowiadać na pytania dowódcy, a dopiero potem zadawać własne.
 
* (norweski) Do Valhalli prowadź. Jeśli w boju przyjdzie zginąć, prowadź do jej bram.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Mam nadzieję, że nam dzieciom Fenrira, przyjdzie w udziale spotkanie się na wielkiej uczcie w Valhalli. - uśmiechnął się znów delikatnie. To prawda, spotkanie kogoś z nordyckimi korzeniami, wychwalającego starych bogów to już rzadkość. Tym bardziej zastanowiło go pochodzenie młota, który był mu tak dobrze znany. - Prawo, według starego prawa naszego ludu mam, czy ci się to podoba, czy też nie. Inną kwestią zaś jest to czy z tego prawa zamierzam korzystać. Od razu uspokoję cię, nie zamierzam. - dodał dla uspokojenia dziewczyny. Nigdy nie wchodził nikomu do łóżka tak jak jego własny ojciec. Pewne rzeczy, mimo że były starymi tradycjami, nie były w jego kręgu akceptacji. No dobra, może nie były już teraz. Czasy się zmieniały, i trzeba było iść z jego duchem. - Ktoś kiedyś powiedział, kto pyta, nie błądzi, choć z drugiej zaś ciekawość nie jednego już wpędziła do grobu. - uśmiechnął się nieco tajemniczo, nie zamierzając odpowiadać na wątpliwości dziewczyny. Nie miał w końcu obowiązku tłumaczenia się jej ze swoich decyzji, a tym bardziej tych dotyczących jej własnego rodu. Odwzajemnił jednak solidny uścisk, - Jeszcze będziesz miała dość tych spotkań na macie. - zaśmiał się. - Nie zamierzam nikomu niczego ułatwiać. - dodał siadając z powrotem za biurkiem.

- Pijawką może i nie jestem, ale pachnieć nimi na pewno pachnę, chyba musisz zainwestować w kropelki do nosa, bo węch masz już nie ten. - nie mógł powstrzymać się od drobnej, kolejnej zresztą złośliwości. Na kolejne słowa skinął jedynie głową. Uważnie za to zaczął przysłuchiwać się gdy przeszła na temat Młota. - To nie byle wisiorek i dobrze o tym wiesz. Skoro zaś dostałaś młot po swoim ojcu, znaczy to, że jego nie ma już między nami. - Powiedział, a w jego oczach pojawiły się łzy. - Jak twój ojciec się nazywał? - zapytał, aby nabrać pewności co do swoich podejrzeń. - Bo jak podejrzewam Kjellmar to twój brat. - dodał, wycierając spływającą po policzku łzę. - Dobrze, że go przyjęłaś. I jakim wilkiem by nie był, pewnie miał swoje powody. Nie odrzucaj go. Uwierz mi, był naprawdę dobrym Wilkiem Katrine Wijsheid. - Gdy tylko podała imię ojca miał już pewność. Czas było uświadomić dziewczynę kim ona sama jest. Dlatego odezwał się do niej urzywając jej prawowitego nazwiska.




   

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Katrine Storstrand

Katrine Storstrand
Liczba postów : 315
- Miło by było. – zgodziła się, unosząc w górę kącik ust. – Choć jakby tak spojrzeć mitologicznie, Fenrir zbyt lubiany nie był. Jakby go nie oszukali, to by Tyr nie stracił ręki. – skwitowała. Dziwnym było toczyć dyskusje o mitologii w takich okolicznościach, ale zasadniczo nie narzekała. Ważne, że miała z kim je toczyć, to było zdecydowanie coś. Za to ewidentnie się zjeżyła, gdy wyjechał z kwestią praw i jej oczy zrobiły się złotawe, jak u wilka. – Zdaje się, że świat poszedł do przodu i zasady też. Kodeks nie zawiera ani jednego punktu dotyczącego się wpierdalania w życie prywatne. Zakładając, że nijak nie zagraża temu waszemu nieszczęsnemu sojuszowi czy ujawnieniu tajemnicy. I dobrze kurwa, że nie zamierzasz. – burknęła, a gdyby nie była wilkołakiem, pewnie by prychnęła w wersji wściekłe kitku. No ale bycie psowatym zobowiązywało i oczy w chwilę potem zmieniły się na ładnie niebieskie. Serio to nie był jej czas. – Curiosity killed the cat, jak mawiają w Stanach. Na całe szczęście ja jestem wilkiem, a na moje wycie co strachliwsi portami trzęsą. I wierz mi, nie będę miała. Wiesz, jak poznałam pijawka? Tłukłam się za kasę na pięści na ringu. Tęsknię za tymi czasami, można się było fajnie rozładować. I poćwiczyć. Tutaj nawet nie wiem, gdzie sobie mogę spacer zrobić w furzastej odsłonie… A nie, dobra, gdzie spacer to już wiem. – też zdecydowała się klapnąć, skoro wszystkie formalności były ogarnięte. A przynajmniej na to wyglądało, choć nie zamierzała się o nie upominać. Chyba ją przyjął, nawet jeśli była wredna, pyskata i nie miała obaw gadać o swoich obiekcjach.
 
- Pijawkami Cię czuć, ale wilczy zapach przebija. Więc pudło, dziaduniu. Gorsze jest tylko to, że ostatnio jeden szczyl mi zarysował motocykl. Łapę bym sobie dała uciąć, że to był nietoperz i bym ręki nie miała. Bo potem przyszedł do mnie do warsztatu i się okazało, że to wilczek. To zabolało, nie powiem. – parsknęła z niejakim rozbawieniem, by w chwilę później wysłuchać litanii Marcusa w kwestii swojego ojca, brata a potem wyskoczył jej z nazwiskiem. Dmuchnęła w kosmyk swojej grzywki i bezceremonialnie wstała, by nalać sobie więcej whisky. Dyskusja o starym na trzeźwo nie wchodziła w grę. – Mogę, nie? – spytała jedynie, i tak nalewając sobie alkoholu bez oczekiwania na odpowiedź. – Zaczynając od tyłu – tak, Kjel to mój brat. Bliźniak. Na tyle podobny, że za dzieciaka się pod niego podszywałam. – w jej głosie zabrzmiały ciepłe nuty, ewidentnie rozpogodziła się na myśl o swoim bliźniaku. Naprawdę tęskniła za nim. No ale wracając do starego. – Tej, Marcus, nie opłakuj żywych. Nie wiem w ogóle, czy my o tym samym facecie mówimy. Leif się nazywa. Leif Storstrand. Ostatni raz go widziałam gdzieś w… 1774? Coś koło tego, mniej więcej wtedy się wkurwiłam i razem z bratem wynieśliśmy się z domu. Wtedy też Gwen, jego żona, dała mi ten wisiorek. I jak to nie byle wisiorek? Pomijając wartość religijną zwykła zawieszka. Do tego z lekką skazą. – wzruszyła ramionami, nie mając zielonego pojęcia, o co może Marcusowi w ogóle chodzić. – Słuchaj. Ja nie wnikam, czy był dobrym wilkiem czy nie był, jak Ty go znałeś. I zwisa mi to i powiewa, tak? Najwięcej o nim mówi fakt, że jego druga żona była dla mnie bardziej matką niż on ojcem. Nawet jak opuszczaliśmy watahę, nie przyszedł się pożegnać. A wisiorek sobie zostawiłam, bo Gwen tak ładnie o nim mówiła. Gdyby to miała być pamiątka po starym, to sprzedałabym w lombardzie. – prychnęła wymownie, krzyżując ręce na piersiach, a potem zmrużyła jedynie oczy, łypiąc na niego. – Ty, ale nazwiska zmieniać nie muszę, nie? Bo tak jakoś lubię swoje własne czy coś? To nie jest wymóg przy dołączaniu do watahy? – przestawało jej się to jednak podobać. I to tak fest.

_________________
We're gonna be fighting
Fighting hard as stone
We're gonna be dying
Not alone
milestone 250
Napisałeś 250 postów!

Marcus Wijsheid

Marcus Wijsheid
Liczba postów : 588
- Wiesz, gdybyś w swoim przeznaczeniu, miała powiedziane, że doprowadzisz do śmierci samego Odyna i doprowadzisz do klęski światów, też nie byłabyś lubiana. - zaśmiał się nieco. - Może i został oszukany, ale szczerze mówiąc, nie sądzisz, że podjęli słuszną decyzję? Też bym przeciwdziałał, wiedząc, że ktoś ma dokonać mojego żywota. - Dodał, jak by było to oczywiste. Zwrócił uwagę na zmieniający się kolor oczy dziewczyny, jego zaś zaświeciły czerwienią. - Sojusz oczywiście, ale ród ma prawo rządzić się swoimi prawami słoneczko. - spojrzał jej w oczy - Dla ciebie mogę zrobić wyjątek i cofnąć prawo. - Dodał, lecz mogła spokojnie wyczuć, że jest to jedynie żart. Teraz już bezczelnie się z nią droczył. - O ho ho już się boję - po tych słowach warknął, udając małego słodkiego szczeniaczka, który stara się być groźny.

Rzeczywiście przyjął ją do stada, nie miał w zwyczaju cofać raz podjętej decyzji, z resztą nie miał ku temu powodów. Wiedział, że gdy będzie potrzeba, będzie posłuszna, w zgodzie czy wbrew swoim przekonaniom. - Czyli jednak kropelki do noska, nie odróżnić pijawki od wilka? co za wstyd - zaśmiał się. W końcu Marcus jeszcze nie wiedział o istnieniu Enzo. - Ale jeśli ten wilczek jest ode mnie, to wyślij mi rachunek za naprawę, z dopiskiem kto był taki nieuważny - zaśmiał się. Mogła wyczuć, że było to spowodowane czystą ciekawością aniżeli chęcią wymierzania jakiejś kary. Gdyby też chciał kogokolwiek obciążać, przeczyłoby jego dobroduszności wobec Dziewczyny.

Na słowa o bracie skinął jedynie głową. Na wspomnienie o ojcu, ożywił się nieco. - Dobrze wiedzieć, że żyje, i jeśli faktycznie z młotem jest, tak jak mówisz, to zmyliło mnie to. W Naszej rodzinie młot przekazywany był pierworodnemu, po śmierci ojca, albo gdy synowie wyróżnili się w walce. Warunek był jeden, młot ojca i tak wędrował na syna w momencie śmierci. - Powiedział, spokojnie tłumacząc. - Jeżeli twój ojciec jest tym kim myślę.. - zastanowił się chwilę. - Zmień formę, wyczuj mój zapach. Powinienem częściowo pachnieć podobnie do niego. Duża część zapachu powinna być podobna. - dodał, czekając, aż kobieta zaciągnie się, jeśli potwierdziła, że zapach był rzeczywiście podobny, dodał - Nie musisz zmieniać nazwiska, jeśli tego nie chcesz. - Uśmiechnął się do niej szeroko. - Jednak wiedz, że młot, który nosisz, ma skazę zrobioną przeze mnie. Zrobiłem ją kiedy mój własny brat, próbował odebrać mi pozycję w stadzie, po śmierci naszego ojca. - spojrzał kobiecie w oczy. - Twój ojciec zaś, a mój bratanek, jest synem mojego brata. Twój ojciec jest moim Bratankiem Kat. - odchylił głowę lekko do tyłu - Jesteś krwią z mojego ojca krwi. Tym bardziej należy ci się to, co ci zaoferowałem wcześniej. A młot, który nosisz na szyi, jest młotem mojego Ojca.

_________________
"Gdy dusza opuszcza swą cielesną powłokę zauważasz, że śmierć i obsrane spodnie rzeczywiście idą w parze."
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Sponsored content


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach