Liczba postów : 23
Alexander (Axel) Garder
podstawowe
wiek: 300 (ur. 1722 r.)
rasa: wilkołak (urodzony)
pochodzenie: bliżej nieznane
wizerunek: Lee Minho (Lee Know)
rola w rodzie / watasze: Łowca (Manteau'blanc)
znaki szczególne
# Brak części lewej stopy i dwóch palców u prawej, sporo blizn na całym ciele.
# Żołnierska postawa i przenikliwe spojrzenie.
# Kilka tatuaży w niewidocznych na pierwszy rzut oka miejscach.
# Heterochromia (od urodzenia), zazwyczaj skrywana pod kolorowymi soczewkami. Achromatopsja w lewym oku (na skutek uszkodzenia rogówki srebrem).
# Znamię po lewej stronie biodra, które ma od zawsze.
# Brak części lewej stopy i dwóch palców u prawej, sporo blizn na całym ciele.
# Żołnierska postawa i przenikliwe spojrzenie.
# Kilka tatuaży w niewidocznych na pierwszy rzut oka miejscach.
# Heterochromia (od urodzenia), zazwyczaj skrywana pod kolorowymi soczewkami. Achromatopsja w lewym oku (na skutek uszkodzenia rogówki srebrem).
# Znamię po lewej stronie biodra, które ma od zawsze.
biografia
Był niechciany.
Właśnie z taką świadomością się wychowywał. Właśnie to powtarzali mu zakonnicy, wśród których spędził większość swojego dzieciństwa. Nie chciała go nawet własna matka - tak mówił mu brodaty, surowy zakonnik stojący na czele tego klasztoru. Bo był najpewniej z nieprawego łoża - dodawał z niechęcią, nawiązując do wyglądu chłopca. Tylko oni okazali mu łaskę i dobroć, i przyjęli go pod swój dach - tak mu powtarzali.
Wierzył im. Czemu miałby nie wierzyć? Nie znał innego życia. Chociaż nocami, we snach, widział coś innego. Widywał grupę ludzi, ale nie ponurą jak zakonnicy, tylko weselszą, cieplejszą, pełną życia. A potem budził się znów w ciemnym i zimnym pokoju, całkowicie przekonany, że te nocne majaki to kuszenie zła, przed którym go zawsze ostrzegano. I ze łzami modlił się o to, by to kuszenie zniknęło, bo nie chciał wylądować na ulicy, jak powtarzali mu zakonnicy. Nienawidził tego, ale wierzył w to, że poza klasztorem nigdzie nie znajdzie sobie miejsca.
Nazywali go wynaturzeniem. Za każdym razem, gdy okazywało się, że słyszy lub czuje coś więcej od innych. Za każdym razem, gdy alergicznie reagował na bliskość srebra. Nazywali go wynaturzeniem i tym usilniej kazali się modlić, niekiedy ciągnąc go przed ołtarz niemal siłą. By wypędzić z niego zło, tak powtarzali. Urodził się zły, więc tym bardziej musiał pościć i się modlić, by to zło zwalczyć - to mówili zamykając go w zimnej, ciasnej komórce, gdy znów im czymś podpadł.
Nie pamiętał, kiedy wylądował tam po raz pierwszy. Pamiętał jednak długie godzinny nieprzeniknionej, gęstej ciemności, która towarzyszyła mu chyba od zawsze. Gdy był mały odnosił wrażenie, że ma ona ręce. Ręce i macki, które chcą go wciągnąć do piekła. Potem była jedynie pustka. Pustka pełna bólu po tym, jak tuż przed zamknięciem dostał jeszcze ku przestrodze kilkanaście razów skórzanym pasem. Był zły. Bardzo zły. Ale jednocześnie bał się piekła, którym go straszono. W końcu na to wszystko zasłużył, prawda?
Czternaście lat.
Tyle czasu spędził w klasztorze, bojąc się postąpić brew temu, co powtarzali mu obecni tam bracia. Ale wtedy, gdy miał siedemnaście lat, wszystko się zmieniło. Nie miał pojęcia co się dzieje. Od kilku dni czuł się jakoś inaczej, ale nie wiedział dlaczego. A tamtego wieczora wzszedł księżyc w pełni. I wszystko stało się jeszcze dziwniejsze. Poczuł ból, jakiego nie czuł jeszcze nigdy. Ból, wściekłość i nieznane dotąd pragnienie. Żal i złość, które tłumił w sobie przez tyle lat, znalazły ujście. A potem zupełnie się zatracił.
Ból. To właśnie poczuł, gdy odzyskał świadomość. Ból i otaczający go, metaliczny zapach krwi. I ujrzał obraz... masakry. Nie miał pojęcia jak tego dokonał, ale nie było wątpliwości, że to on stoi za tym wszystkim. Za tym rozlewem krwi. Nie wiedział jak zdołał poszarpać tych zakonników. Ale to on z nimi walczył. Bronili się. Czuł na swojej skórze rozcięcia, i piekący ból przypalenia. A gdy powróciły do niego jakieś dziwne skrawki wspomnień... Po prostu uciekł. Tak jak stał - nagi i zakrwawiony. Po prostu uciekł.
Chyba za szczęście można uznać, że w pobliskim lesie jakiś przejezdny wilkołak przechodził w tym samym czasie swoją przemianę. Chyba zwabiły go wcześniejsze krzyki, i gdy tylko chłopak wybiegł z budynku - pochwycił go. Przygarnął, ubrał, nakarmił i zaczął wtajemniczać w ten nowy dla niego świat. Nawet jeśli początkowo młody wilkołak w nic nie wierzył. To było tak odmienne od tego, co mówili mu zakonnicy... Ale w końcu zaczął wierzyć. I dostał też imię - Alexander. Po raz pierwszy w życiu miał imię. Bo zakonnicy nazywali go wyrzutkiem i przybłędą, wynaturzeniem i dziwadłem, podrzutkiem i mieszańcem. Nigdy nie nadali mu imienia.
Ów wilkołak okazał się Alfą, który wracał z podróży do swojej watahy. Ta wędrująca wataha stała się jego rodziną. Nauczyli go niemalże wszystkiego, bo chłopak niewiele poza modłami potrafił. Opowiadali mu o wilkołaczej naturze, nauczyli go czytać i pisać. Wyjaśnili, jak wygląda świat poza murami, w których trzymali go zakonnicy. I uczyli go samokontroli, bo ucieczka z klasztoru przełamała w nim jakąś blokadę. Stał się porywczy, wybuchowy, nieprzewidywalny. Przestał być pokornym dzieckiem, które było zamknięte w klasztornych murach. Ale oni nie spisali go na straty. Pomogli mu. Dlatego bez wahania ruszył z nimi w 1741 roku na wojnę (o sukcesję austriacką), gdy tylko o tym wspomnieli. Była to wataha niespokojnych duchów. Angażowali się we wszystkie głośne konflikty, a także we wszystkie ciche, które napotykali na swojej drodze. Byli wojownikami. I on postanowił być taki sam.
Przez dziesięciolecia walczył z nimi w różnych konfliktach, opowiadając się za stroną, która według nich miała słuszność lub była pokrzywdzona. Wilkołacza regeneracja była niezwykle przydatnym atutem w takich sytuacjach. Choć i tak nie wyszedł z tych przygód bez szwanku. Nie zawsze był czas, by odpowiednio opatrzyć ranę. Najważniejsza była jednak walka i towarzyszące jej uczucie. Uwielbiał to. Uwielbiał rozlew krwi. Bo wtedy nie musiał trzymać na smyczy własnych demonów, nad którymi nie zawsze panował.
Pod koniec XIX. wieku porzucił jednak to życie. Wiele zawdzięczał tej watasze, ale wiedział, że nadszedł czas, by się odłączyć. Tym sposobem wylądował w Azji. Właściwie w pogoni za swoimi korzeniami, które miał nadzieję tam odnaleźć. Znalazł tam nową watahę, i rozpoczął nowe życie. Jednak spokojne siedzenie na tyłku ani trochę mu nie pasowało. Nie było w nim tego czegoś. Dlatego został najemnikiem, potem ochroniarzem. Gdy obok ucha nie świstały mu kule, do normlanego życia potrzebował pracy czy zajęcia, które wymagało swoistej dyscypliny. Bez tego... zaczynał się gubić.
Do Europy zwabiły go konflikty, które wybuchły na początku XX. wieku. Swego czasu, z dawną watahą, spędził tam wiele lat, walcząc w licznych konfliktach. Tam też spotkał ponownie swojego pierwszego Alfę. Ponownie stanęli razem do walki. Tym razem walczyli po stronie Francji. Po zakończeniu I WŚ Axel pozostał przy starej watahsze, ponownie wędrując z nimi od jednej walki do drugiej. Rozstali się dopiero po II WŚ. Wataha ruszyła dalej, a on postanowił osiąść we Francji. Dzięki staremu Alfie zdobył znajomości i namiary na watahy, do których mógł się podczepiać, by nie zdziczeć. I zaciągnął się. Najpierw do wojska zawodowego. Po kilku latach i upozorowaniu swojej śmierci - na drugim końcu kraju wstąpił do policji jako nowy rekrut. Potrzebował takiej pracy, by kontrolować swoje wewnętrzne demony.
Taki tryb życia - raz żołnierz, raz policjant, innym razem ochroniarz - prowadził przez ponad pół wieku. A właściwie - prowadzi go nadal. Obecnie Axel, już od blisko pięciu lat, jest policjantem w Paryżu, i należy do jednej z miejscowych watah.
Właśnie z taką świadomością się wychowywał. Właśnie to powtarzali mu zakonnicy, wśród których spędził większość swojego dzieciństwa. Nie chciała go nawet własna matka - tak mówił mu brodaty, surowy zakonnik stojący na czele tego klasztoru. Bo był najpewniej z nieprawego łoża - dodawał z niechęcią, nawiązując do wyglądu chłopca. Tylko oni okazali mu łaskę i dobroć, i przyjęli go pod swój dach - tak mu powtarzali.
Wierzył im. Czemu miałby nie wierzyć? Nie znał innego życia. Chociaż nocami, we snach, widział coś innego. Widywał grupę ludzi, ale nie ponurą jak zakonnicy, tylko weselszą, cieplejszą, pełną życia. A potem budził się znów w ciemnym i zimnym pokoju, całkowicie przekonany, że te nocne majaki to kuszenie zła, przed którym go zawsze ostrzegano. I ze łzami modlił się o to, by to kuszenie zniknęło, bo nie chciał wylądować na ulicy, jak powtarzali mu zakonnicy. Nienawidził tego, ale wierzył w to, że poza klasztorem nigdzie nie znajdzie sobie miejsca.
Nazywali go wynaturzeniem. Za każdym razem, gdy okazywało się, że słyszy lub czuje coś więcej od innych. Za każdym razem, gdy alergicznie reagował na bliskość srebra. Nazywali go wynaturzeniem i tym usilniej kazali się modlić, niekiedy ciągnąc go przed ołtarz niemal siłą. By wypędzić z niego zło, tak powtarzali. Urodził się zły, więc tym bardziej musiał pościć i się modlić, by to zło zwalczyć - to mówili zamykając go w zimnej, ciasnej komórce, gdy znów im czymś podpadł.
Nie pamiętał, kiedy wylądował tam po raz pierwszy. Pamiętał jednak długie godzinny nieprzeniknionej, gęstej ciemności, która towarzyszyła mu chyba od zawsze. Gdy był mały odnosił wrażenie, że ma ona ręce. Ręce i macki, które chcą go wciągnąć do piekła. Potem była jedynie pustka. Pustka pełna bólu po tym, jak tuż przed zamknięciem dostał jeszcze ku przestrodze kilkanaście razów skórzanym pasem. Był zły. Bardzo zły. Ale jednocześnie bał się piekła, którym go straszono. W końcu na to wszystko zasłużył, prawda?
Czternaście lat.
Tyle czasu spędził w klasztorze, bojąc się postąpić brew temu, co powtarzali mu obecni tam bracia. Ale wtedy, gdy miał siedemnaście lat, wszystko się zmieniło. Nie miał pojęcia co się dzieje. Od kilku dni czuł się jakoś inaczej, ale nie wiedział dlaczego. A tamtego wieczora wzszedł księżyc w pełni. I wszystko stało się jeszcze dziwniejsze. Poczuł ból, jakiego nie czuł jeszcze nigdy. Ból, wściekłość i nieznane dotąd pragnienie. Żal i złość, które tłumił w sobie przez tyle lat, znalazły ujście. A potem zupełnie się zatracił.
Ból. To właśnie poczuł, gdy odzyskał świadomość. Ból i otaczający go, metaliczny zapach krwi. I ujrzał obraz... masakry. Nie miał pojęcia jak tego dokonał, ale nie było wątpliwości, że to on stoi za tym wszystkim. Za tym rozlewem krwi. Nie wiedział jak zdołał poszarpać tych zakonników. Ale to on z nimi walczył. Bronili się. Czuł na swojej skórze rozcięcia, i piekący ból przypalenia. A gdy powróciły do niego jakieś dziwne skrawki wspomnień... Po prostu uciekł. Tak jak stał - nagi i zakrwawiony. Po prostu uciekł.
Chyba za szczęście można uznać, że w pobliskim lesie jakiś przejezdny wilkołak przechodził w tym samym czasie swoją przemianę. Chyba zwabiły go wcześniejsze krzyki, i gdy tylko chłopak wybiegł z budynku - pochwycił go. Przygarnął, ubrał, nakarmił i zaczął wtajemniczać w ten nowy dla niego świat. Nawet jeśli początkowo młody wilkołak w nic nie wierzył. To było tak odmienne od tego, co mówili mu zakonnicy... Ale w końcu zaczął wierzyć. I dostał też imię - Alexander. Po raz pierwszy w życiu miał imię. Bo zakonnicy nazywali go wyrzutkiem i przybłędą, wynaturzeniem i dziwadłem, podrzutkiem i mieszańcem. Nigdy nie nadali mu imienia.
Ów wilkołak okazał się Alfą, który wracał z podróży do swojej watahy. Ta wędrująca wataha stała się jego rodziną. Nauczyli go niemalże wszystkiego, bo chłopak niewiele poza modłami potrafił. Opowiadali mu o wilkołaczej naturze, nauczyli go czytać i pisać. Wyjaśnili, jak wygląda świat poza murami, w których trzymali go zakonnicy. I uczyli go samokontroli, bo ucieczka z klasztoru przełamała w nim jakąś blokadę. Stał się porywczy, wybuchowy, nieprzewidywalny. Przestał być pokornym dzieckiem, które było zamknięte w klasztornych murach. Ale oni nie spisali go na straty. Pomogli mu. Dlatego bez wahania ruszył z nimi w 1741 roku na wojnę (o sukcesję austriacką), gdy tylko o tym wspomnieli. Była to wataha niespokojnych duchów. Angażowali się we wszystkie głośne konflikty, a także we wszystkie ciche, które napotykali na swojej drodze. Byli wojownikami. I on postanowił być taki sam.
Przez dziesięciolecia walczył z nimi w różnych konfliktach, opowiadając się za stroną, która według nich miała słuszność lub była pokrzywdzona. Wilkołacza regeneracja była niezwykle przydatnym atutem w takich sytuacjach. Choć i tak nie wyszedł z tych przygód bez szwanku. Nie zawsze był czas, by odpowiednio opatrzyć ranę. Najważniejsza była jednak walka i towarzyszące jej uczucie. Uwielbiał to. Uwielbiał rozlew krwi. Bo wtedy nie musiał trzymać na smyczy własnych demonów, nad którymi nie zawsze panował.
Pod koniec XIX. wieku porzucił jednak to życie. Wiele zawdzięczał tej watasze, ale wiedział, że nadszedł czas, by się odłączyć. Tym sposobem wylądował w Azji. Właściwie w pogoni za swoimi korzeniami, które miał nadzieję tam odnaleźć. Znalazł tam nową watahę, i rozpoczął nowe życie. Jednak spokojne siedzenie na tyłku ani trochę mu nie pasowało. Nie było w nim tego czegoś. Dlatego został najemnikiem, potem ochroniarzem. Gdy obok ucha nie świstały mu kule, do normlanego życia potrzebował pracy czy zajęcia, które wymagało swoistej dyscypliny. Bez tego... zaczynał się gubić.
Do Europy zwabiły go konflikty, które wybuchły na początku XX. wieku. Swego czasu, z dawną watahą, spędził tam wiele lat, walcząc w licznych konfliktach. Tam też spotkał ponownie swojego pierwszego Alfę. Ponownie stanęli razem do walki. Tym razem walczyli po stronie Francji. Po zakończeniu I WŚ Axel pozostał przy starej watahsze, ponownie wędrując z nimi od jednej walki do drugiej. Rozstali się dopiero po II WŚ. Wataha ruszyła dalej, a on postanowił osiąść we Francji. Dzięki staremu Alfie zdobył znajomości i namiary na watahy, do których mógł się podczepiać, by nie zdziczeć. I zaciągnął się. Najpierw do wojska zawodowego. Po kilku latach i upozorowaniu swojej śmierci - na drugim końcu kraju wstąpił do policji jako nowy rekrut. Potrzebował takiej pracy, by kontrolować swoje wewnętrzne demony.
Taki tryb życia - raz żołnierz, raz policjant, innym razem ochroniarz - prowadził przez ponad pół wieku. A właściwie - prowadzi go nadal. Obecnie Axel, już od blisko pięciu lat, jest policjantem w Paryżu, i należy do jednej z miejscowych watah.
ciekawostki
# Do 17. roku życia mieszkał w klasztorze, na którego próg podrzucono go, gdy miał trzy lata. Raczej nie zaznał tam zbyt wiele miłosierdzia, a wręcz przeciwnie - wyrobiło mu to traumy, które ciężko było przepracować. Z klasztoru uciekł po tym, jak podczas pierwszej przemiany dokonał tam masakry i zamordował prawie połowę zakonników.
# Wilkołakiem jest od urodzenia, ale nie wie nic o swojej biologicznej rodzinie. Przez kilka dekad próbował dowiedzieć się czegokolwiek i odszukać jakichkolwiek krewnych, ale ostatecznie poddał się. Najwidoczniej nie dane mu było poznać swoje korzenie.
# Właściwie większość swojego życia spędził biorąc udział w różnych wojnach, konfliktach, czy pracując w służbach mundurowych. Z tego powodu ma sporo blizn. Bo choć regeneracja wilkołaka robi swoje, to po wybuchu miny nie w głowie było mu szukanie utraconego kawałka stopy, tak jak nie zawsze dobrze opatrywał rany zadane srebrem. Z powodu uszkodzenia rogówki tym metalem, jego lewe oko nie widzi kolorów. Przyzwyczaił się jednak do tego dziwacznego widzenia, i obecnie ciężko poznać, że jest częściowo ślepy na barwy.
# Z biegiem lat okazało się, że jeśli nie walczy na wojnie, to musi pracować w zawodzie, który wymaga swoistej dyscypliny. Gdy jej braknie, Axel zaczyna nieco szaleć i w przeszłości niejednokrotnie źle się to kończyło. Dlatego od kilku już dekad buja się między zawodem żołnierza, policjanta i ochroniarza, które zmienia co jakiś czas, gdy jego niezmienny wygląd zaczyna budzić podejrzenia (średnio co 7-10 lat).
# Obecnie pracuje w policji w Paryżu. Choć ze względu na przebieg służby mógłby już awansować, woli pracę na niższych szczeblach. Często jest za to wybierany do spraw, w których trzeba zinfiltrować jakieś grupy, bo nie ma problemu ze zmianą wyglądu na młodzieżowy i dopasowanie się do ów środowisk. Stara się zgarniać dla siebie wszelkie sprawy, które mają zawiązek ze światem wampirów i wilkołaków, by móc je tuszować.
# Ze względu na lata służby, może sprawiać wrażenie zimnego i zdyscyplinowanego. Ale jak go lepiej poznać, to nawet da się zauważyć, że ma poczucie humoru.
# Kiedyś, jako mały dzieciak, bał się ciemności. Jednak przez dalsze, częste zamykanie go przez zakonników w ciasnej komórce, z czasem nauczył się przekłuwać lęki w siłę. Obecnie nie ma zbyt wielu rzeczy, których budziłyby jego lęk.
# Niewiele sypia. Najpewniej ma to związek z dekadami spędzonymi na wojnach, gdzie ciągle musiał być czujny. Nawet jeśli śpi, to ze snu potrafi go wybudzić najmniejszy, podejrzany szmer. Zdarza mu się też spać z otwartymi oczami.
# Jest raczej samotnikiem. Najbliższe relacje ma z watahą, a prywatnie nigdy nie był w żadnym związku. Uwielbia za to koty. Przygarnął już kilka dachowców.
# Nie lubi się tym chwalić, ale w przeszłości pracował przez jakiś czas jako tancerz.
# Jego niechęć do zakonników z biegiem dekad nieco osłabła, nadal jednak unika duchownych, mając w pamięci swoje dzieciństwo i młodość.
# Nadal posługuje się imieniem nadanym mu przez pierwszego Alfę, choć na przestrzeni lat zdarzało mu się używać różnych jego form. Obecnie używa pierwotnego Alexander, choć często przedstawia się jako Axel.
# Rzadko pije. Ceni sobie trzeźwość umysłu.
# Nie ma pojęcia, że sny o kolorowej grupie, które miewał w dzieciństwie, to tak naprawdę urywki wspomnień z jego bardzo wczesnego dzieciństwa.
# Ze względu na liczne podróże i militarną przeszłość, zna nie tylko różne sztuki walki z zakątków świata, ale także sprawnie posługuje się bronią, zarówno palną, jak i białą czy drzewcową. Potrafi też pilotować, bo kilkanaście lat temu, będąc w wojsku, zdobył licencję pilota. Oczywiście, nie posługuje się nią, bo była wydana na inne nazwisko, ale pilotować nadal potrafi.
# Średnio radzi sobie za to z technologią "codziennego użytku". Podstawowe programy komputerowe czy telefon dotykowy obsłuży, ale bez większego entuzjazmu. A wszelkich mediów społecznościowych unika jak srebra. Nie umie też gotować.
# Zna, w mniejszym lub większym stopniu, kilkanaście języków. Choć część z nich jedynie w mowie i w obrębie słownictwa militarnego.
# Wilkołakiem jest od urodzenia, ale nie wie nic o swojej biologicznej rodzinie. Przez kilka dekad próbował dowiedzieć się czegokolwiek i odszukać jakichkolwiek krewnych, ale ostatecznie poddał się. Najwidoczniej nie dane mu było poznać swoje korzenie.
# Właściwie większość swojego życia spędził biorąc udział w różnych wojnach, konfliktach, czy pracując w służbach mundurowych. Z tego powodu ma sporo blizn. Bo choć regeneracja wilkołaka robi swoje, to po wybuchu miny nie w głowie było mu szukanie utraconego kawałka stopy, tak jak nie zawsze dobrze opatrywał rany zadane srebrem. Z powodu uszkodzenia rogówki tym metalem, jego lewe oko nie widzi kolorów. Przyzwyczaił się jednak do tego dziwacznego widzenia, i obecnie ciężko poznać, że jest częściowo ślepy na barwy.
# Z biegiem lat okazało się, że jeśli nie walczy na wojnie, to musi pracować w zawodzie, który wymaga swoistej dyscypliny. Gdy jej braknie, Axel zaczyna nieco szaleć i w przeszłości niejednokrotnie źle się to kończyło. Dlatego od kilku już dekad buja się między zawodem żołnierza, policjanta i ochroniarza, które zmienia co jakiś czas, gdy jego niezmienny wygląd zaczyna budzić podejrzenia (średnio co 7-10 lat).
# Obecnie pracuje w policji w Paryżu. Choć ze względu na przebieg służby mógłby już awansować, woli pracę na niższych szczeblach. Często jest za to wybierany do spraw, w których trzeba zinfiltrować jakieś grupy, bo nie ma problemu ze zmianą wyglądu na młodzieżowy i dopasowanie się do ów środowisk. Stara się zgarniać dla siebie wszelkie sprawy, które mają zawiązek ze światem wampirów i wilkołaków, by móc je tuszować.
# Ze względu na lata służby, może sprawiać wrażenie zimnego i zdyscyplinowanego. Ale jak go lepiej poznać, to nawet da się zauważyć, że ma poczucie humoru.
# Kiedyś, jako mały dzieciak, bał się ciemności. Jednak przez dalsze, częste zamykanie go przez zakonników w ciasnej komórce, z czasem nauczył się przekłuwać lęki w siłę. Obecnie nie ma zbyt wielu rzeczy, których budziłyby jego lęk.
# Niewiele sypia. Najpewniej ma to związek z dekadami spędzonymi na wojnach, gdzie ciągle musiał być czujny. Nawet jeśli śpi, to ze snu potrafi go wybudzić najmniejszy, podejrzany szmer. Zdarza mu się też spać z otwartymi oczami.
# Jest raczej samotnikiem. Najbliższe relacje ma z watahą, a prywatnie nigdy nie był w żadnym związku. Uwielbia za to koty. Przygarnął już kilka dachowców.
# Nie lubi się tym chwalić, ale w przeszłości pracował przez jakiś czas jako tancerz.
# Jego niechęć do zakonników z biegiem dekad nieco osłabła, nadal jednak unika duchownych, mając w pamięci swoje dzieciństwo i młodość.
# Nadal posługuje się imieniem nadanym mu przez pierwszego Alfę, choć na przestrzeni lat zdarzało mu się używać różnych jego form. Obecnie używa pierwotnego Alexander, choć często przedstawia się jako Axel.
# Rzadko pije. Ceni sobie trzeźwość umysłu.
# Nie ma pojęcia, że sny o kolorowej grupie, które miewał w dzieciństwie, to tak naprawdę urywki wspomnień z jego bardzo wczesnego dzieciństwa.
# Ze względu na liczne podróże i militarną przeszłość, zna nie tylko różne sztuki walki z zakątków świata, ale także sprawnie posługuje się bronią, zarówno palną, jak i białą czy drzewcową. Potrafi też pilotować, bo kilkanaście lat temu, będąc w wojsku, zdobył licencję pilota. Oczywiście, nie posługuje się nią, bo była wydana na inne nazwisko, ale pilotować nadal potrafi.
# Średnio radzi sobie za to z technologią "codziennego użytku". Podstawowe programy komputerowe czy telefon dotykowy obsłuży, ale bez większego entuzjazmu. A wszelkich mediów społecznościowych unika jak srebra. Nie umie też gotować.
# Zna, w mniejszym lub większym stopniu, kilkanaście języków. Choć część z nich jedynie w mowie i w obrębie słownictwa militarnego.