I Don't Have Anywhere to Go

2 posters

Go down

Charlotte Stewart

Charlotte Stewart
Liczba postów : 46
Tytuł: I Don't Have Anywhere to Go
Data: rok 1826, lato
Miejsce: Gdzieś w Arizonie
Kto: Marcelline i Aleksandr

Kretyn, skończony idiota. Marcelline była wstanie znieść wiele, ale by w ich łóżku? Weszła bardzo po cichu, William był tak zaabsorbowany blond włosom kochanką, że nawet nie usłyszał, że jego żona wróciła. Uciekła stamtąd, musiała. W pierwszej chwili chciała złapać za strzelbę i zastrzelić oboje. Wiedziała, że zaraz ktoś przyjdzie, mieszkali w takiej okolicy gdzie ktoś, by się zainteresował hałasem. Zabrała się zanim by zrobiła błąd, którego już nie naprawi.  
Zanosiło się na burzę, deszcz z lekkiej mżawki robił się coraz gwałtowniejszy. Była w ciemno zielonej sukni, mało rzucającej się w oczy gdy przemykała pomiędzy światłem latarni. Zamyślona nie dumała nad droga. Szła gdzie ją nogi zaprowadziły, ale dzisiaj chyba serce dyktowało kierunek. W połowie drogi stanęła w miejscu. Spojrzała się po budynkach orientując się gdzie jest i gdzie zmierza. Zawahała się, myślała czy dobrze robi czy nie powinna zawrócić. Wiedziała, że nie będzie odwrotu, nie będzie wstanie się wycofać. Padało coraz mocniej, wiatr rozwiał jej włosy, długie rude loki opadły jej na ramiona. Nie zawróciła, szła dalej. Co robiła było niewłaściwe, nie tak ją wychowano. Nie była nawet pewna czy może się u niego zjawić o tej godzinie, zapukać do drzwi prosząc o to co chciała poprosić. Co było takiego w mężczyźnie, że myślała o nim cały czas? Próbowała tego nie robić, zabronić sobie, ale im bardziej sobie tego odmawiała tym mocniej ją do niego rwało. Z niewinnych spojrzeń zamieniło się to w silne zauroczenie. Gdy pracowali razem spoglądała na niego, szukała pretekstu byle porozmawiać z nim. Traciła głowę dla niego. Język jej się plątał, gubiła słowa. Aleksandr skradł jej serce i trzymał mocno nie dając nawet na sekundę o sobie zapomnieć.  
Doszła na miejsce w przemoczonej sukni, pobrudzonej błotem. Włosy okleiły jej twarz włażąc jej w oczy. Niebo rozbłysło, czekała na grzmot. Mokła wąchając się czy powinna zapukać. Przeczekała dwa grzmoty aż odważyła się, zapukała głośno tak by mieć pewno, że ją usłyszy. Ręce skrzyżowała, czekała aż jej otworzy licząc, że jej nie przegoni.

Nikolaj Moroz

Nikolaj Moroz
Liczba postów : 27
Czy dla osób w ich sytuacji istniała za późna godzina? Wątpliwe. Noc zawsze była zbyt wczesna by iść po prostu spać. Dzień był zbyt późny, by po prostu trwać w przytomności. Światło paliło, a ciemność burzowej nocy otulała jak miękki całun, nawet jeśli deszcz chłostał prędkimi kroplami, rozbijając się na skórze, czy wchłaniając się w sukienkę, dociążając ją swoją objętością. Noc to był ich czas. Wszystko mogło się wtedy wydarzyć.
A co rzeczywiście się wydarzyło? Pośród grzmotów i piorunów, pod jego drzwi przybyła kobieta spędzająca mu spokój ducha. Czy otworzył? Owszem, choć nie wiedział, kogo spodziewać się w taką pieską pogodę.
Widok nędzy i rozpaczy, stojący na jego progu, rozszerzył mu źrenice. Adrenalina uderzyła w krwiobieg, zagłuszając sugestie, że jest z nim już tak źle, że ma zwidy.
- Marcelline? - pytanie zawisło wśród burzy, choć ręce już były o parę sekund dalej, wciągając wampirzycę do ciepłego wnętrza, miękko oświetlonego blaskiem bijącym od kominka. - Co się stało? Ktoś Cię napadł? Komu porachować kości? - Na twarzy Aleksandra odmalowała się nie tylko złość, ale też całe morze troski.
Ta była jednak póki co wyrażona w sposób dość... Ludzki. Jewgienił uniósł Marcelline z podłogi i dosłownie przeniósł ją przed kominek, gdzie ciepłej, jakby zupełnie zapominając o naturalnie niskiej temperaturze ich ciał. Przynajmniej sukienka będzie mogła wyschnąć.
- Jesteś cała przemoczona, biedactwo. Zaraz Ci poszukam czegoś suchego

@Charlotte Stewart

Charlotte Stewart

Charlotte Stewart
Liczba postów : 46
Kobieta poczuła ulgę gdy Aleksandr otworzył jej drzwi. Rozeszła się po jej ciele dając ukojenie od nerwów. Ostatnie miesiące były wyjątkowo stresujące. Marcelline ponownie czuła się jakby utknęła w labiryncie. Aleks był dla niej jak kompas, mapa, której od dawna szukała.
- Nie, spokojnie. To William – odpowiedziała. Wiedziała, że zrozumie, że wiedział, nie będzie musiała mu tego tłumaczyć. Kto tutaj w okolicy nie wiedział co jej mąż robił? To było dla niej poniżające. Ten mężczyzna pozbawiał jej jakiejkolwiek godności. Na myśl, że częściej sprowadzał swoje kochanki do ich łóżka robiło jej się słabo. Czuła się brudna, poniżona. A jednak był ktoś kto ją przyjął, zajął się nią. Zastanawiała się dlaczego. Czym sobie zasłużyła na jego pomoc? Zawsze ją to ciekawiło czemu ktoś to robił i co będzie chciał w zamian. Wszystko miało swoją cenę. Ciekawe jaką Rosjanin sobie zażąda.
Zaśmiała się gdy ją przeniósł jakby nic nie ważyła. Była o wiele drobniejsza od niego.  Gdy z nim rozmawiała musiała podnosić głowę do góry. Raz stanęła na stołku, by móc być z nim w miarę na równi jak mu groziła palcem o jakąś głupotę. Zdawała sobie sprawę, że miała "trudny charakter". Wiedziała, że to wyzwanie być z nią. Nie chciała jednak popełnić błędu z swoich ludzkich lat, dać mężczyźnie całkowicie zawładnąć jej życiem. Może dlatego tak ciężko było jej nawiązać relacji? Może dlatego inne mężatki patrzyły na nią jak na dziwadło? Czy to było tak złe żądać równego traktowania? Nie chcieć całkowicie się podporządkować mężczyźnie?
Spojrzała na swoją suknie, oczywiście było jej wstyd z powodu swojego wyglądu. Zazwyczaj była elegancko  ubrana, włosy miała spięte, pachniała perfumami. Uśmiechała się, próbowała jeszcze udawać, że wszystko jest dobrze. To łatwiejsze od mówienia prawdy, która była dla niej tak bolesna. Chowała się za tą radosną postacią, ale nie dzisiaj. Ciężko jej było znów grać tą rolę. Nie płakała, nie trzęsła się z zimna, nie skuliła się w sobie. Stała wyprostowana, głowę trzymała jak zawsze wysoko, a jednak nie wyglądała dzisiaj na pewną siebie kobietę. Patrzyła na Aleksa inaczej, nie z uczuciem i entuzjazmem, którym go zazwyczaj obdarowywała. Tylko z smutkiem, żalem, rozczarowaniem. Kasztanowe oczy zaszły szarością, straciły swój blask.
- Dziękuję. Mogę prosić o coś ciepłego do picia? Albo zrobię nam oboje tylko zaprowadź mnie do kuchni.
Pewnie najniższe warstwy jej ubioru były jeszcze suche. Miała na sobie tyle warstw że trudno było, by każda z nich była mokra. Jednak miło będzie coś jeszcze zarzucić na ramiona. Zaczęła rozwiązywać swoją suknię, szło jej to powoli z jakiegoś powodu nie miała siły. Gdyby mogła położyła by się do łóżka, owinęła szczelnie kołdrą i już nigdy stamtąd nie wyszła. Niestety nie mogła tak zrobić, nie ważne jak bardzo chciała.

Nikolaj Moroz

Nikolaj Moroz
Liczba postów : 27
Kiedy powiedziała, jaki był powód jej opłakanego stanu, poczuł, że dłonie zwijają mu się w pięści. Musiał odetchnąć raz, czy drugi, żeby w miarę spokojnym, acz rzeczowym tonem zauważyć:
- To, że to William, nie jest w żaden sposób uspokajające, Marcelline. - Tak, Aleksandr różnił się od Williama. Może to kwestia wychowania, pochodzenia, krwi, jaka krążyła w ich żyłach, ale był zaprzeczeniem jej męża. I mowa tu o aktualnym, bo trudno porównywać się do zbielałych kości, jakie pozostały po jej pierwszym mężu.
Po odstawieniu rudzielca przy ogniu, zniknął w głębi domu. Byłoby łatwiej, gdyby mieszkał z familiantami, a nie rozesłał ich po całej Arizonie. Teraz musiał się sam wystarać o coś suchego dla swojego niezapowiedzianego gościa. Tak więc... Koszulę jej znalazł. Swoją, bo niby czyją inną, ale cokolwiek innego, w tym portki, spadłyby z niej, albo zabiłaby się próbując chodzić ze zdecydowanie zbyt długimi nogawkami.
- Wybacz, nie mam damskich ubrań - przeprosił, wręczając jej złożoną w równą kostkę koszulę w kratę. Wtedy miał okazję spojrzeć na nią, taką wyprostowaną, ale jednak... absurdalnie mocno zranioną przez kogoś, po kim nie można się było już nic dobrego spodziewać. Walczyła z własną suknią, mokrą i wcale nie łatwą do rozbrojenia.
I choćby nie wiedzieć jak mocno chciałby, by rozbierała się dla niego, to nie gapił się na nią jak sroka w gnat, trzymając twarz skierowaną w neutralnym kierunku, w bok.
- Khem - lekko oczyścił gardło, kaszląc w pięść. - Jeśli nie zależy Ci na sukience, mogę pomóc. - Nie wiedział skąd miał w sobie tyle odwagi, ale na pewno w tej chwili sytuacja przypominała przybycie jagnięcia do lwiej jamy. I on niepokojąco mocno poczuwał się do roli lwa, gotowego pożreć jagnię. Ale trzymał się jeszcze tej rozsądnej strony swojej natury. Opanowania, którego nauczył go Leonid. Dlatego nie porwał jej jeszcze, a jedynie oferował pomoc.
Co on najlepszego robił? Pomaganie mężatce w chwili, kiedy ucieka od męża to jedno. Rosnąca ochota na tę mężatkę to coś zupełnie innego.
Może powinien skupić się na tym, by zrobić im coś ciepłego do picia. Może grzane wino? Czy on w ogóle miał w kuchni cokolwiek, co nadawało się do wypicia na ciepło? Na takich właśnie myślach Jewgienił starał się skupić, by nie krążyły one wokół przemoczonej kobiety.

@Charlotte Stewart

Sponsored content


Powrót do góry


 
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach