Diabeł — On jest władcą manifestowanych materialności

2 posters

Go down

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Diabeł — On jest władcą manifestowanych materialności

12 I 2023


Obsesja ⁠¤ Zniewolenie  ¤ Więzień Pozorów

Diabeł to Król Bram Materii, on jest władcą manifestowanych materialności. Diabeł  jest iluzją, zasłoną. Sprawia, że widzimy to, co fizyczne we wszechświecie za jedyną prawdę. Nasza zniekształcona percepcja świata i to, co nazywamy rzeczywistością, jest faktycznie ślepa. Droga Diabła musi zostać przekroczona, aby osiągnąć stan Wskrzeszonego.

~ Tarot Zakonu Złotego Świtu


Wyjął z bagażnika torbę sportową, która służyła mu zwykle do wożenia zapasowych ubrań i szlifierki kątowej, tak aby wszystko nie walało się po samochodzie i powiesił na ramieniu. W korytarzu zauważył od razu, że nie ma nikogo w domu, bo żadne zabójczo wysokie neonowe obcasy nie walały się byle gdzie, po tym, gdy posprzątał ostatni raz w pomieszczeniach. Pozbył się swojego obuwia, ale nie założył kapci.
Kamienica brzmiała dziwnie echem pustki, nawet jeśli po kątach gniła Marigold, przez co nawet w salonie zalatywało słodkim smrodem rozkładu. Wcześniej tego nie zauważył, bo wietrzył, ale przez ich nieobecność, zrobiło się tu jak w puszce zgnilizny.
Sahak położył torbę na komodzie i zaczął przeglądać rzeczy w szufladach, myśląc co potrzebuje wziąć ze sobą, a co zostawić w kamienicy. Album z religiami świata zostawał, kubek od Halide mógł zostać, garnek do gotowania kawy też. Nie będzie przecież pić takiej z ekspresu. Sahak uznawał jedynie ormiańską kawę, przygotowaną w sposób, w jaki robiła ją Anoush w jego dzieciństwie.
Niespiesznie przejrzał płyty, ale i stąd wziął jedynie jeden egzemplarz, z muzyką Ennio Morricone z filmu Misja. Wreszcie zostały półki z książkami. Po prawdzie Sahak zabrał już większość rzeczy z Rue des Archives, które uważał za niepotrzebne tutaj. Teraz przeglądał albumy, stare notesy, siedząc ze skrzyżowanymi nogami na podłodze.
Nagle zauważył kopertę, której zupełnie nie kojarzył. Zajrzał do środka i zamarł w pół oddechu.
Odłożył list na bok.
Przywrócił książki na miejsce.
Usiadł na kanapie.
Zaczął czytać.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
[poza adresatem, całość listu spisana była w języku arabskim, z zaskakującą jak na rękę, która go zapisała precyzją i dbałością o zachowanie linii i proporcji wszystkich znaków]

Սիրելի հայրիկ, իմ սրտի սև

Dziwnie mi pisać list, którego nigdy Ci nie pokażę. Mój terapeuta twierdzi jednak, że dobrze jest, abym zwerbalizowała i urzeczywistniła w piśmie, w moim rodzimym języku to z czym się zmagam w naszej relacji, albowiem może to przynieść ulgę i szansę na ozdrowienie. Mówi też, o naiwny, że czas leczy rany, a człowiek może nabrać dystansu do spraw, które zadziały się w przeszłości. Dojrzeć. Mówi mi, że mam czas, ale… cóż, jest przekonany, że mam dwadzieścia lat więc… Niemniej spotkania z nim przynoszą mi, choć chwilową to jednak ulgę w mojej katordze, nawet jeśli jest to tylko otarcie potu z czoła umęczonego Syzyfa.

Uczucie bezsilności jest moim kamieniem, który dźwigam każdego dnia i każdej nocy od prawie dwustu lat. Myślałam, byłam przekonana, że mimo odrzucenia mojej osoby, mimo tego, że nie spełniłam Twoich oczekiwań jako kobieta, znalazłam swoją drogę w życiu, tak, byśmy wzajem sobie nie wadzili. Bez Ciebie jednak moje życie było jałowe, pozbawione celu i jakiejkolwiek wartości. Tułałam się od miasta do miasta, bez korzeni, bez większego sensu i powołania. Dopiero gdy wiek temu odnaleźliśmy się znów w Aleksandrii, zapłonęła znów we mnie nadzieja, że uda się nam zbudować coś… że uda mi się pokazać Ci, że niepotrzebnie powoływałeś drugie dziecko, że dojrzałam na tyle, aby móc wrócić do Twego boku, bez oczekiwania na odpowiedź z Twojej strony, bez naruszania granic narzuconych Ci wiarą i zobowiązaniem.

Postanowienie i marzenie było we mnie tak silne, że gdy koleje losu zaprowadziły nas do Paryża, czułam się tak, jakby wszystkie moje modły zostały w końcu spełnione. Nasz wspólny dom, nasze wspólne życie, wspólna misja. Nie pamiętałam, kiedy czułam się szczęśliwsza. A potem… potem wiesz, co się stało. Ten cały celibat… to zawsze tak wyglądało? Że nie chodziło o obietnicę złożoną Theotokos tylko o fakt, że ja nie byłam wystarczająco doskonała? Odpowiadająca Twoim gustom? Przecież to Ty mnie wyrzeźbiłeś, na obraz i podobieństwo swoje, Ty nadałeś mi kształt. Zresztą, nieważne... Przełknęłam raz gorycz bycia gorszym dzieckiem, przełknęłam i gorycz bycia gorszą kobietą. Teraz gdy o tym myślę, to już dawno przestałam wierzyć w to, że kiedykolwiek zajmę w Twoim sercu miejsce takie, jakie bym chciała. A bardzo chciałam wiesz... bardzo chciałam zajmować jakiekolwiek miejsce, choćby i w progu sieni… Zrobiłam wszystko, aby wkupić się w Twoje łaski, abyś mógł być ze mnie dumny, mógł powiedzieć, że nie jestem pomyłką młodości, wypadkiem przy pracy. Porzuciłam taniec i włóczęgę, założyłam sklep tak jak Ty, zadbałam o dom, zaangażowałam się w sprawy rodu, który nigdy mnie tak naprawdę nie obchodził. By wykonywać powierzone misje, poświęciłam wszystko - resztki szacunku do siebie, jakiejkolwiek godności w oczach innych. I wszystko marność, krzew dający zgniłe owoce.

Próbowałam nawet iść do chrześcijańskiego kościoła. Ich bóg też lubi milczeć, osądzać bez podawania wyroku. Oni siedzą w tych ławach, pośród mdłej woni obłudnych, przebłagalnych modlitw i mówią sobie, że na miłosierdzie nie trzeba pracować, że ono jest, tak po prostu, a głos przyjdzie w lekkim powiewie, w oddechu, w żółci rozkwitniętego kwiatu i uśmiechu dziecka. Oszukują się w każdym słowie, zaklinają rzeczywistość, padając na marmury i prosząc o znaki, dostosowując całe swoje życie pod wybrane prawa z pisma, bo oboje wiemy, jak współcześnie wybiórczo podchodzi się do słów proroków. Musiałam wyjść, gdy dusił mnie śmiech pełen żałości, bez współczucia czy empatii do tych robaków. Czym się jednak od nich się różnie, skoro cały jeden ludzki żywot poświęciłam na to, na próżno, byś znalazł we mnie choć cień ojcowskiego upodobania? Czym się różnię, skoro modlę się, zaklinam, zawodzę i bluźnię wciąż, mimo głuchego milczenia, marmurowego posągu, którym jesteś. Więcej serca i łaski okazujesz wszystkim dookoła, dla mnie mając tylko pasywny, pusty wzrok i mechaniczne słowa wydające kolejne dyspozycje. Ach, gdybyś chociaż mnie znienawidził do reszty i odprawił w końcu, oddał komuś, lub pustą skorupę nieudanego eksperymentu porzucił na słońcu... Mimo, wszelkich moich starań, nie pokochałeś mnie, ani nie znienawidziłeś. Ani nie stałam się Twoją chlubą, ani zniewagą dostatecznie wielką, byś pokazał mi drzwi. Twoja obojętność mnie zabija. Bez ustanku, w każdej chwili po trochu. A może ja już jestem martwa, tylko z przyzwyczajenia nie zauważyłam tego momentu, kiedy całun śmierci odgrodził mnie od rzeczywistego świata? Nie. Wciąż boli. Wciąż dusi mnie nieutulony żal, bezsilność i zawiść wobec wszystkiego, co kochasz, co wzbudza w Tobie, choć krztynę emocji.

Bardzo chciałabym, żebyś wiedział, że











_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Nawet nie zauważył, że ręką mu się trzęsie nieco. Odłożył list na stolik do kawy, tak bardzo tam nie pasując, a starożytne litery pośród lśniących powierzchni ich rzeczywistości, która za zamkniętymi drzwiami rozkładała się, niczym Marigold. Pokój z krzyżem, teraz wypełniony ropą, rozkładem i kruszącą się tkanką, nie, cała kamienica była idealną alegorią ich obecnej sytuacji, pudrowanych sińców pod oczami i pękniętymi wargami na które nakładało się najbardziej odważną szminkę, jakby były ranami zwycięstwa, nie przemocą.
Zacisnął usta w cienką linię, pocierając podbródek w zamyśleniu. Zaczął stukać serdecznym palcem o podłokietnik fotela. Siadał na tych meblach tak rzadko, że po siedemdziesięciu latach nie były nadal powygniatane. To powinno mówić wszystko o tym, jaką imitację życia prowadzili.  Układ miał być perfekcyjny. On pomieszkiwał z Tahirą, ale skupiało się to na tym , że ignorował orgie w hammamie, wygłuszając piętra, nie przeklinaj na rozrzucone lateksowe ubrania ani na pustą lodówkę, gdy znikały woreczki z krwią podpisane Sahak.
Otworzył telefon, klawiszami przeszukał listę kontaktów. Zawahał się i zamknął klapkę. Nie. To nie był dobry pomysł. Potarł nasadę nosa, tik którego on nauczył się nieświadomie od Tahiry, nie odwrotnie. Czuł żółć w ustach. Żaden jego wybór nie był dobry. Blisko było źle. Daleko jeszcze gorzej.
Zamykanie drzwi w korytarzu wybiło go z letargu. Chwycił list, złożył go i schował do tylnej kieszeni spodni. Wstał szybko, przeszedł do kuchni, wyjął papierosa, jakby chciał cały czas palić, a nie potrzebował chwili, aby opanować swoją mimikę.
Nie powinien tego czytać.
Zdecydowanie powinien.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Weszła do pustego domu, niosąc ze sobą chmurę wiśniowego dymu. Od razu po powrocie zorientowała się, że kamienica ropiała już nie tylko metaforycznie, ale wskroś fizycznie, dając w materialnym świecie odpowiednio dobranymi estrami emanację swojej prawdziwej natury. Marie niczym jeździec zwycięzca, ten z łukiem i wieńcem laurowym na białym koniu, jeździec, który zawsze wygrywa... zaraza... opuściła ich już, podobnie jak Carol powoli zbierała się do tego, omijając pierwsze piętro pełne szczurzego, mdlącego smrodu. To były niby pojedyncze okoliczności, lecz Czytająca widziała w tym symbol milowego kamienia, archetypu czule wsuwającego jej palce pod skórę, by sięgnąć zrośniętych kości i połamać je na nowo.

Gryzła rubinowy, lekko słodki filtr cygaretki zębami. Dym okadzał ją, szczypiąc w oczy, wypełniając do cna nozdrza. Na ziemię opadły dwie siatki pobrzękujące zawartością. Jakie to szczęście, że nie musiała kupować jedzenia. Jej głód płynnie przeistaczał się w pragnienie. Wcześniej jeszcze miała jakiś cel, bal, urodziny... Teraz była jak zerwany ze smyczy kundel, pozbawiony królika, za którym bezmyślnie mógłby gonić. Opera przerażała ją monumentalnością, brakowało małych kroków, małych dat. Królika... Powoli podeszła do okna, w połowie drogi zrzucając z braków na podłogę płaszcz. Szła z niechęcią, poczuciem beznadziei kulącym jej ramiona, zupełnie jakby niewidzialny łańcuch kołysał się u jej szyi. Nawet nie zapalała światła, gdy z westchnieniem zawiesiła dłoń na klamce i puknęła czołem o chłodną, wilgotną ohydną rosą szybę. W dłoń ujęła wiszący na jej szyi talizman — malutki płomień wyrzeźbiony w drewnie, zawieszony na rzemieniu. Czuła, że jej wnętrze jest takie jak ta szyba, jak cały pieprzony Paryż z brejowatym gównem rozrzuconym po chodnikach, zamiast bieli śniegu. Zaciągnęła się mocniej i nagłym ruchem szarpnęła wajchę. Do pomieszczenia wpadł gwałtowny chłodny powiew, wraz z gwarem bocznej uliczki Rue des Archives. Woń zgnilizny i śmierci zmieszał się ze spalenizną i życiemMezzo. Co za życie...

Cisnęła resztką papierosa na chodnik i odwróciła się w kierunku kuchni, po otwieracz do siarczystego czerwonego wińska, w którym zaplanowała się kąpać dzisiejszej nocy. W pół kroku jednak zatrzymała się struchlała, widząc postać. Znajomą postać.
– أهلا والدي. لم أكن أتوقع رؤيتك الليلة – powiedziała matowo, całe jej ciało napięło się w oczekiwaniu. Pierwsze słowa, które padły w jego kierunku od przeklętej bitwy na śnieżki. Jego nie wciąż brzmiało w jej uszach, przetkane późniejszym słodkim śmiechem jego kochanki. A mogła nie jechać, mogła wybrać każdy inny kierunek... Nerwowo oblizała wargi, czując, że serce wali jej jak oszalałe, tym głośniej im bardziej nakazuje mu się uspokoić.

@Sahak Darbinyan

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

W głębi duszy Sahak zawsze chciał być tym bóstwem narodzin inspiracji. Gdy już wszedł w ciemność, chciał inspirować, być patronem malarzy i twórców. Ucieleśniać ten oryginalny błysk talentu, kreatywności. Nie musiał być efektem, nie musiał być bogiem sztuki per se, tylko tego, z czego się rodziła. Czasami nie trzeba przecież być poczytnym autorem, czasami wystarczy przyłożenie długopisu do papieru.
Tak naprawdę był bogiem tej jednej sceny w Ratatouille. Kiedy smakujesz, słyszysz, dotykasz, czujesz zapach czegoś i znajdujesz się nagle w zupełnie innym miejscu, nie tylko na świecie, ale również w czasie. Czasami to coś bolesnego i okropnego do pamiętania, brutalne PTSD, odbijające się terrorem na twarzach, wykrzywiając je, czasami jest to piękne wspomnienie miejsce lub osoby, którą się dawno zapomniało. Sahak w głębi duszy był bogiem zapomnianych momentów, które sobie przypominasz i kochasz je lub ich nienawidzisz. Bóstwo przeszłości splecionej z teraźniejszością, bóg tych wszystkich dusz, które zatrzymują się i wspominają.
Smród jego ciężkich papierosów mieszał się z gniciem i słodką wiśnią. Jakby wszystko dookoła nich płonęło, alarmy zaraz miały uruchomić zraszacze, ale ktoś zatkał wykrywacze dymu.
جئت للتقرير — odpowiedział, strzepując popiół do popielniczki, tej co zwykle, nieopróżnionej od kilku poprzednich razów, gdy żar z papierosa lądował w ceramicznym naczyniu, aby uchronić blat od pożaru. Tak jak oni wystudzali się, aby nie powiedzieć za dużo. Aby nie powiedzieć czegokolwiek. — والأشياء الأخيرة
Tym razem ciężkie spojrzenie tkwiło tylko w szklanym odbiciu Tahiry na oknie.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
W głębi duszy zawsze chciała być boginią, co zdradziła jej wizja przyniesiona waniliową truflą. Skupiać na sobie wzrok i uwagę, błyszczeć na środku sceny. Chciała być słońcem pośród ciemności, oślepiającym i zostawiającym na skórze piętno - śmierci lub życia - według własnego kaprysu. Tymczasem była ledwie iskrą, natchnieniem, tą osobą, która szepce wątpiącemu "tak, zrób to..." prosto do uszka. Była świeczką śniącą o wielkości gwiazdy, ślepą na fakt, że bez niej noce pozostałyby martwe, pozbawione możliwości lustrowania ksiąg spisanych cudzą czy własna ręką. Chciała być bóstwem, była niewolnikiem własnych ograniczeń, spętanym łańcuchem niewypowiedzianych oczekiwań Jedynego.

Stała u stóp spiżowego posągu, którego oczy pozostawały puste, beznamiętnie czekające, aż w końcu namiastka stworzenia wyrwie sobie serce i ułoży je na szali, po drugiej stronie kładąc pojedyncze pióro. Czy była warta tego wszystkiego? Czy była taką, jaką umyślił sobie Stwórca, Ten Który Dał Jej Imię czystej, dziewiczej i doskonałej? Przełknęła głośno ślinę, nienawidząc siebie za to, jak bardzo wciąż i niezmiennie czeka, mimo iż uczył ją boleśnie i konsekwentnie, że czekać nie powinna.

– هل تحتاجني لشيء؟ – wybrzmiało gardłowo, jak nieprzyjemne szczeknięcie wygłodniałego psa porośniętego parchem, z ranami toczonymi ropą, który zagoniony w kozi róg nie ma możliwości ani ataku ani ucieczki. Daj mi proszę szansę... daj ostatnią szansę, żebym mogła sprawić, żebyś był ze mnie zadowolony... – łkało bezgłośnie bezimienne dziecko w łachmanach, wgniecione w ciasny korytarz przedświadomości. Tahira jednak nie załkała, po policzku przy nim nie pocieknie nigdy więcej żadna łza. Wręcz przeciwnie, choć nie podeszła bliżej, wyprostowała się nonszalancko i oparła pośladkiem o parapet. Jej dłonie powędrowały do kieszeni, a brodę zadarła ku górze wyzywająco. Tylko płytki oddech ją zdradzał, raz za razem wtłaczany do płuc przyprawiając o mdłości.


@Sahak Darbinyan

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Organiczna forma jest wnioskiem, że istnieje forma dla każdej istniejącej rzeczy, należy ją jedynie odkryć. Są ci, którzy używają gotowych znaczeń i ci, którzy poszukują nowych. Ci, którzy dużo lepiej czują się w ciasnym garniturze określeń i ci, którzy potrzebują wolnej dłoni do kreacji. Nie to jednak jest najważniejsze, a różnica pomiędzy ich odczuciem rzeczywistości. Z jednej strony doświadczenie i świat jest płynne, z drugiej strony jest poszukiwanie permanentnej, dogłębnej formy przedstawienia.

—  هل يمكنك الاعتناء مريم؟
— zapytał, gasząc papierosa w popielniczce, miażdżąc filtr. —لا أستطيع التحدث معها
Czy nadal mówił o siostrzenicy czy o kimś innym? Może w ogóle brzmiały w przestrzeni słowa rzucone przez kogoś zupełnie innego, o dyplomacji, o tym, że oboje nie umieją rozmawiać. Jednakże to Tahira znalazła Marigold, zapchlone szczenię, uosobienie prawdy, które leżało jak truchło między nimi, szturchanie kijem, czy już zdechło.
Zabrzmiało to prawie jak przyznanie, że widzi zgniliznę, ale nie potrafi znaleźć języka, aby rozwinąć całun sklejony ropą.
Potrzebował więcej niż listu. Niewdzięcznik, któremu podano cały bochenek chleba, a prosi o róże i hibiskusy.
W jego głowie szumiał werset Koranu, 90:03. Twój Bóg cię nie opuścił ani o tobie nie zapomniał. Co jeśli ona widzi go zupełnie inaczej? Nie jeśli. Przecież na pewno.
Jego największym grzechem był brak słów, które przecież tak kochał. Bardziej niż własne dzieci.
Nie potrafił stworzyć prawdziwej rodziny, odpychając obie córki, aby znalazły własne, bo on nie potrafił spojrzeć na siebie, jak na kogoś godnego miłości. Rodziny. Nie potrafił kochać Tahiry miłością inną, niż do córki, nie szukał rozwiązania.
Kochał innych lepiej, gdy byli martwi.
أريدها تلتئم.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Zalewająca Tahirę fala żółci zatrzęsłaby ją w posadach, przez stopy, szczupłe nogi, jałowe biodra, trzewia, przez pierś i martwe ze zgryzoty serce, próżne ramiona, wprost przez łabędzią bramę duszy aż pod czaszkę, by opleść słomkową zielenią mózg. Aż się zatrzęsła, a piękna twarz wykrzywiła się pogardą. W oczach Tahiry Sahak kochał absolutnie wszystkich, bez wyjątku. Wszystkich poza nią. I nie było klucza, nie mogła go znaleźć - nie ważna płeć, patrząc na zażyłość z Silvanem, czy zjednywanie sobie mężczyzn, z którymi winien konkurować. Nie ważny wiek, bo wampirzyce drżały przed nim, łasząc się przymilnie czy miały lat dwa czy tysiąc. Nie ważne wykształcenie, uroda, nie ważna rasa. Każdy znajdował w nim upodobanie, nawet samym aktem uwielbienia. Nawet Marigold, nieśmieszny żart Raisy, porzucone dziecko taplające się w zgrozie i pruderii. Nawet Marigold jadąca trupem, wyzywająca wszystkich od grzeszników na których czekają piekielne wrota. Nawet ją kochał bardziej.

Była zbyt roztrzęsiona, by bawić się w subtelności metafory. Palcami łaknącymi wsunąć się pod powieki swego ojca, by zawłaszczyć gwałtem jego oczy, by mieć je na wyłączność tylko dla siebie, tymi palcami właśnie wyjęła z kieszeni złotą zapalniczkę i niewielką czarną paczuszkę z rzędem swoich obecnie jedynych koleżanek.
pstryk...
Ten ogień był zbyt mały, by rozpocząć proces leczenia, ale wystarczający, by zająć czymś ręce i odsunąć od siebie pragnienie. Utopię się w tej jebanej siarce – obiecywała sobie jak zwykle. Zaciągnęła się mocno i dopiero w tej nabrzmiałej nienawiścią i odrazą ciszy powiedziała:
– الروح التي تسممها أختك يجب أن تطهر في الشمس – czy mówiła wciąż o Marigold? A może mówiła o sobie, dziecku skażonym cudzą myślą, żartem krewniaczki, który w swej brzemienności sięgał aż obecnych czasów, obecnej chwili. Tahira była zainfekowana przekonaniem, że to jej brakowało czegoś, podobnie jak Marie, drugiej stronie tego samego medalu.

– الروح التي تسممها أختك يجب أن تطهر في الشمس – dodała z pozoru monotonnie, bliźniaczo do niego zaciągając się i wypuszczając widmowy zdradzający ją drżący oddech wysycony skargą. – هي تحتقرني. أنا كل ما يعتبره قذرًا وشريرًا

@Sahak Darbinyan

_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sahak Darbinyan

Sahak Darbinyan
Liczba postów : 904

Brzeg Pustyni Chihuahuan w północnym Meksyku jest fragmentem świata, w którym zdaje się, nic nie istnieje. Fragment ziemi, zwany La Żona del Silencio, strefą ciszy, to trzydzieści mil bezpłodnych, brązowych płaszczyzn. Pustynia Słonecznego Milczenia. Teraz rozciągała się ona między nimi.
Próbował nie interpretować słów Tahiry, tych słonecznych oczywistości. Dzwony alarmowe w dzwonnicy jego umysłu biły nieustannie, odkąd skończył czytać list. Musiał rozpracować, jak do tego podejść. Jak to rozwiązać, zupełnie jak rozczesywał jej splątane włosy, gdy była młodą dziewczyną. Zważyć opcje i przestać być tchórzem.
.أعلم أنك تستطيع.سوف تصل إليها — odpowiedział jej płasko. List w jego kieszeni palił, jak srebro. Bardziej niż srebro. — انا ذاهب.
Przesunął w stronę Tahiry popielniczkę, z której uchodzili dym jego cameli, słupki pomarańczowych filtrów z jej papierosów oraz tych Tahiry, walające się jak trupy, które zostawili za sobą przez te kilka wspólnych dekad, te kilka dobrych lat.
Poczochrał jej włosy w nagłym impulsie, jak małemu dziecku, przechodząc do wyjścia z pomieszczenia. Zabrał swoje rzeczy, nie swoje również, jak wiadomość, której nie miał nigdy czytać. Jeden wdech. Zwykły, płytki.
طاب مساؤك.
I wyszedł.

_________________
So, take me back to Constantinople
milestone 500
Napisałeś 500 postów!

Tahira

Tahira
Liczba postów : 1257
Przysunął popielniczkę, gdy ona też skróciła dystans. Ich tango pozostawało jednak chłodne, pasywne, tak odmienne od płomieni oplatających ciała październikowych kochanków. Nie było tańcem dwojga ku sobie, lecz jakby każdy z nich krokami wytyczało szlaki osobnych harmonii sprzecznych ze sobą, pełnych żałobnych dysonansów. Sięgnęła po teczkę, tuż nad półką, gdzie wcześniej była ukryta koperta.
– توثيق المؤسسة حتى الآن. لقد كلفت Marinette بالإبلاغ ، فإن Halide لديها سيطرة كاملة على الشؤون المالية. – wsunęła mu teczkę w dłoń i odebrała popielniczkę. Kroki i gesty martwych, a przecież chciała żyć, chciała być kwiatem w ogrodzie jego istnienia. Chciała przestać czuć się jak niechciany chwast.

Ktoś mógłby pomyśleć, że czochranie włosów przyniosło jej ulgę, że było tym, czego potrzebowała. Ale drobną wstążką rzuconą w przepaść nie zbuduje się mostu, którego spróchniałe deski czerniły się zgnilizną w wąwozie. Nie wzmocni się pojedynczej parcianej liny, ostatkiem swych siły łączącej dwa brzegi. Zastygła w milczeniu kumulującym w sobie krzyk rozgoryczenia, wybuch, który wciąż czekał, nieukojonym żalem, niewypowiedzianym gniewem na rzeczywistość, w której musiała pozostać biernym trupem. Jak nadpalone filtry w popielniczce.

Odczekała jego dotkliwie znajome kroki na klatce schodowej. Odczekała kolejne, dłużące się wieczność minuty, a potem z całym impetem, z furią, z nieokrzesaną wściekłością cisnęła popielniczkę o ścianę. Ta z łoskotem rozbiła się, dodając woń przebrzmiałego popiołu do wszech-ogarniajacej zgnilizny. Zaraz za tym poszły w ruch talerze i szklanki, bez pamięci bez zastanowienia kruszyła przestrzenie jedna po drugiej, szukając bezbolesności pustki, tej samej, która pojawiła się w jej sercu po zdemolowaniu magazynu. Sięgnęła do siatki po butelki wina, aby pejzaż entropii uzupełnić o czerwone, siarkowe plamy, rozbryzgi desperacji, którą płonęła. Nie dbała już o to, czy ojciec ujrzy jej obraz, czy go doceni, czy zauważy. Nie dbała o łzy i zdarte gardło, rozoraną tapicerkę sofy i foteli, stłuczone szybki w ramkach zdjęć. Nie dbała o siebie w tym wszystkim, kalecząc się o szkło i pozostawiając krwawe ślady zdradzające szlaki chaosu, który prowadził jej wolę zniszczenia. Wszystko to pozostawało bezskuteczne, a ona była jak pies szarpiący się na łańcuchu, gryzący się po łapach, kruszący zęby na napiętych metalowych oczkach.

W końcu zmęczona i pozbawiona amunicji, rozpadła siebie na milion kawałków, zawodząc na środku klatki czterech ponurych ścian, cmentarzyska swojego doczesnego życia, w przeciwieństwie do ojca, nie znając drogi do wyjścia, do ucieczki z piekła, którego był niekwestionowanym władcą.

[KONIEC]

@Sahak Darbinyan


_________________
milestone 1000
Napisałeś 1000 postów! Brawo!

Sponsored content


Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach