Ułożona materia świata runęła na jej oczach. Postać żony z człowieczych lat Osamu zaburzyło subtelną percepcję otoczenia, zbijając barwny witraż normalności w drobną miazgę, bo już nic nie miało być takie samo, skoro ona tutaj była, dzieliła z nimi przestrzeń i chwytała podobną esencję życia. W tamtych czasach nie życzyły sobie źle, choć jawne intencje znacznie różniły się od tych, które tkała pomiędzy snami, niosących widmo drobnych nieprzyjemności i bolączek, zbyt strachliwa na przywołanie dotkliwszych obrażeń. Ich wspólne losy rozmyły się wraz z wstąpieniem na ścieżkę nieśmiertelności i nie sądziła, że jeszcze kiedyś przyjdzie im pokrzyżować je na nowo celem napisania nowej historii. Nie, na wszystkie świętości, ktoś taki jak ona nie był do tego potrzebny, ponieważ miała spędzić lata na doskonaleniu boskiej więzi z bratem. Wystarczyło zaledwie muśnięcie obecności Saori, żeby zburzyć starannie ułożony porządek, choć nie wykonała gwałtownego ruchu, wręcz przeciwnie, na razie trzymała się od z daleka. Aż do teraz nie mogła pojąć, jak bardzo można pałać nienawiścią wobec kogoś, kto nawet nie zainicjował realnego, namacalnego kontaktu, tymczasem płomień buchnął z całym impetem. Jednym z nieszczęśników mających wątpliwą przyjemność poczuć działanie żywiołu był Osamu. W szale zapomniała o tym, co mówił do niej w holu, w pełni skupiona na bladym wspomnieniu jego żony.
O co w tym wszystkim chodzi? — jęknęła piskliwie, wyrywając dłoń z opiekuńczego uścisku brata. Przesunęła zamglonym wzrokiem po sali, upewniając się, że są wystarczająco daleko od innych gości na swobodne przeprowadzenie tak trudnej rozmowy. Nie rozumiała sensu ani jednej sekwencji wydarzeń z holu, gdy musiała skonfrontować się z demonem przeszłości. — Dlaczego ona jeszcze żyje, Osamu? Co Saori tutaj robi? Nie powinno jej tu być. Nie powinno jej tu być — próba uspokojenia poszła na marne. Roztrzęsiona ponad miarę nie potrafiła nawet czerpać przyjemności z oszałamiającego widoku, jaki prezentowała kryształowa sala.